Czarny Łowca [fantastyka/horror]

1
 Był ciepły lipcowy wieczór i miasteczko Eden w stanie Maryland topiło się w czerwieni zachodzącego słońca. Już od kilku dni pogoda była naprawdę piękna i nic nie wskazywało, żeby dzisiejszego wieczoru coś miało się zmienić. Ann siedziała na ławce w malowniczym parku otaczającym tutejszą szkołę i z niecierpliwością wypatrywała Tommy'ego. Siedemnastoletnia dziewczyna miała na sobie jasną sukienkę w kwieciste wzory i letnie klapki. Jej długie, blond włosy opływały nagie ramiona. Była z nich bardzo dumna. Nie ścinała ich od dzieciństwa i bardzo o nie dbała. Jeszcze przed wyjściem spędziła kilka godzin na "robieniu się na bóstwo". Uwielbiała siedzieć przed lustrem i rozczesywać swoje piękne, blond włosy. Musiała się spodobać Tommy'emu. Bardzo jej na tym zależało. Ten wysoki brunet o szarych oczach, starszy od niej o rok, zawrócił jej kompletnie w głowie. Umówiła się z nim już tydzień wcześniej i cały ten czas chodziła spięta, lecz równocześnie rozmarzona, wyczekując tej chwili. Chwila ta jednak nie nadchodziła. Tom spóźniał się już piętnaście minut.
***
 Czarny Ford Mustang z 1968 roku mknął autostradą numer 13 z zawrotną prędkością. Mroczny Johnny, siedzący za kierownicą, zajęty był studiowaniem mapy stanu Maryland i rozmową przez komórkę.
 - Jesteś pewna, że to pieprzone Eden leży na tej trasie? - wykrzyczał do telefonu. - Jadę już od dobrych paru godzin, a nie poczułem nawet smrodu tej zasranej dziury!
 - Spokojnie Jo - Dopływający ze słuchawki kobiecy głos był miękki i przyjemny. - Jak tylko miniesz Sulisbury, zjedź w prawo, a wrota Edenu rozstąpią się przed tobą - zachichotała.
 - Nie kpij Jenny. Sprawa zrobiła się naprawdę poważna. - powiedział Johnny trochę mniej rozgniewany. Tylko ona miała na niego taki wpływ. - Mam nadzieję, że tym razem dorwiemy drani. Poprzednio byłem już naprawdę blisko, ale ten pieprzony smarkacz rzucił się na mnie z pazurami.
 Po tym zdarzeniu zostały Johnny'emu trzy podłużne blizny na policzku. Mimo iż zakażenie które się w nie wdało przysporzyło mu trochę kłopotów, to cieszył się z nowych blizn w swojej kolekcji. Świetnie wkomponowały się w wizerunek jaki starał się sobą prezentować. Mroczny Johnny, tak nazywali go inni Łowcy, był ponad dwumetrowym facetem w wieku 34 lat. Nosił ubrania we wszystkich odcieniach czerni. Jego sięgający ziemi, skórzany płaszcz i kowbojski kapelusz, również mieściły się w tej palecie. Gęste, kruczoczarne, ciągle przetłuszczone włosy dopełniały jego mroczny wizerunek. Jedynym wyróżniającym się elementem była jego blada, ziemista cera. Johnny uwielbiał spojrzenia ludzi gdy po raz pierwszy go zobaczyli, przekonani, że stoi przed nimi sama śmierć.
***
 Zrezygnowana Ann, pewna, że Tommy wystawił ją do wiatru, już miała zbierać się do powrotu do domu, gdy usłyszała zbliżające się kroki.
 - Już ja mu pokażę! - pomyślała. - Nikt, nawet ktoś tak fajny jak Thomas Stelton, nie ma prawa tak mnie lekceważyć. Lepiej, żeby miał ze sobą kwiaty.
 Splotła ręce na piersi i patrząc przed siebie czekała na chłopca. Jednak to nie Tommy nadszedł parkową ścieżką. Zamiast niego ujrzała małą, najwyżej dziesięcioletnią dziewczynkę. Zatrzymała się ona tuż przed nią i wbiła w siedzącą na ławce dziewczynę swój wzrok. Ann przeszedł dreszcz przerażenia. To małe z pozoru niewinne dziecko wyglądało upiornie. Dziewczynka miała nienaturalnie bladą skórę i włosy, ubrana była w białą sukieneczkę co jeszcze potęgowało efekt. Ale najgorsze w jej wyglądzie były oczy. Oczy, które patrzyły na nią, miały wyraziście czerwony kolor. Ann miała wrażenie, że może zajrzeć do głowy dziewczynki, zobaczyć wypełniającą ją krew. Z tego przerażenia wyrwał ją uśmiech dziewczynki, tak uroczy, że Ann nie mogła się oprzeć jego uspokajającej sile.
 - Cześć - powiedziała słodkim głosem dziewczynka. - Chyba się mnie nie boisz?
 - Nie, ja tylko... - zawahała się.
 - Naprawdę nie ma się czego bać - wyszeptała i uśmiechnęła się ponownie, tym razem spoglądając jednak nad głową Ann.
 Dziewczyna spostrzegła to i chciała się odwrócić, jednak w tym momencie ktoś położył jej na głowie dłoń. Jej ciało przeszedł zimny dreszcz. Począwszy od głowy, aż po palce u stóp, każdy z jej mięśni napiął się boleśnie, skutecznie ją unieruchamiając. Dziewczyna próbowała się wyszarpnąć, ale nie mogła poruszyć nawet najmniejszym mięśniem. Nie mogła zrobić nic, nawet mrugnąć powiekami. Ogarnęła ją panika, jej serce łomotało niemiłosiernie, a wzrok zaczął się rozmywać. Świat stawał się coraz bardziej nie wyraźny, dźwięki przytłumione i jedyne co docierało do Ann to oczy małej dziewczynki. Wpatrzone w nią, krwistoczerwone oczy.
***
 Mroczny Johnny wjechał na główną ulicę Eden z piskiem opon. Miasteczko wyglądało jak każde inne. Szare niczym nie wyróżniające się budynki, przechodnie o twarzach bez wyrazu. Każdy zajęty własnym życiem, nawet nie zwrócili na niego uwagi. Z trudem otworzył wgniecione drzwi swojego Mustanga i postawił na "rajskiej" ziemi swoje okute metalem, ciężkie buciory. Z kieszeni płaszcza wyciągnął komórkę i wybrał numer do Jenny.
 - Hej, właśnie wjechałem do Eden. Straszna nora, nie wiem jak ktokolwiek o zdrowych zmysłach mógłby chcieć tutaj mieszkać.
 - Nie marudź, tylko bierz się do roboty - ponagliła go Jenny.
 - Dobra, dobra. Jesteś pewna, że to na pewno tu?
 - Na 86,7% - zażartowała. - Oni muszą być w Eden, Jo. Te wszystkie zniknięcia, plotki o białych ludziach porywających dzieci. Może to wymysły szukających sensacji brukowców, ale jak na razie to nasz jedyny trop.
 - Lepiej, żeby ta twoja intuicja nas nie zawiodła - powiedział kąśliwie. - Nie przyjechałem tu po to, by wyprowadzić Skunera na spacer i patrzeć jak obsikuje hydranty.
 - Zabrałeś ze sobą Skunera?! - krzyknęła Jenny. - To małe miasteczko, ludzie nie przywykli do takich rzeczy. Jo, to może się źle skończyć.
 - Nie przejmuj się Jenny. Tylko Skuner może wywęszyć tych przeklętych białasów. I tak już za dużo czasu spędził w bagażniku, przyda mu się odrobina świeżego powietrza.
 - Niech ci będzie, Jo. Tylko pilnuj żeby nikogo nie pogryzł. I nie narób z byt wielkich szkód Eden to piękne miasteczko.
 - Ta, jasne. Będę w kontakcie. Na razie, Jenny. - rozłączył się.
 Johnny westchnął. Nie widział jej dopiero 3 miesiące, a już za nią tęsknił. Jenny była Łowcą tak jak on. Poznali się na misji na Alasce. Zaimponowała mu siłą i wytrwałością w dążeniu do celu, no i była piekielnie seksowna. Długie, falujące, kasztanowe włosy, wydatne piersi i talia jak u osy. Tak, Jenny była super gorącą laską. Dziwił się, żę pozwoliła mu się do siebie zbliżyć. Mogła mieć każdego, a wybrała gburowatego, paskudnego olbrzyma, który delikatnością dorównywał skalnej lawinie. A jednak to ona właśnie sprawiała, że miękł przy niej jak baranek. On, najbardziej twardy Łowca w całych Stanach. No, ale przynajmniej znalazł sobie idealnego partnera na misje. Jenny byłą specem od komputerów i researchingu preferowała zacisze swojego domu, a on uwielbiał pracować samotnie, także dobrze się uzupełniali.
 - No, czas na polowanie - powiedział do siebie z uśmiechem.
 Sięgnął do samochodu i ze schowka wyjął czarne, ozdobne pudełko. Położył je na siedzeniu i otworzył. W wyścielonych szkarłatnym jedwabiem pudelku znajdowały się dwa srebrne, bogato zdobione Colty oraz jedenaście dodatkowych nabojów rewolwerowych z pociskami wykonanymi z dziwnego czarnego materiału, połyskującego nienaturalnie jakby własnym wewnętrznym blaskiem. Substancję tą znaleziono we wnętrzu meteorytu, który spadł w Rosji w 1908 roku. Łowcy przechwycili ją od rosyjskich tajnych służb specjalnych, które to odnalazły fragmenty meteorytu nie pozwalając aby jakiekolwiek informacje wyciekły do opinii publicznej.
 Były to jedyne naboje, które były w stanie wyrządzić Białym jakąś krzywdę. Johnny żałował tylko, że były tak trudno dostępne. Musiał zaoszczędzić sporo kasy na ten komplet, a już zdążył wykorzystać jeden z naboi. Nigdy się nie spodziewał, że Biały może być na tyle odważny, że rzuci się na niego z pazurami. Na szczęście zdążył wyciągnąć swojego Colta i mały praktycznie nadział się na pocisk. Gdy tylko Ater, tak Łowcy nazywali czarną substancję, wszedł w reakcję z ciałem chłopaka, zrobił się on szary, nabrzmiał, a chwilę potem jego flaki rozbryzgały się po pomieszczeniu. Wszystko dookoła pokryła czarna, lepka maź. Tak, zdecydowanie uwielbiał widok i zapach rozwalonego białasa. Właśnie dla takich chwil stał się Łowcą.
 - No, Johnny. Nie czas teraz na zachwyty. - Otrząsnął się z zadumy.
  Delikatnie wyjął rewolwery i schował je do kabur przy pasie, a dodatkowe naboje powciskał w przegródki. Schował pudełko z powrotem do schowka i zamknął drzwi auta. Już miał się odwrócić, lecz poczuł na ramieniu czyjąś dłoń.
 Przeklął w duchu swoją czujność. Nie mógł uwierzyć, że tak łatwo dał się podejść. Teraz na pewno Biały użyje swoich paraliżujących zdolności, zaciągnie go do gniazda i z całą rodzinką zasiądzie do wystawnej kolacji. Mroczny Johnny, od siedemnastu lat niepokonany Łowca, skończy jako posiłek jakichś posranych białasów. Jenny nigdy by mu tego nie wybaczyła.
 Nie poczuł jednak tego zimnego dreszczu, który poprzedzał paraliż i ze zdumieniem stwierdził, że mięśnie nie odmówiły mu posłuszeństwa. Cała ogarniająca go rezygnacja zniknęła w jednej chwili i jego organizm przestawił się na instynktowne działanie. Gwałtownie obrócił się, jednocześnie łapiąc i wykręcając rękę która go dotknęła. Zanim jeszcze sterowane wykręconą dłonią kolana nieznajomego dotknęły ziemi, Johnny celował już jednym ze swoich rewolwerów prosto miedzy jego oczy. Dopiero teraz zdążył skupić swój wzrok i zrozumieć błąd jaki właśnie popełnił. Klęczał przed nim, z wypisanym na twarzy wyrazem bólu, pięćdziesięciokilkoletni mężczyzna, ubrany w mundur szeryfa. Łowca patrzył się jeszcze przez chwile w jego spłowiałe, niebieskie oczy, po czym wypuścił dłoń przedstawiciela władzy. Tamten wstał z trudem i rozmasowując sobie nadgarstek odezwał się do Johnny'ego.
 - Proszę, Proszę. Dopiero co wjechaliśmy do naszej spokojnej miejscowości, a już mamy na koncie napaść na funkcjonariusza. - Głos mu się trochę łamał. Tak nagła reakcja mężczyzny trochę go zaskoczyła, ale wiedział, że to po części jego wina. Nie powinien zachodzić obcego od tyłu.
 - To nie było mądre posunięcie szeryfie. - powiedział Johnny. - Mogłem odstrzelić panu łeb. Nie wie pan, że Łowcy są trochę przewrażliwieni?
 - Że niby ty jesteś Łowcą? - zdziwił się szeryf. - Będziesz musiał mi pokazać jakieś dokumenty.
 - To musi panu wystarczyć, szeryfie. - Johny Rozsunął poły płaszcza. Na jego szyi wisiała, srebrna, siedmioramienna gwiazda Łowcy.
 Szeryf przyjrzał się jej uważnie. Bez wątpienia jest prawdziwa. Do cholery, teraz nie będzie mu mógł nic zrobić.
 - Masz szczęście, że chroni cię immunitet, wielkoludzie. Powinienem cię aresztować za mierzenie do mnie z broni - powiedział lekko zawiedziony szeryf. Nadgarstek wciąż go jeszcze bolał i z chęcią skopałby mu tyłek i zapakował do celi. - Będę jednak nalegał, abyś opuścił Eden. To spokojne miasteczko i Łowcy nie mają tu czego szukać.
 - Niestety moje źródła mówią co innego. Nie mieliście tu przypadkiem jakichś nowych lokatorów? - zapytał.
 Poza tobą nie było tu nikogo od paru dobrych lat - powiedział szeryf. - Ale na zachodnim krańcu miejscowości jest parę opuszczonych domów. Na prawdę nieciekawa okolica. Ostatnio przeganiałem stamtąd jakichś przybłędów, więc jeśli to czego szukasz znajduję się w Eden, to najprawdopodobniej właśnie tam.
 - Jak tam dojechać, szeryfie?
 - Wystarczy, że za kościołem skręcisz w lewo i dalej prosto aż zobaczysz rozpadające się domy.
 Chciał jeszcze coś dodać ale Johnny dotknął tylko ronda kapelusza, wsiadł do auta i odjechał zostawiając za sobą tumany kurzu. Gdy dotarł na miejsce od razu wiedział, że oni tu są. Jego krew popłynęła szybciej i poczuł przyjemny skok adrenaliny. Teraz na pewno ich dopadnę, całą popapraną rodzinkę białasów. Wysiadł z auta, sprawdził jeszcze raz rewolwery, po czym podszedł do bagażnika i otworzył klapę.
 - Wstawaj Skuner! Czas na mały spacer. Musisz wywęszyć dla mnie kilku białasów.
  Wyciągnął z kieszeni smycz, przypiął ją do obroży i wyciągnął Skunera z bagażnika. Stworzenie to, wyhodowane przez Łowców, było wielkości dużego psa jednak kształtem przypominało człowieka. Johnny nie karmił go za często, także Skuner składał się praktycznie tylko z szarej, wysuszonej skóry i kości. Był też całkowicie łysy i nagi, nie licząc zapiętej na szyi obroży. Gdy Skuner wyszedł z bagażnika, spojrzał na Johnny'ego swoimi czarnymi, pustymi oczami i uśmiechnął się, pokazując kły. 
 - Witaj, o panie mój! Miło cię znowu widzieć. To będzie już ponad dwa tygodnie jak trzymasz mnie w tym piekielnym bagażniku. - Jego głos brzmiał sucho i chrapliwie. - Niewątpliwie, jestem ci teraz niezmiernie potrzebny.
 - Zamknij się Skuner! - krzyknął na niego Johnny - Musimy znaleźć kilku Białych, a twój nos najlepiej się do tego nadaje. Jak dobrze się sprawisz, to może zostanie dla ciebie trochę resztek.
 - Tak, panie. Do usług, panie. - wycharczał Skuner.
 - Przeszukaj teraz te rudery, z tego co mówił szeryf siedzą tu jakieś ścierwa, ale może znajdziesz kilku białasów. Tylko się streszczaj, Skuner. Nie mam całego dnia.
 - Tak, tak, tak. - powiedział Skuner, po czym pognał w stronę najbliższej rudery.
 Johnny oparł się o maskę swojego Mustanga, wyciągnął paczkę papierosów i odpalił jednego. Zaciągając się dymem wspominał chwile spędzone z Jenny. Jego Jenny. Wciąż jeszcze nie do końca w to wierzył. Będzie musiał przystopować i spędzać z nią więcej czasu. Z rozmyślań wyrwał go nadbiegający Skuner. Zaskoczyło go, że tak szybko mu poszło.
 - Są, są, są. Trzech Białych siedzi w tym dużym domu z czerwonym dachem. - Zdyszany Skuner mówił tak szybko, że Johnny ledwo go rozumiał. - Jest z nimi także dwójka ludzi. Oj, oj, niedobrze, krew, krew, krew, czułem tam krew.
 - Kurde, mam nadzieję, że nie jest za późno! - powiedział Johny. - Skuner, zostań i pilnuj!
 Wyrzucił niedopałek, wyciągnął swoje rewolwery i pognał w stronę opuszczonego domu. Teraz ich mam. Nareszcie. Podanych jak na tacy. Zemszczę się za te blizny i upoluję swoją zdobycz. Zrobię im krwawą jatkę. Nie, muszę się skupić, wyrzucić z głowy chęć zemsty i skupić się na misji. Zabić pieprzonych białasów.
 Johnny zwinnie przeskoczył rów pomiędzy domem a drogą i przeszedł przez ogrodzenie, z którego niewiele już pozostało. Po chwili był już na tyłach domu. Przystanął na chwilę i pchnął łokciem drzwi, które na szczęście były otwarte i ustąpiły pod naciskiem. Powoli przekroczył próg. W domu śmierdziało kurzem i pleśnią, a na ziemi walało się pełno śmieci. Johnny przeszedł kilka kroków, starając się nie narobić większego hałasu. Nagle usłyszał stłumiony przez ściany dźwięk, potem kolejny. Dochodziły gdzieś z góry, czyli białasy zalęgły się gdzieś na piętrze. Przeszedł powoli do przedpokoju i zaczął ostrożnie wchodzić po starych, przeżartych przez korniki schodach. Gdy dotarł na górę, jego oczom ukazał się wąski korytarz. Spod drzwi na wprost niego wydobywało się słabe światło. Przeszedł kilka kroków i przystanął. Słyszał jak wali mu serce, adrenalina osiągnęła maksymalny stężenie we krwi.
 Johnny wziął głęboki oddech i mocnym kopniakiem otworzył drzwi. Wparował do pokoju, ocenił sytuację i wymierzył w siedzących przy stole Białych. Było ich troje, mężczyzna, kobieta i mała dziewczynka, wszyscy tak samo biali, o białych włosach i ubraniach. Trzy pary krwistoczerwonych oczu zwróciła się w jego stronę. Wyglądali na zaskoczonych, że ktoś przerywa im posiłek. Johnny spojrzał na stół i zrozumiał, że przybył za późno. Leżały na nim nagie zwłoki nastoletniego chłopaka, w połowie już zjedzone, a po blacie spływała jego krew. W tym momencie do Białych dotarło w końcu co się stało i ich zdumienie przerodziło się we wściekłość. Jednak zanim jeszcze zdążyli podnieść się z krzeseł, wypaliły oba Colty Johnny'ego.
 - Skosztujcie tego, parszywe białe świnie! - wykrzyczał i zaśmiał się triumfalnie.
 Przez chwilę jeszcze panowała cisza, którą przerwał nagły wybuch obojga z dorosłych Białych. Całe pomieszczenie zachlapała czarna maź która z nich została. Przerażona dziewczynka, pokryta resztkami swoich rodziców, wpadła pod stół, przeczołgała się pod nim i pobiegła do sąsiedniego pokoju. Johnny skoczył za nią, ale gdy przekroczył próg pomieszczenia ujrzał tyko otwarte okno. Wyjrzał przez nie i ze zdumieniem zobaczył uciekająca dziewczynkę.
 - Jakim cudem nic jej się nie stało? - powiedział do siebie. - Te cholerstwa są naprawdę twarde. Mam nadzieję, że Skuner ją dorwie, inaczej spędzę kolejny miesiąc uganiając się za nią.
 Wrócił do pokoju i dopiero teraz spostrzegł, że w pokoju jest ktoś jeszcze. Do ściany, która wcześniej była po jego prawej stronie, grubymi kajdanami przykuta była dziewczyna. Jej jasna sukienka i długie blond włosy zachlapane były wnętrznościami Białych, ale poza tym chyba nic więcej jej nie było. Johnny znalazł w resztkach, pozostałych z ojca rodziny, klucz i wyswobodził dziewczynę. Miała pół otwarte oczy i chyba nie była do końca przytomna. Łowca przerzucił ją sobie przez ramię i wyszedł z pokoju. Gdy schodził po schodach, wydawało mu się, że dziewczyna coś mówi. Brzmiało to jak imię, coś jak Tony albo Tommy. To pewnie ten chłopak, który skończył jako kolacja. Biedna mała, będzie miała traumę do końca życia.
Ostatnio zmieniony czw 31 maja 2012, 18:50 przez inigo88, łącznie zmieniany 3 razy.

2
Przeczytałem i:
1. pierwsze, co się rzuca w oczy, to straszna nieporadność w budowaniu zdań i zaimkoloza, par exemple:
-- Zamiast niego ujrzała małą, najwyżej dziesięcioletnią dziewczynkę. Zatrzymała się ona tuż przed nią i wbiła w siedzącą na ławce dziewczynę swój wzrok. -- to jest totalnie bez sensu,
-- Gdy tylko Ater, tak Łowcy nazywali czarną substancję, wszedł w reakcję z ciałem chłopaka, zrobił się on szary, nabrzmiał, a chwilę potem jego flaki rozbryzgały się po pomieszczeniu. Wszystko dookoła pokryła czarna, lepka maź. Tak, zdecydowanie uwielbiał widok i zapach rozwalonego białasa. -- z tego wynika, że to pocisk zrobił się szary i eksplodował flakami,
-- Do ściany, która wcześniej była po jego prawej stronie, grubymi kajdanami przykuta była dziewczyna. -- po co jest to wtrącenie?
-- Spod drzwi na wprost niego wydobywało się słabe światło. -- zapal lampę w pokoju, wyjdź, zamknij drzwi i zobacz, jak się światło rozchodzi,
2. cyferki słownie zapisujemy,
3. dialogi są błędnie zapisane:
- Tak, tak, tak. - powiedział Skuner -- bez tej kropki,
4. struktura tekstu jest bez sensu. Na początek lecą trzy króciutkie cząstki, a potem blok słów wielki jak gierkowiec,
5. gdzieniegdzie brakuje przecinków:
-- czarna maź która z nich została
6. do opisów strzelanin i innych szybkich akcji najlepiej nadają się proste zdania. Inaczej scena straci na wartkości,
7. opisy są schematyczne i ubogie.

Tyle o języku, teraz fabuła:
1. nie rozumiem, po co uciekać ze światem przedstawionym do Ameryki, jak równie dobrze taką historię możesz umieścić w rodzinnym mieście. Przynajmniej będziesz wiedzieć, o czym piszesz i pozwoli ci to wrzucić do tekstu kilka wiarygodnych opisów,
2. Mroczny Johnny jest z jednej strony brutalnym zabójcą potworów, który uwielbia się taplać we flakach, a z drugiej to misio w kontaktach z kobietami. Nie przemawia do mnie ten obraz. Może gdyby relację z babką opisać z dystansem, to dałoby się to przełknąć,
3. w strukturze fabuły brakuje rozwinięcia. Jest tylko początek, drętwe przemyślenia protagonisty, deus ex machina w postaci szeryfa i jatka w ramach zakończenia.

Moim zdaniem tekst został napisany na szybko, bez dodatkowej redakcji. Skończysz pisać, odłóż na kilka dni, a potem przeczytaj na głos. I najlepiej daj komuś jeszcze do przeczytania. Inaczej pozostanie pełno niezrozumiałych zdań-bubli. Dodatkowo warto zapoznać się z listą środków stylistycznych. Jak bym dał ocenę 2+.
pozdrawiam

3
uż od kilku dni pogoda była naprawdę piękna i nic nie wskazywało, żeby dzisiejszego wieczoru coś miało się zmienić.
Wyciąć. Niepotrzebne uwagi.
Ann siedziała na ławce w malowniczym parku otaczającym tutejszą szkołę i z niecierpliwością wypatrywała Tommy'ego.
Ann po prostu siedziała sobie na ławce w parku. Jeżeli już chcesz jakoś opisać park, to go opisz zamiast dawać tu słówko "malowniczy" które oznacza wszystko i nic. I to nie park otaczał szkołę, ale szkoła znajdowała się w parku.
Siedemnastoletnia dziewczyna miała na sobie jasną sukienkę w kwieciste wzory i letnie klapki. Jej długie, blond włosy opływały nagie ramiona. Była z nich bardzo dumna. Nie ścinała ich od dzieciństwa i bardzo o nie dbała. (*)Jeszcze przed wyjściem spędziła kilka godzin na "robieniu się na bóstwo". Uwielbiała siedzieć przed lustrem i rozczesywać swoje piękne, blond włosy.
Czy naprawdę te włosy są aż tak ważne? Informacje o jej wyglądzie mogłeś wpleść od razu gdy piszesz o Ann. Takie oddzielone od reszty opisy wyglądu rzadko kiedy wypadają dobrze w tekście.
(*) Kilka godzin? Wybacz, ale wyszła na przysłowiową blondynkę. Robienie się na bóstwo bez cudzysłowu.
...mknął autostradą numer 13 z zawrotną prędkością.
...numer trzynaście.
Mroczny Johnny, siedzący za kierownicą, zajęty był studiowaniem mapy stanu Maryland i rozmową przez komórkę.
Gdyby zwracał większą uwagę na drogę, pewnie by nie zabłądził...
- Jesteś pewna, że to pieprzone Eden leży na tej trasie? - wykrzyczał do telefonu. - Jadę już od dobrych paru godzin, a nie poczułem nawet smrodu tej zasranej dziury!
- Spokojnie Jo - Dopływający ze słuchawki kobiecy głos był miękki i przyjemny. - Jak tylko miniesz Sulisbury, zjedź w prawo, a wrota Edenu rozstąpią się przed tobą - zachichotała.
Czyli jednak nie na trasie, skoro musi zjechać na inną drogę. No i gdzie ten Johnny jest, że jedzie od dobrych kilku godzin bez pytania kogoś o drogę i że mu się tak w ogóle chce tą drogą tyle jechać...
Poprzednio byłem już naprawdę blisko, ale ten pieprzony smarkacz rzucił się na mnie z pazurami.
Z pazurami to raczej kobiety się rzucają.
- Już ja mu pokażę! - pomyślała. - Nikt, nawet ktoś tak fajny jak Thomas Stelton, nie ma prawa tak mnie lekceważyć. Lepiej, żeby miał ze sobą kwiaty.
A nie lepiej, gdyby miał na swoje spóźnienie jakieś wytłumaczenie?
Jednak to nie Tommy nadszedł parkową ścieżką. Zamiast niego ujrzała małą, najwyżej dziesięcioletnią dziewczynkę. Zatrzymała się ona tuż przed nią i wbiła w siedzącą na ławce dziewczynę swój wzrok. Ann przeszedł dreszcz przerażenia. To małe z pozoru niewinne dziecko wyglądało upiornie. Dziewczynka miała nienaturalnie bladą skórę i włosy, ubrana była w białą sukieneczkę co jeszcze potęgowało efekt. Ale najgorsze w jej wyglądzie były oczy. Oczy, które patrzyły na nią, miały wyraziście czerwony kolor. Ann miała wrażenie, że może zajrzeć do głowy dziewczynki, zobaczyć wypełniającą ją krew.
Kolejność i logika. Po pierwsze, skąd nadchodziła owa osoba, że Ann jej nie zauważyła a usłyszała? Jak mogła pomylić kroki dziewczynki z męskimi krokami?
Opis dziewczynki jest ważny. Od tego powinieneś zacząć. A tu mamy: ujrzała dziewczynkę, Ann poczekała aż ta się zbliży i dopiero wtedy się przestraszyła jej wyglądu.
Wstawiasz opisy postaci dopiero po tym, jak coś się dzieje. Spróbuj wplatać te opisy w akcję.
Szare(PRZECINEK) niczym nie wyróżniające się budynki, przechodnie o twarzach bez wyrazu.
I tyle z całego miasteczka? Zbyt skromnie.
Z trudem otworzył wgniecione drzwi swojego Mustanga i postawił na "rajskiej" ziemi swoje okute metalem, ciężkie buciory.
I nie narób z byt wielkich szkód Eden to piękne miasteczko.
Z opisu to one piękne nie było. A Jenny odzywa się do Łowcy jak do małego dziecka.
Nie widział jej dopiero 3 miesiące, a już za nią tęsknił.
Trzy miesiące to kawał czasu.
Jenny byłą specem od komputerów i researchingu(PRZECINEK) preferowała zacisze swojego domu, a on uwielbiał pracować samotnie, także dobrze się uzupełniali.
Skoro siedziała w domu, to co z niej za łowca? Skoro on uwielbiał pracować samotnie, to współpraca z kimś - z Jenny powinna mu się nie podobać.
Substancję tą znaleziono we wnętrzu meteorytu, który spadł w Rosji w 1908 roku.
Substancję TĘ znaleziono...
Zdanie do wycięcia, niepotrzebna informacja.
Łowcy przechwycili ją od rosyjskich tajnych służb specjalnych, które to odnalazły fragmenty meteorytu(PRZECINEK) nie pozwalając aby jakiekolwiek informacje wyciekły do opinii publicznej.
Były to jedyne naboje, które były w stanie wyrządzić Białym jakąś krzywdę. Johnny żałował tylko, że były tak trudno dostępne.[/quote
No pewnie że trudno dostępne, skoro produkowane były z substancji znalezionej w meteorycie i przechwyconej od służb specjalnych. I małe pytanko: czym więc zabijano Białych przed uderzeniem meteorytu w ziemię?
Johnny celował już jednym ze swoich rewolwerów prosto miedzy jego oczy.
... prosto między oczy.
- To nie było mądre posunięcie szeryfie.(BEZ KROPKI) - powiedział Johnny.
- To musi panu wystarczyć, szeryfie.(BEZ KROPKI) - Johny Rozsunął poły płaszcza. Na jego szyi wisiała,(BEZ PRZECINKA) srebrna, siedmioramienna gwiazda Łowcy.
Na prawdę nieciekawa okolica.
Naprawdę.
Ostatnio przeganiałem stamtąd jakichś przybłędów, więc jeśli to czego szukasz znajduję się w Eden, to najprawdopodobniej właśnie tam.
Dziwne zachowanie szeryfa. Wpierw go wygania z miasta, a teraz mu pomaga.
Gdy dotarł na miejsce od razu wiedział, że oni tu są.
Skąd wiedział? Rozwiń.
...było wielkości dużego psa(PRZECINEK) jednak kształtem przypominało człowieka.
Johnny nie karmił go za często, także Skuner składał się praktycznie tylko z szarej, wysuszonej skóry i kości
... więc Skuner składał się...
Johnny oparł się o maskę swojego Mustanga, wyciągnął paczkę papierosów i odpalił jednego.
Ale z niego Łowca. Pali papierosa myśląc o ukochanej gdy tymczasem ktoś inny odwala za niego robotę.
- Kurde, mam nadzieję, że nie jest za późno! - powiedział Johny. - Skuner, zostań i pilnuj!
Tylko powiedział? Wykrzyknął, warknął, zaklął byłoby właściwsze.
Dochodziły gdzieś z góry, czyli białasy zalęgły się gdzieś na piętrze.
Było ich troje,(DWUKROPEK) mężczyzna, kobieta i mała dziewczynka, wszyscy tak samo biali, o białych włosach i ubraniach.
Do ściany, która wcześniej była po jego prawej stronie, grubymi kajdanami przykuta była dziewczyna.
A teraz ściana zmieniła położenie?
Johnny znalazł w resztkach,(BEZ PRZECINKA) pozostałych z ojca rodziny,(BEZ PRZECINKA) klucz i wyswobodził dziewczynę.
Miała pół otwarte oczy i chyba nie była do końca przytomna.
Wpółotwarte.

Pomysł ciekawy, ale wykonanie nieszczególne. Dialogi i postacie wyszły nienaturalnie i sztywno. Czasem masz problemy z zapisem dialogów, z przecinkami, powtórzeniami.

Brakuje mi w tym opowiadaniu emocji, sceny są opisane powierzchownie. Łowca skupia się cały czas na swojej ukochanej, a o tym co czuje Ann niewiele wiadomo. Mało wiemy również o owych Białych, może wypadałoby ten wątek rozwinąć? Poza tym nic nie łączy Ann i Łowcę, umieściłeś tu dwa wątki, dwie historie, których jedynym punktem wspólnym jest to, że ona znajduje się w pokoju w którym Łowca urządził sobie strzelaninę na Białych. To za mało.

Jako zaczątek do opowiadania - podobało mi się. Niestety jest to bardzo niedopracowana historia.

4
inigo88 pisze:letnie klapki.
A są zimowe klapki? Klapki na misiu? :)
inigo88 pisze:Jeszcze przed wyjściem spędziła kilka godzin na "robieniu się na bóstwo".
Z kobietami tak jest. Robią się na bóstwa przed wyjściem, a nie po nim. "Jeszcze" całkiem niepotrzebne.
inigo88 pisze:Bardzo jej na tym zależało. Ten wysoki brunet o szarych oczach, starszy od niej o rok, zawrócił jej kompletnie w głowie.
Jeju, jej! Za dużo zaimków.
inigo88 pisze:mknął autostradą numer 13 z zawrotną prędkością. Mroczny Johnny, siedzący za kierownicą, zajęty był studiowaniem mapy stanu Maryland i rozmową przez komórkę.
Czy następna scena to wypadek, w którym bohater przechodzi na drugą stronę? Mknący samochód i tak wiele czynności?
inigo88 pisze:Jego sięgający ziemi, skórzany płaszcz i kowbojski kapelusz, również mieściły się w tej palecie. Gęste, kruczoczarne, ciągle przetłuszczone włosy dopełniały jego mroczny wizerunek. Jedynym wyróżniającym się elementem była jego blada, ziemista cera. Johnny uwielbiał spojrzenia ludzi PRZECINEK gdy po raz pierwszy go zobaczyli, przekonani, że stoi przed nimi sama śmierć.

Znowu nadmiar zaimków.
inigo88 pisze:Gęste, kruczoczarne, ciągle przetłuszczone włosy dopełniały jego mroczny wizerunek. Jedynym wyróżniającym się elementem była jego blada, ziemista cera. Johnny uwielbiał spojrzenia ludzi gdy po raz pierwszy go zobaczyli, przekonani, że stoi przed nimi sama śmierć.
NIjak mi nie pasują te tłuste, niemyte włosy do gościa, który wygląda jak śmierć. Dla mnie jest odrażający, brudny, niechlujny, nic ponad to. Ale to już kwestia indywidualnego podejścia i gustów.
inigo88 pisze:Zamiast niego ujrzała małą, najwyżej dziesięcioletnią dziewczynkę. Zatrzymała się ona tuż przed nią i wbiła w siedzącą na ławce dziewczynę swój wzrok. Ann przeszedł dreszcz przerażenia. To małe PRZECINEK z pozoru niewinne dziecko wyglądało upiornie. Dziewczynka miała nienaturalnie bladą skórę i włosy, ubrana była w białą sukieneczkę PRZECINEK co jeszcze potęgowało efekt. Ale najgorsze w jej wyglądzie były oczy. Oczy, które patrzyły na nią, miały wyraziście czerwony kolor. Ann miała wrażenie, że może zajrzeć do głowy dziewczynki, zobaczyć wypełniającą ją krew. Z tego przerażenia wyrwał ją uśmiech dziewczynki, tak uroczy, że Ann nie mogła się oprzeć jego uspokajającej sile.
 - Cześć - powiedziała słodkim głosem dziewczynka. - Chyba się mnie nie boisz?
Za wiele dziewczynek w tym opisie.
inigo88 pisze:Oczy, które patrzyły na nią, miały wyraziście czerwony kolor.
Oczy nabrały cech istoty żywej. Na ogół to człowiek patrzy, oczy mu do tego służą.
Może: Patrzyła na nią oczyma o wyraziście czerwonym kolorze.
inigo88 pisze:Dziewczynka miała nienaturalnie bladą skórę i włosy,
Blada skóra - OK. Blade włosy - znaczy jakie? Białe, blond, siwe?
inigo88 pisze:Dziewczyna spostrzegła to i chciała się odwrócić, jednak w tym momencie ktoś położył jej na głowie dłoń. Jej ciało przeszedł zimny dreszcz. Począwszy od głowy, aż po palce u stóp, każdy z jej mięśni napiął się boleśnie, skutecznie unieruchamiając. Dziewczyna próbowała się wyszarpnąć, ale nie mogła poruszyć nawet najmniejszym mięśniem. Nie mogła zrobić nic, nawet mrugnąć powiekami. Ogarnęła panika, jej serce łomotało niemiłosiernie, a wzrok zaczął się rozmywać.
Jeju jej! Znowu te zaimki! Wiemy, że to jej głowa, jej serce, jej ciało. Po co o tym nieustannie pisać?
inigo88 pisze:przechodnie o twarzach bez wyrazu. Każdy zajęty własnym życiem, nawet nie zwrócili na niego uwagi.
Namotałeś i wydaje się, ze coś nie gra.
Może zmienimy kolejność informacji? ...przechodnie o twarzach bez wyrazu nie zwrócili na niego uwagi. Każdy był zajęty swoimi sprawami.
inigo88 pisze:żę
inigo88 pisze:byłą
Każdemu się tak czasami napisze, ale nie każdy zapomni poprawić. Kontroluj takie omyłki, bo one sprawiają, że tekst sprawia wrażenie niechlujnego.
inigo88 pisze:bogato zdobione Colty oraz jedenaście dodatkowych nabojów rewolwerowych z pociskami wykonanymi z dziwnego czarnego materiału,
Jak na mój babski umysł, to Colt jest rewolwerem, więc pisać, że naboje są do rewolweru nie trzeba.

I muszę przerwać. Wrócę do ciebie.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

5
inigo88 pisze:W wyścielonych szkarłatnym jedwabiem pudelku
w wyścielonym pudełku
inigo88 pisze:Substancję znaleziono we wnętrzu meteorytu,

inigo88 pisze:Były to jedyne naboje, które były w stanie wyrządzić Białym jakąś krzywdę. Johnny żałował tylko, że były tak trudno dostępne.
powtórzenia
może: Tylko takie naboje mogły wyrządzić Białym krzywdę. Johnny żałował, że trudno je było zdobyć.
inigo88 pisze:Cała ogarniająca go rezygnacja zniknęła w jednej chwili i jego organizm przestawił się na instynktowne działanie.
cała - wyrzuć
powtórzenia zaimka, drugi raz - wyrzuć
inigo88 pisze:Stworzenie to, wyhodowane przez Łowców, było wielkości dużego psa jednak kształtem przypominało człowieka. Johnny nie karmił go za często, także Skuner składał się praktycznie tylko z szarej, wysuszonej skóry i kości. Był też całkowicie łysy i nagi, nie licząc zapiętej na szyi obroży. Gdy Skuner wyszedł z bagażnika, spojrzał na Johnny'ego swoimi czarnymi, pustymi oczami i uśmiechnął się, pokazując kły.
To się nazywa wyobraźnia! Aleś mnie zaskoczył tym człowiekiem wielkości psa. Do tego nagim, wychudzonym i wąchającym na rozkaz, całkiem ja czworonóg. Nie wiem, czy mi się ten pomysł podoba, ale na pewno mnie zaskoczył.
inigo88 pisze:Dochodziły gdzieś z góry, czyli białasy zalęgły się gdzieś na piętrze. Przeszedł powoli do przedpokoju i zaczął ostrożnie wchodzić po starych, przeżartych przez korniki schodach. Gdy dotarł na górę, jego oczom ukazał się wąski korytarz.
powtórzenia
inigo88 pisze:- Skosztujcie tego, parszywe białe świnie! - wykrzyczał i zaśmiał się triumfalnie.
Nie, nie, nie! Jak mamę kocham, wszystko zniosę tylko nie takie okrzyki! Bohater wychodzi na środek, oddaje dwa strzały, bam!, bam! i krzyczy kunsztowne zdanie, by zaśmiać się triumfalnie. Jak dla mnie sztuczne to jak aromat identyczny z naturalnym.


Uwagi ogólne. Mimo dość długiej listy różnych niedociągnięć, to przeczytałam twój tekst bez bólu. Bohaterowie jakich tworzysz są trochę zbyt papierowi: czarny i wielki Łowca, blondi wyratowana z opałów, okropne kreatury zjadające biednego mięśniaka z drużyny, piękna, cycata pani od researchingu. Trochę to wtórne, przyznasz. Za to powalasz na kolana tym dziwacznym stworem - Skunerem.
Czy chciałabym przeczytać całą książkę z tymi bohaterami? Nie wiem, boję się, że miałabym problem. Ale to już kwestia gustu i preferencji.

Rozwijaj język.

Pozdrawiam.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”