Niedługo dwunasta. Powinnam się spieszyć.
Czułam się tak, jakbym była uwięziona w wyjątkowo przerażającym koszmarze, w którym skupia się tylko na tym, żeby biec, biec ile sił w nogach, jednak te nie są w stanie nieść Cię dość szybko. Byłam uwięziona w czasoprzestrzeni . Do moich uszu dobiegał dźwięk tykającego na wieży zegara. Wskazówki nieubłagalnie zbliżały się do punktu, którego osiągnięcie miało oznaczać koniec towaru i odejście dilera.
Niestety, to nie był sen, tylko rzeczywistość. Czułam nierównomierne wibracje podłoża, powodowane przez gwałtowne uderzenia moich stóp oraz słyszałam głuche bicie serca, które niemiłosiernie tłukło mi się o piersi. Te wrażenie były zbyt realistyczne, to na pewno była jawa. Mijałam tłumy roześmianych osób. Blokowali mi drogę, nie rozumieli, że wraz z ostatnim uderzeniem zegara stracę szansę na kolejną dawkę narkotyku, niezbędną do przetrwania. Nie byli w stanie pojąć, że biegnę po jedyny i ostateczny sens mojego życia. Teraz, żyłam tylko dla narkotyków , dla tego metalicznego posmaku w ustach, który dawał mi ukojenie i niesamowite wizje.
***
Nie zawsze tak było. Niegdyś miałam rodzinę- kochającego tatę, wiecznie zabieganą mamę i skłonną do poświęceń siostrę. Nasz dom był z pozoru Idyllą. Wyróżnialiśmy się, w naszej małej prowincji, nienagannymi manierami i niezłomnymi zasadami. Pamiętam głos mojej sąsiadki, która z zazdrością mówiła, że będę w życiu kimś ważnym i na pewno przysłużę się dobru społeczeństwa. Zapewne jej wyobrażenie mojej przyszłości wiązało się z czarną marynarką, dopasowanym żakietem i butami na wysokiej platformie. W rzeczywistości wolałam obcować z ludźmi i z ich problemami, niż zajmować się biurokracją oraz papierkami. Życie toczyło się jasno obraną ścieżką. Każdego dnia przestrzegałam norm, przyjętych przez moją mamę, jadłam, piłam, chodziłam nawet do szkoły. Zero wagarów. Wzorowe zachowanie i biało- czerwony pasek na świadectwie. Przełom nastąpił niespodziewanie w ostatniej klasie liceum.
-Patrzcie, idzie ta szajbuska z dobrego Domu- Krzyknął w moją stronę jakiś nieznany mi chłopak. Nie utrzymywałam z nikim bliższych kontaktów, nie potrafiłam zaadaptować się w środowisku ludzi, którzy mnie nie lubili. Obojętnie ominęłam go, brak reakcji był dla niego najlepszą nauczką. Wtedy po raz pierwszy porysowano mi auto i pocięto torbę. Nie rozumiałam, czemu mnie nie lubią, ale też nie przejmowałam się tym tak mocno- niedługo miałam przystąpić do matury, a mój kosmar miał się skończyć. Postanowiłam pójść do nich, gdy akcja z samochodem i torbą powtórzyła się kilka razy z rzędu i wyjaśnić tę sprawę raz na zawsze. Następnego dnia podeszłam do mojego stręczyciela.
-Cześć. Chciałabym zapytać, dlaczego porysowaliście mój wóz?- Powiedziałam, siląc się na spokój.
-Twój wóz?! Czy Ty mówisz o tej starej ruderze?- Zbyli mnie śmiechem. –Jeśli chcesz to pokażę Ci, jak wygląda prawdziwy wóz i szybka jazda- Rzucił mi wyzwanie. Wahałam się, ale przyjęłam je. Musiałam udowodnić sobie i im, że moje życie jest wartościowe, nie potrzeba mi zmian, chciałam zdobyć szacunek i respekt. Zaczęło się od niewinnej przejażdżki. Potem skoki do wody, pierwsze piwo, miłość. Zaczęłam myśleć, że wcale nie wiodło mi się tak idealnie . Podobało mi się, że adrenalina zastąpiła szarość codziennego życia, zaczęłam wstydzić się dawnej monotonni. Nauczyłam się prowadzić motocykl i preferowałam szybszą jazdę. Później przyszedł czas na potajemne wymykanie się na dyskoteki z moim starym dręczycielem i picie mocniejszych trunków, oczywiście w granicach przyzwoitości. Właśnie podczas jednego z takich wieczorów poznałam pierwszego dilera. Postanowiłam spróbować, mimo wewnętrznego oporu. Wierzyłam, że tym aktem odwagi udowodnię swoją siłę i niezależność. Tak się zaczęło… Marihuana. Odlot! Kradzież. Kolejny odlot! Napady na niewinne babcie. Znów odlot! Tak w koło Macieju…
***
Mój diler nie powiedział mi, jakie są skutki zażycia marihuany, nie powiedział, że skazuję siebie na śmierć. Cóż, teraz byłabym na trzecim roku psychologii, gdybym nie wpadła w ten piekielny potrzask. .. A tak zostałam już całkiem sama i jedynym sensem mojego życia była igła, po którą biegłam, a raczej narkotyk, który miał dostać się za jej pośrednictwem do mojego krwiobiegu. Rodzina, dom, praca? Cha cha- to nie miało już dla mnie najmniejszego znaczenia! Igła. Proszek. Odlot. To jest to! Już nie pamiętałam zbyt dokładnie dawnego życia, one należało do jakiejś innej, obcej mi Laury, dlaczego nie rozumiałam, skąd wzięły się te wspomnienia. Teraz powinnam biec. Niedługo dwunasta!
To nie jesteś już Ty, idiotko! Biegnij!, krzyknęłam do siebie. Kątem oka zauważyłam, że jakiś stary mężczyzna spojrzał na mnie z troską. Zaraz potem świat wokół mnie zaczął się tracić kontury, stał się bezkształtną, kolorową plamą. Ślepłam?
-W porządku? Nic pani nie jest? Wygląda pani jak śmierć.
Powiedział, co wiedział. A co mnie on! Już miałam mu coś odwarknąć, gdy … otoczyły mi wampiry. Nagle obraz nabrał ostrości, mogłam je dokładnie zobaczyć. Były czerwonookie. Przerażające. Powiedziały, że chcą się napić mojej krwi. Nie przestraszyłam się. Kapitulowałam w chwili, w której zegar zaczął bić dwunastą, a słońce doszło zenitu. Czułam, jak słabłam z każdą sekundą coraz bardziej, wyczerpana szaleńczym biegiem. Straciłam jedyne lekarstwo, i tak bym umarła, nie robiło mi różnicy, w jaki sposób. Poza tym nawet podobała mi się wizja ukąszenia. Oczyma wyobraźni widziałam kły tuż przy mojej szyi. Niemal czułam ten rozkoszny ból, dający ukojenie. Istniała możliwość, że wampirzy jad dawał podobny efekt do narkotyku, sączącego się moimi żyłami. Hmmm, ten chłodny dotyk…
Rzeczywistość mnie rozczarowała. Po raz kolejny rozmazał mi się obraz. Choć może przestałam widzieć z powodu powiek, które zacisnęłam w przypływie gwałtownego bólu. Rozdzierał on całe moje ciało, darł je na drobne kawałki, powoli trawił moje organy. Doszedł w tym do perfekcji. Upadłam na podłogę, szlochając. Wampiry znikły, został tylko płacz. Nie wiem, jak długo to trwało, dla mnie ciągnęło się to w nieskończoność. Ogień, spalił moje wnętrze do tego stopnia, że w pewnym momencie poczułam się lekka. Zobaczyłam biały puch, który unosił się daleko, zbyt daleko
***
Już nie jest mi zimno, już nie jest mi źle. Umarłam.
Wampiry
1
Ostatnio zmieniony pn 09 lip 2012, 18:46 przez bella95c, łącznie zmieniany 3 razy.
"Najlepiej widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu."-mam nadzieję, że moje serce zawsze będzie widziało tylko te piękne rzeczy- sztukę artystyczną i na zawsze uczyni ją sensem mojego istnienia:)