Otwarty umysł [psychologiczna (suspens?)]

1
Ktoś mógłby powiedzieć, że widok kompleksu budynków, wzniesionych na tej zielonej wyspie, niczym nie różni się od podobnych konstrukcji. Jednak każdy przechodzień, po zaledwie jednym spojrzeniu był zmuszony stwierdzić, że ten obraz wywoływał tajemnicze uczucie, które przez mgnienie oka napiętnowało sumienie. Przeszywał na wskroś wrażliwość i stawał się tak nagle jak nudności wywołane spleśniałą żywnością. Chociaż żadna z tych osób nie była w stanie stwierdzić powodu owego zjawiska, rzeczywiście ono istniało. Faktem jest też, że nie często ktokolwiek tamtędy przechodził, albowiem miejsce to było umyślnie, jakby odcięte od reszty wyspy i tylko najbardziej wytrwali i sprytni turyści docierali tam znużeni i energicznie wyładowani, choć nie oznaczało to dla nich żadnych doznań estetycznych. Cały zespół tych zabudowań otoczono niskim płotem, zbudowanym ze spróchniałych gdzieniegdzie i lekko nadłamanych belek drewna. Wejście na jego teren stanowiła zaś mała bramka, z drzwiczkami zamykanymi metalową zasuwą. Do najbliższego hangaru z furtki, prowadziła wydeptana wśród kęp traw ścieżka, na której znać było ślady podeszew rozmaitych wzorów. Sprawne oko przechodzącego tą ścieżką spostrzegłoby zabarwione krwią niewielkie kamyki (zostały one przywiezione z jednego z magazynów, do którego wchodzili wyłącznie pracownicy ze stanowiska pracy B w celu naprawy drobnych awarii, przytrafiających się ezoterycznie, regularnie co dwa tygodnie). Jego wnętrze oświetlały promienie słońca wpadające przez potężne, wypolerowane, szklane okna. W jednym z nich stał młody, rumiany chłopiec o jasnych, kędzierzawych włosach. Niebieskie oczy iskrzyły mu się w podnieceniu, a dłonie przylegały do chłodnej szyby, jak gdyby chciał stamtąd uciec. Spoglądał co chwilę w inne miejsce, szukał czegoś albo raczej chciał jak najwięcej uchwycić zmysłem wzroku. Łapczywie obserwował to chmury, to obijające brzeg fale oceanu. Czuł jakby tam był i stąpał, zanurzony po kostki, w kojącym nurcie ożywczej wody. Widział siebie, biegnącego na zroszonej trawie ku zachodzącemu słońcu, łapiąc zaciekle każdy powiew wiatru, uzupełniający jego trzewia w życiodajny tlen. Rozmarzył się na moment i przymknął oczy. Umysł przyniósł mu wspomnienie o matce. Łzy napłynęły Frankowi do spojówek. Kochał ją jak samego siebie, a nawet bardziej. Wiedział, że był w stanie zrobić dla mamy wszystko, ale nie wystarczyłoby to do ocalenia jej życia. Zbyt dużo ludzi wpraszało się w środowisko, do którego tak dzielnie bronił dostępu, ale miał wtedy zaledwie 8 lat, więc sumarycznie był bezsilny. Teraz próbował usunąć to wspomnienie z umysłu, ale jego wysiłki szły na marne. Myśli wciąż powracały, jeszcze bardziej natężone. Zostało mu tylko 9 minut. Wrócił do rzeczywistości i spojrzał na odgradzającą go od świata zaporę. Nienawidził jej. Cholernie czuł się z myślą, że ta sztuczna przegroda jest dla niego bogiem. Od niej zależało jego życie. Przez nią mógł tylko marzyć o realnym świecie. Mógł przenieść go do swej wyobraźni. Tylko tyle. Powoli zapominał o rzeczywistości innej wolności, w poczuciu której miała wychowywać go matka. Kropla słonej łzy spadła na wargę, którą instynktownie oblizał i poczuł słony smak nieszczęścia. Upadł na dno psychicznej motywacji. Widział siebie konającego w bezludnej okolicy, w skwarze nienaturalnych paneli ultrafioletowych parzących jego ciało. Widział jak nieznana dłoń szarpie jego kark i z nadludzką mocą topi go w odmętach bezkresnego dna oceanu. Czas upływał i wiedział, że postoi tam jeszcze 4 minuty. Usiadł na podłodze krzyżując nogi. Oparł głowę o dłonie, które podpierał na kolanach. Westchnął z goryczą. Przez cały ten czas, Frank zbladł nieco, a jego oczy zapadły się.
Za swoimi plecami poczuł jakby ruch przechodzącej postaci. Rozejrzał się wkoło. Na karuzeli kręciły się i wrzeszczały beztrosko małe brzdące. Dwoje z nich, chłopczyk i dziewczynka, skończyło zabawę i podeszło do nieznajomego. Chwyciły go za dłonie i próbowały ciągnąć w przeciwne strony.
-Idźcie stąd!- powiedział na cały głos.-Wynoście się, gówniarze!-
Zaczął kręcić głową machinalnie na boki. Splunął na szybę i rozmazał amylazę zgrabnym ruchem ręki. Walnął w nią drugą dłonią, zwiniętą w pięść. Uspokoił się i cicho zaszlochał. Rozejrzał się ponownie i już nikogo nie zobaczył. Minuta. Położył się na plecach i z goryczą pomyślał o wszystkich ludziach. Jednym wyobrażeniem objął całą, ziemską populację. Zobaczył różnice i konflikty, strach i zwątpienie, niewiedzę i obojętność, radość i euforię, żal i paniczny strach. Poruszył się i zszedł głębiej w otchłań ignorancji. Ujrzał złoty, promienisty korzeń, który pomimo swego niewysłowionego piękna był kruchy jak potłuczone jajko. Dotknął go i zobaczył w momencie odbicie straszliwej twarzy, pokiereszowanej i okrutnej. Zrozumiał. Wszystkie te pojęcia zamieniły się nagle w definicję jego boga i poczuł w sercu gorejące uczucie miłości do innych ludzi. Wstał prędko z podłogi i spojrzał na powieszony na ścianie, tykający zegar. Czas dobiegł końca. Drzwi otworzyły się i weszło przez nie dwóch mężczyzn ubranych w znoszone, pobrudzone kombinezony. Od jednego z nich unosił się wstrętny zapach stęchlizny. Wzięli Franka pod ramiona i wyprowadzili go z głównej hali hangaru do pomieszczenia znajdującego się gdzieś w jego głębi. Z drzwi położonych nieopodal weszli pracownicy i rozstawili się na swoich miejscach pracy.

Szum wiatru miotającego się tu i tam, bez celu, nikomu nie przeszkadzał. Po chwili wysiłku przyzwyczaili się. Choć pewnie, gdyby tak nie było, ich umysły nie zdołałyby się nad tym zastanowić. Zbyt ciężko pracowali tego dnia. Musieli oświetlić całe pomieszczenie. Ta konstrukcja jest tak ogromna, że nie jest to łatwe zadanie. O 16 wszyscy ustawili się na swoich miejscach pracy. Każdy ubrany w odpowiedni kombinezon, pozapinany na wszystkie guziki, aby nie zwrócić na siebie niepotrzebnie uwagi przełożonego. Rękawice ochronne po same łokcie, wykonane z jakiegoś sztucznego materiału, naciągali z obawą przed alergiczną wysypką. Nieraz, szczególnie osoby z długoletnim stażem, nagle zaczynały drapać wściekle swoje przedramiona, aby po kilkunastu sekundach, już w na ziemi rzucać się w konwulsjach, tocząc pianę z ust i krzycząc niewypowiedziane nigdy wcześniej przekleństwa. Strach żył w nich, lecz musieli je zakładać. Na nogach nosili wypastowane, czarne jak kruk i lśniące buty z grubą, metalową podeszwą. Wszyscy robotnicy, wyglądający jak kopie, wpatrywali się z uwagą na wiszący zegar, którego wskazówki tykały równomiernie z zegarem w położonym nieopodal hangaru magazynie.
Ostatnio zmieniony śr 23 maja 2012, 21:30 przez terteus, łącznie zmieniany 3 razy.

Re: Otwarty umysł [psychologiczna (suspens?)]

2
terteus pisze:Ktoś mógłby powiedzieć, że widok kompleksu budynków, wzniesionych na tej zielonej wyspie, niczym nie różni się od podobnych konstrukcji. Jednak każdy przechodzień, po zaledwie jednym spojrzeniu był zmuszony stwierdzić, że ten obraz wywoływał tajemnicze uczucie,
jak się da bez zbednych wyrazów, nie ma sensu ich pchac w text.

Przeszywał na wskroś wrażliwość i stawał się tak nagle jak nudności wywołane spleśniałą żywnością.
jakoś to dziwnie brzmi.
Chociaż żadna z tych osób nie była w stanie stwierdzić (2) powodu owego zjawiska, rzeczywiście ono istniało.

jakieś to zdanie za okrągłe jest. znaczy - niby ok, ale przypomina wypracowania licealne.
albowiem miejsce to było umyślnie, jakby odcięte od reszty
"to" out, i co to znaczy "jakby odcięte"? było odcięte czy nie było?
Cały zespół tych zabudowań
znowu "tych".
Wejście na jego teren stanowiła zaś mała bramka,
oba słowa zbędne. "zaś" jest takie... barokowe :-D

Do najbliższego hangaru z furtki
hangar z furtki? interesujące.
prowadziła wydeptana wśród kęp traw ścieżka, na której znać było ślady podeszew rozmaitych wzorów.
rozmaitość wzorów ma jakieś późniejsze reperkusje fabularne?
Sprawne oko przechodzącego tą ścieżką zbędne spostrzegłoby zabarwione krwią niewielkie kamyki (zostały one przywiezione z jednego z magazynów, do którego wchodzili wyłącznie pracownicy ze stanowiska pracy B w celu naprawy drobnych awarii, przytrafiających się ezoterycznie, regularnie co dwa tygodnie).
interesująca konstrukcja.
Jego wnętrze oświetlały promienie słońca
<- to się odnosi do magazynu w nawiasie? deko od czapki nawiazanie. achhhh, już załapałam, chodzi o hangar z furtki :-D
silly goose ;-)
Niebieskie oczy iskrzyły mu się w podnieceniu, a dłonie przylegały do chłodnej szyby, jak gdyby chciał stamtąd uciec.
z okna chciał uciec? z szyby? urwał, coś nie nadązam za tym kawałkiem :-/
Spoglądał co chwilę w inne miejsce, szukał czegoś albo raczej chciał jak najwięcej uchwycić zmysłem wzroku
<- tautologia, wzrok jest jednym ze zmysłów.
Łapczywie obserwował to chmury
czym sa "to chmury"?
Widział siebie, biegnącego na zroszonej trawie ku zachodzącemu słońcu, łapiąc zaciekle każdy powiew wiatru, uzupełniający jego trzewia w życiodajny tlen.
po trawie.
"uzupełniający jego trzewia w życiodajny tlen" - zaraza, poeta z ciebie.
ale brzmi paskudnie.
Łzy napłynęły Frankowi do spojówek.
do gdzie??
Za swoimi plecami poczuł jakby ruch przechodzącej postaci.
co to jest "jakby ruch" i jak mozna go poczuć?

dobra, sorry, ale tak jest przez cały text, a mi sie nie bardzo chce poprawiać co drugie zdanie.

brak konsekwencji w łączeniu zdań, masz tendencję do zbędnego komplikowania sobie i czytelnikowi życia zbyt rozbudowanymi opisami, przez które gubisz sens wypowiedzi.
warto spokojnie przeczytac, wywalić zbedne wyrazy, jeśli nie zaburzy to zdania, pozbądź się wszelkiego rodzaju "tych, tej, tamtej, jakiś" - etc. zbędne są.

zastanów się, co chcesz powiedzieć i czy wtracenia maja sens.
jak przedstawiasz bohatera, zrób to tak, zeby dało się połączyć osobę z imieniem, nie zakładaj, ze opis jest warunkiem wystarczajacym do identyfikacji - jak chcesz, zeby franek miał na imię franek, napisz - franek stał tu i tam, był taki i taki, etc.

nie podoba mi się medyczne podejście do budowy człowieka - oddychanie jako uzupełnianie zapasów tlenu i łzy w spojówkach mnie rozwaliły.

imo, to się nadaje do poteznej korekty.

btw - tekst da się podzielic na akapity przed wklejeniem na forum, czytanie takiej "dechy" jest meczące.

urwał zesz, co to jest:
Zbyt dużo ludzi wpraszało się w środowisko, do którego tak dzielnie bronił dostępu, ale miał wtedy zaledwie 8 lat, więc sumarycznie był bezsilny.
o jaaaaaaaaaaaaaaaaaa :shock:

dobra, nic już nie powiem, bo mnie zamurowało.
sumarycznie.
ilością dziwów.
i wianków.
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

5
terteus pisze: Jednak (1) każdy przechodzień, po zaledwie jednym spojrzeniu (2) był zmuszony stwierdzić, że ten obraz wywoływał (3) tajemnicze uczucie, które (4) przez mgnienie oka (5) napiętnowało sumienie.
Wow, to zdanie powala.
1. Na pewno każdy? Bez wyjątku?
2. Zmuszony przez...? Co w tym widoku było takiego?
3. To znaczy jakie uczucie? Bo na razie ni sensu ni treści w tym zdaniu.
Był sobie jakiś widok, co wywoływał uczucia, tylko nie wiadomo jakie. Erm. Chyba nie o to Ci chodziło?
4. Jeżeli już to w mgnieniu oka lub na mgnienie oka.
5. Co robiło??? Co tu robi sumienie? Jakiś umoralniający ten widok był?
terteus pisze:Przeszywał na wskroś wrażliwość i stawał się tak nagle jak nudności wywołane spleśniałą żywnością.
O, kurcze. To mi się wydaje losowym zlepkiem wyrażeń. Nie wiadomo też co jest podmiotem w tym zdaniu. Co to znaczy "Przeszywał na wskroś wrażliwość" ?? I kto czym się stawał?
terteus pisze:Chociaż żadna z tych osób nie była w stanie stwierdzić powodu owego zjawiska, rzeczywiście ono istniało.
No, żeby coś istniało, to niekoniecznie musimy umieć to wyjaśnić. Ale w sumie pomimo brnięcia przez tekst od kilku zdań, nadal nie wiem właściwie na czym polegało to zjawisko. Znaczy co, widok wywoływał nudności u przechodniów i potem mieli wyrzuty sumienia?
terteus pisze: Faktem jest też, że (1) nie często ktokolwiek tamtędy przechodził, (2) albowiem miejsce to było umyślnie, jakby odcięte od reszty wyspy i tylko najbardziej wytrwali i (3) sprytni turyści docierali tam znużeni i (4) energicznie wyładowani, (5) choć nie oznaczało to dla nich żadnych doznań estetycznych.
1. Rzadko.
2. To albowiem całkiem tu nie pasuje.
3. A ich spryt polegał na tym, że...?
4. Co to znaczy energicznie wyładowany? Chyba energetycznie, ale nadal brzmi koszmarnie.
5. To wyładowanie? A tak poza tym, to po co tam szli?
terteus pisze:Cały zespół (1) tych zabudowań (2) otoczono niskim płotem, zbudowanym (3)ze spróchniałych gdzieniegdzie i lekko nadłamanych belek drewna.
1. Pogr. wywalić.
2. był otoczony
3. z miejscami spróchniałych i nadłamanych belek
terteus pisze:Do najbliższego hangaru (1)z furtki, prowadziła wydeptana wśród (2)kęp traw ścieżka, na której (3)znać było ślady (4)podeszew rozmaitych wzorów.
1. wywalić
2. kęp trawy
3. widać
4. O rany. Może rozmaitych rozmiarów albo kształtów. Ale czy to jest w ogóle istotne?
terteus pisze:Widział siebie, biegnącego (1) na zroszonej trawie ku zachodzącemu słońcu, (2) łapiąc zaciekle każdy powiew wiatru, (3) uzupełniający jego trzewia w życiodajny tlen.
1. po
2. łapiącego
3. A zwykłe powietrze tego nie czyni?
terteus pisze:Umysł przyniósł mu wspomnienie o matce.
Ponieważ jest rozdzielnym bytem od chłopca...
terteus pisze:Łzy napłynęły Frankowi do spojówek
Chyba do oczu.
Kropla słonej łzy spadła na wargę, którą instynktownie oblizał i poczuł słony smak nieszczęścia.
Powtórzenia.
terteus pisze:Upadł na dno psychicznej motywacji.
Gdzie??
terteus pisze:Zobaczył różnice i konflikty, strach i zwątpienie, niewiedzę i obojętność, radość i euforię, żal i paniczny strach.
Nie jestem pewna czy te rzeczy da się zobaczyć.
terteus pisze:Choć pewnie, gdyby tak nie było, ich umysły nie zdołałyby się nad tym zastanowić.
Ponieważ oczywiście są ludzie i są ich umysły. Czasem ze sobą rozmawiają, nocą, przy zgaszonym świetle.

Wybacz, ale nie mogłam się powstrzymać. Cały tekst jest dla mnie zlepkiem zdań nie tworzących spójnej całości. Używasz słów, których znaczenie nie zawsze znasz, lub w dziwnych konstrukcjach. W sumie nie jestem w stanie określić o czym jest ten tekst. Sens zaginął gdzieś wśród błędów stylistycznych, gramatycznych i niezwykłych konstruktów językowych. Wychodzi z tego niestety bełkot.

6
terteus pisze:Przeszywał na wskroś wrażliwość i stawał się tak nagle jak nudności wywołane spleśniałą żywnością.
"By żądz moc móc zmóc". Dałeś czadu z nagromadzeniem szeleszcząco syczących... Spróbuj przeczytać swoje zdanie głośno. zaplułeś się? na pewno. :)
Unikaj takich zbitek.
terteus pisze:turyści docierali tam znużeni i energicznie wyładowani,
energiczny - pełen energii, siły witalnej;
Nie o to ci chodziło, prawda?
terteus pisze:turyści docierali tam znużeni i energicznie wyładowani, choć nie oznaczało to dla nich żadnych doznań estetycznych.
Dotarcie czy wyładowanie "nie oznaczało doznań estetycznych". Fatalna składnia - podmioty się pomieszały.
terteus pisze:Cały zespół tych zabudowań otoczono niskim płotem, zbudowanym ze spróchniałych gdzieniegdzie i lekko nadłamanych belek drewna. Wejście na jego teren stanowiła zaś mała bramka, z drzwiczkami zamykanymi metalową zasuwą.
Wyrazy zaznaczone można pominąć bez żadnej straty dla jasności tekstu.
terteus pisze:Do najbliższego hangaru z furtki, prowadziła wydeptana wśród kęp traw ścieżka, na której znać było ślady podeszew rozmaitych wzorów.
Od furtki do najbliższego hangaru prowadziła ścieżka wydeptana wśród kęp trawy...
podeszwy rozmaitych wzorów - chodziło o bieżnik czy kształt?
terteus pisze:przytrafiających się ezoterycznie, regularnie co dwa tygodnie)
ezoteryczny - tajemny, tajny; dostępny tylko dla wtajemniczonych, wybranych;
terteus pisze:Łapczywie obserwował to chmury, to obijające brzeg fale oceanu.
Podkreślone słowo nie jest najtrafniejsze.
terteus pisze:Czuł jakby tam był i stąpał, zanurzony po kostki, w kojącym nurcie ożywczej wody.
nurt odnosi się raczej do płynącej wody, strumienia, rzeki, a przecież piszesz o oceanie.
terteus pisze:Widział siebie, biegnącego na zroszonej trawie ku zachodzącemu słońcu, łapiąc zaciekle każdy powiew wiatru, uzupełniający jego trzewia w życiodajny tlen.
Bohater się rozmarzył, a autor rozimiesłowowił. Za wiele tych imiesłowów.
Widział siebie, biegnącego..., łapiącego...
zaciekły - zawzięty, zacięty, zajadły, zażarty, zapamiętany, nieustępliwy. Jak łapie wiatr? Zażarcie?
Przeskakujesz od wiatru do trzewi tak nagle, że wydaje się, że chłopiec to mutant - nie ma płuc, krwiobiegu? Niezgrabnie to zabrzmiało.
terteus pisze:Umysł przyniósł mu wspomnienie o matce. Łzy napłynęły Frankowi do spojówek. Kochał ją jak samego siebie, a nawet bardziej.
Przypomniał sobie matkę i łzy napłynęły mu do oczu. Kochał ją bardzo.
terteus pisze:Zbyt dużo ludzi wpraszało się w środowisko, do którego tak dzielnie bronił dostępu, ale miał wtedy zaledwie 8 lat, więc sumarycznie był bezsilny.
sumarycznie - skrócony, zwięzły, ogólny; wyrzuć to słowo, ono nic nie wnosi.
wpraszało się w środowisko? Nie pojęłam, co chcesz powiedzieć.

Nie mam siły dalej czytać. Strasznie ciężki tekst. Używasz słów w dziwnych połączeniach, czasami wbrew ich znaczeniu. Nie znasz składni, interpunkcji. Dużo pracy przed tobą. Ale nie zniechęcaj się! Pisz, tylko częściej sprawdzaj znaczenie wyrazów.

Pozdrawiam.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”