Orbanek i ja
WWWMężczyzna, który pierwszy dostrzegł nas w ciemnościach i z krzykiem cisnął bukłak z gorzałką w ognisko - płomienie wystrzeliły w niebo oświetlając małe obozowisko - nie zdążył już uchylić głowy przed ciosem okutą pałką. Gdy siła uderzenia obróciła go plecami do mnie, wziąłem kolejny zamach i walnąłem go jeszcze raz w głowę, i raz między łopatki, a gdy padał, z całej siły popchnąłem barkiem - legł twarzą w rozżarzonych węglach i znieruchomiał.
WWWW tym czasie Orbanek kopniakiem rozrzucił liście i gałęzie tworzące szałas, kolanami przygwoździł leżącego tam mężczyznę do ziemi, i pomimo rozpaczliwych próśb biedaka - „Oszczędź!” - dwukrotnie pchnął sztyletem. Szamotali się jeszcze chwilę - widziałem, jak Orbanek pochyla się nad nim i szepcze do ucha:
- Śpij, dziecino... już dobrze... śpij...
WWWPo chwili poderwał się na nogi i ze złością kopnął leżącego już nieruchomo mężczyznę.
- Co się stało? - zapytałem.
- Nic! - warknął, przyciskając lewą dłoń do piersi. - Ugryzł mnie…
WWWWyminąłem go bez słowa i ukląkłem obok leżącego mężczyzny. Przy wszystkich niegodziwościach, które popełniłem w życiu, kolejny grzech nie miał już żadnego znaczenia.
WWWPochyliłem się nad konającym i dotknąłem jego ręki.
- Indulgeat tibi Dominus... - wyszeptałem - quidquid... deliquisti...
WWWTak, kiedyś byłem sługą bożym.
WWWDziś Bóg już nie chce ze mną rozmawiać - dlatego znalazłem sobie innego pana.
WWWZ tamtych czasów najbardziej pamiętam dudnienie klasztornego dzwonu, który w środku nocy budził nas na jutrznię; jego pęknięte serce wydawało dźwięki tępe i fałszywe, jak me własne teraz. Po krótkiej modlitwie w dormitorium i wspólnych dla wszystkich mnichów nokturnach, udawałem się wraz z innymi podgolonymi łbami - tak teraz ich wspominam - do skryptorium. To tam, przez siedemnaście lat, codziennie zasiadałem do przepisywania świętych ksiąg, by zgodnie ze słowami starego mistrza Kasjodora, każdym napisanym słowem zadawać ranę memu obecnemu panu.
WWWJestem pewien, że do dziś stoi tam mój przybrudzony atramentem pulpit do pisania a na półkach klasztornej biblioteki leżą zakurzone księgi, które przez lata i w niemałym trudzie kopiowałem ze starych oryginałów. Nasz przeor powtarzał, że dobry kopista może przez całe życie przepisać do czterdziestu ksiąg - ja dotrwałem zaledwie do trzynastu.
WWWWszystko skończyło się pewnego majowego dnia, gdy opat polecił mi usunąć tekst z jednej ze starych ksiąg. Często tak robiliśmy - cena czystego pergaminu była bardzo wysoka i opłacało się usunąć stary tekst z mniej ważnych ksiąg i nadpisać nowym, ważniejszym.
WWWJakież było moje zdziwienie, gdy pod warstwą atramentu, pracowicie startego pumeksem, ukazały się słowa napisane w nieznanym mi języku.
WWWPotem słyszałem historię o opętanym mnichu, który wstał od pulpitu w skryptorium i poderżnął gardło najbliższemu skrybie - ot tak, nożykiem do ostrzenia piór. Słyszałem jeszcze, że ten mnich uciekał potem w zakrwawionym habicie przez miasto, ścigany przez straż miejską i swoich pobratymców. Wiem też, że ucieka do dziś.
WWWZłapałem nogi trupa leżącego w ognisku - zaczynało już śmierdzieć spalenizną - i odciągnąłem go na bok. Gdy wróciłem, Orbanek przeglądał kieszenie swojej ofiary.
- Jak na cały dzień czatowania - powiedział - to całkiem nieźle.
- Znalazłeś coś ciekawego?
- Parę monet, w tym kilka złotych. Dwa pierścienie. Jakieś listy - mówiąc to cisnął je w ognisko. - Sztylet i kolczyki.
WWWOrbanek usiadł na ciele mężczyzny, twarzą do mnie.
- Co robisz? - zapytałem.
- A co? - spojrzał na mnie groźnie. - Ciągnie od ziemi.
- Pokaż sztylet.
- Dziwny jakiś - odpowiedział, podając mi broń.
- Dlaczego?
- Ma na ostrzu łacińskie napisy.
WWWZmarszczyłem brwi.
- Takich używają egzorcyści. - powiedziałem.
- Lepiej przyjrzyjmy im się dokładnie. - Orbanek pochylił się nad martwym mężczyzną i sztyletem rozciął mu koszulę na piersi. - Spójrz! - dodał po chwili. - Ten pod ubraniem ma bandaże.
WWWPrzykucnąłem obok niego.
- Rozetnij je - powiedziałem. - Zobaczymy, co mu się stało.
Orbanek posłusznie przeciął bandaże i odsłonił rany na piersiach i szyi mężczyzny.
- Dziwne - powiedziałem - wyglądają jak...
- Ugryzienia - dokończył Orbanek. - Rany są stare. I wygojone.
Podszedł szybko do ogniska i wyciągnął nadpalone listy.
- Lepiej to przeczytaj... - powiedział.
WWWObudziłem się w lesie, nagi. W rękach ściskałem tę przeklętą księgę i nożyk do ostrzenia piór - obie te rzeczy noszę ze sobą do dziś. Gdzieś z daleka, spomiędzy drzew, dochodziło wycie wilków i dudnienie dzwonu z pękniętym sercem. Nie pamiętałem, co się stało wcześniej - wiedziałem jedynie, że muszę uciekać. Błądząc w lesie, dotarłem do traktu. Miarowe dudnienie dzwonu zostało gdzieś daleko z tyłu a do wycia wilków zdążyłem się już przyzwyczaić - nie wiedziałem jeszcze, że będzie mi towarzyszyło do końca życia.
WWWI wtedy go zobaczyłem. Szedł brzegiem traktu, słaniał się na nogach. Z przydrożnych krzaków, w których się ukryłem, czułem obrzydliwy fetor zgnilizny, wydzielany przez jego ciało. Gdy mijał moją kryjówkę, przyjrzałem mu się dokładnie. Ubrany był w łachmany, twarz miał skrytą pod kapturem. Dłonie i bose stopy miał pokryte wrzodami.
WWWDżuma. Słyszałem o tej chorobie za murami klasztoru. Starzy mnisi opowiadali, że jest to kara boska zesłana na największych grzeszników.
WWWMężczyzna nie miał siły iść dalej. Zszedł z traktu i położył się pod jednym z drzew - leżał nieruchomo, rzężenie dochodzące z jego gardła było coraz cichsze. Nie wiem, jak dużo czasu upłynęło, nim zdecydowałem się do niego podejść. Ukląkłem przy nim i zacząłem się modlić.
WWWMężczyzna otworzył jedno oko - drugie miał wyżarte przez zarazę.
- Jak masz na imię? - zapytałem.
- Odejdź...
- Kim jesteś?
- Byłem żołnierzem... wygnano mnie z garnizonu...
- Jak masz na imię?
- Orbanek... zostaw mnie... chcę umrzeć...
WWWNie umarł tego dnia. Ani następnego. Z woli mego pana miał mi służyć przez następne siedem lat, aż do śmierci. Nie potrafię wyjaśnić, dlaczego jego rany zaczęły się goić a choroba ustępować. Nie wiem ile czasu minęło, nim wrócił do zdrowia. Gdy poczuł się lepiej, pokazał mi jak zastawiać wnyki - potem siedzieliśmy przy ognisku, posilając się mięsem złapanego królika.
WWWOrbanek pokazał mi miejsce - głęboki dół - gdzie z miasta przywożono i składano ciała zmarłych na zarazę. Była noc i nikogo w pobliżu. Wszedłem do dołu i nie patrząc w martwe oczy leżących tam ludzi, zdarłem z kilku ubrania.
WWWRano w leśnym strumyku przepłukałem te szmaty i pomogłem zmyć brud z ciała Orbanka. Przemyłem jego rany i zerwałem rozmoczone strupy. Gdy ubrania wyschły, poszliśmy w kierunku traktu.
WWWObserwowaliśmy przejeżdżających ludzi: kupców, mieszczan, żołnierzy. Nie wiem, kiedy wpadliśmy na ten pomysł. Nie rozmawialiśmy o tym, wystarczyły spojrzenia. Gdy na trakcie pojawił się samotny mężczyzna, przygotowałem nożyk do ostrzenia piór.
WWWOtworzyłem list i zacząłem czytać:
- Do Herberta, przeora klasztoru pod wezwaniem św. Benedykta w Helms - Uśmiechnąłem się. - Czcigodny panie, zgodnie z twą prośbą przesyłam do ciebie dwóch moich ludzi, wierząc, że pomogą rozwiązać nękające was problemy...
- Zabiliśmy egzorcystów? - Orbanek był wyraźnie zadowolony.
- Na to wygląda.
- Nie możliwe. Byłem żołnierzem i wiem, że nikt nie może im sprostać.
- Nie może - powiedziałem z przekonaniem - gdy wie z kim ma do czynienia. Dlatego nam poszło tak gładko.
Gdzieś w ciemności dostrzegłem poruszające się cienie.
- To wilki. - Orbanek był bardzo spokojny. - Odciągnąłeś go za daleko od ogniska. Słyszysz, jak chłepczą krew?
WWWGdy pojawiły się pierwsze oznaki zimy, wykopaliśmy w lesie ziemiankę. W środku ułożyliśmy z kamieni palenisko, wejście zamaskowaliśmy gałęziami. To tam składowaliśmy rzeczy zrabowane na trakcie. Czasami przekradałem się do miasta - kupował tam wino i lepsze jedzenie. W rogu ziemianki ustawiłem zrobiony z patyków krzyż. Żyło się nam dobrze.
WWWMieliśmy cynowy garnek zrabowany kiedyś podróżnym zmierzającym do Helms i wygodne ubrania po zamordowanych kupcach. Mieliśmy również dobrą broń - okute pałki, miecze, sztylety - pamiątki po po dwójce żołnierzy z pobliskiego garnizonu. Głęboki dół, będący kiedyś składowiskiem ciał zmarłych na zarazę, zapełniał się szybko.
WWWGdy przyszliśmy do miejsca, z którego zwykle obserwowaliśmy klasztor, dostrzegliśmy dwójkę mężczyzn uciekających w kierunku lasu. Jeden z nich był ranny, przewracał się co chwila; drugi pomagał mu biec. Po chwili zniknęli w zaroślach.
- Idziemy za nimi? - zapytał Orbanek.
- Tak.
WWWDopadliśmy ich wieczorem. Zdążyli rozpalić ognisko na małej polanie i zbudować szałas dla rannego mężczyzny. Jego towarzysz wracał właśnie z lasu; w prawym ręku trzymał łuk, w lewej martwego królika.
- Szkoda - wyszeptał Orbanek. - Była okazja, by dorwać ich pojedynczo.
- To nic. Zabijemy ich, gdy zasną.
WWWW nocy podeszliśmy bardzo blisko i widzieliśmy, jak ranny mężczyzna układa się do snu w szałasie. Jego towarzysz usiadł przy ognisku z bukłakiem wódki. Czuwał.
WWWŚciskając w rękach okutą pałkę podczołgałem się do niego na odległość dłoni. Orbanek zaczaił się przy szałasie. Powoli podniosłem się na równe nogi i wziąłem zamach okutą pałką.
WWWGdzieś w lesie zawył wilk i mężczyzna spojrzał w moją stronę.
- Co jest w drugim liście? - zapytał Orbanek.
- Zaraz się przekonamy - powiedziałem i złamałem woskową pieczęć.
- Czytaj na głos.
- Dobrze. – Otworzyłem list i zacząłem czytać: - Panie, zastosujemy stary sposób. Jeden z nas będzie udawał rannego... O kurwa! - krzyknąłem, widząc jak martwy mężczyzna zrywa się na nogi i chwyta Orbanka za szyję.
WWWUpadli na śnieg, gdzieś poza granicą światła ogniska. Usłyszałem za plecami skowyt wystraszonych wilków i ciężkie kroki na śniegu. Odwróciłem się i dojrzałem niewyraźną postać biegnącą w mym kierunku. Poczułem też swąd spalenizny. I siarki.
2
Tekst czytało mi się dobrze, podobał mi się ten fragmencik, w tym wypadku żałowałam, że taki krótki. W sumie kilka scenek, ale ładnie poprowadzonych.
Kilka rzeczy, które rzuciło mi się w oczy:
2. O jakie dźwięki wydawane przez bohatera chodzi?
Poza tym zauważyłam kilka połkniętych przecinków.
Brakuje mi trochę wyjaśnienia motywacji bohatera, co do kontynuowania napadów i mordowania ludzi. Pierwsze morderstwo było wynikiem opętania/szaleństwa, bohater go nawet nie pamięta (wie co się wydarzyło z opowieści innych). Ogólnie - ciekawie napisane.
Kilka rzeczy, które rzuciło mi się w oczy:
Podzieliłabym to zdanie na dwa krótsze.Pilif pisze:WMężczyzna, który pierwszy dostrzegł nas w ciemnościach i z krzykiem cisnął bukłak z gorzałką w ognisko - płomienie wystrzeliły w niebo oświetlając małe obozowisko - nie zdążył już uchylić głowy przed ciosem okutą pałką.
W sumie to moje subiektywne odczucie, ale nie widzę sensu uderzania w plecy kogoś, kto już dwa razy oberwał w głowę okutą pałką. Jak nie miał hełmu, to nie trzeba poprawiać. Umyka mi też sens uderzania go barkiem - po co? Ogólnie zasada walki jest taka - jak mogę kogoś walnąć bronią, to nie wchodzę w bliski dystans.Pilif pisze:Gdy siła uderzenia obróciła go plecami do mnie, wziąłem kolejny zamach i walnąłem go jeszcze raz w głowę, i raz między łopatki, a gdy padał, z całej siły popchnąłem barkiem - legł twarzą w rozżarzonych węglach i znieruchomiał.
1. Tutaj proponowałabym kropkę.Pilif pisze:Z tamtych czasów najbardziej pamiętam dudnienie klasztornego dzwonu, który w środku nocy budził nas na jutrznię (1); jego pęknięte serce wydawało dźwięki tępe i fałszywe, (2) jak me własne teraz.
2. O jakie dźwięki wydawane przez bohatera chodzi?
Nie znamy realiów świata, ale z dalszego opisu wynika, że Orbanek to prosty żołnierz, rzezimieszek. Zastanawia mnie to, że natychmiast rozpoznaje znaki na ostrzu jako pismo, i do tego łacinę.Pilif pisze:- Ma na ostrzu łacińskie napisy.
Trochę za blisko. O ile naprawdę można podkraść się blisko do kogoś w nocy w lesie, to podchodząc na odległość dłoni, napastnik naraża się na atak, gdy sam leży bezbronny na ziemi. Ponadto walnąć kogoś pałką w łeb można z dalszej odległości. To właśnie przewaga jej posiadania.Pilif pisze:Ściskając w rękach okutą pałkę podczołgałem się do niego na odległość dłoni.
Powtórzenie.Pilif pisze:Często tak robiliśmy - cena czystego pergaminu była bardzo wysoka i opłacało się usunąć stary tekst z mniej ważnych ksiąg i nadpisać nowym, ważniejszym.
Pogrubione - niepotrzebne.Pilif pisze:Powoli podniosłem się na równe nogi i wziąłem zamach okutą pałką.
Poza tym zauważyłam kilka połkniętych przecinków.
Brakuje mi trochę wyjaśnienia motywacji bohatera, co do kontynuowania napadów i mordowania ludzi. Pierwsze morderstwo było wynikiem opętania/szaleństwa, bohater go nawet nie pamięta (wie co się wydarzyło z opowieści innych). Ogólnie - ciekawie napisane.
3
Dzięki za opinię, Caroll.
Te pierwsze zdanie, to efekt mojej słabości - tak strasznie mi się podobało, że za wszelką cenę chciałem je zostawić. Specjalnie miało być złożone i jednocześnie niby pokazywać dynamikę sceny:). Wiem, to jeden z podstawowych błędów - powinienem je wywalić/zmienić bez skrupułów. Mój błąd - to co za bardzo się podoba, zwykle nadaje się tylko do kosza.
Z tym starciem na początku też lipa - miało być "plastycznie"... ech, z opisami u mnie cienko.
Odnośnie tych dźwięków, tępych i fałszywych - szukałem jakieś sposobu, by pokazać, że bohater przeszedł na ciemną stronę (że nie jest taki jak kiedyś).
Dzięki za zwrócenie uwagi na dialogi i motywację - popracuję nad tym.
Te pierwsze zdanie, to efekt mojej słabości - tak strasznie mi się podobało, że za wszelką cenę chciałem je zostawić. Specjalnie miało być złożone i jednocześnie niby pokazywać dynamikę sceny:). Wiem, to jeden z podstawowych błędów - powinienem je wywalić/zmienić bez skrupułów. Mój błąd - to co za bardzo się podoba, zwykle nadaje się tylko do kosza.
Z tym starciem na początku też lipa - miało być "plastycznie"... ech, z opisami u mnie cienko.
Odnośnie tych dźwięków, tępych i fałszywych - szukałem jakieś sposobu, by pokazać, że bohater przeszedł na ciemną stronę (że nie jest taki jak kiedyś).
Dzięki za zwrócenie uwagi na dialogi i motywację - popracuję nad tym.
4
Wiadomo.Pilif pisze:opat polecił mi usunąć tekst z jednej ze starych ksiąg. Często tak robiliśmy - cena czystego pergaminu była bardzo wysoka i opłacało się usunąć stary tekst z mniej ważnych ksiąg i nadpisać nowym, ważniejszym.
Oj, trochę na skróty. Bezpośrednie następstwo tych dwóch zdań sugeruje, że istnieje związek pomiędzy "słowami w nieznanym języku", a opętaniem mnicha, lecz mógłbyś to rozwinąć, a nie tylko zasygnalizować. Nieznanym językiem może być greka albo hebrajski, ale w nich również spisywano Biblię, więc gdyby ów tekst tak podziałał na mnicha, to prosiłabym o jakieś detale...Pilif pisze:Jakież było moje zdziwienie, gdy pod warstwą atramentu, pracowicie startego pumeksem, ukazały się słowa napisane w nieznanym mi języku.
WWWPotem słyszałem historię o opętanym mnichu, który wstał od pulpitu w skryptorium
Pobratymcy - w przypadku zakonników lepsze byłoby określenie współbracia.Pilif pisze:ścigany przez straż miejską i swoich pobratymców
Dżuma jest ostrą chorobą zakaźną, w skrajnych przypadkach chory umierał w ciągu kilku godzin od wystąpienia objawów. I na pewno nie miał siły, żeby wlec się gdzieś po odludziu. Do tych objawów bardziej pasowałby trąd. jego łacińska nazwa - lepra - obejmowała też rozmaite choroby skórne, zakażenia bakteryjne z wrzodami, łuszczycę, różne zmiany, które rzucały się w oczy.Pilif pisze:Dżuma. Słyszałem o tej chorobie za murami klasztoru.
Doły najczęściej przesypywano niegaszonym wapnem, nie mówiąc już o warstwie ziemi. A jeśli chodzi o ubrania, to zdarzało się dość często, że - żeby nie dopuścić do obdzierania zmarłych - chowano ich w odzieży pociętej na wąskie paski, żeby się nie nadawała do ponownego użycia. Nie przeczę, że Twojemu bohaterowi udało się zdobyć odzienie w sposób, jaki opisałeś, ale prościej byłoby chyba obrabować kogoś na gościńcu.Pilif pisze:Wszedłem do dołu i nie patrząc w martwe oczy leżących tam ludzi, zdarłem z kilku ubrania.
Niemożliwe.Pilif pisze:Nie możliwe.
W lesie? Krew pewnie wsiąkła w poszycie.Pilif pisze:Słyszysz, jak chłepczą krew?
A jeden list by nie wystarczył? Przecież ten fragmencik jest bezpośrednim rozwinięciem tego, co było w cytacie z pierwszego listu.Pilif pisze:Otworzyłem list i zacząłem czytać: - Panie, zastosujemy stary sposób. Jeden z nas będzie udawał rannego...
Pomysł całkiem ciekawy, chociaż jakby nie w pełni rozwinięty. Opętanie jest mało opętańcze - właściwie ów mnich mógłby zamordować współbrata w porywie gniewu, w jakiejś sprzeczce, a skutek, czyli ucieczka z klasztoru i napadanie na podróżnych, byłby ten sam. Postać "nowego pana", ledwie zaznaczona, na dobrą sprawę wcale nie udziela jakiejś szczególnej mocy swojemu wyznawcy (wyznawcom?), gdyż niezwykłe ozdrowienie Orbanka jest niezrozumiałe dla samego narratora.
Przecież nie ograniczał Cię limit znaków, więc mogłeś trochę tę historię rozwinąć, wzbogacić ją o bardziej pogłębioną relację pomiędzy bohaterem a jego "nowym panem".
Generalnie jednak - na plus.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.
5
Dzięki za opinię, Rubio.
Wiesz, to "Pomysł całkiem ciekawy, chociaż jakby nie w pełni rozwinięty", to kwintesencja mojej zabawy w pisanie - dlatego walczę z krótkimi formami. Przy dłuższych jest to jeszcze bardziej widoczne. Tak jak śpiewał Kazik: plączę i się kończę znów.
Tu też, jak słusznie zauważyłaś, tę Księgę i Szatanka gdzieś zgubiłem po drodze. Końcówka też była na siłę wrzucona. Fantasy to chyba nie moja bajka (chociaż mam-pomysł-na-wielką-powieść-fantasy:)).
Tak sobie skaczę po gatunkach literackich - teraz mam zamiar poromansować z horrorem. A co:)
Wiesz, to "Pomysł całkiem ciekawy, chociaż jakby nie w pełni rozwinięty", to kwintesencja mojej zabawy w pisanie - dlatego walczę z krótkimi formami. Przy dłuższych jest to jeszcze bardziej widoczne. Tak jak śpiewał Kazik: plączę i się kończę znów.
Tu też, jak słusznie zauważyłaś, tę Księgę i Szatanka gdzieś zgubiłem po drodze. Końcówka też była na siłę wrzucona. Fantasy to chyba nie moja bajka (chociaż mam-pomysł-na-wielką-powieść-fantasy:)).
Tak sobie skaczę po gatunkach literackich - teraz mam zamiar poromansować z horrorem. A co:)
6
Według mnie to wtrącenie szkodzi zdaniu. Wprowadza chaos, spowalnia wszystko. Darowałabym albo rozdzieliła na dwa zdania.Pilif pisze:Mężczyzna, który pierwszy dostrzegł nas w ciemnościach i z krzykiem cisnął bukłak z gorzałką w ognisko - płomienie wystrzeliły w niebo oświetlając małe obozowisko - nie zdążył już uchylić głowy przed ciosem okutą pałką.
Mam trochę problem z tym zdaniem. Bo jak czyta się szybko, to łatwo potraktować ten podkreślony fragment jako słowa tego mistrza. Czyli jakby była mowa o jego panu. A nie o to chodzi.Pilif pisze:To tam, przez siedemnaście lat, codziennie zasiadałem do przepisywania świętych ksiąg, by zgodnie ze słowami starego mistrza Kasjodora, każdym napisanym słowem zadawać ranę memu obecnemu panu.[/u]
Wydaje mi się, że można by to przeformułować na coś nieco zgrabniejszego.
Chociażby odpuścić powtarzanie, że główny bohater nie służy teraz temu, komu powinien, tylko nazwać tego "obecnego pana" po imieniu.
Tutaj, według mnie, za bardzo na skróty poszedłeś. Zbyt suchy i niejasny ten fragmencik, a raczej istotny.Pilif pisze:Jakież było moje zdziwienie, gdy pod warstwą atramentu, pracowicie startego pumeksem, ukazały się słowa napisane w nieznanym mi języku.
WWWPotem słyszałem historię o opętanym mnichu, który wstał od pulpitu w skryptorium i poderżnął gardło najbliższemu skrybie - ot tak, nożykiem do ostrzenia piór.
przekradałam, to i kupowałemPilif pisze:Czasami przekradałem się do miasta - kupował tam wino i lepsze jedzenie.
Trochę się w tym wszystkim gubiłam. Poskakałeś między scenami i wątkami, części z nich prawie nie dotykając. Poszczególne obrazy czyta się dobrze. Są błędy, ale nie da się zaprzeczyć temu, że pisać potrafisz. Całość jednak jest taka trochę za bardzo poszatkowana, za mało płynna... No i za krótka. Bo mimo tych elementów chaosu opowieść mnie zaciekawiła i chętnie przeczytałabym ją w pełniejszej wersji.
Skacz, skacz. Mam przeczucie, że jak już trafisz na coś "swojego", to mogą z tego świetne rzeczy wyjść. A w międzyczasie ćwicz na czym się tylko da.Pilif pisze:Tak sobie skaczę po gatunkach literackich - teraz mam zamiar poromansować z horrorem. A co:)
Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"
Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"
Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
7
Dziękuję, Adrianno.
W tym zdaniu z Kasjodorem faktycznie zamotałem. Inspiracją był ten fragment:
http://www.przewodnik-katolicki.pl/nr/s ... rybow.html
Ponieważ wyobrażenie średniowiecze-zło-diabeł jest b. mocne, chciałem w tym tekście koniecznie uniknąć używania niektórych słów - stąd pomysł na tą "służbę". Drugim zadaniem było stworzenie określonej formy - stąd taki naprzemienny podział opowiadania. Potem oczywiście się zamotałem i zrobiłem ciach! - wyszedł chaos.
Dzięki wielkie za weryfikację - moje zadanie na dziś: odmotać się! ;D Czyli więcej dyscypliny przy pisaniu. Jeszcze raz dzięki.
W tym zdaniu z Kasjodorem faktycznie zamotałem. Inspiracją był ten fragment:
http://www.przewodnik-katolicki.pl/nr/s ... rybow.html
Ponieważ wyobrażenie średniowiecze-zło-diabeł jest b. mocne, chciałem w tym tekście koniecznie uniknąć używania niektórych słów - stąd pomysł na tą "służbę". Drugim zadaniem było stworzenie określonej formy - stąd taki naprzemienny podział opowiadania. Potem oczywiście się zamotałem i zrobiłem ciach! - wyszedł chaos.
Dzięki wielkie za weryfikację - moje zadanie na dziś: odmotać się! ;D Czyli więcej dyscypliny przy pisaniu. Jeszcze raz dzięki.