Padre, ty mnie znasz najlepiej. Dlatego dziś wyłącznie tobie opowiem o traditore, którzy naszli moją famiglia. Tak, padre, odważyli się i na to, gdym był zajęty zbieraniem należności od naszych - jak tutaj mawiacie - inprenditori. Skurwiele nie dawali za wygraną, nawet, kiedy przestąpiłem próg domu; jeden nadal przyciskał moją padrona do łóżka i to tak mocno, że aż twarz jej poczerwieniała; drugi zaś przyglądał się im ni to z uciechą, ni z goryczą. Wyciągnąłem spluwę i powiedziałem tak pięknie, po waszemu, żeby mi stąd lachociągi spierdalały. A oni na to, że „in nessun caso“, bo dzielnica należy do nich i że mają prawo chronić jej mieszkańców przed takimi, jak my. Zareagowałem: - Przed kim? Wtedy z tego, co przytrzymywał moją dziewczynę, jakby zeszły emocje. Drugi miał najwyraźniej ochotę trzepnąć go w łeb, bo zbliżał się ku niemu z taką wściekłością w oczach, że wystarczyłoby jej dla stada zdziczałych sciacalli. Pomyślałem, że dobrze by się złożyło, gdyby jeden drugiemu dał po pysku, bo wtedy jeden na drugiego by się obraził, tym samym przyzwalając, bym na poczekaniu wymyślił jakiś plan awaryjny. Widzisz, padre, sytuacja nie należała do luksusowych, tylko to sobie imaginna: Dom - jego plan to kwadrat z podłużnymi odnogami. Przed tomem kostkowy podjazd, na którego końcu nędzna podróba garażu; ot wiata, niezaznajomiona ni to z modą, ni z nowoczesnością. Z lewej - patrząc od podjazdu - drzwi frontowe, a za drzwiami scena z wyzutego eposu. Tam amigos (to już z hiszpańskiego!), to jest: Franklin - ten, co trzyma dziewczynę - oraz Hank. Obaj na czasie - Franklin w rogowych okularach, dżinsach i niebieskim pulowerku, z kolei Hank w białym garniturze z kanarkowymi płatami kołnierzyka. Można oglądać ich z dowolnej perspektywy: z góry - Hank ma na głowie motyw słońca (łysieje); od dołu - Franklin zapomniał paska i spodnie mu się zsuwają; chyba chce ja podciągnąć, ale obie ręce ma zajęte: jedną wciska moją donna w materac, w drugiej ściska pistolet. Wreszcie pyta, czy mi się to podoba, a ja mu na to, że może i trochę podoba, bo z natury jestem zboczeńcem. Wtedy Hank zaczyna rechotać, więc wykorzystuję okazję i wciskam mu finkę między żebra; zaczyna dyszeć, „to płuco, kurwa, trafiłeś w płuco!“, potem upuszcza pistolet i podkulony biegnie do drzwi; może myśli, że za nimi to będzie inny świat, pozbawiony resztek tego, o który sam się prosił. Ale nie dobiegnie, bo podłożę mu nogę - i przewróci się, ostrze wbijając jeszcze głębiej. „Kurwa to twoja mać“, cicho dyszy, cicho, ciszej, aż ogarnia go spokój, jakiego dotychczas nie miał prawa zaznać. Padre, widzisz to? Nareszcie umiera, teraz mogę się odwrócić i połapać, że ten jego kumpel, ten Franklin, celuje we mnie ze strzelby.
- Nie skończysz jak twój amigo, jeżeli w tej chwili stąd odejdziesz - obiecałem, ale on nadal wyglądał na wściekłego.
- Pierdolę amigo, dawaj dziewczynę. - Poczułem lufę w ustach. I zdążyłem już tylko krzyknać, że donna jest moja. - Donna należy do famiglia - cedził przez zęby. Wtedy dopiero odetchnąłem, jeszcze nie wiedząc, po czym; i spojrzałem na dłonie. Jednej brakowało.
Wbiegłem do łazienki, nurzałem się we krwi, którą sam przed sobą rozlewałem. Natchnął mnie sen.
I teraz, padre, obudziłem się w łóżku; tak, jeszcze przed chwilą. Wspomnienie jest we mnie wyraziste, tak jak wyraziste są fragmenty rozszarpanej dłoni i jak wyrazisty jest jej kikut, owinięty w białe, brudne od krwi prześcieradło; jak moja naga donna, wychodząc spod prysznica i wycierając włosy ręcznikiem 100 procent cotton, pozwalając ścisnąć się za policzek swojemu amante.
Inprenditori [zaledwie wprawka] WULG.!
1
Ostatnio zmieniony śr 18 sty 2012, 18:33 przez gabim, łącznie zmieniany 3 razy.