"15 tysięcy rubli" [SF/S.T.A.L.K.E.R. fanfic]

1
Tekst zawiera:
- Wulgaryzmy
- Przemoc
- Brutalne sceny

Słowem wstępu
Opowiadanie osadzone jest w uniwersum serii gier S.T.A.L.K.E.R. Większość z Was zapewne nie miała okazji zagrać w tą grę, więc pozwolę sobie najpierw pokrótce opisać ten świat (S.T.A.L.K.E.R. jest inspirowany książką "Piknik na skraju drogi", więc jeżeli ktoś ją czytał, to nie powinien mieć problemów ze zrozumieniem tekstu). W tekście zamieściłem też kilka przypisów.

Świat ze STALKERa to nasz współczesny świat z jednym małym ale. W 2006 roku na terenie Czarnobylskiej Stefy ma miejsce tajemniczy wybuch, który zmienia ten obszar nie do poznania. Ludzie zaczynają mówić o straszliwych mutantach grasujących po czarnobylskich lasach. W różnych miejscach wewnątrz "Zony" powstają anomalie - tajemnicze zaburzenia czasoprzestrzeni, w których prawa fizyki nie funkcjonują normalnie. Niektóre tworzą własne pola grawitacyjne, inne, gdy się je aktywuje, plują ogniem lub strzelają piorunami. Wszystkie mają jednak pewną cenną właściwość - potrafią wytwarzać tajemnicze przedmioty o nadnaturalnej mocy zwane artefaktami.
Wieść o skarbach jakie kryje Zona szybko rozeszły się po świecie i choć wojsko otoczyło ją szczelnym murem, wielu udało się przedostać do środka. Ludzie ci, zwani stalkerami, żyją na granicy prawa, przeszukując zonę w poszukiwaniu artefaktów, sprzedając je tym, którzy zapłacą więcej.

15 tysięcy rubli
  Woron potknął się i upadł. Po tysiąckroć spalony pył, uniósł się dookoła jego ciała ze spragnionej ziemi, tworząc czarne kłęby. Momentalnie eksplodowała fala gorąca, rozpalając powietrze i plując ogniem na wszystkie strony. Ciemny, ciasny zaułek między starym murem a zrujnowaną ścianą budynku gospodarczego rozbłysnął nieoczekiwaną czerwienią, której to sam widok powodował ból w oczach. Natychmiast zahuczało od masy płomieni wyrzucanej w chłodne, nocne powietrze. A spośród tego wszystkiego przeraźliwy krzyk i syk palonego kombinezonu.
  Zaobserwowana przez nas regularność z jaką anomalia nasilała i łagodziła swą aktywność musiała być błędna. Tyle czasu zmarnowaliśmy w oczekiwaniu, aż owe zjawisko wytraci swą moc. Byłem już po drugiej stronie, ale Woron wpadł w sam środek tego piekła, w którym sam Szatan nie powstydziłby się zamieszkać. Czułem to ciepło. Poszarpany, stary Ekolog* stanowił tylko namiastkę ochrony, jaką pierwotnie zapewniał. Przez rozszczelnione otwory w kombinezonie wdawał się straszliwy żar, który palił skórę i powoli rozlewał się po całym wnętrzu. Gotowałem się. Pot z twarzy i wydychanego powietrza w okamgnieniu zamienił się w parę, która pokryła cały wizjer. Piekącymi oczyma widziałem wielkie słupy ognia materializujące się metr nad ziemią, strzelające wysoko w górę niczym sztuczne ognie, a tuż pod nimi majaczące zarysy Worona, który czołgał się w moją stronę.
  Niewiele myśląc, rzuciłem się prosto w żywioł. Dałem nura między płomieniami, byle tylko dosięgnąć Worona.
  Potworny ból.
 Czułem jak moja skóra marszczy się i rozrywa, atakowana wrzącym powietrzem. Mój plecak stanął w płomieniach, podobnie jak inne łatwopalne elementy, jakie miałem na sobie. Czułem swąd spalenizny - mojego własnego ciała, które topi się i krzyczy. A potem twardy upadek na ziemię tuż pod szalejącą pożogą. Tu było epicentrum - największy żar niczym we wnętrzu ogniska. Czułem się jak kiełbasa, którą ktoś włożył w ów żar, który wyciska z niej soki, sprawia, że pęka i marszczy się.
 Tak, to idealne porównanie.
 Kątem oka dostrzegłem rękę Worona. Więcej już nie wytrzymałem i zamknąłem oczy. Zdałem się na refleks. Brakowało mi prawej rękawicy, to też z całej siły wyciągnąłem lewą rękę i dosięgłem dłoni towarzysza. Uścisnął mnie mocno. Widać było, że nie zamierzał się poddać – to dodało mi sił. Szarpnąłem najmocniej jak umiałem, potem znowu. Szybko wyciągnąłem go spod szalejącej anomalii i rzuciłem pod mur. Póki jeszcze miałem siły, zdjąłem płonący plecak i cisnąłem go daleko od siebie.
 Powietrze dookoła nas było gorące, ale w porównaniu z żarem, z którego uciekliśmy, było niczym powiew bryzy. Upadłem tuż koło Worona. Cały czas krzyczał. Żal mi było chłopaka. Znałem go ledwo dwa miesiące, ale w Zonie to wystarczy, by nabrać zaufania. Nigdy nie przypuszczałem, że skończy się to w ten sposób - uwięzieni w martwej strefie między gołymi ścianami, a rozszalałą anomalią, której nijak nie dało się już wyłączyć. Gdzieś nad nami unosiły się te grawitacyjne. Widać było jak wzbudzony pył faluje nienaturalnie pod ich wpływem. Natomiast na drugim końcu ciasnego przesmyku ukrywał się nasz cel, schowany gdzieś między rozrzuconą w bezładzie stertą cegieł.
 - Ojciec! Ojciec! – wołał mnie. Tak mnie tu zwali, choć księdzem nie byłem, ani też dzieci nie miałem.
 - Dasz radę? – Spytałem. Nie odpowiadał. Nie jęczał już, tylko leżał spokojnie, zupełnie bezwładny. Jego kombinezon był równie podniszczony co mój, a żar wywarł w nim dodatkowe zniszczenia. Czuć było jaki był nagrzany, a roztopione wnętrze rozlewało się po ciele Worona, klejąc się do skóry. – Nie poddawaj się. Jesteśmy już blisko.
 Obróciłem go na plecy. Z szokiem stwierdziłem, iż czarna od ognia szybka hełmu była pęknięta.
 - Jasna cholera, nie umieraj mi tu tylko!
 Chwyciłem za zaczepy jego hełmu. Nie było syknięcia, ani niczego - zupełnie się rozhermetyzował. Zdjąłem go powoli, uważając na głowę towarzysza. Widok przyprawił mnie o mdłości. Twarz była cała we krwi, wydzierającej się spod czarnej, popękanej skóry. Trząsł się, z trudem otwierał usta. Czułem okropny swąd palonych włosów, które zupełnie zniknęły z jego głowy. Woron cały czas mocno zaciskał oczy, lecz, po chwili próśb, otworzył je. Były czerwone, ale reagowały na bodźce, a wiec jeszcze mnie widział. Coś jednak było nie tak. Znikł gdzieś blask w jego oczach, patrzył na mnie żałośnie, a każde mrugnięcie sprawiało mu ból.
 Gdybym tylko mógł mu wtedy jakoś pomóc. Wszystko co miałem spłonęło razem z plecakiem. Wszelkie leki, maści…
 - Nie uda się nam… - wybełkotał, dławiąc się i plując krwią.
 - Nie pierdol... Jesteśmy już tak blisko. Sam przecież tak srałeś się tym artefaktem. Jebane ruble. Jebany Kryształ**! Spodobały ci się bajki o jego mocy, to teraz masz!
 - Spierdoliłem. Wybacz.
 - Ech…. Ale, kurwa... Jesteśmy w dupie. I jak się teraz stąd wydostaniemy?
 - Nie w… Nie wiem.
 Spojrzałem na płomienie. Woron też zwrócił w tamtą stronę głowę. A może sama mu opadła? Niekończąca się fontanna ognia wznosiła się wysoko, rozświetlając okolicę niczym latarnia.
 - Nie zgaśnie – wymamrotał.
 - Że co?
 - Nie zgaśnie. Spłoniemy tu.
 - Co ty gadasz? – Chciałem go pokrzepić, ale chyba rozumiałem, co miał na myśli. Aktywował anomalię, wyjątkowo silą w dodatku. Spalacz będzie płonął godzinami, tak jak wtedy, gdy ostatnim razem aktywowaliśmy go dla testów. Spełniły się więc nasze najgorsze obawy – zostaliśmy tu uwięzieni.
 - To koniec, stary. Po… po nas.
 - Nie łam się, wyciągnę nas stąd jakoś. Tylko mi tu, kurwa, nie umieraj.
 Złapałem go i usadowiłem prosto, by nie krztusił się własną krwią. Podniósł, trzęsącą się rękę i wytarł sobie usta. „Może jednak nie jest z nim tak źle”, pomyślałem z nadzieją. Mimo to sam zaczynałem wątpić w powodzenie naszego zadania. Ruszyłbym dalej sam, ale przecież nie zostawię go tutaj. Ja nie z tych. Nie bez powodu noszę ten pseudonim. Żaden Kryształ nie jest wart więcej niż prawdziwy stalker. Weszliśmy tu we dwóch i we dwóch stąd wyjdziemy. Zawsze jest jakaś nadzieja. Zawsze jest jakieś wyjście.
 Tylko gdzie?
 Wstałem. Spalone ciało, sprawiało mi straszy ból, a przecież byłem w anomalii zaledwie przez kilka sekund. Mogłem sobie tylko wyobrażać jakie katusze przezywa teraz Woron. Zacząłem rozglądać się za czymkolwiek, co mogłoby pomóc przyjacielowi.
 - Robi się go… gorąco.
 Miał rację. Anomalia bez przerwy nagrzewała powietrze. Gotowałem się niemalże jak wtedy, gdy skoczyłem do jej wnętrza. Szybko odciągnąłem przyjaciela kilka metrów dalej. Bałem się jednak iść głębiej. To był jakiś rodzaj symbiontu****, Bóg jeden wie jakie anomalie czają się dalej w głębi zaułka.
 - Ojciec, ja nie chcę umierać – jęczał Woron, dysząc ciężko.
 - Spokojnie, nie umrzesz.
 Naturalnie, starałem się go pocieszyć. Ale jak? Mam kłamać? Co tu wiele mówić, sytuacja była przejebana. Jeśli nie uciekniemy stąd w ciągu kilku minut, ugotujemy się żywcem. Zrobiłem kilka kroków dalej, zbliżając się do stery cegieł. Poczułem ciepło. Przed nami była kolejna anomalia ogniowa, czająca się gdzieś tam w ukryciu. Stanąłem jak wryty w obawie, by i jej nie aktywować. Sięgnąłem po Echo***, ale najwyraźniej aparatura została uszkodzona. Widać jak już ma się coś spierdolić, to wszystko na raz.
 Wróciłem do Worona. Było z nim coraz marniej. Długo nie pociągnie bez opieki, to pewne. A ja nie wiedziałem jak mogę go uratować.
 - Nie dam rady… - zakasłał. - Ojciec. Mój kombinezon to wióry. To pył i… i wióry. Ty… Twój chyba jest ok?
 - To już żadna ochrona. Na wiele się nie przyda.
 - Ojciec… Ojciec…
 Twarz mu drżała, z całych sił mrużył oczy. Przerażało mnie to. Czułem, że sam zaczynam panikować. O co mu chodziło? „Ojciec, ojciec”. Czego ode mnie oczekiwał? Przecież nie teleportuje go stąd. Niech się w końcu zamknie!
 - Nie pozwolisz mi umrzeć? Nie zostawisz mnie tu?
 Strasznie ciężko przychodziło mu dobieranie słów. Wyczuwałem w tym strach i niepewność. Nigdy wcześniej nie czułem tego w jego głosie. Zawsze był żwawy, pewny siebie. To było straszne. Jak gdyby to nie był on, a ktoś inny.
 - Nie zostawię. Czemu w ogóle męczysz mnie o to?
 - Ty masz sprawny kombinezon. Nie chcę tu umrzeć. Nie… chcę.
 Czemu on to ciągle powtarzał? Kim on był, ten poparzony człowiek? Czy ja go znałem? Czy to nadal był ten sam Woron?
 - Kurwa, no! – Nie wytrzymałem. - Czy ja się stad gdzieś ruszam? Na litość Boską, zamknij się wreszcie i pozwól mi myśleć.
 Uspokoił się trochę. Obrócił głowę w bok. I dobrze! Sięgnąłem po swego Mossberga 590. Nie miałem zamiaru słuchać tego dalej. A jęcz sobie do woli! Jęcz, płacz. Tylko pozwól mi działać albo za chwilę z nas obu zostaną tylko prochy!
 Strzeliłem w mur przede mną. Śrut rozbił się o twardą cegłę, wyrzucając w powietrze masę odłamków i pyłu. Strzeliłem ponownie. I jeszcze raz.
 Znienacka wielki płomień buchnął mi prosto w twarz. Upadłem na plecy i zobaczyłem jak zza muru wystrzeliwuje w górę kolejny słup ognia, wyzierając swe ogniste języki przez dziurę, jaką zrobiłem w murze. Broń upadła mi gdzieś pod murem. Szybko odczołgałem się do tyłu, z obawy iż w każdej chwili ściana może się rozpaść.
 Usłyszałem za sobą dźwięk repetowanej broni. Odwróciłem się gwałtownie. To Woron celował ze swego Walthera prosto w moją głowę. W drugiej ręce trzymał w gotowości nóż.
 Obleciał mnie zimny pot. Zastygłem w bezruchu. To Woron? To naprawdę on?
 - Co ty, kurwa, wyprawiasz?! Nie celuj we mnie, kretynie!
 - Oddaj mi kombinezon – mówił przez zaciśnięte zęby. Policzki mu się trzęsły, ręka drżała, ale lata wyszkolenia bojowego, sprawiły, że trzymał broń pewnie.
 - Oszalałeś?!
 - Oddaj mi kombinezon. Tylko je… eden stąd wyjdzie. Rozumiesz… Ja albo ty. Wybacz, stary.
 - Woron…
 - Wybacz…
 Strach przeszył mnie od głowy w dół. Woron zmrużył oczy i nacisnął za spust.
 Klik!
 Klik!
 Klik!
 To był jak trans, z którego nagle się ocknąłem. Pistolet wypadł mu z ręki i uderzył o suchą ziemię.
 - Woron…
 - Nie! – krzyknął, po czym chwycił pewniej za nóż i wbił go sobie w pierś. Trwało to ułamek sekundy. Nim zdążyłem zareagować, jego ciało wzdrygnęło się, zatrzęsło nim, po czym znieruchomiał.
 Powoli osunął się na bok.
 Usiadłem. Zapanowała dla mnie cisza. To nic, że huk rozdzierających powietrze fontann ognia nieustannie uderzał w moje uszy. Czułem się ogłuszony, jak gdyby ktoś mi strzelił koło głowy. Myśli krzątały się gdzieś bez ładu, a ja nie wiedziałem co począć.
 „Woron, czemu to zrobiłeś?”, powtarzałem sobie. „Wiedziałeś, że tylko jedna osoba jest stanie się stąd wydostać. Po prostu wiedziałeś to. Ale czemu tak?”.
 Trwałem tak jeszcze przez chwilę, nie zważając na szalejące dookoła piekło. Straszne myśli przychodziły mi do głowy, a ja nie chciałem ich słuchać. A jednak. Czy to prawda? Czy on właśnie ocalił mi życie?
 „Tylko jeden stąd wyjdzie”. To jego słowa. Tak, to jednak był on. Cały on. Wiedział czego chce. Tylko Woron zdolny był dostrzec to, co ja próbowałem zatuszować. Czemu chciałem zaprzeczyć?
 Nadzieja. Czy tchórzostwem jest trwanie w nadziei w obliczu zagłady? A może głupotą? Czy byłbym w stanie zachować się jak on? Poświęcić, życie swoje albo jego. Ileż odmian ma chęć przetrwania. Ileż ścieżek można w niej obrać. Jakże wybrać właściwą?
 Zachowałem się jak tchórz. Chciałem ocalić nas obu, on chciał tylko jednego z nas. Mimo to czułem, że postąpił właściwie.
  Teraz, właśnie teraz wiedziałem, że mam jeszcze szansę.
 Wstałem. Spojrzałem wprost w ciemność, w której czaiła się ostateczna nagroda. To po co tu przybyliśmy. Rzecz, z którą wielu stalkerów oddało już życie, a teraz jeszcze Woron. Przedmiot wielkiej mocy, którego pochodzenia nikt nie jest w stanie jak dotąd wyjaśnić. Musiał tam być. Inaczej nie miałoby to sensu.
 Wziąłem głęboki wdech. Teraz albo nigdy. Wbiegłem na cegły. Było ciepło. Coraz cieplej. Nie zważałem na to. Szybko wdrapałem się na szczyt. Słupy ognia za plecami strzelały wystarczająco wysoko, by rozświetlić zaułek. Spojrzałem w dół.
 Był tam. Przezroczysty kryształowy twór, migocący blaskiem szalejącego dookoła ognia. Był gigantyczny, może wielkości mojej głowy. Nigdy wcześniej nie widziałem takiego wielkiego. Leżał swobodnie niczym porzucona zabawka. A jednak czułem jego moc, wiedziałem, że oto mam przed sobą przedmiot nie z tej ziemi.
 Panował piekielny żar. Poparzona skóra protestowała, zmuszała mnie do ucieczki przed czającą się tu anomalią. Złapałem za jedną z cegieł i rzuciłem nią w dół, w stronę artefaktu. Nagle, wielki słup ognia wystrzelił w niebo. Potworny gorąc owiał moje ciało. Zasłoniłem ramieniem oczy, cofnąłem się o krok. Ta fontanna ognia byłą wyższa niż wszystkie inne. Strzelając w górę po jakichś pięciu metrach, wyginała się w przedziwne kształty pod wpływem znajdującej się tam anomalii grawitacyjnej. Rozlewała się na wszystkie strony, tworząc w powietrzu spirale i serpentyny żywego ognia. A na dole, wśród szalejących płomieni tańczył muskany płomieniami Kryształ.
 Musiałem to zrobić teraz. Nie było już wyjścia. Skuliłem się i zrobiłem krok w przód po kruchych cegłach. Przez porysowaną szybkę hełmu widziałem go wśród płomieni.
 Kolejny krok w dół.
 I kolejny.
 Nagle, jedna z cegłówek obsunęła mi się spod moich stóp. Sparaliżował mnie strach. Upadłem na plecy i poczułem, że staczam się w dół prosto w szalejące płomienie. Chciałem się czegoś złapać, ale wzbijałem tylko pył i strącałem kolejne cegły. Ogień był coraz bliżej. Huk płomieni ogłuszał mnie, że nie słyszałem nawet własnego krzyku.
 I znowu przerażający żar.
 Spadłem na sam dół. Uderzyłem brzuchem o twardą ziemię, lewą rękę przygniatając ciałem. Przede mną rodziło się piekło. Nie mogłem patrzeć. Paliłem się, gotowałem. Czułem jak kombinezon kurczy się na mnie, a materiał zaczyna się wypalać. Rozgrzane powietrze wniknęło do środka, owiało mi ciało, parząc i wysuszając je. Byłem pewien, że umrę.
 I wtedy mrugnął mi przed oczyma delikatny blask Kryształu. Nie mając sił, by uwolnić lewą rękę, odruchowo wyciągnąłem prawą, gołą dłoń w stronę ognia i poczułem to.
 Był chłodny. Trzymałem rękę na Krysztale w samym sercu ognia, a mimo to czułem chłód. To uczucie rozlało się po moim ciele. Znikł gdzieś ból oparzeń, przestałem odczuwać żar. Języki ognia prześlizgiwały mi się między palcami, muskając je swym ciepłym dotykiem. Włosy na dłoni momentalnie uległy spaleniu, ale skóra pozostawała nietknięta.
 Powoli wyciągnąłem artefakt ze środka. W jego wnętrzu widziałem szalejące głęboko płomienie. A więc, to było to? Ta moc, o której mówił Woron? Ciężko opisać jak się wtedy czułem. To uczucie było zbyt nierealne. Jestem tylko człowiekiem, a mimo to żywioł nie czynił mi krzywdy. Niesamowite wrażenie niczym sen, tyle że materialne i prawdziwe.
 Oniemiały z wrażenia wstałem i szybko wgramoliłem się na górę, trzymając w ręku artefakt. Powoli zacząłem iść w stronę ściany ognia, która uprzednio o mały włos nie zabiła mojego towarzysza. Teraz ten leżał martwy na ziemi, gdy go mijałem. Ale ja patrzyłem się w Kryształ. Nie mogłem w to uwierzyć. Tyle zachodu po jeden kawałek Kryształu? Czy to naprawdę było tego warte? Życie moje i Worona postawione nad przepaścią. Nie miałem dużo czasu. Wiedziałem, że z każdą chwilą artefakt wydziela kolejne dawki zabójczego promieniowania. Mimo to nie śpieszyłem się.
 Powoli wszedłem w zamykający wyjście z zaułka wir ognia, który był teraz dla mnie niczym powiew ciepłego wiatru. Choć na tę chwilę posiadłem moc, o jakiej wcześniej mogłem marzyć, to wiedziałem, że uczucie to jest ulotne. Ale nie to było najgorsze, a świadomość, że na zewnątrz nie czeka na mnie nikt, tylko mroźna pustka Zony. Lasy pełne mutantów, bandyci i anomalie, a gdzieś dalej na wschód Bar, a w nim nagroda.
 Piętnaście tysięcy rubli.
 Właśnie tyle dostanę za dostarczenie tego artefaktu do Barmana. Taka była cena życia Worona. Tyle zapłacą mi za ów boską moc, jaką im dostarczę. Starczy to ledwo na wyleczenie oparzeń i nowy kombinezon. I tyle, nic więcej. Nie ma sprawiedliwości w Zonie.
 Proszę, nie pytajcie mnie, czy było warto. Nigdy nie pytajcie, żadnego stalkera czy było warto, bo nie ma ceny rublach czy innej walucie, która zrekompensuje straty jakie każdego dnia ponosimy. Dzień za dniem. I tak w kółko.
 Takie to już życie w Zonie.


* Ekolog - nazwa skafandra ochronnego dostępnego w grze. Dokładny opis tutaj.
** Kryształ - nazwa jednego z artefaktów powstających w ognistych anomaliach.
*** Echo - specjalne urządzenie służące do lokalizowania artefaktów. Dokładny opis tutaj.
**** Symbiont - zbitek kilku anomalii blisko siebie
Ostatnio zmieniony wt 04 gru 2012, 21:57 przez Ric Simane, łącznie zmieniany 2 razy.
"Magii się nie pije" (Kruk)

2
chyba koncepcja pisania opka nt gry mnie przerasta deko, z drugiej strony tzw męskie kino pozwala się świetnie zresetowac, wiec...
Po tysiąckroć spalony pył, uniósł się dookoła jego ciała ze spragnionej ziemi
przecinek zbedny, pogrubienie równiez.
rozbłysnął nieoczekiwaną czerwienią, której to sam widok powodował ból w oczach.
zaprawde powiadam wam... "której to"? zupełnie nie rozumiem tej konstrukcji, moze prościej: " rozbłysnął nieoczekiwaną czerwienią, powodując ból oczu".
A spośród tego wszystkiego przeraźliwy krzyk i syk palonego kombinezonu.
biedny kombinezon, musiało go boleć, skoro tak krzyczał :-P
Zaobserwowana przez nas regularność z jaką anomalia nasilała i łagodziła swą aktywność musiała być błędna.
to samo - prościej, waśc, poza tym to zdanie nie ma sensu - jak zaobserwowana regularnośc moze być błędna?
Woron wpadł w sam środek tego piekła, w którym sam Szatan nie powstydziłby się zamieszkać.
"tego" zbędne, częśc zdania po przecinku nie pasuje do sytuacji, "szatan nie powstydziłby się"? to brzmi jak z telenoweli.
Przez rozszczelnione otwory w kombinezonie wdawał się straszliwy żar
"wdawał się"? moze zwyczajnie "czułem"? wdać sie mozna w bójkę.
Czułem jak moja skóra marszczy się i rozrywa, atakowana wrzącym powietrzem. Mój plecak stanął w płomieniach, podobnie jak inne łatwopalne elementy, jakie miałem na sobie. Czułem swąd spalenizny - mojego własnego ciała, które topi się i krzyczy. A potem twardy upadek na ziemię tuż pod szalejącą pożogą. Tu było epicentrum - największy żar niczym we wnętrzu ogniska. Czułem się jak kiełbasa, którą ktoś włożył w ów żar, który wyciska z niej soki, sprawia, że pęka i marszczy się.
synonimy jakies moze?
cały ten kawałek jest kulawy, dynamika ruchu została zaburzona odczuciami bohatera, moze dac jedno albo drugie, bo oba na raz zakłócają odbiór.
Tak, to idealne porównanie.
- powiedział do siebie zadowolony autor.
zamknąłem oczy. Zdałem się na refleks.
na refleks się mozna zdac, gdy się pchły łapie.
Powietrze dookoła nas było gorące, ale w porównaniu z żarem, z którego uciekliśmy, było niczym powiew bryzy.
znów to samo - synonimy. zamiast było gorące można napisać cokolwiek innego - falowało z gorąca?
Nigdy nie przypuszczałem, że skończy się to w ten sposób - uwięzieni w martwej strefie między gołymi ścianami, a rozszalałą anomalią, której nijak nie dało się już wyłączyć.
co się, konkretnie, skończy? co to jest owo tajemnicze "to"?
Tak mnie tu zwali, choć księdzem nie byłem, ani też dzieci nie miałem.
styl.
Jego kombinezon był równie podniszczony co mój, a żar wywarł w nim dodatkowe zniszczenia.
czy nie da się opisać dodatkowych zniszczeń w podniszczonym kombinezonie inaczej?
roztopione wnętrze rozlewało się po ciele Worona, klejąc się do skóry.
a skąd nasz bohater to wie, skoro mamy narrację pierwszoosobową, chłop mógł najwyżej przypuszczać, co się dzieje, bo przecież kumpel się w tej kwestii nie wypowiedzial.
Z szokiem stwierdziłem,
styl.
Woron cały czas mocno zaciskał oczy, lecz, po chwili próśb, otworzył je. Były czerwone, ale reagowały na bodźce, a wiec jeszcze mnie widział. Coś jednak było nie tak. Znikł gdzieś blask w jego oczach, patrzył na mnie żałośnie, a każde mrugnięcie sprawiało mu ból.
no tak, blask w oczach jest wazniejszy od spalonej twarzy - dla mnie to cud, ze facet dał radę te oczy otworzyc po takim fajerwerku ;-)
Gdybym tylko mógł mu wtedy jakoś pomóc.
oooooooooo, a mi się wydawało, ze jedziemy czasem teraźniejszym, silly ravva :twisted:
Sam przecież tak srałeś się tym artefaktem
a jak to bedzie na polski?
- Ech…. Ale, kurwa... Jesteśmy w dupie. I jak się teraz stąd wydostaniemy?
czy to pytanie nie powinno być zadane przez worona?
Aktywował anomalię, wyjątkowo silą w dodatku. Spalacz będzie płonął godzinami, tak jak wtedy, gdy ostatnim razem aktywowaliśmy go dla testów.
synonimy jakies moze? uruchomić, wyzwolić, np.
Złapałem go i usadowiłem prosto,
posadziłem go?
Podniósł, trzęsącą się rękę i wytarł sobie usta.
przecinek źle.
poza tym - podobnie jak wcześniej - pisz prosciej, wystarczy: drżącą ręką otarł usta.
nie musisz opisywac każdego ruchu bohatera, daj szanse wyobraźni czytelnika.
Mimo to sam zaczynałem wątpić w powodzenie naszego zadania. Ruszyłbym dalej sam, ale przecież nie zostawię go tutaj.
znów powtórzenia, wywal zaimki, odciązysz zdania.
Ja nie z tych. Nie bez powodu noszę ten pseudonim. Żaden Kryształ nie jest wart więcej niż prawdziwy stalker. Weszliśmy tu we dwóch i we dwóch stąd wyjdziemy.
fajnie by było, gdybyś pozwolił czytelnikowi wyrobić sobie zdanie o bohaterze na podstawie jego czynów.
Spalone ciało, sprawiało mi straszy ból
int.

dalej masz kawałek, juz nie chce mi się wklejać, gdzie powtarzasz, jak mantre: anomalie, przyjaciel - po raz kolejny: słownik synonimów w łape, jak nie do poduszki, to chociaż podczas pisania.
zbliżając się do stery cegieł.
lit.
Widać jak już ma się coś spierdolić, to wszystko na raz.
styl.
Wyczuwałem w tym strach i niepewność. Nigdy wcześniej nie czułem tego w jego głosie. Zawsze był żwawy, pewny siebie. To było straszne. Jak gdyby to nie był on, a ktoś inny.
powtórzenia.
po drugie cieżko oczekiwac, ze ktoś poparzony bedzie "żwawy i pewny siebie", logika bohatera mnie rozprzestrzenia :-)
Strzeliłem w mur przede mną. Śrut rozbił się o twardą cegłę, wyrzucając w powietrze masę odłamków i pyłu. Strzeliłem ponownie. I jeszcze raz.
 Znienacka wielki płomień buchnął mi prosto w twarz. Upadłem na plecy i zobaczyłem jak zza muru wystrzeliwuje w górę kolejny słup ognia,
powt.
wyzierając swe ogniste języki przez dziurę, jaką zrobiłem w murze.
zaimek do wywalenia, "jaką zrobiłem w murze" też.
Obleciał mnie zimny pot
co ten pot zrobił?
Strach przeszył mnie od głowy w dół.
przeszył mnie strach. odkąd dokąd nie ma znaczenia :-)
- Nie! – krzyknął, po czym chwycił pewniej za nóż i wbił go sobie w pierś. Trwało to ułamek sekundy. Nim zdążyłem zareagować, jego ciało wzdrygnęło się, zatrzęsło nim, po czym znieruchomiał.
no i stał się cud, ciało worona stało się w stosunku do niego bytem zewnetrznym.
Zapanowała dla mnie cisza.
to i reszta akapitu do korekty.
„Woron, czemu to zrobiłeś?”, powtarzałem sobie. „Wiedziałeś, że tylko jedna osoba jest stanie się stąd wydostać. Po prostu wiedziałeś to. Ale czemu tak?”.
nie chce się czepiac, ale zdaje się, ze pistolet, którym chcial kumplowi glowe odstrzlic, nie działał :-P

poza tym skad rozpacz i "ogluszenie" samobójsterm worona - koles chciał go zabić, nie udalo się, to - zupełnie irracjonalnie w tej sytuacji, bo powinien rzucic sie na chłopa z nożem, skoro już podjąl decyzje - popełnił samobójstwo. dlaczego taka zmiana zdania w ułamku sekundy - chyba tylko po to, zeby wrzucić łzawą scenkę siedzacego na gruzach i dumającego o d... maryni Ojca - pojęcia nie mam, moze mi to autor wyjasnic?
Spojrzałem wprost w ciemność(...)Słupy ognia za plecami strzelały wystarczająco wysoko, by rozświetlić zaułek.
to w końcu było ciemno czy jasno, bo jak się coś pali, to zwykle daje tez trochę światła?
Nagle, wielki słup ognia
int.
Nagle, jedna z cegłówek
j.w.
poczułem, że staczam się w dół prosto w szalejące płomienie.
prościej: po pierwsze, o ile nie jesteśmy w kosmosie, nie można staczac się w górę, więc: staczałem się w szalejące płomienie.
Włosy na dłoni momentalnie uległy spaleniu, ale skóra pozostawała nietknięta.
no dobra, więc włosy nie sa częścią ciała bohatera, a skóra jest, bo jak to inaczej wyjasnic, co?
Ciężko opisać jak się wtedy czułem.
już wcześniej coś podobnego było, trzymaj się jednego czasu.
Powoli zacząłem iść w stronę ściany ognia, która uprzednio o mały włos nie zabiła mojego towarzysza. Teraz ten leżał martwy na ziemi, gdy go mijałem.
a jak go minął, to co - podniósł się?
Ale ja patrzyłem się w Kryształ.
sie paczał? jakis wypaczony chłopak z tego ojca :-D "patrzyłem w kryształ", zaimek zbedny.
Tyle zachodu po jeden kawałek Kryształu?
"tyle zachodu o", nie "po".
Nie miałem dużo czasu. Wiedziałem, że z każdą chwilą artefakt wydziela kolejne dawki zabójczego promieniowania. Mimo to nie śpieszyłem się.
jakoś mam wrażenie, ze bohater serwuje nam przeciwstawne tezy - jak ktoś wie, że ma mało czasu, to się spieszy, jak się nie spieszy to po co to pisać?
Choć na tę chwilę posiadłem moc, o jakiej wcześniej mogłem marzyć, to wiedziałem, że uczucie to jest ulotne. Ale nie to było najgorsze, a świadomość, że na zewnątrz nie czeka na mnie nikt, tylko mroźna pustka Zony. Lasy pełne mutantów, bandyci i anomalie, a gdzieś dalej na wschód Bar, a w nim nagroda.
idac twoim tokiem rozumowania to, co faktycznie bohatera przerażało, to... TADADADAMMMMM: nagroda?
a tak poza tym wszyscy zdrowi?
Tyle zapłacą mi za ów boską moc, jaką im dostarczę. Starczy to ledwo
takie tam, w zonie powtórzenia...
Proszę, nie pytajcie mnie, czy było warto.
czassssss :-)

proponuje napisać coś, co nie wisi na obrazach z gry, bo ewidentnie gubisz się w świecie, który chcesz pokazać - zamiast skupić sie na bohaterze, skaczesz z jego emocji na akcję, tu się coś pali, tam wybucha, cieżko poparzony człowiek daje radę wbić sobie nóz w bebechy, chociaz przed chwila nie mógł sam siedziec, bohater się gotuje w kombinezonie, a jednocześnie wchodzi w piekielny żar, a potem dostaje napadu melancholii w najmniej oczekiwanym momencie, do tego z niezrozumialego powodu.

podobały mi się opisy gorąca, sam pomysl - gdzieś mi coś dzwoni, ksiazka o podobnej tematyce, ewidentnie nic porywajacego, bo tytuł zniknął w mrokach niepamięci - ciekawy, chociaż głownie z powodu mojego lekkiego skrętu na wschód ;-)

brakuje mi opisów zony, czegoś wiecej poza wybuchami i niestabilnymi anomaliami, którymi katujesz czytelnika w kółko i na okrągło.

no i jakim cudem dwumiesięczna znajomość, do tego wśród stalkerów - ludzi bezwzględnych, żyjących poza prawem, ryzykujących życie dla artefaktów i kasy moze zaowocowac przyjaźnia?

btw - 15000 rubli to niewiele za takie ryzyko, szczególnie w rosji, moze to przewalutować?

Weryfikacja zatwierdzona przez Adriannę
Ostatnio zmieniony ndz 25 lis 2012, 11:18 przez ravva, łącznie zmieniany 1 raz.
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

3
Nie mogłam się powstrzymać przed wejściem tu, widząc, że ktoś się porwał na fanfiction z uniwersum S.T.A.L.K.E.R.'a. Pechowo jestem wielką fanką książki Strugackich, w znacznie mniejszym stopniu gry na jej podstawie. To pozwala mi się przekonać jak bardzo mogą od siebie odbiegać fascynacje wizjami artystów. Skupiłeś się na "męskim kinie", jak powiedziała przedmówczyni; na brutalnych wizjach odchodzącej skóry, następujących po sobie niebezpieczeństwach, prostych działaniach i zaskakujących obu mężczyzn emocjach. Żałuję, że, moim zdaniem, nie wykorzystałeś potencjału Strefy, skupiłeś się na jednych z najmniej ciekawych anomalii, tym samym nie oddałeś w pełni klimatu i nie poczułam tego dławiącego strachu i poczucia beznadziejności, które były najmocniejszymi stronami gry, filmu i książki. Podjąłeś się zadania filozoficznych pytań i na pewno ich rozważanie byłoby niezłym smaczkiem dodanym do tekstu, gdyby nie fakt, że zbyt często je powtarzasz. Za mało ufasz czytelnikowi. Prowadzisz go przez fabułę za rączkę. Może tak trzeba. Może po prostu piszesz dla targetu, który więcej gra niż gra niż czyta, może ty sam więcej grasz niż czytasz. Cieszę się, że przedmówczyni zajęła się warstwą językową, bo ja bym się tego nie podjęła. Przeszkadzały w czytaniu w dość subtelny sposób i nie były aż tak uciążliwe jak sztuczność całej zaprezentowanej sceny. Czytając czułam się jakbym oglądała próbę w teatrze - nie sztukę ani tym bardziej nie scenę wyjętą z życia. Ale tego nie da się poprawić w tekście, to chyba przychodzi z czasem. Gdyby ktoś ci przeczytał ten tekst na głos, poczułbyś ciarki na karku z powodu niektórych niezręcznych sformułowań.
Tekst ma też dobre strony. Nie jest przewidywalny, nie opiera się na utartych schematach, a jego zakończenie jest dobrze wyważone. Niby pomyślne, a jednak gorzkie. Pisałbyś lepiej gdybyś czytał więcej, ale to opowiadanie całkiem nieźle świadczy o tobie jako o człowieku.
No i jeszcze - nie musisz się przejmować moim zdaniem. Nie jestem weryfikatorem ;].

4
Jakby to powiedział Neo... "woah...". To najobszerniejsza krytyka jaką widziałem i jakże odmienna od tych, jakie dotąd słyszałem ^^. Mimo iż od chwili powstania opowiadania dokonywałem jego korekty chyba z 4 razy to nie sądziłem, że wdało się tu aż tyle błędów (a większości nie byłem nawet świadom, że są błędne). Wielkie dzięki, na pewno postaram się coś z tego wyciągnąć (chociaż mam nadzieję, że jeszcze jakiś weryfikator wypowie się w temacie :) ). Z większością komentarzy się zgadzam, a na kilka pozwolę sobie odpowiedzieć:
ravva pisze:biedny kombinezon, musiało go boleć, skoro tak krzyczał :-P
Jak ja to przeoczyłem? xD
ravva pisze:to samo - prościej, waśc, poza tym to zdanie nie ma sensu - jak zaobserwowana regularnośc moze być błędna?
Widać tu, że czasami mam problem z logicznym przekazaniem tego, co mam na myśli. Oczywiście chodziło mi o to, że wnioski z obserwacji były błędne ;).
ravva pisze:"tego" zbędne, częśc zdania po przecinku nie pasuje do sytuacji, "szatan nie powstydziłby się"? to brzmi jak z telenoweli.
Może za bardzo się czepiam, ale czy to "tego" jest błędem? W sensie... mi stylistycznie to pasowało. Można się bez niego obejść, ale czy to oznacza, że za każdym razem, gdy można obejść się bez zaimka, to należy to robić?
synonimy jakies moze?
Co do moich licznych powtórzeń - ogółem zawsze wyznawałem zasadę, że jeżeli 2 zdania, w których występuje powtórzenie, oddziela od siebie inne zdanie, to wtedy powtórzenie jest akceptowalne. Tak mnie uczyli w szkole. Oczywiście mogę dać synonimy, to nie problem, tylko pytam się, czy to jest błędem.
ravva pisze:znów to samo - synonimy. zamiast było gorące można napisać cokolwiek innego - falowało z gorąca?
W sumie byłem przekonany, że takie podstawowe czasowniki jak "być" w małej ilości są jeszcze akceptowane jako powtórzenia ^^'
ravva pisze:nie musisz opisywac każdego ruchu bohatera, daj szanse wyobraźni czytelnika.
Nemesis666 pisze:Za mało ufasz czytelnikowi. Prowadzisz go przez fabułę za rączkę. Może tak trzeba. Może po prostu piszesz dla targetu, który więcej gra niż gra niż czyta, może ty sam więcej grasz niż czytasz.
No niestety, ale gram więcej niż czytam, a tekst był pisany przede wszystkim dla fanów gry.
Może i jestem nieco za naiwny i dziecinny, ale lubię dokładnie opisywać działania. Lubię prowadzić czytelnika za rączkę i tak samo lubię, gdy książka robi to ze mną. Zawsze staram się mieć pewność, że czytając coś, moje wyobrażenie odpowiada wyobrażeniu autora. Zawsze irytowało mnie, gdy książka pozostawiała sporo dla wyobraźni czytelnika i to nieraz do stopnia, w którym moje wyobrażenia okazywały się być błędne lub zupełnie traciłem ciągłość akcji.
Nie wiem czy można nazwać to własnym stylem czy głupotą, ale tak mam xD. Czy może powinienem starać się to zmienić?
ravva pisze:Cytat:
Z szokiem stwierdziłem,
styl.
Uch... niedobrze. Podobne stwierdzenie pojawia się w prawie każdej mojej twórczości, a nigdy nie widziałem w tym nic złego ^^'. Jakby to mogło brzmieć poprawnie?
ravva pisze:oooooooooo, a mi się wydawało, ze jedziemy czasem teraźniejszym, silly ravva :twisted:
Chyba nie do końca rozumiem ^^'
ravva pisze:a jak to bedzie na polski?
Mowa zbyt potoczna? xD "Ekscytowałeś się".
ravva pisze:czy to pytanie nie powinno być zadane przez worona?
Nie, dobrze jest :)
ravva pisze:poza tym skad rozpacz i "ogluszenie" samobójsterm worona - koles chciał go zabić, nie udalo się, to - zupełnie irracjonalnie w tej sytuacji, bo powinien rzucic sie na chłopa z nożem, skoro już podjąl decyzje - popełnił samobójstwo. dlaczego taka zmiana zdania w ułamku sekundy - chyba tylko po to, zeby wrzucić łzawą scenkę siedzacego na gruzach i dumającego o d... maryni Ojca - pojęcia nie mam, moze mi to autor wyjasnic?
Pamiętam, że przy ostatniej korekcie chciałem wydłużyć to i dodać fragment, w którym Woron próbuje rzucić się na niego z nożem, ale nie jest w stanie ruszyć się z powodu bólu, ale odrzuciłem to. Ogółem motywem jego samobójstwa miało być dojście do wniosku, że nie jest już w stanie wydostać się stąd o własnych siłach. Woron miał być typem osoby, która umie szybko podejmować radykalne decyzje. Kimś obdarzonym wielką wolą przetrwania, ale też znającą granice swoich możliwości, kiedy to już nic nie da się zrobić, by wyjść z opresji. Wiedział, że nie zostało mu już dużo życia. Miał zdawać sobie sprawię, że Ojciec z całą pewnością nie zostawiłby go tu samego, a gdyby chciał go uratować, była duża szansa, że zginęliby razem. Dlatego chciał mieć pewność, że jeśli nie on, to przynajmniej Ojciec ujdzie z życiem.
Czy ma to sens? W momencie gdy to pisałem miało. Nawet jak teraz o tym myślę, to nie wydaje mi się do końca głupie. Może zawiodła kreacja postaci albo sam opis jego przeżyć (co w sumie ciężko zrobić w narracji pierwszoosobowej). Kluczowe miały być tu późniejsze rozmyślania Ojca, na temat których chyba za mocno rozpisałem się, bojąc się, że czytelnik nie zrozumie mojego toku myślenia. Kicha ^ ^'.
ravva pisze:prościej: po pierwsze, o ile nie jesteśmy w kosmosie, nie można staczac się w górę, więc: staczałem się w szalejące płomienie.

Ups... Czyli dałem starszą wersję ^^'. W sumie wszystkie pozostałe błędy i tak są w nowej, ale pamiętam, że ten jeden błąd poprawiłem xD.
takie tam, w zonie powtórzenia...
No nie mów, że coś takiego naprawdę klasyfikuje się jako powtórzenie xD. Przecież znaczeniowo tą są dwa różne słowa.
ravva pisze:czassssss :-)
Chciałem by końcówka brzmiała, jakby to była jego relacja. Coś a la list, opowieść z Zony opowiadana innym.
brakuje mi opisów zony, czegoś wiecej poza wybuchami i niestabilnymi anomaliami, którymi katujesz czytelnika w kółko i na okrągło.
Jak mówiłem, tekst był pisany głównie dla graczy, osób które znają Zonę. Nie chciałem też, by brzmiało to jak przewodnik po cudach i atrakcjach Strefy, a skupić się na jednym konkretnym miejscu, gdzieś w jej wnętrzu. Dla zrozumienia niezwykłości miejsca, powinna wystarczyć wiedza o tym czym ogólnie jest Zona, czym są anomalie i artefakty - czyli to co napisałem na początku.
ravva pisze:no i jakim cudem dwumiesięczna znajomość, do tego wśród stalkerów - ludzi bezwzględnych, żyjących poza prawem, ryzykujących życie dla artefaktów i kasy moze zaowocowac przyjaźnia?
To był najbardziej ogólny opis jaki mogłem dać na temat stalkera xD. O wiele za krótki, by dobrze zrozumieć życie wśród stalkerów. Może powinienem więcej się rozpisać na ich temat... I znów wychodzi nam fakt, że tekst pisany był głównie pod fanów gry ^ ^'. Możemy uznać, że tak po prostu jest, czy mam jednak wyjaśnić więcej o stalkerach? :)
btw - 15000 rubli to niewiele za takie ryzyko, szczególnie w rosji, moze to przewalutować?
Możliwe. Choć w trakcie pisania tego starałem się unikać bezpośredniego odwzorowywania niektórych głupot i uproszczeń z gry, to jednak to zostawiłem. I tak pomnożyłem cenę razy 3 xD. W grze artefakty szły za średnio 800 do 5000 rubli.
Nemesis666 pisze:Nie mogłam się powstrzymać przed wejściem tu, widząc, że ktoś się porwał na fanfiction z uniwersum S.T.A.L.K.E.R.'a
Ostatnio napisałem kolejne... Tym razem pokazujące zonę szerzej niż tylko 1 zaułek, skupiające się na czymś innym niż filozofowanie. Mogę spróbować wyszukać w nim i poprawić błędy podobne do tych, jakie znaleźliście w tym tekście, i za te 2 tygodnie dać do weryfikacji. Chyba, że nie chcecie już stalkerowych xD.
Nemesis666 pisze:Pisałbyś lepiej gdybyś czytał więcej, ale to opowiadanie całkiem nieźle świadczy o tobie jako o człowieku.
Gorzka prawda :/. Mam sporo do nadrobienia zarówno jako czytelnik jak i pisarz. Mimo wszystko dziękuję raz jeszcze za komentarze :).
"Magii się nie pije" (Kruk)

5
Ric Simane pisze:
synonimy jakies moze?
Co do moich licznych powtórzeń - ogółem zawsze wyznawałem zasadę, że jeżeli 2 zdania, w których występuje powtórzenie, oddziela od siebie inne zdanie, to wtedy powtórzenie jest akceptowalne. Tak mnie uczyli w szkole. Oczywiście mogę dać synonimy, to nie problem, tylko pytam się, czy to jest błędem.
Jeżeli dajesz powtórzenie tylko dlatego, że nie umiesz znaleźć jakiegoś synonimu/ sformułować zdania inaczej - tak, jest to błąd. Nie ma błędu jeżeli chcesz świadomie powtórzyć to samo słowo/ zwrot dla lepszej melodyki zdania, zwrócenia uwagi czytelnika na coś konkretnego itp. Wtedy możesz nawet zdanie po zdaniu. Nb. cytowany kawałek jest kulawy także dlatego, że w ostatnim zdaniu opisujesz odczucia bohatera niejako z punktu widzenia przysmażanej kiełbasy co wprowadza akcent niezamierzonego komizmu :) Zwróć też uwagę na inne, pogrubione elementy:

Czułem jak moja skóra marszczy się i rozrywa, atakowana wrzącym powietrzem. Mój plecak stanął w płomieniach, podobnie jak inne łatwopalne elementy, jakie miałem na sobie. Czułem swąd spalenizny - mojego własnego ciała, które topi się i krzyczy. A potem twardy upadek na ziemię tuż pod szalejącą pożogą. Tu było epicentrum - największy żar niczym we wnętrzu ogniska. Czułem się jak kiełbasa, którą ktoś włożył w ów żar, który wyciska z niej soki, sprawia, że pęka i marszczy się.

Także są do przeróbki, bo zaburzają tok narracji. Opisujesz dramatyczne chwile kiedy Twój bohater jest na krawędzi śmierci, kogo obchodzi jakie łatwopalne elementy miał on wówczas na sobie? To zgrzyt, wybija czytelnika z transu. Przeróbka poniżej nie jest rzecz jasna doskonała: pisałem to na kolanie, ale cały opis jest bardziej spójny, w tym kierunku powinieneś iść.

Czułem jak moja skóra pęka chłostana bezlitośnie podmuchami wrzącego powietrza, a plecy szarpią ogniste szpony: płomienie objęły plecak. W nozdrza wciskał się smród palonego ciała. Mojego ciała. Krzyczałem. Upadek nie przyniósł ulgi - nadal byłem przytomny. I nadal płonąłem. Ogień wyciskał ze mnie wszelką wilgoć i życie.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

6
Oponuję!

Zdecydowanie optowałbym za wersją autora.
Czułem jak moja skóra marszczy się i rozrywa, atakowana wrzącym powietrzem. Mój plecak stanął w płomieniach, podobnie jak inne łatwopalne elementy, jakie miałem na sobie. Czułem swąd spalenizny - mojego własnego ciała, które topi się i krzyczy. A potem twardy upadek na ziemię tuż pod szalejącą pożogą. Tu było epicentrum - największy żar niczym we wnętrzu ogniska. Czułem się jak kiełbasa, którą ktoś włożył w ów żar, który wyciska z niej soki, sprawia, że pęka i marszczy się.
Przecież to zdanie bardzo dobrze oddaje moment pogrążania się w płomieniach. Niepotrzebne zaimki i inne wtrącenia zwalniają narrację, co jak sądzę odzwierciedla stan umysłu bohatera - im bliżej śmierci, tym powolniejsza percepcja. Jak w filmach.
Wersja Navajero też jest bardzo dobra, tylko że w niej bohater doświadcza tego inaczej.

7
Ric Simane pisze:
ravva pisze:"tego" zbędne, częśc zdania po przecinku nie pasuje do sytuacji, "szatan nie powstydziłby się"? to brzmi jak z telenoweli.
Może za bardzo się czepiam, ale czy to "tego" jest błędem? W sensie... mi stylistycznie to pasowało. Można się bez niego obejść, ale czy to oznacza, że za każdym razem, gdy można obejść się bez zaimka, to należy to robić?
takkkkkk :-)

ok, nie jestem weryfikatorem, być moze to tylko moja mania przesladowcza, ale im mniej bałaganu w zdaniach, tym większa szansa, ze się nie pogubisz, poza tym tekst czyta się łatwiej, lepiej, nie zakręcasz na kolejnych 'jego, ich, nich, tego, tych, jakiś' etc.
nie mówie, zeby zupełnie rezygnowac z zaimków, ale jak zdanie ma sens bez nich, gdy mozna się oprzec na podmiocie domyslnym, to czemu tego nie wykorzystać?
Ric Simane pisze:Co do moich licznych powtórzeń - ogółem zawsze wyznawałem zasadę, że jeżeli 2 zdania, w których występuje powtórzenie, oddziela od siebie inne zdanie, to wtedy powtórzenie jest akceptowalne. Tak mnie uczyli w szkole. Oczywiście mogę dać synonimy, to nie problem, tylko pytam się, czy to jest błędem.
zobacz, jak wygląda w tekście - co innego szkoła, co innego opowiadanie. nawet nie chodzi o synonimy, ale konstrukcję zdania, która upłynnia czytanie, ułatwia je, nie zatrzymuje odbiorcy, gdy opisujesz wartką akcję.
Ric Simane pisze:W sumie byłem przekonany, że takie podstawowe czasowniki jak "być" w małej ilości są jeszcze akceptowane jako powtórzenia ^^'
im mniej, tym lepiej, poza tym wszystko da się obejsc
Kim on był, ten poparzony człowiek? Czy ja go znałem? Czy to nadal był ten sam Woron?
drugie "był" jest zbedne, niby nie bład, ale zobacz, zdanie broni się bez niego.

dobra, patrz:
"-To za dużo powiedziane - odparłem wykrętnie. - Musiałbym się skonsultować, wyjechać na dzień czy dwa do Polski...
- Ja ci, kurwa, wyjadę! - syknął."
kawałeczek z 'białych nocy' - też masz powtórzenia, ale sa usprawiedliwione.
podobnie, jak tu:
"(...)Ale to jutro - stwierdziłem, ziewając. - Zdecydowanie jutro."
Ric Simane pisze: No niestety, ale gram więcej niż czytam, a tekst był pisany przede wszystkim dla fanów gry.
Może i jestem nieco za naiwny i dziecinny, ale lubię dokładnie opisywać działania. Lubię prowadzić czytelnika za rączkę i tak samo lubię, gdy książka robi to ze mną. Zawsze staram się mieć pewność, że czytając coś, moje wyobrażenie odpowiada wyobrażeniu autora. (...)Czy może powinienem starać się to zmienić?
yesssss :-)

Ric Simane pisze:
ravva pisze:
Ric Simane pisze:Z szokiem stwierdziłem,

styl.
Uch... niedobrze. Podobne stwierdzenie pojawia się w prawie każdej mojej twórczości, a nigdy nie widziałem w tym nic złego ^^'. Jakby to mogło brzmieć poprawnie?
Obróciłem go na plecy. Z szokiem stwierdziłem, iż czarna od ognia szybka hełmu była pęknięta.
-> "Obróciłem go na plecy, zakląłem cicho, widząc pękniecie na okopconym wizjerze."
Ric Simane pisze:
ravva pisze:oooooooooo, a mi się wydawało, ze jedziemy czasem teraźniejszym, silly ravva :twisted:
Chyba nie do końca rozumiem ^^'
wstawka sprawia, że czytelnik się gubi - akcja dzieje się tu i teraz, a nagle, nie stad ni z owąd pojawia się refleksja bohatera, pasująca do późniejszych wydarzeń, gdy już ojciec siedzi w pubie z kumplami i mówi: "gdybym mógł mu wtedy pomóc...", podczas, gdy powinno być np.: zupełnie nie wiedziałem, jak mu moge pomóc.

to samo masz później raz jeszcze.
Ric Simane pisze:
ravva pisze:a jak to bedzie na polski?
Mowa zbyt potoczna? xD "Ekscytowałeś się".
Sam przecież tak srałeś się tym artefaktem.
"ekscytowałes się" trochę nie pasuje do sytuacji, ale "srałeś sie" jest tak pozaliterackie, że aż boli :-)

[quote=""Ric Simane"]
ravva pisze:czy to pytanie nie powinno być zadane przez worona?
Nie, dobrze jest :)[/quote]z kontesktu wynika, ze bardziej by pasowało do worona, taka panika ze strony doświadczonego stalkera brzmi niewiarygodnie.

[quote=""Ric Simane"]Pamiętam, że przy ostatniej korekcie chciałem wydłużyć to i dodać fragment, w którym Woron próbuje rzucić się na niego z nożem, ale nie jest w stanie ruszyć się z powodu bólu, ale odrzuciłem to.[/quote]szkoda, trzeba było dac młodemu szanse, żeby chociaz spróbował, imo - lepiej by wyglądalo, gdyby ojciec go zabił w samoobronie, niz takie naciągane samobójstwo i jego niezrozumiałe konsekwencje.
Ric Simane pisze:Ogółem motywem jego samobójstwa miało być dojście do wniosku, że nie jest już w stanie wydostać się stąd o własnych siłach. Woron miał być typem osoby, która umie szybko podejmować radykalne decyzje. Kimś obdarzonym wielką wolą przetrwania, ale też znającą granice swoich możliwości, kiedy to już nic nie da się zrobić, by wyjść z opresji. Wiedział, że nie zostało mu już dużo życia. Miał zdawać sobie sprawię, że Ojciec z całą pewnością nie zostawiłby go tu samego, a gdyby chciał go uratować, była duża szansa, że zginęliby razem. Dlatego chciał mieć pewność, że jeśli nie on, to przynajmniej Ojciec ujdzie z życiem.
wszytsko pięknie, ale nic z tego nie pojawiło się w opowiadaniu, stąd zaskoczenie odbiorców. fakt, ze ty to wiesz, nie znaczy, ze ja też.
Ric Simane pisze:
takie tam, w zonie powtórzenia...
No nie mów, że coś takiego naprawdę klasyfikuje się jako powtórzenie xD. Przecież znaczeniowo tą są dwa różne słowa.
si, si, z tym, ze brzmią podobnie :-) "Tyle zapłacą mi za ów boską moc, jaką im dostarczę. Starczy to ledwo"
Ric Simane pisze:
ravva pisze:czassssss :-)
Chciałem by końcówka brzmiała, jakby to była jego relacja. Coś a la list, opowieść z Zony opowiadana innym.
no dobra, ale nie poinformowałes o tym na początku :-) trzeba było napisać wstęp do tego kawałka, w którym bohater
a) w knajpie mówi kumplom, co przeżył,
b) spisuje wspomnienia,
c) opowiada wnuczkowi historię życia,
d) umiera na rekach ukochanej i akurat ten moment wybrał na ostatnie wspomnienie,
e) spowiada się,
f) etc.
Ric Simane pisze:(...) tekst był pisany głównie dla graczy, osób które znają Zonę. Nie chciałem też, by brzmiało to jak przewodnik po cudach i atrakcjach Strefy, a skupić się na jednym konkretnym miejscu, gdzieś w jej wnętrzu. Dla zrozumienia niezwykłości miejsca, powinna wystarczyć wiedza o tym czym ogólnie jest Zona, czym są anomalie i artefakty - czyli to co napisałem na początku.
to jasne i do zrozumienia, ale mozna było wrzucić coś o zonie we wspomnieniach bohaterów, niekoniecznie dokładny opis, zdarzenia jakieś, szczególne przygody, wypadki, jakie zdarzyły się innym stalkerom.
takie tam.
Ric Simane pisze: Możemy uznać, że tak po prostu jest, czy mam jednak wyjaśnić więcej o stalkerach? :)
nie znam sie na przyjaźni, tak tylko dumam, czy 2 miesiące to wystarczajacy czas, zeby kogoś zwać przyjacielem.
no, ale moze wypowiedzą sie inni.
Martin pisze:Niepotrzebne zaimki i inne wtrącenia zwalniają narrację, co jak sądzę odzwierciedla stan umysłu bohatera - im bliżej śmierci, tym powolniejsza percepcja. Jak w filmach.
byłoby do przyjecia, gdyby chodziło o śmierć autora, chaos w opisie nie jest spowodowany umieraniem bohatera, bo nie on relcjanonuje wydarzenia, tylko brakami warsztatowymi piszacego.
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

8
ravva pisze:
Martin pisze:Niepotrzebne zaimki i inne wtrącenia zwalniają narrację, co jak sądzę odzwierciedla stan umysłu bohatera - im bliżej śmierci, tym powolniejsza percepcja. Jak w filmach.
byłoby do przyjecia, gdyby chodziło o śmierć autora, chaos w opisie nie jest spowodowany umieraniem bohatera, bo nie on relcjanonuje wydarzenia, tylko brakami warsztatowymi piszacego.
Tak, po przeczytaniu całej sceny możemy stwierdzić, że nie był to opis śmierci. Jeśli jednak ja jako odbiorca wczuwam się w tekst i dochodzę do takiego epizodu, to skąd mogę wiedzieć, co się stanie? Bohater zdobył się na heroiczny wyczyn, którym mógł zapłacić życiem W obliczu smagających go płomieni z pewnością brał pod uwagę, że może z tego nie wyjść cało.
Poczytujesz to jako zaległości warsztatowe, a często się przecież zdarza, że tego rodzaju wpadki nie obce są zawodowym pisarzom, których z kolei usprawiedliwiamy zupełnie na odwrót: że był to z ich strony świadomy zabieg. Widzę, że początkujący nie mają zbyt lekko. Kłopot w tym, że jeśli taki autor faktycznie weźmie to sobie do serca i wedle wskazówek zmieni scenę, to pozbawi tekst czegoś, co w przypadku, gdyby był uznanym autorem, zostałoby może docenione.

9
Navajero pisze:Jeżeli dajesz powtórzenie tylko dlatego, że nie umiesz znaleźć jakiegoś synonimu/ sformułować zdania inaczej - tak, jest to błąd. Nie ma błędu jeżeli chcesz świadomie powtórzyć to samo słowo/ zwrot dla lepszej melodyki zdania, zwrócenia uwagi czytelnika na coś konkretnego itp.
No tak, ma sens :)
Navajero pisze:Opisujesz dramatyczne chwile kiedy Twój bohater jest na krawędzi śmierci, kogo obchodzi jakie łatwopalne elementy miał on wówczas na sobie? To zgrzyt, wybija czytelnika z transu.
Być może mogłem to napisać osobno, albo powiązać jakoś opisy tego, co się z nim dzieje z tym, co właśnie czuje. W sumie wyszedłem z założenia, że jedno ma związek z drugim, tak więc ich jednoczesne opisanie da pełny obraz sceny. Opisanie obu tych aspektów naraz miałoby pozwolić spojrzeć na bohatera jednocześnie z boku jak i z jego perspektywy. To jak Ty to napisałeś brzmi bardzo dobrze, jednocześnie wiemy co się z nim dziej i co czuje.
Najgorsze jest to, że mam problemy w wyraźnym zauważeniu różnicy miedzy moją wersją, a Twoją. Poza oczywistym szaleństwem zaimkowym jaki Wam zaserwowałem i porównaniem do kiełbaski oba opisy wydaja mi się brzmieć podobnie.
(a może jestem po 2 piwach i piszę głupoty ~.~ )
ravva pisze:nie mówie, zeby zupełnie rezygnowac z zaimków, ale jak zdanie ma sens bez nich, gdy mozna się oprzec na podmiocie domyslnym, to czemu tego nie wykorzystać?
OK postaram się :)
zobacz, jak wygląda w tekście - co innego szkoła, co innego opowiadanie. nawet nie chodzi o synonimy, ale konstrukcję zdania, która upłynnia czytanie, ułatwia je, nie zatrzymuje odbiorcy, gdy opisujesz wartką akcję.
Obecnie średnio to widzę, bo czytałem to kilka razy nie brzmiało mi źle. Najwyraźniej muszę się na to wyczulić...
yesssss :-)
Awww.... miałem nadzieję na negatywną odpowiedź xD
z kontesktu wynika, ze bardziej by pasowało do worona, taka panika ze strony doświadczonego stalkera brzmi niewiarygodnie.
To nie miało brzmieć panicznie. Bardziej jako wyrzut pretensji, pytanie retoryczne.
ravva pisze:szkoda, trzeba było dac młodemu szanse, żeby chociaz spróbował, imo - lepiej by wyglądalo, gdyby ojciec go zabił w samoobronie, niz takie naciągane samobójstwo i jego niezrozumiałe konsekwencje.
Ano :/
ravva pisze:si, si, z tym, ze brzmią podobnie :-) "Tyle zapłacą mi za ów boską moc, jaką im dostarczę. Starczy to ledwo"
O rany. Naprawdę nie spodziewałbym się. Czyli na przykład nie można użyć obok siebie słów "wiedza" i "powiedzieć" albo "kora" i "przekornie" tylko dlatego, że brzmią podobnie? Masakra... D:
ravva pisze:to jasne i do zrozumienia, ale mozna było wrzucić coś o zonie we wspomnieniach bohaterów, niekoniecznie dokładny opis, zdarzenia jakieś, szczególne przygody, wypadki, jakie zdarzyły się innym stalkerom.
takie tam.
Następnym razem ;). W założeniu to miał być short, nie chciałem ani wchodzić w przeszłość bohaterów, ani wychodzić poza ten jeden zaułek, w którym rozgrywa się wszystko. Domyślam się, że dla osób nieznających Zony to z całą pewnością za mało, więc przepraszam.
ravva pisze:nie znam sie na przyjaźni, tak tylko dumam, czy 2 miesiące to wystarczajacy czas, zeby kogoś zwać przyjacielem.
no, ale moze wypowiedzą sie inni.
Ogółem zależy od osoby. Są ludzie otwarci, którzy szybko poznają nowe osoby i samotnicy. 2 miesiące to dużo, by kogoś poznać, nawet w normalnych warunkach. Po 2 miesiącach w nowej pracy na ogół wiesz z kim trzymać, a z kim nie, a znam ludzi, którzy po kilku dniach są w stanie komuś bezgranicznie zaufać :/. Weźmy też pod uwagę, że Zona nie jest przychylna dla samotników. Tam ludzie trzymają się w grupach (a nawet organizują się w wielkie frakcje, których to aspekt zupełnie pominąłem w opowiadaniu), bo tylko tak maja szansę na przeżycie. Życie tam każdego dnia wystawia ludzi na próby. Tam ciągle trzeba się mieć na baczności, ryzykować życie i mierzyć z nieznanym. Jeśli ktoś nie strzelił do ciebie na dzień dobry lub nie wbił noża w plecy przy najbliższej okazji, to raczej nie ma wrogich zamiarów, a każde towarzystwo jest lepsze od pozostania samemu.
To co opisuję to oczywiście rzeczywistość na podstawie gry, w której Zona jest dość zatłoczona, konflikty częste i wiecznie coś się dzieje. Gdyby starać się to urealnić, pewnie należałoby wprowadzić sporo zmian, zmniejszyć liczbę mieszkańców Strefy, zwiększyć kontrolę wojska, zrobić ją bardziej dziką.
Po części dlatego staram się nie opisywać Zony - nie chcę jej ani zmieniać pod moje widzimisię, ani dostosowywać do sztucznych realiów gry. Akcja dzieje się "gdzieś w Zonie" a bohaterowie to "jacyś stalkerzy".
Martin pisze:Poczytujesz to jako zaległości warsztatowe, a często się przecież zdarza, że tego rodzaju wpadki nie obce są zawodowym pisarzom, których z kolei usprawiedliwiamy zupełnie na odwrót: że był to z ich strony świadomy zabieg. Widzę, że początkujący nie mają zbyt lekko. Kłopot w tym, że jeśli taki autor faktycznie weźmie to sobie do serca i wedle wskazówek zmieni scenę, to pozbawi tekst czegoś, co w przypadku, gdyby był uznanym autorem, zostałoby może docenione.
Wrażenie z tekstu jest zawsze subiektywne. Może jest to kwestia wczucia się w bohatera... Także moja, bym potrafił go zrozumieć w ciężkiej chwili oraz potrafił zawiłe myśli i przeżycia przelać na papier w sposób nie zakłócający narracji.
Zgadzam się, że w chwili śmierci percepcja może pracować wolniej, a tym samym można wyluzować tempo, zrobić swego rodzaju slow-mo xD. Nigdy też nie można być pewnym, co się stanie z bohaterem, nieważne jak beznadziejna zdaje się być sytuacja, w której się znalazł.
W sumie... wszystko to jest do wyuczenia się xD.
"Magii się nie pije" (Kruk)

10
Navajero pisze:Ric Simane: Czułem jak moja skóra marszczy się i rozrywa, atakowana wrzącym powietrzem. Mój plecak stanął w płomieniach, podobnie jak inne łatwopalne elementy, jakie miałem na sobie. Czułem swąd spalenizny - mojego własnego ciała, które topi się i krzyczy. A potem twardy upadek na ziemię tuż pod szalejącą pożogą. Tu było epicentrum - największy żar niczym we wnętrzu ogniska. Czułem się jak kiełbasa, którą ktoś włożył w ów żar, który wyciska z niej soki, sprawia, że pęka i marszczy się. .

Także są do przeróbki, bo zaburzają tok narracji. Opisujesz dramatyczne chwile kiedy Twój bohater jest na krawędzi śmierci, kogo obchodzi jakie łatwopalne elementy miał on wówczas na sobie? To zgrzyt, wybija czytelnika z transu. Przeróbka poniżej nie jest rzecz jasna doskonała: pisałem to na kolanie, ale cały opis jest bardziej spójny, w tym kierunku powinieneś iść.

Czułem jak moja skóra pęka chłostana bezlitośnie podmuchami wrzącego powietrza, a plecy szarpią ogniste szpony: płomienie objęły plecak. W nozdrza wciskał się smród palonego ciała. Mojego ciała. Krzyczałem. Upadek nie przyniósł ulgi - nadal byłem przytomny. I nadal płonąłem. Ogień wyciskał ze mnie wszelką wilgoć i życie.
Odbiór dzieła jest subiektywny i tu zgodzę się z autorem tego opka, jednak mimo wszystko przekaz musi być czytelny.
Czytając fragment, w którym wg autora płonie człowiek - ja mam nieodparty skojarzenie widoku parówki skwierczącej na ogniu - własnie dzięki obrazowości opisu
Martin pisze:Oponuję!
Zdecydowanie optowałbym za wersją autora.

i takich skojrzeń nie mam w opisie zastosowanym przez Navajero - tu widzę aż do bólu płonącego człowieka.
Nadmiar ozdobników czasami bardziej szkodzi niż pomaga.

[ Dodano: Nie 28 Paź, 2012 ]
Błąd w cytowaniu, przepraszam Navajero.
Ostatnio zmieniony ndz 28 paź 2012, 07:56 przez gebilis, łącznie zmieniany 1 raz.
Jak wydam, to rzecz będzie dobra . H. Sienkiewicz

11
gebilis pisze:Nadmiar ozdobników czasami bardziej szkodzi niż pomaga.
O to mi też chodziło :) Pisanie przypomina opowiadanie przy ognisku ( bo i od niego się wywodzi), wystarczy jedno - dwa zdania które naruszą rytm, zazgrzytają i słuchacze/ czytelnicy, którzy do tej pory nie widzieli nic poza tekstem/ opowiadaczem, wybudzą się z transu. Być może jestem na takie sprawy szczególnie wrażliwy ( spróbowalibyście skupić na sobie uwagę grupy nastolatków marzących o tym, aby poobgryzać tynk z sufitu i pohuśtać się na żyrandolu), ale tak czy owak jest to bardzo ważne. Rzecz oczywista, że żaden z wystawiających tu swoje teksty autorów nie musi słuchać ani mnie, ani nikogo innego - to w jaki sposób odbiera uwagi jest jego indywidualną sprawą. Natomiast efekty widać w kolejnych opowiadaniach. Niestety istnieją tylko dwie opcje: wspina się w górę, albo kula w dół...
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

12
Navajero, dla Ciebie przytoczony akapit jest błędem warsztatowym, twierdzisz, że wybudza Cię z transu, natomiast dla mnie jest on przemyślanym zabiegiem. Nie zabił rytmu lektury, przeciwnie, nawet go urozmaicił.

Piszesz:
Navajero pisze:Rzecz oczywista, że żaden z wystawiających tu swoje teksty autorów nie musi słuchać ani mnie, ani nikogo innego - to w jaki sposób odbiera uwagi jest jego indywidualną sprawą. Natomiast efekty widać w kolejnych opowiadaniach. Niestety istnieją tylko dwie opcje: wspina się w górę, albo kula w dół...
I kurczę, tego nie pojmuję. Z rozbieżności naszych opinii wynika, że tak naprawdę nie ma uniwersalnego środka w prozie, którego użycie byłoby gwarancją tego, że nasz utwór spodoba się wszystkim odbiorcom. I to, co nie odpowiada jednemu, w gruncie rzeczy wcale nie musi być błędem, ponieważ drugiemu się to podoba. Jeżeli autor tego opowiadania nie wziąłby pod uwagę Twojej wskazówki, to czy oznaczałoby to, że jego tekst utraciłby na tym? Przecież zawsze znajdą się tacy jak ja, którzy uznają to, co przez np. Ciebie zostało skrytykowane.
Bo jeżeli dobrze zrozumiałem: jeśli autor postanowi niektóre wskazówki zlekceważyć, to automatycznie krzywdzi sam siebie. A moim zdaniem w niektórych przypadkach naprawdę nie warto stosować się do wszystkich dyrektyw, bo może się zdarzyć, że ci, od których te wskazówki pochodzą, odrzucili obiektywne kryteria, kierując się indywidualnymi upodobaniami.

13
Martin pisze:Navajero, dla Ciebie przytoczony akapit jest błędem warsztatowym, twierdzisz, że wybudza Cię z transu, natomiast dla mnie jest on przemyślanym zabiegiem. Nie zabił rytmu lektury, przeciwnie, nawet go urozmaicił.
Masz prawo do swojego zdania, tak samo jak autor tekstu ma prawo do przyjmowania bądź nieprzyjmowania porad. Nikt nie jest w stanie napisać tekstu który spodobałby się wszystkim. To jest oczywiste. Równie oczywiste jak fakt, że opinie odnośnie konkretnego tekstu, wygłaszane są przez ludzi o rozmaitym doświadczeniu, wiedzy i umiejętnościach. I bywają przeciwstawne. Wówczas autor musi zadecydować którą wziąć pod uwagę, a którą odrzucić, biorąc pod uwagę powyższe. Mnie nic do tego. Rzuciłem kilka uwag, co autor z tym zrobi to jego sprawa. Nie mam zamiaru toczyć sporów, ani udowadniać, że moje zdanie jest "lepsiejsze" niż inne.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

14
Martin pisze:Navajero, dla Ciebie przytoczony akapit jest błędem warsztatowym, twierdzisz, że wybudza Cię z transu, natomiast dla mnie jest on przemyślanym zabiegiem. Nie zabił rytmu lektury, przeciwnie, nawet go urozmaicił..
Martin pisze:I kurczę, tego nie pojmuję. .
Dlaczego mam wrażenie, ze w tej dyskusji tylko twoja opinia się liczy?
Jak wydam, to rzecz będzie dobra . H. Sienkiewicz

15
Spokojnie xD

Można uznać, że skoro już ktoś zamieszcza swoje działa na tym forum, to jest świadom, że w jego pisarstwie są braki xD. Wszystkie komentarze jasno wskazują, że mój tekst jest kiepski, więc nie zastosowanie się do rad, nie byłoby w tym przypadku najlepszym wyjściem xD.
"Magii się nie pije" (Kruk)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron