Latest post of the previous page:
Mnie się wydaje, że jesteście za bardzo rygorystyczni w stosunku do pana A. Skupiacie się na "wyłomach", lapsusach, przeinaczeniach. A tu nie o to chodzi.Skupiliście się na jednej stronie medalu, a mianowicie na kryterium komunikatywności.
Owszem, zgadzam się z "wami". Autor sprawia wrażenie, jakby wziął do ręki dobrze napisany tekst i połowę słów, które się w nim znajdują, zastąpił (przekornie bądź nieprzekornie) wyrazami bliskoznacznymi z osobnych... nazwijmy to... przestrzeni frazeologicznych. Ale! - skąd pomysł, by definiować to jako błąd?!
Moim zdaniem autor tego opowiadania...
(które notabene jest bardzo obrazowe, tylko wy tej obrazowości nie dostrzegacie, ponieważ wasze mózgi zżyły się za bardzo ze STEREOTYPOWYMI ZWIĄZKAMI FRAZEOLOGICZNYMI)
...tak dalece zdezintegrował swój pogląd na temat komunikacji, języka i semantycznego przejawiania się w rzeczywistości wzrokowo-słuchowej... Tak głęboko sięgnął do jej podstaw i rudymentarnych początków, aż wszystkie dotychczasowe związki, obowiązujące stereotypowo między "rzeczą", a "symbolem słownym" - ROZLUŹNIŁY SIĘ. Skutkiem tegoż rozluźnienia jest większa tolerancja autora dla związków niestereotypowych i rzadko - bądź nawet w ogóle - "nieuczęszczanych".
Coś, co dla zwykłego pisarza i czytelnika jest drzazgą w oku, gdyż nie jest on skłonny zrezygnować z dotychczasowych "spójni i monolitów semantycznych",...
(powody, dla których tak się dzieje można mnożyć w nieskończoność, ale powodem nadrzędnym jest oczywiście TCHÓRZOSTWO i ASEKURACYJNY stosunek do szeroko rozumianej problematyki komunikowania się)
...dla początkującego pisarza w osobie A. - staje się materiałem dla niekończących się rozważań formalnych i eksperymentalnych na tematy semantycznie uniwersalne. Tak bardzo "ciacha" on dotychczasowe przyzwyczajenia, tak bardzo mnoży ekwilibrystyczne wręcz "sytuacje", oddalone od zimnych i martwych (lecz łatwych i przyjemnych - Mou Die!) powtarzalności, że dostajemy ostatecznie tekst balansujący na granicy para-poezji, para-literackości i (przepraszam za to słowo, ale rozumiem je ze wszech miar awangardowo) - "kiczowatości" zarazem.
Któż ma w sobie tyle odwagi by wywrócić wszystko na lewą stronę i WCIĄŻ patrzeć czytelnikowi prosto w oczy! Konfrontować się z nim bez wstydu i hańby!
Coś podobnego musiał czuć Picasso, o którym słynny brytyjski historyk Paul Johnson pisał:
"Jego największą siłą było to, że nie rozpoznawał różnicy między piękną, a brzydotą".
(Swoją drogą, czy można sobie wyobrazić większy komplement w świecie, gdzie wszystko jest przesiąknięte amerykańską zasadą "keep smiling, look good"?!).
Przy czym "piękno" trzeba tu rozumieć jako coś stereotypowego i rutynowo zaadaptowanego. "Brzydotę" natomiast jako coś niestereotypowego i innowacyjnie prze-adoptowanego.
"Wy" - jak sądzę - rozumiecie to bardzo dosłownie - i - (że pozwolę sobie przypomnieć słynną przypowieść o Adamie i Ewie) - jesteście dziećmi swoich rodziców!
Bez dwóch zdań!
Mało tego - wyrażam wielką wątpliwość, by ktokolwiek z "was" zachwycał się (albo nawet rozumiał - ha - cóż by to był za luksus!) czymś takim, jak SZTUKA PERFORMANCE (znana również jako "sztuka aktu"), którą w Polsce reprezentuje m.in. (słynny na cały świat) Zbigniew Warpechowski (> zainteresowanych odsyłam do jednej z jego książek - notabene bardzo wyzwalających artystycznie - pt. "ZASOBNIK - autorski opis trzydziestu lat życia poprzez sztukę performance").
Sądzę również, że wszyscy krytycy "szczekający" tutaj jak "pospolite mieszańce (przepraszam, ale nie mogłem się powstrzymać ;D Czasami trzeba dać komuś "po mordzie" [bez urazy], żeby sprawdzić - eksperymentalnie - co w ludziach siedzi) uzależnieni są niewolniczo od tradycjonalistycznych sposobów patrzenia na ZNAK. Oni chcą mieć koniecznie wszystko podane na tacy! Znaczenia... Łatwo identyfikowalne związki... Przyczynowo-skutkowe sumy... A więc wszystko to, co bezpośrednio łączy się z ich wielokrotnie (czy jakby to powiedzieli Brytyjczycy: "on and on...") wywoływanymi wspomnieniami. Każda innowacja, każdy przekręt, każdy ślepy zaułek... Parawan, enigmatyczna soczewka, nakrapiany okular... Wszystko to - haniebnie - zaburza pole widzenia przeciętnego lumpen-proletariusza. Masowego troglodyty, który prosi o prostotę. Prosi o łatwość. Błaga wręcz o przyczynowo-skutkowe zależności między rzeczami.
Skąd to pragnienie, by tkwić w tak przyjemnym, wręcz hedonistycznym - transie? Skąd ta asekuracyjna potrzeba? Dlaczego nie dostrzegacie zasadzki?! Przyjemność, do której zdążacie, ostrzy na was noże! Wpycha was na siłę do słoika pozbawionego tlenu. Gdzie się podziała wolność, o którą "zabijali się" romantyczni poeci?... Gdzie się podziała idealistyczna "chcica" (cóż za parszywe słowo!), która jeszcze nie tak dawno wzbudzała w ludziach podniety ku drogą mlecznym, zasobnym w obłoki...
Tak!
Znudzone panny w kapciach i papilotach.
Tak!
Bezrobotni wolnomyśliciele! Szczerzący zęby do wody w pisuarach.
Tak!
Znudzone życiem harlekinowate lolitki.
Tak!
Nałogowi onaniści i alkoholicy,
siedzący po dziesięć lat w tym samym, pozbawionym perspektyw akademiku!
Jakże zaściankowy jest wasz poglądy na sprawy znaku, języka i szeroko rozumianej komunikacji (zarówno "inter-" jak i "mono-")personalnej!
Brońcie się!
Z***y i szansonistki.
Au garde!
EDIT : ancepa - Twój post może obrażać innych użytkowników. Proszę o zaprzestanie ataków na innych komentujących. Dziękuję.