Fago (cz.2)
WWWKucała, przygięta do ziemi, usiłując dostrzec przez gęste liście jakiekolwiek szczegóły. Jej towarzysz-strażnik skrył się kilka metrów z przodu i oczekiwał żołnierzy z obnażoną bronią. Ostrożnie, jak najciszej przysunęła się do pnia drzewa i zamarła. Usłyszała, że Ogme przemieszcza się trochę w bok, by znaleźć się dokładnie na drodze wojowników. - Tam... - Czarnowłosa postać wskazała w jej kierunku i dwaj mężczyźni się obrócili.
WWWMiała tylko chwilę, by otrząsnąć się z osłupienia i zareagować. Zapominając o ostrożności wyprostowała się, wpatrzona z niedowierzaniem w potężną sylwetkę. Ogme był już o krok... Zagwizdała głośno, zwracając na siebie uwagę strażnika. Z trudem wydukała parę słów w narzeczu Makabe. Dziki wynurzył się z ostępów i zwrócił podejrzliwe spojrzenie na dziewczynę. Czarne oczy wpijały się w nią groźnie spod wysokiego, ozdobionego tatuażem, czoła. Cedząc sylaby powtórzyła zdanie.
WWWArat, zapomniawszy o bólu i słabości, biegł już w jej stronę.
***
WWWSewart, otoczony przez czterech dzikusów, odprowadzał wzrokiem dziwną parę. Rodzeństwo...
Chociaż obojga znał całkiem dobrze, pierwszy raz widział ich razem. Kobieta sięgała Aratowi ledwie do ramienia, jakby dla podkreślenia kilkunastoletniej różnicy wieku. Czarne, długie włosy, przycięte, jakby mała dziewczynka dopadła w szale zabawy nożyce, huśtały się na plecach, w rytm pewnych kroków. Wojna wysmukliła jej sylwetkę, jeszcze bardziej podkreślając wrodzoną krągłość bioder. Żałował, że prawie nie miał okazji spojrzeć jej w twarz - w brązowe, zabarwione nutką zieleni, oczy.
WWW- Pokaż. Rozbierz się, muszę zobaczyć tę ranę - Kloe uklęknęła obok brata na posłaniu ze skóry.
Szałas wyglądał inaczej, niż Arat się spodziewał. Konstrukcja, chociaż ukryta wśród rozrośniętych krzewów i młodych drzewek, była całkiem solidna i zapewniała dość miejsca, by trzy osoby mogły w niej spokojnie usiąść. Poza nimi w szałasie pozostał Ogme, ze stoickim spokojem rozłożywszy przed sobą krótki miecz o bardzo szerokim, brudnym ostrzu.
Makabe nie ufali Kloe jeszcze na tyle, by pozwolić jej zostać samej.
WWW- Uuu... - Zacmokała. - Nieładnie to wygląda. Ale nie takie groźne. Opatrzę ci to. - Przyłożyła dłoń do czoła Arata, naturalnym ruchem przebiegła palcami po jego policzku i ustach. - Mimo wszystko cieszę się, że tutaj cię widzę.
- Mimo wszystko?
Uśmiechnęła się niepewnie i zwróciła do dzikiego w dziwacznym języku przypominającym raczej szeleszczenie niż normalną mowę. Ogme wsunął miecz za pas i wyszedł z szałasu.
- Nieważne - rzuciła. - Po prostu dobrze cię widzieć. Źle, że rannego.
- Musiałem cię znaleźć.
W odpowiedzi przysunęła się do niego i oparła mu głowę na ramieniu. Ostry zapach jej ciała, wymieszany z duszącym gorącem przywiódł wspomnienia... Arat gwałtownie potrząsnął głową, Kloe prawie odskoczyła.
- Coś się stało?
- Nie, nie, nic...
Chciał się odsunąć, ale Kloe przytuliła się mocniej. Niepewnie ogarnął dziewczynę ramieniem. Poczuł, jak jej dłoń znów dotyka jego policzka, a druga wędruje po udzie.
- Dziwne, że po tym wszystkim, spotykamy się dopiero teraz, dopiero w takich okolicznościach... - Usłyszał jej szept niebezpiecznie blisko swojej twarzy.
WWWChwilę później ciepło oddechu Kloe owionęło jego usta. Coś jakby pchnęło drobne, ale silne ciało w jego ramiona. Objął ją mocniej, przesunął ręką od jej obojczyka do obfitych piersi, ukrytych pod brudną koszulą i ciężką, skórzaną kurtą.
WWWOdepchnął ją brutalnie. Upadła na plecy, odruchowo zasłaniając twarz.
- Przepraszam, Kloe. Ale nie rób tak... Jesteś moją siostrą.
- Siedem lat temu o tym zapomniałeś - odparła, siadając naprzeciw niego.
Ogme wsunął się do szałasu, z czarą gorącej wody w rękach i kilkoma skrawkami materiału przewieszonymi przez ramię. Chwilę wpatrywał się w dwoje ludzi. Czuł ich emocje, nerwy.
- Wiem. To był błąd. Posunąłem się za daleko. Zresztą dlatego...
- Błąd...
Odwróciła się, by odebrać przyniesione rzeczy od dzikiego, ale przez krótki moment Arat widział łzy wzbierające w oczach kobiety. Po raz pierwszy w życiu...
- Proszę, zostawmy to teraz. Znajdziemy czas na wyjaśnienia. Na razie muszę cię stąd zabrać.
Przez dłuższą chwilę zajmowała się jego raną, jakby nic nie doszło do jej uszu. W końcu jednak spod zasłony czarnych, brudnych włosów wydobył się niepewny głos.
- Nie wiem, czy musisz... Nawet nie wiem, czy możesz.
- Spokojnie. Przecież nie jesteśmy tu z Sewartem sami. Wyrwiemy cię stąd.
- Arat, ty nie rozumiesz. Ja nie chcę być stąd wyrywana.
- Co ty mówisz? Kloe...
- Posłuchaj. Jestem wśród swoich. Im na mnie zależy...
- Daj spokój! Im na tobie zależy, bo myślą, że jesteś czymś... Jakimś duchem czy czymś.
- Fago...
- Czymkolwiek.
- Och, jak zwykle... Czymkolwiek, tak? - Spojrzała mu prosto w oczy z tym charakterystycznym, zadziornym błyskiem. - A co jeśli naprawdę tym jestem?
- Kloe, przestań... To jakieś brednie. Twoje życie jest wśród Alkoriańczyków... W wojsku, przy Arinie, przy mnie...
- Przy tobie? - wypowiedziała cichutko, przeraźliwie smutnym głosem.
- Uwierz mi, niezależnie od błędów, które popełniłem naprawdę cię kocham jako siostrę. Wiem, że potrafię zranić, ale nigdy tego nie chciałem, Kloe.
Nie odpowiedziała. Skończyła oczyszczać ranę i owinęła ją kawałkami materiału zamoczonymi w ziołowym naparze.
- Nie tylko ty mnie raniłeś... - urwała, jakby się mitygując. - Daj mi czas. Dzień, dwa... Muszę pomyśleć.
Pocałowała go krótko w ramię, tuż ponad prowizorycznym bandażem. Arat nie mógł uwierzyć, że dziewczyna wciąż się opiera, lecz nie protestował.
***
WWWLedwo żołnierz opuścił szałas, Kloe skuliła się, jakby ktoś uderzył ją pięścią w brzuch. Podciągnęła kolana pod brodę, przyciskając do nich jak najmocniej rozsadzane bólem czoło. Łzy piekły ją w oczy i dławiły oddech, ale nie mogły wydostać się na zewnątrz - odkąd pamiętała nie umiała płakać. Ani patrząc na śmierć matki, ani wtedy, gdy wiejskie dzieciaki goniły ją, obrzucając kamieniami, ani gdy wojskowi podobnie ranili ją słowami. Była sama, wiecznie sama... Tak jak teraz. Z jękiem zagłębiła dłoń w ściółkę, wbiła palce w lekką ziemię.
WWWDotąd nieruchoma sylwetka Ogme drgnęła i przybliżyła się ku niej. Dziki wyciągnął rękę, dotknął włosów dziewczyny. Dłoń wystrzeliła z ziemi, chwytając go stanowczo za przegub. Twarz mężczyzny wykrzywił grymas strachu. Szarpnął się i wypadł z szałasu, zduszonym głosem nawołując szamana. Kloe obojętnie wpatrywała się w to, co przeraziło dzikiego - dłoń, zakończoną zniekształconymi, pokrytymi łuską palcami, wyposażonymi w zakrzywione szpony. Zewsząd nacierała oszałamiająca mieszanka dźwięków i zapachów. Kobieta szukała w niej śladów tylko jednego człowieka. Na moment przysunęła dłoń do nosa i głęboko wciągnęła powietrze. Jej serce biło w rytm oddalających się kroków Arata.
WWWMakabe nie znali gościnności. Jeśli ktoś nie musiał wkroczyć między ich szałasy, to nie był zapraszany. Dlatego Sewart pozostał z dala od prowizorycznej wioski, w towarzystwie dwóch wojowników. Czas upływał, a on siedział w duchocie, przy wątłym ogniu, rozpalonym przez dzikusów na znak dobrych zamiarów. Późno w nocy w ciemnościach zaszeleściły kroki i w blasku pojawił się Arat w towarzystwie przewodnika.
WWWMimo że gorączka i zmęczenie najwyraźniej ustąpiły, Sewart widział, ze strateg nie czuje się dobrze. Przygarbiony mężczyzna wbijał mętne spojrzenie w drogę przed sobą. Warkocz rozplątał mu się, wypuszczając długie fale poznaczonych siwizną włosów.. Arat jakby nie dostrzegł komendanta i przez chwilę stał, zagubiony, gdy Makabe wymieniali między sobą krótkie zdania i żegnali się z Alkoriańczykami.
WWWOcknął się dopiero na pytanie Sewarta.
- Miałeś rację - mruknął tylko. - Wróci, ale upiera się, że musi to przemyśleć.
- Jesteś pewien, że wróci?
- Tak. Jaką ma alternatywę? Bandę dzikich, którzy patrzą na nią, jak na groźne zwierzę, które trzeba oswoić a potem zniewolić. Za mądra jest na to.
Może jej wystarczy to, że w ogóle patrzą? - pomyślał Sewart.
WWWArat cieszył się, że towarzysz nie podejmuje tematu. Pozwolił się prowadzić, w głowie przeżywając na nowo spotkanie z siostrą. Nic nie pasowało do tego, czego się spodziewał. Nie była ranna, nie była skrzywdzona... Przez nikogo poza nim samym...
Nie! Właśnie przez niego też nie!
Zapach świeżo zżętego zboża, odległe dźwięki muzyki i lekki szum w głowie. Późny wieczór siedem lat temu... Nie pamiętał, jak to się zaczęło, czyj dotyk był pierwszy, ale smak jej ciała doskonale pamiętał. Tak samo jak wstyd i wyrzuty sumienia - była jego siostrą, jego piętnastoletnią siostrzyczką! Przynajmniej tak powinno być.
Tylko że ona najwyraźniej zaczęła widzieć w tym coś innego...
***
- Sewart, pójdę tam jutro wieczorem, więc...
- Daj jej czas - miękki głos wydobył się z ciemności. - Poza tym nie możesz iść sam.
Strateg odpowiedział chrapliwym śmiechem.
- Spróbują mnie zabić, jeśli Kloe postanowi odejść - rzucił lekko.
Wizja walki uspakajała go - wchodził na doskonale znany grunt, na którym nie miał wielu sobie równych.
- Wszystko przygotujemy z twoimi ludźmi. Do nocy spokojnie...
- Daj jej czas...
WWWSam nie wiedział, dlaczego, ale posłuchał komendanta. Dopiero następnego wieczora, pod osłoną ciemności ruszyli na spotkanie z Istanem. Nie mieli wątpliwości, że Makabe wiedzą o obecności oddziału w lasach, ale woleli nie sugerować ataku tak długo, jak to było możliwe. Młody, smukły wojownik o chorobliwie bladej cerze i bladoniebieskich oczach, które, jak mówiono w oddziale, umiały rozproszyć ciemności, wysłuchał w skupieniu rozkazów i uwag. Kowal Wojny zdecydowanym, władczym głosem opisywał przebieg nadchodzącej walki, słowami popychał kolejne jednostki do działania, kreując z nich zabójczą całość. Arat zawsze pozostawał dowódcą. Nawet przytłoczony ciężarem ostatnich wydarzeń, nie pozwolił sobie na rozproszenie. Płynnie opisywał liczebność plemienia, jego wojowników i słabszych, rozmieszczenie szałasów, potencjalne kryjówki, uzbrojenie dzikich.
WWWSewart wiedział, jaki będzie finał tych planów - rzeź.
WWWKloe też to wiedziała.
WWWLeżała naga, zlana potem, dusząc się od zapachu ziół, spowijającego szałas. Szaman wciąż siedział obok, monotonnym głosem nucąc zaklęcia. Miały ją uspokoić, zaleczyć rany w duszy. Aby była czystym Fago, nie niesionym szałem - tak mówili. Nic nie mogło jednak ukoić jej nerwów. Wiedziała, że jeden dzień zwłoki to najwięcej, na co mogła liczyć ze strony brata. Rano Arat musiał się zjawić. Wraz z nim wojsko... Tylko tym razem decyzja o walce będzie należała do niej...
***
WWWNoc przyniosła groźbę burzy - zapach deszczu i gwałtowne porywy wiatru, wstrząsające zastałym powietrzem - z rana jednak chmury rozeszły się, znów ukazując palące słońce. Rozmowy z dzikimi zajęły sporo czasu, ale Sewarta w końcu wpuszczono. Tym razem Arat nie mógł zostać zupełnie bez wsparcia. Minęło już południe, kiedy żołnierze, w otoczeniu strażników Makabe, stanęli przed szałasem Kloe.
WWWWyszła na zewnątrz ubrana w rozchełstaną białą koszulę i brązowe spodnie. Czarne, pozlepiane włosy zebrała w niski kok, a jej czoło lśniło od potu. Brązowe oczy błyszczały gorączkowo, biegając od jednego do drugiego mężczyzny.
WWWOna naprawdę tym była... Czymkolwiek być miała. Sewart wpatrywał się w Kloe, szukając w znajomej przecież twarzy tych cech, które pamiętał. Usiedli w słońcu, przed szałasem - ona i Arat naprzeciw siebie, on nieco z boku, ramię w ramię z dzikim strażnikiem dziewczyny. Makabe trzymali się z dala - niektórzy skryci, inni otwarcie, z napięciem w ciemnych oczach śledząc Alkoriańczyków.
WWWDelikatne dołeczki w policzkach Kloe zniknęły, jakby ktoś naciągnął skórę twarzy do granic możliwości. Pozostały charakterystyczne kości policzkowe i drobny nosek. Mimika zamarła, stężała w wyrazie bólu czy też goryczy... Czy Arat tego nie widział?!
WWW- Ja podjęłam decyzję. - Stanowczy głos wyrwał Sewarta z zamyślenia.
Nie musiał pytać, jaką. Nie musiał nawet patrzeć na reakcję Arata. Przecież jej wygląd mówił wszystko. Mówił? Krzyczał. Krzyczał o żalu, gniewie, samotności.
„Fago...? W ich języku tyle co zraniony. Tylko jakoś rzadko używają, zwykle na ranny mówi się inaczej” - wspomnienie słów zwiadowcy zagrało mu w myślach.
- Kloe, ty... - Kowalowi słowa utknęły w gardle.
- Nie chcę, nie wrócę.
- Siostrzyczko, nie możesz... Chyba oszalałaś!
- Arat, przestań! - Poderwała się z miejsca. - Nigdy nie byłam twoją siostrą, przestań kłamać! Zawsze zabaweczką. Najpierw malutkim, śmiesznym zwierzątkiem, a potem... A potem myślałam, że kobietą...! A ty tylko grałeś, zawsze...
Dowódca mamrotał jej imię w beznadziejnym sprzeciwie, pragnąc przerwać potok słów. Wstał. Znów patrzył na nią z góry i to przywracało mu pewność siebie. Była jego młodszą siostrą, jego podwładną... Chwycił ją za ramiona, już nie kontrolując tego, co robi. Pochylił głowę do jej twarzy, usiłując zmusić szarpiącą się dziewczynę, by spojrzała mu w oczy.
- Nie mów takich rzeczy. - Potrząsnął nią brutalnie. - Cokolwiek nie było, nie możesz...
WWWOgme rzucił się pierwszy. Sewart, dotąd zaszokowany, zadziałał odruchowo, powstrzymując dzikiego. Wokół, z krzaków, wypadli ludzie Makabe, gotowi nieść pomoc Fago i jej strażnikowi. Komendant wiedział jednak, że jego podwładni nie zawiodą.
WWW
Zwiadowcy błyskawicznie przekazali sygnały. Pogoń spadła na dzikich jak burza. Konni, przy akompaniamencie trzasku łamanych gałęzi i łomotu kopyt, wpadli do obozu, bezwzględnie tratując niskie, przykryte liśćmi szałasy. Niewielka liczebność nie miała znaczenia przy bezwzględności i sile ataku. Kilku zwiadowców, wykorzystując ogólny chaos, ruszyło ku dowódcom.
***
Kloe stała w ciemnościach. Ostatnie, co widziała to ohydna miazga z roślin, krwi i kości, pozostała po przejeździe alkoriańskich wierzchowców. Potem już tylko wrzaski, szczęk broni, trzask pękających czaszek. Wszystko to, tonąc w lamencie kobiet, narastało, porywając ją w jakiś kakofoniczny wir. Nie czuła bólu, ale nagle usłyszała swój skowyt, a potem chór dzikich głosów, skandujących jakieś słowa coraz szybciej i bardziej ekstatycznie.
Dzicy nie byli w stanie stawić czoła Alkoriańczykom. Arat przedostał się pomiędzy swoich ludzi i wykrzyczał kilka rozkazów. Kloe wyrwała gdzieś na bok, ale był pewien, że dziewczyna nie potrzebuje pomocy - nikt tutaj nie chciał jej krzywdy. Chwycił mocniej miecz, ruszył do walki... Nie zdołał nawet zadać ciosu. Starcie przerwał potworny wrzask, dominujący wszystko, przyciskający ludzi do ziemi i wypierający powietrze z płuc. Skulony generał ujrzał jak jego siostra szarpie się, wyrzucona w powietrze przez jakąś niepojętą siłę.
Przemiana zachodziła w przerażającym tempie. Coś niemalże gięło, rozrywało kobiecą sylwetkę, ginącą stopniowo w czarnych, ociekających krwią piórach. Po chwili z ludzkich kształtów nic nie zostało. Na ziemię opadła istota przypominająca olbrzymiego, nieco zdeformowanego ptaka. Z tułowia, poza ptasimi nogami, wyrastały kończyny wyglądające jak łapy dzikiego kota. Tylko w spojrzeniu pozostało coś człowieczego. Inteligentnego, chociaż w tej chwili spętanego szałem.
Makabe otrząsnęli się szybciej. Wiedzieli, że Fago istnieje dla nich. Rzucili się ku potworowi z dzikimi okrzykami, które szybko przeradzały się w skoordynowane zaśpiewy. Ich głosy dudniły Aratowi w uszach, otumaniały. Widział jak Pogoń rusza do walki i jak bestia zaczyna siać spustoszenie. Uderzenia potężnych łap z łatwością zrzucały jeźdźców z siodeł, pazury rozrywały pancerze.
- Komendancie! - rozpaczliwy krzyk jednego ze zwiadowców otrzeźwił generała.
WWWSewart leżał na ziemi, cały zakrwawiony, chociaż wciąż przytomny. Arat widział, że żołnierz nie jest w stanie się podnieść. Rozszerzone oczy wpatrywały się w potwora, unoszącego łapę do kolejnego uderzenia.
Kowal Wojny rzucił się naprzód. Zdołał zasłonić dowódcę, samemu zastawiając się tarczą. Drewno zatrzeszczało groźnie, gdy pazury zaczęły napierać i wdzierać się z zasłonę.
- Zabrać go! - wrzasnął dowódca. - Zabrać i cofać się! Cofać się w las!
Żołnierze chwycili bezwładnego Sewarta i odciągnęli w krzaki. Na chwilę przed tym jak tarcza poszła w drzazgi.
WWWArat osunął się na ziemię pod ciężarem bestii. Fago napierało, wpijając pazury w zbroję powoli, ale coraz głębiej. Nagle odstąpiło. Ostrożnie uniosło się na tylnych nogach, zaskrzeczało dziwnie. Mężczyzna wstał z trudem i wypuścił miecz z dłoni.
- Nie będę z tobą walczył. Jesteś moją siostrą. Chcesz, to mnie zabij...
WWW- Arat! - krzyczała w ciemnościach. - Arat!
Nikt nie odpowiadał.
- Arat!
Wybuchnęła płaczem.
- Ja nie chcę!
WWWSewart, odciągnięty w las przez żołnierzy, widział wszystko jak przez mgłę. Ruchy potwora, raz po raz bijącego łapami i dziobem stawały się rozmazane, koszmarny krzyk ledwo docierał do uszu otumanionego bólem komendanta. Ale ten wiedział, kto został przy Fago.
Nad jego głową przetoczyły się ciężkie głosy, po chwili tuż obok ozwało się dudnienie butów.
- Stać, gdzie stoicie, głupcy! - zawołał najgłośniej jak był w stanie. - Wiedział, co rozkazuje - dodał, czując całym sobą, że, gdyby nie rany, nie usłuchałby takiego rozkazu.
Ale on był stworzony do decydowania - o sobie i o innych - oni do słuchania.
Krzyki Arata urwały się gwałtownie. Sewart podczołgał się bliżej.
- Zostaw już go - wyszeptał.
Potwór zawisł nad zmasakrowanym ciałem Kowala Wojny i zbliżył dziób ku zalanej krwią twarzy. Nie zamierzał odpuścić. Uniesiona łapa przybrała bardziej ludzki kształt. Pięciopalczaste, zakończone szponami, dłonie zacisnęły się na ramionach człowieka. Fago odbiło się ciężko od ziemi, załopotało skrzydłami. Ktoś w beznadziejnym odruchu wypuścił za nim strzałę, ale niczego już nie mógł zdziałać. Ludziom pozostało tylko patrzeć.
WWW
***
WWWOtumaniający zapach krwi Arata ustąpił miejsca odorowi śmierci. Widziała poszarpane ciało brata, zamierające serce i swoje ręce... Nieludzkie, ubrudzone krwią ręce.
WWWObraz zniknął sprzed oczu niemal natychmiast. Coś znów szarpnęło ją i pociągnęło w głąb ciemności, w ciepłe schronienie upajających przyjemnie słów modlitw, zaklęć i przysiąg posłuszeństwa. Gardłowe, chrapliwe głosy... Zapowiedź szacunku, jakim Alkoriańczycy, nie mając niczego świętego, nigdy nie mogliby jej obdarzyć. Ciepła i spełnienia, których nikt jej nie chciał dać...
Nie! To nieprawda.
Obrazy przemknęły przed jej oczami tak szybko, że nie zdołała nawet ujrzeć, co przedstawiają. Ale pamiętała każdy dotyk, każdą emocję szarpiącą wtedy jej ciałem.
WWW
Na moment odzyskała wzrok. Na tę krótką chwilę, by zdecydować, co chce uczynić. Nim ten dziwny, zasnuty dźwiękami świat znów ją wciągnął.
WWW
WWWWśród głosów jeden zyskiwał przewagę. Silny, władczy, drżący w podnieceniu. Wsłuchiwała się w tę chrapliwą nutę z dziwaczną przyjemnością. Zatapiała się w niej - uspokojona, w końcu bezpieczna... Ale z tyłu głowy coś innego pobrzmiewało. Łagodny, cichy ton, tak bardzo kojarzący się z dzieciństwem.
- Arina - wyszeptała. - Arina, nie płacz.
Ale kobieta płakała. Wyła z rozpaczy, leżąc na posłaniu Arata, w malutkiej izdebce i przyciskając do piersi sterane dłonie.
WWWOtrzeźwienie przyszło nagle, boleśnie.
- Nie chciałam! Przecież mówiłam, że nie chcę!
***
WWWNoc była gorąca i spokojna. Kloe siedziała na polanie, wpatrzona w porozrywane ciało Arata. Nie wiedziała, ile czasu minęło, odkąd po raz ostatni próbowała dotknąć jego twarzy. Wystraszyła się. Szpony mogły mu tylko zrobić większą krzywdę. Głos w jej głowie zamilkł. Wiedziała jednak, że nie ustąpi. Czekała.
WWWChmury rozsunęły się, pozwalając księżycowi zmienić las w pajęczynę cieni i pasm jasności. Wtedy go dostrzegła. Tylko przez moment. Sylwetka zaraz przepadła wśród olbrzymich drzew. Przysunęła się do brata, podwinęła łapy i wcisnęła dziób w pióra. Nasłuchiwała. Zapach i obraz musiała od siebie odciąć - zbyt przypominały o krzywdzie, którą wyrządziła mężczyźnie.
Świat oszalał.
Emocje skulonego na polanie potwora - żądza krwi, stłumiona - żalem przepływały przez Kloe. Równocześnie jednak czuła swoje ludzkie serce szamoczące się w piersi, widziała śniade dłonie zaciśnięte na rękojeści miecza. Zagubiona, usiłowała rozdzielić w umyśle nawał bodźców, pozbyć się obezwładniającego przerażenia, ilekroć spoglądała... Na Fago? Na siebie? Była jednocześnie człowiekiem i potworem? W dwóch ciałach, w dwóch różnych miejscach i... z jednym pragnieniem.
Wypadł z ciemności i pomknął ku Aratowi - pewnie, ale przy tym tak bezszelestnie, że potwór nawet nie drgnął. Kloe nie pozostała w tyle. Przecięła mężczyźnie drogę o krok od nieprzytomnego wojownika. Nie miała czasu na zrozumienie sytuacji. Jej ciało drżało, odmawiało posłuszeństwa, ale dziewczyna zmusiła się do zadania ciosu. Ciemne oczy starszego błysnęły szaleństwem. Uniknął, po czym pochylony rzucił się całym ciężarem na kobietę. Cięła niepewnie, wykręcając nadgarstek - ostrze pozostawiło płytką bruzdę szybko wypełniającą się krwią. Dziki jednak parł naprzód, jakby tego nie poczuł. Nóż błyskawicznie pojawił się w jego dłoni. Uderzył...
Poczuła tylko gorącą krew, spływającą po ciele. Z jękiem osunęła się na ziemię, przyciskając ręce na wysokości serca. Bezradnie patrzyła jak czarownik pochyla się nad jej bratem i przykłada ostrze do jego skroni.
- Nie! - wrzasnęła. - Nie, nie, nie, nie!
Krzyczała najgłośniej jak mogła, chociaż o każdy oddech musiała ze sobą walczyć. Fago zamarło. Teraz musiała je zbudzić! Zbudzić i zmusić do walki... Je.. Siebie...
- Arat! Tu chodzi o Arata! Nie chcesz, pamiętaj, nie chcesz, żeby zginął...
WWWCoś wybuchło w jej głowie wraz z ostatnim krzykiem, wyrywając z marazmu. Cień, spowity wolą duchów, pochylał się nad Aratem. Wyciągał ze sponiewieranego mężczyzny ostatnie krople życia... To, czego ona jeszcze nie zdołała mu wyrwać. Ona? Czy ta kobieta, skulona obok, usiłująca jeszcze unieść miecz? Obraz zawirował... Pytania wcisnęły się do umysłu... Podszyte fałszem, mamiącymi zaklęciami. Nie teraz! Nieważne, kim była. Ważne, co musiała zrobić.
WWW
WWWFago uniosło się gwałtownie, szarpnęło głową, jakby próbując zrzucić jakiś ciężar. Złapało mężczyznę i cisnęło nim w górę. Nie pozwoliło mu upaść. Istota uderzyła dziobem raz jeszcze, lecz chwyciła tylko powietrze... Tysiące czarnych, niewyraźnych strzępów wirowało naokoło, powoli rozwiewając się w ciemnościach. Poczucie pustki i strach zalały jej myśli. Szarpnęła się raz i drugi, nie mogąc się zdecydować, czy wyrwać w powietrze, czy zakopać się pod ziemię.
Ciszę przeszył rozpaczliwy, bezradny skowyt.
WWWLeżąca na ziemi kobieta zwinęła się, przyciskając dłonie do uszu i wciskając głowę w kolana. Jej świat zaległy ciemności.
***
WWWNigdy nie wyobrażał sobie takiego bólu... Nie umiał go umiejscowić, opisać - po prostu nim był. Nie wiedział nawet, czy umiera, czy właśnie wraca do życia? Czy to się w ogóle skończy? Chyba wył. Wydawało mu się, że musiał nieludzko wyć, skowyczeć w tej matni. Nim powoli zaczął wierzyć w to, że żyje.
WWW
WWWLeżał na ziemi wyczerpany i obolały. Nie był w stanie unieść głowy, by spojrzeć na przytuloną do jego piersi dziewczynę, ale czuł, że cała się trzęsie od płaczu. Z trudem położył rękę na jej sklejonych potem i krwią włosach. Zerwała się, jak porażona. Dłonie zaczęły głaskać twarz mężczyzny, usta plątały się w przeprosinach i żalach.
- Ja tak nie chciałam... Ja was kocham. Tylko.. Tylko zawsze sama, zawsze dzika. Oni mnie chcieli, a musiałam z nimi walczyć... Swoich, swoją krew... Wiesz, Arat? Oni wreszcie mnie chcieli.
WWWGenerał ostrożnie przyciągnął siostrę do siebie. Ogarniał go dziwny spokój - uśmierzający nawet ból.
- Nie chciałem... skrzywdzić - wyszeptał. - Kocham cię, naprawdę. Ja, inni... Arina, Sewart.