Cóż, postanowiłem napisać coś krótkiego. Trzy strony w wrodzie czyli jakaś godzinka. Fabuła, o ile można o niej mówić, bo występuje tu tylko jeden wątek i to dość mglisty, może być niezrozumiała ze względu na to, że powiązane jest to mocno z moim blogiem, na którym nieco już piszę. Tu była REKLAMAA co do tekstu. Zamieszczam go raczej, aby pokazać co tam umiem i czego może nie umiem. Z chęcią poczytam wasze komentarze.
Śnieżnobiałe, puszyste chmury leniwie sunęły po błękitnym niebie, co chwila przysłaniając złociste promienie słońca. Te jednak jak na złość obłokom znajdowały za każdym razem drogę ucieczki i przemykały niepostrzeżenie, trafiając do obszernej komnaty, pośrodku której siedział Cesarz.
Cesarz był człowiekiem naznaczonym czasem. Miał siwe włosy, długą, równo przyciętą brodę i twarz pokrytą delikatnymi zmarszczkami, nadającymi mu ciepły i przyjemny charakter opiekuńczego dziadka. Siedział na potężnym tronie ze złota pomiędzy dwoma czarnymi niczym noc kolumnach o złocistych głowicach, spoglądając szarymi oczami w czerwony dywan szyty złotymi nićmi, leżący u jego stóp. Ciągnął się przez całą komnatę niby wąż, zaczynając od monumentalnych dwuskrzydłowych wrót rzeźbionych przez mistrzów swego fachu, aż tuż pod same stopnie prowadzące na podwyższenie. Tron. Złocisty jak te promienie słońca wpadające przez witrażowe okna skryte w cieniu kolumny arkad, oparciem przypominał wielkiego ptaka skąpanego w płomieniach o rozpostartych dumnie skrzydłach. Jego dziób, wiszący nad głową starca, miał ostre zakończenie, zakrzywione i gotowe w każdej chwili uderzyć na głupca, który ośmieli się podważyć boski autorytet władcy.
Anodrikes Pelagius III westchnął, przesuwając powoli wzrok w bok, gdzie stali strażnicy zakuci w pancerze odbywający swoją wartę. Przypominali mu posągi w hallu przed salą tronową. Tak samo jak one, tak i oni stali nieruchomo ze wzrokiem utkwionym w dali, tylko w sobie znanym punkcie, wypatrując nieznanego. Czy byli w ogóle obecni? Czy byli gotowi go obronić? A może tylko czekali aż skończą swój obowiązek i będą mogli opuścić tę wstrętną komnatę.
Tak, wstrętną. Cesarz jej nie lubił. Podobnie jak całego pałacu, imperium, a przede wszystkim swojej własnej rodziny. Dziesiątki krewnych, który nawet w połowie nie pamiętał. Trzynastka synów i piątka córek. Cztery żony oraz ich własne rodziny i rodziny rodzin. Wszyscy płaszczyli się przed nim bijąc mu pokłony z kamiennym wyrazem na twarzy, ale on ich wszystkich przejrzał już dawno temu. Kiedy tylko zasiadł na tronie i widział ich wszystkich w tej sali. Właśnie tutaj. Wciąż miał ich widok przed oczami. Za każdym razem, kiedy zamykał oczy. Widział ich, i ich myśli. W głowach układali plan jak się go pozbyć. Kogo osadzić ponownie na tronie. Kto ma wygrać, a kto stracić wszystko.
Skrzywił się. Obrzydliwość. Chciał to wszystko zmienić, ale nie mógł…nie wiedział jak. Chciałby po prostu wstać, rzucić koronę w kąt i podpalić całe państwo. Patrzeć jak pożoga pochłania dom za domem, ulica za ulicą, aż w końcu pozostanie tylko on na zgliszczach cywilizacji, której przewodził.
Nagle go olśniło. Niespodziewanie. Istne błogosławieństwo od bogów! Jakiś głosik wewnątrz podsunął pomysł. Cichy, zmysłowy, jak szept kochanki pieszczący ucho słodkimi słówkami. Ten głos, który słyszał w snach i w głowie co dnia. Mroczny głos, a jednak taki spokojny i kojący.
- A gdyby tak? – Szepnął sam do siebie, skubiąc palcami dolną wargę – Tak, może, tak, tak – Mówił do siebie zafascynowany. Nie zwracał uwagi na strażników. Oni nie istnieli. Byli tylko posągami wyrzeźbionymi przez ludzkie próby i pomyłki. Żałośni, słabi i ograniczeni. Gardził nimi. Gardził wszystkimi!
Cesarz poderwał się z niespodziewaną jak na swój wiek zwinnością z tronu i wybiegł przez tylne drzwi, a jego szata rzucała się niby dzikie zwierze. Złota niczym samo słońce odbijała od siebie promienie światła, będąc niczym punkcik światła pośród mroku. Zdobiące ją kamienie szlachetne mieniły się szlachetnym blaskiem, a ciągnąca się za nim jak cień peleryna z wyhaftowanym szkarłatnym orłem zbierała kurz z marmurowej posadzki. Nie zwracał na nic uwagi. Z pewnością nie zatrzymałby się nawet przed drzwiami, które natychmiast otworzyła mu dwójka gwardzistów w krwistych pancerzach.
Biegnąć przez wąski korytarz skąpany w półmroku o ponurych ścianach dotarł do kręconych schodów, kierując się w dół, omal nie potykając o własne nogi. Myśli zajmowała mu tylko jedna myśl popychana przez mroczne podszepty. Spalić, spalić, spalić. Aby wybudować coś nowego należy zniszczyć to stare. Cóż nie niszczy lepiej niż błogosławiony płomień? Płomień – dar od boga Essetha dla ludzkości, by ta wyzwoliła się spod panowania elfów i ich dominacji. Jakież to ironiczne. Elfy, które same nobilitują się feniksem w płomieniach jako symbol ich nieśmiertelności straciły swoją władzę właśnie przezeń.
Tak. Spalić świat zaczynając od dumnych elfów, którymi gardził jeszcze bardziej niż posągami ze swych komnat. Swoje posągi mógł zniszczyć jednym ciosem. Natomiast te elfie o złotych włosach, skórze i pięknej postawie, od której kobietom krew się gotuje za każdym razem powstają z popiołów. Lecz nie tym razem. Wyzwoli płomień najczystszej nienawiści, posłańca zemsty i herolda szaleństwa, co pochłonie cały świat. Tak uczyni!
- Hanuk! – Zakrzyknął, wpadając do małej izdebki w kształcie koła. Ciemna izba wypełniona starymi księgami, zwojami, miksturami i innymi magicznymi przedmiotami przywitała go metalicznym zapachem krwi. Unosił się w powietrzu mieszając z potem i smrodem jednego człowieka, wiecznie zamkniętego w jednym pomieszczeniu. Nie było tutaj okna. Zresztą Hanuk i tak by go nie otworzył. Bał się światła. Stąpał w mroku. Żył w nim. Cesarz pamiętał, że kiedy czarodziej przybył pierwszy raz na dwór był małym chłopcem, a już wtedy wyglądał na dziesięć razy starszego niż on obecnie. Chociaż fizycznie był odrażający, to swoją mocą nadrabiał wszystkie niedogodności wynikające z jego przebywania na dworze. Ludzie się go bali i szeptali, że Cesarz oszalał przyjmując pod swój dach szarlatana i demona.
Ludzie byli głupi i tyle, pomyślał Cesarz, podchodząc do słoja, w którym znajdowało się zalane czerwoną mazią serce jakieś zwierzęcia albo i człowieka. Hanuk był tym kim on, tylko że on lśnił w złocie i bieli, podczas gdy Hanuk nie krył się ze swoją spaczoną naturą. Czyż nie była to pewna forma komedii? Obłąkany cesarz w promieniach słońca naprzeciw pokracznego czarnoksiężnika.
- Taak, panie? – Zasyczał Hanuk, pojawiając się znikąd za plecami Cesarza, aż ten podskoczył przestraszony, odwracając się pośpiesznie. Twarz miał poranioną, zdeformowaną i ropiejącą. Skórę popękaną i zwiotczałą, szarą niczym proch. Włosów na głowie w ogóle nie miał, nie licząc trzech pasków zwisających po bokach jak końskie ogony. Palce Hanuka przypominały same kości. Chude i długie o jeszcze dłuższych paznokciach jak szpony. Gdyby na niego spojrzeć z daleka widziałoby się garbatą pokrakę, którą chłopi z pewnością by spalili, a prochy wyrzucili do dołu kloacznego. Jednak patrząc w oczy czarnoksiężnika miało się wrażenie, że obcuje się z kimś…ponadnaturalnym. Z jakąś wyższą istotą o potężnej sile woli zdolnej samą myślą zgasić płomień życia napotkanej osoby. Prawe oko Hanuka mniejsze od drugiego było czerwone niczym krew w słoju, a drugie, większe i z zezem, złociste, iskrzące się wewnątrz tajemniczym blaskiem.
- Hanuk – Szepnął Cesarz odległym głosem, jakby dopiero go zobaczył i nie miał pojęcia kim jest. Natychmiast jednak odzyskał swój temperament. Położył dłoń na jego ramieniu – Nadszedł czas na odkupienie. Pora, aby ten świat pochłonął płomień. Sny i życie mówią prawdę. Czas nadszedł.
Czarnoksiężnik rozszerzył usta w obleśnym uśmiechu, ukazując dziurawe zębiska.
- Moim zadaniem jest służyć panie, ale wszystko ma swoją cenę – Uśmiech Hanuka powiększył się jeszcze bardziej, że rozchodził się od ucha do ucha jak nienaturalna maska – Cenę życia. Cenę śmierci.
Cesarz zamrugał powiekami, cofając dłoń. Głos milczał. Nic mu nie mówił. Nie podpowiadał i nie szeptał…bał się.
- T-to znaczy? – Wyjąkał zlękniony, choć nie wiedział czym – Cóż należy uczynić, by świat oczyścić od zła Hanuk? Wyjaw mi prawdę!
- Należy splamić ulice krwią, panie – Odparł Hanuk syczącym głosem niczym żmija, kąsając boleśnie i zatruwając krew – Ukarać…niewiernych – Wyszeptał na ucho Cesarza.
- Niewiernych? – Powtórzył powoli Pelagius, cofając się i gryząc nerwowo równo przycięte, wypolerowane paznokcie. Wtem zatrzymał się i głos po raz kolejny zaczął szeptać. Nie rozumiał jego słów, ale znał znacznie…zresztą. To nie miało znaczenia. Głos był niczym matka, której mu zawsze brakowało. Głupia wariatka popełniła samobójstwo po dniu jego narodzin. Liczył się głos. A on dał mu rozwiązanie. Rozwiązanie problemów całego świata. Powrót Starożytnych Bogów sprzed wieków. Prawdziwych władców świata.
- Splamić krwią – Powiedział półgłosem, podchodząc do stolika, na którym leżał ceremonialny sztylet – Utopić we krwi – Wziął sztylet do dłoni, przesuwając powoli palcem po falującym ostrzu – Powiedz Hanuk – Zwrócił się do czarnoksiężnika, zerkając nań z zainteresowaniem – Ile krwi ci potrzeba? I po co dokładnie?
- Za obrazę świata grzechem i bogów można odpłacić tylko krwią, mój panie – Odpowiedział Hanuk z pokorą, kłaniając się nieudolnie – Krew jest esencją życia, która wabi magię. Mając jej odpowiednio dużo można wyzwolić niewyobrażalne siły…otworzyć wiele drzwi i dróg do…nieznanych i zapomnianych tajemnic oraz potęg.
- Ile tej krwi?
- Całe miasto musi nią spłynąć.
Cesarz zaciął się w palec, lecz nie cofnął broni. Pozwolił, aby ból przeszył jego ciało aż po ostatni koniuszek. Krew splamiła ostrze, spływając po falistym ostrzu w dół, by skapnąć na podłogę pod postacią malutkiej kropelki. A później następną, następną i następną. Każda kropelka będzie kolejną dziesiątką tysięcy ludzi złożonych w ofierze. Chociaż nie. Setką tysięcy.
2
Podobało mi się. Wciągnęło mnie i niemal żałowałam, że to było takie krótkie :(. Mógłbyś to rozwinąć? Na jakieś długie opowiadanie o masakrze, którą dokonuje szalony cesarz Imperium na własnym ludzie.
Mamy tutaj bardzo ciekawy obraz władcy, który ma dość swoich poddanych, którzy płaszczą się przed nim. Wydaje się owładnięty obsesją zdrady.
Noi jeszcze ten enigmatyczny mag, który żąda krwi. Wydaje mi się, że on może być przyczyną upadku tego władcy, ale nie jestem pewna. Może kiedy dopiszesz ciąg dalszy.
Z uwag takich czysto technicznych rzuciły mi się tylko wielkie literki przy kropkach i pytajnikach w dialogach.
Dużą litera w kwestiach powiedział czy zapytał piszemy małą literą, a dużą tylko wtedy, gdy po kwestii opisujemy czynność jaką postać zrobimy.
Mam nadzieję, że pomogłam.
Pozdrawiam
Monilviam
P.S:
Też mam bloga niedawno założyłam i dopiero jest Prolog, ale chętnie cię zaproszę i może wymienimy się linkami, Felik
Szafirowy Kryształ Iluzji
Mamy tutaj bardzo ciekawy obraz władcy, który ma dość swoich poddanych, którzy płaszczą się przed nim. Wydaje się owładnięty obsesją zdrady.
Noi jeszcze ten enigmatyczny mag, który żąda krwi. Wydaje mi się, że on może być przyczyną upadku tego władcy, ale nie jestem pewna. Może kiedy dopiszesz ciąg dalszy.
Z uwag takich czysto technicznych rzuciły mi się tylko wielkie literki przy kropkach i pytajnikach w dialogach.
Dużą litera w kwestiach powiedział czy zapytał piszemy małą literą, a dużą tylko wtedy, gdy po kwestii opisujemy czynność jaką postać zrobimy.
Mam nadzieję, że pomogłam.
Pozdrawiam
Monilviam
P.S:
Też mam bloga niedawno założyłam i dopiero jest Prolog, ale chętnie cię zaproszę i może wymienimy się linkami, Felik

Szafirowy Kryształ Iluzji
3
Dziękuję za miłe słowa. Pomyślę nad rozwinięciem wątku. Szczerze, to napisałem to wczoraj o północy, więc miałem umysł nieco zamroczony i ciężko mi było coś zebrać "do kupy" :> Ale z chęcią napiszę coś więcej tym razem jakąś fabułą.
Z kwestii technicznej te mam ten wstrętny nawyk pisania z dużych literek wszystkiego po myślniku. Niby wiem że źle, ale trudno mi przez to przebrnąć
Swoją drogą, bardzo przeszkadza?
A bloga z chęcią będę odwiedzał i już dodałem do swojej list.
Pozdrawiam
Felik
Z kwestii technicznej te mam ten wstrętny nawyk pisania z dużych literek wszystkiego po myślniku. Niby wiem że źle, ale trudno mi przez to przebrnąć

A bloga z chęcią będę odwiedzał i już dodałem do swojej list.
Pozdrawiam
Felik
Re: Szalony Cesarz
5nie bardzo mie siem chce, no, ale...
po drugie -
a tak wogóle to poniosło cię :-)
"tylne drzwi"?
co to sa tylne drzwi?
"dzikie zwierze" litosciwie pominę...
interesujące.
"Myśli zajmowała mu tylko jedna myśl" - jasne.
"Cesarz pamiętał, że kiedy czarodziej przybył pierwszy raz na dwór był małym chłopcem, a już wtedy wyglądał na dziesięć razy starszego niż on obecnie."
gubisz się, nie ogarniasz szyku w zdaniach, logika wali się w sposób zupełnie niesamowity - cesarz był małym chłopcem? czarodziej?
sorry, ale dalej mi się nie chce, jak ktoś ma ochotę, niech wylicza resztę.
nie moge się na fabule skupić przez ten galimatias :-/ to jest do korekty, całe.
bla, bla, bla. takie tam lanszafty. przepoetyzowane jak dla mnie.Felik pisze: Śnieżnobiałe, puszyste chmury leniwie sunęły po błękitnym niebie, co chwila przysłaniając złociste promienie słońca.
a to kulawo-patetyczne jest.Te jednak
wot, odkrycie :-)Cesarz był człowiekiem
po pierwsze primo, jak to w filmach mawiają, "naznaczenie czasem" mozna wywalić, zostawiajac sam opis, to zawsze lepiej dziala, niz sugerowanie czytelnikowi, co czyta - czytelnicy tego nie lubią.naznaczonym czasem. Miał siwe włosy, długą, równo przyciętą brodę i twarz pokrytą delikatnymi zmarszczkami, nadającymi mu ciepły i przyjemny charakter opiekuńczego dziadka.
po drugie -
że co? charakteru nadac nie mozna - wyraz, sprawiać wrażenie mozna, no, takie tam.przyjemny charakter opiekuńczego dziadka
ziemkiewicza poczytaj :-) "kolumnami" być powinno :-)pomiędzy dwoma czarnymi niczym noc kolumnach
na czerwony dywan.spoglądając szarymi oczami w czerwony dywan szyty złotymi nićmi
a tak wogóle to poniosło cię :-)
- kto się ciągnął? no, dywan niby, ale moze go materiałem ochrzcić, albo jakoś inaczej, bo znów to marnie brzmiCiągnął się
lepiej, zeby ten dywan miał coś waznego do zrobienia...zaczynając od monumentalnych dwuskrzydłowych wrót rzeźbionych przez mistrzów swego fachu, aż tuż pod same stopnie prowadzące na podwyższenie.
to juz ustaliliśmy wcześniej, okna, znaczy.Tron. Złocisty jak te <- zbędne to jest promienie słońca wpadające przez witrażowe okna
ty czytałes, cos stworzył?Tron (...) oparciem przypominał wielkiego ptaka
dwa "wzroki", druga rzecz, ze zaimki osobowe zbędne są ("mu", "swoją", "oni", "one") - prościej, wacpan, prościej, bo przekombinowany text się nie obroni na tym poziomie.Anodrikes Pelagius III westchnął, przesuwając powoli wzrok w bok, gdzie stali strażnicy zakuci w pancerze odbywający swoją wartę. Przypominali mu posągi w hallu przed salą tronową. Tak samo jak one, tak i oni stali nieruchomo ze wzrokiem utkwionym w dali, tylko w sobie znanym punkcie, wypatrując nieznanego.
"swojej" out.Cesarz jej nie lubił. Podobnie jak całego pałacu, imperium, a przede wszystkim swojej własnej rodziny.
pewnie mialo być "których", a powinno być "z których" jeśli już. poza tym w jakiej "połowie"? górnej? dolnej?Dziesiątki krewnych, który nawet w połowie nie pamiętał.
"nim" i "mu" zbędne.Wszyscy płaszczyli się przed nim bijąc mu
obraz, nie "widok".Wciąż miał ich widok przed oczami.
Patrzeć jak pożoga pochłania dom za domem, ulica hmmm-> ulicĘ? za ulicą, aż w końcu pozostanie tylko on na zgliszczach cywilizacji, której przewodził.
powtórzenie.- A gdyby tak? – Szepnął sam do siebie, skubiąc palcami dolną wargę – Tak, może, tak, tak – Mówił do siebie zafascynowany.
"cesarz, z niespodziewaną (???) jak na swój wiek zwinnością, poderwał się z tronu..."Cesarz poderwał się z niespodziewaną jak na swój wiek zwinnością z tronu i wybiegł przez tylne drzwi, a jego szata rzucała się niby dzikie zwierze.
"tylne drzwi"?
co to sa tylne drzwi?
"dzikie zwierze" litosciwie pominę...
rozumiem, ze półmrok miał ponure sciany, tak?Biegnąć przez wąski korytarz skąpany w półmroku o ponurych ścianach
interesujące.
"Myśli zajmowała mu tylko jedna myśl" - jasne.
"Cesarz pamiętał, że kiedy czarodziej przybył pierwszy raz na dwór był małym chłopcem, a już wtedy wyglądał na dziesięć razy starszego niż on obecnie."
gubisz się, nie ogarniasz szyku w zdaniach, logika wali się w sposób zupełnie niesamowity - cesarz był małym chłopcem? czarodziej?
sorry, ale dalej mi się nie chce, jak ktoś ma ochotę, niech wylicza resztę.
nie moge się na fabule skupić przez ten galimatias :-/ to jest do korekty, całe.
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.
6
O, miło że ktoś skrytykował, i dobrze. Wytknięcia zbyt patetyczne itp pominę, ponieważ każdy gustuje w czym innym, ale dla przykładu

Tyle drzwi - Drzwi znajdujące się na tyłach, z tyłu, za nim, za plecami, i tak dalej.
Do reszty w większości się zgadzam. Przyznam się, że nie sprawdzałem całości, bo już mi się nie chciało, a wrzuciłem, bo nie miałem nic ciekawszego do zrobienia
Z pewnością późna pora miała swój udział w gubieniu pewnych końcówek czy babolach typu "kolumnach" lub "myśli " 2 razy w zdaniu. W niczym to mnie jednak nie usprawiedliwia, ale cóż, dzięki za poświęcony czas na wyłapanie potknięć.
Czemu nie może być widok? Widok tych ludzi, którzy tam byli. Co w tym jest złego? Osobiście uważam, że widok lepiej pasuje niż obraz.obraz, nie "widok".
Zamierzone? Nie każde powtórzenie jest złe, a to uważam jest dobre.powtórzenie
Świat fantasy. Czemu oparcie tronu nie może przypominać potężnego ptaka o rozpostartych skrzydłach? Fakt, musiałby być ten tron duży, ale nie takie rzeczy były w świecie fantasy.ty czytałes, cos stworzył?
Wyrwane z kontekstuwot, odkrycie

Czyżby wróg dokładnych opisów? Bo jeśli nie to nie rozumiem za bardzolepiej, zeby ten dywan miał coś waznego do zrobienia...

Niespodziewaną zwinnością, nie rozumiem dokładnie o co tutaj ci chodzi."cesarz, z niespodziewaną (???) jak na swój wiek zwinnością, poderwał się z tronu..."
"tylne drzwi"?
co to sa tylne drzwi?
Tyle drzwi - Drzwi znajdujące się na tyłach, z tyłu, za nim, za plecami, i tak dalej.
Do reszty w większości się zgadzam. Przyznam się, że nie sprawdzałem całości, bo już mi się nie chciało, a wrzuciłem, bo nie miałem nic ciekawszego do zrobienia

7
mmm, uwielbiam "osobiste" podejście.Felik pisze:Czemu nie może być widok? Widok tych ludzi, którzy tam byli. Co w tym jest złego? Osobiście uważam, że widok lepiej pasuje niż obraz.obraz, nie "widok".
a odpowiadając na pytanie: bo nie.
bo to źle brzmi i juz.
gadaj zdrów.Zamierzone? Nie każde powtórzenie jest złe, a to uważam jest dobre.powtórzenie
to błąd, mozna używac powtórzeń, prawda, ale one muszą, powtarzam: musza!!, mieć sens.
twój "sam do siebie" gadajacy władyka jest błedem.
ależ moze oparcie tronu przypominac ptaka, moze przypominać nawet nocnik, jak kto lubi, chodzi o konstrukcję zdania.Świat fantasy. Czemu oparcie tronu nie może przypominać potężnego ptaka o rozpostartych skrzydłach? Fakt, musiałby być ten tron duży, ale nie takie rzeczy były w świecie fantasy.ty czytałes, cos stworzył?
a ta jest błędna.
niewłasciwa, znaczy.
nie :-)Wyrwane z kontekstuwot, odkrycie![]()
kontext masz poniżej, hmm, powyżej, znaczy, poza tym pisanie, ze cesarz był człowiekiem jest truizmem, szczególnie biorąc pod uwagę następujący opis.
nie, lubie opisy, ale mają coś wnosić do textu, ten dywanowy, nie dość, ze kulawy, to jeszcze zbędny jest.Czyżby wróg dokładnych opisów? Bo jeśli nie to nie rozumiem za bardzolepiej, zeby ten dywan miał coś waznego do zrobienia...![]()
moze, gdyby cesarz cos w nitkach zobaczył, albo przyomniał sobie, jak komuś leb upitolili na owym kobiercu, co władykę setnie ubawiło, ów opis by wyjasniało, a tak?
dywan.
ot i wsio ;-)
o szyk wyrazów w zdaniu.Niespodziewaną zwinnością, nie rozumiem dokładnie o co tutaj ci chodzi.
to jest źle napisane.Tylne drzwi - Drzwi znajdujące się na tyłach, z tyłu, za nim, za plecami, i tak dalej.
tylne drzwi moze mieć samochód, ale pałac?
sala tronowa, która ma pewnie kilka, jak nie kilkanascie wejsć?
drzwi za tronem? ukryte wejscie za kotarą?
jasne?
jestem z ciebie dumna.Przyznam się, że nie sprawdzałem całości, bo już mi się nie chciało, a wrzuciłem, bo nie miałem nic ciekawszego do zrobienia
prosze bardzo.dzięki za poświęcony czas na wyłapanie potknięć.
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.
8
Widok to coś bardziej przestrzennego, o szerszej perspektywie. Jeśli chodzi o konkretnych ludzi, taką wizję we wspomnieniach, to obraz lepiej tutaj pasuje.Felik pisze:Cytat:
obraz, nie "widok".
Czemu nie może być widok? Widok tych ludzi, którzy tam byli. Co w tym jest złego? Osobiście uważam, że widok lepiej pasuje niż obraz.
ravvie nie chodzi o to, że ktoś nie mógł tego tak wyrzeźbić, tylko o to, jak brzmi zdanie.Felik pisze:Świat fantasy. Czemu oparcie tronu nie może przypominać potężnego ptaka o rozpostartych skrzydłach? Fakt, musiałby być ten tron duży, ale nie takie rzeczy były w świecie fantasy.
Prędzej coś w stylu "oparcie tronu przypominało rozpostarte skrzydła ptaka" czy coś. "Tron oparciem przypominał ptaka" to po polskiemu napisane.
To tak na szybko z uwag do uwag. Może kiedyś za resztę tekstu się wezmę.
Chociaż tym mnie ostro zniechęciłeś...Felik pisze:Przyznam się, że nie sprawdzałem całości, bo już mi się nie chciało, a wrzuciłem, bo nie miałem nic ciekawszego do zrobienia
EDIT O, widzę, że ravva mnie ubiegła. Ale niech już zostanie.
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"
Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"
Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
9
Spróbuję troszeczkę:
2. Na tym polega trzymanie honorowej warty.
3. Zastanawiam się, w jakiej to dali mieli wzrok utkwiony, stojąc w komnacie. Może "nieobecny wzrok"?
4. Można go pewnie prześledzić, kończy się najdalej na ścianie naprzeciw.
5. Raczej wroga. Chyba zgubiłeś się w tym zdaniu.
2. Eee?
3. Powt. ich
W sumie cały kawałek do przepisania. Niejasny, nadmiernie zagmatwany, za dużo zdań, za mało sensu.
Promienie światła - masło jest maślane.
Szlachetne kamienie mieniły się szlachetnym blaskiem... I tak dalej, niestety.
2. Pogrążony w półmroku
3. Nie mógł po prostu zbiec po schodach?
Dużo niejasności, budując rozległe, barokowe opisy tracisz kontrolę nad sensem zdania, podmiotami i wychodzi z tego galimatias. Do tego w sumie poza tymi opisami, nic się nie dzieje. Monolog cesarza jest powierzchowny i nic nie wyjaśnia.
Czyta się trudno, trzeba śledzić sens poszczególnych akapitów, mnie osobiście taki język zniechęca, a nie wynagradzasz tego żadną konkretną akcją. Pisz prościej, bardziej dynamicznie.
Weryfikacja zatwierdzona przez Adriannę
Czy promienie słońca mogą przemykać niepostrzeżenie? Wątpię. Trafianie do komnaty też brzmi kulawo, raczej, wpadały przez okno do komnaty. W sumie przekombinowany opis, niezbyt wiem po co. Dalej jest tego więcej, kwieciste nieco absurdalne opisy, przez które trudno przebrnąć. Może w Illiadzie to dobrze brzmiało, ale nie tutaj. Opisuj to, co jest istotne w danym momencie.Śnieżnobiałe, puszyste chmury leniwie sunęły po błękitnym niebie, co chwila przysłaniając złociste promienie słońca. Te jednak jak na złość obłokom znajdowały za każdym razem drogę ucieczki i przemykały niepostrzeżenie, trafiając do obszernej komnaty, pośrodku której siedział Cesarz.
Zakuci w zbroje, jeśli już. Poza tym raczej trzymający wartę, odbywać to się może festyn.Felik pisze:gdzie stali strażnicy zakuci w pancerze odbywający swoją wartę.
1. Oj, pogrubione do wywalenia.Felik pisze: (1)Tak samo jak one, tak i oni stali (2) nieruchomo ze wzrokiem utkwionym w (3) dali, (4) tylko w sobie znanym punkcie, (5)wypatrując nieznanego.
2. Na tym polega trzymanie honorowej warty.
3. Zastanawiam się, w jakiej to dali mieli wzrok utkwiony, stojąc w komnacie. Może "nieobecny wzrok"?
4. Można go pewnie prześledzić, kończy się najdalej na ścianie naprzeciw.
5. Raczej wroga. Chyba zgubiłeś się w tym zdaniu.
Trzynastu (...) i pięć (...).Felik pisze:Trzynastka synów i piątka córek.
1. Gdy zasiadał na tronie, widział ich twarze, wiedział, że... I w ten sposób masz to samo, tylko w jednym a nie pięciu zdaniach.Felik pisze: (1) Kiedy tylko zasiadł na tronie i widział ich wszystkich w tej sali. (2) Właśnie tutaj. Wciąż miał ich widok przed oczami. Za każdym razem, kiedy zamykał oczy. Widział (3) ich, i ich myśli. W głowach układali plan jak się go pozbyć. Kogo osadzić ponownie na tronie. Kto ma wygrać, a kto stracić wszystko.
2. Eee?
3. Powt. ich
W sumie cały kawałek do przepisania. Niejasny, nadmiernie zagmatwany, za dużo zdań, za mało sensu.
Dobrze, rozumiem, że jego rodzina to banda intrygantów, ale w sumie zupełnie nie wyjaśniasz, skąd bohater ma taki wstręt i nienawiść oraz niszczycielskie zapędy. To trochę duży przeskok od niechęci do własnej rodziny do palenia i mordowania.Felik pisze:Skrzywił się. Obrzydliwość.
To dlaczego mroczny, skoro łagodny i kojący?Felik pisze:Mroczny głos, a jednak taki spokojny i kojący.
Kolejny przekombinowany opis, pełen patosu i braku sensu. rzucała się jak dzikie zwierzę? To znaczy jak? Porównanie ma ułatwić czytelnikowi wyobrażenie sobie czegoś a nie skołować go.Cesarz poderwał się z niespodziewaną jak na swój wiek zwinnością z tronu i wybiegł przez tylne drzwi, a jego szata rzucała się niby dzikie zwierze. Złota niczym samo słońce odbijała od siebie promienie światła, będąc niczym punkcik światła pośród mroku. Zdobiące ją kamienie szlachetne mieniły się szlachetnym blaskiem, a ciągnąca się za nim jak cień peleryna z wyhaftowanym szkarłatnym orłem zbierała kurz z marmurowej posadzki.
Promienie światła - masło jest maślane.
Szlachetne kamienie mieniły się szlachetnym blaskiem... I tak dalej, niestety.
1. BiegnącFelik pisze: (1)Biegnąć przez wąski korytarz (2) skąpany w półmroku o ponurych ścianach dotarł do kręconych schodów, (3) kierując się w dół, omal nie potykając o własne nogi.
2. Pogrążony w półmroku
3. Nie mógł po prostu zbiec po schodach?
Niestety nie olśniło mnie jak cesarza i zupełnie nie wiem o co chodzi w tym filozofowaniu. Gdzie tu motywacja bohatera?Felik pisze:Aby wybudować coś nowego należy zniszczyć to stare.
Pomieszanie czasów. Gdzieś przy okazji sens się zgubił.Felik pisze:Elfy, które same nobilitują się feniksem w płomieniach jako symbol ich nieśmiertelności straciły swoją władzę właśnie przezeń.
Kobietom się krew gotuje od pięknej postawy posągów? Które potem powstają z popiołów?Felik pisze:Natomiast te elfie o złotych włosach, skórze i pięknej postawie, od której kobietom krew się gotuje za każdym razem powstają z popiołów.
To miał czy nie miał ? Bo nie wiem, czy widziałeś koński ogon ostatnio, ale jest on dość bujny.Włosów na głowie w ogóle nie miał, nie licząc trzech pasków zwisających po bokach jak końskie ogony.
To znaczy kogo ukąsił? Cesarza?Felik pisze:Odparł Hanuk syczącym głosem niczym żmija, kąsając boleśnie i zatruwając krew
Dużo niejasności, budując rozległe, barokowe opisy tracisz kontrolę nad sensem zdania, podmiotami i wychodzi z tego galimatias. Do tego w sumie poza tymi opisami, nic się nie dzieje. Monolog cesarza jest powierzchowny i nic nie wyjaśnia.
Czyta się trudno, trzeba śledzić sens poszczególnych akapitów, mnie osobiście taki język zniechęca, a nie wynagradzasz tego żadną konkretną akcją. Pisz prościej, bardziej dynamicznie.
Weryfikacja zatwierdzona przez Adriannę
Ostatnio zmieniony śr 04 kwie 2012, 22:25 przez Caroll, łącznie zmieniany 1 raz.
10
niech zostanie, poza tym lepiej tłumaczysz niz ja ;-)Adrianna pisze:EDIT O, widzę, że ravva mnie ubiegła. Ale niech już zostanie.
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.
11
wydaje ci się, ze ludzie nie mają nic ciekawszego do roboty niz rzeźbić korektę czegoś, co machnąłeś na kolanie i bez sprawdzenia wrzucasz na wery?Felik pisze:Huh, obywa mi się, ale sobie na to zasłużyłem. Może tym razem będzie lepiej. Dobrze! W takim razie rzucam kolejną pożywkę. :>
weź sie, chłopie, ogarnij.
btw: regulamin czytał?
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.
13
[1] - przemykały i trafiały.Śnieżnobiałe, puszyste chmury leniwie sunęły po błękitnym niebie, co chwila przysłaniając złociste promienie słońca. Te jednak jak na złość obłokom znajdowały za każdym razem drogę ucieczki i [1]przemykały niepostrzeżenie, trafiając do obszernej komnaty, pośrodku której siedział Cesarz.
Ale te trafianie i komnata pojawia się tutaj trochę z kapelusza. Lepiej rozdzielić opis komnaty od tych promieni. Pominę rozdrabnianie się nad samym opisem, który - jak widać - jest całkowicie zbędny.
Kolumna, rodzaj żeński. Dwiema kolumnami!Siedział na potężnym tronie ze złota pomiędzy dwoma czarnymi niczym noc kolumnach o złocistych głowicach, spoglądając szarymi oczami w czerwony dywan szyty złotymi nićmi, leżący u jego stóp.
Ale co innego mnie razi - liczba przymiotników. Natłok sprawia, że nic nie widać. Zobacz na:
Siedział na potężnym tronie wykonanym ze szczerego złota, pomiędzy czarnymi kolumnami zakończonymi równie szczerozłotymi głowicami. Beznamiętnie patrzył w tkany dywan, na którym także mieniło się złoto.
Związek frazeologiczny "wije się jak wąż" bierze się stąd, iż wąż pełznąc wije się, czyli przypomina takie "s". No, ale twój dywan także. Dwa błędy w jednym, zaiste.Ciągnął się przez całą komnatę niby wąż, zaczynając od monumentalnych dwuskrzydłowych wrót rzeźbionych przez mistrzów swego fachu, aż tuż pod same stopnie prowadzące na podwyższenie.
dlatego mówi się dziób, ponieważ dziób to ostre zakończenie.Jego dziób, wiszący nad głową starca, miał ostre zakończenie, zakrzywione i gotowe w każdej chwili uderzyć na głupca, który ośmieli się podważyć boski autorytet władcy.
pełniący wartę. I bez zaimka.Anodrikes Pelagius III westchnął, przesuwając powoli wzrok w bok, gdzie stali strażnicy zakuci w pancerze odbywający swoją wartę.
Tak jak i one, i oni stali nieruchomo...Tak samo jak one, tak i oni stali nieruchomo ze wzrokiem utkwionym w dali, tylko w sobie znanym punkcie, wypatrując nieznanego.
tutaj musisz zaznaczyć, dla kogo była wstrętna: jeżeli dla nich, to stawiasz opis w sprzeczności z narratorem. Dlaczego więc wstrętna? Musisz to pogodzić i wyjaśnić - czyli, na chwilę przeskoczyć na ich myśli, aby to co piszesz miało rację bytu. Piszę o tym, bo w następnym akapicie owa „wstrętność” dotyczy postrzegania cesarza, a narrator skupia się na ich warcie - to nie współgra.A może tylko czekali aż skończą swój obowiązek i będą mogli opuścić tę wstrętną komnatę.
Dziesiątków krewnych, których...Dziesiątki krewnych, który nawet w połowie nie pamiętał.
Skoro się NIE potykał, to po co o tym pisać?Biegnąć przez wąski korytarz skąpany w półmroku o ponurych ścianach dotarł do kręconych schodów, kierując się w dół, omal nie potykając o własne nogi.
zgubiłeś podmiot. To był mag!Twarz miał poranioną, zdeformowaną i ropiejącą.
chyba miałeś na myśli popiół. Proch jest czarny.Skórę popękaną i zwiotczałą, szarą niczym proch.
Widać, że masz chęci do pisania i coś ci kiełkuje - stwierdzam po kilku, naprawdę nielicznych opisach postaci. I tyle dobrego. W tekście pokutuje brak znajomości mowy ojczystej, piszesz w galopie, bez namysłu, a do tego nie potrafisz przyłożyć się do własnego tekstu i go przeczytać, chociaż raz na głos. Postać Nerona, tragiczna, przełożona na świat fantasy to całkiem dobry materiał - ale w tej chwili potraktuj ten tekst jako ćwiczenie, a nie pełnoprawną powieść czy też opowiadanie. Dużo nauki przed tobą - życzę powodzenia. Ad opisów postaci - zbyt duża ich ilość, przerywana krótkimi zdaniami źle wpływa na odbiór, ale początki są dobre.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.