Rok niemal szatański

1
boboNie jest to tekst typowy dla mnie, bo nie ma w nim za grosz fantastyki. Sama realność. Piszę go od dawna, ale niesystematycznie, z problemami i brakiem przekonania, że warto. Poczytajcie i powiedzcie, czy chcielibyście poznać Bożenkę.
boboPoniższy fragment nie jest początkiem, ale pochodzi z pierwszego rozdziału, który obejmuje dzieciństwo bohaterki. Lata siedemdziesiąte ubiegłego wieku.


boboDzieciństwo nie kojarzyło się jej z łakociami. Raczej z oglądaniem przez szybę kredensu pudełka z czekoladkami. Słodycze poznała później, kiedy już sama kupowała truskawkowe cukierki. Najlepsze były w warzywniaku. Miały zielono-czerwone szeleszczące papierki, które trzeba było wyrzucać poza domem, by matka ich nie zauważyła i nie zaczęła dochodzić skąd ma pieniądze. Bożenka nigdy nie dostawała pieniędzy, więc po prostu wyszukiwała drobne w kieszeniach ojcowskich marynarek i kurtek. O istnieniu czegoś takiego jak kieszonkowe dowiedziała się z książek. Zresztą matka uważała, że można żyć bez cukierków, czekolady i ciastek. Czasami jednak pojawiały się w domu herbatniki z cukrem i nieosiągalne na co dzień gumy do żucia.
boboWuja Heniek, który później nie był już wujkiem i nie wolno było się mu kłaniać na ulicy, pracował w NRD i zawsze po jego powrocie z delegacji w domu było kilka egzotycznych smakołyków, wydzielanych małymi porcjami przez dłuższy czas.
boboBożena pamięta dokładnie zapach i smak pewnej ofiarowanej gumy. Nie był to nieosiągalny, słodziutki Donald z Pewexu, ale miętowy sześcian o boku mniej więcej centymetra, zapakowany w srebrno-granatowy aluminiowy płatek. Matka przyniosła tę gumę, gdy dziewczynka kolejny raz chorowała na anginę. Leżała w ciemnym pokoju, jednak z korytarza przez szybę wpadało światło i raziło zmęczone temperaturą oczy. Matka wróciła od ciotki, która mieszkała kilka ulic dalej, na dziewiątym piętrze nowego wieżowca, zajrzała do córki, zmierzyła jej gorączkę, dała piramidon i pokazała gumę. Pozwoliła obejrzeć, powąchać i odłożyła na biurko, stojące tuż obok łóżka.
bobo- Śpij już - nakazała.
boboGumę obiecała dać rano. Zostawiła ją tak, by Bożena mogła widzieć smakołyk i poszła, zostawiając otwarte drzwi. Czy wtedy był już w domu telewizor? Tego Bożena nie wie. Doskonale natomiast pamięta, że leżała długo, wpatrując się w gumę, niemal czując jej zapach… Bała się po nią sięgnąć, wszak matka powiedziała, że jest na jutro. A Bożenka była grzeczną i spolegliwą dziewczynką… Długo walczyła z pokusą.
boboWreszcie wyciągnęła rękę i sięgnęła po kuszący sześcian. Wygryzła maleńką dziurkę i poczuła na końcu języka miętowy smak. Possała słodycz. Kiedy odłożyła gumę, wystraszyła się, że rano matka dojrzy uszkodzenie na opakowaniu i będzie zła. Leżała w oczekiwaniu na jakąś nieokreśloną, surową karę. Matka rzadko ją biła, właściwie pamięta tylko kilka razów, ale groźniejsze od uderzeń były krzyki i niezadowolenie, wymówki, nieustanne wypominanie ciężkich przewin. Radość zniknęła. Zasypiała pełna irracjonalnego strachu. Podobny lęk towarzyszył jej często.
bobo Gdy miała kilka lat, obżarła się truskawek i jak zawsze po nich dostała biegunki. Nie zdążyła do toalety. Ojciec warknął, umył ją i posadził na wersalce w dużym pokoju a sam udał się na poszukiwanie czystej bielizny. Wyciągnął skądś majty, które Bożena widziała pierwszy raz w życiu i na pewno nigdy nie nosiła. Były trochę za duże i zdecydowanie za grube jak na lato, ale nie to było powodem, że struchlała. Ojciec zresztą nie zauważył jej konsternacji. Ubrał ją i posadził. Uniosła spódniczkę i rzuciła okiem, by szybko zasłonić ohydztwo tkwiące na jej pupie.
boboMajty były bardzo ciemne. Matka dawała tylko i wyłącznie białą, bawełnianą bieliznę, więc ta para w kolorze przejrzałych wiśni wywołała szok. Dziewczynka tkwiła bez ruchu na wersalce i zastanawiała się, jakiego użyć podstępu, by pozbyć się tych przerażających gaci.
boboWe wspomnieniach ojciec gdzieś zniknął. Pozostały okropne majtki i rozpacz. Nigdy nie odważyłaby się zdjąć z siebie czegoś, co założyli ojciec lub matka. Takie wybuchy samodzielności kończyły się na ogół sromotnymi i bolesnymi klęskami. Nie mogła iść w tych majtkach na dwór do koleżanek. Żadna nigdy nie miała na sobie czegoś takiego! Bożena tkwiła bez ruchu na wersalce i co chwila zaglądała pod spódniczkę.
boboNie pamięta, jak zakończyła się historia diabelskich majtasów, pamięta natomiast doskonale wersalkę, na której siedziała. Po latach wydawało się jej, że chyba stanowiła komplet z kilkoma innymi meblami - kredensem, stoliczkiem i fotelami. Ciemne drewno, wysoki połysk, zielone obicia. Delikatna i dziwacznie rozkładana wersalka miała z tyłu za materacem pionową skrzynię na pościel, nakrywaną niezbyt szeroką półką. Ten schowek doskonale nadawał się do zabawy w chowanego. Tyle, że nie wolno było do niej wchodzić. Matka bała się, że oberwą spód skrzyni. Dbała o te meble, a jednak gdzieś zniknęły. Ostatnia chyba właśnie ta pamiętna wersalka. A może stoliczek? Wiecznie rozchwiany, z poobgryzanymi przez Mikę rogami.
boboMika była czarną suką, o sierści zwijającej się w pierścionki. W psim dzieciństwie miała tendencję do zjadania różnych rzeczy, za co zresztą słono płaciła. Bożena pamięta, że pierwszy raz płakała razem z psem, kiedy obie dostały za pogryzioną książkę do polskiego. Matka wtłukła najpierw Bożenie za zostawienie podręcznika na stoliczku obok kanapy, a potem psu za pogryzienie. Skomlenie zwierzaka, który ukrył się przed bolesnymi razami skórzanego rzemienia pod biblioteczką i trząsł się ze strachu, kazało dziewczynce zapomnieć o własnym strachu i bólu. Zeszła z wersalki i położyła się na wyglansowanym linoleum. Głaskała trzęsące się ciałko i płakała cichutko.
boboDrugi raz Mikę sprał ojciec. Wściekł się, bo wygryzła dziurę w tapczanie, który stanowił małżeńskie łoże rodziców. Strasznie ją bił drewnianą szczotka i krzyczał, że zabije. Pies wył, ojciec złorzeczył, a Bożena razem z siostrą krzyczały pod niebiosa, by zostawił psa. Przerażające chwile, płacz i ból w piersi nie pozwalały zasnąć długo w noc i zmieniły na zawsze miłość do ojca.
boboPo latach suka zestarzała się, zniedołężniała. Miała krzywe zęby i oślepła na jedno oko. Ojciec poprosił znajomego myśliwego, by ją zastrzelił. Przywiązali ją do drzewa na działkach. Tamten dwa razy strzelał. Bożena zaniemówiła, kiedy wróciła do domu po tygodniach nieobecności i dowiedziała się, co ojciec zrobił. I jak zrobił. Przez tygodnie śniła, jak stary pies z trudem wędruje za swoim panem. Ufnie i z wiarą, że idą na kolejny spacerek. A potem…
boboWyła zanim zdechła? Skomlała boleśnie i prosząco? Patrzyła tak ufnie, po psiemu?
boboNigdy nie wybaczyła ojcu śmierci Miki. Jak zresztą wielu innych jego sprawek.
Ostatnio zmieniony wt 25 wrz 2012, 12:06 przez dorapa, łącznie zmieniany 3 razy.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

2
Raczej z oglądaniem przez szybę kredensu pudełka z czekoladkami. 
Hm, pewnie się czepiam, ale nie lepiej trochę szyk zmienić? Raczej z oglądaniem pudełka czekoladek przez szybę kredensu? Bo tam czyta mi się, oglądaniem przez szybe kredensu, dopiero potem te czekoladki dochodzą :D i wychodzi, jakby kredens był oglądany. Chyba że głupoty gadam:P
zaczęła dochodzić[,] skąd ma pieniądze.
Czasami jednak pojawiały się w domu herbatniki z cukrem i[,]/b] nieosiągalne na co dzień[,] gumy do żucia. 

dałbym to jako wtrącenie, ale tak jak jest, też może być
Bożena pamięta dokładnie zapach i smak pewnej ofiarowanej gumy

ofiarowanej? Na ołtarzu, pradawnym bogom?:D zmień na otrzymanej albo wywal to słowo całkiem, zdanie nie ucierpi na tym
Leżała w ciemnym pokoju, jednak z korytarza przez szybę wpadało światło i raziło zmęczone temperaturą oczy.

to zdanie ogólnie mi się nie podoba, zmieniłbym je jakoś, hmm. A, tak ogólnie to w domach chyba nie ma korytarzy, nie chodzi Ci o przedpokój? Może się czepiam, ale korytarz to mi się z klatką schodową kojarzy (jak o domach mówimy, bo szpital, czy coś, to inna sprawa). Leżała w ciemnym pokoju, jednak nawet ta krztyna światła wpadająca przez szybę drzwi, raziła zmęczone temperaturą oczy" Fu.k moje zdanie chyba jeszcze gorsze^^ Nie wiem, jak zmienić,
Pozwoliła obejrzeć, powąchać i odłożyła na biurko,[zbędny przecinek] stojące tuż obok łóżka. 

Zostawiła ją tak, by Bożena mogła widzieć smakołyk[,] i poszła, zostawiając otwarte drzwi. 

tu możliwe, że też wymyślam, ale dałbym tam przecinek, bo bez nie chyba lekko podmioty się mieszają, a tak mamy wtrącenie i wszystko jasne! :D
Czy wtedy był już w domu telewizor? Tego Bożena nie wie

wtedy? Kiedy? Wtedy, gdy matka gumę przyniosła? Miała też telewizor przynieść, czy co? Czy Bożena w ogóle z pokoju nie wychodziła i nie wiedziała, co się w domu dzieje?
umył ją i posadził na wersalce w dużym pokoju a sam udał się na poszukiwanie czystej bielizny.

tu nie jestem pewien, ale chyba przecinek przed a powinien być
Uniosła spódniczkę i rzuciła okiem, by szybko zasłonić ohydztwo tkwiące na jej pupie. 

tu nie rozumiem czegoś, uniosła spódniczkę, by zasłonić?oO to uniosła czy opuściła, by zasłonić gacie?
 Żadna nigdy nie miała na sobie czegoś takiego! Bożena tkwiła bez ruchu na wersalce i co chwila zaglądała pod spódniczkę. 

hm, ja tam się z kolegami nie wymieniałem opiniami na temat naszych gaci :P
Tyle, że nie wolno było do niej wchodzić.

"tyle że" to całe wyrażenie, nie dzielimy przecinkiem, tak jak "mimo że" itp.
nie pozwalały zasnąć długo w noc i zmieniły na zawsze miłość do ojca.

nocy. Zmieniły? Może wypiliły, chociaż może jednak za duże słowo, co nie?


Hm, podoba mi się oO Tekst całkiem nie w moim stylu, też! A jednak. Mimo paru błędów fajnie napisany, wciągająco i w ogóle nie nudno. Jak wrzucisz więcej, to pewnie przeczytam, bo z tego fragmentu w sumie dużo wyciągnąć się nie dało, chociaż scena bicia i ubicia psa wzbudziły silne emocje, nie cierpię takich ludzi!

A no i to mój pierwszy komentarz, rozdziewiczający!

Pozdrawiam

3
Chętnie poczytałabym dalej. Jednak temu kawałkowi przydałoby się małe porządkowanie.
dorapa pisze:Dzieciństwo nie kojarzyło się jej z łakociami. Raczej z oglądaniem przez szybę kredensu pudełka z czekoladkami. Słodycze poznała później, kiedy już sama kupowała truskawkowe cukierki. Najlepsze były w warzywniaku. Miały zielono-czerwone szeleszczące papierki, które trzeba było wyrzucać poza domem, by matka ich nie zauważyła i nie zaczęła dochodzić skąd ma pieniądze. Bożenka nigdy nie dostawała pieniędzy, więc po prostu wyszukiwała drobne w kieszeniach ojcowskich marynarek i kurtek. O istnieniu czegoś takiego jak kieszonkowe dowiedziała się z książek. Zresztą matka uważała, że można żyć bez cukierków, czekolady i ciastek. Czasami jednak pojawiały się w domu herbatniki z cukrem i nieosiągalne na co dzień gumy do żucia.
Tutaj ładnie budujesz klimat wspomnień z dzieciństwa, jednak rozpoczęcie przez zaprzeczenie nie pasuje mi. Coś jak wybój na samym początku drogi. Wybija z rytmu. Trochę przeskakujesz od jednej myśli do drugiej, moim zdaniem za szybko, przez co trudno mi w to całkiem wejść.
Spróbowałabym inaczej, bardziej podkreśliłabym tęsknotę za tym, co zakazane i pierwsze nieposłuszeństwo.
Dzieciństwo kojarzyło się jej z oglądaniem czekoladek przez szklane drzwi kredensu. Matka nie tolerowała łakoci. W domu co najwyżej od czasu do czasu pojawiały się herbatniki z cukrem. I guma do żucia. Ale smak czekoladek poznała dopiero później, gdy sama kupiła je w warzywniaku za drobniaki wyszukane w ojcowskich kieszeniach. Pamiętała dobrze zielono-czerwone, szeleszczące opakowanie, jego odwijaniu towarzyszyła nagła fala ekscytacji, prawie tak słodka jak czekolada w środku, zabarwiona poczuciem winy, gdy potem skrupulatnie wyrzucała papierki do śmietnika koło bloku.
To tylko na szybko napisany kawałeczek, dla zobrazowania jak można uporządkować ten fragment, aby myśli nie były tak porwane. Owszem, wspomnienia zwłaszcza te z dzieciństwa są fragmentaryczne, ale powinny jednak przechodzić jedne w drugie dającymi się prześledzić skojarzeniami, a mniej skokami. Oczywiście to tylko moje subiektywne marudzenie:)
Trochę mi ta guma do żucia gryzie się z herbatnikami i zakazem słodyczy.
dorapa pisze:1Wuja Heniek, który później nie był już wujkiem i nie wolno było się mu kłaniać na ulicy, pracował w NRD i zawsze po jego powrocie z delegacji w domu było kilka egzotycznych smakołyków, wydzielanych małymi porcjami 2 przez dłuższy czas.
1. Coś tu się zgubiło. Albo miało być wuj Heniek.
2. To wydaje mi się niepotrzebnie doklejone.
dorapa pisze:Bożena pamięta dokładnie zapach i smak pewnej ofiarowanej gumy.
To sformułowanie brzmi tu niezręcznie. Do tego jest taki przeskok od tego wuja do tej gumy. Czy to jeden z tych wydzielanych łakoci?
dorapa pisze:Nie był to nieosiągalny, słodziutki Donald z Pewexu, ale miętowy sześcian o boku mniej więcej centymetra, zapakowany w srebrno-granatowy aluminiowy płatek.
Skoro nieosiągalny, to skąd wiedziała jak smakuje?
dorapa pisze:Matka przyniosła tę gumę, gdy dziewczynka kolejny raz chorowała na anginę. Leżała w ciemnym pokoju, jednak z korytarza przez szybę wpadało światło i raziło zmęczone temperaturą oczy.
Poskracałabym.
Nie wykorzystujesz w żaden sposób faktu, że światło ją raziło, wydaje się mi to nieistotne.
dorapa pisze:Matka wróciła od ciotki, która mieszkała kilka ulic dalej, na dziewiątym piętrze nowego wieżowca, zajrzała do córki, zmierzyła jej gorączkę, dała piramidon i pokazała gumę.
A tu znowu za dużo się w tym jednym zdaniu dzieje. Pięć czynności. Przeładowane.
Tu jest też okazja na pokazanie chłodu emocjonalnego matki.
dorapa pisze:Czy wtedy był już w domu telewizor? Tego Bożena nie wie.
Ten telewizor mi tu wyskakuje nagle ni w pięć ni w dziewięć. Te dwa zdania wydają mi się niepotrzebne.
dorapa pisze:A Bożenka była grzeczną i spolegliwą dziewczynką…
Ponieważ ta informację otrzymuję po tym, jak opisujesz podkradanie pieniędzy ojcu, to niezbyt mnie to przekonuje. Ponadto mam wrażenie, że budujesz obraz więzi z matką i ojcem opartą raczej na strachu.
To dobry moment by to podkreślić.
dorapa pisze: Były trochę za duże i zdecydowanie za grube jak na lato, ale nie to było powodem, że struchlała.
A co dokładnie było? Kolor?
dorapa pisze:Takie wybuchy samodzielności kończyły się na ogół sromotnymi i bolesnymi klęskami.
kończyły się sromotną klęską. Aż się prosi dodać, co się dokładnie działo.
Na ogół sugeruje, że czasami tak nie było. Czyli czasem jej się udawało, nie dostawała kary czy pochwalali jej zachowanie? Burzy to konsekwentnie budowany do tej pory dość chłodny i rygorystyczny wizerunek rodziców-tyranów. Czy taki był zamiar?
dorapa pisze:Matka bała się, że oberwą spód skrzyni.
One, czyli kto?
dorapa pisze:Pies wył, ojciec złorzeczył, a Bożena razem z siostrą krzyczały pod niebiosa, by zostawił psa.
darły się pod niebiosa
dorapa pisze:Bożena zaniemówiła, kiedy wróciła do domu po tygodniach nieobecności i dowiedziała się, co ojciec zrobił. I jak zrobił.
zaniemówiła wydaje mi się tu nie dość mocne. Potrzeba podkreślić emocje bohaterki, była wtedy pewnie pełna gniewu, żalu, obrzydzenia do ojca?
dorapa pisze:Jak zresztą wielu innych jego sprawek.
Chyba użyłabym czynów, sprawek kojarzy mi się z chłopięcą zabawą i jakimś psikusem, a to co opisałaś stanowczo miało większa rangę.
sprawka - wybryk, figiel, psota.
Tyle ode mnie. Brakuje mi precyzyjnego przyklejenia konkretnych emocji do poszczególnych wspomnień, gdzieś mi tam uciekają. Poza tym - ciekawie skomponowane.
Czekam na ciąg dalszy.
Pozdrawiam.

4
Dorapa - ponieważ siedzę we wspomnieniach - powiem tak: podziwiam Cię za trudną próbę autentyczności - nie w sensie autentyczności wspomnienia, ale wspominania. Puściłaś wspomnienie z ryzów przyczynowo-skutkowych, emocjonalnych konsekwencji. Nie wiem, jak to dalej się potoczy - w sensie literackim. Na ile będzie możliwe utrzymanie tej techniki. Czytelność tego fragmentu związana będzie na pewno z jego dialogiem (dialogiem narracyjnym) z resztą fabuły, na ile potem umotywuje się swoisty "chaos" czy co się z chaosu wspominania wydobędzie.
Jestem ciekawa. Bardzo.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

5
Dzięki za szybką reakcję!
Haniel pisze:Czy wtedy był już w domu telewizor? Tego Bożena nie wie

wtedy? Kiedy? Wtedy, gdy matka gumę przyniosła? Miała też telewizor przynieść, czy co? Czy Bożena w ogóle z pokoju nie wychodziła i nie wiedziała, co się w domu dzieje?
Telewizor powraca chwilę później przy opowieści jak podglądała filmy zza zasłonki oddzielającej pokój z korytarzem. Myślę, że to miało być pierwsze wspomnienie o telewizorze, ale nie wyszło zgrabnie.
Haniel pisze:Cytat:
Bożena pamięta dokładnie zapach i smak pewnej ofiarowanej gumy

ofiarowanej? Na ołtarzu, pradawnym bogom?:D zmień na otrzymanej albo wywal to słowo całkiem, zdanie nie ucierpi na tym
Ciotka dawała słodycze z musu, potem wypominała, ale to pojawia się w opowieści o ciotce i tu może razić.
Haniel pisze:Cytat:
Żadna nigdy nie miała na sobie czegoś takiego! Bożena tkwiła bez ruchu na wersalce i co chwila zaglądała pod spódniczkę.

hm, ja tam się z kolegami nie wymieniałem opiniami na temat naszych gaci :P
Bo jesteś facetem! Zobaczenie bielizny kolegi wymaga choćby rozpięcie rozporka, opuszczenia się spodenek. Dziewczynki nosiły spódniczki. Krótkie spódniczki. Majtki zawsze było widać.
Caroll pisze:dorapa napisał/a:
Bożena zaniemówiła, kiedy wróciła do domu po tygodniach nieobecności i dowiedziała się, co ojciec zrobił. I jak zrobił.

zaniemówiła wydaje mi się tu nie dość mocne. Potrzeba podkreślić emocje bohaterki, była wtedy pewnie pełna gniewu, żalu, obrzydzenia do ojca?
Nie jest zbyt mocne, ale niemówienie to jedna z cech kobiet w tej rodzinie. Milczą, mimo że chcą krzyczeć. Od pokoleń. Później pojawia się babcia, milcząco znosząca okrucieństwo męża, ciotka molestowana przez ojca, siostra bita przez męża. Wszystkie milczą.

Dzięki za wszystkie uwagi. Takie spojrzenie z zewnątrz, bardzo pomaga.

Ciągu dalszego na Wery na pewno nie będzie.

Pozdrawiam.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

6
Natasza pisze:Puściłaś wspomnienie z ryzów przyczynowo-skutkowych, emocjonalnych konsekwencji.
To właśnie jest ciekawe. Konsekwencje są, ale nie w danym momencie. Mała dziewczynka, kiedy kupuje po kryjomu cukierki, czuje niepokój, ale przecież nie do końca jest go świadoma, nie wie o nim. Tyle, że on osadza się w niej i kiedy jako dorosła sięga po słodycze, to czuje wyrzuty sumienia. I nie wie, skąd się one biorą.
Ale nieprawdziwe jest tłumaczenie czytelnikowi, że ośmiolatka ma wyrzuty sumienia, bo wygrzebała z ojcowskiej marynarki 50 groszy na cukierki. Człowiek, a szczególnie dziecko, nie analizuje tak swoich działań.
Ostatnio zmieniony sob 22 wrz 2012, 23:23 przez dorapa, łącznie zmieniany 1 raz.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

7
dorapa pisze:Mała dziewczynka, kiedy kupuje po kryjomu cukierki, czuje niepokój, ale przecież nie do końca świadomie o nim wie.
tyle że ten niepokój wymaga motywacji - ona kradnie. Okrada ojca - to nie tylko głupota dziecinna, brak słodyczy. Wtedy jeszcze były, w latach 70. Słodycze są ekwiwalentem opowieści o relacjach interpersonalnych. Drugie dno.
Nieświadomość przyczyn jest sygnałem - to są skutki... Kradzież - to reakcja na coś, co jest przede mną, czytelnikiem - ukryte w chaosie tego domu.
Fajne to, piekielnie trudne.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

8
Piszę to z mozołem, bo nazbierałam sporo okropieństw z życia wielu kobiet, moich koleżanek, przyjaciółek. Plącze się to z moimi wspomnieniami i dosyć boli.
Historia z wiśniowymi majtkami zdarzyła się naprawdę mojej koleżance z liceum, tyle, że ona zrobiła cholerny raban i ojciec jej wtłukł, bo nie rozumiał o co biega. Opowiedziała ją po pijanemu na babskiej imprezie, kiedy pokazywałyśmy sobie staniki. :)
Sama jestem ciekawa, co z tego wyjdzie.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

9
Dorapa, czy Ty się przypadkiem za bardzo nie rozpędziłaś? Fragment jest krótki - niecałe 6300 znaków, czyli niewiele ponad 3 strony, a tyle w nim zdarzeń i sytuacji: słodycze i kradzieże, guma do żucia i wyrzuty sumienia, wiśniowe majtki i poczucie niestosowności, a potem jeszcze historia Miki. Ja wiem, że taka jest natura wspomnień: pojawiają się pod wpływem jakiegoś impulsu, tworzą ciągi nie uporządkowane ani chronologicznie, ani przyczynowo-skutkowo, do tego najczęściej są fragmentaryczne, a ich spoiwem są emocje. Ale to wtedy, kiedy wspomnienia pozostają uwewnętrznione. Kiedy natomiast przeradzają się w opowieść, to prosiłabym o trochę więcej. Detali, a może też i refleksji... Bożena jest przecież dorosłą kobietą, która nie tylko przeżywa coś jako mała Bożenka, lecz potrafi uchwycić sens zdarzeń. Albo bezsens.
Historia Miki wydaje mi się kompletna. Jest w niej wszystko, czego potrzeba, we właściwych proporcjach. Natomiast we wspomnieniu pierwszym, o słodyczach, nie dają mi spokoju te czekoladki za szybą kredensu. Dlaczego one są nieosiągalne? Za drogie czy z wielkim trudem zdobyte, a więc przeznaczone na specjalną okazję? (Powiedzmy, dla gości zaproszonych na imieniny matki). A może matka uważa, że od słodyczy psują się zęby? Albo, że dzieci nie należy rozpieszczać? Bo piszesz wprawdzie
dorapa pisze:Zresztą matka uważała, że można żyć bez cukierków, czekolady i ciastek.
ale jednak czekoladki w domu są, tyle, że nie dla dziecka.
Że smakołyki z NRD są wydzielane, to całkowicie zrozumiałe.
Numer z gumą to sadyzm w czystej postaci, ale nie wymaga dodatkowych wyjaśnień.
dorapa pisze:Czy wtedy był już w domu telewizor? Tego Bożena nie wie.
To bym usunęła, akurat w całym tym fragmencie nie podejmujesz kwestii posiadania bądź nieposiadania dóbr rozmaitych, więc telewizor może poczekać na jakiś moment bardziej odpowiedni.
dorapa pisze:Majty były bardzo ciemne. Matka dawała tylko i wyłącznie białą, bawełnianą bieliznę, więc ta para w kolorze przejrzałych wiśni wywołała szok.
Napisz od razu, że były w kolorze wiśni. Ciemnych barw jest mnóstwo, nie warto wprowadzać zamieszania.
dorapa pisze:Takie wybuchy samodzielności
Zmieniłabym na porywy samodzielności.
dorapa pisze:Nie pamięta, jak zakończyła się historia diabelskich majtasów, pamięta natomiast doskonale wersalkę, na której siedziała.
Podkreślone usunęłabym. No i właśnie nie wiem, czy rzeczywiście finał tego traumatycznego przeżycia mógł tak całkiem zatrzeć się w pamięci. Twojej bohaterki. I w ogóle mam wrażenie, że dorosła Bożena mogłaby się nad tym trochę pozastanawiać. Bo historia jest irracjonalna i niejednoznaczna, na granicy absurdu (na pewno nie wszystkie koleżanki chodziły w śnieżnej bieli; w PRL-u, o ile dobrze pamiętam, kolorem dominującym w bieliźnie był tzw. majtkowy róż, ale różne inne też się zdarzały, więc chęć, żeby wyglądać "jak wszystkie" nie była decydująca) i aż się prosi o to, żeby poświęcić jej więcej uwagi. Nie chodzi mi o to, żeby kończyła się jakąś jednoznaczną konkluzją, raczej, żeby dorosłej już bohaterce dawała do myślenia...

A poza tym, chociaż fragment jest krótki, to opowieść dobrze się zapowiada. Coś mi tu i ówdzie w narracji zgrzyta (czasem narrator wydaje się patrzeć na świat oczami Bożeny, czasem się nagle od niej oddala, a tu przecież nie ma innego bohatera, do którego mógłby się przykleić), lecz na razie nie będę marudzić. Poczekam na więcej.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

10
Tekst do doszlifowania; za dużo i za szybko się dzieje, ale potencjał jest. Spory. Warsztat też niczego sobie.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

11
Rubio - czy ty nie sypiasz? Weryfikacja o 3:35? :shock: Tym bardziej dziękuję. :D
rubia pisze:I w ogóle mam wrażenie, że dorosła Bożena mogłaby się nad tym trochę pozastanawiać. Bo historia jest irracjonalna i niejednoznaczna, na granicy absurdu (na pewno nie wszystkie koleżanki chodziły w śnieżnej bieli; w PRL-u, o ile dobrze pamiętam, kolorem dominującym w bieliźnie był tzw. majtkowy róż, ale różne inne też się zdarzały, więc chęć, żeby wyglądać "jak wszystkie" nie była decydująca) i aż się prosi o to, żeby poświęcić jej więcej uwagi. Nie chodzi mi o to, żeby kończyła się jakąś jednoznaczną konkluzją, raczej, żeby dorosłej już bohaterce dawała do myślenia...
Słusznie. Dlaczego ona pamięta te gacie? W oryginale dziewczyna dostała lanie, więc mogło się jej utrwalić, ale dlaczego pamięta to Bożenka? I czemu jej ten ojciec zniknął? Dobre pytanie.
Navajero pisze:za dużo i za szybko się dzieje
Nie jestem Mistrzem Pisania. Ot, może czeladnikiem. Zawsze u mnie na początku jest rollercoster. Obrazów za dużo w głowie. Najpierw się ich pozbywam, a potem wygładzam. To idiotyczny system, pracochłonny, ale inaczej nie potrafię.

Wszystkim pięknie dziękuję. Po waszych uwagach z pewnością będę pisała dalej.

Miłej niedzieli.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

12
System nie ma znaczenia, liczy się ostateczny efekt. I zawsze - nie tylko u Ciebie - pozostaje coś do wygładzenia :)
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

13
Słusznie. Dlaczego ona pamięta te gacie? W oryginale dziewczyna dostała lanie, więc mogło się jej utrwalić, ale dlaczego pamięta to Bożenka? I czemu jej ten ojciec zniknął? Dobre pytanie.
Natura wspomnień jest taka, że ich wyrazistość zawdzięczamy emocjom. To one sprawiają, że pamiętamy barwniej, ze szczegółami jedne sytuacje, a innych nie. Dodatkowo, człowiek intensywniej i częściej zapamiętuje sytuacje, którym towarzyszyły emocje trudne, przykre - gniew, żal, wstyd itd.
Czytając ten kawałek, rozumiem, że bohaterka przeżywa takie emocje, a jednak nie wiem z czym są bezpośrednio związane. Kolor majtek wydaje mi się niewystarczającym bodźcem... Brakuje tego, co wywołało je tak intensywnie, że pamięta to nawet dorosła Bożena.
Mam nadzieję, że to trochę pomoże w "wygładzaniu". Bo warto!
Czarna Gwardia
Potęga słowa - II tekst

14
Tego się doczekałam, że Natasza na moim zdaniu uczy w SB interpunkcji. Rany! Chyba pójdę gładzić. ;)
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

15
Jestem tu co prawda nowa, ale od czegoś trzeba zacząć, więc pozwolę sobie na komentarz. Jako żaden specjalista powiem tylko moje odczucia neutralnego czytelnika.

Co do całości tekstu:

Sama treść wspomnień jest interesująca i wywołuje mieszane uczucia. Takie było chyba zamierzenie? Także samo odzwierciedlenie toku myśli jest niezwykle trudne i dlatego ciężko jest uniknąć błędów. Pewnie po dłuższej pracy z danym fragmentem i zastanowieniu się nad tym co jest najważniejsze i co chce się przekazać, tekst zyska na wiarygodności i płynności. Obecnie miałam wrażenie, że zdania są poszarpane. Za szybko przeskakuje się z jednego wątku na drugi. A i między zdaniami nie ma widocznego połączenia temat-remat czy też od ogółu do szczegółu. Czasem zdarzały się niefortunne sformułowania, które mogły szokować. Poza tym, tak subiektywnie patrząc, bohaterka tej historii miała wyjątkowo stresujące dzieciństwo. Chyba w takim nasileniu negatywnych sytuacji szczególnie docenia się pozytywne bodźce? Dajmy na to... z matką nie miała najlepszych kontaktów, ale może miała kogoś sobie bliskiego, kto jej to rekompensował?

Nie będę komentowała tego, co już zostało wychwycone, ale dodam kilka uwag:
Wuja Heniek, który później nie był już wujkiem i nie wolno było się mu kłaniać na ulicy, pracował w NRD i zawsze po jego powrocie z delegacji w domu było kilka egzotycznych smakołyków, wydzielanych małymi porcjami przez dłuższy czas.
Pogrubiona część burzy mi to zdanie. Szczególnie umiejscowienie zaimka zwrotnego. Może warto to zdanie jakoś przekształcić? Bardziej mi brzmi, kiedy zamieni się miejscami "się" i "mu"
Bała się po nią sięgnąć, wszak matka powiedziała, że jest na jutro.

Matka rzadko ją biła, właściwie pamięta tylko kilka razów, ale groźniejsze od uderzeń były krzyki i niezadowolenie, wymówki, nieustanne wypominanie ciężkich przewin.
Wszak i przewina to chyba nieco przedawnione wyrazy, nawet jak na lata 70.?
Leżała w oczekiwaniu na jakąś nieokreśloną, surową karę.


„Jakąś” już sugeruje, że kary bywały różne. Sam wyraz "jakąś" znowu byłby zbytnim uogólnieniem. Nie pasuje mi tu natomiast wyraz „nieokreśloną”. Wydaje mi się, że to słowo o zbyt neutralnym zabarwieniu i ogólnym znaczeniu. Proponowałabym : Leżała w oczekiwaniu na kolejną surową karę. - wiadomo, że kar dziewczynka dostawała wiele, a brak sprecyzowania jaka to będzie kara i tak pozostawia znak zapytania.

Tego typu błędów było sporo. Zbyt ogólne lub neutralne sformułowania. Nie wiem, czy są jakieś profesjonalniejsze sposoby na odpowiedni dobór słownictwa, ale na pewno warto się zastanowić, jakie znaczenie i nacechowanie mają stosowane zwroty i czy nadają się do typu tekstu, który tworzymy. Np.
Leżała w oczekiwaniu na kolejną dziwaczną karę
Leżała w oczekiwaniu na kolejną nie wiadomo jaką karę.

Niby zamienniki dla słowa nieokreslony, ale kazdy z tych wyrazow kompletnie zmienia odbior zdania. Podaje w domysle informacje o irytacji czy poczuciu niesprawiedliwosci.
Mika była czarną suką, o sierści zwijającej się w pierścionki.
Hehe, to zdanie troche mnie zbiło z pantałyku, bo uznalam, że Mika to dziewczyna. Może dlatego, że wcześniej użyłaś zgrubienia „majtasy” i myslalam, ze bohaterka zacznie opowiadac o jakiejs nielubianej koleżance. Zreszta mimo, iz suką nazywa się samice psa, wyraz ten stosowany jest jako wulgaryzm i troche razi. Już zmiana na zdrobienie suczka calkiem zmienia postac rzeczy.

Na koniec takie małe pytanko:
Raczej z oglądaniem przez szybę kredensu pudełka z czekoladkami. Słodycze poznała później, kiedy już sama kupowała truskawkowe cukierki. Najlepsze były w warzywniaku. Miały zielono-czerwone szeleszczące papierki, które trzeba było wyrzucać poza domem, by matka ich nie zauważyła i nie zaczęła dochodzić skąd ma pieniądze.
Nie żyłam w latach 70., ale czy wtedy cukierki kupowało się w warzywniaku?
nache
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”