Do odjazdu pozostały jeszcze całe siedem minut, a za budynku dworca głównego zaczęły się wyłaniać promyki wczesnego, Australijskiego słońca. Na całym obszarze wokół pociągu zrobiło się tak momentalnie cicho, że Neil nie potrafił temu dowierzać. Ale uwielbia gdy jest cicho, może wtedy swobodnie odpocząć, zamknąć oczy i rozmyslać - o sprawach ważnych i tych o najmniejszym prorytecie.
Pogoda nie zostawiła żadnej działalności deszczu z dnia poprzedniego. Padało tutaj zaledwie dwanaście godzin wcześniej, a teraz sucho jak makiem zasiał. Realia występujące w tutejszym miejscu.
Neil nawodnił swoje wargi, a następnie usta zimną colą. Odchylił głowę na siedzenie i przywołał zdarzenie z przed parunastu minut, gdy piękna brunetka obdarowała go przepięknym uśmiechem. Wszystko przerwał dźwięg gwizdka zza okna przedziału, w którym siedział - był to konduktor z peronu 4.
Do odjazdu jego pociągu pozostały dwie minuty.
Tymczasem do przedziału wszedł konduktor z dwiema walizkami i zaczął je wsadzać do półki na bagaże nad siedzeniami. Za nim momentalnie pojawiła się osoba, którą tak bardzo Neil pragnął ujrzeć.
Neil bez chwili zastanowienia odłożył puszkę coli na stolik i wstał podając rękę.
- Cześć, Neil jestem, bardzo mi miło cię poznać – popatrzał na jej ładne zielone oczy
- Lilly, również mi miło – na jej policzkach pojawiły się rumieńce
Do odjazdu pozostało parę sekund.
„Z ostatniej chwili”
Właśnie dostałam informację, że na przedmieściach Sydney został zdetonowany ładunek wybuchowy. Uszkodził on pociąg linii Canberry-Sydney. Na razie nic więcej nie wiemy, będziemy państwa na bieżąco informować. Mówiła Sophie Xxx dla stacji UKTV.
JEDEN
Tydzień wcześniej
1 maja 2011 godzina 06:05
Neil stojąc już na nogach po wcześniejszym wygrzebaniu się z ciepłego łóżka, odsłonił firany wielkiego balkonowego okna. Do jego pokoju wdarły się promyki słońca, od samego początku ogrzewając temperaturę powietrza. Spojrzał na basen, trampolinę, ma wielką chęć sobie dzisiaj popływać. Odkąd tutaj przyjechał nie zrobił tego ani razu, był za bardzo zapracowany.
Ale już niedługo z stąd wyjedzie, przyjechał przecież tutaj tylko w celach zarobkowych, nic więcej. Nie chciał opuszczać życia w miejscu gdzie się wychowywał, gdzie chodził do szkoły. Urodził się w Australii, tutaj w tym mieszkaniu na obrzeżach stolicy, lecz wyjechał z rodzicami do Nowego Jorku mając trzy miesiące. Wie, że został wychowany w wierze Amerykańskiej, czuje się dumnym obywatelem, ale nie zapomina o pochodzeniu. W mieszkaniu, które wynajmuje w Nowym Jorku, ma mnóstwo rzeczy związanych tylko z Australią.
Lewą ręką, dotychczas trzymaną w kieszeni spodenek, sięgnął do lodówki. Wyciągnął z niej zimną puszkę coca-coli, odchylił głowę i nabrał dwa duże łyki. Trzymając dalej, potrząsnął nią i położył na stolik nocny.
Godzina 06:14
Sięgnął po spodnie, które miał na sobie dnia poprzedniego i z tylniej kieszeni wyjął mały, czarny grzebień. Wziął szybki prysznic. Przeczesał włosy, ogolił dwudniowy zarost i zaczął się ubierać. Z szafy wyjął koszulę Men’s Patterned Shirts i jakieś stare dżinsy. Sięgnął po puszkę i wypił resztę zimnego napoju. Wyjął z szafy czerwony krawat, zawiązał na szyi i wyszedł z domu.
Wsiadł do samochodu i wyjechał z garażu. Stał już teraz na podjeździe, decydując się na wybranie do restauracji.
Godzina 06:54
Zaparkował na pustym parkingu, i wszedł do lokalu mieszczącego się na rogu Challis St z Cape St.
„MK Tea House”
- Dzień dobry, co podać? – Usłyszał głos kelnera, który właśnie podszedł
- Duży zestaw śniadaniowy… poproszę – Spojrzał na stoliki. Prawie wszystkie były wolne. Tylko stolik przy wielkim akwarium i przy kasie były zajęte.
Godzina 07:00
Wyjął z kieszeni swój aparat cyfrowy i zaczął przeglądać zdjęcia, zrobione ostatniej nocy. Dzisiaj ma je oddać Panu Xxx Xxx, jako zdjęcia do port folio promującego ich nowy oddział. Wie, że nie wypada robić tego w restauracji, ale nigdzie wcześniej nie miał na to okazji, aby spokojnie obejżeć wynik swojej pracy. Pracował w firmie co prawda jako fotograf, ale był wyżej cieniony od innych na wyższych stanowiskach. Z reguły, ważniejsi byli tylko graficy, kierownicy i księgowy.
Księgowy, który podwójnie w dwóch ostatnich latach wygrywał konkurs organizowany od ponad dekady na najlepszego pracownika roku. Zapoczątkował go pradziadek Xxx'a Xxx'a, Pan Xxx. Pozostało mu już wtedy parę miesięcy życia i chciał wynagrodzić swojego najlepszego reklamodawce, którego bardzo sobie cenił, i powierzał mu zadania nie tylko zwiazane z pozycją jaką zajmował w firmie. Lecz Neil nie chce żadnego sukcesu, nie myśli o tym.
Godzina 07:23
Neil wział do ust ostatni kawałek nabitego na widelec naleśnika i powoli go przeżuwając napawał się miłą atmosferą.
W restauracji zaczęło już przybywać coraz więcej osób. Miejsce przy akwarium było zajęte teraz przez rodzinę z pięcioletnim chłopczykiem, które zafascynowane stukało palcem w szkło. Był napewno tym bardziej zainteresowane, niż tym co ma na talerzu. Reszta miejsc były zajęte głównie przez zamożne rodziny i ludzi biznesu. Restauracja nie jest jedną z tych droższych, mimo to, ludzie ci się tu często pokazywali. Najwięcej tu było jednak biznesmenów – ludzi młodych, którzy dopiero wchodzą w ten świat, i chcą zabłysnąć – że mają pieniądze lub żyją w luksusach. Neilowi daleko do takiego życia, nie wie, czy w ogóle jest to możliwe. Ale nie samymi marzeniami człowiek żyje, wie że jeżeli się postara, i będzie żył nadal tak jak żyje, jest w stanie osiągnąć chociaż połowę tego co oni. Nie zależy mu na górze pieniędzy, czy wielkiej sławie, chce tylko żyć z dnia na dzień, nie przejmując się innymi sprawami i założyć rodzinę – na tym mu najbardziej w świecie zależy.
Położył widelec i nóż na talerz, zaciągnął ostatni łyk kawy i wyszedł. Otwierając drzwi wyciągnął telefon z kieszeni i kierował się ku swojemu samochodowi. Wybrał numer szefa i wcisnął odpowiedni guzik. Poinformował go, że przyjedzie później.
Godzina 07:38
Neil podjechał na parking mieszczący się w parku przy Commonwealth Ave a Parkes Way , w którym lubił przesiadywać w czasie swoich pobytów w Canberry. Zaparkował samochód tam gdzie zawsze i zgasił silnik. Miejsce odziwo zawsze było puste, jakby na niego czekało. A może ludzie wiedzieli, że to miejsce jest na ten samochód? Nie jego samochód, ale zawsze samochód, który jest na pewno z wyższej półki. Był to xxx xx’. Ma go od swojego bardzo dobrego kolegi, którego poznał podczas jednej z wizyt w Australii w 2007roku. Pożycza sobie go zawsze gdy tu przyjeżdza. W sumie to nie pożycza tylko się nim opiekuje, bo na nacodzień nikt go nie używa i stoi tylko w garażu na przedmieściach miasta.
Godzina 08:57
Neil wyrzucił trzecią, ostatnią już puszkę coli do kosza i wsiadł do samochodu. Wyjął z kieszeni grzebień i przeczesał rozwiane przez ciepły łagodny wiatr, swoje na krótko obstrzyżone czarne włosy. Wyjął z kieszeni kluczyki i wsiadł do samochodu, siedział jeszcze przez chwilę nie ruchomo, zatrzymując swój wzrok na Lake Burley Griffin, jeziorko, które pięknie się prezentuje w bezchmurny, słoneczny dzień - taki jak dziś. Przekręcił kluczyk w stacyjce i wyjechał.
Godzina 09:16
Wyciągnął z plecaka aparat i zapukał do drzwi Pana Xxx (Nazwisko).
- Proszę – zza drzwi usłyszał zachrypnięty głos swojego szefa.
- Dzień dobry, Panie Xxx (Nazwisko). Przyniosłem zdjęcia.
- A tak, proszę usiądź – wskazując palcem na krzesło po przeciwnej stronie. – Napijesz się czegoś?
- Nie dziękuje. – Uśmiechnął się – Zdjęcia zrobiłem w Yowani Pond, Yowani Lagoon, Southwell Park…
- Dobra – Xxx popatrzał na Neila. – W torbie masz mojego laptopa, uruchom go i wrzuć wszystkie pliki.
Neil nie odpowiedział. Sięgnął tylko po torbę.
Godzina 10:01
Teraz na laptopie znajdowały się wszystkie zdjęcia, które wykonał przez ostatnie dwa tygodnie oraz poprzedniej nocy. Wyłączył aparat i zawiesił na szyi tuż przy naszyjniku.
- Zajęło ci to dużo czasu. – Xxx sięgnął po laptop.
- Na pewno nie tak dużo jak samo ich robienie – Neil się uśmiechnął.
- Tak – Xxx wybuchł krótkim śmiechem. – Dobrze się spisałeś, jak chcesz możesz wracać do domu.
- Dziękuje, ale muszę jeszcze skończyć papierkową robotę z wczoraj.
- Dużo tego masz? – Spojrzał na ekran
- Nie wiele.
- Ok. Jeszcze jedno. – Znów popatrzał na Neila
- Tak? – Neil obrócił się na pięcie.
- Robisz dobre zdjęcia, naprawdę dobre.
- Dziękuje – wychodząc uśmiechnął się jeszcze do siebie i skierował do swojego pokoju.
Godzina 15:27
Neil wyszedł ze swojego pokoju z teczką pełną papierów, z która udał się do samochodu. Wrzucił ją na tylnie siedzenie, zauważając, że skończyły mu się już zapasy coca-coli.
- Cholera – mruknął pod nosem – teraz jeszcze muszę jechać do sklepu.
Przekręcił kluczyk w stacyjce gdy telefon zabrzęczał w jego kieszeni.
- Spotkamy się dzisiaj?
- Cześć Devi, mam sporo roboty. Wpadnij jutro, popływamy sobie – Neil otwarł puszkę coli, wrzucając zaczepkę do środka – miałem dzisiaj to zrobić, ale nie ma czasu na to za bardzo. Ostatnio jestem bardzo zapracowany, ale już nie długo.
- Rozumiem Neil.
- Niedługo wyjeżdżam i chcę aby wszystko było dopięte na ostatni guzik. Oddałem już wszystkie zdjęcia Xxx, mam nadzieję, że jest naprawdę nimi zachwycony, a nie tylko tak mówi.
- Wrócisz do Nowego Jorku, a tutaj zyskasz sławę, będzie o tobie głośno. A mówiłeś, że nie odniesiesz żadnego sukcesu.
- Bo nie odniosłem, to tylko parę zdjęć, które uważam, że są naprawdę dobre.
- Na pewno tak jest. Jesteś jeszcze bardzo młody, masz przed sobą całe życie i bramę do sukcesu.
- To może przestaniesz się w końcu obijać, i mi ją otworzysz, co?
- Ha ha – David wybuchł krótkim śmiechem – Dobra, wrócisz tu w grudniu, to dam ci do niej klucz.
- Taki prezent na święta?
- Oczywiście.
Godzina 17:27
Neil zaparkował przed domem, zadowolony, że znowu ma pełny plecak swojego ukochanego napoju. Nie wie czy jest od niego uzależniony czy nie, ale gdyby nie wypił co najmniej dwóch dziennie, nie wie co by się z nim stało. Otwarł drzwi i położył wszystko koło lodówki, zrobi w niej miejsce gdy się odpręży pod prysznicem. Brakuje mu tego, choć ostatnimi czasy naprawdę mało jest zapracowany. Trochę papierkowej roboty przecież nikomu nie zaszkodziły, a robienie zdjęć to czysta przyjemność. Przynajmniej dla niego.
Wychodząc z przyjemnego prysznica, okrył się ręcznikiem, i zaczął wsadzać wszystko do lodówki, wyciągając zimne piwo Samuel Adams@Black Ale i położył obok. Musi czegoś się napić, zanim na dobre pogrąży się w robocie, którą przyniósł do domu z firmy.
Uważa, że w domu jest o wiele łatwiej i szybciej wykonywać takie żmudne zajęcie, niż w pracy. Tutaj może się napić, odpocząć – nie to co tam, choć tak naprawdę ma pełen luz. Ale gdzie nie jest najlepiej jak nie w domu?
Godzina 19:13
Odłożył pustą butelkę po piwie na ladę obok biurka i położył kark na oparciu krzesła. Zaczyna już go to męczyć, od półtorej godziny nie robi nic innego jak wprowadzanie danych na firmową stronę. Ale nie narzeka, w końcu płacą mu lepiej niż w Nowym Jorku, tu jest doceniany nie jak tam. Chętnie by tam nie wracał, ale ma tam rodzinę, nie może jej zostawić.
Musi sam utrzymywać schorowaną matkę. Co prawda ma jeszcze odrobinę młodszego brata. Ale on jest raczej typem nie roba, często nie ma go w domu, a jak już przychodzi to tylko poćwiczyć w piwnicy lub się przespać parę godzin. Wszystko to stało się tak szybko, gdy ich ojciec zginął w wypadku samochodowym parę lat wcześniej. Ale stara się o nim nie myśleć, bo wie, że gdy to robi to jego matka to widzi, a już dość jej kłopotów ze zdrowiem.
Jest już starszą kobietą, zawsze była zdrowa. Ale pogarszający się stan psychiczny po utracie męża, tak ją przybiło, że nabawiła się choroby Parkinsona.
Ale nie może długo odpoczywać, i co ważne nie myśleć o problemach osobistych, i wrócić do wypełniania formularza.
5 maja 2011, godzina 08:12
- Pana imię i nazwisko?
- Neil Holman
- Neil… Holman… - bileterka wprowadzała dane do komputera – Bilet jednostronny. – Znów ten powolny stukot jej palców o klawiaturę – Dokąd? Pan – patrzy na monitor? Przecież dopiero co to wpisywała – Panie Holman się wybiera?
- Nowy Jork
- Na kiedy?
- Na… - czy oni tu udają tylko idiotów? Wszystko ma wypisane przecież na karcie wypełnieniowej – dziewiątego maja. Wszystko wypisałem w przed chwilą na karcie – może teraz spojrzy na to…
- Tak. Ale wolę być pewna każdej informacji – Wszystko wypełnił i sprawdził dwa razy przy niej, a ona jeszcze nie jest wszystkiego pewna. Kogo oni tu zatrudniają?
Godzina 09:25
Nareszcie wyszedł z tego dziwnego budynku. Przecież on tylko wszedł po bilet, a nie aby się zastanawiać co się dzieje z tymi co przyjmują takich ludzi.
- Nikt nie jest idealny, ale bez przesady.
A może jest?
Neil nie może powstrzymać śmiechu, z tego co właśnie przeżył – jak to możliwe, że oni wszyscy tam, są tak małomyślni, czy oni w ogóle myślą? Pracują tam, bo muszą, czy tylko dlatego, że to ich pasja, powołanie? Nie, raczej to pierwsze, gdyby to było ich powołaniem wyszedłby z stamtąd już godzinę temu. Ile może trwać uzupełnienie danych, sprawdzenie wszystkiego i wydanie biletu? Nie dłużej niż półgodziny, a on stracił co najmniej trzy razy tyle na zwykłych głupotach.
Jeżeli on był ich szefem
Nie. Nie mógłby być ich szefem. Nie jest tym zainteresowany - zdecydowanie, woli robić zdjęcia i studiować filozofię w Nowym Jorku na New York University.
Godzina 11:35
Pana Xxx nie było dziś w pracy, więc Neil zostawił wszystkie dokumenty dla niego w portierni u przemiłej, starszej Pani Ann.
Godzina 11:50
Neil pakował swoje ostatnie rzeczy, które miał tutaj w pokoju przez ostatni miesiąc gdy tu pracował. Zdjęcia z matką robione rok temu oraz z ojcem z przed siedmiu lat. Zatrzymał je w ręce i zaczął się nad sobą użalać, lecz szybko wziął się w garść i pakował dalej. Były to głównie długopisy, niewypisane i wypisane, notatki i pendrive ze zdjęciami – i to nie tylko tymi zrobionymi w Canberra w Australii.
8 maja, godzina 06:03
Neil spakował już wszystkie swoje rzeczy i z biura i z domu, teraz wystarczy tylko odwieźć samochód, i można wracać do domu. Zdążył już zatęsknić. Nie tylko za domem – za matką, ale również za specyfiką Nowego Jorku, jak i Stanów Zjednoczonych Ameryki. Uwielbiał przebywać w Australii, i to nadal się nie zmienia, ale tęsknota to jednak nadal tęsknota, jakby jej inaczej nie nazwać. Wie też, że nic na nią nie poradzi.
A może poradzi?
To już tylko zależy od jego chęci i siły motywacji powiedzenia tego matce. Jak ona taką decyzję przyjmie? Po utracie męża, w teorii również młodszego syna, jak i depresja a w następstwie choroby Parkinsona.
Ale czas na takie rozmyślania jeszcze przyjdą, teraz musi się skupić głównie na swoim powrocie.
Godzina 10:12
Neil stojąc pod domem Davida, nacisnął podwójnie na klakson.
- Neil – wesoły okrzyk kolegi rozniósł się po całej okolicy, odbijając się od jednego, to od drugiego domu – wjeżdżaj, już otwieram bramę.
- Otwarłbyś inną.
- Ha ha. Aż tak bardzo nie umiesz się niecierpliwisz? – David wcisnął guzik przy drzwiach, po czym brama się pomału rozsuwała.
- Jeszcze pytasz, Devi?
Godzina 10:25
David zamknął drzwi od garażu, i wszedł do salonu, gdzie Neil zdążył się już rozgościć.
- Napijesz się czegoś? – samemu kierując się do wielkiego oszklonego barku po szklankę.
- Nie dzięki. Mam colę
- Ty chyba naprawdę zaczynasz z tym mieć problem. Nie kontrolujesz już tego.
- Nie problem, po prostu to część mojego życia – na twarzy Neila pojawił się szeroki uśmiech
- Część twojego życia? - David przeczesał palcami ciemnobrązowe, krótko ostrzyżone włosy. - Ha ha, ty słyszysz co mówisz?
- Nie widziałem na podjeździe twojego xxx, już się znalazł kupiec?
- Tak. Wczoraj zadzwonił i dzisiaj już po omówieniu szczegółów go zabrał.
- I ty mówisz, że on go wziął?
- Co? - Potrząsnął szklanką zimnego Jack Daniels
- No nie mów mi może, że był zadowolony. Nie można być z takiego czegoś zadowolonym.
- Ha ha. Sugerujesz coś? Widzę, że ci humor dopisuje, to dobrze.
- Powiedzmy – Neil znów się uśmiechnął.
- Na pewno niczego nie chcesz? – David podszedł do barku – mam tu (nazwy alkoholi – jakieś 2/3nazwy)
- Nie dzięki. Jadę przecież pociągiem, a potem samolotem.
- Mówisz jakbyś ty prowadził. Przecież w samolocie można legalnie wypić coś alkoholowego.
- Można, ale z umiarem i nie podejrzewam, że mają takie jak ty tutaj. Daje ci głowę, że nigdy nie spotkałem gościa, który miał tyle alkoholu w domu i wypijał je tylko gdy nadarzała się stosowna do tego okazja. A to jest pewnie ta okazja, prawda Devi?
- Oczywiście. Ale… - stanął z ulubionego fotela koloru sofy, na której siedzi Neil. Koloru białego – okazja jest zawsze. – Odłożył szklankę z xxx (nazwa alkoholu) na szklany stolik pośrodku – idę się odlać.
- Jasne leć, poczekam.
- A masz inny wybór?
- Wziąć co się da i zwiać.
- Ha ha.
Godzina 10:33
Neil krzątał się po kuchni Davida, kończąc puszkę coli i wyrzucając ją do śmieci. Pamięta jeszcze jak w wcześniejszych wizytach, podczas urządzanych przez niego imprezach, zapełniał mu cały kosz, puszkami coli.
Jednak nadal nie przyznaje, że to jest od tego uzależniony.
To jego sens życia.
Sens życia?
- Tu jesteś, szukam cię po całym domu – wyjął z szuflady teczkę – ja poszedłem się odlać, a ty mi czyścisz dom?
- No jakbyś zgadł – Neil wpadł w śmiech
- Dobra dobra. – Rzucił na stół wcześniej wyciągniętą teczkę – tutaj masz papiery o, które prosiłeś.
- Dzięki. Coś wartego szczególnej uwagi?
- Nie, same mało istotne rzeczy. Nie wiem nawet czy ci pomogą, ale może jednak.
- Na pewno, zawsze wszystko co mi podrzucałeś pomagało.
- Wszystko?
- Definitywnie.
- Skończ filozofować. – Otwarł kosz aby wyrzucić zużytą już szmatę. – Znów puszka coli?
- Ja filozofuję? Wybrałem te studia, bo to lubię – Neil otwarł teczkę – a jedna puszkach tak bardzo chyba cie nie przeszkadza. Zapomniałeś chyba co znajdujesz podczas każdych imprez, które organizujesz, i ja na nich jestem.
- Mnie nie przeszkadza wiesz to, ale Xxx już tak.
- No tak. Kiedy wraca z Japonii?
- A myślisz, że ten pieprzony kurs trwa miesiąc? Wyjechała jeszcze długo przed tym jak do nas przyjechałeś.
- Wiem
- No właśnie. Sam widzisz.
Neil zaczął przeglądać wcześniej otwartą teczkę.
- Mam nadzieję, że znajdę tutaj informację, które mnie zainteresują – odchylił głowę i wypił pół szklanki wody. – Dlaczego ten kurs jest pieprzony? Myślałem, że się cieszysz, że jeździ na kursy i się uczy.
- Bo się cieszę. Jest młoda, poznaje świat i kocha robić to co robi. Ale co ja mam do cholery bez niej robić, jak ona tam jest? Czuję się jak bez ręki.
- Rzeczywiście. Gdzie twoja ręka?
- Cholera – David się uśmiał, a Neil razem z nim
- A no fakt. Życie bez kobiety jest nudne i nie ciekawe.
- I ciekawe, że ty mi o tym właśnie mówisz.
- Czemu ciekawe. To że nie spotkałem jeszcze kogoś z kim mogę spędzać wspólnie czas i dzielić zainteresowania, to nie znaczy, że nie wiem co mówię.
- Znów zaczynasz? – David usiadł naprzeciwko Neila.
- Co zaczynam?
- Ha ha. Nie nic, kontynuuj swoje rozmyślania.
- Ja nie rozmyślam, tylko głośno myślę.
- Ty zawsze głośno myślisz. Nie przyskwarza ci to kłopotów?
- Oczywiście, że zawsze. Tak jest po prostu łatwiej. To już nie pamiętasz akcji w salonie xxx?
- To nie było śmieszne.
- Nie było. – Neil wypił resztę wody, która pozostała w szklance.
- Może troszkę. Pół godziny potem mówiłem, że jestem wiarygodnym kupcem.
- Ciekawe, że w ogóle tak pomyślał.
- Tak, ciekawe.
Godzina 12:30
Neil siedzi już teraz w poczekalni na głównej stacji. Za chwilę odjeżdża – ma jeszcze czas przejrzeć teczkę – tym razem na spokojnie.
Za dwadzieścia cztery godziny będzie siedział już w samolocie do Nowego Jorku i mógł już myśleć o powrocie do znajomych, choć w Australii nie jest mu źle.
Tak mu się przynajmniej wydaje, że będzie spokojnie siedzieć w samolocie.
„Z ostatniej chwili”
Właśnie dostałam informację, że na przedmieściach Sydney został zdetonowany ładunek wybuchowy. Uszkodził on pociąg linii Canberry-Sydney. Na razie nic więcej nie wiemy, będziemy państwa na bieżąco informować. Mówiła Sophie Xxx dla stacji UKTV.[/center]