Szalony Cesarz

1
Cóż, postanowiłem napisać coś krótkiego. Trzy strony w wrodzie czyli jakaś godzinka. Fabuła, o ile można o niej mówić, bo występuje tu tylko jeden wątek i to dość mglisty, może być niezrozumiała ze względu na to, że powiązane jest to mocno z moim blogiem, na którym nieco już piszę. Tu była REKLAMAA co do tekstu. Zamieszczam go raczej, aby pokazać co tam umiem i czego może nie umiem. Z chęcią poczytam wasze komentarze.


Śnieżnobiałe, puszyste chmury leniwie sunęły po błękitnym niebie, co chwila przysłaniając złociste promienie słońca. Te jednak jak na złość obłokom znajdowały za każdym razem drogę ucieczki i przemykały niepostrzeżenie, trafiając do obszernej komnaty, pośrodku której siedział Cesarz.

Cesarz był człowiekiem naznaczonym czasem. Miał siwe włosy, długą, równo przyciętą brodę i twarz pokrytą delikatnymi zmarszczkami, nadającymi mu ciepły i przyjemny charakter opiekuńczego dziadka. Siedział na potężnym tronie ze złota pomiędzy dwoma czarnymi niczym noc kolumnach o złocistych głowicach, spoglądając szarymi oczami w czerwony dywan szyty złotymi nićmi, leżący u jego stóp. Ciągnął się przez całą komnatę niby wąż, zaczynając od monumentalnych dwuskrzydłowych wrót rzeźbionych przez mistrzów swego fachu, aż tuż pod same stopnie prowadzące na podwyższenie. Tron. Złocisty jak te promienie słońca wpadające przez witrażowe okna skryte w cieniu kolumny arkad, oparciem przypominał wielkiego ptaka skąpanego w płomieniach o rozpostartych dumnie skrzydłach. Jego dziób, wiszący nad głową starca, miał ostre zakończenie, zakrzywione i gotowe w każdej chwili uderzyć na głupca, który ośmieli się podważyć boski autorytet władcy.

Anodrikes Pelagius III westchnął, przesuwając powoli wzrok w bok, gdzie stali strażnicy zakuci w pancerze odbywający swoją wartę. Przypominali mu posągi w hallu przed salą tronową. Tak samo jak one, tak i oni stali nieruchomo ze wzrokiem utkwionym w dali, tylko w sobie znanym punkcie, wypatrując nieznanego. Czy byli w ogóle obecni? Czy byli gotowi go obronić? A może tylko czekali aż skończą swój obowiązek i będą mogli opuścić tę wstrętną komnatę.

Tak, wstrętną. Cesarz jej nie lubił. Podobnie jak całego pałacu, imperium, a przede wszystkim swojej własnej rodziny. Dziesiątki krewnych, który nawet w połowie nie pamiętał. Trzynastka synów i piątka córek. Cztery żony oraz ich własne rodziny i rodziny rodzin. Wszyscy płaszczyli się przed nim bijąc mu pokłony z kamiennym wyrazem na twarzy, ale on ich wszystkich przejrzał już dawno temu. Kiedy tylko zasiadł na tronie i widział ich wszystkich w tej sali. Właśnie tutaj. Wciąż miał ich widok przed oczami. Za każdym razem, kiedy zamykał oczy. Widział ich, i ich myśli. W głowach układali plan jak się go pozbyć. Kogo osadzić ponownie na tronie. Kto ma wygrać, a kto stracić wszystko.

Skrzywił się. Obrzydliwość. Chciał to wszystko zmienić, ale nie mógł…nie wiedział jak. Chciałby po prostu wstać, rzucić koronę w kąt i podpalić całe państwo. Patrzeć jak pożoga pochłania dom za domem, ulica za ulicą, aż w końcu pozostanie tylko on na zgliszczach cywilizacji, której przewodził.

Nagle go olśniło. Niespodziewanie. Istne błogosławieństwo od bogów! Jakiś głosik wewnątrz podsunął pomysł. Cichy, zmysłowy, jak szept kochanki pieszczący ucho słodkimi słówkami. Ten głos, który słyszał w snach i w głowie co dnia. Mroczny głos, a jednak taki spokojny i kojący.

- A gdyby tak? – Szepnął sam do siebie, skubiąc palcami dolną wargę – Tak, może, tak, tak – Mówił do siebie zafascynowany. Nie zwracał uwagi na strażników. Oni nie istnieli. Byli tylko posągami wyrzeźbionymi przez ludzkie próby i pomyłki. Żałośni, słabi i ograniczeni. Gardził nimi. Gardził wszystkimi!

Cesarz poderwał się z niespodziewaną jak na swój wiek zwinnością z tronu i wybiegł przez tylne drzwi, a jego szata rzucała się niby dzikie zwierze. Złota niczym samo słońce odbijała od siebie promienie światła, będąc niczym punkcik światła pośród mroku. Zdobiące ją kamienie szlachetne mieniły się szlachetnym blaskiem, a ciągnąca się za nim jak cień peleryna z wyhaftowanym szkarłatnym orłem zbierała kurz z marmurowej posadzki. Nie zwracał na nic uwagi. Z pewnością nie zatrzymałby się nawet przed drzwiami, które natychmiast otworzyła mu dwójka gwardzistów w krwistych pancerzach.

Biegnąć przez wąski korytarz skąpany w półmroku o ponurych ścianach dotarł do kręconych schodów, kierując się w dół, omal nie potykając o własne nogi. Myśli zajmowała mu tylko jedna myśl popychana przez mroczne podszepty. Spalić, spalić, spalić. Aby wybudować coś nowego należy zniszczyć to stare. Cóż nie niszczy lepiej niż błogosławiony płomień? Płomień – dar od boga Essetha dla ludzkości, by ta wyzwoliła się spod panowania elfów i ich dominacji. Jakież to ironiczne. Elfy, które same nobilitują się feniksem w płomieniach jako symbol ich nieśmiertelności straciły swoją władzę właśnie przezeń.
Tak. Spalić świat zaczynając od dumnych elfów, którymi gardził jeszcze bardziej niż posągami ze swych komnat. Swoje posągi mógł zniszczyć jednym ciosem. Natomiast te elfie o złotych włosach, skórze i pięknej postawie, od której kobietom krew się gotuje za każdym razem powstają z popiołów. Lecz nie tym razem. Wyzwoli płomień najczystszej nienawiści, posłańca zemsty i herolda szaleństwa, co pochłonie cały świat. Tak uczyni!

- Hanuk! – Zakrzyknął, wpadając do małej izdebki w kształcie koła. Ciemna izba wypełniona starymi księgami, zwojami, miksturami i innymi magicznymi przedmiotami przywitała go metalicznym zapachem krwi. Unosił się w powietrzu mieszając z potem i smrodem jednego człowieka, wiecznie zamkniętego w jednym pomieszczeniu. Nie było tutaj okna. Zresztą Hanuk i tak by go nie otworzył. Bał się światła. Stąpał w mroku. Żył w nim. Cesarz pamiętał, że kiedy czarodziej przybył pierwszy raz na dwór był małym chłopcem, a już wtedy wyglądał na dziesięć razy starszego niż on obecnie. Chociaż fizycznie był odrażający, to swoją mocą nadrabiał wszystkie niedogodności wynikające z jego przebywania na dworze. Ludzie się go bali i szeptali, że Cesarz oszalał przyjmując pod swój dach szarlatana i demona.

Ludzie byli głupi i tyle, pomyślał Cesarz, podchodząc do słoja, w którym znajdowało się zalane czerwoną mazią serce jakieś zwierzęcia albo i człowieka. Hanuk był tym kim on, tylko że on lśnił w złocie i bieli, podczas gdy Hanuk nie krył się ze swoją spaczoną naturą. Czyż nie była to pewna forma komedii? Obłąkany cesarz w promieniach słońca naprzeciw pokracznego czarnoksiężnika.

- Taak, panie? – Zasyczał Hanuk, pojawiając się znikąd za plecami Cesarza, aż ten podskoczył przestraszony, odwracając się pośpiesznie. Twarz miał poranioną, zdeformowaną i ropiejącą. Skórę popękaną i zwiotczałą, szarą niczym proch. Włosów na głowie w ogóle nie miał, nie licząc trzech pasków zwisających po bokach jak końskie ogony. Palce Hanuka przypominały same kości. Chude i długie o jeszcze dłuższych paznokciach jak szpony. Gdyby na niego spojrzeć z daleka widziałoby się garbatą pokrakę, którą chłopi z pewnością by spalili, a prochy wyrzucili do dołu kloacznego. Jednak patrząc w oczy czarnoksiężnika miało się wrażenie, że obcuje się z kimś…ponadnaturalnym. Z jakąś wyższą istotą o potężnej sile woli zdolnej samą myślą zgasić płomień życia napotkanej osoby. Prawe oko Hanuka mniejsze od drugiego było czerwone niczym krew w słoju, a drugie, większe i z zezem, złociste, iskrzące się wewnątrz tajemniczym blaskiem.

- Hanuk – Szepnął Cesarz odległym głosem, jakby dopiero go zobaczył i nie miał pojęcia kim jest. Natychmiast jednak odzyskał swój temperament. Położył dłoń na jego ramieniu – Nadszedł czas na odkupienie. Pora, aby ten świat pochłonął płomień. Sny i życie mówią prawdę. Czas nadszedł.

Czarnoksiężnik rozszerzył usta w obleśnym uśmiechu, ukazując dziurawe zębiska.

- Moim zadaniem jest służyć panie, ale wszystko ma swoją cenę – Uśmiech Hanuka powiększył się jeszcze bardziej, że rozchodził się od ucha do ucha jak nienaturalna maska – Cenę życia. Cenę śmierci.

Cesarz zamrugał powiekami, cofając dłoń. Głos milczał. Nic mu nie mówił. Nie podpowiadał i nie szeptał…bał się.

- T-to znaczy? – Wyjąkał zlękniony, choć nie wiedział czym – Cóż należy uczynić, by świat oczyścić od zła Hanuk? Wyjaw mi prawdę!

- Należy splamić ulice krwią, panie – Odparł Hanuk syczącym głosem niczym żmija, kąsając boleśnie i zatruwając krew – Ukarać…niewiernych – Wyszeptał na ucho Cesarza.

- Niewiernych? – Powtórzył powoli Pelagius, cofając się i gryząc nerwowo równo przycięte, wypolerowane paznokcie. Wtem zatrzymał się i głos po raz kolejny zaczął szeptać. Nie rozumiał jego słów, ale znał znacznie…zresztą. To nie miało znaczenia. Głos był niczym matka, której mu zawsze brakowało. Głupia wariatka popełniła samobójstwo po dniu jego narodzin. Liczył się głos. A on dał mu rozwiązanie. Rozwiązanie problemów całego świata. Powrót Starożytnych Bogów sprzed wieków. Prawdziwych władców świata.

- Splamić krwią – Powiedział półgłosem, podchodząc do stolika, na którym leżał ceremonialny sztylet – Utopić we krwi – Wziął sztylet do dłoni, przesuwając powoli palcem po falującym ostrzu – Powiedz Hanuk – Zwrócił się do czarnoksiężnika, zerkając nań z zainteresowaniem – Ile krwi ci potrzeba? I po co dokładnie?

- Za obrazę świata grzechem i bogów można odpłacić tylko krwią, mój panie – Odpowiedział Hanuk z pokorą, kłaniając się nieudolnie – Krew jest esencją życia, która wabi magię. Mając jej odpowiednio dużo można wyzwolić niewyobrażalne siły…otworzyć wiele drzwi i dróg do…nieznanych i zapomnianych tajemnic oraz potęg.

- Ile tej krwi?

- Całe miasto musi nią spłynąć.

Cesarz zaciął się w palec, lecz nie cofnął broni. Pozwolił, aby ból przeszył jego ciało aż po ostatni koniuszek. Krew splamiła ostrze, spływając po falistym ostrzu w dół, by skapnąć na podłogę pod postacią malutkiej kropelki. A później następną, następną i następną. Każda kropelka będzie kolejną dziesiątką tysięcy ludzi złożonych w ofierze. Chociaż nie. Setką tysięcy.
Ostatnio zmieniony śr 04 kwie 2012, 23:31 przez Felik, łącznie zmieniany 4 razy.

2
Podobało mi się. Wciągnęło mnie i niemal żałowałam, że to było takie krótkie :(. Mógłbyś to rozwinąć? Na jakieś długie opowiadanie o masakrze, którą dokonuje szalony cesarz Imperium na własnym ludzie.
Mamy tutaj bardzo ciekawy obraz władcy, który ma dość swoich poddanych, którzy płaszczą się przed nim. Wydaje się owładnięty obsesją zdrady.
Noi jeszcze ten enigmatyczny mag, który żąda krwi. Wydaje mi się, że on może być przyczyną upadku tego władcy, ale nie jestem pewna. Może kiedy dopiszesz ciąg dalszy.
Z uwag takich czysto technicznych rzuciły mi się tylko wielkie literki przy kropkach i pytajnikach w dialogach.
Dużą litera w kwestiach powiedział czy zapytał piszemy małą literą, a dużą tylko wtedy, gdy po kwestii opisujemy czynność jaką postać zrobimy.
Mam nadzieję, że pomogłam.

Pozdrawiam
Monilviam

P.S:
Też mam bloga niedawno założyłam i dopiero jest Prolog, ale chętnie cię zaproszę i może wymienimy się linkami, Felik :)

Szafirowy Kryształ Iluzji

3
Dziękuję za miłe słowa. Pomyślę nad rozwinięciem wątku. Szczerze, to napisałem to wczoraj o północy, więc miałem umysł nieco zamroczony i ciężko mi było coś zebrać "do kupy" :> Ale z chęcią napiszę coś więcej tym razem jakąś fabułą.
Z kwestii technicznej te mam ten wstrętny nawyk pisania z dużych literek wszystkiego po myślniku. Niby wiem że źle, ale trudno mi przez to przebrnąć :D Swoją drogą, bardzo przeszkadza?

A bloga z chęcią będę odwiedzał i już dodałem do swojej list.

Pozdrawiam
Felik

4
Mi to nie przeszkadzało, też kiedyś tak pisałam. Tylko podejrzewam, że to będzie piec w oczy innym weryfikującym.
Powodzenia w pisaniu dalszym :)

Re: Szalony Cesarz

5
nie bardzo mie siem chce, no, ale...
Felik pisze: Śnieżnobiałe, puszyste chmury leniwie sunęły po błękitnym niebie, co chwila przysłaniając złociste promienie słońca.
bla, bla, bla. takie tam lanszafty. przepoetyzowane jak dla mnie.
Te jednak
a to kulawo-patetyczne jest.
Cesarz był człowiekiem
wot, odkrycie :-)
naznaczonym czasem. Miał siwe włosy, długą, równo przyciętą brodę i twarz pokrytą delikatnymi zmarszczkami, nadającymi mu ciepły i przyjemny charakter opiekuńczego dziadka.
po pierwsze primo, jak to w filmach mawiają, "naznaczenie czasem" mozna wywalić, zostawiajac sam opis, to zawsze lepiej dziala, niz sugerowanie czytelnikowi, co czyta - czytelnicy tego nie lubią.
po drugie -
przyjemny charakter opiekuńczego dziadka
że co? charakteru nadac nie mozna - wyraz, sprawiać wrażenie mozna, no, takie tam.
pomiędzy dwoma czarnymi niczym noc kolumnach
ziemkiewicza poczytaj :-) "kolumnami" być powinno :-)
spoglądając szarymi oczami w czerwony dywan szyty złotymi nićmi
na czerwony dywan.

a tak wogóle to poniosło cię :-)
Ciągnął się
- kto się ciągnął? no, dywan niby, ale moze go materiałem ochrzcić, albo jakoś inaczej, bo znów to marnie brzmi
zaczynając od monumentalnych dwuskrzydłowych wrót rzeźbionych przez mistrzów swego fachu, aż tuż pod same stopnie prowadzące na podwyższenie.
lepiej, zeby ten dywan miał coś waznego do zrobienia...
Tron. Złocisty jak te <- zbędne to jest promienie słońca wpadające przez witrażowe okna
to juz ustaliliśmy wcześniej, okna, znaczy.
Tron (...) oparciem przypominał wielkiego ptaka
ty czytałes, cos stworzył?
Anodrikes Pelagius III westchnął, przesuwając powoli wzrok w bok, gdzie stali strażnicy zakuci w pancerze odbywający swoją wartę. Przypominali mu posągi w hallu przed salą tronową. Tak samo jak one, tak i oni stali nieruchomo ze wzrokiem utkwionym w dali, tylko w sobie znanym punkcie, wypatrując nieznanego.
dwa "wzroki", druga rzecz, ze zaimki osobowe zbędne są ("mu", "swoją", "oni", "one") - prościej, wacpan, prościej, bo przekombinowany text się nie obroni na tym poziomie.
Cesarz jej nie lubił. Podobnie jak całego pałacu, imperium, a przede wszystkim swojej własnej rodziny.
"swojej" out.
Dziesiątki krewnych, który nawet w połowie nie pamiętał.
pewnie mialo być "których", a powinno być "z których" jeśli już. poza tym w jakiej "połowie"? górnej? dolnej?
Wszyscy płaszczyli się przed nim bijąc mu
"nim" i "mu" zbędne.
Wciąż miał ich widok przed oczami.
obraz, nie "widok".
Patrzeć jak pożoga pochłania dom za domem, ulica hmmm-> ulicĘ? za ulicą, aż w końcu pozostanie tylko on na zgliszczach cywilizacji, której przewodził.

- A gdyby tak? – Szepnął sam do siebie, skubiąc palcami dolną wargę – Tak, może, tak, tak – Mówił do siebie zafascynowany.
powtórzenie.
Cesarz poderwał się z niespodziewaną jak na swój wiek zwinnością z tronu i wybiegł przez tylne drzwi, a jego szata rzucała się niby dzikie zwierze.
"cesarz, z niespodziewaną (???) jak na swój wiek zwinnością, poderwał się z tronu..."
"tylne drzwi"?
co to sa tylne drzwi?

"dzikie zwierze" litosciwie pominę...
Biegnąć przez wąski korytarz skąpany w półmroku o ponurych ścianach
rozumiem, ze półmrok miał ponure sciany, tak?
interesujące.

"Myśli zajmowała mu tylko jedna myśl" - jasne.

"Cesarz pamiętał, że kiedy czarodziej przybył pierwszy raz na dwór był małym chłopcem, a już wtedy wyglądał na dziesięć razy starszego niż on obecnie."

gubisz się, nie ogarniasz szyku w zdaniach, logika wali się w sposób zupełnie niesamowity - cesarz był małym chłopcem? czarodziej?

sorry, ale dalej mi się nie chce, jak ktoś ma ochotę, niech wylicza resztę.

nie moge się na fabule skupić przez ten galimatias :-/ to jest do korekty, całe.
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

6
O, miło że ktoś skrytykował, i dobrze. Wytknięcia zbyt patetyczne itp pominę, ponieważ każdy gustuje w czym innym, ale dla przykładu
obraz, nie "widok".
Czemu nie może być widok? Widok tych ludzi, którzy tam byli. Co w tym jest złego? Osobiście uważam, że widok lepiej pasuje niż obraz.
powtórzenie
Zamierzone? Nie każde powtórzenie jest złe, a to uważam jest dobre.
ty czytałes, cos stworzył?
Świat fantasy. Czemu oparcie tronu nie może przypominać potężnego ptaka o rozpostartych skrzydłach? Fakt, musiałby być ten tron duży, ale nie takie rzeczy były w świecie fantasy.
wot, odkrycie
Wyrwane z kontekstu :)
lepiej, zeby ten dywan miał coś waznego do zrobienia...
Czyżby wróg dokładnych opisów? Bo jeśli nie to nie rozumiem za bardzo :D
"cesarz, z niespodziewaną (???) jak na swój wiek zwinnością, poderwał się z tronu..."
"tylne drzwi"?
co to sa tylne drzwi?
Niespodziewaną zwinnością, nie rozumiem dokładnie o co tutaj ci chodzi.
Tyle drzwi - Drzwi znajdujące się na tyłach, z tyłu, za nim, za plecami, i tak dalej.


Do reszty w większości się zgadzam. Przyznam się, że nie sprawdzałem całości, bo już mi się nie chciało, a wrzuciłem, bo nie miałem nic ciekawszego do zrobienia :P Z pewnością późna pora miała swój udział w gubieniu pewnych końcówek czy babolach typu "kolumnach" lub "myśli " 2 razy w zdaniu. W niczym to mnie jednak nie usprawiedliwia, ale cóż, dzięki za poświęcony czas na wyłapanie potknięć.

7
Felik pisze:
obraz, nie "widok".
Czemu nie może być widok? Widok tych ludzi, którzy tam byli. Co w tym jest złego? Osobiście uważam, że widok lepiej pasuje niż obraz.
mmm, uwielbiam "osobiste" podejście.

a odpowiadając na pytanie: bo nie.
bo to źle brzmi i juz.
powtórzenie
Zamierzone? Nie każde powtórzenie jest złe, a to uważam jest dobre.
gadaj zdrów.
to błąd, mozna używac powtórzeń, prawda, ale one muszą, powtarzam: musza!!, mieć sens.
twój "sam do siebie" gadajacy władyka jest błedem.
ty czytałes, cos stworzył?
Świat fantasy. Czemu oparcie tronu nie może przypominać potężnego ptaka o rozpostartych skrzydłach? Fakt, musiałby być ten tron duży, ale nie takie rzeczy były w świecie fantasy.
ależ moze oparcie tronu przypominac ptaka, moze przypominać nawet nocnik, jak kto lubi, chodzi o konstrukcję zdania.
a ta jest błędna.
niewłasciwa, znaczy.
wot, odkrycie
Wyrwane z kontekstu :)
nie :-)
kontext masz poniżej, hmm, powyżej, znaczy, poza tym pisanie, ze cesarz był człowiekiem jest truizmem, szczególnie biorąc pod uwagę następujący opis.
lepiej, zeby ten dywan miał coś waznego do zrobienia...
Czyżby wróg dokładnych opisów? Bo jeśli nie to nie rozumiem za bardzo :D
nie, lubie opisy, ale mają coś wnosić do textu, ten dywanowy, nie dość, ze kulawy, to jeszcze zbędny jest.
moze, gdyby cesarz cos w nitkach zobaczył, albo przyomniał sobie, jak komuś leb upitolili na owym kobiercu, co władykę setnie ubawiło, ów opis by wyjasniało, a tak?
dywan.
ot i wsio ;-)
Niespodziewaną zwinnością, nie rozumiem dokładnie o co tutaj ci chodzi.
o szyk wyrazów w zdaniu.
Tylne drzwi - Drzwi znajdujące się na tyłach, z tyłu, za nim, za plecami, i tak dalej.
to jest źle napisane.
tylne drzwi moze mieć samochód, ale pałac?
sala tronowa, która ma pewnie kilka, jak nie kilkanascie wejsć?
drzwi za tronem? ukryte wejscie za kotarą?
jasne?
Przyznam się, że nie sprawdzałem całości, bo już mi się nie chciało, a wrzuciłem, bo nie miałem nic ciekawszego do zrobienia :P
jestem z ciebie dumna.
dzięki za poświęcony czas na wyłapanie potknięć.
prosze bardzo.
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

8
Felik pisze:Cytat:
obraz, nie "widok".

Czemu nie może być widok? Widok tych ludzi, którzy tam byli. Co w tym jest złego? Osobiście uważam, że widok lepiej pasuje niż obraz.
Widok to coś bardziej przestrzennego, o szerszej perspektywie. Jeśli chodzi o konkretnych ludzi, taką wizję we wspomnieniach, to obraz lepiej tutaj pasuje.
Felik pisze:Świat fantasy. Czemu oparcie tronu nie może przypominać potężnego ptaka o rozpostartych skrzydłach? Fakt, musiałby być ten tron duży, ale nie takie rzeczy były w świecie fantasy.
ravvie nie chodzi o to, że ktoś nie mógł tego tak wyrzeźbić, tylko o to, jak brzmi zdanie.
Prędzej coś w stylu "oparcie tronu przypominało rozpostarte skrzydła ptaka" czy coś. "Tron oparciem przypominał ptaka" to po polskiemu napisane.

To tak na szybko z uwag do uwag. Może kiedyś za resztę tekstu się wezmę.
Felik pisze:Przyznam się, że nie sprawdzałem całości, bo już mi się nie chciało, a wrzuciłem, bo nie miałem nic ciekawszego do zrobienia
Chociaż tym mnie ostro zniechęciłeś...

EDIT O, widzę, że ravva mnie ubiegła. Ale niech już zostanie.
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

9
Spróbuję troszeczkę:
Śnieżnobiałe, puszyste chmury leniwie sunęły po błękitnym niebie, co chwila przysłaniając złociste promienie słońca. Te jednak jak na złość obłokom znajdowały za każdym razem drogę ucieczki i przemykały niepostrzeżenie, trafiając do obszernej komnaty, pośrodku której siedział Cesarz.
Czy promienie słońca mogą przemykać niepostrzeżenie? Wątpię. Trafianie do komnaty też brzmi kulawo, raczej, wpadały przez okno do komnaty. W sumie przekombinowany opis, niezbyt wiem po co. Dalej jest tego więcej, kwieciste nieco absurdalne opisy, przez które trudno przebrnąć. Może w Illiadzie to dobrze brzmiało, ale nie tutaj. Opisuj to, co jest istotne w danym momencie.
Felik pisze:gdzie stali strażnicy zakuci w pancerze odbywający swoją wartę.
Zakuci w zbroje, jeśli już. Poza tym raczej trzymający wartę, odbywać to się może festyn.
Felik pisze: (1)Tak samo jak one, tak i oni stali (2) nieruchomo ze wzrokiem utkwionym w (3) dali, (4) tylko w sobie znanym punkcie, (5)wypatrując nieznanego.
1. Oj, pogrubione do wywalenia.
2. Na tym polega trzymanie honorowej warty.
3. Zastanawiam się, w jakiej to dali mieli wzrok utkwiony, stojąc w komnacie. Może "nieobecny wzrok"?
4. Można go pewnie prześledzić, kończy się najdalej na ścianie naprzeciw.
5. Raczej wroga. Chyba zgubiłeś się w tym zdaniu.
Felik pisze:Trzynastka synów i piątka córek.
Trzynastu (...) i pięć (...).
Felik pisze: (1) Kiedy tylko zasiadł na tronie i widział ich wszystkich w tej sali. (2) Właśnie tutaj. Wciąż miał ich widok przed oczami. Za każdym razem, kiedy zamykał oczy. Widział (3) ich, i ich myśli. W głowach układali plan jak się go pozbyć. Kogo osadzić ponownie na tronie. Kto ma wygrać, a kto stracić wszystko.
1. Gdy zasiadał na tronie, widział ich twarze, wiedział, że... I w ten sposób masz to samo, tylko w jednym a nie pięciu zdaniach.
2. Eee?
3. Powt. ich
W sumie cały kawałek do przepisania. Niejasny, nadmiernie zagmatwany, za dużo zdań, za mało sensu.
Felik pisze:Skrzywił się. Obrzydliwość.
Dobrze, rozumiem, że jego rodzina to banda intrygantów, ale w sumie zupełnie nie wyjaśniasz, skąd bohater ma taki wstręt i nienawiść oraz niszczycielskie zapędy. To trochę duży przeskok od niechęci do własnej rodziny do palenia i mordowania.
Felik pisze:Mroczny głos, a jednak taki spokojny i kojący.
To dlaczego mroczny, skoro łagodny i kojący?
Cesarz poderwał się z niespodziewaną jak na swój wiek zwinnością z tronu i wybiegł przez tylne drzwi, a jego szata rzucała się niby dzikie zwierze. Złota niczym samo słońce odbijała od siebie promienie światła, będąc niczym punkcik światła pośród mroku. Zdobiące ją kamienie szlachetne mieniły się szlachetnym blaskiem, a ciągnąca się za nim jak cień peleryna z wyhaftowanym szkarłatnym orłem zbierała kurz z marmurowej posadzki.
Kolejny przekombinowany opis, pełen patosu i braku sensu. rzucała się jak dzikie zwierzę? To znaczy jak? Porównanie ma ułatwić czytelnikowi wyobrażenie sobie czegoś a nie skołować go.
Promienie światła - masło jest maślane.
Szlachetne kamienie mieniły się szlachetnym blaskiem... I tak dalej, niestety.
Felik pisze: (1)Biegnąć przez wąski korytarz (2) skąpany w półmroku o ponurych ścianach dotarł do kręconych schodów, (3) kierując się w dół, omal nie potykając o własne nogi.
1. Biegnąc
2. Pogrążony w półmroku
3. Nie mógł po prostu zbiec po schodach?
Felik pisze:Aby wybudować coś nowego należy zniszczyć to stare.
Niestety nie olśniło mnie jak cesarza i zupełnie nie wiem o co chodzi w tym filozofowaniu. Gdzie tu motywacja bohatera?
Felik pisze:Elfy, które same nobilitują się feniksem w płomieniach jako symbol ich nieśmiertelności straciły swoją władzę właśnie przezeń.
Pomieszanie czasów. Gdzieś przy okazji sens się zgubił.
Felik pisze:Natomiast te elfie o złotych włosach, skórze i pięknej postawie, od której kobietom krew się gotuje za każdym razem powstają z popiołów.
Kobietom się krew gotuje od pięknej postawy posągów? Które potem powstają z popiołów?
Włosów na głowie w ogóle nie miał, nie licząc trzech pasków zwisających po bokach jak końskie ogony.
To miał czy nie miał ? Bo nie wiem, czy widziałeś koński ogon ostatnio, ale jest on dość bujny.
Felik pisze:Odparł Hanuk syczącym głosem niczym żmija, kąsając boleśnie i zatruwając krew
To znaczy kogo ukąsił? Cesarza?

Dużo niejasności, budując rozległe, barokowe opisy tracisz kontrolę nad sensem zdania, podmiotami i wychodzi z tego galimatias. Do tego w sumie poza tymi opisami, nic się nie dzieje. Monolog cesarza jest powierzchowny i nic nie wyjaśnia.
Czyta się trudno, trzeba śledzić sens poszczególnych akapitów, mnie osobiście taki język zniechęca, a nie wynagradzasz tego żadną konkretną akcją. Pisz prościej, bardziej dynamicznie.


Weryfikacja zatwierdzona przez Adriannę
Ostatnio zmieniony śr 04 kwie 2012, 22:25 przez Caroll, łącznie zmieniany 1 raz.

10
Adrianna pisze:EDIT O, widzę, że ravva mnie ubiegła. Ale niech już zostanie.
niech zostanie, poza tym lepiej tłumaczysz niz ja ;-)
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

11
Felik pisze:Huh, obywa mi się, ale sobie na to zasłużyłem. Może tym razem będzie lepiej. Dobrze! W takim razie rzucam kolejną pożywkę. :>
wydaje ci się, ze ludzie nie mają nic ciekawszego do roboty niz rzeźbić korektę czegoś, co machnąłeś na kolanie i bez sprawdzenia wrzucasz na wery?
weź sie, chłopie, ogarnij.

btw: regulamin czytał?
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

12
Zgadzam się! Z delikatną zazdrością patrzę na komentarze pod tekstem, który jest napisany na kolanie i autor nawet nie raczył poprawić tego i owego przed wrzuceniem, podczas gdy na mój - niedawno wrzucony i sprawdzony oraz sformatowany po trzykroć - pies z kulawą nogą nie spojrzał:)

13
Śnieżnobiałe, puszyste chmury leniwie sunęły po błękitnym niebie, co chwila przysłaniając złociste promienie słońca. Te jednak jak na złość obłokom znajdowały za każdym razem drogę ucieczki i [1]przemykały niepostrzeżenie, trafiając do obszernej komnaty, pośrodku której siedział Cesarz.
[1] - przemykały i trafiały.
Ale te trafianie i komnata pojawia się tutaj trochę z kapelusza. Lepiej rozdzielić opis komnaty od tych promieni. Pominę rozdrabnianie się nad samym opisem, który - jak widać - jest całkowicie zbędny.

Siedział na potężnym tronie ze złota pomiędzy dwoma czarnymi niczym noc kolumnach o złocistych głowicach, spoglądając szarymi oczami w czerwony dywan szyty złotymi nićmi, leżący u jego stóp.
Kolumna, rodzaj żeński. Dwiema kolumnami!
Ale co innego mnie razi - liczba przymiotników. Natłok sprawia, że nic nie widać. Zobacz na:
Siedział na potężnym tronie wykonanym ze szczerego złota, pomiędzy czarnymi kolumnami zakończonymi równie szczerozłotymi głowicami. Beznamiętnie patrzył w tkany dywan, na którym także mieniło się złoto.
Ciągnął się przez całą komnatę niby wąż, zaczynając od monumentalnych dwuskrzydłowych wrót rzeźbionych przez mistrzów swego fachu, aż tuż pod same stopnie prowadzące na podwyższenie.
Związek frazeologiczny "wije się jak wąż" bierze się stąd, iż wąż pełznąc wije się, czyli przypomina takie "s". No, ale twój dywan także. Dwa błędy w jednym, zaiste.
Jego dziób, wiszący nad głową starca, miał ostre zakończenie, zakrzywione i gotowe w każdej chwili uderzyć na głupca, który ośmieli się podważyć boski autorytet władcy.
dlatego mówi się dziób, ponieważ dziób to ostre zakończenie.
Anodrikes Pelagius III westchnął, przesuwając powoli wzrok w bok, gdzie stali strażnicy zakuci w pancerze odbywający swoją wartę.
pełniący wartę. I bez zaimka.
Tak samo jak one, tak i oni stali nieruchomo ze wzrokiem utkwionym w dali, tylko w sobie znanym punkcie, wypatrując nieznanego.
Tak jak i one, i oni stali nieruchomo...
A może tylko czekali aż skończą swój obowiązek i będą mogli opuścić tę wstrętną komnatę.
tutaj musisz zaznaczyć, dla kogo była wstrętna: jeżeli dla nich, to stawiasz opis w sprzeczności z narratorem. Dlaczego więc wstrętna? Musisz to pogodzić i wyjaśnić - czyli, na chwilę przeskoczyć na ich myśli, aby to co piszesz miało rację bytu. Piszę o tym, bo w następnym akapicie owa „wstrętność” dotyczy postrzegania cesarza, a narrator skupia się na ich warcie - to nie współgra.
Dziesiątki krewnych, który nawet w połowie nie pamiętał.
Dziesiątków krewnych, których...
Biegnąć przez wąski korytarz skąpany w półmroku o ponurych ścianach dotarł do kręconych schodów, kierując się w dół, omal nie potykając o własne nogi.
Skoro się NIE potykał, to po co o tym pisać?
Twarz miał poranioną, zdeformowaną i ropiejącą.
zgubiłeś podmiot. To był mag!
Skórę popękaną i zwiotczałą, szarą niczym proch.
chyba miałeś na myśli popiół. Proch jest czarny.

Widać, że masz chęci do pisania i coś ci kiełkuje - stwierdzam po kilku, naprawdę nielicznych opisach postaci. I tyle dobrego. W tekście pokutuje brak znajomości mowy ojczystej, piszesz w galopie, bez namysłu, a do tego nie potrafisz przyłożyć się do własnego tekstu i go przeczytać, chociaż raz na głos. Postać Nerona, tragiczna, przełożona na świat fantasy to całkiem dobry materiał - ale w tej chwili potraktuj ten tekst jako ćwiczenie, a nie pełnoprawną powieść czy też opowiadanie. Dużo nauki przed tobą - życzę powodzenia. Ad opisów postaci - zbyt duża ich ilość, przerywana krótkimi zdaniami źle wpływa na odbiór, ale początki są dobre.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”