Inprenditori [zaledwie wprawka] WULG.!

1
Padre, ty mnie znasz najlepiej. Dlatego dziś wyłącznie tobie opowiem o traditore, którzy naszli moją famiglia. Tak, padre, odważyli się i na to, gdym był zajęty zbieraniem należności od naszych - jak tutaj mawiacie - inprenditori. Skurwiele nie dawali za wygraną, nawet, kiedy przestąpiłem próg domu; jeden nadal przyciskał moją padrona do łóżka i to tak mocno, że aż twarz jej poczerwieniała; drugi zaś przyglądał się im ni to z uciechą, ni z goryczą. Wyciągnąłem spluwę i powiedziałem tak pięknie, po waszemu, żeby mi stąd lachociągi spierdalały. A oni na to, że „in nessun caso“, bo dzielnica należy do nich i że mają prawo chronić jej mieszkańców przed takimi, jak my. Zareagowałem: - Przed kim? Wtedy z tego, co przytrzymywał moją dziewczynę, jakby zeszły emocje. Drugi miał najwyraźniej ochotę trzepnąć go w łeb, bo zbliżał się ku niemu z taką wściekłością w oczach, że wystarczyłoby jej dla stada zdziczałych sciacalli. Pomyślałem, że dobrze by się złożyło, gdyby jeden drugiemu dał po pysku, bo wtedy jeden na drugiego by się obraził, tym samym przyzwalając, bym na poczekaniu wymyślił jakiś plan awaryjny. Widzisz, padre, sytuacja nie należała do luksusowych, tylko to sobie imaginna: Dom - jego plan to kwadrat z podłużnymi odnogami. Przed tomem kostkowy podjazd, na którego końcu nędzna podróba garażu; ot wiata, niezaznajomiona ni to z modą, ni z nowoczesnością. Z lewej - patrząc od podjazdu - drzwi frontowe, a za drzwiami scena z wyzutego eposu. Tam amigos (to już z hiszpańskiego!), to jest: Franklin - ten, co trzyma dziewczynę - oraz Hank. Obaj na czasie - Franklin w rogowych okularach, dżinsach i niebieskim pulowerku, z kolei Hank w białym garniturze z kanarkowymi płatami kołnierzyka. Można oglądać ich z dowolnej perspektywy: z góry - Hank ma na głowie motyw słońca (łysieje); od dołu - Franklin zapomniał paska i spodnie mu się zsuwają; chyba chce ja podciągnąć, ale obie ręce ma zajęte: jedną wciska moją donna w materac, w drugiej ściska pistolet. Wreszcie pyta, czy mi się to podoba, a ja mu na to, że może i trochę podoba, bo z natury jestem zboczeńcem. Wtedy Hank zaczyna rechotać, więc wykorzystuję okazję i wciskam mu finkę między żebra; zaczyna dyszeć, „to płuco, kurwa, trafiłeś w płuco!“, potem upuszcza pistolet i podkulony biegnie do drzwi; może myśli, że za nimi to będzie inny świat, pozbawiony resztek tego, o który sam się prosił. Ale nie dobiegnie, bo podłożę mu nogę - i przewróci się, ostrze wbijając jeszcze głębiej. „Kurwa to twoja mać“, cicho dyszy, cicho, ciszej, aż ogarnia go spokój, jakiego dotychczas nie miał prawa zaznać. Padre, widzisz to? Nareszcie umiera, teraz mogę się odwrócić i połapać, że ten jego kumpel, ten Franklin, celuje we mnie ze strzelby.
- Nie skończysz jak twój amigo, jeżeli w tej chwili stąd odejdziesz - obiecałem, ale on nadal wyglądał na wściekłego.
- Pierdolę amigo, dawaj dziewczynę. - Poczułem lufę w ustach. I zdążyłem już tylko krzyknać, że donna jest moja. - Donna należy do famiglia - cedził przez zęby. Wtedy dopiero odetchnąłem, jeszcze nie wiedząc, po czym; i spojrzałem na dłonie. Jednej brakowało.
Wbiegłem do łazienki, nurzałem się we krwi, którą sam przed sobą rozlewałem. Natchnął mnie sen.

I teraz, padre, obudziłem się w łóżku; tak, jeszcze przed chwilą. Wspomnienie jest we mnie wyraziste, tak jak wyraziste są fragmenty rozszarpanej dłoni i jak wyrazisty jest jej kikut, owinięty w białe, brudne od krwi prześcieradło; jak moja naga donna, wychodząc spod prysznica i wycierając włosy ręcznikiem 100 procent cotton, pozwalając ścisnąć się za policzek swojemu amante.
Ostatnio zmieniony śr 18 sty 2012, 18:33 przez gabim, łącznie zmieniany 3 razy.

2
Dla kogo właściwie jest ten tekst ? Ogólnie zawiera za dużo niezrozumiałych wtrąceń jak na objętość tego tekstu.
Opis sytuacyjny też bardzo chaotyczny, gubi się osoba narratora.
Warto przeczytać własny tekst przed jego publiczną prezentacją. Co by to dało w tym przypadku? Przynajmniej to, że opis domu w środku akcji nie pasuje, dodatkowo główny bohater (a za razem narrator) gdy wchodzi do domu wyciąga broń.
gabim pisze:Wyciągnąłem spluwę
A dalej w tekście nagle pistolet zamienia się w nóż ( w tym kontekście finka to raczej tutaj nie pasuje). Ewentualnie pistolet się rozpływa i główny bohater nie ma nic w rękach.
gabim pisze:Wtedy Hank zaczyna rechotać, więc wykorzystuję okazję i wciskam mu finkę między żebra;


A ten fragment jest całkowicie przekombinowany.
gabim pisze: I zdążyłem już tylko krzyknać, że donna jest moja. - Donna należy do famiglia - cedził przez zęby. Wtedy dopiero odetchnąłem, jeszcze nie wiedząc, po czym; i spojrzałem na dłonie. Jednej brakowało.

3
...drugi zaś przyglądał się im ni to z uciechą, ni z goryczą.
Skąd ta gorycz?
Pomyślałem, że dobrze by się złożyło, gdyby jeden drugiemu dał po pysku, bo wtedy jeden na drugiego by się obraził
...a za drzwiami scena z wyzutego eposu.
Wyzuć - pozbawić kogoś czegoś.
Wbiegłem do łazienki, nurzałem się we krwi, którą sam przed sobą rozlewałem.
Nie rozumiem tego fragmentu. Jak rozlewał przed sobą krew?
...owinięty w białe, brudne od krwi prześcieradło
No to w końcu białe, czy brudne od krwi?

Oj, namieszałeś niesamowicie w tym fragmencie. Kim jest bohater? kim Padre? zbójowie? Są tu dwie rodziny mafijne? albo jedna? Jakiś konflikt, ale o co, o donnę? Dlaczego? Jedyne co można wyłapać to to, że piszesz o włoskiej mafii. Ale dlaczego porywają donnę/obcinają bohaterowi rękę/śni mu się że obcinają mu rękę? Nie wiadomo, czy to jest sen czy jawa, gdzie się cała rzecz dzieje i o co w ogóle chodzi. Na dodatek mieszasz czasy.

Zbyt dużo tu języka włoskiego zwłaszcza, że wnoszę z tekstu, że nasz bohater Włochem nie jest. Na dodatek przekleństwa są typowo z polskiego podwórka, co niszczy atmosferę.

Opis wyglądu Franklina i Hanka oraz domu jest wstawiony na siłę i w złym miejscu. Gdybyś umieścił je gdzieś na początku, w porządku. Ale tutaj? Czytelnik chce wiedzieć jak się historia potoczy a ty serwujesz mu opis podjazdu, który niczego nie wnosi.

Broń: nie mogłeś się chyba zdecydować, stąd mamy tu i pistolet, i finkę i strzelbę. Czy strzelba i finka są typową bronią włoskiej mafii? Nie sądzę.

Logika: Skąd bohater zna imiona zbójów którzy naszli mu dom? Czemu Franklin nie strzela, gdy jemu przyjacielowi pakuje się nóż między żebra? Czemu Hank ucieka a nie walczy lub umiera? A skoro ucieka, to jak bohaterowi udaje się ot, tak podłożyć nogę?

Bardzo niedopracowany fragment. Nie podobało mi się.

4
Moi poprzednicy słusznie wytknęli Ci chaos i brak logiki w prezentacji wydarzeń, ja natomiast chciałabym skupić się przede wszystkim na kwestiach językowych. Użyłeś paru słów włoskich (niektóre w błędnej formie: traditori, nie traditore, gdyż to liczba mnoga, inne źle zapisane: immagina, nie imaginna), dorzuciłeś hiszpańskie amigo (właściwie dlaczego nie włoskie amico? Gorzej brzmi?) i pozostawiłeś czytelnika w tym mętliku. Spotęgowałeś go jeszcze przez to, że przeciwnicy bohatera, używający tych włoskich wtrętów, noszą imiona Hank i Franklin. Z tego wszystkiego zrozumiałam tyle, że oni obaj oraz tajemniczy padre (to słowo też powinno być zapisywane kursywą) najprawdopodobniej posługują się włoskim na co dzień, narrator zaś i główny bohater równocześnie - raczej nie. Owszem, w rozmaitych wielokulturowych tyglach możliwa jest mieszanka kilku języków, wówczas jednak potrzeba innych wskazówek umożliwiających rozróżnienie, kto jest kim. Hank i Franklin jakoś nie kojarzą mi się z wielką włoską familią. No i jeszcze ta typowo polska kurwa, rozczulająca w ustach umierającego mafioso...
I tu kolejny kłopot z włoszczyzną: słowo famiglia już dawno zostało zasymilowane, podobnie jak donna, można więc je odmieniać i nie wyróżniać kursywą. Natomiast padrona ma końcówkę fleksyjną i aż się prosi o odmianę (jak matrona albo mamona). Sformułowania typu "naszli moją famiglia" albo "przyciskał moją padrona" bardzo mi tu zgrzytały. Dyskomfort przy czytaniu czegoś takiego był o tyle mniejszy, że to narracja pierwszoosobowa, więc wszystkie te łamańce językowe obciążają konto głównego bohatera, który nie musi stosować się do norm poprawności językowej, problem jednak pozostaje.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron