„Okoliczności się zmieniają. Ludzie się zmieniają. Zmiana jest jednym z nieuniknionych praw natury wyciskających piętno na życiu ludzi. Popełnia się błędy, odczuwa się żal, a pozostaje tylko coś, co sprawia, że zwykłe wstawanie z łóżka przychodzi z ogromnym trudem.”
– Nicholas Sparks „Wybór”
Prolog
Droga babciu,
Zawsze twierdziłaś, że bez względu na wszystko po burzy przychodzi tęcza. Nigdy nie rozumiałam tych słów. Wydawały się takie…banalne i nic nieznaczące. „Dlaczego?- Myślałam.- Dlaczego ze wszystkich mądrych myśli, Ty musiałaś przekazać mi właśnie tą?” Teraz już wiem, jak bardzo się myliłam.
Babciu! Poznałam kogoś. Poznałam go w chwili, w której przestałam wierzyć w takie rzeczy, jak miłość, szczęście, czy bezpieczeństwo. Poznałam go i pozwoliłam się oswoić, zawładnąć swym sercem, pomimo tych ostatnich przerażających wydarzeń. Sama jeszcze do końca nie rozumiem, dlaczego z taką łatwością mu zaufałam. Może to przez jego przeszłość, równie tragiczną, co moja, a może zawiniły te stalowoszare oczy, takie smutne, jakby umierające. Nigdy już nie poznam prawidłowej odpowiedzi, nie chcę jej znać. Poczułam w końcu smak szczęścia i tylko to liczy się dla mnie w tym momencie.
Jestem przekonana, że zastanawiasz się nad powodem pisania tego listu. Sama nie wiem, dlaczego to robię, w końcu ostatni list wysyłałam do Ciebie, gdy miałam szesnaście lat. Tak wiele czasu minęło od tamtej chwili, a ja znów chwyciłam za pióro. Chyba po prostu zrobiłam to, ponieważ chciałam byś wiedziała, że już jest dobrze. Nareszcie wszystko stało się doskonałe.
Chcę tylko powiedzieć „żegnaj”, w spokoju pozwolić Ci cieszyć się niebem. Chcę… Nie, niczego już nie pragnę. Kocham Cię babciu i dziękuję. Mam nadzieję, że kiedyś będę w stanie powiedzieć to, patrząc Ci w oczy.
Żegnaj.
Twoja Rachel
Drobna brunetka siedząca przy niewielkim, sfatygowanym stoliku ostrożnie położyła na blacie zapisaną kartę papieru. Świerzy, nadal błyszczący atrament mocno odbijał się od bieli arkusza. Ciche westchnienie ulgi wydobyło się z pełnych ust kobiety, gdy zamaszystym ruchem podpisała list. „Skończyłam”- pomyślała, podpierając zmęczoną twarz dłońmi.- „Nareszcie skończyłam.” Trzask zamykanych drzwi wyrwał panią domu z odrętwienia.
- Rachel, kochanie gdzie jesteś?- Zachrypnięty głos odbił się echem od ścian budynku.
- W sypialni- niedługo potem na starych, skrzypiących schodach rozległy się twarde kroki mężczyzny. „Jason… Mój cudowny, dobry Jason wrócił do domu. Minęło tak wiele czasu od naszego pierwszego spotkania. Kiedy to było? Półtorej roku temu, 24 Listopada. Tak, pamiętam tę datę. To jednak nie wtedy wszystko zaczęło się naprawdę. Najpierw był tamten… wypadek. Tak, to właśnie wypadek rozpoczął wszystko…”- ostatnie wspomnienia zlały się w jedno. Przed twarzą kobiety pojawił się obraz dnia, a raczej nocy, która stała się początkiem jej nowego życia. Nieznaczny grymas wykrzywił delikatne rysy brunetki. Początki nie zawsze są piękne i podniosłe, czasem cechują się bólem i przerażeniem…
Rozdział 1
Nadchodziła noc. Słońce leniwie chowało się za horyzontem, gdy drobna, młoda kobieta z burzą brązowo-czarnych włosów mocno pchnęła główne drzwi niewielkiego wydawnictwa „Haven”, wychodząc na dwór. Szybkim krokiem pokonała drogę dzielącą ją od budynku do samochodu i z westchnieniem ulgi usiadła za kierownicą jasnozielonego fiata punto.
- Udało się- mruknęła, ukazując niewielkie dołeczki w zaczerwienionych jesiennym wiatrem policzkach.- Rachel Bell, nareszcie udało ci się sprzedać książkę!- Serdeczny śmiech wypełnił wnętrze pojazdu. Niedowierzanie i radość biły z wielkich, błękitnych oczu dziewczyny okolonych długimi, gęstymi rzęsami. Kobieta drżącymi dłońmi uruchomiła samochód, szybko opuszczając oświetlony jedynie kilkoma latarniami parking. Już po chwili wszelkie budynki niknęły w przednim lusterku jej fiata, zaś drogę otoczyły wysokie, pokryte czerwonozłotymi liśćmi drzewa. Spod maski pojazdu od czasu do czasu wydobywały się niepokojące dźwięki, lecz nie zwróciły one uwagi kierowcy. Może właśnie, dlatego, brunetka nie była przygotowana na to, że po pokonaniu kilku kolejnych metrów samochód zgaśnie, zatrzymując się na środku wiejskiej, mrocznej uliczki w Londynie. Wokół nie było żywego ducha.
- Cholera jasna- kłęby dymu powoli zaczęły pojawiać się przed przednią szybą. Zniecierpliwiona kobieta energicznym krokiem wyszła z zepsutego pojazdu, wyciągając z kieszeni jasnych dżinsów telefon komórkowy. Granat jedwabnej bluzki zmieszał się z ciemnością nocy, wtapiając Rachel w mroczne tło uliczki. W głuchej ciszy słychać było jedynie stuk obcasów uderzających o beton.
- Cholera jasna!- Powtórzyła, unosząc maskę do góry.- Już chyba gorzej być nie może- jak na zawołanie z komórki trzymanej w prawej dłoni dobiegł charakterystyczny dźwięk rozładowanej baterii.- No niech to szlag jasny trafi!
Pełną przekleństw tyradę Rachel przerwał dziwny głuchy łoskot dobiegający zza jej pleców. „O mój Boże, Boże, Boże, Boże”- powtarzała w myślach ostrożnie odwracając głowę w stronę, z której dochodził hałas. Zmrużone oczy raz za razem starały się przebić przez panujący wokół mrok, lecz nie dało to żadnego skutku.
- Jest tu ktoś?- Drżący głos wypełnił przestrzeń pomiędzy kobietą, a skrywającą się za ciemnością postacią.
- Jest tu ktoś?- Drwiące słowa niczym echo powtarzały zdanie wypowiedziane przez Rachel.- Jest tu ktoś?- Ochrypły śmiech otoczył drobną postać, cofającą się do samochodu.- Oczywiście, że jest… kochanie.
Silna, umięśniona dłoń chwyciła Rachel za masę ciemnych loków, w chwili, gdy ta schylała się, by wsiąść do punta. Krzyk kobiety, brutalnie przerwany potężnym uderzeniem w twarz, nie przeraził przestępcy. Po pierwszym szybkim ciosie przyszła kolej na następny, i następny, i następny, aż wreszcie głośne błaganie o pomoc przemieniło się w bezdźwięczny szloch i kwilenie. Nieskazitelnie biała skóra przybrała kolor purpury, gdzieniegdzie strużkami sączyła się krew i łzy. Spazmatyczny oddech z trudem wydobywał się z pokaleczonych warg, nogi odmawiały posłuszeństwa, lecz Rachel nie poddawała się.
- Pomocy- wycharczała czując jak w buzi oprócz śliny gromadzi się także żółć.- Niech… ktoś… pomoże…
Zamglone oczy z trudem wpatrywały się w czarny, gruby sweter i kominiarkę, zasłaniającą twarz prześladowcy. W powietrzu unosił się słaby zapach taniego alkoholu i papierosów.
- Nikt ci nie pomoże- okrutne słowa, wyszeptane słodko do ucha Rachel spowodowały kolejny szloch. Popchnięta dziewczyna boleśnie upadła na betonową ulicę, za nią, niczym cień czaił się nieznajomy. Kopnięcia przyszły niespodziewanie. Zaatakowany brzuch wydobył z brunetki jęki cierpienia, które po kilku minutach ustały. Zapadła cisza. Skopane, sponiewierane ciało bez ruchu leżało na brudnym, zimnym asfalcie. Szklisty wzrok bez sił przesuwał się po bezchmurnym, czarnym niebie, by w końcu, po kolejnym ataku zapaść w ubłagany niebyt. Protesty ustały.
- No nareszcie- mruknął zbrodniarz, pochylając się nad wykończonym ciosami ciałem. Już chciał sięgać do paska spodni, gdy ostre światła zbliżającego się samochodu przecięły noc. Z dzikim przekleństwem zamaskowany człowiek rzucił się do ucieczki, znikając za drzewami. Czerwony pickup zatrzymał się, a z wnętrza wysiadł starszy mężczyzna i ostrożnie zbliżył się do leżącej Rachel. Niedługo potem nadjechała karetka pogotowia.
"Nowy początek" prolog i część 1 rozdziału
1
Ostatnio zmieniony wt 23 paź 2012, 12:05 przez dream_girl, łącznie zmieniany 2 razy.