Mój pies

1
Próbowałam pisać drugą wersję poprzedniego tekstu, ale wszystko co napisałam wydawało mi się kiepskie. Dlatego napisałam kolejną niby nowelę, ale już zupełnie o czym innym. Tamtego pomysłu po prostu nie czuję.
Jeśli oceniać restrykcyjnie, to to najprawdopodobniej nie jest nowela, ale definicje są różne. Pytałam się znajomych i oni uważają, że jest.


WWW- Cholera! Głupi pies!
WWWPies widać uwielbiał załatwiać swoje potrzeby na jego łóżku.
WWW- Spadaj!
WWWZamachnął się i uderzył. Psina zapiszczała żałośnie, podkuliła ogon i uciekła.
WWWTo trzeci raz w tygodniu, gdy dostawał taką niespodziankę. Miał dość sprzątania i wymieniania pościeli. Próbował zamykać drzwi, ale pies zawsze jakimś cudem potrafił przemknąć się do sypialni. Jakby tylko czekał na moment nieuwagi.
WWWGłupi kundel.
WWWW mieszkaniu zrobiło się przeraźliwie cicho i nagle mężczyzna poczuł się strasznie samotny.
WWWMinął miesiąc od ich wyprowadzki. Najorsza była właśnie ta przejmująca cisza, której nawet włączony telewizor nie był w stanie zagłuszyć. Brak codziennych odgłosów, które towarzyszyły mu przez siedemnaście lat. A najbardziej w tym pustym mieszkaniu wkurzał go pies. Ślinił się jak cholera, śmierdział i ciągle nie mógł zrozumieć, że od potrzeb fizjologicznych jest ogródek.
WWWZacisnął bezwiednie pięści. Gorycz i żal odbierały mu zdolność logicznego myślenia. Nienawidził jej. A może nie. Ale tak właśnie czuł w tym momencie.
WWWSpojrzał na skulonego w kącie zwierzaka, który patrzył na niego z lękiem.
WWW- No i czego chcesz? – rzucił w jego stronę. – Trzeba było się zachowywać. Przestań na mnie tak patrzeć, no. Cholera...
WWWPodszedł z ociąganiem, bo pies wyglądał na tak wystraszonego, że zrobiło mu się go żal. Wyciągnął rękę i pogłaskał go ostrożnie, brzydząc się trochę. Gdy pies opadł z hukiem na ziemię, w zaufaniu wystawiając brzuch i podnosząc łapę, natychmiast pożałował, ze go uderzył.
WWW- No już, już – gadał pod nosem, drapiąc psa za uchem – Trochę się zezłościłem, no. Już.
Pies piszczał cicho, jakby dysząc. Chyba z zadowolenia.
WWWGdy mężczyzna się podniósł i poszedł do salonu, zwierzak podążył za nim. Tak naprawdę to aż tak mu nie przeszadzał. No, może trochę, gdy próbował mu wleźć na kolana, a taki mały wcale nie był. A teraz siedział przed nim i patrzył, z rozdziawionym pyskiem i wywalonym językiem, jakby czekając i ciesząc się z wyprzedzeniem jak głupi.
WWWMógłby być takim psem. Wtedy nie musiałby się z nikim rozwodzić, ani płacić alimentów. Byłby głupi, ale szczęśliwy.
WWWWestchnął ciężko.
WWWZadzwonił telefon.
WWW- Cześć.
WWWTo była Bela.
WWW- Hej.
WWW- Dzwonię w sprawie psa – jej głos był piskliwy i bardzo go drażnił.
WWW- No.
WWW- Wiesz, tu jest takie wielkie podwórko, i pomyślałam sobie że...
WWW- W tej klitce chcesz, chcesz żeby tam mieszkały dwójka dzieci, dwa koty i jeszcze do tego pies? Chyba oszalałaś – powiedział, niespodziewanie czując przypływ złości.
WWW- Mieszkanie wcale nie jest takie małe – obruszyła się. – A poza tym, sam mówiłeś, że nienawidzisz psów. A ten ogródek jest świetny, naprawdę, dużo trawy, i sąsiedzi sami mają goldenka, śliczny, z taką jakby beżową sierścią. I trzymają go tam, wiesz, w domu, i podobno temu psu w ogóle to nie przeszkadza...
WWWTrajkotała jak najęta i w pewnym momencie, zupełnie bezwiednie, przestał jej słuchać. Pomyślał, że zawsze tak to wyglądało – ona gadała, on milczał. W końcu wszystkie ich rozmowy zaczęły wyglądać jak jednostronny monolog. Miała do niego o to wielkie pretensje, ale co on miał na to poradzić? Po prostu taki już był. Nie lubił rozmawiać o przyziemnych błahostkach. Ale to przecież nie znaczyło, że...
WWW- Ej. Ej! Czy ty mnie w ogóle słuchasz? No coś niesamowitego po prostu. Nawet jak rozmawiamy na taki poważny temat ty znowu się wyłączasz! Nigdy mnie nie słuchałeś!
WWW- Możemy po prostu przejść do sedna?
WWW- Przecież cały czas próbuję przejść do sedna! Chcę psa. Mówiłeś, że i tak go nie lubisz. Więc mi go oddaj.
WWWSpojrzał na wpatrzonego w niego zwierzaka, który przekrzywiał głowę i już się nie cieszył. Zupełnie jakby przeczuwał, że rozmawiają o nim.
WWW- No nie wiem, Bela... To mieszkanie naprawdę jest małe. Jeżeli zależy ci na jego szczęściu...
WWW- A ty co nagle taki za nim? Aaa.... Już rozumiem... – powiedziała nagle z przekąsem. WWWNie podobał mu się ten ton.
WWW- Co?
WWW- Ty go chcesz dla siebie zatrzymać...
WWW- Co? Nie! Kundel cały czas sra na... – urwał, podrapał się po głowie i zasępił. Czemu właściwie oponuje? Przecież pies go denerwuje. Na pewno tak jest. Czemu więc nie chce go oddać?
WWWDom bez kundla z pewnością by tak nie śmierdział, ale byłoby w nim jeszcze bardziej pusto. A tego by chyba nie wytrzymał.
WWW– Ale w sumie... Niedługo mu przejdzie.
WWW- Czyli chcesz go?
WWW- Tak.
WWW- Jezus Maria...
WWWBela rozłączyła się. Słyszał jeszcze jej umykający głos, jak mówi komuś, że „ten cholerny idiota zabiera jej psa”.
WWWZasmuciło go to trochę. Ale potem spojrzał na psinę przed nim.
WWW- No, kochany – mruknął, podnosząc się – Wygląda na to, że spędzimy razem trochę czasu.
Ostatnio zmieniony pn 09 lip 2012, 18:52 przez Szarlota, łącznie zmieniany 3 razy.

2
Jak na 17 lat to jestes niemal genialna. Tylko zebys z biegiem czasu odchodzila zdecydowanie od Musierowicz w strone Lukasza Gorczycy raczej i bedzie super.
Obrazek

3
Jeśli chodzi o formę, jest zdecydowana poprawa w stosunku do poprzedniej próby. Tym razem wyszła Ci miniatura, która próbuje powtórzyć strukturę noweli. To się trochę udaje, trochę nie. Sokół jest, zmiana losu bohatera, niezbyt wyraźna, ale jest. Nie udało się natomiast podkręcanie napięcia oraz punkt kulminacyjny. Prawdopodobnie dlatego, że przystrzygłaś tę nowelę do rozmiarów miniaturki - a to z kolei spowodowało kolejne trudności, tym razem charakterystyczne właśnie dla miniatury.

Można to sobie wyobrazić tak: w typowym opowiadaniu (albo noweli) zaprzęgasz do pracy różne grupy słów. Organizujesz wyprawę, a idą w niej słowa-tragarze (niosą treść), słowa-malarze (oddają klimat miejsc mijanych przez wyprawę), słowa-wesołki (wygłupiają się), słowa-elektrycy (odpowiedzialne za napięcie) i tak dalej. Kiedy piszesz miniaturę, musisz tak dobrać skład wyprawy, żeby słowa były w stanie pełnić różne funkcje jednocześnie. Tragarz musi być zarazem elektrykiem, wesołkiem, malarzem i osłem roboczym.

U Ciebie dobór słów jest taki, jak mógłby być przy noweli czy opowiadaniu, natomiast zadanie dla wyprawy takie, jak dla słów-herosów budujących miniaturki. Twoje słowa sobie nie radzą. Brakuje fachowców, napięcie siadło, żarówki zgasły. Musisz albo wymienić całą ekipę na bardziej wielofunkcyjną, albo zrezygnować z miniaturki na rzecz pełnej noweli, czyli zatrudnić dodatkowych elektryków, a może i kilku innych specjalistów też.

Gdyby to nie była miniaturka, to ten facet potrwałby trochę w stanie złości na psa i niechęci do niego. Pies potrwałby w stanie lęku i nieufności, zamiast od razu odsłaniać brzuch. My, odbiorcy, poczulibyśmy, jaki nieznośny jest ten smród w domu i dopiero po pewnym czasie, razem z bohaterem, zrozumieli, że samotność jest po stokroć gorsza. Wtedy zrodziłaby się wdzięczność do tego okropnego, srającego psa za to, że jest. Potem za wdzięcznością poszłaby akceptacja, przyjaźń, głaskanie po brzuchu i już prawie sielanka... I wtedy telefon - groźba utraty psa. Kulminacja. Bohater decyduje, że zwierzaka nie odda. Walczy. Właśnie stał się innym człowiekiem - takim, który akceptuje przyjaciela z jego paskudnymi obyczajami. Zmieniła się jego hierarchia wartości i teraz przyjaźń jest ważniejsza niż czysty, ładnie pachnący dom. Gdyby to zrozumiał wcześniej, może wciąż miałby żonę i dzieci...

W ten sposób próbowałabym to rozwinąć - powoli i uważnie, zatrzymując się przy każdej kolejnej emocji.

Pozdrawiam
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

4
Dzięki, polishbritpoper :) Serio to przypomina Musierowicz? Czytałam ją jak byłam mała, ale jakoś nigdy się nie inspirowałam.
Thana, czyli, krótko mówiąc - więcej opisów? Bo to jest właśnie rzecz z którą mam problem.
Dzięki za pomoc :)

5
Szarlota pisze:Thana, czyli, krótko mówiąc - więcej opisów?
Nie. Gdyby chodziło mi o więcej opisów, to bym napisała: "więcej opisów". Ale nieważne, o co mi chodzi. Ważne, co Ty chcesz napisać.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

6
Jakby tylko czekał na moment nieuwagi.
WWWGłupi kundel.
Nie eksponowałbym "głupiego kundla" oddzielnym akapitem, tylko dołączył go do poprzedniego.
W mieszkaniu zrobiło się przeraźliwie cicho i nagle mężczyzna poczuł się strasznie samotny.
Może "poczuł straszną samotność"? Unikniesz powtórzenia "się". No i uważaj na epitet "straszny" - bo co on tak naprawdę oznacza, kiedy nie mówi o strachu?
Gdy pies opadł z hukiem na ziemię (...)
Pies, który opada z hukiem brzmi dziwnie. Może z łomotem, nie hukiem? Huk kojarzy się z innymi rzeczami.
- Dzwonię w sprawie psa – jej głos był piskliwy i bardzo go drażnił.
a) Po "psa" kropka i "jej" z wielkiej litery, bo część po myślniku nie jest logiczną kontynuacją dialogu.
b) Czy Bela nazwałaby go "psem"? Wnioskuję, że to ich dawny zwierzak, nie powinna nazwać go po imieniu?
jednostronny monolog
Monolog zawsze jest jednostronny.
Miała do niego o to wielkie pretensje, ale co on miał na to poradzić?
Bez pogrubionego - wiadomo, że do niego i że on. Brzydkie pustosłowie.
Chcę psa.
I znowu: zależy jej na nim, czemu nie nazwie go imieniem?
Słyszał jeszcze jej umykający głos, jak mówi komuś, że „ten cholerny idiota zabiera jej psa”.
Wywal pierwsze, unikniesz powtórzenia.
Ale potem spojrzał na psinę przed nim.
Wytnij, bo pustosłowie.
Pies widać uwielbiał załatwiać swoje potrzeby na jego łóżku.
Okropnie mnie to zdanie zniechęciło, kiedy zajrzałem tu pierwszy raz. Jest coś takiego w konstrukcji, chyba to "widać", co odrzuca.

Ale po pierwszym negatywnym wrażeniu okazuje się, że tekst jest niezły. Prosty, dobry pomysł, solidne wykonanie. Razi trochę pewna sztampowość psychologiczna. Niby wszystko okej, ale jednak zachowania bohaterów - to, że były mąż jej nie słucha i drażni go jej głos, że monologi i te pretensje, wszystkie zagrywki - wydają się odrysowane z pewnego szablonu. Są poprawne, ale nie zapadają w pamięć. Takie... hm, podręcznikowe rozwiedzione małżeństwo.

Masz za to słuch do dialogów, tak myślę. Większość kwestii wybrzmiewała mi w głowie naturalnie i płynnie. To bardzo dobra umiejętność, szlifuj i dbaj o nią. Jeśli jeszcze tego nie robisz, pamiętaj też, żeby podczas życia codziennego regulować uszy na to, jak mówią otaczający Cię ludzie. Wyłapuj wtręty, dialogowe zwyczaje. Częste formułki.

Stylistycznie nie ma ani fajerwerków, ani krowich placków. Jest solidnie, czuć płynność i luz. Zabrakło mi większej (a właściwie jakiejkolwiek) zabawy słowem, metaforą. Aktualnie wszystko prezentuje się raczej stonowanie, ale wszystko nadal przed Tobą. :)

I nadal myślę, że dobrze byłoby, gdyby pies otrzymał imię. Główny bohater może, a nawet powinien nazywać go po prostu psem/kundlem, ale Bela mogłaby go ochrzcić. Biedny, bezimienny piesek.

Ładnie, zgrabnie skończyłaś, takim eleganckim dygnięciem, i zostawiłaś dobre wrażenie. Mnie się, ogółem, podobało. Bez szału, ale pozytywnie. ;)

Pozdrawiam,
Patryś
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

7
To trzeci raz w tygodniu
"w tym tygodniu".
Pies piszczał cicho, jakby dysząc
To piszczał czy dyszał? Bo te czynności jest łatwo od siebie odróżnić u psa.
a taki mały wcale nie był
Bez "taki".
W tej klitce chcesz, chcesz
Zamiast przecinka wielokropek, który da "efektywniejszą" pauzę.
ogródek jest świetny,(.) naprawdę,(!) dużo trawy, i sąsiedzi
Tworzysz tasiemca. Musisz uważać, żeby zbytnio nie rozciągać zdań, bo stają się one wtedy mniej przejrzyste i gorzej się je czyta.
o przyziemnych błahostkach
Albo "przyziemne sprawy", albo same "błahostki".

Przyjemny tekst i miło się go czytało, choć jest przykrótki. Wszystko dzieje się trochę zbyt szybko - niech bohater powścieka się na psinę parę dni dłużej, niech doceni spacer z psem po okolicznym parku, a dopiero wtedy niech eks spróbuje mu go odebrać.
Zastanawia mnie jedna kwestia. Dlaczego pies "poszedł" z osobą, która go nie lubiła? Jeśli chodzi o warunki mieszkaniowe żony, to przecież dowiedziałaby się szybciej, że pies też się zmieści.
Jest kilka niedociągnięć(nie wiem dlaczego każdą wypowiedź dialogową rozpoczynasz akapitem - to złe), ale mimo wszystko jest sympatycznie.
Było mi tu miło:)

Edit: co do rozpoczynania akapitem dialogu: jest to poprawne.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”