Stypa u Siwego (I) (miniatura, 1-szy fragment)

1
Mały Grabarz.
Średni Grabarz.
Trzeci Grabarz.
Osoba towarzysząca Małemu Grabarzowi.
Osoba towarzysząca Drugiemu Grabarzowi.
Osoba towarzysząca Trzeciemu...
- Gdzie twoja kobieta? - spytał Siwy, gdy spostrzegł, że miejsce obok Trzeciego Grabarza jest wolne. Ten zaś wzruszył tylko ramionami, jakby na nic więcej nie było go stać.
- Gdzie twoja kobieta? - Siwy powtórzył pytanie. I dalej zero odzewu, tylko znów ten gest udawanej obojętności i smutne spojrzenie, które się dostrzegało, kiedy wzrok przebił się już przez gęsty dym. Ten gęsty dym zaczynał wówczas drażnić, mimo że wcześniej wydawał się nie mieć znaczenia.
- Zgaś to - rozkazał Siwy surowo, winą za swoje niezadowolenie obarczając zaciągającego się po raz któryś Małego Grabarza. Na widok wściekłości malującej się na twarzy Popielatowłosego, zadusił prędko fajkę i wsunął do szufladki pod stołem.
- Gdzie twoja kobieta? - padło po raz trzeci pytanie. - Dlaczego nie ma jej tu z tobą?
Trzeci Grabarz znowu odegrał nieprzejętego. W pewnej chwili sięgnął po wymiętego papierosa i już miał go zapalić, gdy pięść Siwego trzasnęła w stół. Sztućce podskoczyły, zebrani niemalże rozpierzchli się po sali. Z Siwym nie warto zadzierać.
- Nie mam kobiety - wyznał Trzeci Grabarz.
Większość okazała zdumienie. Nawet Popielatowłosy.
- Jaka kurwa? - wydusił przez ściśnięte gardło.
- Ano taka.
- I ty przez te lata leciałeś z nami w chuja?
- Leciałem.
- Po co?
- Bo się wstydziłem.
Oczy wszystkich powędrowały w stronę Trzeciego. Siwy aż się wzdrygnął.
- Rozumiem - odparł zupełnie spokojny. - Moi drodzy, nie przerywajmy sobie. No, proszę wprowadzić orkiestrę! - Wykonał ten swój charakterystyczny, szeroki ruch i do sali wkroczyli muzycy. - Panowie, zacznijcie od czegoś wesołego!
I zaczął się koncert różnych kultur: mieliśmy w swoim gronie Polaków, więc nie obeszło się bez mazurka; byli pośród nas Ukraińcy, musieliśmy pozwolić, by zaprezentowali rodzimy folklor; byli Niemcy, gotowi do upadłego zachwycać się ojczystymi kompozytorami. Długo by tak wymieniać.
Wreszcie nadeszła pora na sentymentalny kawałek.
- Co zagrać? - zapytał ktoś z bandu.
W tej sprawie decydujący głos należał do Siwego. - Co zagrać? - powtórzyłem mu pytanie.
- Gary’ego White’a w duecie z Vivien Kelly - odparł.
Nazwiska znałem, ale nie miałem pojęcia, o jakim utworze może mówić. Przyznałem się więc, że nie znam ani jego kawałka, który White nagrał z Kelly.
- Orkiestra będzie wiedziała, o co proszę - obiecał i zniknął na zapleczu.
Wróciłem do sali.
- Duet White i Kelly.
Członkowie bandu popatrzyli po sobie, nie ukrywali zdziwienia.
- Coś nie tak? - spytałem, chcąc ich ponaglić.
- Wcześniej zażądał...
- ... wolnej piosenki, sentymentalnej, rozumiesz - dokończył saksofonista, odłożywszy instrument.
- A to nie będzie wolna, sentymentalna piosenka?
Jak jeden brat pokręcili głowami.
- To „Got My Mojo Working“. Nic z tych rzeczy - wyjaśnił. Potem odwrócił się do swoich. - Panowie, myślicie, że Siwy się pomylił?
Zaprzeczyli.
- To nie w jego stylu - stwierdził któryś.
- Więc co robimy?
- Radzę go nie wkurzać, i tak nie jest dzisiaj w humorze. - Muzyk wrócił po saksofon. - Gramy!
Wtedy się zaczęło: tłum, przygotowany na płaczliwą melodię, wpijał we mnie zniecierpliwione, może wręcz obrażone spojrzenia.
- To nie ja - wyszeptałem.
Niespodziewanie na salę wkroczyła brygada złożona z co najmniej sześciu uzbrojonych po zęby typów; każdy z nich ściskał oburącz ciężki strażacki topór. Zaczęła się rzeź.
Ostatnio zmieniony pn 07 maja 2012, 11:46 przez gabim, łącznie zmieniany 3 razy.

2
Długie to będzie? Bo stoi, że fragment miniatury, a to już w zasadzie miniatura jest.
Jesli fragment, trudno się wypowiadać o fabule, nie znam całości, na ten moment nic się specjalnie nie krystalizuje. Trudno więc o jakieś uwagi.

Trochę dziwnie na początku. To nie jest tak, że źle. Mnie brakuje tam jakiegoś zdanka poprzedzającego, a nawet więcej. Jakiś opisik otoczenia, stwierdzenie że oczy przejechały po biesiadnikach. Ale zamysłu i całości nie znam, więc to luźna uwaga.
Gabim pisze:- Gdzie twoja kobieta? - spytał Siwy, gdy spostrzegł, że miejsce obok Trzeciego Grabarza jest wolne. Ten zaś wzruszył tylko ramionami, jakby na nic więcej nie było go stać.
Pierwsze pogubienie - uważam za zbędne. Początek byłby żwawszy, bardziej wartki bez tego opisu, bo to jest kwestia, której czytelnik łatwo się domyśli. Oczywiście gdyby to wywalić, ciąg dalszy trzeba byłoby przebudować.
Tak samo zbędne jest "zaś", to jest zapychacz, który umętnia potok wypowiedzi a nic nie znaczy i nic nie daje. Nawiasem mówiąc, to zdanie powinno być w normalnej narracji, nie we wtrąceniu do dialogu.
- Gdzie twoja kobieta? - Siwy powtórzył pytanie. ENTER I dalej zero odzewu, tylko znów ten gest udawanej obojętności i smutne spojrzenie, które się dostrzegało, kiedy wzrok przebił się już przez gęsty dym. Ten gęsty dym zaczynał wówczas drażnić, mimo że wcześniej wydawał się nie mieć znaczenia.
I znów, ciąg dalszy w kolejnym akapicie, w normalnej narracji.
Dalej - potocznie w znaczeniu "znów", moim zdaniem źle.
Potem powtórzenie, jakoś tak po najmniejszej linii oporu.
I cąły ten opis zrozumiały, ale mętny nieco.
- Zgaś to - rozkazał Siwy surowo, winą za swoje niezadowolenie obarczając zaciągającego się po raz któryś Małego Grabarza. Na widok wściekłości malującej się na twarzy Popielatowłosego, zadusił prędko fajkę i wsunął do szufladki pod stołem.
Czemu popielatowłosy z wielkiej litery?
I podmioty się pogubiły. W tym układzie to Siwy zgasił fajkę.
- Gdzie twoja kobieta? - Padło po raz trzeci pytanie.
Jak widać wyżej.
Trzeci Grabarz znowu odegrał nieprzejętego. W pewnej chwili sięgnął po wymiętego papierosa i już miał go zapalić, gdy pięść Siwego trzasnęła w stół.
W pierwszym zdaniu czynność dokonana, w drugim sformułowanie, że jednak czynność ma dłuższy przedział czasowy. To się rozjeżdża.
zebrani niemalże rozpierzchli się po sali.
Mętnie. Albo się rozpierzchli albo nie, nie mogli tego zrobić prawie. Wiem jaki stan chcesz oddać, ale trzeba to inaczej napisać.
Większość okazała zdumienie. Nawet Popielatowłosy.
To nie brzmi fajnie. Większość czego? Niby jasne, ale tu słówka brakuje.
Siwy aż się wzdrygnął.
- Rozumiem - odparł, już zupełnie spokojny.
Przed chwilą był wnerwiony, potem zdumiony, wzdrygnął się, zdąłoby się podkreślić jego spokój teraz, bez tego już brzmi to dziwnie.
I zaczął się koncert różnych kultur: mieliśmy w swoim gronie Polaków, więc nie obeszło się bez mazurka; byli pośród nas Ukraińcy, musieliśmy pozwolić, by zaprezentowali rodzimy folklor; byli Niemcy, gotowi do upadłego zachwycać się ojczystymi kompozytorami. Długo by tak wymieniać.
Tu wylazło lenistwo autora. Skoro już przy Polakach pada przykład mazurka, to zdałoby się sprawdzić ludowe melodie niemieckie i ukraińskie i też jakimiś nazwami ciepnąć?
Przy okazji wyłazi z tekstu, że dotychczasowa narracja personalna była pozorna, że narrator jest jednak pierwszoosobowy. To wzmaga moje wrażenie braku jakiegoś wstepu na początku.
Wreszcie nadeszła pora na sentymentalny kawałek.
Tak stało w programie? Z czego to wynika, że nadeszła ta pora? Przydałoby się dodać, że zgodnie ze zwyczajem, czy coś w ten deseń. Potem jest mowa, że Siwy żądał, ale kiedy? Potem tłum jest zdziwiony szybką melodią, czyli ustalenia były ogólnie znane. Ale to trzeba powiedzieć. Jakoś.
W tej sprawie decydujący głos należał do Siwego. ENTER - Co zagrać? - powtórzyłem mu pytanie.

Jak widać. Dla czystości zapisu.
Przyznałem się więc, że nie znam ani jednego kawałka, który White nagrał z Kelly.
Literówka chyba.
Jak jeden brat pokręcili głowami.
Frazeologizm. Jak jeden mąż.
- Radzę go nie wkurzać, i tak nie jest dzisiaj w humorze. - Muzyk wrócił po saksofon. - Gramy!
To nie jest sytuacja, gdy stawiamy przecinek przed "i". Sugerowałbym kropkę i od wielkiej litery.
Wtedy się zaczęło: tłum, przygotowany na płaczliwą melodię, wpijał we mnie zniecierpliwione, może wręcz obrażone spojrzenia.
- To nie ja - wyszeptałem.
Co się zaczęło? Nic specjalnego, tłum popatrzył zdziwiony.
Niespodziewanie na salę wkroczyła brygada złożona z co najmniej sześciu uzbrojonych po zęby typów; każdy z nich ściskał oburącz ciężki strażacki topór. Zaczęła się rzeź.
Tutaj się zaczęło! Tu powinny być te słowa!
Co do pogrubionego, mam wątpliwości. Brygada już wkroczyła. Aż tak liczna nie jest (50 typa). Skąd problem narratora z policzeniem? Sześciu, po prostu sześciu.

Tu się tekst urywa. Trochę szkoda, brakuje opisu tej rzezi, rozwinięcia, ale nie wiem czy nie jest dalej. Oby było :)
Tak samo czekam na wyjasnienie kwestii towarzyszki Trzeciego, dlaczego to takie ważne, mam nadzieję, że będzie miało znaczenie dla fabuły. Bo dialog, nawiasem mówiąc, fajny.

W ogóle zaciekawiło mnie i wciągnęło. Czekam na ciąg dalszy.

3
Dobra, Kruger wypunktował wszystko - a nawet trochę więcej - co mi zgrzytało w tekście, więc sama będę się streszczać.

Mi się tam podobają pierwsze zdania i ja nie dodawałabym przed nie żadnego opisu otoczenia, choć oczywiście to zależy, co kto lubi. (Co innego później, bo faktycznie w całym fragmencie brakuje jakiegoś zarysowania, choćby pobieżnie, miejsca akcji.) Zacząłeś niekonwencjonalne i przykuwająco uwagę - to jest podstawa do tworzenia klimatu, niestety, przynajmniej w moim odczuciu, klimatu tego nie stworzyłeś.

Narracja – pewnie miało być tak, że czytelnik najpierw myśli, że ma do czynienia z trzecioosobową, a w drugiej scenie buch, zaskoczenie, pierwszoosobówka. W porządku, ale:
- Zgaś to - rozkazał Siwy surowo, winą za swoje niezadowolenie obarczając zaciągającego się po raz któryś Małego Grabarza.

Jeśli narrator jest bohaterem, nie może intuicyjnie wiedzieć, kogo Siwy obarcza winą za swe niezadowolenie, bo nie siedzi mu w głowie. Może mu się to wydawać, może się domyślać – ale wówczas wypada zaznaczyć to jakimś „widocznie/najwyraźniej/prawdopodobnie/itp.”
(…) surowo, najwidoczniej obarczając winą za swoje niezadowolenie (…)
Czy coś w ten deseń.

Kolejna sprawa: linijki między pierwszym a trzecim pytaniem Siwego „Gdzie twoja kobieta?”. To krótki fragment, a mamy tutaj spostrzegł, dostrzegł, wzrok przebił się i na widok. Czytelnik próbujący to sobie wizualizować dostaje oczopląsu, za dużo skakania od twarzy do twarzy, i to jeszcze przez dym się przebijając. W ogóle ten opis dymu jakoś tak niezręcznie wyszedł. Rozumiem, że był Ci potrzebny, żeby potem Siwy mógł się zirytować i kazać Małemu przestać pykać. Ale całość prowadzisz raczej oszczędnym stylem, więc bądź konsekwentny: nie poświęcaj długich zdań temu, co na dobrą sprawę nie jest ważne.

Scenka druga – na mój gust, to trzeba albo rozwinąć, dokładniej opisując miejsce akcji, albo skrócić, tak by nie było to potrzebne. Teraz jest bałagan, spójrz:
Wreszcie nadeszła pora na sentymentalny kawałek.
- Co zagrać? - zapytał ktoś z bandu.
W tej sprawie decydujący głos należał do Siwego. - Co zagrać? - powtórzyłem mu pytanie.
- Gary’ego White’a w duecie z Vivien Kelly - odparł.

Nazwiska znałem, ale nie miałem pojęcia, o jakim utworze może mówić. Przyznałem się więc, że nie znam ani jego kawałka, który White nagrał z Kelly.
- Orkiestra będzie wiedziała, o co proszę - obiecał i zniknął na zapleczu.
Wróciłem do sali.
- Duet White i Kelly.
Członkowie bandu popatrzyli po sobie, nie ukrywali zdziwienia.
Pierwsze pogrubienie nie sugeruje, aby nasz bohater polazł gdzieś szukać Siwego – wszystko wygląda raczej tak, jakby stali obok siebie. W trzecim wraca do sali – więc jednak polazł.
Czyli poszedł [gdzieś], znalazł [tam] Siwego. Pogadali, Siwy poszedł na zaplecze, bohater wrócił do sali. To nieokreślone miejsce między zapleczem a salą działa dezorientująco.

Co do końcówki, ja też mam nadzieję, że opiszesz tę rzeź. Opiszesz, nie streścisz na początku nowego fragmentu, jak to zrobiłeś z koncertem. Rozumiesz - koncert przewinąć można, ale jak wpadają ludzie z toporami, to może być fajnie, odbiorca tekstu chciałby to przeżyć. :wink:
I jeszcze na koniec muszę pochwalić dialogi. Wprawdzie trochę pokiereszowane karkołomnymi wtrąceniami narratora, ale same wypowiedzi bohaterów: żywe, naturalne, aż chce się czytać. Dobra robota. Sami bohaterowie też nieźle się zapowiadają. Tylko taka mała przestroga z mojej strony: pilnuj, żeby postaci miały swój własny charakter, nie stały się li jedynie tłem dla kreacji Siwego.

Pozdrawiam i weny życzę!

4
Moi poprzednicy ładnie rozprawili się z błędami, więc mogę się polenić. Dodam tylko, że tych błędów niestety było sporo. I przeszkadzały. Zwłaszcza momentami karkołomne zdania, opisy.

Zaciekawił mnie początek. Ten start od wymienienia osób według mnie bardzo dobry. Dalej wątek z brakiem kobiety trzeciego, przerysowane reakcje Siwego... To mi jakoś fajnie "zagrało" przed oczami.

Odkąd wszedł wątek z muzyką zaczęłam się gubić. Na pewno wpływ na to miała zmiana narratora - to jedno - ale poza tym, coś w całej scenie zaczęło się sypać. Wcześniej miałam jakiś inny obraz przed oczami. Tutaj nagle dostałam szersze towarzystwo niż tych kilku grabarzy, jakieś tłumy Niemców, Ukraińców itp. Ktoś wychodzi z sali (nie wiadomo, kiedy), wraca do niej...

Wstawki w dialogach momentami ciężko się czyta. Opisujesz sucho, byleby były, rzeczy, które czytelnika nie kręcą (ten nieszczęsny dym), równocześnie nie dając się zorientować w sytuacji. Wydaje mi się, że pod względem rozłożenia akcentów, obrazowania tekst jeszcze wymaga szlifu.

Ale na swój sposób zapowiada się ciekawie. Chętnie przeczytałabym część dalszą.
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron