„Jazz”.
Michał Medwid
wwwBo to był jazz. Sączył się leniwie z głośników rozlokowanych po kątach pubu. Pub to znaczy ludzie, piwo, wódka, fajki, dym, barmanki, loże. W jednej z lóż siedziało dwóch facetów. Pili piwo. Z całkiem zwyczajnych kufli. Takich wysokich szklanek. Piwo zimne, ciemne, gorzkie bardzo. Jednak nie porter. Co to, to nie. Faceci nie znosili porterów.
wwwBo to był jazz. Nu – jazz. St. Germain, monotonne akordy na pianinie, improwizacje na saksofonie i klarnecie, perkusista zamiatający pałeczkami werbel, subtelne akcenty hi-hatem. Jazz rządzi się swoimi prawami. A faceci pili zimne, ciemne, gorzkie piwo z wysokich szklanek. Dyskutowali o tym i o tamtym. W sumie o niczym. Trochę o polityce, trochę o sztuce, trochę o kobietach. O kobietach dyskutowali, których nigdy mieć nie będą, a które bardzo mieć by chcieli. O takich kobietach snuli fantazje, z jakimi można by w kościelnej ławie kazania słuchać, jednocześnie pieszcząc się wzajemnie. Kobiety im się śniły, które matka by zaakceptowała, a ojciec rutynowo matkę posuwając myślałby, jakby to było synowej skosztować. Takie kobiety im po głowach chodziły, przy których nawet papież zacząłby się zastanawiać nad logiką i sensem kultywowania celibatu.
wwwMuzyka, będąc kobietą postanowiła rozwiać marzenia mężczyzn. Powiedzieć im, że takie kobiety owszem istnieją, ale… „Des Pres”. St. Germain „Des Pres”. Kilka z pozoru przypadkowych tonacji, ale łączą się, łączą. Bas nadaje wszystkiemu tempa, utrzymuje w ryzach. Och, tak, zdaje się pomrukiwać. Och, tak dziecino. Dajesz z nami, całą noc. Przygaszone światła nocnego klubu, zasłuchani ludzie na widowni zapominają nawet o drinkach i papierosach. Czerwone i zielone reflektory omiatają muzyków. Wykrzywiona w ekstazie twarz Ludovica, przymknięte oczy, wyszczerzone zęby. Palce błądzą po klawiaturze. Szukają, wciąż szukają i mimo, że wydaje się to niemożliwe, choć do końca nie wiadomo dlaczego miałoby być niemożliwym, znajdują, zawsze znajdują. Chodź z nami, szepcze Dionizos, który rodzi się z tej orgii. Napij się wina, podsuwa dzban pełen przyjemnie chłodnego napoju. Zatańcz z nami, zedrzyj z siebie szatę. Nie ważne, nic nie jest ważne, tylko wino, muzyka, uciecha. Czas to zamknięty krąg. W każdej sekundzie zawarta jest przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Nie ma znaczenia, co robisz, bo już to zrobiono i ktoś z pewnością zrobi to niebawem. Ale dlaczego miałbyś odmawiać sobie przyjemności, która nigdy się nie kończy? Przyjemności, której nigdy nie będziesz miał dosyć?
wwwFaceci nadal rozprawiali o kobietach, o Helenie Trojańskiej, Afrodycie, Izoldzie, Julii i Dulcynei. O tych wszystkich kobietach, jakich nawet zazdrość się obawia. Faceci nie zwracali uwagi na jazz. Nie dali się ponieść hipnotycznemu rytmowi. Zaklinacze dusz przyzywali ze sceny, jednak tych dwóch okazało się odpornych. Snuli swe cielesne fantazje, z ledwością powstrzymując się od wytrysku w spodnie. Bardzo, bardzo daleko zaszli w swych wizjach kobiet idealnych. Ze wszelkimi szczegółami opowiedzieli sobie najskrytsze fantazje. Nie pominęli nawet takich detali, jak rozmieszczenie pieprzyków i wielkość sutków. Zabawili się w Boga lepiąc z wyobraźni człowieka idealnego. Tylko, co z nim teraz począć?
wwwBo to był jazz. Nu – jazz. Wibrafonista wybija pałeczkami szaloną improwizację. Noc na Kubie. Muzyka Latino, alkohol, cygara, ciemna karnacja i wszechogarniające poczucie szczęścia. Nieważna dyktatura, nieważny Fidel, pieprzyć to, że Marquez się z nim przyjaźni, pieprzyć powody owej przyjaźni. Alkohol, taniec, muzyka! Każdy może wziąć udział. Umiesz grać, bracie? To siadaj za garami, ja sobie odpocznę, napiję piwka. Dos gardenias para ti, krzyczy pomarszczony staruszek w biały kaszkiecie i wygrywa pierwsze takty na pianinie. Tłum wiruje z wolna w takt przepięknej ballady. Dos gardenias…
wwwIch kobiety nie istnieją w tym samy wymiarze, co oni sami. Jednak ta śmiesznie łatwa do zrozumienia prawda nigdy do nich nie dotrze. Ci faceci, którzy nie znoszą porterów, nie potrafią słuchać muzyki i opowiadanych przez nią historii, ci faceci nigdy nie zdobędą kobiet, o jakich marzą dlatego, że nie potrafią widzieć, tego co mają przed sobą. Uciekają za Białym Królikiem do nory podświadomości, pełnej niespełnionych szczenięcych fantazji. Ci faceci nigdy nie dorośli. Pogubili się w gąszczu fantazji nie do przyjęcia. Zastąpili życie wyobrażeniami o życiu.
wwwA czas to przecież zamknięty krąg.
Jazz (obyczaj / miniatura)
1
Ostatnio zmieniony pn 12 mar 2012, 21:11 przez Michał Medwid, łącznie zmieniany 2 razy.