Wulgaryzmy
- Mogę być w twojej bandzie? - powiedział Krzysio, biorąc do ręki klocka i przyczepiając do kadłuba statku kosmicznego in spe.
- No dobra. Ale będziesz musiał coś zrobić - odpowiedziała Hania.
- Znowu muszę coś robić. A ja chciałem żebyśmy się tylko kolegowali.
Hania miała szarą sukienkę i szarą opaskę we włosach. Prowadziła wielką koparę po wykładzinowym mieście, niszcząc nieistniejące budynki i uwięzionych w nich ludzi. Czasem wydawała dźwięk jak eksplozja, gruchot walących się ścian i dachów, czasem jak jęk i błaganie o pomoc.
- Znowu muszę coś robić. A ja chciałem żebyśmy się tylko kolegowali. - Krzysio miał już dość Hani, ale wiedział że to ona rządzi w przedszkolu..
- Musisz bić się z Ondrą - powiedziała Hania nie przerywając dzieła wyimaginowanej desrukcji. Krzysio poczuł się nagle bardzo, bardzo źle.
- Ale ja nie chcę się bić z Ondrą. Siedzimy razem na stołówce i opowiadamy sobie co nam się śniło.
- Jak chcesz, ale nie będziesz w mojej bandzie. Buhhhh, bum, bum! Aaaa!
Krzysio miał znowu problem. Chciał się bawić z Hanią i z jej kolegami, a nie w kącie z Łukaszkiem i jego lalkami, kóry był niemądry, bo mówił tylko “uszami”.
Na obiedzie Krzysio, Ondra, Przemek i Bartek znowu siedzieli razem przy stole i opowiadali o tym co im się śniło. Bartek oszukiwał, bo mówił to samo, co było w ostatnim odcinku Batmana, tylko że on był Batmanem. Krzysio też oszukiwał, ale w tym dobrym znaczeniu. Czasem nic mu się nie śniło, więc zmyślał całe sny, ale zawsze korzystając z WŁASNEJ wyobraźni. Zupełnie tak jak Ondra. Był tego pewien, bo czasem Krzysio opowiedział sen, który nawet jego wprawiał w zazdrość i mały Czech próbował mu dorównać wymyślając dodatkowe sny na poczekaniu. Przemek był fajny, ale on nigdy nie oszukiwał. Jak miał sen to opowiadał, jak nie to nie.
Po obiedzie Krzysio jak zwykle szedł z Ondrą w parze do przedszkola. Przez całą drogę myślał co będzie jak się z nim w końcu pobije. Czy będą dalej kolegami? Co powiedzą rodzice, albo Pani Gabrysia? A jak Ondra go pobije mocniej? Przecież to łobuz, lubi się bić i chyba wie jak, mimo że nie jest za duży. Poza tym ma starszego brata w zerówce.
- Uszami - powiedział Łukaszek w parze za Krzysiem. Na buzi miał resztki jedzenia, których nie starła zniecierpliwiona pani Gabrysia, a za rączkę szedł z Bartkiem, który miał strasznie kwaśną minę z tego powodu.
Kiedy przyszli do przedszkola, Krzysio rozważał jak mógłby zbić Ondrę, żeby nie zrobić mu za bardzo krzywdy. Mały stanął obok drewnianych płotków, których dziewczynki używały do zabawy w dom. Płotki sięgały mu powyżej pasa. Gdyby go popchnął na te płotki, to na pewno byłoby zbicie, a z drugiej strony... To płotki zbiłyby Ondrę bardziej niż Krzyś. Długo się nad tym zastanawiał, budując z klocków pająka i uznał, że wtedy byłby mniej winny, a może nawet wcale.
Wstał, zostawiając rozsypane klocki na podłodze. Nogi miał jak z waty i cały się trząsł. Nie chciał tego robić, ale Hania przecież powiedziała... Podszedł do Ondry i pchnął go na płotki. Konstrukcja jaką tworzyły runęła, a mały chłopak runął na nią, tłukąc sobie wszystkie kości na twardym drewnie. Krzysio czuł każdego siniaka, każde potłuczenie, mimo że tylko stał i patrzył. Nie mógł się ruszyć. Chciał uciekać, ale nie na swoich nogach, tylko na czyichś, bo nie chciał być już sobą, wolałby być kimś innym, kto nie popycha kolegów na płotki.
W domu było strasznie. Mama była wkurzona i straszyła go tatą. “Zobaczysz jak tata przyjdzie”, a Krzysio nie wiedział co się stanie. W końcu drzwi do mieszkania się otworzyły, a potem gwałtownie zatrzasnęły. “O, tata przyszedł”, pomyślał Krzysio, ale nie dał tego po sobie poznać. Strasznie się bał, ale budował z klocków bunkier. Może mama zapomni powiedzieć tacie jeśli będzie udawał że nic się nie stało. Tata jak zwykle poszedł do kuchni, a Krzyś nadstawił uszu, nie chcąc uronić ani jednego jego słowa. Czasem mógł poznać po głosie taty czy będzie bił, czy machnie ręką, po tym co ma mamie do powiedzenia i jak idzie przez przedpokój. Koszmar trwał jeszcze przez chwilę, bo mama najpierw mówiła tacie o jakichś papierach z banku i chyba chciała długo powiedzieć o pobiciu Ondry, ale odkładała to na co raz później. W końcu powiedziała. Tata odsunął krzesło z nieznośnym zgrzytem. Powiedział coś w rodzaju: “Smarkacze się pobili, wielkie rzeczy. Chyba pierwszy raz zrobił coś takiego, kiedyś musi być”, ale to nie był jeszcze koniec, ważna jest jeszcze twarz. Czasem jest normalna i zmienia się w zależności od tego co się mówi, ale czasem... Czasem jest jak zrobiona z kamienia i pewnie tak samo zimna, chociaż mówi się że ktoś się “gorączkuje”. Ale nie tata. On zawsze najgorszy był zimny.
Tata przeszedł obok pokoju Krzysia do salonu i usiadł przed telewizorem. Kamień spadł małemu z serca, ale na wszelki wypadek był cicho przez resztę dnia, żeby nie prowokować. Wrócił do budowania bunkra. Będzie potrzebował dodatkowej warstwy pancernych drzwi.
Następnego dnia Krzysio przyszedł do przedszkola jak zwykle przed ósmą, a zaraz po nim Hania w białej sukience i różowej przepasce, ale wyraźnie z niej niezadowolona. Krzysio miał to gdzieś, mieli przecież umowę.
- To jak, jestem w Twojej bandzie? - Zapytał.
Grymas niezadowolenia nagle całkowicie zniknął z twarzy dziewczynki. Uniosła lekko kąciki ust i skrzyżowała ręce na piersi.
- No dobra. Ale będziesz musiał coś zrobić...
Ciepło było jak w piekle. Oba okna otwarte, przepocona kołdra odłożona na bok, ale i to nie wystarczało. W dodatku tylko ćwierć łóżka dla niego. Krzysiek obudził się w środku nocy i nie umiał zasnąć. Coś go strasznie dręczyło i wiedział, że to coś ma związek z Kubą. Leżeli obok siebie oddzieleni od kołdrą, niby zupełny spokój, a w środku coś go do niego... Nie, sama MYŚL o tym jest przecież grzechem. “Nie mogę nim być”, cały czas powtarzał w myślach, “dlaczego właśnie ja?” Próbował się modlić, ale nie potrafił. Czuł że walka myśli w jego głowie przenosiła się na jakieś absurdalne poziomy. “Może on mnie wkurza po prostu?”, pomyślał. “W końcu mały to on nie jest, ja leżę na skraju łóżka, mógłby się w końcu przesunąć”. Przez kołdrę, delikatnie, tak żeby go nie obudzić, spróbował wywalczyć dla siebie trochę miejsca. Kiedy nie dał rady, uznał że nie ma najmniejszej ochoty go budzić, a tym groziło użycie większej siły. Myśli nie dawały mu spokoju. Sekundy rozciągały się w minuty, minuty w godziny, a godziny w wieczność. Leżał tam, w totalnym szoku, bo po raz pierwszy czuł to *coś* i przemieniał się w jeden gigantyczny wyrzut sumienia. W końcu coś zwróciło jego uwagę w mroku pokoju. W lustrze wiszącym obok łóżka zobaczył otwarte oczy Kuby. Przewrócił się z jednego boku na drugi. “Żeby tylko nie zobaczył, że nie śpię”, pomyślał Krzysiek, ale z przerażeniem zobaczył, że wcale nie udaje śpiącego, a próbuje swoim wzrokiem złapać wzrok Kuby. “Kim ja jestem?”, pomyślał, “kto teraz mną jest?”. Zaczął myśleć, że wolałby zasnąć i już się nie obudzić. Żeby tego było jeszcze mało, Kuba podniósł rękę i pogładził dłonią nogę Krzyśka.
- Nie masz jeszcze żadnych włosów... - powiedział zachrypniętym głosem.
Rzeczywiście, pomyślał Krzysiek, nogi mam trochę jak dziewczyna, ale czy to powód, żebym się tak zachowywał? Co ze mną jest?! W dodatku teraz jeszcze to... Dlaczego on mi to robi?
Nagle dopadło go zmęczenie, tak potworne jak nigdy w życiu. Osunął się powoli w dziwny stan, w połowie drogi między jawą, a snem. Widać mózg wystawił energię za długą, wewnętrzną walkę.
Następnego dnia Kuba zachowywał się jakby nic się nie stało. “A co się niby stało?”, słyszał własne myśli, “przecież leżałeś jak kołek, przecież za to nikt nikogo jeszcze nie zlinczował”. Jednak cały czas był pewien, że tyle zdradził swoim zachowaniem, pobudzeniem, spoglądaniem w oczy. Przecież nawet dzisiaj zdradzał się co chwilę unikaniem spojrzenia, zdawkowymi odpowiedziami na pytania, czy przesiadywaniem przed komputerem od samego rana.
Z następnymi dniami przyszły kolejne zmartwienia. A co jeśli powie matce? Przecież moja i jego razem pracują. Bo to że powie w klasie było pewne. Kto przepuściłby takiego newsa. “Krzysiek gejem”, choć to pewnie najlżejsza forma nazewnictwa jaką dla niego wymyślą. Póki co, nie było źle, może poza standardowym “Nie gadam z tobą, jeśli masz telefon starszy niż rok i dwa razy w tygodniu przyszedłeś w tych samych spodniach”. Było więc pewne, że będzie chciał mieć na niego haka.
W następnym tygodniu była wycieczka do Oświęcimia. Krzyśkowi trafiło się miejsce z tyłu autobusu, z czego nie był do końca zadowolony. Nie miał nic przeciwko tyłom autobusu, które były zdecydowanie najciekawszymi miejscami do zajmowania w autobusie, ale wolał siedzieć daleko od Kuby, żeby się nie przypominać i nie prowokować.
- Opowiem wam kawał - powiedział Kuba z uśmiechem na twarzy. - Dwa pedały wzięły ślub... - niektórzy już się śmiali, a Krzysiek poczuł jak coś skręca mu się w żołądku. - No i ruchają się. Długo się ruchają, cały czas jeden rucha drugiego, żadnych zmian po drodze - znowu śmiechy. Krzyśkowi przypomniało się, że też powinien, więc powiedział:
- Ha ha ha... - a w głowie usłyszał swoje myśli: “jebany cwaniaczku, z którym byliśmy kolegami jeszcze wtedy jak byłeś głowę niższy ode mnie, a ty czytać jeszcze nie potrafiłeś”.
- No i ten który ruchał nagle przestaje i mówi “idę do kibla, zaraz przyjdę, tylko nic tutaj nie rób”. Wychodzi, wraca, a tam wszystko białe, ściany, sufit, podłoga, wszystko. “Co tu się kurwa stało?”, pyta. “Pierdłem”.
“Okres godowy świniaka pospolitego zaczyna się chóralnym rżeniem na rykowisku”, odezwał się automatyczny system pocieszania w głowie Krzyśka, kiedy połowa autobusu ryknęła śmiechem. Nie był w dobrym humorze, więc pocieszanie też nie było na najwyższym poziomie. Tak naprawdę to chciał się zabić, albo chociaż zadać ból temu ciału w jakim przyszło mu się urodzić. Musiał szybko zająć czymś myśli.
Czas mijał, a w miarę jak oddalali się w czasie od owego dowcipu z brodą, udało mu się jakoś uspokoić. Przyjechali do muzeum i zaczęło się zwiedzanie. Z początku czuł się winny, bo wokół były te baraki, krematoria i druty kolczaste, a on nie odczuwał żalu. Nie widział żadnej tragedii. Pękł dopiero w słynnej sali, gdzie zgromadzono ludzkie włosy, walizki, pomoce dla inwalidów i masę innych rzeczy. W tym momencie dotarło do niego znaczenie całego przedsięwzięcia jakim było “ostateczne rozwiązanie...”. Myślał o tym, co przewodniczka powiedziała pół godziny wcześniej: “Do obozu taborami kolejowymi trafiali Żydzi, Polacy, Cyganie, homoseksualiści...” Nie potrafił powstrzymać łez. Nagle tragedia tych ludzi stała się jego tragedią. Nie chciał teraz oglądać Kuby. Bał się, że zamiast słuchać przewodniczki opowiada kolejny dowcip o pedałach.
Kiedy przyjechał do domu, wszystko go drażniło. Matka chciała żeby coś zrobił, ojciec złościł się, że czegoś nie zrobił, jak zwykle wszyscy w domu byli niezadowoleni. Okazuje się, że musi oddać pokój dziadkowi i przenieść się na strych, gdzie jest tylko małe okieneczko na świat, zimno w zimie, ciepło w lecie, a vis a vis stoi kościół, który wali dzwonami nie pozwalając się nigdy wyspać. Robił wszystko żeby rodzice zauważyli, że coś jest nie tak. Zero odpowiedzi. No może z wyjątkiem “Ty znowu siedzisz przy tym komputerze”. “No tak”, pomyślał Krzysiek, “To komputer jest źródłem wszystkich moich problemów”.
- Parabole tańczą, tańczą-tańczą-tańczą, tańczą-tańczą tańczą parabole!
Pani Walentyjczyk, zwykle spokojna i stonowana, prawie popłakała się ze śmiechu. Układ choreograficzny Krzyśka i Adama rzeczywiście był przezabawny, szczególnie że tańczyło się go siedząc w ławce.
Miło było siedzieć z kimś, kto ogarniał matę na tyle szybko, by po zadaniach można było się nieźle powygłupiać i to jeszcze z samą nauczycielką. Miło było siedzieć z Adamem, zauważył Krzysiek. Adam był dobrze zbudowany, miał sporą wiedzę na temat kulturystyki i tego jak dobrze wyglądać. Był pogodnym typem i niczym się nie przejmował, w ogóle ziomek jak z bajki. Krzysiek czuł przy nim to, co zwykle przy takich facetach, czyli podziw. W końcu żeby mieć taki sześciopak i taką klatę, trzeba się nieźle napracować. Szedł w ich ślady, co przynosiło całkiem niezłe efekty. Dziewczyny oglądały się za nim, czasem lubiły się otrzeć, niby przypadkiem, a co śmielsze najzwyczajniej chwycić za pośladek. Jego kumple żartowali, że to faceci go łapią, a to z powodu przepięknych loków, genetycznym spadku po mamie, które opadające na plecy i ramiona mogły rzekomo zmylić niejednego samca. Denerwowały go takie porównania.
Czasem drażniło go też to, że “podziw” dla Adama i innych facetów stawał się czymś innym, głębszym. To burzyło status quo, nad którym tak długo przecież pracował. Wreszcie miał przyjaciół, wreszcie miał... Coś na kształt dziewczyny. Nie może tego stracić przez jakieś gejowskie myśli. Zresztą kto wie, czy to jest gejostwo. Kto wie *czym* jest gejostwo? Może jest jednak jakiś wybór, bo przecież to, co łączy go z Olą, nie jest zwykłą przyjaźnią. Z początku podszedł do niej jak do każdej - chciał ją trochę zmanipulować, zauroczyć, bo przecież nie można nikogo przy sobie zatrzymać, nie uzależniając go od siebie. Ale ona była inna. Sama mu się oddała, oczywiście duszą, bo ciało interesowało go jakby mniej. On z kolei najpierw był w szoku, a potem bardzo powoli oswajał się z myślą, że ktoś może być dla niego tak miły jak Ona. Mógł patrzeć jej w oczy godzinami, rozmawiać z nią jeszcze dłużej, a potem jeszcze w domu, na forum. Wszystko to było nierealne, jak z bajki. Bał się, że oszalał. Życie nie może być takie piękne. Pewnie siedzę zawinięty w kaftan gdzieś w domu wariatów. Strużka śliny kapie mi z ust...
Było cudownie do momentu, kiedy uświadomił sobie, że nie widzieli się miesiąc, a on nawet nie zwrócił na to uwagi. Wróciła z sanatorium, gdzie była sama jak palec, na rehabilitacji. Była czyjaś osiemnastka w knajpie. Siedział przy barze. Ona podeszła, chwyciła go za rękę, a on czuł paraliż. Starał się powiedzieć wszystko spojrzeniem, ale nie dało się. Do tej pory tak świetnie to wychodziło! Mówił tak dużo... Nie rozumiała.
Potem byli co raz dalej od siebie. Ustąpił miejsca innym, z którymi teraz rozmawiała i tańczyła. Obserwował to wszystko, popadając w dziwny nastrój. Ludzie wokół mówili, że się załamał, ale to nie było to. To był... brak czegokolwiek. Brak uczuć. To go najbardziej przerażało. Brak tęsknoty i zazdrości tam gdzie powinna być. Pożyczał tych uczuć od innych. Czuł się wtedy spokojniejszy, bardziej... Ludzki.
Pociąg ruszył i nikt go już nie zatrzymywał. Teraz i on dołączył do grona ludzi cofniętych w rozwoju, pomyślał. Dwa lata w dupę i to przez co? Przez fochy.
- To przez emocje, rozumiesz? - powiedział w głowie głos ojca - Za bardzo się wszystkim przejmujesz. To błąd.
Szaleństwo. Wyjeżdżam, ale przecież znajomych nie porzucam. Karola nie porzucam. Nadal będziemy się spotykać, dobrze bawić, a potem będę pół roku chory na depresję. Zresztą, nie trzeba było rzucać studiów, żeby się od niego wyrwać.
- Kogo oszukujesz? - odezwał się znów ojciec - Szukasz sobie wymówki, a naprawdę za mało się starasz.
- Niedaleko pada jabłko od jabłoni. Całe życie mi to mówisz. A ja jestem zbyt głupi, żeby nie dać się sprowokować.
Przez chwilę wsłuchał się w miarowy stukot.
- To co teraz będziesz robił? Jaki masz plan? - odezwał się znów ojciec w głowie. Krzyśka rozbolała głowa, kiedy uświadomił sobie, że w domu czeka na niego ten prawdziwy. Spojrzał na zegarek. Minęła dopiero minuta. Przed nim jeszcze dwie godziny samotnej drogi.
Klaudię spotkał pod wydziałem. Przystanęli na chwilę żeby pogadać. Oczyma wyobraźni Krzysiek zobaczył jak skóra odłazi jej od czaszki, pokazując skrwawione mięśnie i puste oczodoły wypełnione juchą. Odwrócił wzrok i poczuł jak oblatuje go strach. Opowiedział jakieś “no”, zaśmiał się kiedy było trzeba i się pożegnał. Zlał go zimny pot, ptak skurczył się do rozmiarów kolibra, a na całe ciało weszły ciarki. W głowie miał tylko dwa słowa: “Dlaczego?”. Drugie słowo zmieniało się co pół sekundy:”ja”, “ona”, “teraz”. Nie dość, że już dziesiąty chłopak z rzędu okazał się beznadziejny, to teraz jeszcze to... Całe życie z natręctwami! Tylko nigdy to nie było skalpowanie twarzy, w dodatku osoby, od której miał same dobre rzeczy... Nie poświęcał temu wiele refleksji. Dwa lata wcześniej bał się co będzie za parę lat, skoro wtedy czuł się tak beznadziejnie. Zrezygnował z tego. Autorefleksje powinny się skończyć w którymś momencie.
Ciało [thriller/horror]
1
Ostatnio zmieniony pn 26 lis 2012, 11:34 przez El Commediante, łącznie zmieniany 3 razy.