Raczej tworzę poezję, ale jako że generalnie jest ignorowana (co widać i na tym forum;D) postanowiłam sprowokować jakiś komentarz mojej twórczości poniższą prozą. Zapraszam.
WWWBędąc pracownikiem poczty od czterdziestu ośmiu lat, pan Zenobiusz mógł być świadkiem wielu niesamowitych historii. Mógł ale nie był. Od lat mieszkał w Zabłudowie, niewielkim miasteczku o niewielu atrakcjach. Co więc mógł począć tego feralnego dnia, kiedy został postawiony przed tak niestosownym problemem? No cóż, musiał zmienić swoje życie, jakkolwiek banalnie by to nie zabrzmiało. Zwykle zbliżający się do siedemdziesiątki mężczyzna nie myśli wiele na temat spraw tego typu. Najzwyczajniej w świecie nie musi tego robić i ma ten komfort, że jeśli do tej pory nie był świadkiem okropieństw, jakie widział nasz poczmistrz, to prawdopodobnie nie będzie mu to już nigdy pisane. Niestety, los obarczył pana Zenobiusza tym podłym problemem, który nijak nie miał ochoty zniknąć, gdy po raz kolejny przecierał oczy ze zdumienia.
WWWTraf chciał, że sytuacja zaczęła się komplikować w najmniej oczekiwanym momencie. Momencie śniadania, kiedy to poczmistrz smarował kiełbaskę musztardą sarepską. Właściwie to myślał już o obiedzie i pomidorowej, która będzie czekała na niego, kiedy wróci z pracy. Śniadanie nie było jego ulubionym posiłkiem. Wtedy to jego oczom ukazał się obraz, który nie tylko spowodował rozbicie słoiczka sarepskiej, ale i całego dotychczasowego porządku zabłudowskiej poczty. Twarz obserwatora przybrała barwę fioletu, bowiem widok, który zastał przy swoim okienku, był nader odrażający. Dwaj mężczyźni, dobrze znani panu Zenkowi, stali przy karteczce „Przerwa” wykorzystując chwilę oczekiwania na kłótnię. Ale cóż to była za draka, drogi czytelniku! Gdybyś wiedział, nie dziwił byś się co chwilę, dlaczego tak bardzo współczuję starszemu panu. Otóż pierwszy z nich, szewc Konstanty, co chwilę klękał i całował w dłoń burmistrza Franciszka, próbując go przekupić błagalnymi gestami i załzawioną facjatą. Ten drugi wymachując rękoma i odpychając co chwilę natręta wydawał się być czerwieńszy od pełnokrwistego schabu o którego zjedzeniu poczmistrz myślał jeszcze kilka chwil temu, gdy klarowała się jego wizja pysznego obiadu. Świadek zdarzenia nie przywykł do takowych scen, więc mimo zasady (której przestrzegał od co najmniej pól wieku), że podsłuchują tylko baby, odłożył talerzyk z posiłkiem i nasłuchiwał. Nie mógł uwierzyć, że oprócz gestów, których mężczyzna nigdy nie powinien się dopuścić, słyszy też o czynach, o których żaden mężczyzna nie powinien nawet myśleć!
WW- Franeczku, no błagam cię, ja już tak żyć nie potrafię! Dlaczego ty mi to robisz?!
WW- Panie Konstanty, to jest czynna napaść! Ja mam immunitet! Co żeś pan sobie ubzdurał do jasnej cholery! Won ode mnie pókim dobry!
WW- Jaki 'panie'?! A ten brudzio wczoraj? A te wszystkie ciepłe słowa? Co mam zrobić, żebyś nie odchodził? Boożee! Czekałem na gest z twojej strony od lat! Nie sądziłem, że będziesz dalej wstydził się tego kim jesteś! Przy tobie jestem bezpieczny, jest mi jak w niebie!
WW- Chrystusie Panie Niebieski, daj siły, bo nie wytrzymię! Obrzydliwa kreaturo! Schlaliśmy się wczoraj nie pojmujesz?! Proponowałem dach nad głową, bo mi szkoda było, tyy... ty mento jedna, że rodzony ojciec cię z domu wyrzuca! Ale ja już rozumiem wszystko... Proszę wyjść i przecz z łapami do cholery jasnej! Kim ja jestem będziesz mi mówił?! Łajadaku ty, zboczeńcu jeden!
WWWStare, zmęczone serce tłukło się nieregularnie o żebra, równie obrzydzone jak jego biedny właściciel. Zenobiusz stał pod drzwiami do sali głównej z zapartym tchem. Stałby tak jeszcze o wiele dłużej, gdyby nie zdecydowane stanowisko przewodniczącego gminy. Chwycił on bowiem w amoku długopis i dźgnął nim szewca prosto w oko. Profesjonalnie wyprowadzone pchnięcie dało natychmiastowy efekt. Ciało osunęło się wydalając z siebie jednocześnie odrobinę krwi, która sączyła się przez długopis jak przez rurkę.
WWWPan Zenek najpierw cicho stęknął, a potem natychmiast przycupnął na stołeczku licząc, że to wszystko jest marą senną i zaraz się zakończy. Niestety z letargu wyrwało go soczyste „kurwa mać!” burmistrza, który niechcący zastał go ukrytego za drzwiami na stołeczku dygoczącym na nieproporcjonalnych nóżkach tak, jakby był równie zdenerwowany jak jego użytkownik. Zenobiusz wziął głęboki wdech, podciągnął się na klamce, by ułatwić sobie wstawanie i wypuścił powietrze. Patrzył przez chwilę to na zlanego zimnym potem polityka, to na zakrwawione zwłoki. Zrozumiał w mgnieniu oka, co należy zrobić.
WW- Widzę, że pamięta pan którędy na zaplecze. Przerwa trwa jeszcze piętnaście minut, ale pani Mania przychodzi zawsze sześć minut wcześniej. Pozwoli pan, że to ja skoczę po łopatę, a pan weźmie tego.. absztyfikanta i rzuci go za krzaki na lewo od wentylacji?
2
Nie zaczęła się wtedy komplikować, tylko zaczęła się ogólnie rozgrywać w tym momencie. Skomplikowała się po wbiciu długopisuTraf chciał, że sytuacja zaczęła się komplikować w najmniej oczekiwanym momencie
Wg mnie bardziej by pasował myślnik w miejscu przecinka.Od lat mieszkał w Zabłudowie, niewielkim miasteczku o niewielu atrakcjach
Rozumiem zamierzenie: chciałaś, żeby czytelnik zaczął główkować - co też takiego było problemem. Sęk w tym, że odwołujesz się do "tego problemu" za dużo razy, przez co zamiast zachęcenia do lektury czuję się zniechęcony.Niestety, los obarczył pana Zenobiusza tym podłym problemem, który nijak nie miał ochoty zniknąć, gdy po raz kolejny przecierał oczy ze zdumienia.
"Moment śniadania" taki z czapy trochę. Wypadałoby rzucić jakieś słowo wstępu na początku drugiego zdania.w najmniej oczekiwanym momencie. Momencie śniadania, kiedy to
Te zdanie pasowałoby przed tekstem o pomidorowej. Nie lubił śniadania, dlatego myślał o pomidorowej. A u Ciebie jest myślenie o pomidorowej i nielubienie śniadań. Dwie oderwane od siebie wysepki myśli.Śniadanie nie było jego ulubionym posiłkiem.
To raczej moja fanaberia, ale chyba lepiej będzie brzmiało umieszczenie rozbitej musztardy po pocztowym porządku.który nie tylko spowodował rozbicie słoiczka sarepskiej, ale i całego dotychczasowego porządku zabłudowskiej poczty
Wychodzi na to, że stali przy kartce, bo czekali na kłótnię.stali przy karteczce „Przerwa” wykorzystując chwilę oczekiwania na kłótnię
Tego tylko by brakowało, żeby jeszcze burmistrzowie mieli immunitety.Ja mam immunitet!
Czytając to miałem wrażenie przejazdu pociągiem. Wyraz i stuk(podkreślone), wyraz i stuk, wyraz i stuk.który niechcący zastał go ukrytego za drzwiami na stołeczku dygoczącym na nieproporcjonalnych nóżkach tak, jakby był równie zdenerwowany jak jego użytkownik
Wcześniej pisałaś o nim per "pan", wiec teraz nie możesz przejść na ty.Zenobiusz wziął głęboki wdech
Trochę krwi może by się polało, ale żeby od razu zakrwawione? To nasuwa na myśl co najmniej kałużę krwi.to na zakrwawione zwłoki
Nie podobało mi się. Pierwszy akapit jest przesadzony jeśli chodzi o próbę nadania napięcia, później mamy do czynienia z akcją właściwą i koniec, który zupełnie nie pasuje do tego, w jaki sposób jest przedstawiony bohater(sama kłótnia porusza go tak, że rozbija musztardę, a później jak gdyby nigdy nic chce pomóc w ukryciu ciała?).
No i jeszcze kwestia dialogu, który jest straszliwie "nierówny": rozumiem, że pod wpływem emocji można stać się bardziej "agresywnym" rozmówcą, ale żeby skakać z pełnego spokoju do wielkiego gniewu to mi się nie widzi.
3
Ja się ogólnie pogubiłam trochę w tym opowiadaniu. Miejscami nie byłam pewna, o czym ono jest, ale spodobał mi się jeden motyw z początku - nie wiem - czy zamierzony.
Fajnie ze sobą brzmią słowa "poczmistrz" i "już nigdy pisane" :-)bognyprogram pisze: Najzwyczajniej w świecie nie musi tego robić i ma ten komfort, że jeśli do tej pory nie był świadkiem okropieństw, jakie widział nasz poczmistrz, to prawdopodobnie nie będzie mu to już nigdy pisane.
5
@zaqr

To, że postać twierdzi, że go ma, to nie oznacza, iż jest to prawda. To tak jak z kobietami - mówi, że jest gruba i chociaż widzisz, że nie jest i ona sama wie, że nie jest, to mówi, że jest w pewnym odgórnie zapalnowanym celu.Tego tylko by brakowało, żeby jeszcze burmistrzowie mieli immunitety.

7
Też myślałam. I też mi to nie pasuje, ale słownik podaje taką formę.kanadyjczyk pisze:Popełniłeś błąd w tytule.
http://sjp.pwn.pl/slownik/2501864/poczmistrz
Podaje jako dawne określenie kierownika urzędu, nie zaznacza zakresu współczesnego, ale też nie cofa do przestarzałych.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)
11
Coś może być stosowne albo niestosowne wyłącznie w odniesieniu do czegoś innego. Do czego odnosi się "niestosowność" problemu pana Zenobiusza? Do jego wieku? Pozycji zawodowej? Jeśli nie chciałaś wdawać się w wyjaśnienia, lepiej było użyć innego przymiotnika.bognyprogram pisze:został postawiony przed tak niestosownym problemem
Na temat takich spraw. Temat spraw tego typu to już nadmierne nagromadzenie rzeczowników pozbawionych treści.bognyprogram pisze:musiał zmienić swoje życie, jakkolwiek banalnie by to nie zabrzmiało. Zwykle zbliżający się do siedemdziesiątki mężczyzna nie myśli wiele na temat spraw tego typu.
Podkreślone - zbędne. Niepotrzebnie komplikuje zdanie i zaciera jego sens.bognyprogram pisze:Najzwyczajniej w świecie nie musi tego robić i ma ten komfort, że jeśli do tej pory nie był świadkiem okropieństw, jakie widział nasz poczmistrz, to prawdopodobnie nie będzie mu to już nigdy pisane.
Przekombinowałaś z orzeczeniami i podmiotem domyślnym w zdaniach podrzędnych. Problem przecierał oczy ze zdumienia?bognyprogram pisze:Niestety, los obarczył pana Zenobiusza tym podłym problemem, który nijak nie miał ochoty zniknąć, gdy po raz kolejny przecierał oczy ze zdumienia.
bognyprogram pisze:poczmistrz smarował kiełbaskę musztardą sarepską.
Smarował kiełbaskę, czyli siedział i jadł. Sformułowanie, że zastał jakiś widok oznacza natomiast, że nie było go przy tym okienku, potem tam wrócił i coś zobaczył. A zatem: siedzi czy łazi po poczcie? Lepiej brzmiałoby po prostu, że ujrzał albo zobaczył widok. Albo dodaj, że pan Zenobiusz jadł śniadanie na zapleczu, skąd wywołał go jakiś hałas. Do tego, najpierw piszesz o poczmistrzu, a potem o "twarzy obserwatora", jakby to były dwie różne osoby. Wystarczyłoby napisać jego twarz, gdyż na razie w opowiadaniu nie pojawiła się żadna inna osoba, a czytelnik nie zdążył zapomnieć, że ma do czynienia z poczmistrzem.bognyprogram pisze:Twarz obserwatora przybrała barwę fioletu, bowiem widok, który zastał przy swoim okienku, był nader odrażający.
I jeszcze jedno: piszesz o śniadaniu, ale nie wspominasz o tym, gdzie pan Zenobiusz się znajduje. Sądziłam, że w domu, je coś przed wyjściem do pracy, a tu nagle okazuje się, że na poczcie.
Może stali przy okienku, może przy pulpicie, ale przy karteczce? I kto oczekiwał na kłótnię?bognyprogram pisze:Dwaj mężczyźni, dobrze znani panu Zenkowi, stali przy karteczce „Przerwa” wykorzystując chwilę oczekiwania na kłótnię.
Dla mnie takie apostrofy brzmią cokolwiek infantylnie. Zasadniczo, to nie jest błędem, gdyż jest to stary chwyt retoryczny, niegdyś obficie wykorzystywany, obecnie jednak stosowany głównie w opowiastkach dla dzieci. Tekst jest utrzymany w tonacji żartobliwej, co może uzasadniać taką retorykę, ale... Ale to nie jest zabieg, który warto często aplikować czytelnikowi.bognyprogram pisze:Ale cóż to była za draka, drogi czytelniku! Gdybyś wiedział, nie dziwił byś się co chwilę, dlaczego tak bardzo współczuję starszemu panu.
Wydawał się czerwieńszy.bognyprogram pisze:wydawał się być czerwieńszy
Podkreślone - zbędne. Z poprzedniego zdania wynika, że chodzi o poczmistrza. Mnożenie podmiotów wprowadza chaos.bognyprogram pisze:poczmistrz myślał jeszcze kilka chwil temu, gdy klarowała się jego wizja pysznego obiadu. Świadek zdarzenia nie przywykł do takowych scen,
O tym już pisał zaqr, a ja się z nim zgadzam.bognyprogram pisze:Ja mam immunitet!
Sugerujesz, że burmistrz jest profesjonalistą w wydłubywaniu oczu? Zręcznie albo zgrabnie wyprowadzone pchnięcie lepiej by tu pasowało...bognyprogram pisze:Chwycił on bowiem w amoku długopis i dźgnął nim szewca prosto w oko. Profesjonalnie wyprowadzone pchnięcie dało natychmiastowy efekt.
Ej, jednak nie. Trochę to wydumane.bognyprogram pisze:odrobinę krwi, która sączyła się przez długopis jak przez rurkę.
Nic na to nie wskazuje, że burmistrz pamięta, którędy na zaplecze, i że w ogóle chce tam iść. Zacznij inaczej tę rozmowę.bognyprogram pisze:- Widzę, że pamięta pan którędy na zaplecze.
Historyjka całkiem sympatyczna, lecz mam wrażenie, że napisałaś ją szybko i wrzuciłaś na Wery bez ponownego przejrzenia. Sporo tych potknięć językowych sama z pewnością byś wychwyciła, gdyby tekst się trochę odleżał. Zwracaj większą uwagę na logikę sytuacji - w humoreskach również obowiązują związki przyczynowo-skutkowe, określenie miejsca akcji, itp.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.