Ból i rozkosz

1
Uwaga, występują wulgaryzmy.

Ból ją podniecał. Zawsze. Odkąd sięgała pamięcią wstecz rozkosz sprawiał jej ból. Kiedy zaczęła sypiać z chłopcami prosiła, błagała wręczby ją uderzali, traktowali jak niegrzeczną dziwkę. Nie było ich wielu – mężczyzn w jej łóżku, w jej życiu. A ci którzy byli, słysząc jej prośby uciekali jak najszybciej.
Snuła się korytarzami uczelni – drobna, niepozorna dziewczyna, w porozciąganych swetrach. Inni studenci patrzyli na nią z politowaniem, nie była cool ani trendy. Uśmiechała się sama do siebie gdy widziała te pełne litości spojrzenia. Co oni mogli wiedzieć o niej? O tym w kogo zamieniała się nocami. Bo w końcu znalazła mężczyznę swego życia.
Daniel lał ją nocami tak, że czasami kilka dni nie wychodziła z domu. Nie chciała by ktoś widział jej siniaki, zadrapania. Ale wreszcie czuła się szczęśliwa. Co noc ból. Ból i rozkosz. Dla Daniela zrobiłaby wszystko. Wreszcie on dał jej to o czym marzyła...
Był czternasty luty, późne popołudnie, kiedy przemykała korytarzami uniwersyteckiej biblioteki, kurczowo zaciskając rękoma ukryty pod swetrem tom. Wreszcie go znalazła-ową księgę o której tyle słyszała, a która spoczywała głęboko ukryta w zakamarkach biblioteki. Samo wykradzenie tomu było proste – nikt nie zwracał uwagi na tą nijaką dziewczynę w szarym, porozciąganym swetrze. Tak więc przeszła obok bibliotekarki, ze spuszczoną głową. Ale w środku wręcz płonęła z niecierpliwości i radości. Nie mogła się doczekać kiedy wreszcie dotrze do domu, by móc przygotować walentynkowy prezent dla Daniela. Tej nocy chciała doznać największej rozkoszy.
***
Kiedy wszedł do mieszkania pierwsze co zauważył to ciemność. Sięgnął do włącznika, pstryknął kilka raz, ale światło się nie zaświeciło. Ciemność rozświetlała tylko łuna z pokoju w którym zrobili sobie sypialnię. Podszedł do drzwi sypialni i zajrzał do środka. Zaskoczenie wręcz go zatkało. Przez dłuższą chwilę nie mógł z siebie wydobyć żadnego dźwięku. Jednak zaskoczenie trwało krótko:
- Co tu się kurwa dzieje? – ryknął na cały głos.
Luśka była naga. Klęczała na łóżku, dookoła którego płonęły świece. Na ścianach ich sypialni czarną farbą wymalowane były linie, zdające się biegnąć bez ładu we wszystkie strony. Między liniami dziwne symbole wypisane na czerwono zdawały się lśnić swoim blaskiem. Daniel zobaczył jeszcze otwartą księgę na stoliku... a potem wszystkie jego płyty zwalone z półki na podłogę, połamane i podeptane. Poczuł, że za chwilę wybuchnie z wściekłości. I jeszcze szalik Legii wiszący na ścianie – jego duma i chluba – przez który biegły wymalowane linie. Tego było za wiele.
Podbiegł do łóżka. Zamachnął się i uderzył Luśkę z całej siły.
- Coś ty kurwa zrobiła? –
Uderzył jeszcze raz. Jęknęła bardziej z rozkoszy niż z bólu. Spojrzała m w oczy, a wyraz jej twarzy spowodował, że zawahał się przed kolejnym uderzeniem. „Tej dziwce sprawia to radość” pomyślał. Wiedział, że była dziwna, wiedział, że dochodzi tylko wtedy gdy sprawia się jej ból i nie mógł się oprzeć wrażeniu, że cały ten cyrk w ich wynajętym mieszkaniu jest tylko po to, by go rozłościć, by bił ją mocniej i mocniej. „Jak sobie życzysz, szmato” pomyślał i uderzył ją pięścią w twarz. Z rozbitego nosa trysnęła krew i Daniel poczuł, że ma niesamowity wzwód. Rozpiął pasek w spodniach i wyciągnął go ze szlówek. Pas był gruby, skórzany i miał metalową klamrę. Zamachnął się i uderzył metalową klamrą w jej plecy. Ale siła z jaką wziął zamach spowodowała, że dzinsy zsunęły mu się z tyłka, aż do kostek. Usłyszał jej śmiech. Zaśmiała się dziwnie, gardłowo. Nos miała złamany, ciekła z niego krew i pewnie dlatego jej śmiech brzmiał tak ponuro. Jeszcze bardziej go rozwścieczyła. Nie zawracał sobie głowy spodniami bo wiedział, że i tak za chwilę będą mu zbędne. Jeszcze raz, dwa dostanie pasem a potem ją zgwałci. „I odejdę” pomyślał. „Odejdę bo to nie jest normalne”. Daniel lubił bić, lubił patrzeć jak Luśka wije się z bólu i rozkoszy doświadczanych jednocześnie, ale w tym momencie przestraszył się, że może posunąć się za daleko i po prostu sukę zabije. Wziął szeroki zamach, ale w tym momencie Luśka wstała i zaczęła głośno wykrzykiwać jakieś słowa, w języku którego Daniel nie znał. Uderzył ją tym razem w biodro. Zachwiała się pod wpływem ciosu. Zamachnął się jeszcze raz i nagle poczuł w dłoni potworny ból. Ze ściany wystrzeliła metalowa lina zakończona wielkim hakiem który wbił mu się w dłoń, przebił na wylot śródręcze. Zszokowany poczuł jak lina ciągnie go w stronę ściany. Luśka wykrzykiwała swoje dziwne słowa coraz głośniej. Kolejna lina z hakiem wbiła się w udo Daniela. Upadł wyjąc z bólu. Ze ścian wystrzeliwały kolejne haki, wbijały się w jego ciało i rozciągały do granic szaleństwa. Krew tryskała dookoła i po chwili wszystko dookoła było czerwone i gorące. W powietrzu unosił się metaliczny posmak. Kolejny hak wbił się w brzuch chłopaka i pociągnięty przez linę ze ściany rozorał jego wnętrzności. Ból był niesamowity.
Luśka zeszła z łóżka, podeszła do Daniela, który wyglądał teraz jak szalona instalacja, rozpięty metalowymi linami pomiędzy ścianami. Próbował coś powiedzieć, ale z jego ust buchały strugi krwi i zdobył się tylko na niezrozumiały charkot. Luśka była cała w jego posoce.Cieszyła się niesamowicie – było zupełnie tak jak napisano w księdze. „Necrologisticus” – bo taki miała tytuł księga, której kopię wykradła w bibliotece- dokładnie opisywał rytuał przejścia, symbole i linie które musiała wymalować na ścianach pokoju. Przeczytała tam również o różnych innych artefaktach które otwierały wrota – magicznych kostkach, które pewien szalony fryzjer tworzył w siedemnastym wieku w Paryżu, czy o kulach śmierci – ulubionym narzędziu tortur w Serbii – ale dostępu do tych artefaktów nie miała. Pozostawała nadzieja, że ofiara którą złożyła z Daniela wystarczy.
Najpier drgnęła jedna część ściany. Niczym w kostce rubika zaczęła się przekręcać, naprężając liny na których rozpięty był Daniel. To niesamowite, ale chłopak żył jeszcze. Zaczął krzyczeć, ale z powodu krwi wypływającej z ust zabrzmiało to jak bulgot topielca. Po chwili wszystkie ściany zaczęły się poruszać, liny napięły się do granic wytrzymałości. Luśka cofbnęła się. Nagle w jednym momencie ściany zaczęły wirować, układać się niczym magiczna kostka. Liny napięły się na chwilę po czym zluźniły gdy ciało Daniela zostało rozerwane na strzępy. Luśka czekała. Między ścianami ukazał się cień, potem zaczęło w nim narastać zimne niebieskie światło. Jescze jeden ruch i oto otworzyły się Wrota. Luśka uklęknęła na skąpanej we krwi podłodze. Spuściła głowę w geście uległości. Ktoś szedł do niej ze światła. Kroki były ciężkie, brzęczały metalem. Poczuła jak jakaś zimna dłoń ujmuje ją za podbródek i zmusza do podniesienia głowy. Otworzyła oczy. Stał nad nią ten którego wezwała. Ten którego „Necrologisticus” nazwał Księciem Bólu. Patrzyła bez lęku w czarne, pozbawione żrenic oczy, patrzyła na konstrukcję z drutu kolczastego oplatającego twarz Księcia. I poczuła ból, gdy z palców którymi trzymał jej podbródek wysunęły się stalowe pazury, powoli przebijając jej podniebienie. Czuła się rozkosznie, na krawędzi orgazmu gdy drugą dłonią ścisnął jej pierś i wbił się zimnym metalem w jej środek. Podniósł ją do góry na tych zimnych stalowych pazurach i zaczął ciągnąć w stronę niebieskiego światła które prześwitywało między ścianami. Płakała z ulgi bo wiedziała, że teraz czeka ją wieczny ból. I wieczna rozkosz. A nigdy o niczym innym nie marzyła...
Ostatnio zmieniony wt 27 mar 2012, 11:08 przez Bogdan Ruszkowski, łącznie zmieniany 4 razy.
BRuszkowski

2
Ciekawa miniaturka. Opowiadanie trochę mnie obrzydziło, ale taki miał być chyba efekt. Jakiś głębszych przemyśleń nie wywołuje, ale to też było według mnie wkalkulowane w tekst.
Zauważyłem wiele błędów interpunkcyjnych oraz kilka niedoróbek (zgubiona kropka nad z, połączone słowa). Warto nad tym panować, bo dla wyrobionego czytelnika psuje to ogólny obraz opowiadania.

3
Kiedy zaczęła sypiać z chłopcami prosiła, błagała wręczby ją uderzali, traktowali jak niegrzeczną dziwkę.
...wręcz, by ją uderzali...
Był czternasty luty...
Było czternastego lutego.
...kurczowo zaciskając rękoma ukryty pod swetrem tom.
Zaciskając dłonie na tomie ukrytym pod swetrem.
Samo wykradzenie tomu było proste – nikt nie zwracał uwagi na tą nijaką dziewczynę w szarym, porozciąganym swetrze.
W tym momencie swetra w tekście zrobiło się za dużo.
Podszedł do drzwi sypialni i zajrzał do środka.
Wyciąć.
Zaskoczenie wręcz go zatkało.
Zatkało go.
Na ścianach ich sypialni czarną farbą wymalowane były linie, zdające się biegnąć bez ładu we wszystkie strony.
Wyciąć. Wiadomo że ich sypialnia.
Między liniami dziwne symbole wypisane na czerwono zdawały się lśnić swoim blaskiem.
Własnym blaskiem.
Rozpiął pasek w spodniach i wyciągnął go ze szlówek.
Rozpiął pasek i wyciągnął go. Pasek jest osobną częścią garderoby a nie elementem spodni.
...ale w tym momencie przestraszył się, że może posunąć się za daleko i po prostu sukę zabije. Wziął szeroki zamach, ale w tym momencie Luśka wstała...
Powtórzenia.

Dobrze napisane, choć kompletnie nie moja bajka z tą przemocą. Gdzieniegdzie brakuje jakiejś literki, spacji. Powinieneś zwrócić też uwagę na powtórzenia, bo jest ich bardzo wiele w tekście.

4
Cytat:
Był czternasty luty...

Było czternastego lutego.
Nie, no błagam... Było czternastego lutego?
Wyobrażasz sobie, że mówisz to na głos do kogoś?

5
Wilczek ma rację. Winno być "Był czternasty lutego". Było czternastego tylko w sensie "zdarzyło się to czternastego lutego".

6
Odkąd sięgała pamięcią wstecz rozkosz sprawiał jej ból.
Odkąd pamięta.
niegrzeczną dziwkę.
choć to zamierzone, wciąż pokraczne. Dziwka jako określenie kobiety w tym przypadku jest wystarczającym wskaźnikiem jej ugrzecznienia (a dokładnie braku takowego).
Tak więc przeszła obok bibliotekarki, ze spuszczoną głową.
Przeszła ze spuszczoną głową obok bibliotekarki.
[1]Kiedy wszedł do mieszkania pierwsze co zauważył to ciemność. Sięgnął do włącznika, pstryknął kilka raz, ale światło się nie zaświeciło. [1a]Ciemność rozświetlała tylko łuna z pokoju w którym zrobili sobie sypialnię. [2]Podszedł do drzwi sypialni i zajrzał do środka.
[1] - Co prawda, buduje się scenę od ukazania światła, ale jak widać w powyższym cytacie, światło jest, tylko że pokazujesz je później. W kontekście tworzenia wyobrażenia, taki zapis burzy scenę. Najpierw jest ciemno, a potem tak całkiem ciemno już nie jest, ponieważ mrok rozświetla łuna. Warto by to przerobić zgodnie z tym, co faktycznie pokazujesz.
[2] - Nie opisujesz domu w żaden sposób. Jest tylko pokój przerobiony na sypialnię. Te przejście z drzwi wejściowych (?) do drzwi sypialni wiele nie mówi, poza tym, że się poruszył - można śmiało taki zabieg pominąć, ukazując, że już ogląda ten widok (czyt. przeskoczyć tę scenę, bo nic nie wnosi).
- Co tu się kurwa dzieje? – ryknął na cały głos.
Nawet jak na pokrętność bohaterki, takie pytanie jest sztuczne jak u Pasikowskiego. Dzieje się? Ja o tym (jeszcze) nic nie wiem. Ale wyobraziłem sobie takie pytanie?
- Co to, kurwa, jest?! / - Co to, kurwa, ma być?!
Tej dziwce sprawia to radość” pomyślał.
Skręcasz w naiwność, której sam powinieneś się dziwić. Vide tytuł i to, co do tej pory ukazałeś.
Ze ścian wystrzeliwały kolejne haki, wbijały się w jego ciało i rozciągały do granic szaleństwa.
Ciało i szaleństwo... nie wiem, ale w chyba miałeś na myśli możliwości ciała, nie umysłu (szaleństwo = coś związanego ze stanem ducha, umysłu).

Tekst przypomina mi zryw osoby z dość specyficznym, a raczej chorym, gustem erotycznym i niestety, gdyby tylko pojawiła się jakaś ostrzejsza scena, pewnie taki by był. Ale nie jest ani ostry, ani dobry, ani nawet ciekawy. Główną atrakcją "wieczoru" jest rytuał przejścia. Musi być ważny, ale przedstawiasz go od strony faceta, próbując w ten sposób zbudować suspens, ale to, co następuje od chwili wejścia do sypialni, jest zlepkiem kolejnych scen zapisanych bez płynności, skleconych w niestrawnej narracji. Już moment ukazania "duperel" potrzebnych do rytuału podpowiadał mi, iż z tworzeniem plastyki masz poważny problem, a to - dokładnie w takim tekście, gdzie magia, krew, pot i orgazm tworzą wybuchową mieszankę - przekłada się na słabą jakość tekstu.

Pomysł wyjściowy jest na swój sposób intrygujący. Nie pamięam, abym w ciągu mojej pracy miał styczność z takim "demonem". Jednak w tekście nie brakuje ikry, a wprawy - dopiero gdybym tę wprawę ujrzał (plastykę, odpowiednie dawkowanie informacji, rozpisanie postaci tak, aby profil bohaterki miał rację bytu, a nie był tylko pustym stwierdzeniem pojawiającym się w kilku linijkach), może gdzieś pojawiłby się także pazur, którego tutaj brakuje. Bardzo mnie się nie podobało. Czy mogę zasugerować kilka poprawek, w którą stronę iść?:
Kiedy wszedł do mieszkania pierwsze co zauważył to ciemność. Sięgnął do włącznika, pstryknął kilka raz, ale światło się nie zaświeciło. Ciemność rozświetlała tylko łuna z pokoju w którym zrobili sobie sypialnię. Podszedł do drzwi sypialni i zajrzał do środka. Zaskoczenie wręcz go zatkało. Przez dłuższą chwilę nie mógł z siebie wydobyć żadnego dźwięku. Jednak zaskoczenie trwało krótko:
- Co tu się kurwa dzieje? – ryknął na cały głos.
Luśka była naga. Klęczała na łóżku, dookoła którego płonęły świece. Na ścianach ich sypialni czarną farbą wymalowane były linie, zdające się biegnąć bez ładu we wszystkie strony. Między liniami dziwne symbole wypisane na czerwono zdawały się lśnić swoim blaskiem. Daniel zobaczył jeszcze otwartą księgę na stoliku... a potem wszystkie jego płyty zwalone z półki na podłogę, połamane i podeptane. Poczuł, że za chwilę wybuchnie z wściekłości. I jeszcze szalik Legii wiszący na ścianie – jego duma i chluba – przez który biegły wymalowane linie. Tego było za wiele.
A teraz profanuję twój tekst:
Kiedy wszedł do mieszkania ujrzał łunę żółtego światła dochodzącą z sypialni. Stanął w progu pokoju i zajrzał do środka. Luśka klęczała nago na łóżku otoczonym okręgiem świec, ściany zdobiły czarne linie biegnące bez najwyraźniejszego ładu, a pomiędzy nimi widniały czerwone, delikatnie lśniące, linie.
- Co to, kurwa, ma być?! - Ryknął i zdębiał jeszcze bardziej, widząc szalik Legii zrzucony ze ściany na stertę podeptanych, całkowicie zdewastowanych płyt.


Pozdrawiam,
Jarek
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

7
Jaki jest dzień? Czternasty lutego.
Kiedy się coś zdarzyło? Czternastego lutego. Oba w dopełniaczu.
Było czternastego lutego, późne popołudnie, kiedy przemykała korytarzami uniwersyteckiej biblioteki, kurczowo zaciskając rękoma ukryty pod swetrem tom.

8
nie moge oprzeć się wrażeniu, że przed chwilą obejrzałeś hellraisera - haczyki, tajemniczy kapłan dajacy ból, rytuał... jakby miał wejsc cenobita wezwany przez odpowiednio ułożoną kostkę le marchanda.

pomysł jest wtórny, sceny opisane powierzchownie, zabrakło uczuc kobiety i emocji partera, to tak, jakby czytać relację w gazecie - ot, data, czas i miejsce akcji.

jakies literówki, dialogi marne są, cieżko w nie uwierzyć.
reasumując - kawąłek do korekty, napisałeś pod wpływem chwili, ale nie czuć tu czegoś, co mozna osiagnąc dobrym opisem - nie ma chemii, magii, mam wrażenie, że zupełnie ominąłeś to, co jest podstawą sm - zależnośc i zaufanie.
napier_alanie partera jak worka na siłowni ma się nijak do przyjemnosci i jest niewiarygodne :-)
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

9
aki jest dzień? Czternasty lutego.
Kiedy się coś zdarzyło? Czternastego lutego. Oba w dopełniaczu.
Było czternastego lutego,
Nie mówię, że to nie jest poprawne. Ale, na miły bóg, kto tak mówi?
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron