wolność od boru

1
Mam nadzieję, że nie nadużywam tego forum, wysyłając kolejny tekst. Parę rzeczy może być niejasnych, ale to bez większego znaczenia.

WWWNie minęła godzina jak obudziła go mżawka; krople tak drobne, że tylko cienka granica oddzielała je od bycia mgłą i pozostania w powietrzu na dłużej. Być może dzięki swojej drobności potrafiły przedrzeć się nie tylko przez ubranie Staszka, ale i przez warstwy skóry, mrożąc jego mięśnie i ścięgna. Ból w barku stawał się nie do zniesienia. Chłopak obudził się niezupełnie przytomny, jakby przytępiony. Musiał śnić o czymś niedobrym. Wstał i przeszedł się trochę. Próbował rozruszać rękę, ale nie przyniosło to ulgi. Włożył kurtkę i położył się, ale zrozumiał szybko, że nie da rady spędzić w ten sposób nocy. Wpadł na pomysł, by zerwać z drzew gałęzie i położyć się pod nimi. Wymagało to chwili pracy, jednak udało mu się stworzyć obiecującą kupkę uliścionych gałęzi, pod którymi się nawet porządnie wyciągnął. Bark przykrył dokładnie kurtką. Umierał z głodu i pragnienia, w ustach czuł ohydny smak swoich wymiocin. Trudno mu było zmusić się do leżenia bez ruchu od środka roznosiło go bowiem dziwne uczucie, podobne do zakochania, ale złe, jakbyś zakochał się w czarownicy. Postarał się myśleć o dziewczynach, w których się kiedyś kochał, ale wewnętrzne uczucie tylko się wzmagało i stawało się męką nie do zniesienia. Szukając w głowie odpowiedniej kobiety natrafił myślą na tę z pociągu, którą obdarował kurtką. Poczuł nagle, jak punktowy ból w głowie znów rozchodzi się na całe ciało, a tępe zdrętwienie ramienia słabnie, jak wtedy. „Nie zamknąłem okna.” – zdążył tylko pomyśleć zanim zasnął twardym snem.
WWWNie pamiętał żadnych mar, aż do chwili tuż przed przebudzeniem, kiedy z absolutnej czerni zaczęły się wylęgać obrzydliwe białe larwy. Pełzały mu tuż przed oczyma, starając się najwyraźniej dostać się pod powieki. Najgorsze było to, że poczuł wtedy okropny głód i apetyt mógł skierować tylko na nie. Obudził się z krzykiem na ustach i panicznie zrzucił z siebie gałęzie, dotknął swojej kurtki podszytej futrem i zerwał ją, rzucając o ziemię. Zaczął ją deptać z wrzaskiem, ale uspokoił się po chwili. Nic już po nim nie chodziło. Przewrócił nogą kurtkę na drugą stronę, a potem nieufnie podniósł stopą do góry. Chwycił, wsadził rękę i odskoczył. Na ziemię spadł duży pająk i pomknął gdzieś w mrok nocy. Kurtka spadła na ziemię i tam już pozostała, natomiast Stanisław odszedł zgarbiony dziwnie popiskując.
WWWBól i zmęczenie wytwarzało w paradoksalnej reakcji energię, której nie dało się w żaden sposób wyładować. Początkowo Stanisław starał się to robić w racjonalny sposób, ale bieganie i pompki tylko go wykańczały. Wskoczył na drzewo i trzymając się tylko rękami przeszedł do końca gałęzi, drąc się jak dzikie zwierze. Zeskoczył ze śmiechem na ziemię i pobiegł dalej. Po chwili poczuł zapach jeziora. Zatrzymał się na chwilę i dalej szedł już spokojnie, wewnętrznie drżąc z radości. Gdy doszedł do skarpy nie wytrzymał i zaczął zbiegać. Nagle zahaczył butem o wystający korzeń i upadł na ręce, mocno je sobie zadrapując. Błyskawicznie się podniósł i pobiegł dalej dwa kroki, ale coś jakby szarpnęło go w kostce. Zaklął siarczyście i dowlókł się powoli do jeziora, by w końcu zaspokoić straszliwe pragnienie, które już prawie wysuszyło mu krew w żyłach. Dopiero gdy opił się wodą spojrzał na czarną powierzchnie wody.
WWWNa niebie znów nie było widać gwiazd, jedynie księżyc białą poświatą prześwitywał niepokojąco przez pędzące strzępy chmur. Coś przemknęło między szuwarami i umknęło w las. Stanisław się bał. Nie był to ten strach, który zmusił go do ucieczki na drzewo przed dzikiem, zwyczajny strach przed zwyczajnym niebezpieczeństwem. Był śmiertelnie przerażony. Spróbował wstać, ale nogi zapadły się pod nim i upadł. Zapiekły go ręce. Pochylił się do wody by je obmyć i ochłodzić, ale jakaś ryba błyskawicznie umknęła przed nimi. Stanisław z krzykiem odskoczył do tyłu. Nie starał się już uciec, usiadł z kolanami w górze i objął mocno nogi, cicho jęcząc. Nie mógł zapanować nad swoimi oczami, które nie chciały się zamknąć, zamiast tego skacząc na prawo i lewo, nie potrafiąc zatrzymać się dłużej na niczym konkretnym. W oddali coś plusnęło, sowa zahukała w pobliżu. Stanisław był u kresu wytrzymałości. Mamrotał coś do siebie jak „Gdzie ja jestem? Co ja tu robię?”, a potem „Tato pomóż!” A na końcu już tylko „Pomocy. Pomocy.” Zupełnie nagle nawet dla samego siebie zaczął wykrzykiwać te słowa najgłośniej jak potrafił. Na początku głos mu się załamywał, ale potem nabrał mocy i taki pozostał, mimo że z upływając czasem coraz bardziej chrypiał. Stanisław krzyczał w regularnych odstępach czasu, co około 10 sekund, wiele, wiele razy. Z czasem stracił zapał i zapadł w rodzaj drzemki, nie przestając jednak wzywać pomocy z tą samą mocą, co wcześniej.
WWWNiebo nad jeziorem zaczynało granatowieć, kiedy Stanisław usłyszał za sobą odgłos kroków. Nie zmienił pozycji o milimetr i zakrzyknął jeszcze dwa razy, gdy już wisiał bezwładnie na ramionach swojego stryja. W końcu otworzył oczy i spojrzał mężczyźnie w twarz. Była zmę-czona, nieogolona i brudna, ale szczęśliwa i naprawdę piękna. „Dziękuję.” – powiedział Stanisław pękniętym głosem – „Myślałem, że zostanę tu już na wieczność.” „Szukałem cię cały ten czas. Usłyszałem jak krzyczysz.” – odpowiedział stryj. Jego ramiona trzymały go pewnie przed szerokim torsem, a później sprawnie przerzuciły na plecy. Zasnął w jego tam tuż przed przybyciem do domu, a ostatnie, co dostrzegł to pierwsze promienie słońca, które zdołały się do nich przebić przez nieprzebrana masę złowrogich drzew i dotrzeć do świadomości Staszka, dając mu na chwilę upragniony spokój.
Ostatnio zmieniony czw 05 kwie 2012, 00:51 przez barneym, łącznie zmieniany 3 razy.

2
barneym pisze:Nie minęła godzina jak obudziła go mżawka; krople tak drobne, że tylko cienka granica oddzielała je od bycia mgłą i pozostania w powietrzu na dłużej.
Średnik zupełnie nie na miejscu. Gdzie kursywa brakuje mi czasownika. Może to moje własne upodobanie, ale krople powinny być małe.
barneym pisze:Być może dzięki swojej drobności potrafiły przedrzeć się nie tylko przez ubranie Staszka, ale i przez warstwy skóry, mrożąc jego mięśnie i ścięgna.
Kiedy czytałam o warstwach skóry przez które przedziera się woda, od razu skojarzyłam to z jakimiś skórami, którymi się nakrył. Ogólnie to chłód przenika do kości etc. Ja wiem, że to pewnie taki obrazowy skrót myślowy, ale wszystko co konsternuje choć na chwilę czytelnika, powinno się przemyśleć i inaczej skonstruować.
barneym pisze:starając się najwyraźniej dostać się pod powieki.
wkradło się.
barneym pisze:Obudził się z krzykiem na ustach
Bez tych ust brzmiało by lepiej.
barneym pisze:zrzucił z siebie gałęzie, dotknął swojej kurtki podszytej futrem i zerwał ją, rzucając o ziemię
w miejsce przecinka wstawiłabym kropkę i zaczęła nowe zdanie.
barneym pisze:Wskoczył na drzewo i trzymając się tylko rękami przeszedł do końca gałęzi, drąc się jak dzikie zwierze.
Ta aktywność zdecydowanie nie pasuje mi do nieznośnego bólu barku.
barneym pisze:Zeskoczył ze śmiechem na ziemię i pobiegł dalej.
Rozumiem, że może być jakaś wytwarzana w organizmie energia by przetrwać etc. Ostatnie rzuty adrenaliny czy coś w tym stylu. Kiedy jednak rysujesz obraz wygłodzonego, zmęczonego, chyba rannego chłopaka, a za chwile on biega, dynda na gałęziach i ogólnie rozpiera go energia, to trochę dla mnie za dużo. Mówiłeś, że część rzeczy może być niezrozumiała, ale jeżeli nie jest to związane z jakimiś dziwnymi czarami, to jest to dla mnie zupełnie nielogiczne.
barneym pisze:Po chwili poczuł zapach jeziora
Opisałabym to inaczej. Może, że poczuł charakterystyczny zapach które wytwarzały duże jeziora. Sam zapach jeziora jest dla mnie zbyt jałowy i nierealny.
barneym pisze:Dopiero gdy opił się wodą spojrzał na czarną powierzchnie wody.
barneym pisze:Zupełnie nagle nawet dla samego siebie zaczął wykrzykiwać te słowa najgłośniej jak potrafił.
W tym zdaniu brakuje przecinków.
barneym pisze:Z czasem stracił zapał i zapadł w rodzaj drzemki, nie przestając jednak wzywać pomocy z tą samą mocą, co wcześniej.
Drzemanie i krzyczenie na cały głos jakoś nie idzie ze sobą w parze. Raczej wpadł w pewien trans.
barneym pisze:Niebo nad jeziorem zaczynało granatowieć, kiedy Stanisław usłyszał za sobą odgłos kroków
\Gdy niebo zaczyna granatowieć kojarzy mi się to z zapadaniem nocy. Wiem, że miało to oznaczać zbliżający się po mału świt, ale dla mnie lepszym określeniem byłoby szarzeć.
barneym pisze:na ramionach swojego stryja
w ramionach.
barneym pisze:pękniętym głosem
ten przymiotnik jest nieadekwatny do opisu głosu dla mnie.
barneym pisze:Zasnął w jego tam tuż przed przybyciem do domu, a ostatnie, co dostrzegł to pierwsze promienie słońca, które zdołały się do nich przebić przez nieprzebrana masę złowrogich drzew i dotrzeć do świadomości Staszka, dając mu na chwilę upragniony spokój.

Początku zdania nie rozumiem ni w ząb.

Odnośnie tekstu, powiem jedynie, że logicznie nie trzymał się dla mnie zupełnie. Staszek miał tyle energii, ale nie poświęcił jej na znalezienie drewna, bądź ulepszenie swojego legowiska, tylko skrajnie wyczerpany zaczął biegać etc.
Nie będę się wypowiadać co do fabuły bo jej w tym fragmencie nie ma.
Co do warsztatu, to piszesz całkiem płynnie. Jest kilka potknięć. Kilka zdań, które można by napisać ładniej, zgrabniej, jako całość jednak tekst warsztatowo się dla mnie broni. Czyta się lekko bez większych zgrzytów.
Pozdrawiam

3
barneym pisze:Nie minęła godzina jak obudziła go mżawka
Godzina to oznaczenie czasu, więc raczej wymagałaby użycia "kiedy, gdy" nie "jak". Słowa podkreślone to orzeczenia, więc dwa zdania składowe. Między nimi przecinek. "Minęła godzina, kiedy obudziła go mżawka."
barneym pisze:krople tak drobne, że tylko cienka granica oddzielała je od bycia mgłą i pozostania w powietrzu na dłużej. Być może dzięki swojej drobności potrafiły przedrzeć się nie tylko przez ubranie Staszka, ale i przez warstwy skóry, mrożąc jego mięśnie i ścięgna.
Słowo "drobność" nie istnieje. Powiedziałeś już wcześniej, że kropelki były bardzo drobne, niepotrzebnie powtarzasz raz jeszcze, wciskając "drobność". "Być może dzięki temu..."

Woda przedostawała się przez skórę do jego mięśni i ścięgien? Chyba chodziło ci o chłód wody. Myślę też, że woda chłodzi, ziębi, a śnieg mrozi.
barneym pisze:Chłopak obudził się niezupełnie przytomny, jakby przytępiony.
...jakby otępiały.
Przytępiony to może być nóż, nie gość po przebudzeniu.
barneym pisze:Musiał śnić o czymś niedobrym.
Z jakiego powodu tak uważasz? Bo obudził się otępiały? Ja mam tak co rano, nawet jeśli nie śnię koszmarów.
barneym pisze:Wstał i przeszedł się trochę. Próbował rozruszać rękę, ale nie przyniosło to ulgi.
Gdybyś między te zdania wcisnął jeszcze jedno, np.: "Ramię pulsowało dotkliwym bólem.", to dla mnie ta opowieść miałaby ciągłość. A tak to muszę się czegoś domyślać, dlaczego ruszał ręką.
barneym pisze:Włożył kurtkę i położył się, ale zrozumiał szybko, że nie da rady spędzić w ten sposób nocy. Wpadł na pomysł, by zerwać z drzew gałęzie i położyć się pod nimi. Wymagało to chwili pracy, jednak udało mu się stworzyć obiecującą kupkę uliścionych gałęzi, pod którymi się nawet porządnie wyciągnął. Bark przykrył dokładnie kurtką.

Zaznaczyłam powtórzenia.
Zastanawia mnie jedno - był słaby, bolało go ramię, a wszedł na drzewo, by narwać gałęzi?
barneym pisze:Trudno mu było zmusić się do leżenia bez ruchu KROPKA od środka roznosiło go bowiem dziwne uczucie, podobne do zakochania, ale złe, jakbyś zakochał się w czarownicy.
roznosiło go
jakbyś zakochał się
Pomyliłeś osobę. W pierwszym przypadku to "ON" w drugim "TY". Nie wiem, czy umiem ci to wyjaśnić. Napiszę jak powinno według mnie być: ...roznosiło go dziwne uczucie,..., jakby zakochał się w czarownicy."

Złe zakochanie się w czarownicy? Nie przemawia do mnie to porównanie.
barneym pisze:Postarał się myśleć o dziewczynach, w których się kiedyś kochał, ale wewnętrzne uczucie tylko się wzmagało i stawało się męką nie do zniesienia. Szukając w głowie odpowiedniej kobiety natrafił myślą na tę z pociągu, którą obdarował kurtką.


Właściwie to nie powinnam się czepiać, bo każdy sposób jest dobry na przetrwanie życiowych niepowodzeń. Jednak leży obolały, chory (rzygał), zamarza i myśli o kobietach? Twardziel.
barneym pisze:„Nie zamknąłem okna.” – zdążył tylko pomyśleć PRZECINEK zanim zasnął twardym snem.
barneym pisze:kiedy z absolutnej czerni zaczęły się wylęgać obrzydliwe białe larwy. Pełzały mu tuż przed oczyma, starając się najwyraźniej dostać się pod powieki.
A może zamiast "wylęgiwać" ( Istnieje taka forma?) użyj "wypełzać". Obrzydliwe tak samo, a lepiej brzmi. I na pewno jest prawidłowe.
barneym pisze:Najgorsze było to, że poczuł wtedy okropny głód i apetyt mógł skierować tylko na nie.
"apetyt skierować na nie"? Nie, zdecydowanie nie.
...poczuł okropny głód, który mógł zaspokoić tylko nimi.
barneym pisze:Obudził się z krzykiem na ustach i panicznie zrzucił z siebie gałęzie, dotknął swojej kurtki podszytej futrem i zerwał ją, rzucając o ziemię.
Obudził się z krzykiem. W panice zrzucił z siebie gałęzie. Zerwał kurtkę i rzucił ją na ziemię.
Dlaczego tak?
Raz - krzyczy się ustami. Inaczej się nie da, więc krzyk na ustach to jakby nadużycie.
Dwa - paniczny jest strach, ale można robić coś w panice albo z paniką w oczach.
Trzy - Opis chwil pełnych napięcia, szybko wykonywanych ruchów zdecydowanie lepiej wychodzi, kiedy zdania są krótkie. Długie rozwlekają szybkość zrywania kurtki.
Cztery - Informacja o tym, że kurtka jest na misiu :), lepiej by pasowała wtedy, kiedy stara się nią ochronić bolące ramię.

Tyle ode mnie. Może ktoś pociągnie dalej.

Nie podoba mi się ta historia. Bohater zachowuje się nieracjonalnie. Nie ma na nic siły, boli go ramię, a wspina się na drzewa, biega po nich niczym małpa, żeby po chwili bez sił łkać.

Pozdrawiam.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

4
barneym pisze:Parę rzeczy może być niejasnych, ale to bez większego znaczenia.
Niestety, tych "parę rzeczy niejasnych" ma znaczenie.
Rozumiem, że we fragmencie długiego tekstu może brakować rozmaitych informacji o bohaterze, jego życiu, wydarzeniach, które rozgrywały się wcześniej, itp. Ale jednak sytuacja przedstawiona w tymże fragmencie powinna być w miarę klarowna. U Ciebie, niestety, tak się nie dzieje. Bohater jest w lesie, usiłuje tam przenocować - ale nie wiadomo, dlaczego. Jest turystą, który zgubił drogę? Przestępcą poszukiwanym przez policję? Nastolatkiem, który uciekł z domu? Od początku był w tym lesie sam, czy może odłączył się od grupy? Chory jest, czy tylko pijany?
Do tego wykonuje rozmaite nieskładne czynności, ale zupełnie nie myśli o tym, jak sobie poradzić. Jak się stamtąd wydostac, jak odnaleźć drogę powrotną, albo, wprost przeciwnie, trafić na taką, która poprowadzi go gdzieś dalej. W stanie stresu różne myśli mogą przychodzić do głowy, a i wspomnienia też, lecz jednak - przy tym stopniu żywotności i energii, która pozwala na włażenie na drzewa - Twój Stanisław powinien zachować zdolność oceny sytuacji. I układać jakiś plan, choćby minimum typu: poczekam, aż się rozwidni, a wtedy pewnie znajdę jakąś ścieżkę. Samotna noc w lesie, do tego w czasie mżawki, może stresować, lecz przecież nie do tego stopnia, żeby w ogóle wyłączyć myślenie. Jego paniczny strach wydaje się całkowicie irracjonalny. No dobrze, może taki z niego nadwrażliwiec, problem w tym, że czytelnik nic o nim nie wie. Nawet tego, w jakim jest wieku. Nieokreślony facet w nieokreślonej sytuacji, wiadomo tylko, że kiedyś kochał się w jakichś dziewczynach, a kobiecie w pociągu dał swoją kurtkę. A na końcu okazuje się, że to chyba dzieciak, a w najlepszym razie młodszy nastolatek, skoro stryj może wziąć go na ręce i zarzucić sobie na plecy...

Do tego parę nieprawdopodobieństw na poziomie szczegółów:
barneym pisze: „Nie zamknąłem okna.” – zdążył tylko pomyśleć zanim zasnął twardym snem.
Pal diabli okno, ale w tym lesie, w zimnie i mżawce naprawdę nie da się zasnąć twardym snem. Można co najwyżej popaść w chwilowe odrętwienie.
barneym pisze:Z czasem stracił zapał i zapadł w rodzaj drzemki, nie przestając jednak wzywać pomocy z tą samą mocą, co wcześniej.
Naprawdę sądzisz, że w drzemce można się wydzierać na całe gardło?
barneym pisze:Zasnął w jego tam tuż przed przybyciem do domu, a ostatnie, co dostrzegł to pierwsze promienie słońca, które zdołały się do nich przebić przez nieprzebrana masę złowrogich drzew i dotrzeć do świadomości Staszka, dając mu na chwilę upragniony spokój.
Początku zupełnie nie rozumiem.

Niestety, nie podobało mi się. Może jeszcze, gdybym wiedziała, że on tak po alkoholu sobie poczyna, wszystkie te nocne działania stałyby się ciut bardziej spójne. Ale w zaprezentowanym ujęciu jest to sytuacja nieprzekonująca.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”