Płatek Śniegu

1
WWWWWWWWW
WWWWWWWWW

WWWWraz z płatkami śniegu, pojawił się wiatr a z nim chłód i nawołujący świst. Na niebie lśnił sierp zimowego księżyca.
WWWPrzez wielkie, żelazne okna, przesiąkało srebrne światło, wypełniając sypialnie Isabel mdłym kolorem księżycowej nocy.
WWWKsiężniczka Isabel, najmłodsza córka króla Karola, ocknęła się ze snu. Obudził ją wiatr ślizgający się po kamiennych murach, blankach i wieżach zamku. Stwierdziwszy, że już nie zaśnie, wygramoliła się spod kołdry i podeszła do okna.
WWWPałacowy dziedziniec przykryty był śniegiem. W atramentowym świetle nocy, ulubiona fontanna Isabel połyskiwała srebrzyście, a kamienny basen spowijał lód. Ogród rozciągający się po prawej stronie, wiosną zasłany pięknymi, czerwonymi różami teraz wydawał się martwy i smutny.
WWWMinie sporo czasu, zanim kwiaty wypuszczą pierwsze pędy. Zima dopiero co otuliła królestwo w swój jedwabny szal, a już dało się odczuć jej ogrom. Teraz zamiast świergotu ptaków, który budził księżniczkę każdego ranka, słyszała kroki zbliżających się służek i to oznajmiało jej, że pora wstawać. Ojciec powiedział Isabel w sekrecie, że wszystkie okoliczne wioski, podobnie jak i drogi które łączą ze sobą różne miejsca, lasy pełne dzikich zwierząt i pola na których latem rośnie pszenica przysypał śnieg. Mówił, że to najgorsza zima od lat.
WWW- Ale nie ma się czego obawiać, moja kruszynko. W zamku jest ciepło i bezpiecznie.
WWWDaleko na horyzoncie Isabel dostrzegła sylwetkę lasu. Jej nierówną, postrzępioną linię o ostrych krawędziach, wrzynającą się w nocne niebo. A także migotliwe światełka nad wierzchołkami drzew. Szmaragdowe, purpurowe i błękitne odcienie, pojawiały się co chwilę i znikały. Zastanawiała się co to takiego. Z jakiegoś nieznanego jej powodu, bała się. To co działo się w tym lesie, było złe.
WWWJednak nie wiedziała dlaczego…

**

WWW– Rośnijcie w siłę moje małe istotki – wyszeptała Wiedźma i uniosła ręce ku niebu. Rękawy jej szaty opadły do łokci, odsłaniając sękate ramiona i długie, mizerne dłonie. Każdy z jej palców zaostrzony był szponem o woskowatym kolorze.
WWW– Otwórzcie oczy. Podnieście główki!
WWWFioletowe światło zalało leśną polanę i wzbiło się nad wierzchołki drzew. Słup płomieni wystrzelił w niebo. Trwało to kilka sekund, a potem las pogrążył się w ciemności.
WWW- Wzywam was!
WWWW odpowiedzi na słowa Wiedźmy leżące na ziemi zawiniątka zaczęły się zmieniać. Dźwięk jaki temu towarzyszył przypominał zgrzyt łamanych kości i rozrywanie materiału. Mięśnie nachodziły na kości, wnętrzności zaczęły przybierać kształtów. Żyły oplatały się wokół ciał a potem znikały pod napływającymi fałdami tłuszczu i skóry. Stawy chrupotały, serca pompowały krew.
WWWPotem oczy zaszkliły w ciemności.
WWWSkrzydła zatrzepotały.
WWWTrzy złowrogie istoty spojrzały na swoją matkę…
WWW- Słuchajcie – zaczęła staruszka. – Macie przynieść mi dziecko: śliczną, małą dziewczynkę!
WWWOkropny, tubalny chichot poniósł się nad lasem a potem ucichł.
WWWTymczasem, kilkanaście mil dalej, księżniczka Isabel wróciła do łóżka…

**

WWW- Wasza Wysokość! Wasza Wysokość! – wrzeszczał służący biegnący kamiennym korytarzem. Miał straszne, niepokojące wieści do przekazania. To co się stało, wstrząśnie królem i całym królestwem.
WWWWpadł do Głównej Sali niczym burza, nie zwracając uwagi na strażników próbujących go zatrzymać.
WWW- Muszę rozmawiać z królem. Puszczajcie mnie!
WWWMężczyźni uwiesili się na nim jak łańcuchy; opletli swoje muskularne ramiona wokół jego talii i szyi.
WWWSłużący parł dalej do przodu. Ku swojemu zdziwieniu, a także zdziwieniu strażników, dociągnął „świtę” przed królewskie oblicze.
WWW- Próbowaliśmy go zatrzymać, Jaśniepanie – powiedział wyższy ze strażników.
WWW- Ale to jakiś szaleniec – dodał drugi. – Twierdzi, że pilnie musi rozmawiać z Waszą Wysokością.
WWW- Wystarczy – rzekł król. – Puśćcie go!
WWWStrażnicy poluźnili uchwyt. Służący upadł na kolana, zbyt zmęczony i zziajany by mógł cokolwiek powiedzieć. Ta szalona przeprawa kosztowała go więcej sił niż przypuszczał. Odczekał chwilę aż powrócił mu oddech i zaczął mówić.
WWW- Jaśniepanie, Jaśniepanie. Stała się rzecz straszna! Księżniczka Isabel zniknęła. Nigdzie jej nie ma. Przeszukaliśmy cały zamek. Opiekunka mówiła, że jeszcze wczoraj w nocy kładła ją do łóżka. Pytałem wszystkich…
WWW…Księżniczka nie opuściła swojej sypialni!
WWWStary król o sprawiedliwym obliczu, hojny i dobry dla swoich poddanych, pobladł jak papier i opadł na wyściełane atłasami krzesło. Służący nie przestawał mówić, lecz on wcale go nie słuchał. Serce ściskał mu głęboki żal i wyrzuty sumienia. Jego ukochana córeczka, jego oczko w głowie… Dlaczego? Dlaczego to się dzieje?
WWWGdyby był lepszym ojcem, gdyby poświęcał Isabel więcej czasu to nic by się nie stało.
WWWNie.
WWWNic tu po takim myśleniu. Trzeba działać. I to szybko!
WWWKról wyprostował się nagle. W zamku był tylko jeden człowiek, który teraz mógł mu pomóc.
WWW- Przyprowadźcie mi tu Jana. Prędko!

**

WWW- No i? – zapytał zniecierpliwiony król. – Dostrzegasz jakieś ślady?
WWWZnajdowali się w sypialni księżniczki. Przez wielkie, żelazne okna przesiąkały promienie słońca. Łóżko z baldachimem było niezasłane, nietknięte przez nikogo. W odległym rogu pokoju stała toaletka z lustrem, a na niej kolorowe fiolki z perfumami. Buteleczki odbijały refleksy słońca.
WWW- Żadnych śladów włamania, mój panie – powiedział Jan. Miał niski, nosowy głos, zupełnie jakby męczył go katar. Nosił czarne, proste ubranie i płaszcz w tym samym kolorze.
WWW- Zamek jest nienaruszony, okna są całe. Nie ma nawet draśnięcia na szybie. To bardzo dziwna sprawa.
WWWKról poczuł się źle. Pociemniało mu przed oczami, a w uszach zaszumiało.
WWW- Mój panie, czy wszystko w porządku?
WWWKról wsparł się o ścianę i przyłożył dłoń do skroni. Pot spływał mu po twarzy.
WWW- Musisz ją odnaleźć, Janie! To moja najmłodsza córka, kocham ją nad życie. Jeśli coś jej się stanie, nie zniosę tego! Musisz mi pomóc!
WWW- Wasza wysokość… - wybełkotał Jan. – Zrobię wszystko by odnaleźć księżniczkę!

**

WWWIsabel leżała w ciemności, na jakimś twardym sienniku i drżała z zimna. Nie pamiętała gdzie się znajduję. Widziała jedynie czarne, kamienne ściany ociekające wilgocią i chmury sunące po niebie nad jej głową. Nie mogła wstać z łóżka ponieważ jej kostkę oplatał srebrny łańcuszek. Próbowała go wyrwać, lecz ten ani drgnął.
WWWPotem sobie przypomniała.
WWWAle była głupia zeszłej nocy. Nie potrzebnie otwierała okno, kiedy zastukał w nie ten elf. Przynajmniej myślała, że nim jest. Miał śliczne małe, przezroczyste skrzydełka i uśmiechał się. Isabel słyszała wcześniej legendy o elfach – podobno te mityczne stworzonka były z natury dobre. Jednak ten, który naszedł ją zeszłej nocy, nie mógł być dobry. Gdy tylko otworzyła okno, elf zniknął. Zamiast niego pojawił się zielony stwór o jaszczurzych oczach i nietoperzych skrzydłach a potem... Nim zdążyła cokolwiek zrobić, potwór chwycił ją za gardło i wywlókł z pokoju. Zawisła nad ziemią - do fosy było jakieś trzydzieści metrów, słyszała świst wiatru i czuła szybkie bicie swojego serca. Potem odlecieli nieco dalej, gdzie czekały na nią sanie, unoszące się w powietrzu, zaprzęgnięte do kolejnych dwóch stworów. Jeden przypominał gigantyczną sowę o szczurzych łapach, drugi był całkiem przezroczysty i w środku jego ciała płonął ogień.
WWWUsadowili ją w saniach a potem odlecieli. Daleko w dole rozciągały się sylwetki mijanych pól, lasów i gór. Lecieli całkiem długo – tak długo, że ziemia zaczęła przybierać ciemniejszych kolorów – niczym spalona. Lasy wydawały się dużo gęstsze, poszarpane i straszne. Wierzchołki drzew wzbijały się tak wysoko, że omal dotykały sań. Potem nagle zanurkowali między las. Isabel myślała, że się rozbiją na jakimś drzewie, lecz stwory bardzo zręcznie manewrowały, unikając ostrych gałęzi z niesamowitą wprawą. Wylecieli z mrocznej kniei na nieduża polankę, gdzie wznosiło się ponure zamczysko, całkowicie wykonane ze szkła. Liczne, zaostrzone wierze budowli przypominały gigantyczne sople. Cały zamek był nimi najeżony.
WWWNa wysokości trzydziestu stóp, ziały czarne wrota, do których wchodziło się po spiralnych, kamiennych schodach. Zabrali ją do środka. Szli przez puste komnaty zasłane kurzem i starymi meblami, aż w końcu dotarli do Głównej Sali, która trochę przypominała salę w Bremie. Podłoga tego pomieszczenia była zaklęta, przezroczysta. Pod zamkiem płynęła czerwona rzeka! Isabel widziała jak bulgocze.
WWW- To Rzeka Krwi, moje dziecko – powiedziała kobieta i wyłoniła się z mroku. Isabel wrzasnęła. Kobieta była staruszką, przygarbioną i oszpeconą. Jej twarz pokrywały głębokie zmarszczki i bruzdy po ospie. Jej oczy płonęły jak świece. Siwe, rzadkie włosy opadały do zdeformowanych, nabrzmiałych ramion, których nierówna linia sprawiała, że kobieta wyglądała bardzo niesymetrycznie – jak dzwonnik z katedry Hume Ham – bajki, którą czytała jej opiekunka.
WWW- Podoba ci się mój pałac, co? No mówże jak cię pytam! Podoba ci się pałac?
WWW- Taak… proszę pani.
WWWWiedźma uśmiechnęła się paskudnie.
WWW- To dobrze. Od dzisiaj to twój nowy dom! Liczę, że będziesz się tu dobrze czuła. Dostaniesz swoją komnatę, osobistą służbę, a Ja będę cię często odwiedzać. Cieszysz się?
WWWWiedźma wrzasnęła.
WWW- Cieszysz się? Odpowiadaj!
WWW- Tak, proszę pani.
WWW- Świetnie. Więc teraz pozwól, że cię oprowadzę…

**
Ostatnio zmieniony czw 12 kwie 2012, 15:48 przez Jack Dylan, łącznie zmieniany 3 razy.
Na bezdrożach, jeszcze się spotkamy...

2
(1)Wraz z płatkami śniegu, pojawił się wiatr a z nim chłód i (2)nawołujący świst. (3)Na niebie lśnił sierp zimowego księżyca.
WWWPrzez wielkie, (4)żelazne okna, przesiąkało srebrne światło, wypełniając (5)sypialnie Isabel mdłym (6)kolorem księżycowej nocy.
WWWKsiężniczka Isabel, najmłodsza córka króla Karola, ocknęła się ze snu. Obudził ją wiatr ślizgający się po kamiennych murach, blankach i wieżach zamku. Stwierdziwszy,(7) że już nie zaśnie, wygramoliła się spod kołdry i podeszła do okna.
WWWPałacowy dziedziniec przykryty był śniegiem. W atramentowym świetle nocy, ulubiona fontanna Isabel połyskiwała srebrzyście, a kamienny basen spowijał lód. Ogród rozciągający się po prawej stronie, wiosną zasłany pięknymi, czerwonymi różami teraz wydawał się martwy i smutny.
Namieszałeś trochę we wstępie.
1. Księżniczka się budzi.
2. Przez wielkie żelazne...
3. Wraz z płatkami...
4. Pałacowy dziedziniec...

(1) Wraz ze śniegiem pojawił się wiatr. Płatki nie mają tu nic do rzeczy.
(2) Co się pojawiło?
(3) A to zdanie bym wycięła. Niepotrzebne. W innym zdaniu opisujesz już księżyc.
(4) Przez wielkie okna lub przez żelazne kraty.
(5) Sypialnię.
(6) Nie pasuje mi to sformułowanie. Czy noc ma kolor? A jeśli nawet, czy jest on mdły?
(7) Bez przecinka.
W atramentowym świetle nocy, ulubiona fontanna Isabel połyskiwała srebrzyście, a kamienny basen spowijał lód.
A nie połyskiwała owa fontanna srebrzyście z powodu lodu?
Ogród rozciągający się po prawej stronie, wiosną zasłany pięknymi, czerwonymi różami teraz wydawał się martwy i smutny.
Zasłany różami = ktoś rozsypał ścięte kwiaty.
Teraz zamiast świergotu ptaków, który budził księżniczkę każdego ranka, słyszała kroki zbliżających się służek i to oznajmiało jej, że pora wstawać.
A mi się zima kojarzy ze świergotem wróbli dopominających się o świeżą dostawę do karmnika.
Ojciec powiedział Isabel w sekrecie, że wszystkie okoliczne wioski, podobnie jak i drogi które łączą ze sobą różne miejsca, lasy pełne dzikich zwierząt i pola na których latem rośnie pszenica przysypał śnieg. Mówił, że to najgorsza zima od lat.
Dziewczyna nie opuszcza zamku? Nie widzi okolicy z okien? z wieży? Skąd ojciec wie, że to najgorsza zima, skoro owa zima dopiero nadeszła?
Daleko na horyzoncie Isabel dostrzegła sylwetkę lasu. Jej nierówną, postrzępioną linię o ostrych krawędziach, wrzynającą się w nocne niebo.
Zarys lasu. Wiadomo o co chodzi. Nie trzeba opisywać.
Szmaragdowe, purpurowe i błękitne odcienie, pojawiały się co chwilę i znikały.
To bardzo ważna informacja. No i takie tęcze na niebie to coś, co od razu przykuwa uwagę. A ty się rozpisujesz na cały akapit na temat ciemności i atramentowego nieba.
Rękawy jej szaty opadły do łokci, odsłaniając sękate ramiona i długie, mizerne dłonie.
Mogą być długie palce, nie dłonie. Wychudzone/żylaste.
– Otwórzcie oczy. Podnieście główki!
Zła czarownica mówi "Podnieście główki!"?
Słup płomieni wystrzelił w niebo.
Światło wzbiło się nad wierzchołki drzew = wystrzeliło w niebo. Powtórzenie.
Mięśnie nachodziły na kości, wnętrzności (*) zaczęły przybierać kształtów.
Na początku piszesz o zawiniątkach i nagle tutaj mamy jakieś zwłoki które ożywają.
(*) Wnętrzności mogą pokrywać się skórą. Ale przybierać kształty?
Potem oczy zaszkliły w ciemności.
Oczy zaszkliły się w ciemności.
Stary król o sprawiedliwym obliczu, hojny i dobry dla swoich poddanych, pobladł jak papier i opadł na wyściełane atłasami krzesło.
Czytelnika mało w tym momencie obchodzi, że król obdarza złotem swoich poddanych...
Przez wielkie, żelazne okna przesiąkały promienie słońca.
...przebijały się promienie słońca.
Łóżko z baldachimem było niezasłane, nietknięte przez nikogo.
Nietknięte łóżko sugeruje, że jest posłane i nikt w nim nie spał.
Zamek jest nienaruszony, okna są całe.
Drzwi są nienaruszone, okna całe./Zamek w drzwiach jest nienaruszony...
Gdy piszesz zamek, kojarzę go z budowlą a nie z zamkiem w drzwiach.
Isabel leżała w ciemności, na jakimś twardym sienniku i drżała z zimna.
Leżała na sienniku. Znajduję się pod nią, więc nie jest nieokreślony.
Próbowała go wyrwać, lecz ten ani drgnął.
Zerwać.
Nie potrzebnie otwierała okno, kiedy zastukał w nie ten elf.
Niepotrzebnie...
Miał śliczne(PRZECINEK) małe, przezroczyste skrzydełka i uśmiechał się.
Zawisła nad ziemią - do fosy było jakieś trzydzieści metrów, słyszała świst wiatru i czuła szybkie bicie swojego serca.
Zawisła nad ziemią - do fosy było jakieś trzydzieści metrów - słyszała świst wiatru i czuła szybkie bicie swojego serca.
Daleko w dole rozciągały się sylwetki mijanych pól, lasów i gór.
Daleko w dole rozciągały się pola, lasy, góry.
Lecieli całkiem długo – tak długo, że ziemia zaczęła przybierać ciemniejszych kolorów – niczym spalona.
Wyciąć.
Wylecieli z mrocznej kniei na nieduża polankę, gdzie wznosiło się ponure zamczysko, całkowicie wykonane ze szkła.
Wielki las, mała polanka, na której wielki zamek? Jak zamek zmieścił się na owej polance i czy nie górował on nad wielkim lasem?
Zabrali ją do środka.
Weszli do środka.
Szli przez puste komnaty zasłane kurzem i starymi meblami, aż w końcu dotarli do Głównej Sali, która trochę przypominała salę w Bremie.
Zastawione starymi meblami.
A skąd tu miasto hanzeatyckie się wzięło?
Podłoga tego pomieszczenia była zaklęta, przezroczysta.
W jaki sposób zaklęta? Skąd księżniczka o tym wie?
Pod zamkiem płynęła czerwona rzeka! Isabel widziała jak bulgocze.
Zobaczyła rzekę przez podłogę? Można usłyszeć że coś bulgocze.
powiedziała kobieta i wyłoniła się z mroku.
... rozległ się kobiecy głos i stara, oszpecona kobieta wyłoniła się z mroku.
Jej twarz pokrywały głębokie zmarszczki i bruzdy po ospie. Jej oczy płonęły jak świece.
Jej twarz pokrywały głębokie zmarszczki i bruzdy po ospie, a oczy płonęły niczym świece.
jak dzwonnik z katedry Hume Ham
Zbyt wyraźnie nawiązanie do Dzwonnika...

Stworzyłeś bardzo ciekawą opowieść, czytałam z zainteresowaniem co będzie dalej. Prawie udało ci się stworzyć klimat. Piszę prawie - bo jednak błędy nie pozwalają się tak do końca wczuć.

Wyraziste postacie. Zwłaszcza Jan, choć może udałoby się znaleźć dla niego mniej "lokajowskie" imię? Mam zastrzeżenia do reakcji króla na zniknięcie córki. Skąd żal i wyrzuty sumienia? Czemu nie biegnie jej szukać? Skąd te omdlenia niczym dwórka? Udało ci się wprowadzić delikatny komizm - scenka gdy służący ciągnie za sobą strażników była niezła.

Wkradły się też drobne błędy logiczne: skoro porywacze lecieli tak daleko, to jakim cudem księżniczce udało się zobaczyć błyski czarów Wiedźmy z okien zamku? No i ostatni akapit rozpoczynasz sceną uwięzienia księżniczki. Ale potem się dowiadujemy, że zaprowadzono ją do zamku i czarownica obiecała oprowadzić Isabel po zamku. No więc jak trafiła do lochów?

Atmosferę psuje też dzwonnik i Brema. Zbyt wyraźne nawiązanie do naszego świata.

Dobrze zapowiadający się tekst, niestety wiele błędów. Ale ogólnie podobało mi się.

3
Błędów jest dużo. Od niezgrabnych zdań, przez jakieś dziwactwa gramatyczne po zwykłe literówki. Ebru całą masę tego wypisała, więc sobie darowałam - jeden wyraz w tę czy we w tę niewiele tu zmieni.

Chciałam się pochylić nad czymś innym.
Całkiem zgrabnie budujesz klimat - nieźle operujesz słownictwem i umiesz zbudować gładki opis, a jednak momentami robi się jakoś banalnie i mdławo.

Spójrzmy na początek.
Jack Dylan pisze:Wraz z płatkami śniegu, pojawił się wiatr a z nim chłód i nawołujący świst. Na niebie lśnił sierp zimowego księżyca.
WWWPrzez wielkie, żelazne okna, przesiąkało srebrne światło, wypełniając sypialnie Isabel mdłym kolorem księżycowej nocy.
Zaczynasz opisem pogody, który jest taki jak miliony innych. "Lśniący sierp księżyca" brzmi jak słaba kalka, a przecież na co on tutaj komu? Zaraz przecież piszesz o tym, jak srebrne światło (każdy domyśli się, czego) przesiąka przez okna.
Inna rzecz to zdanie "wraz z płatkami śniegu pojawił się [...] chłód". Niech nawet będzie, że ładnie i poetycko, ale do pojawienia się płatków śniegu ten chłód był już konieczny. Raczej to wszystko nie pojawiło się na raz i to jeszcze od śniegu zaczynając.
"Nawołujący świst" to dźwięk wiatru, tak? Rozpisywanie go jako jakiegoś osobnego bytu, który pojawia się wraz z wiatrem, jest jak dla mnie rozpychaniem opisu na siłę.

Jak dla mnie, jeżeli już zaczynać od opisu przyrody, to niech on będzie naprawdę fascynujący, przyciągający, a nie jak z notki blogowej. Gdybyś dwa zacytowane zdania wyrzucił i odrobinę rozbudował ten fragment (jeżeli chcesz mieć tak wyraziście zaznaczoną zimę i księżyc):
Jack Dylan pisze:Księżniczka Isabel, najmłodsza córka króla Karola, ocknęła się ze snu. Obudził ją wiatr ślizgający się po kamiennych murach, blankach i wieżach zamku. Stwierdziwszy, że już nie zaśnie, wygramoliła się spod kołdry i podeszła do okna.
To tekst niczego by nie stracił, a może nawet zyskał. Od początku mielibyśmy połączenie między otoczeniem, klimatem, a bohaterką.
Jack Dylan pisze:wrzeszczał służący biegnący kamiennym korytarzem. Miał straszne, niepokojące wieści do przekazania. To co się stało, wstrząśnie królem i całym królestwem.
Straszne, niepokojące, wstrząsające... Nie nadużywasz tutaj czegoś?
Po co rozpychać opis nic nieznaczącymi (jeszcze w tym momencie) słowami? Lepiej dać czytelnikowi "kopa" samą straszną wiadomością, a nie o niej ostrzegać.
Jack Dylan pisze:Potem odlecieli nieco dalej, gdzie czekały na nią sanie, unoszące się w powietrzu, zaprzęgnięte do kolejnych dwóch stworów. Jeden przypominał gigantyczną sowę o szczurzych łapach, drugi był całkiem przezroczysty i w środku jego ciała płonął ogień
Tutaj aż się prosi o jakiś bardziej emocjonalny opis. Daj się narratorowi wkręcić w całą scenę albo spójrz trochę z perspektywy księżniczki. Czy dla niej to takie po prostu "sanie"? Takie jak każde inne? Czy jej wystarczy stwierdzenie "o, mamy jeszcze dwa potwory. A ma zrogowaciałą skórę, a B kropki"?

Moim zdaniem na tego typu rzeczy w opisach powinieneś zwrócić uwagę.

Poza tym zachowanie króla było jak dla mnie zbyt melodramatyczne. To "och, ach, moja kochana córeczka, którą się za mało zajmowałem" i niemalże omdlenia były słabe. Bez jakiejś głębszej podbudówki fabularnej wyglądały na mocno przerysowane.

Ogólnie zapowiada się przyjemna bajka. Jest sporo rzeczy do dopracowania, ale myślę, że masz potencjał, żeby napisać coś fajnego.

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”