Popołudniowy gość

1
Kolejna nieprzespana noc, którą spędził przy łóżeczku trzyletniej córeczki, kolejny raz przypomniała mu o odpowiedzialności jaką na siebie wziął za namową byłej żony.
Malutka Layla dostała ostrej biegunki około siedem dni temu. Męczyła ją wysoka gorączka i co rusz wymiotowała prosto do łóżeczka.
Teodor nawet nie kładł się spać, kiedy zostawał sam z córką bo i tak musiał, co chwilkę wstawać by zdjąć brudne śpioszki z rozpalonego ciałka.
Na szczęście w południe przychodziła bratowa Teodora - Luiza - dzięki czemu mógł się trochę przespać i odpocząć.
Obdarzał Lailę wielką miłością ojcowską, tak jakby była jego prawdziwą córką, jednak czasami nie mógł sobie poradzić ze wszystkim, czym obarczył go los.. Pracował w szpitalu miejskim, więc wiele razy musiał zostawać po godzinach. Opiekunka dziewczynki nie zawsze mogła nocować u Teodora, po to by zaopiekować się Laylą, która mało kiedy usypiała przed drugą nocy.
A co za tym szło?
Poszukiwanie kogoś, kto żywił do niego na tyle sympatii, by przybiec na łeb na szyję do małej. Przełożony mężczyzny miał zwyczaj powiadamiania pracowników, iż muszą zostać dłużej, w ostatniej chwili. Twierdził, że powinni być codziennie przygotowani na taką ewentualność, co doprowadzało Teodora i jego kolegów do szewskiej pasji. Pewność, iż ratowanie ludzkiego życia jest jego życiowym powołaniem, wraz z każdym dniem zaczęła znikać, pozostawiając po sobie dziwną pustkę w sercu, jakiej do tej pory nie czuł. Wypalił się zawodowo po pięciu latach pracy? A może po prostu obrał błędną drogę?
Brat tłumaczył mu, iż jest po prostu zmęczony. Jednak w tym było coś więcej.
Decyzja o zaadoptowaniu dziecka na początku wydawała się dobrze przemyślana.
Jako świeżo upieczony małżonek i tym samym absolwent Harvard Medical School patrzył na świat przez różowe okulary. Miał ukochaną kobietę oraz głowę nabitą marzeniami.
Do szczęścia brakowało im jedynie potomka, którego mieć nie mogli ponieważ Amelia z przyczyn atonomicznych cierpiała na bezpłodność. Poddała się leczeniu już za czasów studiów, kiedy Teodor nawet nie myślał o wspólnym życiu z kobietą.
Powiększająca się dziura w budżecie stanowiła nie lada problem, a kuracja i tak nie przynosiła pożądanych efektów, więc w końcu z niej zrezygnowała. Poza tym nadzieja, iż kiedykolwiek urodzi własne dziecko już dawno ulotniła się z serca młodej kobiety.
Bo ile można czekać na coś, co nigdy nie nastąpi?
Nawet lekarz przestał obiecywać, że wszystko będzie w porządku.. Wyłudził od niej już dość pieniędzy, dlatego dał sobie z tym wszystkim święty spokój.
Amelia opowiedziała Teodorowi o bezpłodności w dniu, kiedy wyznał, iż chciałby spędzić z nią resztę życia. Przyjął to bez mrugnięcia okiem, ponieważ nie sądził, że brak potomka może zacząć się w przyszłości odbijać się na ich małżeństwie. Jednak w dniu, w którym żona wspomniała o adpocji nie miał żadnych wątpliwości, iż to jest dobry pomysł i zgodził się bez wahania.
W ciągu kilku dni młoda matka pokochała Laylę, jak prawdziwą córkę. Zachowywała się jakby to dziecko było z nimi od lat, nie wspomniała słowem o bezpłodności, co miała w zwyczaju, kiedy leżeli nocą w łóżku i nie mogli zasnąć. Teodor nie przywiązywał do zachowania żony zbytniej uwagi. Przecież pragnęła dziecka, a to, że poświęca niemowlęciu tyle czasu...
Zrezygnowała z pracy, Laylę zabierała ze sobą nawet do Urzędu Skarbowego, swoim znajomym nie dawała dotykać córki. .
- Dlaczego to robisz za każdym razem, kiedy ktoś chce zobaczyć Laylę?.
- Ona nie jest do oglądania. Poza tym dziecko spało.
Kiedy chodził do pracy, Amelia zostawała z córką w domu. Powiedziała, że rezygnuje ze swojej posady, ponieważ nie zostawi dziecka pod opieką obcej kobiety. A to obcą kobietą była jego bratowa. Wtedy doszło do ich pierwszej, poważnej kłótni. Teodor szanował brata oraz Luizę, zawsze szli mu z pomocą, jakiej nie dostałby od nikogo, dlatego nie dał powiedzieć na nich złego słowa. Nawet jeśli miały popłynąć z ust Amelii.
Czas mijał, a stan młodej matki nie ulegał poprawie. Wręcz było jeszcze gorzej.
Kobieta sypiała w pokoiku, tłumacząc swoje zachowanie, jakimiś lękami córki. Twierdziła, że Layla dławi się nocą z płaczu, bo coś lub kogoś widzi.
Miłość matki do córki jest w wielu przypadkach bardzo silna, a więź je łącząca nierozerwalna. Powtarzał sobie w duchu przez wiele nocy spędzonych samotnie. Teodor godził się na wiele, co było błędem, którego potem nie potrafił naprawić, podobnie jak nie umiał pomóc żonie pogrążającej się w swojej obsesji.

Równo o godzinie dziewiętnastej dwadzieścia cztery włożył srebrny klucz do zamka. Jako dyplomowany chirurg miał wiele pracy w szpitalu miejskim. Porody, połamane ręce, wrośnięte paznokcie...
Westchnął głośno, wchodząc do mieszkania.
- Amelio, już jestem - krzyknął w progu, zdjął z siebie skórzaną kurtkę i obuwie. Buty odłożył do drewnianej szafki, na którą wyraźnie nałożono za dużo lakieru, zaś kapota znalazła trochę miejsca dla siebie w szafie.
Zamiast odpowiedzi ze strony żony Teodor napotkał głuchą ciszę. Czyżby jego ukochane dziewczyny, jak je często nazywał, wyszły na spacer?
Z przedpokoju przeszedł do przestronnego pokoju, będącego największym pomieszczeniem w całym ich domu. Brak przepychu jeszcze bardziej podkreślał ową rozległość, którą tak szczyciła się Amelia podczas każdej wizyty przyjaciół.
Kanapa okryta brązowym kocem w tygrysy nawet nie jęknęła pod jego ciężarem.
O tak, nareszcie w domu...
Leżał rozciągnięty na połówce nierozłożonego jeszcze łóżka. Zielone oczy mężczyzny zaczęły się zamykać bezwiednie ze zmęczenia i lada moment zapadł w głęboki sen.
Z błogiej nieświadomości wyrwał go rozpaczliwy płacz niemowlęcia. Jeszcze zaspany wsłuchiwał się w głos dziecka, próbując ustalić czy to czasem nie dochodzi z... pokoju obok? Potrząsnął głową, w prawo, lewo. Może jakiś niemowlak płacze na dworze, tuż przy oknie?
Nie, to niemożliwe. Na wszelki wypadek wstał i przecierając oczy, ruszył do pokoiku Layli. Czy to ona tak płacze?
Ale przecież słyszałby Amelię otwierającą drzwi wejściowe. No i zapewne poprosiłaby o wniesienie wózka.
Uspokoiwszy nieco swoje skołotane serce podszedł do zatrzaśniętych drzwi. Teraz płacz był o wiele bardziej wyraźniejszy i głośniejszy. Teodor położył rękę na zimnej klamce i nacisnął, jednak nie puściła. Zamknięte.
- Wynoś się stąd! - w środku była Amelia.
- Co się dzieje, do cholery? - warknął zirytowany. - Otwieraj! - Uderzył pięścią.
- To ty, Teodor...? - Płacz Layli niemal zagłuszał słowa jego żony.
- A niby kto? Co ty tam robisz? Nie słyszysz, jak Layla płacze? Jest na pewno głodna!
- Nie ma nikogo w domu?
- Nie zadawaj tych głupich pytań i otwieraj, bo wywarzę drzwi!
Odetchnął z ulgą, kiedy usłyszał jak Amelia wkłada kluczyk do zamka i go przekręca. Nic złego na pewno się nie wydarzyło. Nie mogło. Nie jego córce i żonie. Pewnie coś zobaczyła, jakąś mysz czy pająka, i dlatego tak gwałtownie zareagowała.
Kobieta wyjrzała zza ledwo uchylonych drzwi. W jej brązowych oczach czaił się strach, jakby na miejscu Teodora spodziewała się zobaczyć ducha.
- Wpuść mnie do środka - powiedział stanowczo.
Mógłby równie dobrze pchnąć drzwi i wbić tam, nie zwracając uwagi na irytujące zachowanie żony. Jednak nie był typem maczo, który by coś osiągnąć używa siły. Bez wątpliwości preferował rozmowę.
Amelia wyraźnie się wahając, pozwoliła wejść mężowi do pokoiku córki. Wyglądała jak zdjęta z krzyża. Włosy koloru jasnego blondu, które sięgały kobiecie do wydatnych, kształtnych piersi, były rozczochrane i tłuste. Z makijażu zostały jedynie ciemne smugi, biegnące po policzkach, zaś jej smukłe ciało całe się trzęsło.
Layla leżała w łóżeczku, pod kolorową kołderką. Nadal głośno płakała. W powietrzu wyczuł nieprzyjemny zapach odchodów i wymiocin.
- Dlaczego jej nie przebrałaś? Nie czujesz jak tu śmierdzi? - zapytał żonę, która zamiast odpowiedzieć rzuciła mu się w ramiona.
- Och, Teodor! Dobrze, że już jesteś... - Przytulił ją i pogłaskał po brudnych włosach. Pozwolił żonie trwać w takiej pozycji przez jakiś czas, aby wiedziała, iż przy nim jest bezpieczna.
- Chciał zabrać nam Laylę... - szepnęła mężczyźnie do ucha.
Dziewczynka nadal wydzierała się wniebogłosy, kiedy Teodor złapał delikatnie żonę za obydwa ramiona i odsunął od siebie, tak by stanęła naprzeciwko.
- Chcesz powiedzieć, że ktoś tu był? - Słowa Amelii bardzo go zaskoczyły. Zazwyczaj nikt obcy ich nie nachodził. No chyba, że pacjenci którzy potrzebowali natychmiastowej pomocy specjalisty, lecz żaden nie wydał się podejrzany.
- T-tak. Stwierdził, iż jest ojcem Layli i w odpowiednom czasie zabierze ją ze sobą, więc mamy być na to przygotowani.
Rozpłakała się. Odgarnął grzywkę ze spoconego czoła żony. W duchu przyznał, że zmartwiły go te słowa, lecz musiał myśleć racjonalnie. Przecież nawet jeśli ktoś tutaj był pod jego nieobecność to nie udowodnił swojego ojcostwa.
Nie, Amelii coś musiało się pomylić.
Jednak jezeliby jej powiedział o swoich wątpliwościach, wpadłaby w szał, że nie wierzy, a on musiał zająć się teraz dzieckiem.
- Nikt nam nie zabierze Layli. Prawnie jest naszą córką. - Pocałował roztrzesioną żonę w policzek. - Przebierzesz małą, czy ja mam to zrobić?
Razem podeszli do łóżeczka. Teodor ujrzawszy małą pożałował, iż poświęcił tyle uwagi Amelii. Dziewczynka była cała purpurowa od płaczu, sprawiała wrażenie jakby miała zaraz zachłysnąć się własnymi łzami.
- O cholera... - Owe słowe przyszły mu do głowy, jako pierwsze. Wypowiadając je, nachylił się nad łóżeczkiem i wziął na ręce Laylę. Przytulił córkę i szeptał uspokajająco.
Amelia była tak przestraszona, zdezorientowana oraz ogłuszona zaistniałą sytuacją, że przez dobrą chwilę stała w miejscu niczym posąg, starała się ze wszystkich sił uporządkować swoje myśli.
Czy Teodor jej uwierzył?
Nie wyglądał na zmartwionego, a przecież kochał córkę, więc gdyby wziął jej słowa na poważnie zapewnie nie zostawiłby tak tego.
Ten nieznajomy przecież naprawdę chciał...
- Amelio, na litość boską! Przynieś wody w misce, pieluchy i czyste ubranka! - Krzyk męża wyrwał ją z zadumy.
Teraz najbardziej liczyło się dobro Layli, która głodna i nieprzebrana przez pół dnia, wzywała pomocy rodziców. Jednak żeby przynieść potrzebne rzeczy dla dziecka, musiałaby wyjść z pokoiku, a tam...
- Ale on jest gdzieś w naszym domu! - wrzasnęła na Teodora, który najwyraźniej nic sobie nie zrobił z jej słów.
Czy naprawdę musiał być takim niedowiarkiem? Nawet na ślub kościelny ledwo go namówiła.
- Trzymaj Laylę - dał płaczące dziecko żonie. Sam opuścił pomieszczenie i pognał do łazienki. Amelia prędzej wpadłaby w histerię aniżeli spełniła jego prośbę. Coś musiało ją porządnie wystraszyć. Strach w jej oczach nie wziąłby się znikąd.
Layla zasnęła dopiero po dwóch godzinach. Ciepłe mleko i czysta pielucha podziałały na dziecko niczym balsam na trudno gojące się rany, lecz sen i tak nie przychodził. Takie maleństwo nie powinno być narażane na głód.
Teodor nadal siedział przy kołysce córeczki. Tej nocy musiał zrezygnować z łóżeczka, które do niczego się nie nadawało.
Amelia wzięła przykład z Layli i też usnęła niespokojnym snem, co świadczyło o tym, iż naprawdę jakieś wydarzenie miało miejsce.
A może była chora...?
Ta obsesyjna miłość do córki od początku stanowiła dla Teodora zagadkę. Teraz pożałował, że nie skonsultował się z żadnym specjalistą od schorzeń psychicznych.
Jednak czy mógł być pewien, iż na pewno tutaj nikogo nie było? Nikt nie straszył Amelii? I najważniejsze pytanie. Czy żaden facet pewnego dnia nie zapuka do ich drzwi, twierdząc, że przyszedł po Laylę?
Ostatnio zmieniony pn 23 lip 2012, 14:12 przez taran1123, łącznie zmieniany 3 razy.
"Kto umie czytać,
posiadł klucz do wielkich czynów,
do nieprzeczuwanych możliwości,
do upajająco pięknego,
udanego i sensownego życia."
Aldous Huxley

2
Kolejna nieprzespana noc, którą spędził przy łóżeczku trzyletniej córeczki, kolejny raz przypomniała mu o odpowiedzialności jaką na siebie wziął za namową byłej żony
Powtórzenie. "Wziął na siebie" brzmi lepiej(przynajmniej dla mnie).
dostała ostrej biegunki około siedem dni temu
1. Siedmiu dni temu(lub po prostu tygodnia)
2. Jeśli jest to małe dziecko, to raczej wylądowałaby w szpitalu.
nocować u Teodora, po to by zaopiekować się Laylą
Wystarczy "by".
Przełożony mężczyzny miał zwyczaj powiadamiania pracowników, iż muszą zostać dłużej, w ostatniej chwili
Zmieniłbym szyk i to, co znajduje się po ostatnim przecinku przeniósł przed "pracowników".
pozostawiając po sobie dziwną pustkę w sercu, jakiej do tej pory nie czuł.
Ogólnie całe te zdanie przydałoby się skrócić, a co do tego fragmentu: nie podoba mi się on - gdybyś zrobiła misz-masz z wyrazami tak, żeby "pustkę" znalazło się bezpośrednio przed przecinkiem, to fragment by zyskał.
Jako świeżo upieczony małżonek i tym samym absolwent Harvard Medical School
Z tego wynika, że wraz ze ślubem dostał dyplom uczelni.
ponieważ Amelia z przyczyn atonomicznych cierpiała na bezpłodność
Po co ta wzmianka, że z przyczyn anatomicznych(literówka w tekście)? Wystarczy, ze cierpiała na bezpłodność.
kiedy Teodor nawet nie myślał o wspólnym życiu z kobietą
Byłoby lepiej bez tego "z kobietą".
Powiększająca się dziura w budżecie stanowiła nie lada problem, a kuracja i tak nie przynosiła pożądanych efektów
Wzmianka o budżecie od razu skierowała moje myśli na budżet państwa(ale możliwe, ze tylko moje myśli są takie pokrętne). Usunąłbym "i tak".
może zacząć się w przyszłości odbijać się na ich małżeństwie
O jedno "się" za dużo w tym zdaniu.
A to obcą kobietą była jego bratowa
"Tą". Bardziej pasowałoby "miała być", bo nie była, a żona tak o niej mówiła.
Miłość matki do córki jest w wielu przypadkach bardzo silna, a więź je łącząca nierozerwalna. Powtarzał sobie w duchu przez wiele nocy spędzonych samotnie
To powinno być jedno zdanie (można zmienić kropkę na myślnik)
Jako dyplomowany chirurg miał wiele pracy w szpitalu miejskim. Porody, połamane ręce, wrośnięte paznokcie
Lekarz kombajn - o ile składanie kości i usuwanie wrośniętych paznokci to standard, to na położnictwo trzeba mieć inny dyplom o ile się nie mylę.
Amelio, już jestem - krzyknął w progu
Krzyczenie w domu, w którym jest niemowlak nie przejdzie. Nawet gdy matka jest normalna(dziecko może akurat udało się "uśpić", a tu ktoś wrzeszczy)
Potrząsnął głową, w prawo, lewo
"Potrząsnął głową w prawo i lewo"
Teraz płacz był o wiele bardziej wyraźniejszy i głośniejszy
Bez "bardziej", bo stopniujesz sam przymiotnik dodając -szy. Wyrzuciłbym też, że głośniejszy.
bo wywarzę drzwi!
Wyważę.
Mógłby równie dobrze pchnąć drzwi i wbić tam
Unikaj takich określeń w narracji.
złapał delikatnie żonę za obydwa ramiona
Wystarczy "za ramiona" - więcej niż za dwa nie chwyci.

Fabuła jest ciekawa i śledzi się ją z zainteresowaniem, ale zdarzają się zdania-potykacze, które wytrącają z rytmu czytania. Nie potrafię zrozumieć obojętności emocjonalnej ojca. Jeśli adoptowali dziecko, a on zrobił to nawet tylko po to, by uszczęśliwić żonę, to więź z córką by nawiązał. Tutaj mi tego zabrakło - tylko raz wydarł się na żonę, bo córka była ważniejsza, a poza tym? Brak mi tu ukazania miłości ojca do dziecka.
No i ten fragment o płaczu córki - podobno rodzic potrafi poznać, ze to jego dziecko płacze(ile jest w tym prawdy to nie mam pojęcia), a jeśli nie to, to akustyka wnętrza domu pomogłaby my zrozumieć szybko, że to żadne obce dziecko na zewnątrz.
Trochę poskakałaś po tematach: kuracja, kłótnia o bratową, warunki pracy, a żaden nie jest wystarczająco rozwinięty(najbliżej jest wątek kuracji) - co z tego, że się pokłócili? Jakie były tego skutki?
Tekst jest w porządku, ale możesz wykrzesać z niego dużo więcej.

3
Malutka Layla dostała ostrej biegunki około siedem dni temu. Męczyła ją wysoka gorączka i co rusz wymiotowała prosto do łóżeczka.
Siedem dni? Nie piszesz, że to fantasy, więc pozwolę sobie zwrócić uwagę, że ostra biegunka wykańcza dorosłego w trzy dni (odwodnienie), a dziecko jeszcze szybciej. I jeszcze wymioty i temperatura. Chyba trochę tego za dużo na raz. Z takimi objawami to się pędzi do szpitala...
taran1123 pisze:Teodor nawet nie kładł się spać, kiedy zostawał sam z córką [przecinek] bo i tak musiał, [bez] co chwilkę wstawać [przecinek] by zdjąć brudne śpioszki z rozpalonego ciałka.
Szalona interpunkcja w tym zdaniu.
I coś z tą temperaturą robił poza zmienianiem ubrania?? Poza tym 3letnie dziecko i śpioszki? raczej piżamka.
Opiekunka dziewczynki nie zawsze mogła nocować u Teodora, po to by zaopiekować się Laylą, która mało kiedy usypiała przed drugą nocy.
Zdanie koślawe. Do tego jak się ma fakt nocowania opiekunki do zasypiania dziecka? Nawet jakby zasypiała o 22 to przecież samej jej nie zostawi...
taran1123 pisze:A co za tym szło?
Poszukiwanie kogoś, kto żywił do niego na tyle sympatii, by przybiec na łeb na szyję do małej.
Zgubiłeś mnie na tym kawałku. Można to napisać prościej? Bo jak rozumiem, chodzi o to, że szukał kogoś kto wyświadczy mu przysługę i zaopiekuje się dzieckiem.
taran1123 pisze: Przełożony mężczyzny miał zwyczaj powiadamiania pracowników, iż muszą zostać dłużej, w ostatniej chwili.
Zdanie karkołomne, dodatkowo "mężczyzny" sugeruje, że może piszesz o kimś nowym...
Przełożony miał zwyczaj w ostatniej chwili informować o konieczności pozostania po godzinach.
Nie wiem jak fakt pracy w szpitalu miejskim ma się do konieczności zostawania po godzinach, brakuje też jakiegoś umiejscowienia bohatera w realiach: jaką pracę wykonywał, dlaczego musiał zgadzać się na takie warunki itd...
taran1123 pisze:Pewność, iż ratowanie ludzkiego życia jest jego życiowym powołaniem, wraz z każdym dniem zaczęła znikać, pozostawiając po sobie dziwną pustkę w sercu, jakiej do tej pory nie czuł. Wypalił się zawodowo po pięciu latach pracy? A może po prostu obrał błędną drogę?
Nie każdy kto pracuje w szpitalu ratuje życie, pozostaje zatem zgadywać, że bohater może jest lekarzem, a może ratownikiem medycznym... tylko czy nie lepiej to po prostu napisać?
taran1123 pisze:Do szczęścia brakowało im jedynie potomka, którego mieć nie mogli ponieważ Amelia z przyczyn atonomicznych cierpiała na bezpłodność.
Anatomicznych. Tzn jakich...? Brakowało jej jakiegoś narządu? Bo jakby nie działał prawidłowo, to są fizjologiczne przyczyny.
taran1123 pisze:Powiększająca się dziura w budżecie stanowiła nie lada problem, a kuracja i tak nie przynosiła pożądanych efektów, więc w końcu z niej zrezygnowała.
Tak, dziura w budżecie niejednemu premierowi sen z powiek spędza... A na serio, mam wrażenie, że zamiast pisać co i jak, jakieś wygibasy robisz. Brak pieniędzy, debet, zadłużenie, zazwyczaj tak myślimy o swoich domowych problemach finansowych.
taran1123 pisze: Poza tym nadzieja, iż kiedykolwiek urodzi własne dziecko już dawno ulotniła się z serca młodej kobiety.
taran1123 pisze:Bo ile można czekać na coś, co nigdy nie nastąpi?
To zależy, bo są tacy co i 10 lat się starają. Nie wiem o jak długi okres tutaj chodzi. Dodatkowo te filozoficzno-życiowe pytania są dla narracji tekstu jak wyboje na drodze. Nie czuć za nimi rozterki, determinacji kobiety starającej się o dziecko.
taran1123 pisze:Wyłudził od niej już dość pieniędzy, dlatego dał sobie z tym wszystkim święty spokój.
No, taki dość daleko idący wniosek. Nie wiadomo skąd. Wynika z generalnego przekonania, że lekarze (inni) wyłudzają pieniądze, czy z jakiegoś powodu wynika, że ten tak zrobił?
taran1123 pisze:Przyjął to bez mrugnięcia okiem, ponieważ nie sądził, że brak potomka może zacząć się w przyszłości odbijać się na ich małżeństwie. Jednak w dniu, w którym żona wspomniała o adpocji nie miał żadnych wątpliwości, iż to jest dobry pomysł i zgodził się bez wahania.
I zobacz jak te dwa zdania mają się do siebie. Facet nie myśli o dziecku, potem w jednej chwili godzi się na adopcję??
Plus, jak to się ma do " dobrze przemyślanej decyzji"
taran1123 pisze:W ciągu kilku dni młoda matka pokochała Laylę, jak prawdziwą córkę.
I przeskok olbrzymi, pomijający całą skomplikowaną procedurę adopcji... która przecież trwa całkiem długo.
A, i pewnikiem chodziło o rodzoną córkę?
taran1123 pisze:Teodor nie przywiązywał do zachowania żony zbytniej uwagi. Przecież pragnęła dziecka, a to, że poświęca niemowlęciu tyle czasu...
Ja się tu pogubiłam. Na jakie zachowanie żony nie zwracał uwagi, na to, że nie wspominała już o bezpłodności? O, i adoptowali niemowlę? No, to trochę dziwne staje się stwierdzenie, że zachowywała się jakby "dziecko było z nimi od lat".
taran1123 pisze:Zrezygnowała z pracy, Laylę zabierała ze sobą nawet do Urzędu Skarbowego, swoim znajomym nie dawała dotykać córki. .
Nawet do US? A to ma mieć jakieś specjalne znaczenie? Bo, nie wiem, to całkiem normalne? A co, w US jest zakaz wchodzenia z wózkiem? Nie wiem też, dlaczego znajomi mieliby małego dziecka od razu dotykać.... Ogólnie, rozmywa się tutaj sens, bo niby wiem, że chcesz pokazać, że była nadopiekuńcza i miała jakąś obsesję, ale zupełnie tego nie obrazujesz. Trzeba wybrać bardziej ewidentne zachowania i sytuacje.
taran1123 pisze:Powiedziała, że rezygnuje ze swojej posady, ponieważ nie zostawi dziecka pod opieką obcej kobiety. A to obcą kobietą była jego bratowa.
I rozumiem, że to dziwne? Znów, nie wiadomo jak szybko to było, o jak dużym dziecku mówimy...
W sumie jego bratowa mogła być dla jego żony obca. Ani słowa o tym, czy dobrze się znały czy tylko z kartek na święta...
Nie wiem też jakie to złe słowa powiedziała o tej bratowej.
Ogólnie to wszystko takie grubymi nićmi szyte. Nijak nie znamy tych relacji, opisujesz bardzo skomplikowaną historię po łebkach, zastanawiam się, czy jest ona w ogóle potrzebna? Bo po pierwszym akapicie, który wprowadza samotnego tatę i chorą córeczkę, nagle wracasz i wrzucasz całą historię jego i żony, w sumie nie wnosi ona wiele do sytuacji tu i teraz.
taran1123 pisze:Kobieta sypiała w pokoiku, tłumacząc swoje zachowanie, jakimiś lękami córki.
Zamiast kobieta lepiej żona, Amelia itd.
jakimiś - wywalić lub podkreślić ich nieokreśloność - nieokreślonymi lękami, nocnymi lękami itd.
Ja rozumiem, że to się może wydawać dziwne, ale nie jest... Spanie z dzieckiem, znaczy się.
taran1123 pisze:Miłość matki do córki jest w wielu przypadkach bardzo silna, a więź je łącząca nierozerwalna.
Bla bla filozoficzne. A gdzie jakieś emocje? Wkurza się, czuje odrzucony, zazdrosny?
Dużo lepiej takie rozterki pokazać od strony emocji bohatera. A tu papierowo - gość rzuca w eter jakiś frazes o miłości matczynej.
taran1123 pisze: Jako dyplomowany chirurg miał wiele pracy w szpitalu miejskim. Porody, połamane ręce, wrośnięte paznokcie...
Taki pan złota rączka:P
taran1123 pisze:Mógłby równie dobrze pchnąć drzwi i wbić tam, nie zwracając uwagi na irytujące zachowanie żony. Jednak nie był typem maczo, który by coś osiągnąć używa siły. Bez wątpliwości preferował rozmowę.
O rany... W sumie nie wiem, jak to skomentować, komizm chyba niezamierzony...
taran1123 pisze:No chyba, że pacjenci którzy potrzebowali natychmiastowej pomocy specjalisty, lecz żaden nie wydał się podejrzany.
Czyli całkiem dużo obcych...?
taran1123 pisze:Przecież nawet jeśli ktoś tutaj był pod jego nieobecność to nie udowodnił swojego ojcostwa.
A dlaczego nie? Testy DNA? Niemniej, procedura adopcji wymaga zrzeczenia się praw do dziecka, więc...
taran1123 pisze:Teraz pożałował, że nie skonsultował się z żadnym specjalistą od schorzeń psychicznych.
Ale może to zrobić teraz...

Porwane, chaotyczne, nieprzemyślane. Realia leżą i kwiczą. Do tego zaczyna się gdy Layla ma 3 lata i choruje a potem nagle cofamy się w czasie, brak klamry łączącej początek z końcem, puenty?
Środek to przegalopowana, spłaszczona historia małżeństwa. Językowo zgrzyta. Przecinki Ci szaleją, zwróć na to uwagę. Ogólnie, jakiś zarys pomysłu, ale nie wiem do końca, czy chcesz opisać matkę w depresji (na razie za mało realistycznie) czy tajemnicze zdarzenie (a tu nie wiadomo co właściwie miało miejsce). Jest to szkic, zarys tekstu, do ponownego przemyślenia i napisania.
Powodzenia.

4
Zabrałam się jakiś czas temu za ten tekst i poddałam się, ale widzę, że Caroll wyłapała większość zadziwiających momentów.

odniosę się więc tylko do kreacji postaci - Teodor jest chirurgiem tak? W amerykańskim systemie to wiele lat stażu i na pewno był człowiekiem nieźle wyedukowanym medycznie, tymczasem zachowuje się infantylnie wobec problemów czysto medycznych: problemy żony, choroba córki są dla niego nieznane jak astronawigacja. Mentalność tego bohatera, jego profesja, a sadzę, że także miejsce zamieszkania są chyba poza zasięgiem Twoich obecnych możliwości z uwagi na brak wiedzy i doświadczenia. Przy kreacji Teodora zwróć uwagę, że to jest mężczyzna wykształcony, rozsądny, jego zawód na pewno wykształcił w nim umiejętność zachowywania zimnej krwi w kryzysowych sytuacjach

O ile domyślam się, akcja będzie się rozwijała w kierunku owych snów córki i Amelii? Ciekawa jestem, co będzie dalej, ale jednocześnie to, co jest tu wymaga generalnego remontu. Lepiej to dopracować, nadać logikę, rzetelnie uporządkować świat.

Tak się zastanawiam - nie dałabyś rady przenieść akcji do Polski? Zdobyłabyś dużo więcej informacji na przykład o pracy lekarza, systemie pracy szpitala, znałabyś realia i wtedy akcja mogłaby rozgrywać się w przestrzeni i kontekstach, które nie szokują. Warto tez sięgnąć do jakiegoś podręcznika dla matek o niemowlętach i poczytać o ich rozwoju, zachowaniach, reakcjach, o zasadach pielęgnacji i karmieniu. Uda ci się ominąć wiele mielizn.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

5
Ponieważ są już dwie weryfikacje, to ja tylko w sprawie realiów: Taran, przemyśl sobie dokładnie całą historię, zanim zaczniesz ją rozwijać, bo na razie widzę w niej sporo luk.

1. Sprawa adopcji. Generalna zasada jest taka, że jeśli dziecko zostało adoptowane legalnie, to jego biologiczni rodzice nie mają potem do niego żadnych praw. Nawet jeśli znają rodziców adopcyjnych (czasem to jest możliwe, zdarzają się przecież nawet adopcje w kręgu rodzinnym), to w świetle prawa są całkowicie obcymi osobami. I rodzice adopcyjni doskonale o tym wiedzą. Amelia może oczywiście wpadać w histerię, może mieć urojenia czy nawet zmyślać sobie jakąś historię, ale Teodor jest od tego, żeby o takich sprawach pamiętać. Może wezwać policję, może oskarżyć rzekomego ojca o naruszanie miru domowego albo nawet o szantaż, prawo stoi po jego stronie. Oczywiście, w życiu zdarzają się przeróżne sytuacje, ale to nie jest tak, że kiedy pojawia się rodzic biologiczny, to adopcyjnym nie pozostaje nic innego, jak ulegać jego żądaniom albo uciekać, zacierając tożsamość. Żeby akcja rozwinęła się w tym kierunku, adopcja musiałaby być nielegalna, a o tym nie piszesz.

2. Sam Teodor. Jeżeli jest chirurgiem, to znaczy, że skończył medycynę, taką ogólną. Doskonale więc powinien wiedzieć, jak postępować w razie choroby dziecka. Ciężko chora córeczka chirurga już od dawna powinna leżeć w szpitalu pod opieką wykwalifikowanego personelu. Chirurg to człowiek, który musi w trudnych sytuacjach szybko podejmować decyzje, bo jeśli nie, to mu pacjent umrze na stole. Skąd więc w przypadku własnego dziecka takie, za przeproszeniem, rozmemłanie?

3. Status materialny. Chirurga stać jednak na to, żeby w sytuacji kryzysowej wynająć dodatkową opiekunkę do dziecka, a w razie potrzeby również pielęgniarkę. Nawet panie z oddziału chętnie się tego podejmą. Matka, owszem, może sobie wyobrażać, że to jej najświętszy obowiązek, tkwić dniami i nocami przy dziecku, ale zapracowany ojciec, który w dodatku dobrze zarabia?

W sumie: zachowania Teodora wydają mi się całkowicie nie pasować do jego sytuacji zawodowej i pozycji społecznej. Zachowuje się jak człowiek słabo wykształcony, niezamożny i nie znający prawa.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

6
Napisałam, że domniemany ojciec nie udowodnił swojego ojcostwa ponieważ faktycznie tego nie zrobił. Nie przyniósł żadnych dowodów ani nic, po prostu zatraszył Amelię i poszedł.
A co do tego, że się przestraszyła to będzie chodziło o jego wizerunek.

(To ma być opowieść fantastyczna.)

Z Teodorem to się z wami zgadzam. Faktycznie, gdyby był chirurgiem to wiedziałby, co robić w razie biegunki. :D

Czy nie mogłabym przenieść do Polski? Chybaby dało radę. :P

Dziękuję Wam za weryfikację i rady. Z pewnością z nich skorzystam. :)
"Kto umie czytać,
posiadł klucz do wielkich czynów,
do nieprzeczuwanych możliwości,
do upajająco pięknego,
udanego i sensownego życia."
Aldous Huxley
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”