Anna

1
Wynik braku wyobraźni będzie mi towarzyszył do sądnego dnia. I choć niekiedy zdarza mi się o nim zapomnieć, to przecież i tak, bez podpowiadania wiem, co jest, a co się nie znajduje w moim zasięgu: księżyc dalej flirtuje z wodą, odpycha ją i unosi, plamy na słońcu są jak przed miliardami lat, chmury ciągle brodzą po niebie, galaktyki nadal pędzą do nieskończoności, a to, że przybrałem inną formę, nie ma wymiaru tragedii.

Jak okiem sięgnąć, po jego twarzy, zmarszczonej niczym brukselka, rozlewała się poświata godności. Był to mężczyzna wzorowej urody. A także nieposzlakowanej powierzchowności; to jedną, to drugą ręką wymachiwał mi przed nosem każąc patrzeć i podziwiać, jak młynkując sobą, przesuwa się od drzwi, aż po zlew. W przerwach między kunsztownymi ewolucjami, pozwalał sobie na dyskretne zipanie w kułak. Z zakamarków sylwetki wyłaniały mu się kaskady baletowych podfrunięć i piruetów zwieńczonych stójką i frymuśną przewrotką z wymachami rąk.

-Ecce homo, najnowszej generacji krzyk mody, wersja z antykorozyjnym polepszaczem, dożywotnią gwarancją na pół roku, z katalizatorem na sprężarkę i certyfikatem na wszelki wypadek - zatrajkotał. - Będzie ją pan mieć na zawsze, zrobi wszystko , co pan jej każe, w jej nazwie też ma pan wolną rękę - kusił, poklepując maszynę po wystających tranzystorach. - Chciałem z początku, by była moja, no ale czy z taką mordą dałbym radę być jej ulubieńcem? Nie, a z panem będzie pławić się we wszelkich pożytkach. I zniknął tak, jak się pojawił: zostawił za sobą pożegnalną smugę życzeń wszelkiej pomyślności, a na do widzenia, rzucił we mnie owocnym powrotem do zdrowia.

W pierwszej chwili nie wiedziałem, co z nią począć. Nazwałem ją Anna. Miała bladą twarz i zimne ciało, ale była to albo kwestia termostatu, albo przepuszczającej uszczelki. Od tego dnia na pytanie o stan cywilny odpowiadałem, że mam siodło.
*
Kiedy nadeszła wiosna, jej ciepłota osiadła w miejscu, a i we mnie nastąpiły przygruntowe odmiany; pozwolono mi na krótkie i niemęczliwe wyjazdy.

Ofiarnie pchała mój wózek i docieraliśmy do parku. Był rozświergotany, i, mój ty Boże, ile miałem jej wtedy do powiedzenia! Wydawało mi się, że skoro przez te wszystkie miesiące zachowywałem milczenie, teraz, gdy wróciła mi chęć do życia, powinienem nadgonić utracone chwile, a zwłaszcza dać jej do zrozumienia, że bez płaczliwych emocji mogę z nią gawędzić o rzeczach ważnych lub mało istotnych, o sprawach, które wtrącały nas w śmiech, zmuszały do oglądania się za wyjściem z domu, w orzeźwiający nów, w przycupnięcia na ławce, gdzie, ukryci, schronieni pod opadającym bzem, obejmowaliśmy się, nie wiedząc o sobie nic.

Anna śmiała się wtedy, jak dawniej, jak przedtem. Trzymałem ją w ramionach i wydawało mi się, że odzyskałem z nią kontakt, że znowu zaczynamy się dostrzegać. Było mi dobrze, a w najstarszej, zaniedbanej i być może dlatego romantycznej części parku, tężały i wymilkały schadzkowe kłótnie. Ktoś biegł po mokrej alejce, a jego stopy rytmicznie uderzały o rosę asfaltu, mieszały się z odgłosami ścigających go, refrenowych nawoływań, należących do kobiety; moja miłość jak wiatr, jak jej oddech, była tu.

Zabawialiśmy się w nieskomplikowaną grę w sumienie. Obowiązywała w niej zasada, że wszystkie chwyty są dozwolone. Była to gra, w której stosowałem wobec niej zwyczajową metodę postępowania z ludźmi, metodę z cyklu “a pamiętasz”, te swobodne, polukrowane “małe co nieco”, które odświeżały mi samopoczucie, wyrzucały wszelkie taryfy ulgowe, wypacały ze mnie wszelkie złogi kompleksów.
*
Czułem się w mocy manewrować jej wnętrzem: jaka to frajda dla samotnego, mieć bezkarną możność kiereszowania cudzymi poglądami! Była zaprogramowana na rozwiązłą trusię; bez przeszkód mogłem chować ją do szafy, gdy mnie zgniewała, do lodówki, gdyśmy za dokładnie zajęli się światem wspomnień, w rezultacie czego przypominałem sobie o czymś, o czym niezręcznie mi było pamiętać. Mogłem, bez wyjaśnień, podchodów, umizgów, przestroić ją na szybsze, lub wolniejsze kapowanie, na większą lub mniejszą przenikliwość. Zależnie od nastroju, robiłem pokrętełkiem zręczne fiku-miku, by porzuciła jeden zestaw zachowań i weszła w podchodzący mi bardziej. Wierzyłem w panowanie nad nią, nad jej wnętrzem, które znałem przedtem.

Poprzednia nie nadawała się do moich awantur, nie doprowadzała mnie do przekonania, że to ja jestem zwycięzcą. Tamta, która mnie zostawiła, brylowała w wymówkach. Jej pretensje musiały górować nad moimi. I górowały: bawiąc się mną i bez ostrzeżenia, na odlew, ciskając o ścianę, dawała mi do zrozumienia, że znowu jestem od niej gorszy, że znowu dałem plamę.

Porównywałem obecną z jej rozpyszczonym pierwowzorem i nie znajdowałem w sobie ani krzty tęsknoty za wadami poprzedniej. W nowej chwyciłem się za bary z TAJEMNICĄ, z podziwianiem spojrzeń należących nie tyle do niej, co do mojego odchodzenia w mrok. Od chwili, gdy została ze mną i we mnie, utwierdziła się w przekonaniu, że jest skazana na usłużność wobec mnie, odkryła, że znajduje się na mojej łasce, że otaczają mnie postacie, których obecności wypada się jej obawiać, gdyż i ja się ich obawiam, gdyż i ja staram się ich nie zauważać, omijać spojrzeniami rzucanymi w innym kierunku, odwracaniem jej uwagi, które jednak dla mnie są, choć ona ich nie widzi, które narzucają jej mój punkt patrzenia.

Ps. po przewiezieniu mnie do Staruszkowa, miejsca, o którym wiedziałem tyle, co brudu za paznokciem, straciłem Annę z oczu.
Ostatnio zmieniony sob 21 kwie 2012, 12:59 przez Owsianko, łącznie zmieniany 3 razy.
Marek Jastrząb (Owsianko) https://studioopinii.pl/dzia%C5%82/feli ... N9tKoJZNoo

nieważne, co mówisz. Ważne, co robisz.

2
Sprawiasz problemy w ocenie, Owsianko.

No bo co, tak zakręcone, że to już nie proza, to niemal poezja. Proza poetycka.
Trudno się czepiac naciąganych opisów czy metafor, gdy się wie, że są używane świadomie, dla podkreślenie poetyckości właśnie. Podobnie z oceną fabuły, jeśli poetycki język ma budowac klimat i ten klimat jest w zasadzie jedynym celem autora, to czego szukac więcej?

Ale, niech mi będzie wybaczone. Nie wiem jaki jest Twój cel, po co to piszesz. Dla siebie? Dla wrażliwych ludzi, lubiących takie rzeczy? OK.
Dla mnie, prozaika, tekst jest znacząco niepełny. Nie wiem o co chodzi, nie wiem skąd, po co, dla kogo, domyślam się ze strzępów.
Najbardziej w tej fabule brakuje mi - i co dalej? Zmagał się, roztapiał, uczył ją i siebie, olśniewał i? I nic, jedno zdania peesem kończy fabułę bez odpowiedzi na te pytania.
Widać nie jestem targetem tej formy.

Rzeczy drobne.
Wynik braku wyobraźni będzie mi towarzyszył do sądnego dnia.
Chyba jednak skutek, co?
W nowej chwyciłem się za bary z TAJEMNICĄ (...)
Nie znajduję uzasadnienia dla kapitalików. Małymi literami byłoby tak samo zrozumiale (lub niezrozumiale) jak jest.
Sekretarz redakcji Fahrenheita
Agencja ds. reklamy, I prawie już nie ma białych Francuzów, Psi los, Woli bogów skromni wykonawcy

3
"Jak okiem sięgnąć, po jego twarzy, zmarszczonej niczym brukselka, rozlewała się poświata godności."

Przepraszam, nie przeczytałem tekstu. Po takim zdaniu odechciało mi się czytać. Brzmi źle, wygląda źle, a na dodatek są w nim dwa rażąco źle użyte związki frazeologiczne.

Metafory używa się wtedy, kiedy coś to daje, kiedy wzbogacamy treść, a jednocześnie uznajemy, że proste zdanie oznajmujące gorzej spełniłoby w takim przypadku swoją funkcję.

Powiedz mi, dlaczego nie wystarczyłoby napisać:

"Choć jego twarz była pomarszczona, miał w sobie jednak jakąś przyrodzoną godność."

Nie twierdzę, że to jest jakieś szczególnie piękne zdanie, ale zdecydowanie lepsze od twojego po prostu dlatego, że nie ma w nim zbędnych figur, żadnych poświat i innych poetyckich potworków.

Pozdrawiam,

5
Podobało mi się. Humor zaprawiony leciutkim smuteczkiem. Takie trochę melancholijne. Struktura opowiadania może zbyt bogata, jak na gust Krugera, ale nim się nie przejmuj. Jego specjalnością są komiksy.
Pozdrawiam
prawda jest zawsze subiektywna
-----------------------------------------------------------
prawda pierwsza: przyjemność, kiedy staje się obowiązkiem przestaje być przyjemnością
prawda druga: obowiązek połączony z przyjemnością jest masochizmem, cokolwiek to słowo znaczyć by miało
prawda trzecia: zamiast kropki lepiej postawić wielokropek

6
Kruger pisze:Trudno się czepiac naciąganych opisów czy metafor, gdy się wie, że są używane świadomie, dla podkreślenie poetyckości właśnie
Ja się jednak skuszę.
Owsianko pisze:chmury ciągle brodzą po niebie
Nie potrafię sobie tego zupełnie wyobrazić. Obawiam się, że brodzić nie jest synonimem słowa pływać. Brodzenie implikuje, że coś się przez coś przedziera, częściowo w tym zanurzone, a częściowo nie. Nie można być całemu jakąś substancją otoczonym ze wszystkich stron i w niej brodzić. Nawet, jeśli się jest chmurą. Zresztą brodzik (prysznicowy na przykład) to też coś względnie płytkiego. Łoś może sobie brodzić w niezbyt głębokiej wodzie.

Przez chmury! Owszem. W takim kontekście:

Gigant większy niż największa góra
Szedł ogromnymi krokami
Brodził przy tym kolanami w chmurach
A ziemia drżała mu pod stopami

(przepraszam za koślawy przykład, ale zaimprowizowane na szybko).
Owsianko pisze:zmarszczonej niczym brukselka
Nie podoba mi się to porównanie. Najpierw galaktyki, potem poświata godności, a w środku jakiś warzywniak. Rozumiem, że mieszasz style i ton, bawisz się słowem, ale brukselka mnie jakoś kuje po oczach. Ale ja mam awersję do warzyw w literaturze ogólnie, także się mnie nie słuchaj.
Owsianko pisze:mężczyzna wzorowej urody
Można to powiedzieć inaczej. Niby wiadomo o co chodzi, ale nie wiem czy uroda jest czymś co można naśladować, a wzór to coś z czego bierze się przykład. Mianem wzorowych określamy raczej rzeczy na które można mieć wpływ.

Dalej już nic strasznego nie wychwyciłem, ale prawdę mówiąc tekst mnie strasznie zmęczył. Dlatego się rozproszyłem kilku pierwszych linijkach i później wszystko mogło się spokojnie prześlizgiwać pod moim radarem. Podzielam zdanie Krugera. Masz problem z kontrolowaniem swojego materiału. Fajnie Owsianko kombinujesz na poziomie zdania, na przykład:
Owsianko pisze:to, że przybrałem inną formę, nie ma wymiaru tragedii
Urywki czyta się jak poezję, ale to co w skondensowanej formie można by zaserwować czytelnikowi w krótkim wierszu (z definicji wymagającym większego skupienia) u Ciebie gubi się w natłoku innych rzeczy, które niestety ze sobą nie współpracują.

Pozdrawiam.

7
Otto_SM pisze:Nie potrafię sobie tego zupełnie wyobrazić. Obawiam się, że brodzić nie jest synonimem słowa pływać. Brodzenie implikuje, że coś się przez coś przedziera, częściowo w tym zanurzone, a częściowo nie. Nie można być całemu jakąś substancją otoczonym ze wszystkich stron i w niej brodzić. Nawet, jeśli się jest chmurą.
Bratnia dusza! Logika logika. off top. Ale trudno.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

8
Owsianko, Twoje teksty różnie mi podchodzą. Czasem klimat mnie wciąga tak, że poetyckość staje się atutem, czasem brnie mi się ciężko.

Tym razem było ciężko. Jakby zbyt mało wyrazisty obraz został zalany zbyt bogatą metaforyką. Czasem bardziej niż nad wydźwiękiem i obrazem budowanym poprzez zdanie zastanawiałam się nad tym, co ten zlepek słów miałby przedstawiać.
Tak jak na przykład tutaj:
Owsianko pisze:Od tego dnia na pytanie o stan cywilny odpowiadałem, że mam siodło.
czy tutaj
Owsianko pisze:możność kiereszowania cudzymi poglądami
Były oczywiście fragmenty bardziej błyskotliwe i takie, które mnie ujmowały. Początek mi się podobał.
Zabrakło mi trochę fabuły, ale to jak zwykle. Jednak jestem zdecydowanie odbiorcą prozy - w poetyckich tekstach prawie zawsze zabraknie mi tego "czegoś".

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

9
Adrianna
Po pierwsze podoba mi się Twoje imię. I na tym kończę uprzejmości, albowiem - po drugie - z niepokojem patrzę na niektórych komentatorów. I nie chodzi tu o ocenę moich tekstów (sam wiem, że są niedoskonałe), ale o znajomość słów. Mianowicie zastanawiam się, jak dany komentator może wyrazić całościową opinię na temat jakiegoś tekstu, skoro go nie rozumie we fragmentach i co taka opinia jest warta. Siodło w małżeństwie mógłbym napisać jako „bycie” pod pantoflem. A „możność kiereszowania cudzymi poglądami”, nazwać – manipulacją.
pozdrawiam
Marek Jastrząb (Owsianko) https://studioopinii.pl/dzia%C5%82/feli ... N9tKoJZNoo

nieważne, co mówisz. Ważne, co robisz.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron