Fago (cz.2)

1
Kogo nie zamęczyłam pierwszą częścią, ten może mnie trochę rozjechać. Oto częśc druga i ostatnia. Zachęcam do czytania i komentowania... <idzie się schować>
Fago (cz.2)
WWWKucała, przygięta do ziemi, usiłując dostrzec przez gęste liście jakiekolwiek szczegóły. Jej towarzysz-strażnik skrył się kilka metrów z przodu i oczekiwał żołnierzy z obnażoną bronią. Ostrożnie, jak najciszej przysunęła się do pnia drzewa i zamarła. Usłyszała, że Ogme przemieszcza się trochę w bok, by znaleźć się dokładnie na drodze wojowników.
- Tam... - Czarnowłosa postać wskazała w jej kierunku i dwaj mężczyźni się obrócili.

WWWMiała tylko chwilę, by otrząsnąć się z osłupienia i zareagować. Zapominając o ostrożności wyprostowała się, wpatrzona z niedowierzaniem w potężną sylwetkę. Ogme był już o krok... Zagwizdała głośno, zwracając na siebie uwagę strażnika. Z trudem wydukała parę słów w narzeczu Makabe. Dziki wynurzył się z ostępów i zwrócił podejrzliwe spojrzenie na dziewczynę. Czarne oczy wpijały się w nią groźnie spod wysokiego, ozdobionego tatuażem, czoła. Cedząc sylaby powtórzyła zdanie.

WWWArat, zapomniawszy o bólu i słabości, biegł już w jej stronę.

***

WWWSewart, otoczony przez czterech dzikusów, odprowadzał wzrokiem dziwną parę. Rodzeństwo...
Chociaż obojga znał całkiem dobrze, pierwszy raz widział ich razem. Kobieta sięgała Aratowi ledwie do ramienia, jakby dla podkreślenia kilkunastoletniej różnicy wieku. Czarne, długie włosy, przycięte, jakby mała dziewczynka dopadła w szale zabawy nożyce, huśtały się na plecach, w rytm pewnych kroków. Wojna wysmukliła jej sylwetkę, jeszcze bardziej podkreślając wrodzoną krągłość bioder. Żałował, że prawie nie miał okazji spojrzeć jej w twarz - w brązowe, zabarwione nutką zieleni, oczy.

WWW- Pokaż. Rozbierz się, muszę zobaczyć tę ranę - Kloe uklęknęła obok brata na posłaniu ze skóry.

Szałas wyglądał inaczej, niż Arat się spodziewał. Konstrukcja, chociaż ukryta wśród rozrośniętych krzewów i młodych drzewek, była całkiem solidna i zapewniała dość miejsca, by trzy osoby mogły w niej spokojnie usiąść. Poza nimi w szałasie pozostał Ogme, ze stoickim spokojem rozłożywszy przed sobą krótki miecz o bardzo szerokim, brudnym ostrzu.
Makabe nie ufali Kloe jeszcze na tyle, by pozwolić jej zostać samej.

WWW- Uuu... - Zacmokała. - Nieładnie to wygląda. Ale nie takie groźne. Opatrzę ci to. - Przyłożyła dłoń do czoła Arata, naturalnym ruchem przebiegła palcami po jego policzku i ustach. - Mimo wszystko cieszę się, że tutaj cię widzę.
- Mimo wszystko?
Uśmiechnęła się niepewnie i zwróciła do dzikiego w dziwacznym języku przypominającym raczej szeleszczenie niż normalną mowę. Ogme wsunął miecz za pas i wyszedł z szałasu.
- Nieważne - rzuciła. - Po prostu dobrze cię widzieć. Źle, że rannego.
- Musiałem cię znaleźć.
W odpowiedzi przysunęła się do niego i oparła mu głowę na ramieniu. Ostry zapach jej ciała, wymieszany z duszącym gorącem przywiódł wspomnienia... Arat gwałtownie potrząsnął głową, Kloe prawie odskoczyła.
- Coś się stało?
- Nie, nie, nic...
Chciał się odsunąć, ale Kloe przytuliła się mocniej. Niepewnie ogarnął dziewczynę ramieniem. Poczuł, jak jej dłoń znów dotyka jego policzka, a druga wędruje po udzie.
- Dziwne, że po tym wszystkim, spotykamy się dopiero teraz, dopiero w takich okolicznościach... - Usłyszał jej szept niebezpiecznie blisko swojej twarzy.
WWWChwilę później ciepło oddechu Kloe owionęło jego usta. Coś jakby pchnęło drobne, ale silne ciało w jego ramiona. Objął ją mocniej, przesunął ręką od jej obojczyka do obfitych piersi, ukrytych pod brudną koszulą i ciężką, skórzaną kurtą.

WWWOdepchnął ją brutalnie. Upadła na plecy, odruchowo zasłaniając twarz.
- Przepraszam, Kloe. Ale nie rób tak... Jesteś moją siostrą.
- Siedem lat temu o tym zapomniałeś - odparła, siadając naprzeciw niego.
Ogme wsunął się do szałasu, z czarą gorącej wody w rękach i kilkoma skrawkami materiału przewieszonymi przez ramię. Chwilę wpatrywał się w dwoje ludzi. Czuł ich emocje, nerwy.
- Wiem. To był błąd. Posunąłem się za daleko. Zresztą dlatego...
- Błąd...
Odwróciła się, by odebrać przyniesione rzeczy od dzikiego, ale przez krótki moment Arat widział łzy wzbierające w oczach kobiety. Po raz pierwszy w życiu...
- Proszę, zostawmy to teraz. Znajdziemy czas na wyjaśnienia. Na razie muszę cię stąd zabrać.
Przez dłuższą chwilę zajmowała się jego raną, jakby nic nie doszło do jej uszu. W końcu jednak spod zasłony czarnych, brudnych włosów wydobył się niepewny głos.
- Nie wiem, czy musisz... Nawet nie wiem, czy możesz.
- Spokojnie. Przecież nie jesteśmy tu z Sewartem sami. Wyrwiemy cię stąd.
- Arat, ty nie rozumiesz. Ja nie chcę być stąd wyrywana.
- Co ty mówisz? Kloe...
- Posłuchaj. Jestem wśród swoich. Im na mnie zależy...
- Daj spokój! Im na tobie zależy, bo myślą, że jesteś czymś... Jakimś duchem czy czymś.
- Fago...
- Czymkolwiek.
- Och, jak zwykle... Czymkolwiek, tak? - Spojrzała mu prosto w oczy z tym charakterystycznym, zadziornym błyskiem. - A co jeśli naprawdę tym jestem?
- Kloe, przestań... To jakieś brednie. Twoje życie jest wśród Alkoriańczyków... W wojsku, przy Arinie, przy mnie...
- Przy tobie? - wypowiedziała cichutko, przeraźliwie smutnym głosem.
- Uwierz mi, niezależnie od błędów, które popełniłem naprawdę cię kocham jako siostrę. Wiem, że potrafię zranić, ale nigdy tego nie chciałem, Kloe.
Nie odpowiedziała. Skończyła oczyszczać ranę i owinęła ją kawałkami materiału zamoczonymi w ziołowym naparze.
- Nie tylko ty mnie raniłeś... - urwała, jakby się mitygując. - Daj mi czas. Dzień, dwa... Muszę pomyśleć.
Pocałowała go krótko w ramię, tuż ponad prowizorycznym bandażem. Arat nie mógł uwierzyć, że dziewczyna wciąż się opiera, lecz nie protestował.

***

WWWLedwo żołnierz opuścił szałas, Kloe skuliła się, jakby ktoś uderzył ją pięścią w brzuch. Podciągnęła kolana pod brodę, przyciskając do nich jak najmocniej rozsadzane bólem czoło. Łzy piekły ją w oczy i dławiły oddech, ale nie mogły wydostać się na zewnątrz - odkąd pamiętała nie umiała płakać. Ani patrząc na śmierć matki, ani wtedy, gdy wiejskie dzieciaki goniły ją, obrzucając kamieniami, ani gdy wojskowi podobnie ranili ją słowami. Była sama, wiecznie sama... Tak jak teraz. Z jękiem zagłębiła dłoń w ściółkę, wbiła palce w lekką ziemię.
WWWDotąd nieruchoma sylwetka Ogme drgnęła i przybliżyła się ku niej. Dziki wyciągnął rękę, dotknął włosów dziewczyny. Dłoń wystrzeliła z ziemi, chwytając go stanowczo za przegub. Twarz mężczyzny wykrzywił grymas strachu. Szarpnął się i wypadł z szałasu, zduszonym głosem nawołując szamana. Kloe obojętnie wpatrywała się w to, co przeraziło dzikiego - dłoń, zakończoną zniekształconymi, pokrytymi łuską palcami, wyposażonymi w zakrzywione szpony. Zewsząd nacierała oszałamiająca mieszanka dźwięków i zapachów. Kobieta szukała w niej śladów tylko jednego człowieka. Na moment przysunęła dłoń do nosa i głęboko wciągnęła powietrze. Jej serce biło w rytm oddalających się kroków Arata.

WWWMakabe nie znali gościnności. Jeśli ktoś nie musiał wkroczyć między ich szałasy, to nie był zapraszany. Dlatego Sewart pozostał z dala od prowizorycznej wioski, w towarzystwie dwóch wojowników. Czas upływał, a on siedział w duchocie, przy wątłym ogniu, rozpalonym przez dzikusów na znak dobrych zamiarów. Późno w nocy w ciemnościach zaszeleściły kroki i w blasku pojawił się Arat w towarzystwie przewodnika.
WWWMimo że gorączka i zmęczenie najwyraźniej ustąpiły, Sewart widział, ze strateg nie czuje się dobrze. Przygarbiony mężczyzna wbijał mętne spojrzenie w drogę przed sobą. Warkocz rozplątał mu się, wypuszczając długie fale poznaczonych siwizną włosów.. Arat jakby nie dostrzegł komendanta i przez chwilę stał, zagubiony, gdy Makabe wymieniali między sobą krótkie zdania i żegnali się z Alkoriańczykami.
WWWOcknął się dopiero na pytanie Sewarta.
- Miałeś rację - mruknął tylko. - Wróci, ale upiera się, że musi to przemyśleć.
- Jesteś pewien, że wróci?
- Tak. Jaką ma alternatywę? Bandę dzikich, którzy patrzą na nią, jak na groźne zwierzę, które trzeba oswoić a potem zniewolić. Za mądra jest na to.
Może jej wystarczy to, że w ogóle patrzą? - pomyślał Sewart.

WWWArat cieszył się, że towarzysz nie podejmuje tematu. Pozwolił się prowadzić, w głowie przeżywając na nowo spotkanie z siostrą. Nic nie pasowało do tego, czego się spodziewał. Nie była ranna, nie była skrzywdzona... Przez nikogo poza nim samym...

Nie! Właśnie przez niego też nie!

Zapach świeżo zżętego zboża, odległe dźwięki muzyki i lekki szum w głowie. Późny wieczór siedem lat temu... Nie pamiętał, jak to się zaczęło, czyj dotyk był pierwszy, ale smak jej ciała doskonale pamiętał. Tak samo jak wstyd i wyrzuty sumienia - była jego siostrą, jego piętnastoletnią siostrzyczką! Przynajmniej tak powinno być.
Tylko że ona najwyraźniej zaczęła widzieć w tym coś innego...

***

- Sewart, pójdę tam jutro wieczorem, więc...
- Daj jej czas - miękki głos wydobył się z ciemności. - Poza tym nie możesz iść sam.
Strateg odpowiedział chrapliwym śmiechem.
- Spróbują mnie zabić, jeśli Kloe postanowi odejść - rzucił lekko.
Wizja walki uspakajała go - wchodził na doskonale znany grunt, na którym nie miał wielu sobie równych.
- Wszystko przygotujemy z twoimi ludźmi. Do nocy spokojnie...
- Daj jej czas...

WWWSam nie wiedział, dlaczego, ale posłuchał komendanta. Dopiero następnego wieczora, pod osłoną ciemności ruszyli na spotkanie z Istanem. Nie mieli wątpliwości, że Makabe wiedzą o obecności oddziału w lasach, ale woleli nie sugerować ataku tak długo, jak to było możliwe. Młody, smukły wojownik o chorobliwie bladej cerze i bladoniebieskich oczach, które, jak mówiono w oddziale, umiały rozproszyć ciemności, wysłuchał w skupieniu rozkazów i uwag. Kowal Wojny zdecydowanym, władczym głosem opisywał przebieg nadchodzącej walki, słowami popychał kolejne jednostki do działania, kreując z nich zabójczą całość. Arat zawsze pozostawał dowódcą. Nawet przytłoczony ciężarem ostatnich wydarzeń, nie pozwolił sobie na rozproszenie. Płynnie opisywał liczebność plemienia, jego wojowników i słabszych, rozmieszczenie szałasów, potencjalne kryjówki, uzbrojenie dzikich.
WWWSewart wiedział, jaki będzie finał tych planów - rzeź.

WWWKloe też to wiedziała.
WWWLeżała naga, zlana potem, dusząc się od zapachu ziół, spowijającego szałas. Szaman wciąż siedział obok, monotonnym głosem nucąc zaklęcia. Miały ją uspokoić, zaleczyć rany w duszy. Aby była czystym Fago, nie niesionym szałem - tak mówili. Nic nie mogło jednak ukoić jej nerwów. Wiedziała, że jeden dzień zwłoki to najwięcej, na co mogła liczyć ze strony brata. Rano Arat musiał się zjawić. Wraz z nim wojsko... Tylko tym razem decyzja o walce będzie należała do niej...

***

WWWNoc przyniosła groźbę burzy - zapach deszczu i gwałtowne porywy wiatru, wstrząsające zastałym powietrzem - z rana jednak chmury rozeszły się, znów ukazując palące słońce. Rozmowy z dzikimi zajęły sporo czasu, ale Sewarta w końcu wpuszczono. Tym razem Arat nie mógł zostać zupełnie bez wsparcia. Minęło już południe, kiedy żołnierze, w otoczeniu strażników Makabe, stanęli przed szałasem Kloe.
WWWWyszła na zewnątrz ubrana w rozchełstaną białą koszulę i brązowe spodnie. Czarne, pozlepiane włosy zebrała w niski kok, a jej czoło lśniło od potu. Brązowe oczy błyszczały gorączkowo, biegając od jednego do drugiego mężczyzny.

WWWOna naprawdę tym była... Czymkolwiek być miała. Sewart wpatrywał się w Kloe, szukając w znajomej przecież twarzy tych cech, które pamiętał. Usiedli w słońcu, przed szałasem - ona i Arat naprzeciw siebie, on nieco z boku, ramię w ramię z dzikim strażnikiem dziewczyny. Makabe trzymali się z dala - niektórzy skryci, inni otwarcie, z napięciem w ciemnych oczach śledząc Alkoriańczyków.
WWWDelikatne dołeczki w policzkach Kloe zniknęły, jakby ktoś naciągnął skórę twarzy do granic możliwości. Pozostały charakterystyczne kości policzkowe i drobny nosek. Mimika zamarła, stężała w wyrazie bólu czy też goryczy... Czy Arat tego nie widział?!

WWW- Ja podjęłam decyzję. - Stanowczy głos wyrwał Sewarta z zamyślenia.
Nie musiał pytać, jaką. Nie musiał nawet patrzeć na reakcję Arata. Przecież jej wygląd mówił wszystko. Mówił? Krzyczał. Krzyczał o żalu, gniewie, samotności.
„Fago...? W ich języku tyle co zraniony. Tylko jakoś rzadko używają, zwykle na ranny mówi się inaczej” - wspomnienie słów zwiadowcy zagrało mu w myślach.
- Kloe, ty... - Kowalowi słowa utknęły w gardle.
- Nie chcę, nie wrócę.
- Siostrzyczko, nie możesz... Chyba oszalałaś!
- Arat, przestań! - Poderwała się z miejsca. - Nigdy nie byłam twoją siostrą, przestań kłamać! Zawsze zabaweczką. Najpierw malutkim, śmiesznym zwierzątkiem, a potem... A potem myślałam, że kobietą...! A ty tylko grałeś, zawsze...
Dowódca mamrotał jej imię w beznadziejnym sprzeciwie, pragnąc przerwać potok słów. Wstał. Znów patrzył na nią z góry i to przywracało mu pewność siebie. Była jego młodszą siostrą, jego podwładną... Chwycił ją za ramiona, już nie kontrolując tego, co robi. Pochylił głowę do jej twarzy, usiłując zmusić szarpiącą się dziewczynę, by spojrzała mu w oczy.
- Nie mów takich rzeczy. - Potrząsnął nią brutalnie. - Cokolwiek nie było, nie możesz...
WWWOgme rzucił się pierwszy. Sewart, dotąd zaszokowany, zadziałał odruchowo, powstrzymując dzikiego. Wokół, z krzaków, wypadli ludzie Makabe, gotowi nieść pomoc Fago i jej strażnikowi. Komendant wiedział jednak, że jego podwładni nie zawiodą.
WWW
Zwiadowcy błyskawicznie przekazali sygnały. Pogoń spadła na dzikich jak burza. Konni, przy akompaniamencie trzasku łamanych gałęzi i łomotu kopyt, wpadli do obozu, bezwzględnie tratując niskie, przykryte liśćmi szałasy. Niewielka liczebność nie miała znaczenia przy bezwzględności i sile ataku. Kilku zwiadowców, wykorzystując ogólny chaos, ruszyło ku dowódcom.

***

Kloe stała w ciemnościach. Ostatnie, co widziała to ohydna miazga z roślin, krwi i kości, pozostała po przejeździe alkoriańskich wierzchowców. Potem już tylko wrzaski, szczęk broni, trzask pękających czaszek. Wszystko to, tonąc w lamencie kobiet, narastało, porywając ją w jakiś kakofoniczny wir. Nie czuła bólu, ale nagle usłyszała swój skowyt, a potem chór dzikich głosów, skandujących jakieś słowa coraz szybciej i bardziej ekstatycznie.

Dzicy nie byli w stanie stawić czoła Alkoriańczykom. Arat przedostał się pomiędzy swoich ludzi i wykrzyczał kilka rozkazów. Kloe wyrwała gdzieś na bok, ale był pewien, że dziewczyna nie potrzebuje pomocy - nikt tutaj nie chciał jej krzywdy. Chwycił mocniej miecz, ruszył do walki... Nie zdołał nawet zadać ciosu. Starcie przerwał potworny wrzask, dominujący wszystko, przyciskający ludzi do ziemi i wypierający powietrze z płuc. Skulony generał ujrzał jak jego siostra szarpie się, wyrzucona w powietrze przez jakąś niepojętą siłę.
Przemiana zachodziła w przerażającym tempie. Coś niemalże gięło, rozrywało kobiecą sylwetkę, ginącą stopniowo w czarnych, ociekających krwią piórach. Po chwili z ludzkich kształtów nic nie zostało. Na ziemię opadła istota przypominająca olbrzymiego, nieco zdeformowanego ptaka. Z tułowia, poza ptasimi nogami, wyrastały kończyny wyglądające jak łapy dzikiego kota. Tylko w spojrzeniu pozostało coś człowieczego. Inteligentnego, chociaż w tej chwili spętanego szałem.
Makabe otrząsnęli się szybciej. Wiedzieli, że Fago istnieje dla nich. Rzucili się ku potworowi z dzikimi okrzykami, które szybko przeradzały się w skoordynowane zaśpiewy. Ich głosy dudniły Aratowi w uszach, otumaniały. Widział jak Pogoń rusza do walki i jak bestia zaczyna siać spustoszenie. Uderzenia potężnych łap z łatwością zrzucały jeźdźców z siodeł, pazury rozrywały pancerze.
- Komendancie! - rozpaczliwy krzyk jednego ze zwiadowców otrzeźwił generała.
WWWSewart leżał na ziemi, cały zakrwawiony, chociaż wciąż przytomny. Arat widział, że żołnierz nie jest w stanie się podnieść. Rozszerzone oczy wpatrywały się w potwora, unoszącego łapę do kolejnego uderzenia.
Kowal Wojny rzucił się naprzód. Zdołał zasłonić dowódcę, samemu zastawiając się tarczą. Drewno zatrzeszczało groźnie, gdy pazury zaczęły napierać i wdzierać się z zasłonę.
- Zabrać go! - wrzasnął dowódca. - Zabrać i cofać się! Cofać się w las!
Żołnierze chwycili bezwładnego Sewarta i odciągnęli w krzaki. Na chwilę przed tym jak tarcza poszła w drzazgi.

WWWArat osunął się na ziemię pod ciężarem bestii. Fago napierało, wpijając pazury w zbroję powoli, ale coraz głębiej. Nagle odstąpiło. Ostrożnie uniosło się na tylnych nogach, zaskrzeczało dziwnie. Mężczyzna wstał z trudem i wypuścił miecz z dłoni.
- Nie będę z tobą walczył. Jesteś moją siostrą. Chcesz, to mnie zabij...

WWW- Arat! - krzyczała w ciemnościach. - Arat!
Nikt nie odpowiadał.
- Arat!
Wybuchnęła płaczem.
- Ja nie chcę!


WWWSewart, odciągnięty w las przez żołnierzy, widział wszystko jak przez mgłę. Ruchy potwora, raz po raz bijącego łapami i dziobem stawały się rozmazane, koszmarny krzyk ledwo docierał do uszu otumanionego bólem komendanta. Ale ten wiedział, kto został przy Fago.
Nad jego głową przetoczyły się ciężkie głosy, po chwili tuż obok ozwało się dudnienie butów.
- Stać, gdzie stoicie, głupcy! - zawołał najgłośniej jak był w stanie. - Wiedział, co rozkazuje - dodał, czując całym sobą, że, gdyby nie rany, nie usłuchałby takiego rozkazu.
Ale on był stworzony do decydowania - o sobie i o innych - oni do słuchania.
Krzyki Arata urwały się gwałtownie. Sewart podczołgał się bliżej.
- Zostaw już go - wyszeptał.
Potwór zawisł nad zmasakrowanym ciałem Kowala Wojny i zbliżył dziób ku zalanej krwią twarzy. Nie zamierzał odpuścić. Uniesiona łapa przybrała bardziej ludzki kształt. Pięciopalczaste, zakończone szponami, dłonie zacisnęły się na ramionach człowieka. Fago odbiło się ciężko od ziemi, załopotało skrzydłami. Ktoś w beznadziejnym odruchu wypuścił za nim strzałę, ale niczego już nie mógł zdziałać. Ludziom pozostało tylko patrzeć.
WWW
***

WWWOtumaniający zapach krwi Arata ustąpił miejsca odorowi śmierci. Widziała poszarpane ciało brata, zamierające serce i swoje ręce... Nieludzkie, ubrudzone krwią ręce.

WWWObraz zniknął sprzed oczu niemal natychmiast. Coś znów szarpnęło ją i pociągnęło w głąb ciemności, w ciepłe schronienie upajających przyjemnie słów modlitw, zaklęć i przysiąg posłuszeństwa. Gardłowe, chrapliwe głosy... Zapowiedź szacunku, jakim Alkoriańczycy, nie mając niczego świętego, nigdy nie mogliby jej obdarzyć. Ciepła i spełnienia, których nikt jej nie chciał dać...
Nie! To nieprawda.
Obrazy przemknęły przed jej oczami tak szybko, że nie zdołała nawet ujrzeć, co przedstawiają. Ale pamiętała każdy dotyk, każdą emocję szarpiącą wtedy jej ciałem.

WWW
Na moment odzyskała wzrok. Na tę krótką chwilę, by zdecydować, co chce uczynić. Nim ten dziwny, zasnuty dźwiękami świat znów ją wciągnął.
WWW
WWWWśród głosów jeden zyskiwał przewagę. Silny, władczy, drżący w podnieceniu. Wsłuchiwała się w tę chrapliwą nutę z dziwaczną przyjemnością. Zatapiała się w niej - uspokojona, w końcu bezpieczna... Ale z tyłu głowy coś innego pobrzmiewało. Łagodny, cichy ton, tak bardzo kojarzący się z dzieciństwem.
- Arina - wyszeptała. - Arina, nie płacz.
Ale kobieta płakała. Wyła z rozpaczy, leżąc na posłaniu Arata, w malutkiej izdebce i przyciskając do piersi sterane dłonie.
WWWOtrzeźwienie przyszło nagle, boleśnie.
- Nie chciałam! Przecież mówiłam, że nie chcę!


***

WWWNoc była gorąca i spokojna. Kloe siedziała na polanie, wpatrzona w porozrywane ciało Arata. Nie wiedziała, ile czasu minęło, odkąd po raz ostatni próbowała dotknąć jego twarzy. Wystraszyła się. Szpony mogły mu tylko zrobić większą krzywdę. Głos w jej głowie zamilkł. Wiedziała jednak, że nie ustąpi. Czekała.
WWWChmury rozsunęły się, pozwalając księżycowi zmienić las w pajęczynę cieni i pasm jasności. Wtedy go dostrzegła. Tylko przez moment. Sylwetka zaraz przepadła wśród olbrzymich drzew. Przysunęła się do brata, podwinęła łapy i wcisnęła dziób w pióra. Nasłuchiwała. Zapach i obraz musiała od siebie odciąć - zbyt przypominały o krzywdzie, którą wyrządziła mężczyźnie.

Świat oszalał.
Emocje skulonego na polanie potwora - żądza krwi, stłumiona - żalem przepływały przez Kloe. Równocześnie jednak czuła swoje ludzkie serce szamoczące się w piersi, widziała śniade dłonie zaciśnięte na rękojeści miecza. Zagubiona, usiłowała rozdzielić w umyśle nawał bodźców, pozbyć się obezwładniającego przerażenia, ilekroć spoglądała... Na Fago? Na siebie? Była jednocześnie człowiekiem i potworem? W dwóch ciałach, w dwóch różnych miejscach i... z jednym pragnieniem.

Wypadł z ciemności i pomknął ku Aratowi - pewnie, ale przy tym tak bezszelestnie, że potwór nawet nie drgnął. Kloe nie pozostała w tyle. Przecięła mężczyźnie drogę o krok od nieprzytomnego wojownika. Nie miała czasu na zrozumienie sytuacji. Jej ciało drżało, odmawiało posłuszeństwa, ale dziewczyna zmusiła się do zadania ciosu. Ciemne oczy starszego błysnęły szaleństwem. Uniknął, po czym pochylony rzucił się całym ciężarem na kobietę. Cięła niepewnie, wykręcając nadgarstek - ostrze pozostawiło płytką bruzdę szybko wypełniającą się krwią. Dziki jednak parł naprzód, jakby tego nie poczuł. Nóż błyskawicznie pojawił się w jego dłoni. Uderzył...
Poczuła tylko gorącą krew, spływającą po ciele. Z jękiem osunęła się na ziemię, przyciskając ręce na wysokości serca. Bezradnie patrzyła jak czarownik pochyla się nad jej bratem i przykłada ostrze do jego skroni.
- Nie! - wrzasnęła. - Nie, nie, nie, nie!
Krzyczała najgłośniej jak mogła, chociaż o każdy oddech musiała ze sobą walczyć. Fago zamarło. Teraz musiała je zbudzić! Zbudzić i zmusić do walki... Je.. Siebie...
- Arat! Tu chodzi o Arata! Nie chcesz, pamiętaj, nie chcesz, żeby zginął...

WWWCoś wybuchło w jej głowie wraz z ostatnim krzykiem, wyrywając z marazmu. Cień, spowity wolą duchów, pochylał się nad Aratem. Wyciągał ze sponiewieranego mężczyzny ostatnie krople życia... To, czego ona jeszcze nie zdołała mu wyrwać. Ona? Czy ta kobieta, skulona obok, usiłująca jeszcze unieść miecz? Obraz zawirował... Pytania wcisnęły się do umysłu... Podszyte fałszem, mamiącymi zaklęciami. Nie teraz! Nieważne, kim była. Ważne, co musiała zrobić.
WWW
WWWFago uniosło się gwałtownie, szarpnęło głową, jakby próbując zrzucić jakiś ciężar. Złapało mężczyznę i cisnęło nim w górę. Nie pozwoliło mu upaść. Istota uderzyła dziobem raz jeszcze, lecz chwyciła tylko powietrze... Tysiące czarnych, niewyraźnych strzępów wirowało naokoło, powoli rozwiewając się w ciemnościach. Poczucie pustki i strach zalały jej myśli. Szarpnęła się raz i drugi, nie mogąc się zdecydować, czy wyrwać w powietrze, czy zakopać się pod ziemię.
Ciszę przeszył rozpaczliwy, bezradny skowyt.
WWWLeżąca na ziemi kobieta zwinęła się, przyciskając dłonie do uszu i wciskając głowę w kolana. Jej świat zaległy ciemności.

***

WWWNigdy nie wyobrażał sobie takiego bólu... Nie umiał go umiejscowić, opisać - po prostu nim był. Nie wiedział nawet, czy umiera, czy właśnie wraca do życia? Czy to się w ogóle skończy? Chyba wył. Wydawało mu się, że musiał nieludzko wyć, skowyczeć w tej matni. Nim powoli zaczął wierzyć w to, że żyje.
WWW
WWWLeżał na ziemi wyczerpany i obolały. Nie był w stanie unieść głowy, by spojrzeć na przytuloną do jego piersi dziewczynę, ale czuł, że cała się trzęsie od płaczu. Z trudem położył rękę na jej sklejonych potem i krwią włosach. Zerwała się, jak porażona. Dłonie zaczęły głaskać twarz mężczyzny, usta plątały się w przeprosinach i żalach.
- Ja tak nie chciałam... Ja was kocham. Tylko.. Tylko zawsze sama, zawsze dzika. Oni mnie chcieli, a musiałam z nimi walczyć... Swoich, swoją krew... Wiesz, Arat? Oni wreszcie mnie chcieli.
WWWGenerał ostrożnie przyciągnął siostrę do siebie. Ogarniał go dziwny spokój - uśmierzający nawet ból.
- Nie chciałem... skrzywdzić - wyszeptał. - Kocham cię, naprawdę. Ja, inni... Arina, Sewart.
Ostatnio zmieniony wt 12 cze 2012, 12:47 przez Adrianna, łącznie zmieniany 3 razy.
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

2
Adrianna pisze:Kucała, przygięta do ziemi, usiłując dostrzec przez gęste liście jakiekolwiek szczegóły.
Jakoś mi to przygięta tutaj nie pasuje, nie jest to zasadniczo błąd, ale wydaje mi się, że lepiej byłoby doprecyzować dlaczego i gdzie dokładnie kucała, bo jak się kuca, to już jest się zniżonym, przy ziemi. Przygięty to raczej w biegu, inaczej biec pochylonym. Tutaj wyszło kucała pochylona. Trochę niepotrzebnie.
Dodatkowo, zrezygnowałabym z nieokreślonego jakiekolwiek szczegóły na rzecz konkretów: nadchodzących żołnierzy, pościg, bo ona dokładnie wie, co chciała zobaczyć. Dzięki temu naturalniej wypada opis czającego się nieopodal strażnika.
Adrianna pisze:Usłyszała, że Ogme przemieszcza się trochę w bok, by znaleźć się dokładnie na drodze wojowników.
- Tam... - Czarnowłosa postać wskazała w jej kierunku i dwaj mężczyźni się obrócili.
Tu się pogubiłam, bo jednak żołnierz i wojownik to nie to samo. Było ich trzech czy dwóch, a czarnowłosa postać była też żołnierzem?
Mam wrażenie, że niepotrzebnie skróciłaś ten kawałek. Opisz spokojnie co ona widzi: kto się pojawia pierwszy, kto jest charakterystyczny, co robi.
Adrianna pisze:Arat, zapomniawszy o bólu i słabości, biegł już w jej stronę.
Ten przeskok narracji wydaje mi się niepotrzebny. Można podobnie opisać z perspektywy dziewczyny.
Adrianna pisze:Chociaż obojga znał całkiem dobrze, pierwszy raz widział ich razem.
oboje
Adrianna pisze:Czarne, długie włosy, przycięte, jakby mała dziewczynka dopadła w szale zabawy nożyce, huśtały się na plecach, w rytm pewnych kroków.
Włosy były nierówno przycięte, ta wstawka o dziewczynce i nożycach wydaje mi się być nie na miejscu. Opisuje facet. Zbyt po babsku:)
Adrianna pisze:Żałował, że prawie nie miał okazji spojrzeć jej w twarz - w brązowe, zabarwione nutką zieleni, oczy.
A może można trochę naturalniej, może kawałek dalej opisać ten kolor oczu? Bo w sumie to zdanie wygląda tu jakbyś wstawiła je tylko po to.
A gość ma chyba na głowie inne problemy - czterech dzikusów dookoła.
Adrianna pisze: Poza nimi w szałasie pozostał Ogme, ze stoickim spokojem (1) rozłożywszy przed sobą krótki miecz o bardzo szerokim, brudnym ostrzu.
Dlaczego ostrze było brudne?
Ten imiesłów sugeruje, że coś powinno jeszcze się zadziać.
Adrianna pisze:Makabe nie ufali Kloe jeszcze na tyle, by pozwolić jej zostać samej.
Albo nie ufali Aratowi?
Adrianna pisze:Przez dłuższą chwilę zajmowała się jego raną, jakby nic nie doszło do jej uszu.

To po prostu źle brzmi. Może: ignorując jego słowa, puszczając jego słowa mimo uszu, udając, ze nic nie zaszło?
Adrianna pisze:W końcu jednak spod zasłony czarnych, brudnych włosów wydobył się niepewny głos.
Pozostałabym przy klasycznym: powiedziała niepewnie albo coś w tym stylu.
Adrianna pisze:loe obojętnie wpatrywała się w to, co przeraziło dzikiego - dłoń, zakończoną zniekształconymi, pokrytymi łuską palcami, wyposażonymi w zakrzywione szpony.
Wypadałoby dodać, że to jej ręka się zmieniła, bo przez moment miałam wrażenie, że wyskoczyła z ziemi...
Adrianna pisze:Jeśli ktoś nie musiał wkroczyć między ich szałasy, to nie był zapraszany. Dlatego Sewart pozostał z dala od prowizorycznej wioski, w towarzystwie dwóch wojowników.
Prowizorycznego obozowiska, bo wioska sugeruje coś większego, rozbudowanego, co się gryzie z ta prowizorką, czyli czymś tymczasowym, zastępczym.
Adrianna pisze:Tak samo jak wstyd i wyrzuty sumienia - była jego siostrą, jego piętnastoletnią siostrzyczką! Przynajmniej tak powinno być.
Tylko że ona najwyraźniej zaczęła widzieć w tym coś innego...
No, chyba nie tylko ona widziała w tym coś innego. Swoje dołożył. Tutaj ten cały kawałek wydaje mi się być nazbyt skrótowy. To ważny moment: bohater obwinia siebie, siostrę za to co się stało. widać zarys tego jak on myśli: dość autorytarnie (zdziwienie tym, że ona ma własne zdanie, nie chce z nim wrócić), próbuje przerzucić winę (to ona coś w tym widziała, on się opierał, ale...), jakiś ślad przemocy w tej relacji (odepchnął ją, a ona automatycznie zasłania twarz ręką), rozterki, to wszystko fajnie rozwinąć. Czy zinterpretowałam dobrze - nie wiem - ale jest to ważny moment w kreowaniu bohatera, nie warto zbyt pobieżnie i szybko przeskakiwać. Trochę ten tekst jest rozkawałkowany, przez co trudniej poskładać całą historię.
Adrianna pisze:- Daj jej czas - miękki głos wydobył się z ciemności.
A kto to mówi?
Adrianna pisze: Młody, smukły wojownik o chorobliwie bladej cerze i bladoniebieskich oczach, które, jak mówiono w oddziale, umiały rozproszyć ciemności, wysłuchał w skupieniu rozkazów i uwag.
Umiały co te oczy?
Za dużo wpakowane w to zdanie.
Adrianna pisze:Płynnie opisywał liczebność plemienia, jego wojowników i słabszych, rozmieszczenie szałasów, potencjalne kryjówki, uzbrojenie dzikich.
Słabszych kogo?
A uzbrojeni dzicy to nie łapią się już w kategorię wojowników?
Adrianna pisze:Ona naprawdę tym była... Czymkolwiek być miała.
To zdanie brzmi trochę bezsensu. Tzn. po czym poznał, że ona czymś jest, skoro jest to cokolwiek?
Adrianna pisze:- Ja podjęłam decyzję.
Wystarczy: Podjęłam decyzję.
Adrianna pisze:Dowódca mamrotał jej imię w beznadziejnym sprzeciwie, pragnąc przerwać potok słów.
Mamrotanie - cicha, niewyraźna mowa. Kojarzy mi się z apatią, biernością, a on wpadł w gniew. I to na tyle duży, że przestał się kontrolować.
Adrianna pisze:Ogme rzucił się pierwszy. Sewart, dotąd zaszokowany, zadziałał odruchowo, powstrzymując dzikiego.
I w sumie nie wiem co się stało. Gdzie/na kogo się rzucił? Czym zaszokowany Sewart? Jak go powstrzymał? Co zrobił?
Adrianna pisze:Konni, przy akompaniamencie trzasku łamanych gałęzi i łomotu kopyt, wpadli do obozu, bezwzględnie tratując niskie, przykryte liśćmi szałasy. Niewielka liczebność nie miała znaczenia przy bezwzględności i sile ataku.
Trochę mi tu się ten kawałek nie klei. Konnica owszem jest skuteczna, ale znacznie mniej w lesie. Zwłaszcza, że jak rozumiem, dzicy znali ten teren dość dobrze. Wcześniej piszesz, że wiedzieli o oddziale w lesie, stąd jakoś się mogli przygotować. No i co oznacza ta siła ataku?
Nie wiem tez czy akurat bezwzględność jest czynnikiem przechylającym szalę zwycięstwa. Może raczej wyszkolenie, uzbrojenie, element zaskoczenia.
A, i co było sygnałem do ataku dla konnych?
Adrianna pisze: (1) Zdołał zasłonić dowódcę, samemu zastawiając się tarczą.
Adrianna pisze: Drewno zatrzeszczało groźnie, gdy pazury zaczęły napierać i wdzierać się (2)z zasłonę.
- Zabrać go! - wrzasnął dowódca (3). - Zabrać i cofać się! Cofać się w las!
Żołnierze chwycili bezwładnego Sewarta i odciągnęli w krzaki. Na chwilę przed tym jak tarcza poszła w drzazgi.
1. Czym zasłonił?
2. w
Nie wiem jaka to była tarcza, ale taka tylko drewniana, przed uderzeniem (obuch), słabo broni. No i ręka też by poszła "w drzazgi" po takim uderzeniu.
3. Kto tu w końcu jest tym dowódcą, bo chwilę temu, to chodziło o S. a tera chyba krzyczy to A?
Adrianna pisze:Nad jego głową przetoczyły się ciężkie głosy, po chwili tuż obok ozwało się dudnienie butów.
Err... przetoczyły się ciężkie głosy?
Adrianna pisze:- Stać, gdzie stoicie, głupcy! - zawołał najgłośniej (1) jak był w stanie. - (2) Wiedział, co rozkazuje - dodał, czując (3) całym sobą, że, gdyby nie rany, nie usłuchałby takiego rozkazu.
Ale on był stworzony do decydowania - o sobie i o innych - oni do słuchani
1. jak potrafił
2. Kto?
3. Można czuć połową siebie? Niezgrabnie wyszło, dla podkreślenia siły tego przekonania można by trochę inaczej:
Będąc przekonanym, że gdyby...
Z drugiej strony, czy ci żołnierze tak naprawdę chcieli rzucać się na potwora, który rozszarpywał zbroje na kawałki jak papier?
Adrianna pisze:Uniknął (1), po czym pochylony rzucił się całym ciężarem na (2) kobietę. Cięła niepewnie, wykręcając nadgarstek (3) - ostrze pozostawiło płytką bruzdę szybko wypełniającą się krwią.
1. czego?
2. rzucił się na nią? A potem wyjął nóż?
3. wykręcając nadgarstek? Nie wiem czym ona walczy, jakim mieczem, ale wydaje mi się to strasznie zagmatwane.
Adrianna pisze:Bezradnie patrzyła jak czarownik pochyla się nad jej bratem i przykłada ostrze do jego skroni
Skroń jest kiepskim miejscem do dźgnięcia. Lepiej w gardło.

Ogólnie przeczytałam z zaciekawieniem, bo historia wciąga. Ale mam wrażenie, że nie umiesz się zdecydować, kto jest głównym bohaterem, czyja to historia. Stąd skaczesz od jednej osoby do drugiej, tekst jest poszarpany, są liczne zmiany perspektywy, cały obraz zamazuje się. Dynamiczne opisy są mocno zaplątane, niezrozumiałe. Potraktowałabym to jako szkic - do rozwinięcia bohaterów, zwłaszcza ich emocji, żeby je bardziej uwiarygodnić, a przez to ich zachowania. Chciałaś pokazać splątaną relację brata i siostry, ale przegalopowałaś się po temacie. Zwolnij, poszerz, nie skracaj.

4
Adrianna pisze:Kucała, przygięta do ziemi, usiłując dostrzec przez gęste liście jakiekolwiek szczegóły.
Za dużo czynności i w dodatku zdanie szeleści. Podzieliłabym na dwa zdania: w pierwszym ona kucająca i bliskość ziemi, w drugim - reszta, ale dostrzec i szczegóły zamieniłabym na coś innego, żeby tak nie szeleściło.
Adrianna pisze:towarzysz-strażnik skrył się
To samo. Jęzor się zawiązuje na supeł.
Adrianna pisze:Ostrożnie, jak najciszej przysunęła się
Oraz na węzeł marynarski.
Adrianna pisze:Usłyszała, że Ogme przemieszcza się trochę w bok, by znaleźć się
Dwa węzły marynarskie.
Adrianna pisze: Czarnowłosa postać wskazała
Czytelnik, zapluty i zakneblowany własnym językiem, wydaje z siebie szalony ryk i ucieka galopem. ;) Cały akapit to jedna wielka onomatopeja, nieuzasadniona. Ale tę skłonność narratora do szeleszczenia można by jakoś wykorzystać, bo dzicy mają przecież szeleszczący język.
Adrianna pisze:Miała tylko chwilę, by otrząsnąć się z osłupienia i zareagować. Zapominając o ostrożności wyprostowała się, wpatrzona z niedowierzaniem w potężną sylwetkę. Ogme był już o krok... Zagwizdała głośno, zwracając na siebie uwagę strażnika. Z trudem wydukała parę słów w narzeczu Makabe. Dziki wynurzył się z ostępów i zwrócił podejrzliwe spojrzenie na dziewczynę. Czarne oczy wpijały się w nią groźnie spod wysokiego, ozdobionego tatuażem, czoła. Cedząc sylaby powtórzyła zdanie.
Tempo zdań nie pasuje do tempa akcji. Zdania długie, złożone, dużo czynności i w efekcie to wszystko się wydłuża, rozciąga i traci dynamikę. Skróciłabym, uprościła, może sprawdziłby się tutaj ping-pong: spojrzenie na nią, na niego, na nią, na niego. Powinniśmy być zmuszeni do zrobienia czegoś takiego:
I gdy już jesteśmy całkiem pochłonięci meczem, nagle narrator przypomina nam, że w ich stronę pędzi Arat.
Adrianna pisze:Konstrukcja, chociaż ukryta wśród rozrośniętych krzewów i młodych drzewek, była całkiem solidna i zapewniała dość miejsca, by trzy osoby mogły w niej spokojnie usiąść.
Osoby usiadły w konstrukcji? I dlaczego tam jest chociaż? Ukrycie nie jest przecież równoznaczne z niesolidnością. Może jakoś tak: Ukryta wśród rozrośniętych krzewów i młodych drzewek konstrukcja była całkiem solidna i spora. W środku mogły swobodnie usiąść co najmniej trzy osoby.

Adrianna pisze:- Uuu... - Zacmokała.
Uuu to nie jest cmoknięcie. Lepiej: zmartwiła się czy coś.
Adrianna pisze:Uśmiechnęła się niepewnie i zwróciła
Zwróciła się. Tym cmokaniem i zwróceniem likwidowałaś pewnie siękozę, ale wyszło tak sobie. Zwrócić i zwrócić się to dwa różne czasowniki. Może lepiej zrobić podmiot z uśmiechu? Coś w stylu: Na jej twarzy mignął niepewny uśmiech. Odwróciła się do dzikiego i powiedziała coś w dziwacznym...
Adrianna pisze:Odwróciła się, by odebrać przyniesione rzeczy od dzikiego, ale przez krótki moment Arat widział łzy wzbierające w oczach kobiety. Po raz pierwszy w życiu...
Zaznaczone można wyrzucić, bo wiadomo. Myślę, że tu by się przydało trochę niepewności: jemu się wydaje, że widzi łzy, ale nie jest pewien. Może odwróciła się, by ukryć łzy, a może tylko odbierała rzeczy i te łzy to tylko złudzenie. Bo on przecież nigdy nie widział, jak ona płacze. Zwłaszcza, że potem jest potwierdzenie, że ona nigdy nie płacze.

Tyle na dziś. Wrócę tu jeszcze. Pozdrawiam
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

5
Thano, jak zwykle jesteś wspaniała. Dzięki za wskazówki. Chociaż, kurcze, tego "szeleszczenia" zupełnie nie czuję :P Nie Ty pierwsza zauważasz takie fragmenty, a ja, mimo że czytam sobie to na głos, nie umiem się ustrzec.
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

6
Adrianna pisze:Kobieta szukała w niej śladów tylko jednego człowieka. Na moment przysunęła dłoń do nosa i głęboko wciągnęła powietrze. Jej serce biło w rytm oddalających się kroków Arata.
To, i w ogóle cały akapit, bardzo mi się podoba. Te dławiące łzy, ta wieczna samotność, szukanie śladów tylko jednego człowieka... to jest jak z meksykańskiej telenoweli - w innym tekście, ba, nawet w innym miejscu tego tekstu byłoby banalne, przerysowane, nastolatkowo-kurodomowo-południowoamerykańsko-przesadzone. Ale tutaj pasuje, niczym strasznie jaskrawy fragment układanki, który okazuje się słońcem. Lubię, kiedy autorowi uda się zrobić coś takiego - wziąć wytarty banał i wsadzić go w takie miejsce, gdzie puste gadanie przestaje być puste i z powrotem zaczyna być sensowne. Fajnie.
Adrianna pisze: Jeśli ktoś nie musiał wkroczyć między ich szałasy, to nie był zapraszany.
Niejasne. Może wyraźniej: ...nie znali gościnności. Między ich szałasy wkraczał tylko ten, kto musiał - zawsze bez zaproszenia, bo nie zapraszali nigdy nikogo.
Adrianna pisze:Późno w nocy w ciemnościach zaszeleściły kroki i w blasku pojawił się Arat w towarzystwie przewodnika.
Wiadomo co.
Adrianna pisze:Ocknął się dopiero na pytanie Sewarta.
Ocknąć się na pytanie? Karkołomne. Może niech on powtórzy: Ocknął się dopiero wtedy, gdy Sewart powtórzył pytanie.
Adrianna pisze:słowami popychał kolejne jednostki do działania, kreując z nich zabójczą całość.
Popychanie słowami pasowałoby bardziej do sytuacji wydawania rozkazów, nie do opisu. I średnio brzmi zabójcza całość. Powinno tu się pojawić coś bardziej konkretnego, bo trudno sobie wyobrazić enigmatyczną całość jako zabójczą.
Adrianna pisze:„Fago...? W ich języku tyle co zraniony. Tylko jakoś rzadko używają, zwykle na ranny mówi się inaczej” - wspomnienie słów zwiadowcy zagrało mu w myślach.
Zwiadowca kaleczy język, tak? To powinien kaleczyć wyraźniej: „Fago...? W ich języku tyle co zraniony. Ale rzadko używają. Raczej xyz mówią, kiedy ktoś ranny" - coś w tym stylu.
Adrianna pisze:Starcie przerwał potworny wrzask, dominujący wszystko
Przykrywający? Zagłuszający?
Adrianna pisze:spętanego szałem
Spętanego? Hm. Szał raczej pasuje do uwolnienia, zrywania okowów, dzikiego miotania się i takich tam... Może: zniekształconego?

No i końcówka. Nie pasuje mi. Nie pasuje. Ona go zabiła i tak było dobrze. Nie powinna go wskrzeszać. On nie powinien tamtego ataku przeżyć. Jeśli chodziło o pokazanie wewnętrznej walki kobiety z Fago, to kobieta powinna pojawić się przy grzebaniu ciała. Ale Arat nie powinien tego przeżyć. Był szał, Sewart patrzył bezradnie, Arina gdzieś daleko krzyczała... I tak było dobrze. Jeżeli on przeżył, to znaczy, że Autorka była zbyt miękka. Zabij go!

Opowiadanie jest bardzo ładne. Trochę można pogłębić psychologię, motywację, dylematy postaci (choćby Arat, który świadomie chce ją uważać za siostrę, a podświadomość mówi prawdę, że ona jest dla niego kimś całkiem innym - rozmaite złudzenia, koszmary senne itp.). Może dodać nieco klimatycznych opisów, bo jest pod tym względem ubogo. Ale historia czarodziejska, jak trzeba. Podoba mi się kierunek, w którym idziesz. :) Pozdrawiam.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

7
No i jeszcze raz dziękuję, Thano za włożoną pracę. Uffff... Stresuję się trochę każdym komentarzem, zwłaszcza jak wiem, że wytknięcia słuszne będą. Ale żyję, nie było tak źle. Dziękuję za kilka miłych słów. :)

Co do koncówki:
Thana pisze: Jeżeli on przeżył, to znaczy, że Autorka była zbyt miękka.
No... Eeee... No... Tego... <wstydzi się> No ja jestem miękka. Miękka jak cholera. Co napiszę tekst, w którym komuś się zbyt strasznie dzieje, to zaraz mnie wyrzuty biorą i próbuję to jakoś co najmniej załagodzić. Aczkolwiek tutaj od początku jakoś tak to planowałam... Niemniej mogę uwierzyć, że zabicie go byłoby lepszą opcją. ;)
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

8
Adrianna pisze:Niemniej mogę uwierzyć, że zabicie go byłoby lepszą opcją.
Wpisałabyś się ładnie w całą wielką mitologię ludzkości. Bo to niby nie jest prawdziwe kazirodztwo, ale zgodnie z logiką mitu, kara powinna być. I ta kara wymierzona przez Fago jest super z mitologicznego punktu widzenia, bo dziewczyna ją wymierza, chociaż tego nie chce, właściwie rana, o której ona sama nie wie, że jest raną, przejmuje kontrolę nad nią... To opowiadanko jest w gruncie rzeczy bardzo głębokie właśnie w warstwie psychologicznej, mitologicznej. Brak tej śmierci kastruje tekst, IMO.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

9
Kapuję, ciekawe podejście do tego zakończenia.

Cóż, tekst w początkowym zamyśle miał się głównie skupiać na pokopanych relacjach Arat - Kloe i Kloe - reszta świata, z fantastyczną okrasą. Ostatecznie mam wrażenie, że wyszło mi coś mocno pchnięte w stronę fantastycznej przygodówki, że pouciekały mi akcenty z odpowiednich miejsc. Ale cieszę się, że coś z tej głębszej wersji da się wyłowić.

Myślę, że tutaj trochę mi zaszkodziło to, na co zresztą wskazała Caroll:
Caroll pisze:Potraktowałabym to jako szkic - do rozwinięcia bohaterów, zwłaszcza ich emocji, żeby je bardziej uwiarygodnić, a przez to ich zachowania. Chciałaś pokazać splątaną relację brata i siostry, ale przegalopowałaś się po temacie. Zwolnij, poszerz, nie skracaj.
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

10
Adrianna, ciekaw jestem w którą stronę pójdziesz w pisaniu - w tym tekście rywalizują dwie tendencje - przygodowo rozrywkowa powiedzmy oraz poszukiwanie nieco głębszej problematyki. Nie jest problemem sama idea wymieszania obydwu tendencji, problemem jest znalezienie równowagi pomiędzy nimi.
Tutaj wszystko jest rozchwiane. Zbyt rozbudowany temat wojskowy (szczególnie pierwsza scena zamieszania), potem przekazanie czytelnikowi sygnału, że interpretacji należy szukać w tragedii antycznej, ale z drugiej strony potraktowanie tego zbyt powierzchownie... Ostatecznie to dylemat Kloe powinien być osią opowiadania, a nie jest.
Masz talent do pisania lekko - dobrze się to czyta, ale jeśli chcesz nadać swoim tekstom więcej głębi postaraj się postawić w sytuacji czytelnika, który także oczekuje więcej niż od prostej rąbanki.
Pozdrawiam
http://ryszardrychlicki.art.pl

11
Dziękuję, smtk69 za opinię :) Z tym rozchwianiem i zamieszaniem w Fago na pewno masz rację. Jak już wspominałam - akcenty wylądowały mi nie tam, gdzie zamierzałam. A nad znalezienie złotego środka jeszcze będę pracować :)
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

12
Ta część wydała mi się mniej spójna niż poprzednia, częściowo może za przyczyną pierwszego akapitu. Bardzo starannie rejestrujesz zachowania Kloe, wprowadzasz migawkowe ujęcia pozostałych postaci, lecz cała sytuacja nie jest dla mnie jasna. Po jednej stronie - Kloe i pilnujący jej Ogme, czekający z mieczem na żołnierzy, a po drugiej - kto? Kim jest czarnowłosa postać oraz dziki z wytatuowanym czołem? Nie chodzi mi oczywiście o jego dokładną prezentację, lecz o funkcję, jaką tam pełni. To przewodnik Sewarta i Arata?
Adrianna pisze:Ogme był już o krok... Zagwizdała głośno, zwracając na siebie uwagę strażnika. Z trudem wydukała parę słów w narzeczu Makabe. Dziki wynurzył się z ostępów i zwrócił podejrzliwe spojrzenie na dziewczynę.
Ogme, strażnik i dziki - ile mamy osób w tym fragmencie?

Dalej jest jaśniej, chociaż też z pewnymi komplikacjami.
Adrianna pisze:Kobieta sięgała Aratowi ledwie do ramienia, jakby dla podkreślenia kilkunastoletniej różnicy wieku. Czarne, długie włosy, przycięte, jakby mała dziewczynka dopadła w szale zabawy nożyce, huśtały się na plecach, w rytm pewnych kroków. Wojna wysmukliła jej sylwetkę, jeszcze bardziej podkreślając wrodzoną krągłość bioder.
1. Różnica wzrostu, postury, itp. nie wiąże się z różnicą wieku, przynajmniej po okresie dorastania. Kloe mogłaby być nawet starsza od swego brata, a widok byłby identyczny. Lepiej tu użyć jakiegoś bardziej ogólnego wyglądała przy nim jak dziewczynka, co podkreślały jeszcze nierówno przycięte... czy podobnie.
2. Wyrzuciłabym pewnych. Pewne=zdecydowane i pewne=jakieś, bliżej nieokreślone. Niby wiadomo, co wybrać, ale czytając, potknęłam się na tym.
3. Za duży skrót myślowy z tą wojną. Widziałabym tu raczej prostsze Wyszczuplała (wychudła?) na wojnie, przez co bardziej widoczna stała się wrodzona... czy podobnie.
Adrianna pisze:Dotąd nieruchoma 1.sylwetka Ogme drgnęła i przybliżyła się ku niej. 2.Dziki wyciągnął rękę, dotknął włosów dziewczyny. 3.Dłoń wystrzeliła z ziemi, chwytając go stanowczo za przegub. Twarz mężczyzny wykrzywił grymas strachu. Szarpnął się i wypadł z szałasu, zduszonym głosem nawołując szamana. Kloe obojętnie wpatrywała się w to, co przeraziło dzikiego - dłoń, zakończoną zniekształconymi, pokrytymi łuską palcami, wyposażonymi w zakrzywione szpony.
1 i 2. Dlaczego sylwetka Ogme, a nie po prostu on sam? Gdybyś napisała, że siedzący dotąd nieruchomo Ogme drgnął, przysunął się, itd, miałabyś spójny opis, bez wprowadzania dodatkowego podmiotu, jakim jest dziki. Tym bardziej, że w tym fragmencie dziki znów się pojawi.
3. Ja naprawdę odczytałam to tak, że w tym szałasie wyrosła z ziemi jakaś szponiasta dłoń, zupełnie niezależna od osób, które tam siedziały. W takim świecie fantasy wszystko się może zdarzyć.
Adrianna pisze:Kowal Wojny zdecydowanym, władczym głosem opisywał przebieg nadchodzącej walki, słowami popychał kolejne jednostki do działania, kreując z nich zabójczą całość. Arat zawsze pozostawał dowódcą. Nawet przytłoczony ciężarem ostatnich wydarzeń, nie pozwolił sobie na rozproszenie. Płynnie opisywał liczebność plemienia, jego wojowników i słabszych, rozmieszczenie szałasów, potencjalne kryjówki, uzbrojenie dzikich.
WWWSewart wiedział, jaki będzie finał tych planów - rzeź.
A to mi nie pasuje już ze względów czysto fabularnych. Owszem, jest wojna, zaś Arat jest Kowalem Wojny. Ale cechą dobrego stratega jest osiąganie założonych celów po minimalnych kosztach własnych. Wyrżnięcie całego plemienia po to, by uwolnić Kloe, która zresztą wcale tego nie chce, to tak, jakby rzucać do walki dywizję tam, gdzie wystarczyłby oddział komandosów. Tutaj widziałabym raczej akcję znacznie bardziej kameralną, jakieś przemyślane porwanie, które też mogłoby przynieść podobny skutek, jeśli chodzi o los Arata. W końcu, emocji kipiących w dziewczynie jest tyle, że nie trzeba ich wzmacniać powszechną rzezią.
I tu mam spostrzeżenia bardzo podobne do tego, o czym pisał smtk. Ograniczenie tego epicko-wojennego sztafażu dobrze wpłynęłoby na pogłębienie psychologicznego aspektu historii, którą opowiadasz. Bo ona znakomicie nadaje się do rozegrania właśnie w wersji kameralnej.
A co do innych kwestii - czasem ciężko jest usmiercić bohatera, to prawda. Któraś z polskich autorek kryminałów tak to ujęła w wywiadzie: płaczę, ale zabijam. Cóż, kryminał ma swoje reguły. A w innych przypadkach, kiedy nieboszczyk nie jest obowiązkowy?
Wydaje mi się, że tutaj dużo zależy od tego, co mogłoby być dalej. Nie chodzi mi o pisanie jakiegoś dalszego ciągu, lecz o wyobrażenie sobie "dnia po" w sytuacji, kiedy Arat przeżył. Jak wyglądałyby wówczas relacje pomiędzy nim i Kloe? Czy ten atak fago miał rzeczywiście skutek katartyczny, czy możesz wyobrazić sobie ich oboje siedzących naprzeciwko siebie, pogodzonych, rozmawiających o przyszłości? Jeśli tak, to znaczy, że ten wariant jest równie wiarygodny, choć nie tak dramatyczny, jak ten ze śmiercią Arata.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

13
Dziękuję, Rubio, za opinię :)

Widzę, że tam na początku ostro narozrabiałam. Co do "wysubtelnienia" samej akcji, to właściwie dobre spostrzeżenie. Nie pomyślałam. Ciekawa opcja.

Cóż, ogólnie widzę, że sporo niespójności powskakiwało mi do opowiadania. Dziękuję wszystkim za spojrzenie na całość. Mam nadzieję, że za czas jakiś coś lepszego będę mogła tu pokazać. :)
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

14
Adrianna - uwagi powyższe, moim zdaniem, mają swe źródło w tym, że tu jest nagromadzona energia potencjalna powieści. To jak koncert symfoniczny zagrany przez kwartet. Myślę, że i postaci, i zdarzenia, a przede wszystkim uniwersum przedstawione jest z większego formatu.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”