Ave, Caesar, morituri te salutant! [cz.1 projektu "Adai

1
Kilka słów wstępu:
Dawno mnie tu nie było. Ostatni fragment mojej twórczości dodałam chyba jeszcze w 2010 roku i, co ciekawe, został całkiem mile przyjęty. Przez ten czas napisałam niewiele - Wena wróciła dopiero niedawno, odbiegając jednak od fantastyki.
"Adair" to dość spontaniczny projekt, w założeniu mający składać się z pięciu luźno powiązanych ze sobą części. Główny bohater, Adair Rodriguez, jest postacią z pewnego forum RPG, oraz prokuratorem o dość nietypowych metodach działania.
Twór zapewne doczeka się kontynuacji.



xxxWięzień był brudny i poobijany, miał podbite oko i dziwnie wykrzywione dwa palce lewej ręki. Mimo to, wpatrywał się w swojego gościa z nieskrywaną pogardą. A trzeba przyznać, że był to gość dość niezwykły. Nawet, jak na więzienie.
- Witaj w innym świecie. - Nie przypominał urzędnika. Ubrany w zwykły golf i z tornadem czarnych włosów na głowie, wyglądał raczej na studenta po całonocnej imprezie. Ile on mógł mieć lat? Dwadzieścia trzy?
- Dwadzieścia dziewięć – podpowiedział przybysz, uśmiechając się delikatnie, jakby mimowolnie. - Dziękuję za komplement.
"Jakiś wybryk natury. Czyta w myślach."
Innego wyjaśnienia nie znalazł.


***


xxxPrzypominali dwa różne światy. Więzień – potężnie zbudowany, ozdobiony tatuażami i bliznami, podręcznikowy przykład kryminalisty. Karnacja wskazywała na dalsze pokrewieństwo z rasą czarną, błysk w oku – na butę, która nie pozwoli mu się złamać. Był jak dąb, silny i nieugięty, odrzucający pomoc każdego z tego "cywilizowanego" i "prawego" świata.
Prokurator był wiatrem. I nie oznaczało to, że porwie go byle podmuch; był wysoki i dość postawny, o wyglądzie typowym dla mężczyzny dbającego o kondycję i regularne posiłki. Niedbały ubiór i nieodłączny huragan czarnych włosów sprawiał, że zdawał się ciągle gdzieś biec. Ale nie tu kryła się jego siła.
Siłą tą było nieodłączne uważne spojrzenie, pozwalające wkraść się pomiędzy liście dębu i poruszać nimi wedle swojego uznania.
Siłą tą był delikatny, przyjacielski uśmiech, maskujący wszystkie inne uczucia, których było przecież bez liku.
Siłą była dłoń, nieraz już podająca więźniom potrzebne leki, gestykulująca żywo przy kolejnej opowiadanej w "największej tajemnicy" historii, czy głaszcząca po głowie w ojcowskim geście, odganiająca rozpacz i to straszne, palące poczucie przegranej.
Siłą była wiara, że to, co robi, jest dobre.


***

xxxDzień dziesiąty. Dwóch skazanych.
Więzień nadal się nie ugiął.
Przychodził do niego mniej – więcej co dwa dni, o stałej porze. Najczęściej zastawał go zakopanego pod kołdrą w wyrazie kompletnej pogardy dla świata, ale własnie dziś dostrzegł, że coś się zmieniło.
Więzień zaczynał go słuchać. A więc mówił jak najwięcej.
Opowiadał o swojej rodzinie. Było to jednak tylko przykrywką dla innej historii, tej o odrzuceniu i niezrozumieniu przez pozornie najbliższe osoby. Ciebie też nie potrafili zaakceptować, prawda?
Spokojnie. Rozumiem.
Jesteśmy tak samo samotni.


*


xxxDzień trzydziesty. Czterech skazanych.
Więzień zaczynał opowiadać.
"Tak...", "Chyba tak...", "Ja też..." nieśmiało rzucane z pryczy, na której uparcie się kulił.
Śmiało. Nie ma powodów do wstydu.
Opowiadał o swojej przeszłości. Było to jednak tylko przykrywką dla innej historii, tej o doznanych krzywdach i ranach, jakie po sobie zostawiły. Zabijałeś, by nie zabili ciebie, prawda? Krzywdziłeś, by nie skrzywdzili ciebie?
Spokojnie. Rozumiem.
Jesteśmy tak samo okrutni.


*


xxxDzień czterdziesty. Jeden skazany.
Więzień zaczynał mówić.
Tak. Zabijał, bo musiał. Chronił swoje życie, wbijając nóż w plecy innej osoby. Wiedząc, że jeśli tego nie zrobi, ona zabije jego. W ten sam sposób.
Ale... On nie chciał. Nie chciał? Czy prokurator rozumie? Nie chciał. Musiał. Nigdy nie chciał tak skończyć, nigdy...
Gdyby tylko mógł...!
Cii. Cicho.
Spokojnie. Rozumiem.
Jesteś żałosny. Ale nie powiem ci tego prosto w twarz.
Sam o tym wiesz.


*


xxxDzień pięćdziesiąty. Dwóch skazanych czekających na wykonanie wyroku.
Więzień ostatecznie się złamał.
Zapłakał pod koniec, gdy jego gość już zbliżał się do wyjścia. Złapał go za ręce, zdawało się, blade i śmiesznie drobne w ogromnych dłoniach kryminalisty, nie mogące mieć żadnego wpływu na ludzkie losy. Calował je i płakał, zawodził jak osamotnione dziecko, które boi się, że rodzic odejdzie i zostawi je samo. Zupełnie samo w tej ciemności.
I już nie wróci. Zgaśnie ostatnie światło.
Nie idź, nie idź, nie idź!
Dłoń mężczyzny pogładziła go po głowie.
Cii. Cicho. Spokojnie. Rozumiem.
- Zostanę z tobą do końca.




xxxW tej ostatniej chwili poprosił, by nie zasłaniano mu oczu. Chciał spojrzeć. Na niego. Ostatni raz.
"Obiecuję, że zostanę przy tobie do końca."
I był. Patrzył. Uśmiechał się.
Chciał podziękować, ale wiedział, że już za późno. Zresztą... On i tak wie.
Widział ten wyrozumialy uśmiech...


Dziki wizg mógł być zarówno ostatnim krzykiem bólu, jak i... zawołaniem.


xxxStrażnik zgarnął ciało. Już po wszystkim, powtarzał sobie uparcie. To już nie człowiek, to tylko ciało. Wielu już tu takich było.
Wielu już złamał ten poczochrany skurwysyn. Złamał i zniszczył. Skuteczniej, niż jakakolwiek używka.
Starał się na niego nie patrzeć. Bał się, cholera, nie on jeden się bał. Nie wiedział, co go tak niepokoi w tym typie, ale dosłownie czuł to, jak gorączkę przy grypie.
I widział ten pogardliwy uśmiech.
- Amen.
Do diabła, ten facet był szalony.


*


- Mariko, czy sprowadzili kogoś nowego?
- Dlaczego cię to tak interesuje?
Przecież dobrze wiesz.
Delikatny uśmiech.
- Acta est fabula. Potrzebuję kogoś nowego...
Ostatnio zmieniony wt 27 mar 2012, 11:47 przez Shariana, łącznie zmieniany 3 razy.

2
Shariana pisze:Prokurator był wiatrem. I nie oznaczało to, że porwie go byle podmuch
Wiatru nie może porwać podmuch, podmuch sam jest wiatrem.

Jakoś nie przekonały mnie ogólne założenia tekstu. Wizja prokuratora (jakkolwiek ojcowski i opiekuńczy by on nie był), któremu więźniowie wypłakują się w rękaw wydaje mi się mało prawdopodobna.
Shariana pisze:Wielu już złamał ten poczochrany skurwysyn. Złamał i zniszczył. Skuteczniej, niż jakakolwiek używka.
Złamał? Chyba raczej pozwolił oczyścić sumienie, pocieszał, może i w ramach pracy, ale dla więźnia nie miałoby to raczej znaczenia. Przecież i tak zostałby ukarany, i tak. Powinnaś rozwinąć tekst fabularnie, żeby przedstawiona sytuacja stała się jaśniejsza.
Wstyd rodzi się z dokonywanego nieustannie porównania z obrazem człowieka takiego, jakim chcielibyśmy być

3
Shariana pisze:- Witaj w innym świecie. -
Nie jest oczywiste kto to powiedział. Można założyć, że więzień, ale przydałaby się pewność.
"Jakiś wybryk natury. Czyta w myślach."
Innego wyjaśnienia nie znalazł.
Tutaj znowu. Domyślnie jest to więzień. Pozostawianie jednak na każdym kroku czytelnikowi, takich prostych rzeczy do domyślania się spowalnia czytanie, przez co historia mniej wciąga.
Shariana pisze:która nie pozwoli mu się złamać.
Zgrzyta mi jakoś to zdanie. raczej Buta która cechowała ludzi niezłomnych?
Shariana pisze:Więzień zaczynał opowiadać.
"Tak...", "Chyba tak...", "Ja też..." nieśmiało rzucane z pryczy, na której uparcie się kulił.
Raczej odpowiadać. pojedynczych wyrazów nie można uznać za opowieści :)
Shariana pisze:Zabijałeś, by nie zabili ciebie, prawda? Krzywdziłeś, by nie skrzywdzili ciebie?
To zdanie mi wybitnie nie pasuje. Wygląda na usprawiedliwienie zabijania. Jeżeli zabił w obronie własnej bądź rodziny, to jeszcze zdanie może być na miejscu. Kontekst nie podaje jednak czy nie zabił przypadkowego dziecka z okrucieństwem. Można by zmienić zdanie bądź dopisać kontekst.
Tak. Zabijał, bo musiał. Chronił swoje życie, wbijając nóż w plecy innej osoby. Wiedząc, że jeśli tego nie zrobi, ona zabije jego. W ten sam sposób.
Psychologicznie mi to nie pasuje. Rozumiem, że w strefach gdzie zabijanie jest na porządku dziennym, trzeba zabijać swoich wrogów by oni nie dopadli ciebie. Zwierzenia jednak wielkiego więźnia, który nie chciał tego robić, brzmią jakby był synem mafioza i został w to wszystko wciągnięty całkowicie wbrew jego woli. Zazwyczaj to sami gangsterzy pakują się w to coraz głębiej by awansować na wyższy szczebel hierarchii. Kiedy chodzi o ten drugi przypadek to tekst jest niewiarygodny.
Widzimy tutaj postać prokuratora, który moim zdaniem odbiega od tego widział w nim Verbis.
To nie jest miły i kochający człowiek, który chce by więźniowie się wypłakali. On jakby odgrywa swoje role, bawi się nimi. Może w jakiś sposób lubi patrzeć na ich całkowity upadek i żałość.
Postać prokuratora jest ciekawa i dobrze rokująca. Zachowanie więźniów jednak nie do końca wiarygodne. Opisywanie psychiki ludzi oczekujących na śmierć w tak banalny sposób, kilkoma zdaniami, spłyca straszliwie temat.
Ogólnie warsztatowo dobrze. Historia ma potencjał. Trzeba by ją tylko dopracować i naświetlić bardziej postać prokuratora.
Pozdrawiam.

4
Shariana pisze:A trzeba przyznać, że był to gość dość niezwykły. Nawet, jak na więzienie.
Nawet? Ja bym prędzej powiedziała "w szczególności".
Shariana pisze:Więzień był brudny i poobijany, miał podbite oko i dziwnie wykrzywione dwa palce lewej ręki. Mimo to, wpatrywał się w swojego gościa z nieskrywaną pogardą.
Shariana pisze:Więzień – potężnie zbudowany, ozdobiony tatuażami i bliznami, podręcznikowy przykład kryminalisty.
Szczerze mówiąc te dwa opisy wywołały u mnie pewien dysonans. Po pierwszym opisie miałam przed oczami po prostu ostro sklepanego, zamęczonego gościa, a po drugim miałam jakiś napakowany okaz siły. Ja rozumiem, że jedno nie wyklucza drugiego, ale przynajmniej moja wyobraźnia zrobiła obrót o 180 stopni, żeby się dostosować do tego sposobu (kolejności) dawkowania szczegółów.
Shariana pisze:Siłą tą było nieodłączne uważne spojrzenie,
nie wiem, jak spojrzenie mogłoby być "odłączne", więc i przymiotnik "nieodłączny" w tym kontekście jest jak dla mnie wrzucony losowo
Shariana pisze:Więzień nadal się nie ugiął.
Przychodził do niego mniej – więcej co dwa dni, o stałej porze. Najczęściej zastawał go zakopanego pod kołdrą w wyrazie kompletnej pogardy dla świata, ale własnie dziś dostrzegł, że coś się zmieniło.
Więzień zaczynał go słuchać. A więc mówił jak najwięcej.
Opowiadał o swojej rodzinie.
Ja się domyyyślam, kto co robi, ale to omijanie podmiotu w przypadku Adaira powoduje, że miejscami naprawdę ciężko załapać, kto tutaj akurat jest Twoim podmiotem domyślnym. Bo moim wszędzie jest więzień.
Shariana pisze:nieśmiało rzucane z pryczy, na której uparcie się kulił.
Śmiało. Nie ma powodów do wstydu.
wiadomo
Shariana pisze:Wielu już złamał ten poczochrany skurwysyn.
jak dla mnie pasuje to słówko tutaj jak kwiat do kożucha

Poza tymi rzeczami warsztatowo jest raczej ok. Chociaż to nieustanne przemilaczanie podmiotu cholernie mnie irytowało.
Fabularnie natomiast się wynudziłam. No ok. Mamy prokuratora, który odgrywa przed więźniami współczującego i tak wymusza przyznanie się do winy. Dobra, koncept nawet oryginalny. Ale przedstawiasz go w strasznie mdławy sposób. Nie widzę tak naprawdę tej przemiany - nie ma w niej żadnych emocji - ani Adaira, ani więźnia. Opisujesz rozmowami i tak jakoś przez pierwsze dwie rozmowy konstrukcja zdawała egzamin. Ale potem właściwie miałam wrażenie, jakbym czytała ciągle to samo. Emocje trochę się zmieniają, ale narracja nie bardzo to odzwierciedla.
Przez to taka skokowa przemiana tego więźnia wygląda mało wiarygodnie. On już jest zupełnie jakąś wydmuszką. Piszesz najpierw o pogardzie i bucie. Ale jedyne, co pokazujesz, to że facet leży zawinięty w kołdrę. To nijak nie ukazuje mi tej siły, zatwardziałości więźnia. Więc on dla mnie jest niewyrazisty i miękki od początku, więc dlaczego miałabym docenić działania prokuratora? Itd.

Pomysł niezły, język niezły, ale fabuła i konstrukcja tekstu do przemyślenia.

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

5
Niekonsekwencja w opisie więźnia jest istotna. To nie jest zwykły denerwujący dysonans. To jest element opisu sytuacji i otoczenia. Pierwszy opis (podbity, wykrzywiony, brudny) sugeruje zupełnie inny świat. Jakieś niezbyt światłe państwo, w których zeznania wymusza się biciem i torturami, brudne areszty i więzienia. Trzeci świat staje przed oczami.
Drugi opis to coś zupełnie innego. W tle jest współczesne, opiekuńcze państwo naładowane ideami praw człowieka. Więzień jest zadbany, umięśniony, wytatuowany (oznaki statusu), jest butny i hardy - ta butnością, którą rodzi aparat sprawiedliwości obchodzący się z podejrzanymi i skazanymi w białych rękawiczkach.
Ja uważam, że te opisy się wykluczają.
Shariana pisze:Więzień był brudny i poobijany, miał podbite oko i dziwnie wykrzywione dwa palce lewej ręki.
Co to znaczy, że dziwnie wykrzywione palce? Wyłamane? Wybite ze stawów? Trzeba to napisać. W tym samym zdaniu jest mowa o podbitym oku. Nie o sińcu wokół oka (to co widać) ale o podbiciu (to co widać plus opis powstania). Więc o dookreślenie opisu palców też się prosi. Tym bardziej, że dziwnie wykrzywione mogą być tez palce z przyczyn naturalnych. Więzień mógł tai chi ćwiczyć.
Karnacja wskazywała na dalsze pokrewieństwo z rasą czarną
To duży skrót myślowy. Sama karnacja o niczym nie decyduje, dużo jest ciemnych typów karnacji nie mających nic wspólnego z murzynami. IMHO też, ale to moja opinia, ładniej by brzmiało, gdyby nawiązać do rasy negroidalnej, ale to mój wtręt, bo podział na trzy główne też istnieje.
(…) błysk w oku – na butę, która nie pozwoli mu się złamać.
Się złamać? Chyba chodzi o to, ze ktoś jego złamie? Albo on się załamie.
Siłą było nieodłączne uważne spojrzenie, pozwalające wkraść się pomiędzy liście dębu i poruszać nimi wedle swojego uznania.
Nie wyszła metafora. Miało być nawiązanie do więźnia, który jest jak dąb? Ale liście (żadnego drzewa) nie są specjalnie kojarzone, jako coś trudnego do ruszenia. Gałęzie, konary, to one powinny tu być.
Tą - zbędne, IMHO. W kolejnym zdaniu również.
Przychodził do niego mniej – więcej co dwa dni, o stałej porze.
Błędny zapis interpunkcyjny tego związku frazeologicznego. Winno być:
Przychodził do niego, mniej więcej, co dwa dni, o stałej porze.
Z rzeczy ogólnych, jak wspomniano, zamieszanie z podmiotami, kto właściwie coś powiedział, zrobił, pomyślał. Nie wielkie, ale widoczne.
Widzę też zamieszanie w rodzaju narracji. Generalnie jest tak, że można jak najbardziej mieszać w tekście różne rodzaje narracji, o ile jest to zrobione według klucza zrozumiałego dla czytelnika. Np. jedne partie tekstu mówi narrator personalny a drugie pierwszoosobowy (np. bohater) i są wyraźnie oddzielone. Jeśli nie są oddzielone (niekoniecznie nawet osobnymi rozdziałami, byle czytelnie) to się robi zamieszanie.
Tutaj widzę wtręty z narracji auktorialnej, trudniejsze to jest do sklasyfikowania.
Narrator auktorialny jest mniej skonkretyzowany niż pierwszoosobowy, ale nadal możemy mówić o jego obecności jako osoby – daje znać o swoim istnieniu przez rozmaite wtręty i komentarze do przedstawianej fabuły. Narrator auktorialny nie uczestniczy jednak w akcji, istnieje jak gdyby na innej płaszczyźnie egzystencji – poza przestrzenią lub czasem akcji. Ponieważ w tym przypadku narrator jest nadal skonkretyzowany jako osoba, jego kompetencje poznawcze są na ogół ograniczone (wie tylko tyle, ile zdołał się dowiedzieć).
Narrator auktorialny zdradza się swoim stosunkiem emocjonalnym, wiedzą, opiniami. W tym tekście narracja ma charakter personalny, ale:
A trzeba przyznać, że
Jakby to mówił ktoś konkretny a nie bezosobowa instancja narracyjna (narrator personalny), prawda?
Siłą tą był delikatny, przyjacielski uśmiech, maskujący wszystkie inne uczucia, których było przecież bez liku.
Narrator mówi, że uczuć było bez liku. Nie pokazano tego w tekście bardziej, nie powiedziano dlaczego, więc jest to zapewnienie kogoś, kto ma opinię, wiedzę. Narratora auktorialnego.
A podsumowując, w narracji personalnej takie wstawki nie powinny zaistnieć.

Strasznie zamotany ten prokurator. Ciepłem łamie i zachęca do wyznań? Cel uświęca środki. Komentarz strażnika to potwierdza. Równocześnie w trakcie identyfikuje się z więźniami, psychologia działa w obie strony, syndrom sztokholmski zapewne.
Zabrakło dwóch rzeczy. Raz – podkreślenia, że więzień jest w istocie rzeczy aresztantem. Kimś w czyjej sprawie toczy się śledztwo. Dla mnie więzień to (moje skrzywienie) już bardziej osadzony. Po wyroku. Dwa – przyznanie się do winy jest obecnie niczym. Bardzo słaby dowód. Współczesne metody dążą do złamania oskarżonego by się przyznał, po to, by zdradził szczegóły – gdzie jest ciało, narzędzie zbrodni itp. By można było znaleźć twarde dowody. Podkreślenia tego mi brakło.

Nie leży mi też scena śmierci. Co to jest, stryczek, krzesło, gaz, zastrzyk? Coś mi każe się domyślać, że krzesło. O ile wiem, skazany ma obligatoryjnie opaskę na oczach i twardy knebel. Ale mogę się mylić.

Adrianno:
SJP pisze: nieodłączny -zawsze towarzyszący komuś lub czemuś
IMHO, pasuje.

6
No wiem, co to znaczy.
I moim zdaniem średnio pasuje. Jego zawsze mu towarzyszące spojrzenie... Wiem, o co chodzi, ale mi po prostu nie leży (tam w wypowiedzi było gdzieś "jak dla mnie"). A autorka zrobi i tak po swojemu.
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

7
Wiem, o co Ci chodzi, po mi w tym zdaniu tez się coś nie podoba (dlatego zerkałem do SJP) ale nie umiem zdefiniować problemu. Podobnie jak w zdaniu:
Siłą była dłoń, nieraz już podająca więźniom potrzebne leki, gestykulująca żywo przy kolejnej opowiadanej w "największej tajemnicy" historii, czy głaszcząca po głowie w ojcowskim geście, odganiająca rozpacz i to straszne, palące poczucie przegranej.
Strasznie mnie to gryzie, ale nie umiem powiedzieć, dlaczego.
Sekretarz redakcji Fahrenheita
Agencja ds. reklamy, I prawie już nie ma białych Francuzów, Psi los, Woli bogów skromni wykonawcy
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”