Nie znam uniwersum, więc podchodzę do tekstu jak zwykły czytelnik. Językowo jest średnio. Opisy często przekombinowane i najeżone teak bardzo powtórzeniami, jak się tylko da. Ktokolwiek powiedział Ci, że to samo słowo może pojawiać się w co drugim zdaniu, nagadał Ci głupot (zanim wpadną uściślacze: tak, wiem, że czasem to przechodzić, że bywają powtórzenia robione specjalnie, w jakimś celu, ale tutaj te przykłady po prostu się nie stosują.). Tekst napisany w ten sposób po prostu wymaga poprawy. I to dość solidnej.
Nie robię łapanki, bo tutaj w bardzo dużym stopniu można polegać na ravvie. Powiem tak. Czytało mi się nieźle, nawet akcja mnie wciągnęła, ale momentami wyskakiwały mi jakieś zgrzyty w postaci czy zachowaniu bohatera.
Widać jak już ma się coś spierdolić, to wszystko na raz.
Bo w końcu po włożeniu do pieca hutniczego spier... powinny się tylko rzeczy ochronne? Bohater jak na takiego ogarniętego dziwnym rzeczom daje się zaskakiwać.
„Woron, czemu to zrobiłeś?”, powtarzałem sobie. „Wiedziałeś, że tylko jedna osoba jest stanie się stąd wydostać. Po prostu wiedziałeś to. Ale czemu tak?”.
Trwałem tak jeszcze przez chwilę, nie zważając na szalejące dookoła piekło. Straszne myśli przychodziły mi do głowy, a ja nie chciałem ich słuchać. A jednak. Czy to prawda? Czy on właśnie ocalił mi życie?
„Tylko jeden stąd wyjdzie”. To jego słowa. Tak, to jednak był on. Cały on. Wiedział czego chce. Tylko Woron zdolny był dostrzec to, co ja próbowałem zatuszować. Czemu chciałem zaprzeczyć?
Nadzieja. Czy tchórzostwem jest trwanie w nadziei w obliczu zagłady? A może głupotą? Czy byłbym w stanie zachować się jak on? Poświęcić, życie swoje albo jego. Ileż odmian ma chęć przetrwania. Ileż ścieżek można w niej obrać. Jakże wybrać właściwą?
Zachowałem się jak tchórz. Chciałem ocalić nas obu, on chciał tylko jednego z nas. Mimo to czułem, że postąpił właściwie.
Teraz, właśnie teraz wiedziałem, że mam jeszcze szansę.
Ja nic nie mówię, ale gość się gotuje żywcem, zbliżają się do niego jakieś straszne płomienie itp... Czy naprawdę w tym momencie powinien zacząć takie przemyślenia? Niby czemu nie, ludzie różne dziwactwa robią w obliczu śmierci, ale to jest ponoć wyszkolony facet, więc jakoś to mi się gryzie.
A więc, to było to? Ta moc, o której mówił Woron? Ciężko opisać jak się wtedy czułem. To uczucie było zbyt nierealne. Jestem tylko człowiekiem, a mimo to żywioł nie czynił mi krzywdy.
Skoro Woron to wiedział, to z czego wynikała jego desperacja poza zamroczeniem bólem? Bo z tego co widać, to wróciliby spoko, trzymając się tego cudeńka.
No i fabularnie, to po prostu nie lubię tekstów o samobójcach za pieniądze. Zapłacą mi grosze, dam się spalić żywcem, nie pytajcie, czy było warto (no pewnie, nie będę, sama se umiem odpowiedzieć). Cóż, z dwojga złego wolę samobójców wbrew wszelkiej logice próbujących uratować świat. Taka narracja "och, ach, i tylko o to ten koszmar, och, ach, jaka niska jest wartość ludzkiego życia" (krótko mówiąc superboss-jęczydusza) po prostu mnie drażni i hmmm... budzi pewien dysonans. Ale to subiektywne czepialstwo i pozostawiam do zastanowienia.