Sakri-dagamin

1
Gwoli wyjaśnienia. Napisałam ten tekst parę tygodni temu i po ciężkich bojach (ze swoim drugim, strachliwym ;) ja) postanowiłam to wstawić, aby dowiedzieć się, co o tym myślicie. Podkreślam tylko iż jest to mój pierwszy tekst po (grubo) ponad rocznej przerwie. Tak więc, do dzieła... to jest, do czytania się zabierajcie :)



       śnij maleńki. śnij. Spróbuj odnaleźć spokój. Pokonać ból, wznieść się ponad nienawiść. Ukoić smutek, okiełznać lęk. Tylko wtedy udowodnisz, że jesteś ananRta. że odrzuciłeś to, co ci oferowano. Jeśli się postarasz, wszystko może toczyć się normalnie, jeśli nie – sam zobaczysz. Zobaczysz i zrozumiesz. Jeśli teraz przegrasz, nie będziesz miał mi za złe. O nic nie będziesz mnie posądzał. Masz tylko jedną szansę, dlatego walcz, mały Tedinie, śnij i walcz. Tylko to ci pozostało…



       Wstępując do okazałego mieszkania nie zrobił najmniejszego hałasu. Jego wzrok nawet na chwilę nie zatrzymał się na antycznych obrazach, bogato zdobionych karafkach, czy biżuterii ze szlachetnych kamieni. Bez trudu wymijał złocone meble, ustawione nieco chaotycznie, trochę na kształt labiryntu. Na jego ciemnej, podłużnej twarzy widać było skupienie, oczy natomiast świeciły zimnym blaskiem. Ciemność była jego sprzymierzeńcem.

       Stary kredens z dębowego drewna wyróżniał się spośród innych mebli. Jako jedyny wyglądał tak – jakby znajdował się we właściwym miejscu. Mężczyźnie wystarczyło jedno spojrzenie, by wiedzieć, że tego właśnie szukał. Delikatnym, płynnym ruchem wyciągnął jedną szufladę i odłożył ją na bok. Potem drugą. Nie tracąc ani chwili, wyciągnął niewielki, płaski nożyk i włożył ręce w otwory po szafkach. Podważył jedną z prowadnic i wyciągnął niewielką kartkę zwiniętą w ciasny rulonik. Przez chwile na jego ustach pojawił się cień uśmiechu, nie objął on jednak oczu. Niewiele czasu zajęło mu doprowadzenie wszystkiego do porządku. Nie chciał ryzykować. Odwróciwszy się od kredensu, rozpoczął drogę powrotną pomiędzy najróżniejszymi meblami i pudłami. Nawet najmniejszy szmer nie zdradził jego obecności. A jednak, ktoś go widział...

       Nigdy nie jest tak źle, aby nie mogło być gorzej, od dziecka czuł, że musi to wykorzystywać. że tylko wtedy będzie w zgodzie ze sobą. Wychowywany przez Strażników Pokoju, nigdy nie pogodził się z podstawowymi założeniami mnichów. Był jednak zdolny, umiał pokazać szacunek ich postawie, na swój sposób lubił nawet ich towarzystwo, przez chwile. Zawsze jednak czuł, że tak naprawdę jest inaczej. że wdzięczność nie ma sensu. Pokora nie daje szczęścia. Wiedział, że pozostając z nimi nic nie osiągnie – a przecież nie urodził się, by być zwykłym zjadaczem chleba. W głębi serca był tego pewny. Dlatego odszedł. Po cóż miał męczyć siebie i ich? „Odszedłeś nie tylko dlatego...” cichy, natrętny głos w jego głowie sprawił, że młody mężczyzna przystanął. „…czy już nie pamiętasz? Tak łatwo było zapomnieć?”. Zdał sobie sprawę, że stoi na środku oświetlonej ulicy, długo po godzinie policyjnej – nie było to najlepsze miejsce na pytania natury egzystencjalnej.

       Ruszył znowu, kierując się w stronę opuszczonego magazynku, który tymczasowo zastępował mu dom. Przemykanie przez nieoświetloną dzielnice biedoty nie było trudne, omijanie strażników także, dlatego szybko doszedł na miejsce. Stary pijaczyna leżał przy wejściu. Poderżnął mu gardło, dla przykładu. Reszta będzie trzymać się z daleka. Odciągnął go kawałek i zostawił jeszcze charczącego na ulicy. Dopiero po obejściu całego magazynu zapalił niewielką świecę i powoli wyjął zwinięty świstek papieru. Delikatnie rozwinął go, starając się nic nie uszkodzić. Notka nie wykonana było jednak ze zwykłego papieru, wystarczyła chwila aby to odkrył. Niezwykle cienki, prawie przeźroczysty materiał pozyskiwany był z rolu. Nigdy nie widział tej rośliny, jednak jej nazwa i obraz natychmiast pojawiły się w jego głowie – niczym wyraźne wspomnienie. Nie zdziwiło go to. Już dawno zauważył, że posiada wiele informacji, o których nic nie wie.

       W dzieciństwie, gdy po raz pierwszy to zauważył, zwierzył się opiekunowi, ojcowi Sao. Spokojna, dobrotliwa twarz kapłana zmieniła się wtedy w jednej chwili. I nagle chłopiec zrozumiał, czemu inni omijają Sao. On miał moc. Vinnane – siłę umysłu, o jakiej inni mogli tylko marzyć. Kapłan zaciągnął małego chłopca do niewielkiej kaplicy i posadził w kręgu z kamieni. Sam pozostał na zewnątrz. Zamknął oczy, a chłopiec poczuł jak Sao wdziera mu się do umysłu. To bolało… to był najgorszy koszmar jego życia. Dopiero po tygodniu opat wszedł do kaplicy i wyciągnął z niej umęczonego chłopca i wyczerpanego kapłana. Pamiętał złudny spokój, jaki odczuwał po tym zabiegu. Przez parę lat nie nawiedzały go żadne wizje, nie męczyły dziwne wspomnienia. A potem... potem wszystko wróciło ze zdwojoną siłą, przynosząc ze sobą zwątpienie w idee Strażników Pokoju. Zwątpienie w pomoc Sao. Nie zaufał mu. Chciał dowiedzieć się, co ukrywa przed nim stary kapłan. Odkryć prawdę, otwierając się na przyzywającą go wiedzę. Z chwilą gdy to zrozumiał, odzyskał spokój i zamordował tego, który próbował coś przed nim ukryć. Zamordował Sao i opuścił mnichów. Przez następne lata błąkał się po świecie, wykonując to, co zostało mu przeznaczone. Dokańczając to, co ktoś inny rozpoczął przed wiekami.

       Droga, na którą wtedy wkroczył, doprowadziła go aż tutaj. Teraz miał w ręku klucz do całej zagadki. Przynajmniej tak mu się wydawało. Opanowało go dziwne, szaleńcze wręcz podniecenie. Tyle lat na to czekał...

- Ni-ma-ga-dir-kas – szepnął, wpatrując się w niewyraźnie postawione litery. Coś w jego umyśle szarpnęło się i tysiące obrazów przeleciało przez jego głowę, z taką jednak prędkością, że nic nie dojrzał. żeby choć miał Vinnane… mógł ją mieć, ale zabił jedynego człowieka, który chciał go uczyć. Dlaczego? Zabijał każdego na swej drodze, nie zastanawiając się nad tym ani chwili, ponieważ czuł, jak jego wiedza wzrasta z każdą zbrodnią. Kolejne komnaty pełne pradawnej wiedzy otwierały się przed nim. Powoli odzyskiwał wspomnienia i moc.

- Ni-ma-ga-dir-kas – powtórzył ponownie, czując dziwny ucisk w okolicach skroni. Głosy…

- Coś jest nie tak. Nie tak, jak wtedy…

- Kiedy!?

- Wcześniej, jak za pierwszym razem!

       Pierwszy raz widział i słyszał to słowo, było w nim jednak coś tak znajomego. Coś tak nęcącego, jak obietnica upojnej nocy. Jakby wieczne szczęście. Zamknął oczy, lecz wtedy ujrzał wspomnienia, o istnienie których nawet się nie podejrzewał. Jakiś czarny cień zbliżał się do niego.

- Ni-ma-ga-dir-kas – raz za razem wyraz ten pojawiało się w jego głowie. Zwykle znaczenie słów pojawiało się samo, teraz musiał szukać. Zachłannie, niczym dziecko jakim był kiedyś, przeszukiwał wszystkie zakamarki umysłu, aby to odnaleźć. łamał wszystkie blokady postawione przez Zakonników.

- Ni-ma-ga-dir-kas! – wykrzyczał tym razem, a ponowny przypływ siły pchnął go prosto w objęcia czekającej nań postaci. Uniósł głowę, by spojrzeć jej w twarz. Spojrzenie czarnych, lodowatych oczu zetknęło się z jego własnym obliczem. Niespodziewanie pękła ostatnia blokada, naznaczona obecnością Sao. I Tedin pojął kim jest i przeraził się.

- Nimagadirkas… - szepnął jego sobowtór, ponownie zamieniając się w czarny cień. Anagram!

- Sakri-dagamin, Raz Powracający – odpowiedział, łącząc się z nim. Pozwalając, by wrócił na miejsce, z którego wygnali go Strażnicy Pokoju. Pierwszy raz czuł się naprawdę sobą. Czuł, że jest jednością. Powrócił, by siać śmierć.



       Dokonałeś wyboru... obudziłeś się. Wiesz, że przegrałeś. Nie jesteś ananRta. Nie jesteś czysty. Oddałeś kontrolę, chcąc dociec prawdy. Dlatego nie może być inaczej, normalnie. Nie mogę ci na to pozwolić. Widzę w twoich oczach, że to rozumiesz. Jeszcze nie ma nad tobą władzy, ale będzie ją miał. Nic co zrobię tego nie zmieni. Sam mnie powstrzymasz.

       Mały, ceremonialny sztylet nie zadrżał w jego ręku. Niewielka kapliczka pogrążona była w mroku. Mimo to, kapłan dostrzegał niewyraźny cień człowieka o pociągłej twarzy i tylko jego lodowate, czarne oczy w których widniał smutek, smutek i strach, błyszczały w ciemności.

- żegnaj Tedinie – ostrze przecięło powietrze, wbijając się w serce niemowlaka leżącego w kręgu. Cios był doskonały i życie szybko zgasło w czarnych, maleńkich oczkach. Jednocześnie odszedł czarny cień, stojący w mroku. Nikomu jeszcze nie udało się wygrać z Sakri-dagamin. Każdy ulegał jego mocy, dlatego musiał zginąć, nim to nastąpi.
"Rada dla pisarzy: w pewnej chwili trzeba przestać pisać. Nawet przed zaczęciem".

"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".

- Nieśmiertelny S.J. Lec

2
A więc przeczytałem. Napisane bardzo lekko, czyta się przyjemnie i szybko. Tylko tak jakoś nie bardzo zajarzyłem o co chodziło, pewnie dlatego że jestem strasznie niewyspany i ledwo kojarzę, heh. Ten tekst o tamtych wampirach był chyba jednak bardziej porywający. Twoje opowiadania (z tego co zauważyłem) czyta się zawsze bardzo przyjemnie i lekko strasznie Ci tego zazdroszczę. Pozdrawiam!
Memento mori!

3
Hm, wyznaję zasadę nie oceniania kogoś przez pryzmat jednego tekstu, który mi się podobał. W tym przypadku nie będzie inaczej.



O samej fabule nie mogę zbyt wiele powiedzieć. Bohater okryty jest mgłą tajemniczości, podobnie jak najważniejsze dla czytelnika fakty. Jeżeli dobrze to poprowadzisz może wyjść całkiem ciekawe opowiadanie. Póki co mam więcej pytań niż odpowiedzi.



Jeżeli chodzi o styl to czytało mi się ogólnie dobrze, w momecie gdy bohater mijał magazyn trochę się znudziłem, ale później się rozbudziłem na nowo.



Nie wiem czemu aktualnie kojarzy mi się z wstępem do jakiegoś filmu grozy lub thilleru. Taki epilog przed rozpoczęciem się akcji.



Oceny będą okrojone, gdyż pomysłu nie mogę ocenić będąc w zgodzie z sobą. Poczekam aż wrzucisz coś więcej. Chociaż żeby nie było dam ocenę wstepną. To samo się tyczy schematyczności.



Pomysł:4

Styl:4+

Schematyczność: 3

Błędy: -

Ocena ogólna: 4+



Jestem na tak.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

4
No cóż, mimo że opowiadanie już czytałem, to postanowiłem zrobić to jeszcze raz i ocenić na łamach Weryfikatorium. Zresztą, wiedząc już dokładnie o co chodzi, czytało się trochę inaczej.



Pomysł: 4



Czytając i wiedząc o co chodzi, wciąż odczuwam niejasności. Ano, bo wyręczę Cię Lan i powiem Webowi i Miyamotowi, że tekst stanowi pełną zamkniętą całość. Chodzi o to, że cała akcja, która się dzieje jest snem tego niemowlęcia, które zostaje zabite na sam koniec przez Sao. Właśnie zabite po to, aby to wszystko się nie wydarzyło.

Niestety, naprawdę bardzo ciężko domyślić się takiej akcji, co już Ci mówiłem i dalej twierdzę, że powinnaś trochę bardziej to wszystko rozwinąć. Poprowadzić w taki sposób, aby czytelnik mógł zrozumieć. W Twojej głowie to wszystko jest jasne, ale na papierze (no dobra, monitorze) już niestety nie. I to jest wada całego pomysłu.



Styl: 4+



ładny, przyjemny, o czym mówili już poprzednicy. Właściwie za drugim razem czytało mi się jakoś ciekawiej niż za pierwszym, może właśnie dlatego, że znałem już treść. Ogólnie to nie mam jakiś zastrzeżeń. Jest w porządku.



Schematyczność: ?



Powiem szczerze, że nie wiem co tu postawić. Wszystko jest zbyt pokręcone i niejasne, ale nawet kiedy na to już spojrzeć, wiedząc co się dzieje, to pozostaje dosyć oryginalne. Tylko Ci Zakonnicy Pokoju... każdy zakonnik kojarzy się z pokojem, możnaby się pokusić o oryginalniejszą nazwę. ;)



Błędy: 4



Nieliczne. Nikłe. Jakaś powtórzeniówka była. Zaraz, poszperam. O, jest:


płynnym ruchem wyciągnął jedną szufladę i odłożył ją na bok. Potem drugą. Nie tracąc ani chwili, wyciągnął niewielki,


I jakieś literówki. Typu "chwile" zamiast "chwilę". Drobiazgi raczej.


Jako jedyny wyglądał tak – jakby znajdował się we właściwym miejscu.
Może nie błąd, ale ten myślnik jest tu dla mnie maksymalnie zbędny.



Jakaś interpunkcja:


Nic co zrobię tego nie zmieni.
zrobię przecinek


żegnaj Tedinie
żegnaj przecinek



Ocena ogólna: 4



Jak już mówiłem, przydałoby się to przekształcić, rozwinąć w taki sposób, aby było bardziej jasne dla czytelnika. Styl jest ładny. Jestem na tak.



Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

5
Patren pisze:
Czytając i wiedząc o co chodzi, wciąż odczuwam niejasności. Ano, bo wyręczę Cię Lan i powiem Webowi i Miyamotowi, że tekst stanowi pełną zamkniętą całość. Chodzi o to, że cała akcja, która się dzieje jest snem tego niemowlęcia, które zostaje zabite na sam koniec przez Sao. Właśnie zabite po to, aby to wszystko się nie wydarzyło.


Jeżeli to prawda to aktualnie to wygląda w ten spsób (nie obraź się Lan):

- kroimy bułke na dwie części,

- przewód A podłączamy do przewodu B, prąd powinien przepływać swobodnie powodując zapalenie się żarówki,

- kroimy pomidora, wrzucamy plaster sera i co się tam chce - majonez obowiązkowo, pożywna bułka jest gotowa,

Mam nadzieję, że mnie rozumiecie. Po prostu jedno z drugim ma mało wspólnego. Tu i tu mamy stopniowe wykonywanie czynności, ale jedno mówi o tym, a drugie o tamtym. Reasumując postaraj się zwiększyć związek snu niemowlęcia z rzeczywistymi jego losami.



Pozdro.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron