Papieros

1
Ostatnio zaczynam doceniać narrację pierwszoosobową i opowiadania z tematem przewodnim typu 'papieros' właśnie.
Jestem ciekawa waszych opini jak mi to wyszło ;)
zawiera wulgaryzmy


WWWPadał deszcz. Strugi wody opadały tuż przedemną, czasami zachaczając o daszek bejsbolówki. Bezpieczny pod szerokim gzymsem, stałem oparty plecami o drzwi. Dłoń, osłaniająca marny płomyczek zapałki drżała, zsiniała od tego cholernego, jesiennego wiatru.
Blade światło padające przez okno obok uświadamiało mi, że dyskusja nie zakończyła się po moim efektownym wyjściu. Z łatwością wyobraziłem sobie, jak moja cudowna żonka i teściowa żrą się między sobą o mnie, i moje nałogi. Właściwie to jeden konkretny, wetknięty teraz między moje wargi.
Przez trzęsące się łapska i wiatr nie zdołałem zapalić fajki, wykorzystując wszystkie zapałki jakie miałem.
- Kuźwa! - Puste pudełeczko cisnąłem na ulicę przed sobą. Z podłą satysfakcją przyglądałem się jak tekturowe kurestwo niemal natychmiast rozmiękka i zapada się tworząc niezgrabną, papierową kupkę. I dobrze, cholernie dobrze.
Drzwi za mną otworzyły się gwałtownie. Gdyby nie to, że w ostatniej chwili pochyliłem się do przodu i złapałem ściany, to już pewnie leżał bym jak długi, wysłuchując po raz kolejny jaki to ja 'gamoń' jestem.
- Ile czasu zamierzasz tu jeszcze sterczeć ?! - Uszy aż mnie zabolały na ten wrzask.
- Nie krzycz - upomniałem żone i w uspokajającym geście uniosłem dłonie. Zupełnie zapomniałem o, tkwiącym teraz między palcami, papierosie.
- Znowu palisz - oburzyła się, natchmiast zauważając powód naszych ostatnich kłótni - Mamo, patrz ! - Odwróciła się w stronę salonu - On znowu pali, chyba szlag mnie trafi - Za drobną postacią mojej zacnej małżonki pojawiła się jej ,ostatnimi czasy, nieodłączna, postażała wersja. Moja teściowa. Czemu ja w ogóle zgodziłem się na zamieszkanie z 'mamusią'?.
Obie spoglądały na mnie tym gardzącym spojrzeniem i z rękami skrzyżowanmymi na piersiach. Teraz już tylko brakowało gościa od teleturniejów stojącego obok tabliczką z hasłem; znajdź trzy różnice i kiczowatym uśmieszkiem na mordzie.
- Nawet go nie za... - rozkaszlałem się. Nie będąc w stanie dokończyc zdania pokazałem im tylko, że w istocie trzymałem papierosa, ale był on jak najbardziej nie zapalony.
- No proszę, jeszcze ten kaszel... - moje starania najwyraźniej zostały niezauważone - Idź z tym do lekarza wreszcie! - Zaczęła wymachiwać rękoma i poważnie bojąc się, że któraś trafi w moją twarz, odsunąłem się na bezpieczną odległość.
Milcząc, miałem nadzieję, że odechce się jej krzyków i zostawi mnie w spokoju. Przeliczyłem się, choć nie mówiła już bezpośrednio do mnie, ale do swojej matki, jak by mnie tam nie było. Poczułem się taki malutki i nieważny, tak ostentacyjnie zlekceważony, a jednak wciąż będący głównym tematem dnia.
Teściowa stała cały czas w tej samej pozie i z tą samą miną, słuchając zarzutów jakie ma wobec mnie jej córka. Stracona praca, długi, sprzedany dom... ostatnio nawet fakt, że nie pozmywałem naczyń, stał się wystarczającym powodem do rozpoczęcia awantury.
Gdyby tylko wiedziała. Gdyby tylko...
- Ide się przejść - mój głos nie przedarł się ponad jej krzyki. Trudno.
Odwróciłem się na pięcie i odszedłem, pozostawiając za sobą obie kobiety. Nie wiem, czy moje zniknięcie zostało zauważone, czy też byłem im na tyle zbędny, nawet w kłótni ze mną, że się tym nie przejęły.
Krótki spacer w deszczu spowodował, że ubranie nasiąkneło i przykleiło sie do ciała. Poszukałem schronienia w jednej z wąskich alejek między budynkami, ale wcześniej wstąpiłem do sklepu, żeby zaopatrzyłć sie w zapalniczkę.
Ponownie, kryjąc się pod gzymsem budynku, tym razem dosłownie przyklejony do betonowej ściany, prubowałem odpalić tego nieszczęsnego peta.
Nie powinienem palić. Ta myśl błąkała się po moim umyśle, gdy wreszcie papier i zawinięty w niego tytoń rozjarzyły się czerwonymi ognikami, a do płuc przedostała się pierwsza dawka nikotyny wraz z tymi wszystkimi sybstacjami smolistymi, o których mówił mi lekarz.
Rak płuc. Drobnokomórkowy; co kolwiek by to nie oznaczało.
Zaciągam się, zatrzymuje dym w płucach dłuże niż zwykle i wypuszczam go przez nos, obserwując jak mała, szara chmurka bombardowana kroplami deszczu, znika. Kaszle, w końcu spluwając na chodnik przed sobą. Deszcz szybko rozmywa krew.
Miałem jej dzisiaj powiedzieć, ale chyba jestem zbyt wielkim tchórzem. To by był kolejny powód do kłótni w naszej, już itak pokaźnej, kolekcji. A i tak wszystko, co kiedykolwiek od niej słyszałem to narzekania i krzyki.
Już od samego początku, kiedy tak bardzo chciałem być 'cool' i zacząłem palić, wlokło się za mną stwierdzenie, że przez papierosy można umżeć. Śmiałem się z ludzi, że co najwyżej 'od' papierosów, a nie 'przez' papierosy, ale w odpowiedzi otrzymywałem tylko te dziwne spojrzenia.
Gdzieś niedaleko słychac było krzyki i odgłos biegnących ludzi, ale ja tylko ponownie się zaciągnąłem.
-To już ostatni - mówie sam do siebie, nie chcąc precyzować, czy chodzi o papierosa, czy o fakt, że została już sama końcówka i starczy, żeby tylko raz się zaciągnąć.
Odgłosy kroków odbijały się echem od ścian budynków, sylwetka biegnącego mężczyzny pojawiła się w alejce. Krzyki policjantów ustalających między sobą dokąd pobiegł podejrzany. Ponownie zero reakcji z mojej strony. Może mnie nie zauważą...
Ostatni raz zaciągnąłem się, patrząc, jak żarząca się obręcz pozostawia za soba tylko popiół, który zaraz strzepuję na ziemię. Trwam jakby w 'magicznej' chwili. Czas się zatrzymał, gdy popiół znika na mokrym chodniku nie pozostawiając śladu, a ostatnie kłęby dymu unoszą się wokół mnie.
Rozgniatam palący się filter podeszwą buta i wszystko wraca do normy, chyba nawet przestało padać.
Wychylam się do przodu spoglądając na szare, ponure niebo kłębiących się chmur. Już mam przekląć jesienne szarugi, gdy zostaje zwalony z nóg i udeżam ramieniem o bruk. Toważyszy temu okropny chuk, jakby wystrzał z pistoletu. Coś rozdziera mnie od środka i powoduje ból, jakiego do tej pory nie doświadczyłem w swoim życiu. Chcę krzyczeć, ale nie potrafię.
Znowu przypominam sobie, to krótkie zdanie, o tym, że przez papierosy umre i chce mi się śmiać. Dławie się własną krwią, jak bym się w niej topił.
Co za cholerna ironia losu, myślę sobie nie zwracając już uwagi na zbira, który właśnie zwiał, czy na kilku ścigających go mężczyzn. Jeden z nich, ostatni, przykuca przy mnie i chyba rozmawia przez telefon.
- To już nie ważne - mówie z trudem, sam siebie ledwo słysze, a on pochyla się nade mną. Uśmiecham się słabo - Już nie muszę nic jej mówić - Zamykam oczy, dopiero teraz wyczówając na twarzy delikatne krople deszczu. Wciąż pada, ale znacznie słabiej.
Ktoś mówi, że wszystko będzie dobrze, a ja tylko dochodze do wniosku, że nie tak chciałem umżeć. Chociaż jest to itak lepsze niż rak zżerający mnie od środka, powoli i boleśnie.
Żałuję, że nie zobacze reakcji mojego 'wszechwiedzącego' lekarza.
Dwa, no, może trzy, tygodnie przed czasem. Ale będzie miał minę. A moja żonka? Jej matka?
Ominie mnie tyle świetnej 'zabawy'.
Przynajmniej wreszcie wypaliłem tego przeklętego papierosa.
Ostatnio zmieniony ndz 06 maja 2012, 21:29 przez Car.Pik, łącznie zmieniany 3 razy.
sarcasm - the lowest form of humour but the highest form of wit

2
Kilka uwag ode mnie:
Car.Pik pisze: Strugi wody opadały tuż przedemną, czasami zachaczając o daszek bejsbolówki.
Ortografia: przede mną, zahaczając
Ponadto z opisu wynika, że deszcz padał tylko przed bohaterem.
Car.Pik pisze:Dłoń, osłaniająca marny płomyczek zapałki drżała, zsiniała od tego cholernego, jesiennego wiatru.
marny=słaby, o niskiej wartości; nieudolny kiepski, nieporadny.
Tutaj raczej: słaby, drżący, nikły, niewielki.
Nie mam pojęcia co wnosi tutaj wulgaryzm. Jaki jest cholerny, jesienny wiatr?
Car.Pik pisze:Blade światło padające przez okno obok uświadamiało mi, że dyskusja nie zakończyła się po moim efektownym wyjściu.
Hm, można to poznać po świetle? Może raczej po przytłumionych głosach zza szyby? Światło może sugerować, że ktoś ewentualnie przebywa w pomieszczeniu albo zapomniał go zgasić.
Car.Pik pisze:Z łatwością wyobraziłem sobie, jak moja cudowna żonka i teściowa żrą się między sobą o mnie, i moje nałogi.
Bez przecinka przed i.
Car.Pik pisze:Przez trzęsące się łapska i wiatr nie zdołałem zapalić fajki, wykorzystując wszystkie zapałki jakie miałem.
Przy takim silnym wietrze, deszcz chyba by zacinał, przez co gzyms chyba by nie wystarczył jako osłona?
Car.Pik pisze:Z podłą satysfakcją przyglądałem się jak tekturowe kurestwo niemal natychmiast rozmiękka i zapada się tworząc niezgrabną, papierową kupkę.
ort: rozmięka
Kolejny wulgaryzm, który zupełnie nie przekonuje. Nie mam nic do przekleństw, ale powinny mieć konkretną funkcję. Nie wiem jaką ma nazwanie pudełka zapałek "kurestwem".
Car.Pik pisze:Zupełnie zapomniałem o, tkwiącym teraz między palcami, papierosie.
Bez przecinków.
W zdaniu wcześniej literówka żone-żonę.
W zapisie dialogów brakuje kropek na końcu zdań.
Car.Pik pisze:Za drobną postacią mojej zacnej małżonki pojawiła się jej ,ostatnimi czasy, nieodłączna, postażała wersja.
Znów interpunkcja i ortografia: postarzała ale chodziło Ci chyba o: podstarzała
Car.Pik pisze:Obie spoglądały na mnie tym gardzącym spojrzeniem i z rękami skrzyżowanmymi na piersiach.
Co za konstrukt. Spojrzenie nie może gardzić, co najwyżej może być pełne pogardy. Kolejna literówka: skrzyżowanymi.
Car.Pik pisze:Teraz już tylko brakowało gościa od teleturniejów stojącego obok tabliczką z hasłem; znajdź trzy różnice i kiczowatym uśmieszkiem na mordzie.
z tabliczką
dwukropek zamiast średnika
szyk zdania: Teraz brakowało tylko gościa od teleturniejów z kiczowatym uśmieszkiem na mordzie i tabliczką z hasłem: znajdź trzy różnice.
dalej znów ort: niezapalony, jakby
Car.Pik pisze:Stracona praca, długi, sprzedany dom... ostatnio nawet fakt, że nie pozmywałem naczyń, stał się wystarczającym powodem do rozpoczęcia awantury.
Po wielokropku zdanie zaczynamy z dużej litery.
Car.Pik pisze:prubowałem odpalić tego nieszczęsnego peta.
Ortografia: próbowałem
Takich błędów jest na tyle dużo, by podejrzewać, że nawet nie przeczytałaś tego przed wrzuceniem. To są błędy, które zwykły word podkreśla.
Car.Pik pisze:Ta myśl błąkała się po moim umyśle,
Błąkała się w mojej głowie
Car.Pik pisze:Zaciągam się, zatrzymuje dym w płucach dłuże niż zwykle i wypuszczam go przez nos, obserwując jak mała, szara chmurka bombardowana kroplami deszczu, znika.
zatrzymuję
dłużej
Totalny brak autokorekty na własnym tekście.
Car.Pik pisze:że przez papierosy można umżeć.
A nawet umrzeć.
Car.Pik pisze: Trwam jakby w 'magicznej' chwili.
Cudzysłów zbędny. Co to znaczy jakby?
O bogowie, a dalej jeszcze więcej błędów ortograficznych.
uderzam towarzyszy huk wyczuwając
Dodatkowo końcówki: mówię, słyszę umrę

Tekst najeżony rażącymi błędami ortograficznymi, interpunkcyjnymi. Liczne literówki. Zacznij od zaprzyjaźnienia się ze słownikiem ortograficznym i zasadami interpunkcji, ponieważ stosujesz ją raczej beztrosko. A taka niechlujność w tekście mocno zniechęca do jego czytania. Przed zaprezentowaniem tekstu gdziekolwiek, trzeba dokonać choćby podstawowej korekty.
Kłótnia z żoną mało dynamiczna, dialogi papierowe, bohater blady emocjonalnie. Lecisz po stereotypach, żona wrzaskliwa i kłótliwa, teściowa zrzędliwa, biedny facet zaszczuty przez złe baby. Fabuła, no cóż, gość idzie zapalić papierosa. Ginie od postrzału, nie wiadomo kto i dlaczego strzela. Nie porywa. Przemyślenia bohatera pozornie głębokie, w sumie o niczym. Skoro wie, że umiera, to na miejscu może byłyby jakieś przemyślenia dotyczące swojego życia, jakieś rozliczenie z sobą, może lęk?
Dodatkowo, w tak zaawansowanym stadium raka płuc, trudno to ukryć. Leki przeciwbólowe itd.
Jeszcze raz ortografia i korekta.

3
No cóż, dobra rada, którą dała Caroll, a ja podkreślę - jak się już coś spłodzi, warto to przejrzeć i poprawić. Wiem, że są różne edytory tekstu i nie wszystkie pomagają, ale warto jednak z tej pomocy skorzystać. Nagromadzenie byków jest spore, a zdecydowanej większości pomógłby uniknąć sam Word.
Niestety, czytelnik (nie tylko ten, co czyta książkę czy opowiadanie, ale też redaktor, korektor, czytelnik tekstu na takim forum jak Wery) czuje się zlekceważony przez autora, który nie potrafi zmusić się do tego drobnego wysiłku i przejrzeć swój tekst pod kątem błędów. I jakkolwiek również zachęcam do korzystania ze słowników, to jest to naprawdę niekonieczne, Word wystarczy na początek.

A poza tym?
Słabo jest i mętnie. Caroll pokazała dobrze, w których miejscach.
Przekleństwa potrafią ubarwić każdy tekst, ale nie należy z nimi przesadzać. A zwłaszcza trzeba używać ich rozmyślnie dla pokazania czegoś. Np. by pokazać stosunek emocjonalny do kogoś lub czegoś. Np. cholerny, jesienny wiatr - ok, bohaterowi się nie podoba (choć jest tu inny błąd, bohater podkreśla że to ten cholerny jesienny wiatr, ale jaki? Ten słaby, ten mocny, ten halny?) Natomiast stosunek bohatera do pudełka po zapałkach jest nijaki i nazywanie go kurestwem jest niezrozumiałe, tak jak cholerna satysfakcja, że deszcz to pudełko zniszczył. Bohater się wpienia na zapałki i wiatr, nie pudełko!
Nawiasem mówiąc - kurewstwo - nie kurestwo. I proponowałbym też zajrzeć do SJP, gdzie kurewstwo to: uprawianie prostytucji; też: rozwiązłość seksualna, względnie: niegodziwe postępowanie, zachowanie się.
Dialogi papierowe. Sytuacja nie jest wydumana, ale stosunek bohatera do niej - już owszem. Bo żona nie obarcza bohatera odpowiedzialnością za czyjeś winy tylko jego - stracił pracę, wpadli w długi, sprzedali dom, a on jeszcze przepala kasę! W tym kontekście mówienie sobie w duchu - gdyby tylko wiedziała - nie ma sensu. Bo to, co mogłaby wiedzieć żona (rak) nie usprawiedliwia wcale bohatera, wręcz nawet pogrąża. Gdybym na jego miejscu popadł w kłopoty, bo np. wykazałem się nonkonformizmem w pracy, trzymałem się zasad i dlatego wyleciałem i wpadłem w długi, a nie mogę jej powiedzieć o tym - wtedy mógłbym sobie w duchu biadolić - gdyby wiedziała! (w domyśle - zrozumiałaby mnie).
Kolejny problem - bohater rozpatruje kwestię - czemu ja się zgodziłem na mieszkanie z teściową. Co tu rozpatrywać, miał wyjście? Nie miał. Długi, brak domu. To po co język strzępić?
Rozpatrując tekst pod kątem miniatury (szorta) to fabuła jest spartolona. Jest zawiązanie, określenie sytuacji bohatera i końcówka która niczym nie zaskakuje, nic nie rozbawia, nie podsuwa żadnej poważnej myśli czytelnikowi. Ot, rozwiązanie typowe dla autorskiego chciejstwa a możne nawet bardziej - braku pomysłu jak zakończyć to, co się zaczęło.

Postaw sobie pytanie autorze – po co jest ten tekst? Co nim chciałeś opowiedzieć? Jakie jest przesłanie? Czy żeby palić i się nie oglądać na maruderów? Czy żeby nie palić, bo rak? A może żeby palacz miał zawsze zapalniczkę, bo zapałki niepewne? Albo, żeby nie mieszkać z teściową? Bo ja nie wiem co jest najważniejszą myślą, osią akcji.


Do Caroll.
Caroll pisze:Po wielokropku zdanie zaczynamy z dużej litery.
Wcale nie. Taka reguła nie istnieje.
Choć przyznaję, że akurat w zdaniu, do którego napisałaś ten komentarz, po wielokropku powinna być wielka litera.

5
Strugi wody opadały tuż przedemną, czasami zachaczając o daszek bejsbolówki.
Przede mną. Zahaczając. Przeglądarka mi tak ślicznie zaznacza błędy na czerwono. Tobie nie?
Dłoń, osłaniająca marny płomyczek zapałki drżała, zsiniała od tego cholernego, jesiennego wiatru.
Skoro było tak zimno, to ciężko utrzymać patyczek zapałki w zgrabiałych dłoniach. Drżeć to mógł na całym ciele.
Blade światło padające przez okno obok uświadamiało mi, że dyskusja nie zakończyła się po moim efektownym wyjściu. Z łatwością wyobraziłem sobie, jak moja cudowna żonka i teściowa żrą się między sobą o mnie, i moje nałogi.
Chwila. To on dopiero wyszedł? Gdzie zdążył więc tak zmarznąć?
Gdyby nie to, że w ostatniej chwili pochyliłem się do przodu i złapałem ściany...
Skąd mu ta ściana przed nosem wyrosła? Wcześniej była tylko ściana deszczu.
Stracona praca, długi, sprzedany dom... ostatnio nawet fakt, że nie pozmywałem naczyń, stał się wystarczającym powodem do rozpoczęcia awantury.
I wszystko to, bo pali? Tak w każdym razie wynika z tekstu.

Scenka z policjantami średnio realna według mnie, ale niech ci będzie. Odstraszają błędy. Rzeczywiście wypadałoby przed zapisaniem postu sprawdzić, co tam się pozaznaczało na czerwono w przeglądarce. Potrafisz stworzyć nastrój, choć nie przyłożyłeś się do realności opowiadania. Podobał mi się pomysł, ale te kłótnie z żoną i teściową są przesadzone, a wszystkie problemy w życiu bohatera wynikające tylko z palenia papierosów - nie przekonują mnie. Tekst ma według mnie potencjał. Szkoda tylko, że nie przykładasz uwagi do tego, co piszesz.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”