- Powinniśta byli już dawno ten kran wymienić, ja tu teraz cudów nie zdziałam. -Hauswart krzywi się obstukując kolejno wszystkie rury w łazience. Nie lubię tego chama, ale fakt, że jest odpowiedzialny za całą kamienicę, trzyma mój świerzbiący język za zaciśniętymi grzecznie zębami. Regularnie trzeba mu dupę lizać – a tu kawusia, a tam czekoladka dla pana Janka. Jak się podpada, to albo nagle nie było ogrzewania w środku mroźnego stycznia, albo ciepłej wody, dach zaczynał przeciekać, ja to dobrze znam. Kontempluję zatem z cichym rozdrażnieniem jego gruby spocony kark. A ten nagle, miast kontynuować litanię mych niechlujstw swoją poszarpaną polszczyzną, ni stąd ni zowąd zastyga, jego stara niedomyta gęba czerwienieje, świńskie oczka prawie wyłażą mu z orbit, obleśne grube wargi rozciągają się w zaślinionym uśmiechu. Niekontrolowanie sięga do rozporka, który zaczyna wyraźnie pęcznieć. Ułamki sekund. Odwracam się w ślad za jego wzrokiem. Telma, kocia Telma, stoi przyklejona do witryny drzwi i z udaną niewinnością zakręca na palcu pęk swych kruczych długich włosów, opadających ciężko na szczupłe ramiona. Czuję zalewającą mnie wściekłą bezsilność, jak ona może mi to robić. Słowa więzną w gardle i tylko pięści mimowolnie zaciskają się, siniejąc w napięciu zatrzymanym obiegiem krwi i nacinając paznokciami naprężoną skórę.
Ona, swoim zwyczajem, wcale się mną nie przejmuje. Naturalna i giętka. Jej rozbawiony wzrok prześlizguje się zaledwie po mojej zbielałej twarzy i zaciśniętych ustach. Zaledwie istnieję, kawałek mniej przejrzystego powietrza. Moja wściekłość karmi Telmę. Wkłada podkręcony kosmyk do ust i zaczyna go delikatnie ssać, by później obrysowywać nim powoli usta. Czuję podniecające łaskotanie wokół mych warg, Hauswart pewnie już szczytuje w swoich splamionych śmierdzących smarem ogrodniczkach. Słyszę jego zduszony podniecony oddech. Robi mi się niedobrze.
- Zamknij drzwi z drugiej strony, kochanie. –wycedzam wreszcie, zimny pot spływa mi po plecach i wsiąka w podkoszulek.
- Sam sobie zamknij, kochanie – wiem, że mówi do powietrza tym swoim drżącym głosem, od którego facetom jeżą się włosy. Słowa zawisają w gęstym powietrzu, ona powoli odwraca się do nas plecami i bez pośpiechu, z rękami założonymi podniecająco niedbale na drapieżnie chwiejących się biodrach, oddala się w głąb mieszkania. Jej zapach, jej kształty, jej ruch… ciemność korytarza drży Telmą. Paruję, zaraz wybuchnę, eksploduję całą furią, której na imię od kilku miesięcy jest Telma. Kurwa! Hauswart. Opanowuję się resztką zmobilizowanego spokoju i patrzę mu w twarz. A on, jakby mnie tu nie było, oblizuje swoje nabrzmiałe mokre wargi i wyginając się groteskowo modli się o ponowne pojawienie się Telmy. Mam trochę czasu, liczę zacięcie do 100.
Wreszcie udaje mi się go pozbyć, wypchnąć poza granicę uroku czarownicy. Myję twarz w brunatnej, ledwo co cieknącej wodzie. W lustrze odbija się facet, którego ona znów pokonała, zbity pies.
Idę w ślad za Telmą. Leży bogini znudzona na kanapie. Jedną ręką drapie się ostentacyjnie po pośladku, drugą przewraca strony w jakimś kolorowym piśmie.
- Telma, już ci mówiłem, wolałbym, żebyś …- Moja dłoń zawisa groteskowo nad jej pupą, jakbym chciał wymierzyć solidnego klapsa rozwydrzonemu bachorowi. Powstrzymuję się w ostatniej chwili. Jeśli teraz jej dotknę, na nic moje prośby, na nic moja determinacja. Bóg mi świadkiem, wolałbym po tylekroć położyć się obok niej i zapomnieć o całej historii, jak już te wiele razy wcześniej. Listonosz, facet od kablówki, Cygan z dwójką dzieci żebrzący o pieniądze, ministranci po kolędzie, staruszek zbierający chleb dla koni czy ten inny od noży i nożyczek, nawet babka z ubezpieczeń. Nie mogę zdezerterować kolejny raz. Muszę być twardy, muszę być …
- Że co, że co?- udaje, że nic nie zaszło, że wszystko po niej spływa. Czas stoi w miejscu. Kątem oka widzę, jak swobodnie macha kształtnymi łydkami, kusi by ulec, by lec. Świat mojego podbrzusza wibruje, łka, tęskni, błaga. Ale ja znam Telmę i jej magię, jej chore czary. Muszę uciekać. Bardzo wolno robię krok ku drzwiom, jestem opanowany. Łapię za zimną klamkę i nim przekroczę próg, rzucam najbardziej beznamiętnie jak tylko potrafi moje zdrętwiałe wyschnięte gardło:
- Żebyś, kochanie, nie paradowała po mieszkaniu na nago, jak obcy przychodzą.
Moja historia z Telmą (suspens, fragment)
1
Ostatnio zmieniony pn 09 lip 2012, 18:46 przez paragraf_77, łącznie zmieniany 3 razy.