Na dworze nic nie zapowiadało burzy, która miała niebawem najdeść a to przecież bardzo rzadkie zjawisko. Zwykle panuje złowroga cisza przed burza a tu nic, zupłenie inaczej, zupełnie mormalnie cokolwiek miało znaczy to słowo. Granatowy prawie nowiutki renault z zaciemnionymi szybami i długą radioanteną na dachu zatrzymał się przed budynikiem do biura zarządu. Wysiadł z niego mężczyzna w idealnie skrojonym, czarnym garniturze. Miał na sobie ciemne okulary, które współgrały z kolorem garnituru i jego włosów. Wszedł pewnie do budynku zamykając za sobą duże plastikowe drzwi wejściowe.
Dlaczego akurat ja ? -zapytał mężczyzna który podjechał pod budek zarządu
Zadajesz dziwne pytania, ale ok jesli chcesz to ci odpowiem. Po prostu chcę żebyś to Ty podjął się tej akcji. Co w tym dziwnego?- odpowiedział siwiejący z lekka mężczyzna po drugiej stronie biurka.
Dobrze, rozumiem.Kto jeszcze ze mną bierze udział w operacji?-zapytał
Anna i Grzesiek, także będziecie we trójkę. Wszystko jest już załatwione.
Wyjazd jest jutro o siódmej.
Dobrze, mam czas się jeszcze spakować.
To jest plan operacji i wszystko co potrzebne . A kryptonimy odbierzecie odemnie jutro przed wyjazdem, do widzenia- powiedział sucho przełożony.
Do widzenia-odparł Robert i wyszedłz pokoju.
W małej salce otworzyły się drzwi pierwsza weszła szczupła niska blondynka z plakietką psycholog, w ręku miała plik różnych dokumentów, które połozyła szybkim ruchem na biurku. Możecie zająć miejsca, włączyc komputery i zaczął rozwiązywać test. Macie na to 60 minut czasu, do żadnego pytania nie można powrócić raz podana odpowiedź jest ostateczną-powiedziała spokojnym, ciepłym głosem. Iwa zajęła pierwsze lepsze miejsce i zaczęła rozwiązywać test, pytania, które czytała były dziwne. Nie tak to sobie wyobrażała w sumie pytanie czy miewa nocne koszmary nie miało nic wspólnego z sensem tego po co tutaj przyszła. Ale cóż trudno udziele wszystkich odpowiedzi i wyjdę. -pomyślała Chyba nic z tego nie będzie pomyślała patrząc bezmyślnie w komputer kiedy czytała kolejne jakby z kosmosu pytanie. Po 50 minutach czytając ostatnie pytanie myślała ze mózg jej się zlasował, czuła w głowie taką pustkę że nie była wstanie juz myśleć czy w ogóle jej odpowiedzi były sensowne. Wstała i pożegnała się uprzejmie, wyszła na korytarz. -O matko, co to były za pytania, nie wiem w ogole co ma do tego wszystkiego związek czy mam koszmary w nocy -powiedziała do słuchawki telefonu wychodząc z budynku. -Nie przejmuj się, a to co Ty nie wiedziałaś o tym ze takie pytania będą ? -zapytała mało zoorientowana w wewnętrznych procedurach mama Iwy. -Mamuś skąd mogłam wiedziec jakie pytania bedą na teście przecież to tajemnica. - Ale jak Ci poszło?-zapytała zniecierpliwiona. - Nie wiem, chyba niezbyt dobrze Miałam straszny mętlik w głowie, wszystko mi się pomieszało. -Ojj zawsze tak mówisz a poźniej jest dobrze. -Pogadamy w domu, jak przyjde. -ok ,pa. Chowając telefon do kieszeni zauważyła że nagle lunął jak z cebra deszcz, wielkie krople spadały bez żadnego ostzreżenia, uprzedzenia. -O matko!-powiedziała na głoś Iwa. Wskoczyła pod drzewo na placu na przeciwko budynku z którego wyszła. -To tylko deszcz, tylko deszcz. -pomyslała. Stala tak dwie minuty, może trzy ale deszcz nie dawał za wygraną. -Dobrze, że jest chociaz ciepło. Zaczęło grzmieć i z niepozornego deszczu urodziła się prawdziwa burza. Przez jej głowę zaczęły przenikać dziwne myśli, czuła w tej krótkiej chwili jakby jej życie było bardzo bardzo malutkie, nic nie znaczące i do tej pory niezbyt udane. Zawsze muszą mi się przytrafiać takie dziwne niespodzianki.Moje życie w sumie składa się z samych niespodzianek. Nie wiedząc czemu pomyślała o swoich ostatnich latach, w sumie najważniejszych w jej życiu. Kiedy studiowała, pracowała i zakochała się. To był wtedy takie inne niż obecnie, teraz z perspektywy czasu, żałuje nietórch rzeczy, chwil, ludzi i decyzji, które już nie wrócą. Wyciągnęła jeden wniosek patrząc wstecz na swoją przeszłośc, że za mało walczyła o swoje dobro o swoje szczęscie. O to co jej się należało, a za dużo przejmowała się wszystkimi wokól, ich zdaniem, co oni sadzą, co myślą. A za mało tym co ona chce, co czuję, nikt przecież jej teraz nie pocieszy, nie przytuli. I po co to było? pytała siebie w myślach po co te przejmowanie się, dręczenie, patrzenie na wszystko wokół, na szczegóły, na innych bo przecież jest teraz w gruncie rzeczy sama. Nie ma wokól niej tych wszystkich ludzi z którymi kiedys sie tak liczyła. Nie ma ich, poszli w swoje strony, patrzą na swoje życie, rodziny, na to co soba reprezentują i kim są. Zaglądają tylko do znajomych zobaczyc jak im się zyje, jakie mają związki, dzieci, jaką pracę. Dlaczego nie była taką egoistką? Nie patrzyła na swoje życie, na swoje dobro i na...uczucia. Dlaczego nie walczyła o uczucie, te kóre przyyszło nagle do niej, o którym nie może zapomnieć. Nawet nie zdawała sobie wtedy sprawy jak bardzo była zakochana. Stała tak i myslała o swoim życiu nie zauważyła jak od paru minut deszcz już przestał padac. Wyszła z pod drzewa i szybkim krokiem poszła w kierunku przystanku tramwajowego.
- To jest takie dziwne, mam pustkę w głowie-powiedział Marek siedząc przy starym stole i patrząc tępo w biały obrus. - Ale co jest dziwne?-zapytała starsza, siwa kobieta. Była bardzo szczupła, może nawet za szczupła, miała 72 lata, żyła sama w niedużym mieszkaniu. Cieszyła się kiedy ktoś z rodziny ją odwiedził. Ale najbardziej rozpromieniała się na widok Marka, był jej ulubionym wnuczkiem. On jeden najczęściej do niej przychodził. Może dlatego, że najbliżej mieszkał a może dlatego, że ona rozumiała go w pewien sposób, wierzyła że wbrew wszystkiemu jest dobrym człowiekiem. Wbrew temu czym się zajmuje, co robił wcześniej, że parę razy schrzanił sobie zycie. Ona miała do niego cierpliwość, czuła jego obecność, jego myśli. Była ciepła, spokojna i taka mądra.
- No, że teraz pisaliśmy ze sobą. Że się spotkaliśmy. Że ona jest sama i ja tez. No ogónie taka dziwna sytuacja. - wydusił to z siebie Marek po dłuższej chwili. Babcia zauważyła rumieniec na jego twarzy i to, że jakoś jest dziwnie zawstydzony tym tematem. Nie musiała już o nic więcej pytać Wiedziała, że mimo, że rozstali się już dawno wyczuła, że była dziewczyna wnuczka nie jest mu wciąż obojętna. - Kochałeś ją -stwierdziła nagle patrząc na niego. - Tak- odpowiedział cicho jej wnuczek. Wiedziała o tym, czuła to kiedy razem ją odwiedzali. On z Iwą, byli tacy, tacy cieżko wtedy było to nazwać...ale może subtelni to chyba było dobre słowo okreslająca wtedy ich razem. A może to co ich łączyło. Niewidzialna nić porozumienia, uczucia, które z każdym dniem było coraz większe a oni sami nawet nie zdawali sobie z tego sprawy. Nawet nie wiedzieli wtedy jak duża więź ich łączyła. Ona to widziała patrząc na nich, że między nimi jest obecne to co najważniejsze na świecie, że to jest w nich. Popatrzyła na niego jeszcze raz i dodała ale tym razem już w myślach -Nadal ją kochasz.
- Będe leciał. Babciu. Mam dziś znowu nockę. Mamy jakies dziwne działania zaplanowane. Cześć- powiedział Marek i wyszedł. Babcia długo patrzyła za nim przez okno dopiero jak odjechał swoim samochodem zaparzyła sobie herbatę. -Hmm, pomyślała oby mój wnuczek był szczęsliwy, zasługuje na to mimo jego wad i paru błędów które popełnił w życiu. Oby im się ułozyło i wrócili do siebie bo o uczucie do niej nie powinnam się martwić to widać, że ono jest wciąż w nim.
Robert i jego koledzy z pracy wysiedli z granatowego Renaulta, kierując się z bagażami do drzwi hotelu. Każde z nich miało oddzielny pokój, ale obok siebie. Korytarz hotelu był oświetlony ciepłymi, żołtymi lampami wokół piekne ściany, sufity ozdabiane pozłacanymi żyrandolami. - No. No, w sumie fajne warunki. Nie spodziewałem się aż takiego luksusu. - Ja też nie, -odparła Anna.
- O piętnastej mamy obiad. Do zobaczenia.
Ten plan dość średnio mi się podoba-pomyślał Robert. - Czytałeś cały plan operacji?-spytał Grzesiek -Tak, ale troche się obawiam. W sumie to nie wiem czego, chyba pierwszy raz podczas akcji. Dziwne-zaśmiał się Robert. Jego czarne oczy znacząco błysnęły przez chwilę w świetle. - Kobieca intuicja? Ha ha- zapytał kolega po fachu. -Jasne, ale miejmy nadzieje, że wszystko uda się tak jak mamy w planie operacji. Bo inaczej nie będzie już tak różowo he,he. Robert wziął gruby zbindowany plik kartek i zaczął uważnie przeglądać. -Dobrze, że chociaz mamy na to troche czasu. O siódmej wieczorem musimy zameldować się w w ich biurze na HaupStrasse. Czyli w sumie już musimy powoli się zwijać. - Znasz Berlin?Bo ja tak średnio w sumie. Nie bywałem tu często.-przyznał się Grzesiek. -Stary, wyluzuj od czego mamy nawigację w aucie. - odparł Grzesiek zamykając drzwi do swojego pokoju.
-Moj niemiecki jest do dupy-powiem ładniej -jest bardzo zły-powiedziała Anna zupełnie poważnie i poprawila swoją garsonkę aby nie pogniotła się w samochodzie.- O! Niezle Anno nie wiedziałem, że uzywasz takich ostrych słów, wszystko temu do tej pory zaprzeczało, haha- nie mógł powstrzymać śmiechu Robert. - Nie mogę po prostu w to uwierzyć, że nagle taką żyletą błyśnełaś- dodał Grzesiek. - Ojj tam po prostu nie chce mi sie gadać po niemiecku-wróciła do dawnego tonu Anna. -Dobra ja mogę szprechać ale troche juz wyszedłem z wprawy, kurs skonczyłem rok temu. -Ale masz certyfikat więc, luzik-powiedziała Anna.
Biuo Zarządu w Berlinie odbiegało i to w dużym stopniu standardami od biura w Polsce. Te było bardziej zamknięte, niedostępne i bardzo nowoczesne. Chyba bardziej się już nie dało tego uchronić przed "atakiem" z zewnątrz. -Myślałem że u nas mamy nowoczesne biuro ale chyba się troche pomyliłem. Rozminęła się już na zawsze moja wizja nowoczesnego biura-Grzesiek był wyraźnie oszołomiony tym co tutaj widział. Dla Roberta był to tylko szczegół a że nie zwraca on większej uwagi na szczegóły nie wruszał go fakt bardzo innowacyjnego biura w Berlinie. Po około dwóch godzinach cała trójka wyszła z budynku berlińskiego oddziału. -Ale paplaniny w sumie mogło to trwać pół godziny a nie dwie, powiedział Grzesiek patrząc na zegarek w telefonie komórkowym. - Idę na zakupy-powidziała Anna nagle. Obaj popatrzeli na nią i w tym samym czasie wybuchnęli śmiechem. -No co?Nie mogęprzecież przegapić promocji w Berlinie?-zapytała koleżanka po fachu. - Nie, no oczywiście, że nie możesz przegapić- odpowiedzieli prawie chórem obaj koledzy.
-Operacja "czerwony punkt" wydaje mi się troche za prosta. Skoro mamy tylko zrobić całą akcję, po co było aż tyle przygotowan do niej? Po co omawailiśmy to tyle czasu u nas w Polsce i jeszcze tutaj?Kurde coś mi tu śmierdzi-podzielił się swoimi spostrzezeniami Grzesiek. Czekał na zdanie Roberta. Obaj bardzo się różnili – we wszsytkim dosłownie zaczynając od wyglądu kończąc na charakterze i sposobie pracy. Ale nie ulega wątpliwości, że Grzesiek bardzo cenił Roberta jako kolege po fachu. Obaj byli agentami CBŚ ale Robert znał się lepiej na tej robocie. Co tu ukrywać miał nawet wyższy stopień oficerski i dłuższy staż pracy, był od niego po prostu lepszy. - Hmm, powiem krótko, od samego przyjazdu tutaj czuję dziwny lęk, w sumie pierwszy raz w życiu. To głupie ale pierwszy raz w życiu boję się, tylko jeszcze nie wiem czego. Mam nadzieję, że to minie- odpowiedział powaznie Robert. - A gdzie ta Anka się zgubiła? Zasłabła w tym sklepie czy co?-zniecierpliwił się Grzesiek wybierając w tym samym czasie numer telefonu komórkowego koleżanki.
Przyszedł list z kadr mamuś, proces rekrutacji został przerwany. Czyli jednak tak jak się spodziewałam. -powiedziała Iwa zupełnie bez żadnego wyrazu emocji na twarzy. Tak jakby wypowiadała tą kwestię co najmniej ze sto razy. - No i dobrze, nie chciałam i nadal nie chce, zebyś pracowała w tych służbach. Wystarczy, że miałaś już wiele stresów w życiu, potrzebne Ci jeszcze to? Po co?Chce żebyś miała normalną pracę, dziecko. Iwa niespodziewanie przerwała mamie-Oj już wystarczy, mamo daj spokój. - Nie mówiłam Ci ale przygotowałam sobie plan B na wypadek gdyby jednak stało się tak jak się stało teraz. Wyjeżdzam do Niemiec. Byłam już w biurze pośrednictwa pracy. W Berlinie mieszka schorowany dziadek pojade się nim zaoopiekować. - Co takiego?Ty wiesz jak ta praca wygląda? Ale jak Ty to sobie wyobrażasz?-zapytała zdezorientowana i wyrażnie zdenerwowana matka Iwy. -Normalnie-odpowiedziała córka i nie zamierzała wcale zniechęcać się słowami troche jednak przewrazliwionej ale bardzo ją kochającej mamy.
- Jej, jak ja nie znosze tych nocek- powiedział Marek popijając kawe z McDonalda i siedząc w dużym oznakowanym samochodzie. - Nie marudź i nie śpij- odpowiedział jego wieloletni kolega z pracy. - Powiedz lepiej jak sprawy się mają? -Jakie sprawy?-zapytał Marek. - Sercowe sprawy, gadasz z Martą?-zapytal go kolega. -Coś Ty, ona nie chce ze mną gadać i może lepiej. Nie byłem wzrorowym facetem. Nie wyszło. - powiedział ze smutkiem w głosie. -Żałujesz?-zapytał go. - Nie wiem, chyba nie. Zmęczyło mnie bycie z nią. Powiedział trochę bez przekonania Marek. - Taka dziewczyna, wiele facetów u nas za nią biega. A Ty tak po prostu odpuszczasz. Ja bym żałował. - podpuszczał go Kamil z wyraźną ekscytacją w głosie. Chciał dowiedzieć się coś więcej od Marka. - Żałuje, że się rozstałem ale nie z nią. - powiedział niespodziewanie Marek. - A z kim?- zapytał lekko zdezorientowany kolega. - Żałuje ze rozstałem się z Iwą, kurde nie moge tego przeboleć- wydusił z siebie Marek. - Czujesz coś nadal do niej?-ciągnął "przesłuchanie" Kamil. - Tak. -odpowiedział koledze Marek. - To na co czekasz powiedz jej to samo co teraz mnie - powiedział Kamil jakby odkrył Amereyke i postanowił podzielić się tym z kolegą. - Ona o tym wie.-odpowiedział spokojnie Marek. - I co?-zapytał go z niecierpliwoscią. - No i nic. -powiedział to i w sumie zdał sobie sprawę ze swoich słów, które w tym momencie brzmiały po prostu super beznadziejnie i z tego jak ta cała sytuacja z boku wygląda. On lubiał mieć dystans do dziewczyn, nie poczuł do żadnej innej dziewczyny tego co do niej. Lubiał rozdawać karty, mieć władzę nad nimi z Iwą jednak było inaczej, nie umiał nic zaplanowac, podjąc żadnej gry, próbował oczywiście ale kiepsko mu to wychodziło. To wszystko przez to co czuł do niej, to było dla niego zupełnie dezorientujące. I miał świadomość tego, że jeśli chodzi o ich relacje nie może być niczego pewnien. To jest takie niesamowite i dotarło do niego nagle to, że był pewnien tylko dwóch rzeczy że naprawdę bezwarunkowo ją kochał i że...nadal ją kocha.
Iwa siedziała na ławce w swoim ulubionym i zarazem największym parku w mieście przez który przepływała mała rzeczka a po niej dryfowała dość liczna gromada wciąż głodnych kaczek. Wpatrywała się w nie opierając ręce o kolana i biła się ze swoimi własnymi myślami. Dlaczego to wszystko musi być takie..pogmatwane?Zapytała się w myślach. Nawet nie zauważyła jak powoli podszedł do niej Marek. Przywitał się i posłał jej jak zawsze przelotne, dość wymowne spojrzenie. Między nimi było bardzo silne uczucie, które uwalniało się powoli kiedy spotyakali się, dozując ich wewnętrzne emocje. Usiadł obok i spojrzał znów na nią, w tym momencie ich oczy zderzyły się i wpatrywały w siebie ułamki sekund jakby dłużej nie mogły wytrzymać. To było ich piąte spotkanie odkąd znowu zeszły się ich drogi, a może odkąd znowu dali sobie szanse. To niewiarygodne jak życie może zadziwić w swoimi scenariuszu. Byli pare lat temu razem, siedzieli na tej ławce prawie cztery lata temu i siedzą tutaj znowu dzisiaj. Po co?- no właśnie to było najważniejsze pytanie. Dlaczego znów tutaj siedzą razem skoro raz im nie wyszło, skoro później oboje byli z innymi partnerami, i wciąż nie mogli o sobie zapomnieć.
- Myślałeś dziś o mnie.
- Myślałem
-To dziwne ale czuje, po prostu wiem, że o mnie myślisz.
-Dostałam propozycje pracy
- Tak? A jaką?
-W Niemczech. Musiałabym wyjechać na jakis czas. Praca polega na opiece nad schorowanym i starszym dziadkiem, który sam mieszka w Berlinie.
-Aha. I co chcesz pojechać?
-Nie wiem. Chyba pojadę ale nie na długo. Zobacze jak to będzie wyglądało i w ogóle. Może to głupio zabrzmi ale chciałabym mu pomóc. Zał mi go.
Marek popatrzył na pływające kaczki i na drzewa obok. Nie wiedział co ma powiedzieć co zrobić i jak zareagować. Był mistrzem w tłumieniu i kontrolowaniu swoich emocji nawet w jej obecności. Miał to po prostu wytrenowane tak, ze spokojnie mógły dostać za to medal. Iwa nagle oparła głowę o jego ramię poczuła, że chce się przytulić do niego. On dotknął powoli jej dłoni, złapał za ręke i objął. Był prawdziwym twardzielem psychicznym i fizycznym, przy niej jednak zapominał o tym, chciał tylko przytulać się do niej, czuł się wtedy zupełnie bezbronny. Nigdy jej o tym wprost nie powiedział. Wiele rzeczy jej nie mówił, które dotyczyły jego uczuć. Tłumił je w sobie, tak jakby się ich bał. Iwa zrobiła to co chciała od pierwszej chwili spotkania objęła mocno Marka i przytuliła się do niego powoli. On zaczął powoli przesuwać reką po jej włosach, plecach. Ich spojrzenia znów się spotkały, nie musieli nic mówić patrzyli w siebie jakby byli zupełnie sami w parku nie zwracając uwagi na przechodzących obok nich ludzi z psami. Siedzieli objęci i patrzyli sobie w oczy, jej dłoń dotknęła jego bladego policzka. On patrzył na jej twarz, oczy, usta. Zblirzył powoli swoje usta do jej ust, dotknął dłonią jej twarzy i pocałował. Iwa spojrzała znów w jego oczy, patrzyła i nie mogła oderwac od niego wzroku. -Kocham Cie, nigdy nie przestałem. - Wiem.
Czerwony punkt
1
Ostatnio zmieniony pn 11 cze 2012, 11:50 przez smerfetka1602, łącznie zmieniany 3 razy.