Wylogowany

1
Wylogowany

Dziś mnie odłączą.

Przechadzam się po usychającym świecie, ostrożnie stawiając na popękanych chodnikach tego miasta, swoje wychudzone nogi. Liście szeleszczą mi pod butami, brunatne chmury chronią moje zmęczone oczy przed dociekliwym słońcem. W kieszeni mam przenośny dysk wielkości naparstka. Wkładam go teraz między palce, podnoszę do ust i zaciągam się cyfrowym zapachem przepalonego krzemu. Jest południe. Jesień roku 2044. Horyzont pachnie kolejnym końcem świata. Poprzedniego dnia, na samym środku mojego zakurzonego monitora pojawił się osobliwie długi status:
Myślę, że nie jestem tym, co udostępniam. Musicie wiedzieć, że zawładnęła mną, moim profilem i całym moim życiem, jakaś niepojęta siła, której nie umiem się przeciwstawić. Aktualizuje ona moją osobowość; zmienia mnie bez mojej wiedzy. Jak jakiś wirus, instaluje ona całe to obrzydzenie, które wciąż między nami rośnie. Wybaczcie mi przyjaciele, znajomi, fantomy i fandomy. Wybacz mi rodzino, wybacz bracie, wybacz dziewczyno. Dziś usuwam się permanentnie. Skazuję się na banicję. Odłączam się dla mojego i waszego dobra. Jestem pewien, że jeśli spotkacie mnie w niedalekiej przyszłości na ulicach naszego umarłego miasta, będą już odziany w kostium kloszarda. Nie musicie na mnie patrzeć, witać się, lubić mnie ze względu na dawne czasy. Wystarczy, jak rzucicie mi puszkę aluminiową i kawałek chleba pod nogi. Potem zostawicie mnie samemu sobie — bez komentarza.

Daj plusa! Zostaw komentarz. Udostępnij.
Pod spodem brak jakiejkolwiek reakcji, chociaż minęła już dwudziesta czwarta godzina. Skasować się, czy nie skasować? Ostateczną decyzję zamierzam podjąć po alkoholowym resecie. Przede mną klub, którego profil polubiłem już dawno temu, jednak nie miałem jeszcze okazji przekroczyć jego progu. Nad drzwiami świecący transparent: „Wyloguj się”. Wchodzę głębiej. Powietrze przesiąknięte jest syntetycznym środkiem starającym się zabić zapach taniego tytoniu. Czuć także niewyraźną woń zwietrzałych perfum pochodzących z ciał, które ocierały się wczoraj wieczorem o ściany korytarza. Zaciągam się tą atmosferą. Wchodzę jeszcze głębiej. Intuicja podpowiada mi, że zbliżam się do istoty rzeczy.

Wewnątrz pustka. Kilka stolików, słabe oświetlenie i plakaty filmowe z klasycznych niemych horrorów. Znad sterylnie czystego baru, pogrążonego w ciemności, spogląda na mnie somnambulik doktora Caligariego. Jego spojrzenie przeszywa całe moje ciało; przenika mnie na wylot; hipnotyzuje. Ze słabo oświetlonego pomieszczenia gospodarczego wychodzi w końcu barmanka. Jej twarz wydaję mi się dziwnie znajoma — pewnie jakaś znajoma znajomego, której profil podglądałem kilka tygodni temu, starając się wywnioskować cokolwiek z jej niewyraźnego zdjęcia.

– Dzień dobry. Napije się pan czegoś? – Pyta dziwnie zniekształconym głosem. Czy to echo odbija się od ścian, które przywykły do dźwięków głośnej muzyki, czy może to ona mówi do mikrofonu, transmitując swój lunatyczny głos z jakiegoś wirtualnego miejsca znajdującego się poza przestrzenią? Zamykam oczy, starając się wyrenderować w myślach jakiś klarowny obraz.

– Dwie setki czystej, cyfrowej – odpowiadam po chwili namysłu – i wodę mineralną, gazowaną z plasterkiem cytryny i trzema kostkami lodu – dodaję. Kobieta uśmiecha się do mnie i rusza w stronę lodówki. Jej czarne jak noc włosy zlewają się z ciemnością. Kiedy sięga po butelkę mam wrażenie, jakby była tylko twarzą poruszającą się w jakiejś wirtualnej przestrzeni. Po chwili dostrzegam także jej białe dłonie, trzymające dwa kryształy wypełnione zimnym pragnieniem. Jej palce drżą.

– Dlaczego tu tak cicho i pusto? – Pytam chwytając za pierwszy kieliszek.
– Wygląda na to, że nikt nie ma odwagi, aby przyjść tu po wczorajszych wydarzeniach – odpowiada, zbierając z lady drobne, które udało mi się wygrzebać z kieszeni.
– Muzyki też nie włączę – dodaje, zabierając się za krojenie cytryny – szef ogłosił dzień żałoby. Mam polecenie obsługiwać tylko klientów przy ladzie, aby nie utrudniać pracy policji.

Dziewczyna stawia przede mną szklankę zimnej, gazowanej wody w dokładnie takiej konfiguracji jaką zamówiłem: z trzema kostkami lodu i plasterkiem cytryny. Zdecydowanym ruchem opróżniam zawartość pierwszego kieliszka i popijam wodą.
– Gdzie to się stało? – pytam. Barmanka pochmurnieje i opuszcza głowę. Powtarzam więc moje pytanie raz jeszcze, jednak ona wciąż milczy.
– Pewnie znałaś go dobrze – stwierdzam, przegryzając cytrynę wyjętą ze szklanki. Dziewczyna unosi głowę i mierzy mnie wzrokiem przypominającym spojrzenie somnambulika wiszącego nad naszymi głowami.

– Przyszedł tutaj pierwszy raz w życiu – zaczyna mówić tak, jakby recytowała z pamięci wyuczoną regułkę – wyglądał znajomo. Myślę, że mógł być znajomym jakiegoś mojego znajomego. Myślę, że kilka miesięcy temu natrafiłam na jego profil i próbowałam wywnioskować cokolwiek z jego pojedynczego, niewyraźnego zdjęcia. Zamówił dwa kieliszki wódki i szklankę wody gazowanej z plasterkiem cytryny i trzema kostkami lodu. Nie uśmiechał się wcale. Wypił wszystko i poszedł pod scenę. Tam to się stało...
Głos się jej załamał i zamilkła, opuszczając ponownie głowę. Opróżniłem drugi kieliszek i wypiłem resztę wody, dyskretnie wypluwając do szklanki przeżutą cytrynę. Czułem się dziwnie zawieszony. Jakby transfer między rzeczywistością a serwerem mojej jaźni nagle ustał. Pod butami czułem wciąż szeleszczące liście, chociaż podłoga była czysta i lśniąca. W końcu ruszyłem w stronę sceny.

Chwilę trwało, nim wzrok mój przywykł do ciemności. Alkohol zaczynał powoli działać, więc nogi same prowadziły mnie do celu. W końcu dostrzegłem żółtą taśmę policyjną, oddzielającą maleńki boks od reszty klubu. Na stole dostrzegłem namalowane białą farbą kontury — ślad po zwłokach, które wyniesiono dziś rano. Położyłem się wygodnie na stole, starając się wpasować jak najlepiej w malunek. Z kieszeni wypadł mi przenośny dysk i wylądował gdzieś pod fotelem, jednak nie przejąłem się nim wcale. Poczułem mrowienie na całym ciele. Dookoła mnie zmaterializował się nagle tłum, który przyglądał się mojemu wprawionemu w konwulsje ciału. Nieskończenie cicha muzyka nagle zamilkła z hukiem. Poczułem, jak z moich ust i uszu zaczyna wylewać się ciepła i lepka maź. Oczy zalały się czerwienią, przeszywający pisk rozerwał moje myśli. Serce nagle stanęło. Teraz już wiem na pewno – stałem się martwy. Myślom umykający. Wylogowany.
Policja bada właśnie kolejny z serii tajemniczych zgonów, do którego doszło niedawno w jednym z miejscowych klubów. Schemat jest taki sam, jak w czterech poprzednich przypadkach: trzydziestoletni samotny mężczyzna w trakcie jeden z imprez w lokalnym klubie, rzucił się na jeden ze stolików, po czym zmarł w straszliwych konwulsjach, krwawiąc ze wszystkich otworów w ciele. Policja w oficjalnym komunikacie znów jako potencjalną przyczynę śmierci podała samobójstwo zaznaczając jednak, że ze względu na „pewną powtarzalność”, postara się zbadać sprawę wnikliwiej niż dotychczas. Na miejscu widziano podobno przedstawicieli wydziału do spraw przestępczości cybernetycznej...

Daj plusa! Zostaw komentarz. Udostępnij.
616 plusów. Zobacz wszystkie komentarze: [44]
Opis pomysłu: W świecie, w którym możliwy jest pełen odczyt ostatniego dnia życia z mózgu zamordowanego, jedynym sposobem dokonania zbrodni jest oszukanie mózgu ofiary. Wydział do spraw przestępczości cybernetycznej musi zmierzyć się z niezwykłym seryjnym mordercą – hakerem, który potrafi hakować ludzkie umysły. Czy można pokonać przeciwnika, który potrafi sprawić, że otaczająca cię rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej, niż byś się spodziewał? Czym kieruje się morderca? Skąd dysponuje tak zaawansowaną technologią. Czy możliwe, aby była to jakaś większa, polityczna afera?
Ostatnio zmieniony pn 19 lis 2012, 00:25 przez Pinol, łącznie zmieniany 3 razy.
http://pinczak.blogspot.com

2
Pinol pisze: ostrożnie stawiając na popękanych chodnikach tego miasta, swoje wychudzone nogi.
najpierw co, potem gdzie. Stawiam nogi na płytach chodnika a nie Stawiam na płytach chodnika nogi.
Pinol pisze:Przechadzam się po usychającym świecie, ostrożnie stawiając na popękanych chodnikach tego miasta, swoje wychudzone nogi. Liście szeleszczą mi pod butami, brunatne chmury chronią moje zmęczone oczy przed dociekliwym słońcem.
Dokonam barbarzyńskiego skrótu: Przechadzam się stawiając swoje nogi. Po co zaimek?
Pinol pisze: Wkładam go teraz między palce, podnoszę do ust i zaciągam się cyfrowym zapachem przepalonego krzemu.
Zapach - nos, smak - usta. Chyba, że w 2044 jest inaczej. :)
Pinol pisze:środku mojego zakurzonego monitora pojawił się osobliwie długi status:
status:
1. stan prawny osoby, instytucji lub organizacji;
2. pozycja społeczna i zawodowa;
3. funkcja lub znaczenie czegoś.
Czym jest u ciebie to słowo? Wpisem? Notatką? ?
Pinol pisze:Wchodzę jeszcze głębiej.
Już wchodził głębiej. Możesz wyrazić to inaczej?
Pinol pisze:Znad sterylnie czystego baru, pogrążonego w ciemności, spogląda na mnie somnambulik doktora Caligariego. Jego spojrzenie przeszywa całe moje ciało; przenika mnie na wylot; hipnotyzuje. Ze słabo oświetlonego pomieszczenia gospodarczego wychodzi w końcu barmanka. Jej twarz wydaję mi się dziwnie znajoma — pewnie jakaś znajoma znajomego, której profil podglądałem kilka tygodni temu, starając się wywnioskować cokolwiek z jej niewyraźnego zdjęcia.
Niektóre z tych zaimków są niepotrzebne. Zgadnij które. :)

Facet jest zimnym trupem. Wraca do baru, w którym umarł. Jako kto? Duch? Zjawa? Własna myśl? Cieleśnie raczej nie może, skoro od wczoraj nie żyje. Dlaczego więc kelnerka z nim gada i podaje mu drinka, opowiadając mu jego własną śmierć. Staram się "wyrenderować w myślach jakiś klarowny obraz", ale słabo mi idzie.

Zapętliłeś to. Pomysł jest świetny, ale to pytanie powyżej psuje mi odbiór. Czuję się dziwnie zawieszona. "Jakby transfer między rzeczywistością a serwerem mojej jaźni nagle ustał." Oświecisz mnie?

Pozdrawiam.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

3
Wielgachny plus za to, że atmosferą nasączałeś nie tylko fabułę i opisywane wydarzenia, ale też styl. Wszystkie "renderowania" i "instalowania" tworzyły zgrabne metafory, które idealnie współgrały ze światem. Zdecydowanie wzmocniłeś imersję. Oby jak najwięcej takich rzeczy.

A więc tak, fajny klimat. Ciekawa scena, choć miejscami zaciągająca niepotrzebnym patosem - np. sama śmierć, to, jak mówi, że stał się martwy, myślom umykający (słabe) i jeszcze wylogowany. Radziłbym zostać na samym "wylogowałem się" - czytelnik ogarnie, klimat zostaje. ;) Scenariusz zakładający, że to ten sam koleś wracający na miejsce swojej śmierci dodaje dziwnej, surrealistycznej głębi, ale wydaje mi się, że to była po prostu kolejna ofiara tego mordercy, działająca według tego samego wzoru. Tak czy nie? Obie wersje są interesujące, aczkolwiek jeśli to ta druga, kelnerka powinna się inaczej zachowywać. Zachowanie kelnerki sugeruje ten surrealistyczny scenariusz.

Fragment jako całość ma potencjał by być ciekawym, dobrze napisanym tekstem. Stonowałbym tylko trochę ten patos i może wyostrzył zakończenie. Sam pomysł z seryjnym mordercą hakującym umysły również ma w sobie wiele możliwości, ale trudno oceniać mi jego jakość, bo wszystko zależy od wykonania; ale z tą aferą polityczną to już pojechałeś kliszą... :D

Tak czy inaczej, fajnie zintegrowany styl z fabułą, interesujący początek, który bym jeszcze doszlifował, nie kończył tak klasycznie notką z wiadomości. Tak jak wskazała dorapa, za dużo zaimków. Troszkę niepotrzebnych patosonów. Ogólne wrażenia: pozytywne, niezły tekst. :) Powodzenia z dalszą częścią.

Wylogowuje się,
Patryk
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”