Cała czwórka siedziała w obskurnym pokoju małego mieszkanka. Pili już od dobrych kilku godzin i widać było, że długo nie potrzymają.
- Muszę siku – powiedziała Beata, wstając od ławy.
- A ja zapalić – dodał Marek.
Pozostała dwójka również wyszła na balkon, starając się nałykać jak najwięcej orzeźwiającego powietrza. Przecież w lodówce chłodziły się jeszcze dwie butelki.
Do pustego pokoju wszedł pies. Wyglądał jak zwykły kundel – przerzedzone brunatne futro, jęzor wiecznie wywinięty na wierzch i będący bez ustanku w ruchu ogon. Jedyne czym zwracał na siebie uwagę to czerwona plama w okolicach szyi…
Po kilku minutach pomieszczenie znowu wypełniło się dźwiękiem rozmów oraz zapachem wódki.
- Ej, od kiedy masz psa? – zapytała Maryla, dostrzegając w rogu pokoju kundla.
- Nie wiem, pewnie znowu wszedł przez balkon. Cholera, jak ja nie lubię tak nisko mieszkać, ciągle coś tu wpada. Potem go wyrzucę, teraz mi się nie chce – wytłumaczyła Beata.
- Od kiedy psy wchodzą do mieszkań przez balkon? – ironicznie spytał Marek.
- Nie wiem, walić go. Weź polej.
- Hej, przecież ten pies szedł za mną całą drogę tutaj – powiedziała Kasia. – Nie chciał się skubaniec odczepić. Czego on tutaj chce?
Dywagacje na temat tajemniczego przybysza przerwała następna kolejka, rozlana przez jedynego mężczyznę w towarzystwie.
Po kolejnej godzinie wszyscy byli już poważnie napici i szykowali się do wyjścia.
Kasia, chcąc uniknąć tłoku na korytarzu, przeczekała wyjście gości, paląc na balkonie papierosa. Niezauważenie podszedł do niej kundel, o którym wszyscy zdążyli już zapomnieć. Kobieta uśmiechnęła się do niego nieznacznie i zaczęła łaskotać za uchem. Niespodziewanie zwierzak zaczął warczeć i ugryzł ją w przegub prawej dłoni.
- Głupi kundel – syknęła z bólu, masując się po miejscu gdzie pies wbił kły.
- Co się tak trzymasz za tą rękę? – zapytała wyraźnie śpiąca Beata, stojąc już razem z przyjaciółką na korytarzu, czekając aż ta ubierze się i wyjdzie.
- Ten pies co tutaj wlazł, ugryzł mnie.
- Żeby tylko nie miał żadnego ejca czy sepsy.
- Weź nawet nie strasz. Tak w ogóle to lepiej go poszukaj i wyrzuć stąd.
- Jutro, teraz idę spać.
- Okej, narka.
- No, hej, trzymaj się.
***
Przez całą noc miała koszmary. Zerwała się cała spocona, nie mogąc sobie przypomnieć co ją tak zdenerwowało. Wiedziała, że było to coś strasznego. Jakiś dom, pies, ludzie, krew. Było tyle nie pić, powtarzała sobie idąc chwiejnie w stronę lodówki. Wypiła na raz pół butelki wody i wróciła do łóżka. Resztę nocy przespała bez żadnych przygód.Beata zasnęła dwie minuty po wyjściu ostatniego gościa. Rzuciła się na łóżko i momentalnie zasnęła. Strużka śliny spływała jej z kącika ust, wydawała z siebie nieznaczne odgłosy pochrapywania. Coś biegło w jej stronę. Coś, o błyszczących ślepiach, rozdzierających ciemność. Pies rzucił się na nią. W pierwszym momencie nie zareagowała, nie zdając sobie sprawy z tego co się dzieje. Obudziła się w chwili kiedy została pozbawiona trzech palców u prawej dłoni. Zerwała się na równe nogi, krzycząc w niebogłosy i zrzucając z siebie psa. Próbowała wybiec na klatkę, jednak w połowie drogi poczuła pazury i ogromny ciężar na swoich plecach. Chwilę po tym upadła na brzuch. Ogromny, przeszywający ból przeszedł jej głowę. Krzyczała, dopóki była w stanie.
***
- Co chcesz? – spytała się Kasia, będąc święcie przekonana, że ktoś coś do niej mówił.
Na zewnątrz świeciło już słońce, dochodziło południe. Dobrze, że dzisiaj wolne, pomyślała. Siedząc na łóżku i przypominając sobie wczorajszy wieczór zauważyła, że nie ma kaca. Zero jakichkolwiek oznak zeszłonocnych wyczynów. Jedna z dłoni strasznie ją bolała. Przyjrzała się jej. Była zielona i spuchnięta. To przecież ta ręka gdzie ugryzł mnie ten pies wczoraj, zorientowała się szukając opatrunków.
- Co? – odwróciła się, po raz kolejny wydawało jej się, że ktoś do niej mówi.
Może nie mam kaca, ale słyszę jakieś głosy. Przynajmniej nie boli mnie głowa, pomyślała. Za pomocą jednej ręki zdołała się ubrać i nałożyć lekki makijaż. Nigdy nie lubiła chodzić do lekarza, zresztą nie należała nawet do typu chorowitej osoby, ale stan ręki bardzo ją zaniepokoił.
Schodząc z drugiego piętra poczuła zawroty głowy. W tym samym momencie zaczęły dochodzić ją mdłości. Oho, co się odwlecze to nie uciecze, powiedziała pod nosem, czując się coraz gorzej. Powolnym krokiem ruszyła do pobliskiego szpitala. W połowie drogi postanowiła zrobić chwilę przerwy, było jej coraz ciężej iść. Znowu usłyszała głosy, tym razem bardzo wyraźne:
- Zaabij, zabijjj…
***
- Patrz, tej dziewczynie chyba coś jest – powiedziała żona do męża, widząc, że pod ich domem stoi młoda kobieta. – Wyjdę do niej, zobaczę o co chodzi.Chwilę po włożeniu kapci, stała już za jej plecami. Słyszała jak ciężkie kobieta wydaje oddechy. Uwadze nie uszła także spuchnięta dłoń o nienaturalnej barwie.
- Przepraszam, czy dobrze się pani czuje? Może wejdzie pani do środka, napije się trochę wody? – zapytała najmilej jak tylko potrafiła gospodyni.
Pytając, starała się dojrzeć twarz tajemniczego gościa. Była tej samej barwy co ręka – zgniłozielona. Jednak nie to najbardziej przerażało, ale czarne, puste ślepia. Momentalnie odeszła kilka kroków w tył i instynktownie chciała uciec do domu. Nie zdążyła.
W ułamku sekundy przerażająca postać rzuciła się na nią i odgryzła nos. Następnie wgryzła się w szyję, odrywając spory kawałek skóry. Mąż w tej samej chwili siedział w salonie oglądając telewizję. Z wygodnego fotela wyciągnął go dźwięk gotującej się wody w czajniku. Wlewając do dwóch kubków wodę zauważył zmasakrowaną postać leżącą przy furtce. Lodowaty dreszcz przeszedł go po karku. W tym samym momencie ktoś z hukiem otworzył drzwi. Zdezorientowany mężczyzna upuścił czajnik na kuchenne kafelki wywołując ogromny hałas. Pierwsze co zrobił to chwycił nóż. Kompletnie nie wiedział jak można się nim bronić i pewnie nie byłby w stanie zadać ciosu, ale przecież w filmach to wystarcza.
Jakieś skrzypnięcie dochodzące z salonu. Ruszył ostrożnie w tamtą stronę. Za sofą zauważył czubek czyjejś głowy, pokrytej czarnymi włosami. Po chwili nic tam nie było.
- Wyjdź stamtąd! – krzyknął.
W jego kierunku pofrunęła masywna lampa. Odsunął się w ostatniej chwili, mebel roztrzaskał się z hukiem na drobny mak. Zaraz po tym zza pobliskiego fotela rzuciło się na niego przerażające zielone monstrum, kompletnie nie przypominające człowieka. Nóż na nic mu się zdał – ogromny ciężar zwalił go z nóg, całkowicie obezwładniając. Zobaczył, że to coś leżące na nim trzyma między zębami ucho… Jego ucho! Zaczął krzyczeć, nie czując właściwie bólu. Kolejny atak, tym razem na dolną wargę. Poczuł to bardzo intensywnie. Rozdzierał powietrze swoim wrzaskiem. Po kilku ugryzieniach ucichł, po jeszcze następnych umarł.
***
Po godzinie jeden z sąsiadów zauważył leżące na podwórku zwłoki kobiety. Policja przyjechała po piętnastu minutach. Kilku mundurowych nie mogło znieść widoku zmasakrowanych zwłok i zwróciło swoje śniadania do pobliskich krzaków. Zero śladów kogoś kto mógłby to zrobić. Jedynie siedzący w przedpokoju kundel z plamą krwi na jednej z łap…