WWWPoczuł tylko błogi spokój i odprężenie…
***
WWWDługie światła samochodu rozświetlały ciemną i pustą drogę. Blady księżyc rzucał mroczną poświatę na rosnący z obu stron las. Znudzony kierowca razem z Freddiem Mercurym dośpiewywał ostatnie słowa „Bohemian Rhapsody”. Miał za sobą przejechane kilkaset kilometrów, w perspektywie drugie tyle. Pełny pęcherz coraz dosadniej dawał o sobie znać. WWWW pewnym momencie las gwałtownie się urwał, ustępując miejsca polom kukurydzy. Szukając miejsca na postów, zauważył w oddali jaskrawe światło i trójkąt ostrzegawczy. Nie ma to jak rozkraczyć się w szczerym polu, pomyślał, zatrzymując się obok drugiego auta.
WWWKu jego zaskoczeniu w pobliżu nie było ani jednej żywej duszy. Tak jakby wszystko to zostało ustawione tutaj jako przynęta… Kierowca wyjął ze schowka latarkę i zaczął rozglądać się po okolicy. Jedyne co udało mu się zauważyć to wydeptana ścieżkę między sięgającymi prawie dwóch metrów roślinami. Przez chwilę wahał się czy aby nie sprawdzić dokąd prowadzi, jednak w pierwszej chwili strach wziął górę nad ciekawością.
WWWWrócił do wozu. Siedząc tam, myślał nad tym co zrobić – z jednej strony wypadałoby wezwać policję, bo cała sprawa wygląda na mocno podejrzaną. Z drugiej przecież tak naprawdę nic jeszcze nie wiadomo, równie dobrze właściciel mógł być gdzieś w pobliżu. W końcu odrzucił opcję z policją i jeszcze raz podszedł do opuszczonego samochodu. Poświecił po wnętrzu auta i zdziwiło go to co tam znalazł – na przednim fotelu kilka pustych butelek wódki i puszek po piwach, na tyłach rozsypany biały proszek i kilka petów… No to chyba wszystko jasne, szepnął pod nosem, widząc ten bałagan.
WWWKiedy doszedł do wniosku, że nic tu po nim i czas najwyższy odjeżdżać, z głębi pola dobiegł go krzyk kobiety. Nogi się pod nim ugięły. Dźwięk wyraźnie dobiegał z okolic do których zapewne prowadziła mała dróżka…
WWWTargany różnymi dziwnymi myślami, w końcu zdecydował się zobaczyć co za sekret kryje kukurydziana ścieżka. Niepewnie ruszył przed siebie, myśląc co może go spotkać na jej końcu… W roztrzęsionych dłoniach ledwo był w stanie utrzymać latarkę, która co chwilę rzucała blask na inne miejsce. Z każdym krokiem czuł coraz większy niepokój.
WWWWreszcie, w blasku księżyca zauważył rysujący się przed nim kontur budynku. Okazał się on być starą ruderą, porzuconym placem budowy. Przystępując przez próg, na ścianie zauważył kropelki krwi. Głośno przełknął ślinę, szedł jednak dalej za światłem latarki. Zwiedzając kolejne pomieszczenia nie zauważył nic szczególnego, ciągle miał jednak niewygodne uczucie, że ktoś lub coś bez ustanku go obserwuje. Za każdym razem kiedy się odwracał, napotykał tylko pustkę…
Nie ma się czego bać, tylko ci się pewnie wydaje, nic tu nie ma, powtarzał sobie w myślach po każdej takiej sytuacji.
WWWSkończył obchód parteru i po obdartych, sypiących się schodach ruszył na piętro. Stojąc na czymś co w przyszłości zapewne miało być balkonem miał doskonały widok na okalające domostwo pola kukurydziane, dodatkowo oświetlane przez półtłusty księżyc. Jedna rzecz zwróciła jego uwagę – mógłby przysiąc, że balkon wychodził na stronę, z której przyszedł, więc jakim cudem ze szczytu nie był w stanie dostrzec ścieżki prowadzącej do tego miejsca?
WWWNagle na plecach poczuł parę twardych i przeraźliwie zimnych dłoni, które z ogromną siłą zepchnęły go w dół. Upadł na górkę piasku, całkowicie oszołomiony. Odwrócił się na plecy. Taras stał pusty. Podpierając się rękoma stanął na roztrzęsionych nogach. Początkowo zdezorientowany i ogłuszony, teraz słyszał diaboliczny śmiech wydobywający się z głębi rudery. Towarzyszyły mu krzyki. Zaczął cofać się w stronę wydeptanej dróżki, która… zniknęła. Miał za sobą ścianę kukurydzy. Ani śladu ścieżki, zewsząd tylko gęsto rosnące pędy. Kompletnie nie wiedząc co się dzieje szybko obszedł dom, nie znalazł jednak nic co chociażby mogłoby wskazać kierunek z którego przyszedł. Krzyki przybrały na sile, śmiech zdawał się brzmieć coraz bliżej i wyraźniej. Wiele nie myśląc rzucił się w kukurydzę i biegł przed siebie. Pędził, niemalże podskakując i… znowu trafił przed dom. Był pewien, że nigdzie nie skręcał, kierował się po prostu przed siebie, chcąc znaleźć się jak najdalej od tego nawiedzonego miejsca. Śmiech i krzyki nie ustały. Poczuł się całkowicie zdezorientowany.
WWW- CZEGO CHCESZ??!! – krzyknął, w przypływie bezsilności.
WWWW tej chwili krzyki ucichły, śmiech trwał dalej. Dało się jednak wyczytać z niego syk:
WWW- CCCCCCCIEBBBBBIEEEEE…
WWWZza jego pleców, spośród wysokich łodyg wyłoniła się czarna postać. Pechowy kierowca poczuł na swoim karku tylko jej zimny oddech, po czym szybkie ukłucie pozbawiło go przytomności i życia…