Głosy

1
Kolejna porcja wódki prześlizgnęła się przez jej przełyk. Wiedziała, że ma już dość, jednak uległa namowom reszty ekipy i w końcu straciła rachubę, pijąc każdą kolejną kolejkę, jaka tylko znalazła się w kieliszku.

Cała czwórka siedziała w obskurnym pokoju małego mieszkanka. Pili już od dobrych kilku godzin i widać było, że długo nie potrzymają.
- Muszę siku – powiedziała Beata, wstając od ławy.
- A ja zapalić – dodał Marek.

Pozostała dwójka również wyszła na balkon, starając się nałykać jak najwięcej orzeźwiającego powietrza. Przecież w lodówce chłodziły się jeszcze dwie butelki.
Do pustego pokoju wszedł pies. Wyglądał jak zwykły kundel – przerzedzone brunatne futro, jęzor wiecznie wywinięty na wierzch i będący bez ustanku w ruchu ogon. Jedyne czym zwracał na siebie uwagę to czerwona plama w okolicach szyi…
Po kilku minutach pomieszczenie znowu wypełniło się dźwiękiem rozmów oraz zapachem wódki.

- Ej, od kiedy masz psa? – zapytała Maryla, dostrzegając w rogu pokoju kundla.
- Nie wiem, pewnie znowu wszedł przez balkon. Cholera, jak ja nie lubię tak nisko mieszkać, ciągle coś tu wpada. Potem go wyrzucę, teraz mi się nie chce – wytłumaczyła Beata.
- Od kiedy psy wchodzą do mieszkań przez balkon? – ironicznie spytał Marek.
- Nie wiem, walić go. Weź polej.
- Hej, przecież ten pies szedł za mną całą drogę tutaj – powiedziała Kasia. – Nie chciał się skubaniec odczepić. Czego on tutaj chce?
Dywagacje na temat tajemniczego przybysza przerwała następna kolejka, rozlana przez jedynego mężczyznę w towarzystwie.
Po kolejnej godzinie wszyscy byli już poważnie napici i szykowali się do wyjścia.
Kasia, chcąc uniknąć tłoku na korytarzu, przeczekała wyjście gości, paląc na balkonie papierosa. Niezauważenie podszedł do niej kundel, o którym wszyscy zdążyli już zapomnieć. Kobieta uśmiechnęła się do niego nieznacznie i zaczęła łaskotać za uchem. Niespodziewanie zwierzak zaczął warczeć i ugryzł ją w przegub prawej dłoni.
- Głupi kundel – syknęła z bólu, masując się po miejscu gdzie pies wbił kły.
- Co się tak trzymasz za tą rękę? – zapytała wyraźnie śpiąca Beata, stojąc już razem z przyjaciółką na korytarzu, czekając aż ta ubierze się i wyjdzie.
- Ten pies co tutaj wlazł, ugryzł mnie.
- Żeby tylko nie miał żadnego ejca czy sepsy.
- Weź nawet nie strasz. Tak w ogóle to lepiej go poszukaj i wyrzuć stąd.
- Jutro, teraz idę spać.
- Okej, narka.
- No, hej, trzymaj się.
***
Przez całą noc miała koszmary. Zerwała się cała spocona, nie mogąc sobie przypomnieć co ją tak zdenerwowało. Wiedziała, że było to coś strasznego. Jakiś dom, pies, ludzie, krew. Było tyle nie pić, powtarzała sobie idąc chwiejnie w stronę lodówki. Wypiła na raz pół butelki wody i wróciła do łóżka. Resztę nocy przespała bez żadnych przygód.
Beata zasnęła dwie minuty po wyjściu ostatniego gościa. Rzuciła się na łóżko i momentalnie zasnęła. Strużka śliny spływała jej z kącika ust, wydawała z siebie nieznaczne odgłosy pochrapywania. Coś biegło w jej stronę. Coś, o błyszczących ślepiach, rozdzierających ciemność. Pies rzucił się na nią. W pierwszym momencie nie zareagowała, nie zdając sobie sprawy z tego co się dzieje. Obudziła się w chwili kiedy została pozbawiona trzech palców u prawej dłoni. Zerwała się na równe nogi, krzycząc w niebogłosy i zrzucając z siebie psa. Próbowała wybiec na klatkę, jednak w połowie drogi poczuła pazury i ogromny ciężar na swoich plecach. Chwilę po tym upadła na brzuch. Ogromny, przeszywający ból przeszedł jej głowę. Krzyczała, dopóki była w stanie.
***

- Co chcesz? – spytała się Kasia, będąc święcie przekonana, że ktoś coś do niej mówił.
Na zewnątrz świeciło już słońce, dochodziło południe. Dobrze, że dzisiaj wolne, pomyślała. Siedząc na łóżku i przypominając sobie wczorajszy wieczór zauważyła, że nie ma kaca. Zero jakichkolwiek oznak zeszłonocnych wyczynów. Jedna z dłoni strasznie ją bolała. Przyjrzała się jej. Była zielona i spuchnięta. To przecież ta ręka gdzie ugryzł mnie ten pies wczoraj, zorientowała się szukając opatrunków.

- Co? – odwróciła się, po raz kolejny wydawało jej się, że ktoś do niej mówi.
Może nie mam kaca, ale słyszę jakieś głosy. Przynajmniej nie boli mnie głowa, pomyślała. Za pomocą jednej ręki zdołała się ubrać i nałożyć lekki makijaż. Nigdy nie lubiła chodzić do lekarza, zresztą nie należała nawet do typu chorowitej osoby, ale stan ręki bardzo ją zaniepokoił.

Schodząc z drugiego piętra poczuła zawroty głowy. W tym samym momencie zaczęły dochodzić ją mdłości. Oho, co się odwlecze to nie uciecze, powiedziała pod nosem, czując się coraz gorzej. Powolnym krokiem ruszyła do pobliskiego szpitala. W połowie drogi postanowiła zrobić chwilę przerwy, było jej coraz ciężej iść. Znowu usłyszała głosy, tym razem bardzo wyraźne:
- Zaabij, zabijjj…
***
- Patrz, tej dziewczynie chyba coś jest – powiedziała żona do męża, widząc, że pod ich domem stoi młoda kobieta. – Wyjdę do niej, zobaczę o co chodzi.
Chwilę po włożeniu kapci, stała już za jej plecami. Słyszała jak ciężkie kobieta wydaje oddechy. Uwadze nie uszła także spuchnięta dłoń o nienaturalnej barwie.
- Przepraszam, czy dobrze się pani czuje? Może wejdzie pani do środka, napije się trochę wody? – zapytała najmilej jak tylko potrafiła gospodyni.

Pytając, starała się dojrzeć twarz tajemniczego gościa. Była tej samej barwy co ręka – zgniłozielona. Jednak nie to najbardziej przerażało, ale czarne, puste ślepia. Momentalnie odeszła kilka kroków w tył i instynktownie chciała uciec do domu. Nie zdążyła.

W ułamku sekundy przerażająca postać rzuciła się na nią i odgryzła nos. Następnie wgryzła się w szyję, odrywając spory kawałek skóry. Mąż w tej samej chwili siedział w salonie oglądając telewizję. Z wygodnego fotela wyciągnął go dźwięk gotującej się wody w czajniku. Wlewając do dwóch kubków wodę zauważył zmasakrowaną postać leżącą przy furtce. Lodowaty dreszcz przeszedł go po karku. W tym samym momencie ktoś z hukiem otworzył drzwi. Zdezorientowany mężczyzna upuścił czajnik na kuchenne kafelki wywołując ogromny hałas. Pierwsze co zrobił to chwycił nóż. Kompletnie nie wiedział jak można się nim bronić i pewnie nie byłby w stanie zadać ciosu, ale przecież w filmach to wystarcza.

Jakieś skrzypnięcie dochodzące z salonu. Ruszył ostrożnie w tamtą stronę. Za sofą zauważył czubek czyjejś głowy, pokrytej czarnymi włosami. Po chwili nic tam nie było.
- Wyjdź stamtąd! – krzyknął.

W jego kierunku pofrunęła masywna lampa. Odsunął się w ostatniej chwili, mebel roztrzaskał się z hukiem na drobny mak. Zaraz po tym zza pobliskiego fotela rzuciło się na niego przerażające zielone monstrum, kompletnie nie przypominające człowieka. Nóż na nic mu się zdał – ogromny ciężar zwalił go z nóg, całkowicie obezwładniając. Zobaczył, że to coś leżące na nim trzyma między zębami ucho… Jego ucho! Zaczął krzyczeć, nie czując właściwie bólu. Kolejny atak, tym razem na dolną wargę. Poczuł to bardzo intensywnie. Rozdzierał powietrze swoim wrzaskiem. Po kilku ugryzieniach ucichł, po jeszcze następnych umarł.
***
Po godzinie jeden z sąsiadów zauważył leżące na podwórku zwłoki kobiety. Policja przyjechała po piętnastu minutach. Kilku mundurowych nie mogło znieść widoku zmasakrowanych zwłok i zwróciło swoje śniadania do pobliskich krzaków. Zero śladów kogoś kto mógłby to zrobić. Jedynie siedzący w przedpokoju kundel z plamą krwi na jednej z łap…
Ostatnio zmieniony wt 04 gru 2012, 21:54 przez jkb95, łącznie zmieniany 3 razy.

2
W tym tekście przerażające jest to, jak mocne łby mają twoi bohaterowie ;D Przestraszyło mnie też kilka kwiatków typu:
Pili już od dobrych kilku godzin i widać było, że długo nie potrzymają.
Reszta raczej nie wzbudza strachu. Ale warsztatowo raczej nieźle. A tak w ogóle:
Pytając, starała się dojrzeć twarz tajemniczego gościa. Była tej samej barwy co ręka – zgniłozielona. Jednak nie to najbardziej przerażało, ale czarne, puste ślepia.
A chwile później:
Zaraz po tym zza pobliskiego fotela rzuciło się na niego przerażające zielone monstrum, kompletnie nie przypominające człowieka. Nóż na nic mu się zdał – ogromny ciężar zwalił go z nóg, całkowicie obezwładniając.
szybka transformacja ;D
Wstyd rodzi się z dokonywanego nieustannie porównania z obrazem człowieka takiego, jakim chcielibyśmy być

3
Cześć,

To może ja opiszę swoje wrażenia - jako pierwszy wkład w rozwój forum, moje uwagi potraktuj z dystansem, bowiem specjalistą w dziedzinie nie jestem:

"pijąc każdą kolejną kolejkę, jaka tylko znalazła się w kieliszku."
Przez "kolejkę" w tym kontekście rozumiem picie przez uczestników imprezy w określonej kolejności. "Kolejka" nie za bardzo może znaleźć się zatem w kieliszku. Wiem jak najbardziej co miałeś na myśli ale zdanie brzmi niefortunnie.

"Pili już od dobrych kilku godzin i widać było, że długo nie potrzymają."
Czego nie potrzymają? Kieliszków? Moczu wewnątrz ciała? Trzeba zmienić.

"wstając od ławy"
Wstać można od czegoś przy czym się siedzi, na przykład stołu lub biurka. Natomiast wstaje się z czegoś na czym się siedzi. W tym wypadku ławy.

"jęzor wiecznie wywinięty na wierzch"
Psa poznaliśmy przed sekundą, informacja że "wiecznie" tak robi mnie osobiście nie pasuje. Gdyby tą informację przekazywał bohater, który psa zna i widuje byłoby ok, a tak...

"i będący bez ustanku w ruchu ogon"
Nieustannie brzmiałoby chyba lepiej.

"- Ej, od kiedy masz psa? – zapytała Maryla, dostrzegając w rogu pokoju kundla. "
Takie pytanie mogłoby być zadane zakładając że dopiero weszli do mieszkania. Pamiętajmy że imprezują już tak długo że są pod wyraźnym wpływem alkoholu. Więc jak pies mógł się kryć tyle czasu? Chyba że Maryla ma być idiotką, wtedy w porządku.

"byli już poważnie napici"
Zmień. Proszę.

"- Żeby tylko nie miał żadnego ejca czy sepsy"
Jeśli chodziło o AIDS to pies nie może być nosicielem wirusa HIV.

Dalej nie wymieniam.

Przeczytaj tekst kilka razy. Staraj się wyłapać błędy lub to co Ci "nie brzmi". Zawsze za największą wartość opinii uważałem jej szczerość więc...
Jeśli to co wstawiłeś jest z Twojego punktu widzenia dobre i bez błędów to albo wiele pracy przed Tobą, albo znajdź inne pole do samorealizacji.
Jeśli byłeś świadom ilości błędów jakie mogą występować to staraj się je eliminować czytając swój tekst X razy.

Pozdrawiam,

Godhand

P.S. Jeśli wstawisz tekst poprawiony chętnie wymienię opinię ponownie.

[ Dodano: Nie 11 Lis, 2012 ]
Verbis: Ale warsztatowo raczej nieźle.

Uciekł mi czas edycji.
Bardzo Cię przepraszam ale to właśnie warsztatowo utwór jest kiepski.
A zaopiniowanie komuś kto pisze lub zaczyna przygodę z pisaniem, że robi to dobrze, podczas kiedy jest zupełnie inaczej, jest największą krzywdą jaką temu piszącemu można wyrządzić.

Pozdrawiam,

Godhand

4
Godhand -->

Przed zapodaniem tekstu spodziewałem się słów krytyki, wiedziałem, że ma sporo błędów, część sam wcześniej zauważyłem i je poprawiłem (wersja, którą wrzuciłem na forum różni się od ostatecznej, będącej teraz na innym komputerze - pozmieniałem kilka zdań i literówek), ale kilka twoich zarzutów to ewidentne czepialstwo:
Godhand pisze: "pijąc każdą kolejną kolejkę, jaka tylko znalazła się w kieliszku."
Przez "kolejkę" w tym kontekście rozumiem picie przez uczestników imprezy w określonej kolejności. "Kolejka" nie za bardzo może znaleźć się zatem w kieliszku. Wiem jak najbardziej co miałeś na myśli ale zdanie brzmi niefortunnie.
Źle zrozumiałeś - nie było żadnej "kolejności picia", po prostu nalewali i pili, pisząc "kolejka" miałem na myśli kolejną porcję alkoholu w kieliszku.
Godhand pisze: "Pili już od dobrych kilku godzin i widać było, że długo nie potrzymają."
Czego nie potrzymają? Kieliszków? Moczu wewnątrz ciała? Trzeba zmienić.
No chyba każdy średnio-ogarnięty czytelnik zrozumie co miałem na myśli.
Godhand pisze:
"wstając od ławy"
Wstać można od czegoś przy czym się siedzi, na przykład stołu lub biurka. Natomiast wstaje się z czegoś na czym się siedzi. W tym wypadku ławy.
Siedzieli przy ławie, nie na niej - pełniła funkcję stołu.
Godhand pisze:
"- Ej, od kiedy masz psa? – zapytała Maryla, dostrzegając w rogu pokoju kundla. "
Takie pytanie mogłoby być zadane zakładając że dopiero weszli do mieszkania. Pamiętajmy że imprezują już tak długo że są pod wyraźnym wpływem alkoholu. Więc jak pies mógł się kryć tyle czasu? Chyba że Maryla ma być idiotką, wtedy w porządku.
Na spokojnie - wyszli z pokoju, pod ich nieobecność wszedł piesek, schował się gdzieś w kącie pokoju i sobie tam siedział, nikomu nie wadząc - aż w końcu Maryla go zauważyła. Do tego, tak jak sam pisałeś - wszyscy byli ostro wstawieni.
Godhand pisze:
"- Żeby tylko nie miał żadnego ejca czy sepsy"
Jeśli chodziło o AIDS to pies nie może być nosicielem wirusa HIV.
Tak, na pewno po pijaku ktoś zawracałby sobie głowę jakimiś biologicznymi zagwozdkami i tym, że pies nie może być nosicielem HIVa...

5
jkb95 pisze:wiedziałem, że ma sporo błędów, część sam wcześniej zauważyłem i je poprawiłem
Skoro wiedziałeś, że tak jest to dlaczegoś Waść nie poprawił? Zawsze mnie to nurtuje. Bo rozumiem, że się nie zauważy, nie ma pojęcia, nie dostrzega, ale jak jest świadomość, to gdzie przeszkoda, by ulepszyć?
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

6
Tak jak już wcześniej pisałem, wrzucałem tekst, który nie był moją ostateczną wersją, ze względu na to, że sam nie miałem do niej dostępu. Tak więc poniżej zapodaję końcową wersję, jeśli się da, to proszę o usunięcie tego postu i przeniesienie poniższego tekstu na górę:

----

Kolejna porcja wódki przepłynęła przez przełyk. Wiedziała, że ma już dość jednak uległa namowom reszty ekipy i w końcu straciła rachubę, pijąc każdą kolejną kolejkę, jaka tylko znalazła się w kieliszku.

Cała czwórka siedziała w obskurnym pokoju małego mieszkanka. Pili już od dobrych kilku godzin i widać było, że długo nie potrzymają.
- Muszę siku – powiedziała Beata, wstając od ławy.
- A ja zapalić – dodał Marek.

Pozostała dwójka również wyszła na balkon, starając się nałykać jak najwięcej orzeźwiającego powietrza. Przecież w lodówce chłodziły się jeszcze dwie butelki.

Do pustego pokoju wszedł pies. Wyglądał jak zwykły kundel – przerzedzone brunatne futro, jęzor wiecznie wywinięty na wierzch i będący bez ustanku w ruchu ogon. Jedyne czym zwracał na siebie uwagę to czerwona plama w okolicach szyi…

Po kilku minutach pomieszczenie znowu wypełniło się dźwiękiem rozmów oraz zapachem wódki.
- Ej, od kiedy masz psa? – zapytała Maryla, dostrzegając kundla, leżącego w kącie pokoju.
- Nie wiem, pewnie znowu wszedł przez balkon. Cholera, jak ja nie lubię tak nisko mieszkać, ciągle coś tu wpada. Potem go wyrzucę, teraz mi się nie chce – wytłumaczyła Beata.
- Od kiedy psy wchodzą do mieszkań przez balkon? – ironicznie spytał Marek.
- Nie wiem, walić go. Weź polej.
- Hej, przecież ten pies szedł za mną całą drogę tutaj – powiedziała Kasia. – Nie chciał się skubaniec odczepić.

Dywagacje na temat tajemniczego przybysza przerwała następna kolejka, rozlana przez jedynego mężczyznę w towarzystwie.

Po kolejnej godzinie wszyscy byli już poważnie zaprawieni i szykowali się do wyjścia.

Kasia, chcąc uniknąć tłoku na korytarzu, przeczekała wyjście gości, paląc na balkonie papierosa. Niezauważenie podszedł do niej kundel, o którym wszyscy zdążyli już zapomnieć. Kobieta uśmiechnęła się do niego nieznacznie i zaczęła łaskotać za uchem. Niespodziewanie zwierzak zawarczał i ugryzł ją w przegub prawej dłoni.
- Głupi kundel – syknęła z bólu, masując się po miejscu gdzie pies wbił kły.
- Co się tak trzymasz za tą rękę? – zapytała wyraźnie śpiąca Beata, stojąc razem z przyjaciółką na korytarzu, czekając aż ta ubierze się i wyjdzie.
- Ten pies co tutaj wlazł, ugryzł mnie.
- Żeby tylko nie miał żadnego ejca czy sepsy.
- Weź nawet nie strasz. Tak w ogóle to lepiej go poszukaj i wyrzuć.
- Jutro, teraz idę spać.
- Mniejsza z tym, narka.
- No, hej, trzymaj się.


Przez całą noc dręczyły ją koszmary. Co chwilę zrywała się cała spocona, próbując się uspokoić. Było tyle nie pić, powtarzała sobie idąc chwiejnie po raz któryś w stronę lodówki. Wypiła na raz pół butelki wody i wróciła do łóżka. Resztę nocy przespała bez żadnych przygód.

Beata zasnęła dwie minuty po wyjściu ostatniego gościa. Rzuciła się na łóżko i momentalnie zasnęła. Strużka śliny spływała jej z kącika ust, wydawała z siebie nieznaczne odgłosy pochrapywania. Coś biegło w jej stronę. Coś, o błyszczących ślepiach, rozdzierających ciemność. Pies rzucił się na nią. W pierwszym momencie nie zareagowała, nie zdając sobie sprawy z tego co się dzieje. Obudziła się w chwili kiedy została pozbawiona trzech palców u prawej dłoni. Zerwała się na równe nogi, krzycząc w niebogłosy i zrzucając z siebie psa. Próbowała wybiec na klatkę, jednak w połowie drogi poczuła pazury na swoich plecach. Chwilę po tym upadła na brzuch. Ogromny, przeszywający ból przeszedł jej głowę. Krzyczała, dopóki była w stanie.


- Co chcesz? – spytała sennie Kasia, będąc święcie przekonana, że ktoś coś do niej mówił.

Na zewnątrz świeciło już słońce, dochodziło południe. Dobrze, że dzisiaj wolne, pomyślała. Siedząc na łóżku i przypominając sobie wczorajszy wieczór zorientowała się, że nie ma kaca. Zero jakichkolwiek oznak zeszłonocnych wyczynów. Ucieszona tym stanem, spojrzała na jedną ze swoich dłoni. Cała zielona i spuchnięta. To przecież ta ręka gdzie ugryzł mnie ten pies wczoraj, zorientowała się szukając opatrunków.
- Co? – odwróciła się, kiedy po raz drugi usłyszała czyjś głos. Znowu nic.

Przy pomocy jednej ręki zdołała się ubrać i nałożyć lekki makijaż. Nigdy nie lubiła chodzić do lekarza, zresztą nie należała nawet do typu chorowitej osoby, ale stan ręki bardzo ją zaniepokoił.

Schodząc z drugiego piętra poczuła zawroty głowy. W tym samym momencie zaczęły dochodzić ją mdłości. Oho, co się odwlecze to nie uciecze, powiedziała pod nosem, czując się coraz gorzej. Powolnym krokiem ruszyła do pobliskiego szpitala. W połowie drogi postanowiła zrobić chwilę przerwy, było jej coraz ciężej iść. Znowu usłyszała głosy, tym razem bardzo wyraźne:
- Zaabij, zabijjj…


- Patrz, tej dziewczynie chyba coś jest – powiedziała żona do męża, widząc, że przed ich domem stoi młoda kobieta. – Wyjdę do niej, zobaczę o co chodzi.

Chwilę po włożeniu kapci, już stała za jej plecami. Słyszała w tej chwili jak ciężkie kobieta wydaje oddechy. Uwadze nie uszła także spuchnięta dłoń o nienaturalnej barwie. Lekko wystraszona tym widokiem zapytała cicho:
- Przepraszam, czy dobrze się pani czuje? Może wejdzie pani do środka, napije się trochę wody?

Pytając, starała się dojrzeć twarz tajemniczego gościa. Była tej samej barwy co ręka – zgniłozielona. Jednak nie to najbardziej przerażało, ale czarne, puste ślepia. Momentalnie odeszła kilka kroków w tył i instynktownie chciała uciec do domu, ale nie zdążyła.

W ułamku sekundy przerażająca postać rzuciła się na nią i odgryzła nos. Następnie wgryzła się w szyję, odrywając spory kawałek skóry. Mąż w tej samej chwili siedział w salonie oglądając telewizję. Z wygodnego fotela wyciągnął go dźwięk gotującej się wody w czajniku. Wlewając do dwóch kubków wodę, zauważył zmasakrowaną postać leżącą przy furtce. Lodowaty dreszcz przeszedł go po karku. W tym samym momencie ktoś z hukiem otworzył drzwi. Zdezorientowany mężczyzna upuścił czajnik na kuchenne kafelki wywołując ogromny hałas. Pierwsze co zrobił to chwycił nóż. Kompletnie nie wiedział jak można się nim bronić i pewnie nie byłby w stanie zadać ciosu, ale przecież w filmach to wystarcza.

Jakieś skrzypnięcie dochodzące z salonu. Ruszył ostrożnie w tamtą stronę. Za sofą zauważył czubek czyjejś głowy, pokrytej czarnymi włosami. Po chwili nic tam nie było.
- Wyjdź stamtąd! – krzyknął.

W jego kierunku poleciała masywna lampa. Odsunął się w ostatniej chwili, mebel za jego plecami roztrzaskał się z hukiem na drobny mak. Zaraz po tym zza pobliskiego fotela rzuciło się na niego przerażające zielone monstrum, kompletnie nie przypominające człowieka. Nóż na nic mu się zdał – ogromny ciężar zwalił go z nóg, całkowicie obezwładniając. Zobaczył, że to coś leżące na nim trzyma między zębami ucho… Jego ucho! Zaczął krzyczeć. Kolejny atak, tym razem na dolną wargę. Poczuł to bardzo intensywnie. Rozdzierał powietrze swoim wrzaskiem. Po kilku ugryzieniach ucichł, po kolejnych umarł.


Po godzinie jeden z sąsiadów zauważył leżące na podwórku zwłoki kobiety. Policja przyjechała po piętnastu minutach. Kilku mundurowych nie mogło znieść widoku zmasakrowanych zwłok i zwróciło swoje śniadania do pobliskich krzaków. Zero śladów kogoś kto mógłby dokonać tych makabrycznych czynów. Jedynie siedzący w przedpokoju kundel z plamą krwi na jednej z łap…

7
Regulamin Forum
9. Usuwanie tekstów.

§ 1. Żaden z tekstów, które pojawią się na Weryfikatorium nie może zostać usunięty. Radzimy się dobrze zastanowić przed wrzuceniem tekstu czy nie jest zbyt obraźliwy, czy nie będziemy się za jakiś czas za niego wstydzić itd. Pamiętajcie, co ląduje w Internecie zostaje w nim na zawsze. Nie usuwamy również tekstów na życzenie gdyż pragniemy uniknąć traktowania nas jako darmowej korekty. Weryfikacje mają służyć pomocy w nauce podstawowych zasad pisania, nie w przygotowaniu tekstów do publikacji.

Regulamin działu WeryfikatoriuM

7. Częstotliwość wstawiania tekstów:

§ 1. Nie wstawiamy kilku tekstów na raz.

§ 2. Użytkownik może wstawić jeden tekst w ciągu 14 dni.

§ 3. Nie można doklejać kolejnych wątków codziennie.

§ 4. Nie można doklejać tych samych, lecz zmienionych fragmentów do danego wątku.

§ 5. Kolejne części dłuższych opowiadań wklejamy do nowego tematu, dodając link do poprzedniej części – nie jest to wymagane jednak bardzo mile widziane.

§ 6. Dodanie kolejnego fragmentu opowiadania jest równoznaczne ze wstawieniem kolejnego tekstu – wyczerpuje limit na 14 dni.

Pozdrawiam.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

9
Ok.
kilka twoich zarzutów to ewidentne czepialstwo:
Godhand napisał/a:

"pijąc każdą kolejną kolejkę, jaka tylko znalazła się w kieliszku."
Przez "kolejkę" w tym kontekście rozumiem picie przez uczestników imprezy w określonej kolejności. "Kolejka" nie za bardzo może znaleźć się zatem w kieliszku. Wiem jak najbardziej co miałeś na myśli ale zdanie brzmi niefortunnie.

Źle zrozumiałeś - nie było żadnej "kolejności picia", po prostu nalewali i pili, pisząc "kolejka" miałem na myśli kolejną porcję alkoholu w kieliszku.
Zrozumiałem Cię dobrze. Postaram się wyjaśnić. Dla mnie "kolejka" to czynność, może Cię ominąć w grze, lub możesz dostać karną, dodatkową przy piciu wódki. Jako czynność nie może być "w kieliszku". Część "pijąc każdą kolejną kolejkę..." jest ok, dalej "...jaka tylko znalazła się w kieliszku" już nie. Pomijając "kolejną kolejkę"...
Godhand napisał/a:

"Pili już od dobrych kilku godzin i widać było, że długo nie potrzymają."
Czego nie potrzymają? Kieliszków? Moczu wewnątrz ciała? Trzeba zmienić.

No chyba każdy średnio-ogarnięty czytelnik zrozumie co miałem na myśli.
Jasne że zrozumie. Co nie nadaje Twojemu zdaniu choćby cienia prawidłowości.
Godhand napisał/a:


"wstając od ławy"
Wstać można od czegoś przy czym się siedzi, na przykład stołu lub biurka. Natomiast wstaje się z czegoś na czym się siedzi. W tym wypadku ławy.

Siedzieli przy ławie, nie na niej - pełniła funkcję stołu.
Ok. Mogli siedzieć przy ławie. Pamiętaj tylko że Twoim celem jest wizualizacja opowiadanej historii w umyśle czytelnika. A ława jednoznacznie kojarzy się z niskim meblem do siedzenia. Wspomniałeś gdzieś w tekście że siedzieli na podłodze? Że alkohol/zakąski ustawione były na ławie? Mogłem to jakoś wywnioskować że ława pełni funkcję stołu? Bo ja z Tobą mogę to konsultować ale normalnie nie ma takiej interakcji autor-czytelnik i nie wytłumaczysz czytelnikom że "pełniła funkcję stołu".
Godhand napisał/a:


"- Ej, od kiedy masz psa? – zapytała Maryla, dostrzegając w rogu pokoju kundla. "
Takie pytanie mogłoby być zadane zakładając że dopiero weszli do mieszkania. Pamiętajmy że imprezują już tak długo że są pod wyraźnym wpływem alkoholu. Więc jak pies mógł się kryć tyle czasu? Chyba że Maryla ma być idiotką, wtedy w porządku.

Na spokojnie - wyszli z pokoju, pod ich nieobecność wszedł piesek, schował się gdzieś w kącie pokoju i sobie tam siedział, nikomu nie wadząc - aż w końcu Maryla go zauważyła. Do tego, tak jak sam pisałeś - wszyscy byli ostro wstawieni.
Tak sobie myślę że przyznałbym Ci rację, tyle że piszesz bzdury. Twierdzisz że wyszli a pies wszedł pod ich nieobecność. Tyle że oni byli na balkonie. Więc jak pies mógł wejść pod ich nieobecność kiedy bohaterka twierdzi że wszedł przez balkon, czyli miejsce gdzie właśnie byli?
Godhand napisał/a:


"- Żeby tylko nie miał żadnego ejca czy sepsy"
Jeśli chodziło o AIDS to pies nie może być nosicielem wirusa HIV.

Tak, na pewno po pijaku ktoś zawracałby sobie głowę jakimiś biologicznymi zagwozdkami i tym, że pies nie może być nosicielem HIVa...
Albo się coś wie albo nie. I nie ma to związku z pijaństwem, bo po pijaku nie zapominasz tabliczki mnożenia. Fakt że pies nie może być nosicielem HIV wydawał mi się tak oczywisty jak to że Ty nie możesz chorować na nosówkę. Jest jedno ale - Twoja bohaterka nie musi tego wiedzieć. Mój błąd.

Ogólnie zamiast się oburzać proponuję poprawić tekst.
Choć to Twoje królestwo i jeśli uznajesz że jest dobry i szlifować go nie trzeba to ok.
Jesteśmy tu po to żeby się uczyć, a w efekcie pisać lepiej, ale trzeba tego chcieć.

Pozdrowienia,

Godhand

10
Bardzo płytki tekst. I mówiąc "płytki", nie mam na myśli, że nie opowiada o konflikcie duszy i ciała dziewiętnastowiecznej arystokracji, tylko to, że poza tym, że pies zaraża odjechanym wirusem, nie ma tutaj nic. Przypomina to trailer horroru klasy B.

Przede wszystkim postacie, jakiś background psychologiczno-poznawczy - brakuje tego. Ujmujesz swoich bohaterów w wygodnej, ciekawej sytuacji: walą gorzałę w przyjaznym gronie, więc wydawałoby się, że powinniśmy ich jakkolwiek poznać. Niestety, ta potencjalnie ciekawa scena służy tylko temu, żeby wprowadzić psa. Nie poznajemy nikogo, do nikogo się nie przywiązujemy. Ja nie mam pojęcia, kim są Ci ludzie. Nie wierzę w nich, bo widzę, że są tylko statystami w zajawce krwawej łaźni. W skutek tego nie ma opcji, żebym się związał ze światem przedstawionym.

W horrorze - i nie tylko, w każdym tekście literackim - najważniejsi są bohaterowie. To oni są łącznikami między czytelnikiem a fikcją. To o nich czytamy, w nich wierzymy, w ich perypetie dajemy się wciągnąć i o nich się martwimy. Nie obchodzi mnie, czy Beata przeżyje, nie martwię się o nią, bo jej nie znam i nie przekonuje mnie jej kreacja. Nie oszukałeś mnie, że taka Beata i taki pies mogą istnieć.

Drugi poważny problem: cały pomysł jest strasznie odtwórczy i pozbawiony jakiejkolwiek wartości - ani nic fajnego z tego nie wynika, ani ciekawego, ani zagadkowego. Siłując się z tak klasycznym tematem jak zombiepodobny wirus, należy zdawać sobie sprawę, że to wyzwanie - że trzeba dorzucić do tej kliszy coś niekonwencjonalnego, jakiś czynnik, który odświeży temat i zainteresuje potencjalnego czytelnika. U Ciebie tego brakuje. Demoniczny pies zabija papierowych bohaterów, papierowi bohaterowie zabijają papierowych statystów i... koniec...

(no właśnie - wystrzegaj się trzykropków, szczególnie w ostatnich zdaniach; one naprawdę nie wprowadzają czytelnika w stan zadumy, raczej przywołują krzywy uśmieszek; jak coś ma wybrzmieć, to wybrzmi, i to o wiele lepiej, jak postawisz najnormalniejszą pod słoneczkiem kropkę)

Wracając do tematu: bohaterowie i fabuła leżą, więc naturalną koleją rzeczy o klimat czy napięcie też trudno. Stylistycznie jest przeciętnie, widać, że musisz jak najwięcej pisać i czytać, i przesiąkać literackimi płynami. Brzmi to prosto i ogólnie, ale tak to wygląda: trening czyni mistrza.

Tekst zupełnie mi się nie podobał, ale to nie oznacza, że jest tragedia. Najlepsza nauka to ta na własnych błędach, na tym polega stawanie się pisarzem. Przeanalizuj wszystkie rady i uwagi, które tutaj dostałeś i pisz dalej, eksperymentuj, czytaj, nawet myśl o tym dużo: bo myślenie o pisaniu to też w dużej mierze pisanie. Życzę powodzenia i wytrwałości!

Pozdrawiam,
Patryk
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

11
Zachęcajcie kolegę do pisania!

I pamiętaj, do autora tekstu, ci ludzie nie chcą Ci dokuczyć, ale zwracają Twoją uwagę na mankamenty, które mógłbyś poprawić. A to działanie może spowodować lepszy odbiór tegoż tekstu. I nie chodzi tu o czepialstwo, ale również o to, byś był gotowy na krytykę swojego dzieła. Musisz bowiem pamiętać, że na tym forum zwracają Twoją uwagę na pewne niedoskonałości w sposób nad wyraz delikatny. Recenzenci, jeśli kiedykolwiek coś wydasz nie zostawią na Tobie za takie potknięcia ani jednej suchej nitki...

Pozdrawiam i życzę sukcesów, a zarazem więcej pokory.
http://www.facebook.com/dariusz.dolinski
http://www.facebook.com/pages/Darkar-Po ... ts&fref=ts

12
jkb95 pisze:Kilku mundurowych nie mogło znieść widoku zmasakrowanych zwłok i zwróciło swoje śniadania do pobliskich krzaków.
Człowiek na ogół zwraca własne śniadanie. Zaimek niepotrzebny.
jkb95 pisze:1. Kilku mundurowych nie mogło znieść widoku zmasakrowanych zwłok i zwróciło swoje śniadania do pobliskich krzaków. 2. Zero śladów kogoś kto mógłby dokonać tych makabrycznych czynów.
Jakich czynów? Zwracania własnego śniadania?
Skąd błąd? Ano, w 1. zdaniu opisujesz policjantów zwracających śniadania, a w 2. zastanawiasz się, kto mógł dokonać tak makabrycznych czynów. Zniknęła makabra, zrobiło się wesoło. :)
jkb95 pisze:mebel roztrzaskał się z hukiem na drobny mak
w drobny mak
jkb95 pisze:kompletnie nie przypominające człowieka
pisownia imiesłowów przymiotnikowych
jkb95 pisze:Jego ucho! Zaczął krzyczeć, nie czując właściwie bólu.
Nie czuł bólu, to skąd wiedział, że to jego ucho? Miało znaki szczególne?
jkb95 pisze:Kolejny atak, tym razem na dolną wargę. Poczuł to bardzo intensywnie.
Opisujesz atak potwora, ale robisz to tak leniwie, że nie mogę się wystraszyć. Przy opisie akcji niezbędne są czasowniki. W związku z tym:
1. Zbij powyższe zdania w jedno. Dlaczego? Bo (będę się ze mnie śmiać na całym Wery) w pierwszym brakuje bardzo ważnego elementu - czasownika.
np. Za to bardzo intensywnie poczuł atak na dolną wargę.
lub:
2. Dodaj czasownik w pierwszym zdaniu. np. Kolejny atak nastąpił na dolną wargę. Poczuł go bardzo intensywnie.

Przydało by się też kilka określeń, które oddadzą intensywność przeżyć bohatera. Nie "poczuł to bardzo intensywnie", bo to niewiele mówi. Dopiero co zombiak, czy inne paskudztwo, odgryzło mi ucho i wargę, a on czuje to "bardzo intensywnie"? Czyli jak? Bolało go? a jeśli bolało, to jak bardzo? Spróbuj wymyślić jak olbrzymi musiał być to ból, spróbuj go nazwać. Niech ten ból zapłonie w czytelniku!
jkb95 pisze:Z wygodnego fotela wyciągnął go dźwięk gotującej się wody w czajniku. Wlewając do dwóch kubków wodę PRZECINEK zauważył zmasakrowaną postać PRZECINEK leżącą przy furtce. Lodowaty dreszcz przeszedł go po karku. W tym samym momencie ktoś z hukiem otworzył drzwi. Zdezorientowany mężczyzna upuścił czajnik na kuchenne kafelki PRZECINEK wywołując ogromny hałas. Pierwsze co zrobił PRZECINEK to chwycił nóż. Kompletnie nie wiedział PRZECINEK jak można się nim bronić i pewnie nie byłby w stanie zadać ciosu, ale przecież w filmach to wystarcza.

Jakieś skrzypnięcie dochodzące z salonu. Ruszył ostrożnie w tamtą stronę. Za sofą zauważył czubek czyjejś głowy, pokrytej czarnymi włosami. Po chwili nic tam nie było.
- Wyjdź stamtąd! – krzyknął.
Opisujesz scenę pełna napięcia. Widzisz ją w wyobraźni, jestem tego pewna, ale zastanów się czy w twoim tekście jest to wyobrażone napięcie? Niestety dla mnie nie ma. Dlaczego? Myślę, że opisujesz po kolei wydarzenia, ale nie ma w nich klimatu, tej grozy...
Pomyślmy, jakby tu zaradzić... A spróbowałeś to ugryźć :) od strony dźwięków? ( Masz tytuł "Głosy" :) )
Facet siedzi leniwie w fotelu. Wstaje, bo czajnik "gwiżdże". Dźwięk jest dość ostry, świdruje w uszach, kiedy mężczyzna wyłączy gaz, zalegnie kojąca cisza. W tej ciszy on dostrzega zwłoki (dlaczego nie wie, że to jego żona, żony by nie poznał?). Sztywnieje z przerażenia i w tym momencie rozlega się huk wywalanych drzwi. Z przerażenia upuszcza czajnik. Huk następuje po huku, a potem nagła cisza, może słychać tylko leciutki wizg ostrza noża po kuchennym blacie. I cisza. (Informacja o filmie absolutnie niepotrzebna.) Po długiej chwili, kiedy on stoi niezdecydowany, słyszymy skrzypnięcie podłogi w salonie. I znowu cisza. Szurnięcie kapcia, kiedy facet idzie do salonu? Skrzypnięcie podłogi na progu. Mignięcie czegoś za kanapą i atak z dzikim wrzaskiem.
Widzisz tę scenę? To ją namaluj słowami, dźwiękami. Tylko opisz ten wściekły, dziki wrzask, tę przerażająca ciszę pełną oczekiwania... Wystrasz mnie!

Ja wiem, że "łatwo ci tak mówić", ale spróbuj. Pobaw się tym na milion sposobów, może odkryjesz, jak oddać słowami napięcie tamtej chwili.

Powodzenia.

ps. Zachęciłam Cię, kolego, do pisania?
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron