I nikomu nie wolno...

1
Tekst jest napisany "pod wpływem", wykorzystano w nim fragmenty tekstów i nazwy zespołów, które darzę wielkim szacunkiem. To taka próba dochowania wierności i wspomnienie dobrych czasów.


I nikomu nie wolno...

WWW...się z tego śmiać*. Mateusz ma czterdzieści jeden lat i niewiele już pamięta ze swojej młodości. I nikomu nie wolno się z tego śmiać... Dziś, od rana, dźwięczy mu w głowie refren piosenki, a on, biedny, nie może sobie przypomnieć, który zespół śpiewał ją pierwszy. Czy to był Farben Lehre, czy jednak Kobranocka? I nikomu nie wolno się z tego śmiać... Chyba jednak Farben... A dokładnie wiem, że jesteście ludźmi tak jak my, choć czasami władza wam się śni... Słodki Jezu, nie pamięta. Orginał, Armee der Verlierer, na pewno śpiewał Die Toten Hosen. A w Polsce? Tak, już wie, jednak Kobranocka.
WWWMateusz od ósmej jest w pracy, przez cały czas nuci refren tej piosenki. Nie wie dlaczego, pamięć płata mu figle. W biurze zaczynają zwracać uwagę, żeby przestał i nie nudził. Zdarta płyta. Kaseta! Mateusz śmieje się i mówi: - Tych kawałków nie ma na płytach. Słuchaliśmy ich z kaset! Jasne, kręcą głowami i wracają do swojej roboty. Mateusz jest najstarszy, reszta to młodziaki i nie pamiętają tamtych czasów. Mateusz również, powoli zapomina.
WWWZ pracy wychodzi o szesnastej i mocno się śpieszy, gdyż za godzinę ma wizytę u lekarza. Jest punktualnie, to wizyta prywatna, więc nie musi czekać w kolejce. Lekarz robi mu badanie EKG, potem długo rozmawiają o jego sercu. Tak, dba o odpoczynek. Naturalnie, w weekendy jeździ z żoną rowerkiem za miasto. Ależ oczywiście, odstawił kawę. Stres? Stara się unikać. Tak, jest przygotowany na taka kwotę. I nikomu nie wolno...
WWWO dziewiętnastej jest już w domu. Razem z Magdą jedzą kolację, rozmawiają o głupstwach. Potem próbuje porozmawiać z synem, ale nie mają wspólnych tematów. Maciek ma już siedemnaście lat i żyje we własnym świecie. Potem jeszcze dzwoni znajomy z pracy, chce wyskoczyć na piwko. Mateusz odmawia, ma plany na dzisiejszy wieczór.
WWWO dziesiątej schodzi do piwnicy, obok kotłowni ma swój warsztat. W środku śmierdzi smarami i ryżowym winem z gąsiora pod oknem. Mateusz starannie zamyka drzwi i wyciąga z szafki stary magnetofon. Spod stołu wyciąga duży karton i zaczyna przeglądać zawartość. W środku są jedynie kasety magnetofonowe, sto lub więcej. I choć każda jest dokładnie opisana, to jednak atrament już wyblakł i Mateusz musi założyć okulary, by odczytać poszczególne nazwy. Bierze pierwszą do ręki i czyta na głos napis na okładce. Moskwa. Cudo, ale to nie to. Następna to Klaus Mitffoch‎. Dobre! Mateusz uśmiecha się i sięga po kolejną. Cela nr 3. Najpiękniejsze kwiaty człowiek dostaje na swoim pogrzebie... Najpiękniejsze...
WWWKażda nazwa przywołuje wspomnienia. Post Regiment i lato dziewięćdziesiąt trzy. Jest też Sztywny Pal Azji i Pidżama Porno, Jezu, kto wymyślał im te nazwy! Potem Brygada Kryzys i chwila zadumy. To wtedy poznał Magdę, nauczył się kochać i przestał się bać. Jest też Dezerter, ulubiony. Spytaj milicjanta... I Proletaryat, może nawet bardziej. W końcu odnajduje Kobranockę, przez chwilę czyta napisy na opakowaniu. Jest! I nikomu nie wolno...
WWWStarannie wyjmuje kasetę z opakowania i ogląda taśmę, delikatnie pokręca szpulkami. Jest dobrze, nie powinna się wkręcić. Otwiera klapkę magnetofonu, wkłada kasetę i zamyka z trzaskiem. Jest podniecony, nuci pod nosem. Zasuwa zasłonki w oknie i wyjmuje z kieszeni fifkę. Z dna kartonu wyciąga małą torebkę z zielskiem. Potrząsa nią i patrzy pod światło. Potem rozsiada się na krześle i nabija fifkę. Trzyma ją ostrożnie, końcówką ku górze, by nic nie upadło na betonową podłogę.
WWWOstrożnie wciska przycisk magnetofonu i słyszy pierwsze trzaski w głośnikach, potem jakieś śmiechy. Nie poznaje głosów, to chyba Tomek, w liceum byli nierozłączni. Gdy rozbrzmiewają pierwsze dźwięki perkusji, odpala zapalniczkę i przysuwa ogień do końcówki fifki. Bierze głęboki wdech i widzi, jak rozkwita żar. Jednocześnie czuje w płucach znajomy, słodkawy smak. Odrywa fifkę od ust i patrzy jak gaśnie światełko na jej końcu.
WWWPoprawia i czas się zatrzymuje. Mateusz znów ma dwadzieścia lat i siedzi w swoim pokoju na łóżku, pakuje plecak. Jutro, razem z Tomkiem i Łukaszem, po raz pierwszy jadą do Jarocina. Naściemniał starym, że to wycieczka w góry, więc dostał trochę kasy a mama zrobiła kanapki na drogę. Teraz Mateusz zawija je starannie w gazety i układa w plecaku. W środku mieszczą się jeszcze ubrania na zmianę, łańcuch rowerowy, słoik budaprenu, torebki jednorazowe i prezerwatywy. Mateusz jest gotowy.
WWWOd świtu stoją na ulicy wylotowej z miasta, jest bardzo zimno. W końcu zatrzymuje się jakaś ciężarówka, jej kierowca woła: Wskakujcie chłopaki! Pan na Warszawę? Jasne, wsiadać. Na Dworcu Głównym są o jedenastej, kupują bilety i wsiadają do pociągu. Przejazdu nie pamięta, tłukli się koleją przez dwanaście godzin. Na miejscu są już tłumy, kilkanaście tysięcy osób. Mateusz patrzy na wszystko uważnie i choć nie pamięta wyraźnie twarzy, to wie, że wszyscy byli wtedy szczęśliwi.
WWWJest już wieczór i stoją w tłumie pod główną sceną, nie słyszą własnych głosów, dźwięk z olbrzymich głośników niesie się daleko. I nikomu nie wolno... Mateusz nie pamięta, czy wtedy grała Kobranocka. Może to był Otwock, trzy lata później? Nieważne, dziś grają. I nikomu nie wolno... Są blisko sceny, falujący tłum porywa ich i niesie, pył i kurz nie pozwala oddychać, chłodzą ich wody strumienie. Ach, jaki ja byłem młody! To już Kult i cudowna Parada Wspomnień. Ich też wtedy nie było, ale teraz grają w jego głowie. A może jednak byli, tylko dziś już nie pamięta.
WWWMateusz wytęża wzrok, na scenie jest nowy zespół. Pojawia się mężczyzna w czapce błazna i słychać znajome dźwięki. Armia! Jak można znosić myśl, że dąży się do zła... Cudem nastaje dzień, jak mały duch u twoich stóp...
WWWMateusz wyciąga telefon, chce zadzwonić, ale nie ma do kogo. Łukasz już nie żyje, a Tomek nie chce pamiętać. Trudno, nie pogadają o starych czasach. Nastaje nowy dzień...
WWWNa scenie zmieniły się kolory i jest już nowy zespół, Acid Drinkers. Mateusz sięga do kartonu i nerwowo przegląda kasety. Jest! Are You a Rebel? Szybko zmienia kasetę i przypala, powieki opadają, już nic nie widzi. Muzyka miesza się z rytmem jego serca, które zaczyna boleć. Zapada noc i Mateusz pamięta, że był wtedy szczęśliwy, i ta czerwień, bijąca ze sceny i przenikająca tłum.
WWWWszyscy jedziemy na tym samym wózku... To już Defekt Muzgó i dym pod sceną. Mateusz pamięta to wyraźnie, potem wymiotował w parku i bolały go płuca od gazu łzawiącego rozpylonego przez policję. Od śmierci ratuje nas tylko defekt mózgu... Pamięta, jak wcześniej ryczał razem z tłumem: Sprzedali, sprzedali! I jak ktoś ich uspokajał łamiącym się głosem. I teraz rozumie, że wtedy, pod dużą sceną działy się rzeczy wielkie, że kończyła się młodość o słodkobudaprenowym smaku i zaczynała nowa, inna epoka. Potem będą lata studiów i fascynacji Jackiem Kaczmarskim, pierwsza trawka i piegi na plecach Magdy. Potem praca i ślub, narodziny Maćka i własne mieszkanie. Po weselu Magda wyrzuci na śmietnik jego stare koszulki z Acidami i Defektem, a gdy wybudują dom, Mateusz sam zniesie karton z kasetami do piwnicy. Czerwone pryszcze już nie psują mi twarzy...
WWWMateusz płacze, piecze go gardło i chce mu się pić. Ból serca staje się nieznośny, więc bierze kilka tabletek i popija wodą. Wyłącza magnetofon i chowa kasety do kartonu. Otwiera okno i wychodzi z warsztatu. Idzie na górę, gdy mija pokój syna, słyszy muzykę której nie rozumie. Niech i tak będzie, jego też nikt nie rozumiał. Mateusz zachodzi do łazienki, bierze prysznic i starannie myje zęby. Potem przebiera się w piżamę i kładzie do łóżka. Wtula się w ciepło Magdy, obejmuje ją rękoma i gładzi po piersiach. Znów jest szczęśliwy i wie, że nic się jeszcze nie skończyło, życie trwa nadal i należy się nim cieszyć. I nikomu nie wolno się z tego śmiać...

*Cytaty zostały zaznaczone kursywą, w tekście starałem się dokładnie zaznaczyć wykonawców. Jeżeli jest taka konieczność, mogę dołączyć dokładny spis (nie chcę być posądzony o bezprawne wykorzystanie a nie mam możliwości skontaktowania się z ich autorami). Jeżeli tekst łamie regulamin lub prawa autorskie, prośba o usunięcie.
Ostatnio zmieniony czw 05 lip 2012, 13:18 przez Filip, łącznie zmieniany 3 razy.

2
Parę takich drobiazgów:
Pilif pisze:Potem próbuje porozmawiać z synem, ale nie mają wspólnych tematów. Maciek ma już siedemnaście lat i żyje we własnym świecie.
Trochę na skróty i w stereotyp. Wiadomo, że z siedemnastolatkiem rodzic nie pogada, ale zamiast próbuje porozmawiać dałabym jakiś konkret, typu pyta syna, co w szkole i słyszy, że w porzo, albo coś podobnego. Żeby nie było publicystycznie.
Pilif pisze:Potem jeszcze dzwoni znajomy z pracy, chce wyskoczyć na piwko.
Jak chce, to niech skacze. Raczej: zaprasza na piwko albo chce, żeby wyskoczyli.
Pilif pisze:słoik budaprenu,
Butaprenu, chyba.
Pilif pisze:Mateusz patrzy na wszystko uważnie i choć nie pamięta wyraźnie twarzy, to wie, że wszyscy byli wtedy szczęśliwi.
Tu mi coś z czasami nie pasuje. Narrację prowadzisz w czasie teraźniejszym. W tym fragmencie wprowadzasz wspomnienie, więc teoretycznie wtedy i byli jest uzasadnione, ale należałoby oddzielić obraz tej chwili z przeszłości (patrzy na wszystko uważnie) od współczesnego komentarza. Czyli raczej dwa zdania i może jakieś słowo, które podkreśla tę róznicę czasu oraz stanu: Mateusz patrzy na wszystko uważnie. Teraz nie pamięta wyraźnie twarzy, lecz wie, że wtedy wszyscy byli szczęśliwi, albo podobnie.
Czas teraźniejszy w opisie zdarzeń bieżących oraz tych z przeszłości plus jeszcze refleksje czy komentarze, które wymagają jednak czasu przeszłego, to prawdziwa łamigłówka. Ja akurat lubię taką narrację i generalnie jestem za, lecz czasem na pograniczu teraźniejszości, przeszłości oraz przeszłości w teraźniejszości mogą pojawiać się różne zgrzyty, więc trzeba uważać.
Pilif pisze:Zapada noc i Mateusz pamięta, że był wtedy szczęśliwy, i ta czerwień, bijąca ze sceny i przenikająca tłum.
No właśnie: noc zapada teraz, w tej piwnicy, czy wtedy, pod sceną?
Pilif pisze:Mateusz płacze, piecze go gardło i chce mu się pić. Ból serca staje się nieznośny, więc bierze kilka tabletek i popija wodą.
A tu wątpliwość w sprawie realiów: w kieszeni nosi te tabletki? Bo przecież nie trzyma ich w piwnicy? Zaznacz chociaż: bierze kilka tabletek, które zawsze ma przy sobie i popija wodą.
Pilif pisze:gdy mija pokój syna, słyszy muzykę której nie rozumie. Niech i tak będzie, jego też nikt nie rozumiał.
I znowu skrót myślowy. Tu chyba raczej nie o muzykę chodzi, czy nawet teksty, lecz o upodobania syna, których Mateusz nie rozumie?

Generalnie - podoba mi się. Nawet nie ze względu na rodzaj muzyki, gdyż to nie moje klimaty (zgadzam się: Dezerter był najlepszy), lecz jako całość: dobry pomysł, dobre wykonanie.

A o cytaty nie musisz się martwić, nie łamią niczyich praw. Możliwość cytowania jest zagwarantowana w 29 paragrafie ustawy o prawach autorskich. Teksty wyodrębniłeś kursywą, podajesz, czyje to są piosenki, to wystarcza.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

3
Przeczytałam z zainteresowaniem, choć mnie kultura Jarocina i butaprenu obca. Byłam z innego nurtu.
Moim zdaniem - poza typowym kryzysem czterdziestolatka i nostalgią - zabrakło jakiegoś elementu dramaturgii. Rozumiem, że dominanty przejęły słowa piosenek, ale wydaje mi się, że brakowała kontrapunktu. Banał polish beauty to chyba za mało.

W ogóle - dałbyś bohaterowi jakąś mniej "skryptową" chorobę. Choćby wątrobę.
I przejście na Kaczmarskiego i piegi poszło po łebkach, mnie zirytowało (mój nurt - więc OPPA, Olsztyn, Kraków, Fama - Adamiak, Poniedzielski, Opoka, Bez Jacka). Jakby nie do końca to umotywowane, osadzone w emocjach.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

4
Fajny hołd. Mimo iż wolę punk z eksportu i tamtych czasów nie znam to czytanie sprawiło mi frajdę. Dzięki.
Punks not dead! ;)

5
Uważam, że początek jest zły.
Nie wiem, czy jesteśmy z tego samego pokolenia, ale w początku coś mnie bardzo nie pasi.
Hołdy trza umieć pisać. W ogóle uważam, że o "jarociniakach" trzeba umieć pisać. A może trzeba umieć grać, nie pisać? Potraktuj ten tekst muzycznie, nie literacko.
"Ostatecznie mamy do opowiedzenia tylko jedną historię." - Jonathan Carroll

6
Dzięki za opinię.
Rubia i Natasza wypunktowały mnie skutecznie, jak zawsze, heh:)
Syn to oczywiście postać z czapy, stereotyp mający pokazać różnicę pokoleń - wyszedł banał, zupełnie niepotrzebny.
Odnośnie choroby - wybrałem to losowo, to rekwizyt, taka strzelba, która nigdy nie wypali. Miało być tak: czytacz, świadomy choroby bohatera, będzie przeczuwał, że ten koleś trochę powspomina, posłucha kaset, przypali trawkę, powie jakiś banał i na koniec zaliczy zejście śmiertelne. Tu był mój pomysł - bo to opowiadanie optymistyczne i mój hero miał uciekać przed tym stereotypem (wieczny buntownik, nie mogący odnaleźć się w rzeczywistości na końcu malowniczo odwala kitę). Zakończenie miało być optymistyczne: koleś godzi się z losem i rozumie, że należy się cieszyć tym co jest tu i teraz, przeszłość się nie liczy. Chciałem dobrze, wyszło jak zawsze:).

Szmeto, to nie hołd, raczej wspominki:) Cieszy mnie niezmiernie, że ludzie chcą jeszcze słuchać takiej muzyki. Dzięki.

Kan, jak pisałem wyżej, to nie hołd, ja nie podchodzę do tych czasów na kolanach. Mój bohater to już druga fala, dużo słabsza od tej pierwszej. Bardziej liczy się klimat tamtych czasów, muza i ludzie, którzy ją grali. I teksty, głównie teksty - muzyka była tworzona w piwnicach i garażach, czasy nie były najlepsze i sprzęt raczej kiepski. Tworzenie kapeli zaczynało się od spotkania przy piwie, umiejętności miały mniejsze znaczenie - liczyły się chęci. Dlatego uważam, że traktowanie tekstu muzycznie mija się z celem - liczył się przekaz, tekst i na końcu muzyka. Przynajmniej ja to tak pamiętam.

7
Tak na marginesie - ostatnio udało mi się wygrzebać pierwsze nagrania Variete, jednej z kultowych kapel tamtych jarocinów (zaliczonych na własne uszy w przeciwieństwie do kaczmarskich i famów). Posłuchałem. Podobało się. I nie wgniata w depresję kryzysu czterdiestki... bo zespół nadal istnieje, nadal nagrywa i co najważniejsze, nie odcina kuponów, tylko cały czas się rozwija.
Myślę, że Twój bohater powinien tę alegorię przyjąć jak swoją dewizę życiową - przeszłość to nie tylko nawóz - czasem także to co na nim wyrasta :)
http://ryszardrychlicki.art.pl

8
Temat za który sam próbuję sie zabrać, więc dzięki. Bo widzę, że jednak same wspomnienia są ważne tylko dla autora. Dla czytelników nie mają znaczenia.
Poza tematem, do którego niektórzy maja sentyment nie ma tu wiele.
Facet przypomnial sobie co było kiedyś, wspomina z rozrzewnieniem i żyje dalej. OK. Ale jako opowiadanie - nie ma punktu zaczepienia ani puenty. Gdyby te nazwy i teksty nic mi nie mówiły, gdybym mial 20 lat, co mi pozostanie po przeczytaniu?
Niech przeczyta to ktoś, kto nie zna Dezertera czy Armii.
Ale jako fragment większej całości - bardzo fajne.

P.S. Variete, "klaszczę w dłonie..." ale to zupełnie inny wątek

9
Pilif pisze: Dlatego uważam, że traktowanie tekstu muzycznie mija się z celem - liczył się przekaz, tekst i na końcu muzyka. Przynajmniej ja to tak pamiętam.
Kanadyjczyk ma jednak rację.
Zachować rytm, pulsować muzycznie we wspomnieniu - nadałoby opowieści autentyzm.
Inaczej brakuje głębi, przeżycia. Bohater nie wspomina pogrzebu cioci ani wykładu z ekonomii politycznej socjalizmu. Wspomina koncerty, subkulturę.
I nie wierzę, że na koncercie to nie muzyka stanowiła najważniejszy impuls.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

11
W zasadzie nie powinno się komentować komentarzy, ale... myśl pewna mnie naszła, nie na tyle jednak istotna, żeby zakładać nowy temat w Rozmowach o tekstach:
Muzyka to nie tylko muzyka. To również bardzo silny środek identyfikacji pokoleniowej i środowiskowej. Tym silniejszy, im kto młodszy. Dlatego nie mam żadnych kłopotów z wyobrażeniem sobie, że ktoś jeździ na koncerty z powodów pozamuzycznych, po to, żeby znaleźć się w grupie osób podobnie odczuwających. Nie muzykę, tylko świat. A wtedy podstawowe znaczenie mają teksty. Jeśli chodziło się albo jeździło, żeby słuchać:
Nie dajcie z siebie zedrzeć skór! Brońcie się i wy!
O bracia wilcy! Brońcie się, nim wszyscy wyginiecie!

to jakie znaczenie miała wówczas muzyka? Gdyby odjąć tym wszystkim piosenkom ich teksty, to co by z nich zostało? Muzyka? Wolne żarty.
To nie jest Stairway to heaven powracająca w coverach, dla walorów muzycznych właśnie.
Poczucie wspólnoty - tak, jak najbardziej. Jednak przede wszystkim poprzez słowa płynące ze sceny. Muzyka to poczucie wzmacnia, gdyż muzyka w ogóle działa głównie na emocje, ale jednak go nie generuje.
I to jest, niestety, sprawa pokoleniowa. Nie do przekazania następcom.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

12
rubia pisze:Muzyka to nie tylko muzyka.
I jeszcze dodam - w kontekście prezentowanegu opowiadanka - to właśnie utrata tej pozamuzecznej więzi pokoleniowej boli najbardziej. Także zmiana, albo raczej rozmycie ideałów. Optyka widzenia, mniej ostra, rozróżniająca coraz więcej stopni szarości.
Nieporozumienie miedzypokoleniowe (ojciec-syn) jest banałem, ale także ważnym sygnałem utraty własnego pokolenia wypartego - na scenie społecznej - przez młodszych.
No i co do muzyki - obejrzałem z ciekawości przystanek woodstock w tv - i mam wrażenie, że jedynym spoiwem pozostał sam koncert, wspólne przeżycie. Muzyka żenująca, teksty o niczym. Pozostaje tylko dusza wspólnoty. W tym różnica między jarocinem lat 80 - tam teksty były bardzo istotne. Nic dziwnego, jedyne miejsce gdzie można uniknąć cenzury...

edit
P.S. Variete, "klaszczę w dłonie..."
no właśnie...
http://ryszardrychlicki.art.pl

13
Znam trzy pokolenia ludzi jeżdżących na koncerty.
Kołobrzeg - festiwal moich rodziców, jeżdżących ze mną na wczasy do Kołobrzegu, żeby ratować moje gardło.
Jarocin - festiwal mojego męża.
OFF - festiwal moich dzieci.

I też jestem zdania, znając ich opowieści i przeżycia - nie zawsze chodziło o muzykę, czasami o nią chodziło najmniej.

Tekst Pilifa przeczytałam z przyjemnością i wydaje mi się, że umiejętnie oddał nastrój czterdziestolatka, który nagle zdaje sobie sprawę, że coś jest już za nim. Kilka nut, słowa starej piosenki i okazuje się, że coś odeszło na zawsze, stracił wiele, ale wiele zyskał. Zmiana priorytetów. Wie, że ucieczka w stare melodie w obłoku dymu nic nie da. A jednak czegoś żal. Nastroju, siły młodości, tej buty tłumu wykrzykującego słowa piosenek... Była w tym moc. Wielki bunt i siła.
Pilif pisze:Mateusz pamięta to wyraźnie, potem wymiotował w parku i bolały go płuca od gazu łzawiącego rozpylonego przez policję.
Zdecydowanie milicję. Jeszcze wtedy.
Od gazu łzawiącego bolą płuca?
Pilif pisze:więc dostał trochę kasy a mama zrobiła kanapki na drogę. Teraz Mateusz zawija je starannie w gazety i układa w plecaku. W środku mieszczą się jeszcze ubrania na zmianę, łańcuch rowerowy, słoik budaprenu, torebki jednorazowe i prezerwatywy.
Bardzo mnie zainteresował ten zestaw. Może autor objaśnić zasady doboru?
Klej to butapren, ale śmierdział paskudnik. Ale sklejał wszystko. I wypalał struny głosowe.

Pilif - gdybyś wrzucił cytacik z "Klausa Mitffocha" to byłabym w zupełności usatysfakcjonowana doborem pieśni.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

14
Ja! Ja! 18+
Dorapa, wyjaśnię butapren i woreczki foliowe - to było razem, takie wziewne. Kleiła się połowa mojej klasy i potem śmierdziało jak u szewca !
Łańcuch i prezerwatywę wyjaśnią ci panowie ci :).
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

15
Dokładnie, tak jak napisała Natasza, to taka subkulturowa apteczka podróżna: łańcuch i prezerwatywy do ochrony zdrowia a klej+torebki zamiast GPS. Tak się mi to jakoś wymyśliło...
Dzięki za opinię.
Ostatnio zmieniony wt 03 lip 2012, 22:02 przez Filip, łącznie zmieniany 1 raz.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”