Pilif pisze:Warto się zastanowić, kiedy następuje decyzja o zakupie.
W moim przypadku zupełnie inaczej wygląda kupowanie w tradycyjnej księgarni, a inaczej przez net. Inne rzeczy odgrywają decydującą rolę. Kiedyś kupowałam głównie tradycyjnie i wtedy wyglądało to tak, jak opisujesz Ty i Rubia - istotna była okładka, notka z tyłu, potem parę stron ze środka (zwykle najbardziej reprezentatywne są dla mnie fragmenty na kilkanaście stron przed końcem).
Teraz kupuję przede wszystkim w księgarniach netowych i tutaj istotne jest coś innego. Na okładkę prawie nie zwracam uwagi, natomiast decydujące stają się fragmenty i recenzje oraz to, co mówi o książce sam autor (czyli np. wywiady). Fragment w tradycyjnej księgarni wybieram sama, kartkując - mogę dać autorowi drugą i trzecią szansę. W necie fragment jest już przez kogoś wybrany i ja zakładam, że on jest najlepszy tzn. że reszta książki jest taka sama lub gorsza. Jeżeli ten fragment będzie wybrany niefortunnie, to książka u mnie polegnie. W księgarni nie mam dostępu do recenzji, w necie mam je na kliknięcie w drugim oknie, więc one nabierają znaczenia.
O recenzjach trochę: panuje przekonanie, że niemal każdy może recenzować. To nie jest prawda. Do recenzji trzeba mieć specyficzny talent, ogromne oczytanie i umiejętność pisania. Recenzja ma mi odpowiedzieć na pytanie: czy to jest książka dla mnie. Amatorskie recenzje często sprowadzają się do streszczenia fabuły i kilku "mi się". To nie daje nic. Recenzent powinien pokazać książkę na tle innych tego autora, tego gatunku. Ocenić strukturę, język. Wydobyć to, co stanowi o wyjątkowości tej właśnie książki. Dobrych recenzentów jest mało. Nie zauważyłam, żeby autorzy czy wydawcy interesowali się tym, kto, personalnie, recenzuje im książkę np. w Qfancie. A powinni, bo to ma znaczenie. Recenzja recenzji nierówna. Lepiej mieć kilka na głównych portalach literackich, ale napisanych przez osoby, które rzeczywiście umieją to robić, niż mnóstwo bełkotu na blogach.
Wywiady - podobnie. Można dzięki wywiadowi sporo zdziałać, można rzecz utopić. Wcześniej podawałam przykład wywiadu dobrego (z Orbitowskim), teraz dla odmiany wywiad zły, z którego (a właściwie z panów ów wywiad przeprowadzających) chichrało się pół Internetu.
http://wyborcza.pl/1,76842,7139927,Nie_ ... &startsz=x
Sapkowski się obronił, bo jest Sapkowskim i obroni się zawsze, ale gdyby trafiło na debiutanta, to tacy "dziennikarze" narobiliby mu więcej szkody niż pożytku. Jest ważne, z kim i o czym rozmawia autor.
Można zarzucić net banerami, licząc na to, że "wszyscy książkę zobaczą", ale one nie mają żadnego wpływu na decyzję o kupnie. Ba, ja ich w ogóle nie zauważam. Robią za kolorowe, nieistotne tło. O realnym zakupie decydują te najbardziej podstawowe rzeczy - fragment tekstu, recenzja, wywiad. Tylko one wszystkie muszą być wysokiej jakości, a z tym, niestety, jest krucho. Skoro nawet Sapkowskiemu posłano takich niedorzecznych dziennikarzy, to co ma powiedzieć debiutant? On (i jego wydawca) musi być sto razy bardziej uważny.