Pierwsze zlecenie

1
- Powiem, wszystko powiem, nawet to, czego nie wiem! Służbę zacząłem z powodów genetycznych. Dziadek, ojciec, wujek, wszyscy byli żołnierzami, prostymi przynieś – wynieś, pozabijaj. W tych czasach każdy, kto dał się poznać i zdobył uznanie szefa, piastował godność cyngla na posyłki, a jak się wykazał pod kątem skuteczności, mógł liczyć na awans. Tak i ja. Wkrótce dostałem cynk, że wylosowano dla mnie bezpłatne stypendium i stwierdzono, że jestem upoważniony do wyjazdu na Sycylię celem podnoszenia kwalifikacji. Mówiąc bez ogródek, lubiłem sobie wtedy podnosić byle co, szczególnie wtedy, gdy mnie to gilało. Więc zadecydowałem. A jako że nie miałem za wiele forsy, postanowiłem szarpnąć się na zakup rozpylacza, bo słyszałem, że tam każda spluwa jest na wagę kicia i nikt mi nie da postrzelać za Bóg zapłać, no, ale mówi się trudno i kocha się dalej. Jednakże, zanim zdążyłem się gruntownie ucieszyć, przyszła nowa wiadomość i już nie miałem z czego być zadowolony, bo nakazano mi, bym dał sobie spokój z Sycylią, wrócił do domu i zrobił porządek z B. (którego zdjęcia figurowały w każdej szanującej się komendzie).

Powiadano o nim, że prowadzi nielegalne machloje na boku. Za dnia był z niego potulny komiwojażer, niepozorny facet obarczony rodziną i gustownym lumbago. Ale pod wieczór, gdy wychodził z domu, żegnany rozkochanymi serenadami pod tytułem ach kiedy, ach kiedy powrócisz jedyny, z głupola przeobrażał się w człowieka czynu, któremu nikt nie podskoczy. Wzrok miał wtedy ostry jak brzytwa, marynarkę z kuloodpornymi guzikami i okulary spawalnicze dla szpanu. Chociaż był z niego dosyć porządny obwieś, szef zawyrokował, że dosyć się nażył i pora mu do piachu. Został uzgodniony do odstrzału na najbliższy wtorek, w dzień targowy, gdy do miasteczka ściągają najbogatsi handlarze końmi rasy wyścigowej i we wszystkich zajazdach nie idzie wetknąć czapki z daszkiem, a ja miałem dać mu krzyżyk na drogę.

*

Moje zadanie było proste. Opowiem, choć co to da? Dzień przed egzekucją zapowiadał się fest, toteż z lekko uniesioną brwią filuta, udałem się do przygotowanej czatowni. Uzbrojony w kordelas z tłumikiem i fuzję na trefne charaktery, już od rana siedziałem na rozwalającym się zydlu.

Była to zaciszna dziupla samochodów z odzysku po kapusiach, istne rumowisko przestrzelonych dętek i sparciałych opon. Tam i sam ścieliły się żebrowane truchła kaloryferów, tu i ówdzie wynurzała się drżąca ze strachu i trzęsąca się z zimna opuszczona uszczelka, a gdzie nie spojrzeć, nie było nic widać. Słowem – ohyda.

W nocy, gdy nawet szczury pokładły się na zasłużony odpoczynek i zawzięcie gadały przez sen, kiedy ustał wszelaki chrobot, dziupla ożywiła się i zajechała furgonetka do przewozu podejrzanych osób, z której wyguzdrał się B. w muskularnej asyście steryda z dwururką.

Pierwszy strzał ugodził ochroniarza. Fajtnął na wznak bez żadnych ale. Drugi trafił B. w plecy tak, że większym kawałkiem siebie znajdował się w furgonetce, a mniejszym na zewnątrz, co wyglądało, jakby nie mógł się zdecydować, gdzie ma spocząć na zawsze. Było po ptakach i co rychlej należało się zmyć, ponieważ gdyby mnie kto przydybał w towarzystwie truposzy, nie mógłbym udowodnić, że zabiłem ich na własną prośbę.

Przez chwilę nasłuchiwałem, ale po mojej robocie nie ma reklamacji. Jeno w skrzynce z pakułami oburzone szczury poczynały sobie skakać do zaspanych gardeł. Schowałem przybory do futerału i przez nikogo nie molestowany, powlokłem się w stronę Sycylii. A później, to już wiecie.
Ostatnio zmieniony wt 25 wrz 2012, 12:18 przez Owsianko, łącznie zmieniany 3 razy.
Marek Jastrząb (Owsianko) https://studioopinii.pl/dzia%C5%82/feli ... N9tKoJZNoo

nieważne, co mówisz. Ważne, co robisz.

2
Zachęcony ostatnim tekstem, zabieram się za ten. Nie mam na tyle doświadczenia, żeby coś konkretnie poprawiać, więc zwyczajowo będą to raczej propozycje.

Jest to narracja pierwszoosobowa, więc nie trzeba zaczynać jak dialog.
Owsianko pisze:Dziadek, ojciec, wujek, wszyscy byli żołnierzami, prostymi przynieś – wynieś, pozabijaj
"Prostymi" czym? - tu by się przydał rzeczownik.
Wydaje mi się, ten myślnik przesunąć o jedno słowo do tyłu, czyli przed "przynieś".
Owsianko pisze:Mówiąc bez ogródek, lubiłem sobie wtedy podnosić byle co, szczególnie wtedy, gdy mnie to gilało.
Powtarza się "wtedy" i od tego zdania przestaję trochę rozumieć wypowiedź bohatera. Co sobie lubił podnosić? I jaki to ma związek z zabijaniem, Sycylią czy spryskiwaczem?
Owsianko pisze:A jako że nie miałem za wiele forsy, postanowiłem szarpnąć się na zakup rozpylacza, bo słyszałem, że tam każda spluwa jest na wagę kicia i nikt mi nie da postrzelać za Bóg zapłać, no, ale mówi się trudno i kocha się dalej.
Trochę długie zdanie, a ja zakończyłbym na "zapłać" i "No" zaczął jako nowe zdanie.
Owsianko pisze:Został uzgodniony do odstrzału na najbliższy wtorek, w dzień targowy, gdy do miasteczka ściągają najbogatsi handlarze końmi rasy wyścigowej i we wszystkich zajazdach nie idzie wetknąć czapki z daszkiem, a ja miałem dać mu krzyżyk na drogę.
Znowu długie zdanie. Nowe zdanie zacząłbym od "A ja..."
Owsianko pisze:kordelas z tłumikiem
Kordelas to nóż myśliwski.
Owsianko pisze:Była to zaciszna dziupla samochodów z odzysku po kapusiach, istne rumowisko przestrzelonych dętek i sparciałych opon.
Ja bym z tego zrobił dwa oddzielne zdania.

Bardzo podoba mi się styl i słownictwo. Jestem fanem słów w dzisiejszych czasach rzadko używanych takich jak np. "filut", dlatego świetnie mi się czytało.
Widać też, że autor zna słownictwo związane z bronią.
Dobrze opisana akcja.
Jedna tylko jeszcze uwaga - ja bym to humoreską nie nazwał.

Podsumowując - ja poproszę więcej!

3
Żartobliwe, interesujące, napisane plastycznym, charakterystycznym dla ciebie językiem. Na początku założyłam, że bohater jest żołnierzem, bo napisałeś: "Służbę zacząłem z powodów genetycznych. Dziadek, ojciec, wujek, wszyscy byli żołnierzami", dopiero przy Sycylii wyjaśniło się, że nie. Kordelas rzeczywiście tłumika nie posiada, a myślnik na początku niepotrzebny. Mimo błędów, podobało mi się.

4
Podoba mi się. Chyba nawet bardzo ;) W kilku miejscach bym się przyczepiła do jakiejś konstrukcji, czy szyku, ale nie chce mi się wyszukiwać. Ogólnie nie rzucało się to specjalnie w oczy podczas czytania.

Akurat "kordelas z tłumikiem" mi nie zazgrzytał. Wiem oczywiście, że czysto praktycznie to bzdura, ale hmm... Potraktowałam to chyba jako taką zabawę narratora, celowe przekręcenie. W jakiś sposób pasowało mi do jego sposobu wypowiedzi i samego zdania.
To tak w kwestii patrzenia na błędy :P

Chętnie poczytałabym więcej "relacji" tego narratora.

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”