Otwarte! więc można wejść. Więc wejdę, otworzywszy delikatnie drzwi, żeby nie narobić hałasu; najpierw uchylę te istne wrota. To już przerost formy nad treścią, ten jego dom - metraż zamku, puste pokoje; imitacja cegły i kamienia, kraty w oknach, półokrągła wieżyczka, jakby taka łezka. Ale bądźmy poważni, gdzie mi będzie lepiej, tutaj czy na dworcu? albo na przystanku, to już w ogóle strach pomyśleć; o spaniu pod mostem nie wspomnę. Chociaż, szczerze powiedziawszy, nocleg podmostowy odpada - tutaj nie ma nawet kładki. Tak czy inaczej, gdzie mi będzie lepiej? No, nie tylko mi, bo jest ze mną jeszcze koleżanka. KOLEŻANKA, nie kochanka. Żadna prostytutka. KOLEŻANKA, powtarzam po raz ostatni. Obiecałem, że ją odwiozę, potem odprowadzę; i odwiozłem, i odprowadziłem. A teraz, chcąc nie chcąc, znaleźliśmy się razem w podróbie zamku z dwutysięcznego roku. Ona milczy, jeśli zaś ma się odezwać, to otwiera szeroko oczy, rozgląda za czymś, wreszcie mówi, nic nie wnosząc. Mnie nachodzi wtedy taka myśl, że może - skoro jesteśmy we dwójkę - namówić ją na małe barabaszki (na co? barabaszki?). Przynajmniej taki będzie z niej pożytek. Jestem przecież wolny, a kobieta, którą kocham, też kocha, ale każe nieustannie czekać; bez końca zwleka, jakby wierząc, że i ja, i ona pozostaniemy wieczni i cierpliwi. Na razie chyba odpada mały stosunek z moją koleżanką, jednak jeszcze powrócimy do tego pomysłu.
- Nie mogliśmy zatrzymać się w hotelu? - pytam.
- Czemu akurat w hotelu? Słuchaj, w hotelu byłoby nudno.
- Ale przynajmniej nie zamarzałaby ci krew w żyłach.
- Przesadzasz.
- Jak zwykle.
Wracam do idei seksu. Ale jak się do niej dobrać? Oboje wiemy, że suma sumarum się sobie podobamy; może ja ją bardziej pociągam niż ona mnie, lecz przecież mogło być gorzej. Niech będzie cicho, cichutko, przymknie oczy i zrobimy, co trzeba. Może najlepiej zaproponować wprost?
- Ale tutaj?
- Dlaczego nie?
- A jeśli ktoś nas przyłapie?
- To trudno. Będzie ciekawiej.
Biorę ją za rękę i prowadzę na korytarz, i uwierzyć nie mogę. Ona zaczyna się przygotowywać: rozpina płaszczyk, zdejmuje sweter, chce, by ją dotykać. We mnie zero podniecenia.
- A ty? - pyta.
- A ja ją kocham. - I każę się jej ubierać.
Ja i koleżanka w imitacji zamku [miniatura/wprawka]
1
Ostatnio zmieniony wt 25 wrz 2012, 12:20 przez gabim, łącznie zmieniany 3 razy.