Dawno, dawno temu kiedy Mistrz Stefan nie był jeszcze Mistrzem Stefanem, a tylko po prostu Stefanem stało się tak, że zasmakował w typowo męskich rozrywkach jak podpalanie, gwałcenie i picie wszystkiego co „poniewierało”, żeby nie wspomnieć o wojaczce i innych takich pierdołach.
Prawdopodobnie wielkie zasługi na polu męskich rozrywek sprawiły , że Stefan zyskał należny mu z wszech miar przydomek Mistrza.
W czasach bardziej nam współczesnych można doszukać się wzmianek o kompromitacji rosyjskiego MSZ. Faktem jest, że Mistrz Stefan wstąpił "na jednego" na imprezę rosyjskich dyplomatów. Faktem jest, że znany był z wyrafinowanego ars amandi. Faktem jest też, że gdy trzeba było, potrafił dobrze przypieprzyć ..."
A co naprawdę zdarzyło się w Rosji ?
Mistrz Stefan zbudził się po hucznej imprezie sylwestrowej wśród grupki bliżej mu nieznanych istot płci żeńskiej o zróżnicowanej aparycji i wieku. Pieprzone krasnale jak zwykle rano, rąbały drzewo w jego biednej głowie, a wszystkie żywe stworzenia niemiłosiernie tupały uprzykrzając Mistrzowi i tak już ciężkie życie.
Jakiś bałaganiarz porozrzucał wszędzie puste butelki po szampanie i ruskim spirytusie. Żeńska część towarzystwa uczestnicząca w imprezie spała. Wszystkie dziewczęta były hojnie obdarzone przez naturę, a ich ciała umazane były kawiorem. Telewizor wyświetlał film o mocnym zabarwieniu erotycznym, podkreślanym nagością całej obsady aktorskiej i głośnymi jękami jej żeńskiej części. Mistrz poczuł się skonsternowany przecież wiadomo było, że zasadniczo nie lubi „ kurwów”. Targany ambiwalentnymi odczuciami Mistrz usiadł i podrapał się najpierw po głowie, a potem po jądrach.
-Wydawało mi się, że się zakochałem w jakiejś Stioszce… - mruknął.
Nagie ruskie kobiety powoli zaczynały się budzić. Zaczęło się poranne przeciąganie seksownych ciał i rozległy się powitania;
- Ach witaj Mistrzu ..
- Dzień dobry słodki Stefanie..
- Mistrzuniu, może napiłbyś się pysznego, chłodnego piwka ?
Ta ostania propozycja zainteresowała Mistrza najbardziej, wiadomo, faceci są konkretni.
Mistrz pomyślał sobie; Gdyby wszystko układało mi się tak jak moje życie seksualne, byłbym najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi.
Nagle jakieś smutne i ponure „karki” w za małych, obcisłych garniturach wparowały do apartamentu, gdzie Mistrz Stefan dochodził do siebie popijając Pyszne Piwo. Jeden z byczków wskazał Mistrza:
- To ten ! – wrzasnął i pokazał wielkim paluchem Mistrza.
Drugi „karczek” grzmotnął go pięścią w twarz
-Więcej szacunku – powiedział po rosyjsku- Wania, to nie burdel, A Mistrz to nie klient, który nie płaci. Jak nie załapiesz, to wrócisz tam, gdzie cię Sasza wypatrzył i wziął na próbę.
Kark miał na myśli burdel przy ulicy Pokrowki w Moskwie, gdzie Wania zajmował się selekcją klientów i egzekwowaniem należności od amatorów uciech cielesnych, którzy miewali kłopoty z płynnością finansową. Wania stropił się i rozmasował policzek
– Przepraszam Andriej – powiedział, jego wzrok się rozbiegał, a oblicze spąsowiało.
-Szanowny Mistrzu - zaczął Andriej, doskonałą polszczyzną – pozwoli pan się zaprosić do pana prezydenta Rosji ? Pan Prezydent prosi o krótkie spotkanie...
Mistrz przewalczył pokusę podrapania się po jądrach i nieludzkim wysiłkiem skupił się na myśleniu.
- A o czym Kola chce ze mną gadać ? - spytał, po czym szybko się poprawił - O czym pan prezydent chce ze mną rozmawiać ?
- Tego nie wiem proszę Mistrza – odpowiedział kark.
- No dobra, dopiję browarka i przyjdę- westchnął Mistrz.
*
Mistrz dopił specjalnie dla niego sprowadzone do Rosji Pyszne Piwo, podrapał się po jądrach i przeszedł do prywatnej części apartamentu. Z podróżnej walizki wyciągnął przybory toaletowe, skierował swoje mistrzowskie kroki ku łazience ze złotą armaturą i oprzyrządowaniem. Mistrz szybciutko przysiadł na muszli, wydalił z siebie coś co przypominało szlaban kolejowy i różniło się tylko brakiem czerwono-białych prążków. Wziął błyskawicznie prysznic, zmył z siebie pot dziwek i dokonał innych ablucji, które zapewniały, że Mistrz był schludnym i pachnącym Mistrzem. Założył szlafrok, a na stopy wzuł kapcie, z którymi podróżował po całym świecie, po czym ruszył na spotkanie z prezydentem Rosji.
Mistrz wędrował korytarzem ozdobionym malowidłami przedstawiającymi kolejnych władców Rosji. Każdy z uwiecznionych władców spoglądał z płótna surowo na Mistrza. W końcu Mistrz doszedł do ogromnych drzwi na końcu korytarza, zapukał w nie i wszedł do gabinetu Koli.
- Cześć – przywitał się nienaganną angielszczyzną- co tam Kola cię dręczy ? - spytał.
- Widzisz Mistrzu – odpowiedział prezydent Rosji – mamy problem z naszym Ministerstwem Spraw Zagranicznych. Nie gniewaj się, ale muszę to powiedzieć, ten problem po trosze ty wywołałeś.
-….. - Mistrz patrzył na prezydenta Rosji i nie rozumiał.
- Mistrzu, a pamiętasz Wołodię ?
- No, pamiętam - przytaknął Mistrz, ale nadal nie wiedział do czego zmierza Kola.
Prezydent Rosji postrzegł wielkie pytajniki w oczach Mistrza i zaczął wyjaśniać.
- Widzisz Stefan , mogę Ci tak mówić ? - spytał. Mistrz skinął twierdząco głową.
- Wołodia – kontynuował prezydent – to nasz minister MSZ, a ty Stefan z nim piłeś, tak ?
Mistrz ponownie skinął głową, zaczynało mu coś świtać w skacowanej głowie. Nie zaprzeczał po trosze z wrodzonej grzeczności, a nieco bardziej z tego powodu, że widział podczas golenia nagrania z ulicznych kamer transmitowane przez CNN i inne kanały informacyjne z całego świata. Bohaterami nagrań byli Wołodia i sam Mistrz. Różnica polegała na tym, że Wołodia połknął wcześniej „tabletkę gwałtu” i pląsał nago po śniegu taniec z „Jeziora Łabędzi” Czajkowskiego na Placu Czerwonym. Twarz Mistrza skrywało rondo kapelusza, a sam Mistrz był ubrany . Dla mediów rola Mistrza sprowadzała się do bycia bliżej nieznanym mężczyzną, który akompaniował na akordeonie ministrowi MSZ Rosji.
Rola ta, jako że Mistrz był z natury skromny, w zupełności Mistrzowi odpowiadała. Prezenterzy w poszczególnych kanałach informacyjnych szczytowali, bełkotali o prowokacji etc. etc.
Mistrza dziwiło cale to zamieszanie – Co oni wszyscy gołego chłopa nie widzieli ? - pytał samego siebie Mistrz.
-Widzisz Kola, ja myślę, że to tęsknota za rodziną jest – powiedział Mistrz – Ja na Twoim miejscu
wysłałbym Wołodię na jakąś placówkę w ciepłym kraju. Weźmie chłop rodzinę z sobą, wrzawa w mediach z czasem ucichnie. Będzie po problemie. Teraz mediom się powie, że to ktoś podobny był do Wołodii,a cały incydent nie ma żadnego związku z bankietem sylwestrowym w MSZ.
- Stefan, nie bez powodu zwą cię Mistrzem – powiedział prezydent Rosji – Dasz się namówić na szklaneczkę zmrożonej wódeczki ?
Mistrz nie potrafił odmówić prezydentowi Rosji.
Po piątej szklaneczce zmrożonej wódeczki Kola spytał – Stefan, może zostałbyś konsultantem Kremla?
-Kola, zastanowię się, a teraz pora do domu wracać, moja Helena pewnie tęskni... - powiedział Mistrz. – Dam ci znać co i jak – dokończył.
Mistrz wykonał z Kolą tradycyjnego rosyjskiego niedźwiadka, po czym odwieziono go rządową limuzyną na rządowe lotnisko , skąd z honorami odleciał rządowym samolotem w kierunku domu.
Kolorowe drinki
Pewnego dnia, a był to dzień z pozoru najzwyklejszy jak tylko może być zwyczajny zwykły dzień, Helena, kobieta Mistrza Stefana powiedziała:
- Tylko piwo chlasz – i dodała z przekąsem – kochanie.
Mistrz Stefan nawet lubił i szanował na swój sposób wszystkie swoje kobiety, więc postanowił wyjść naprzeciw oczekiwaniom swojej pani.
- Cóż, mus to mus, trzeba zacząć pić coś więcej i innego niż Pyszne Piwo – pomyślał.
Po chwili namysłu, doszedł do wniosku, że skoro jest Europejczykiem to powinien zacząć pić kolorowe drinki. Nawet niech będą ciepłe, byleby były kolorowe.
-Ciepłe drinki nie są złe - przekonywał sam siebie - Może smakują gorzej, ale to tylko kształtuje charakter i wyrabia silną wolę. Poza tym odmienne walory smakowe nie umniejszają ich leczniczego wpływu na organizm.
Tutaj dodam, że mistrz Stefan był prawym obywatelem i wyrazem tego było, w miarę możliwości Mistrza, spożywanie tylko alkoholu z banderolką oznaczającą opłacenie akcyzy. Czasem, zdarzało się, że banderolka była zapisana pismem krzesełkowym, ale to tylko dlatego, że Mistrz nie miał nic przeciwko rozszerzeniu Unii Europejskiej o Ukrainę i trochę dlatego, że trochę był kosmopolitą.
Natomiast Mistrz Stefan nie zwykł pijać żadnych lekkich win jak Borygo czy płyn do mycia szyb. Nie dlatego, że nie miały akcyzy, po prostu nie lubił win.
*
Jasne, poranne promienie słońca pieściły uśmiechnięte oblicze Mistrza Stefana.- Kurwa – wymamrotał Mistrz. Tym krótkim słowem witał każdy kolejny dzień.
- A niech to… - westchnął i przeciągnął się.
Zsunął stopami buty, które zaczęły go uwierać. Całe pomieszczenie natychmiast przeszedł na wylot przenikliwy zapach. Kilka much, które unosiły się z nieznośnym brzęczeniem przy szybie okna, nagle straciło umiejętność latania i zaczęło udawać martwe leżąc na parapecie.
Mistrz zwlókł się z łóżka, jeszcze raz przeciągnął się, aż coś gruchnęło i strzeliło wewnątrz Mistrza. Potem powoli i z wyraźną przyjemnością podrapał się po jądrach. Dopiero teraz, uprzednio przecierając oburącz powieki spróbował je unieść. Niezwykła jasność przeszyła mózg Mistrza. Mistrz Stefan dbał o swój mózg, więc czym prędzej przymknął z powrotem oczy.
Wciągnął głęboko nosem powietrze i natychmiast zorientował się, że nie jest u siebie w domu. Kwaterę Mistrza zdobiła ogromna kolekcja puszek po Pysznym Piwie i innych równie zacnych trunkach. Zapach wydobywający się z kolekcji Mistrza tworzył niezwykły nastrój i wprowadzał miłą domową atmosferę.
Nagle Mistrz usłyszał szorstki, chrapliwy głos:
- Dwieście złociszy się należy.
- A za co ? – spytał uprzejmie Mistrz.
- Za nocleg – odpowiedział ten sam głos.
Mistrz otworzył oczy. Przed nim stał w zielonym fartuchu misiowaty pracownik „hotelu”.
Mistrz Stefan wyciągnął dłoń po 200 zł, które przed momentem obiecał mu „hotelarz”.
- Nie tobie, tylko mi - warknął misiowaty.
- Co ?? – zdziwił się Mistrz – zimna woda pod prysznicem, łóżko bez materaca, nie ma pościeli, a za dwieście zeta to na śniadanie powinien być szwedzki stół. Pocałuj mnie w dupę. Nie mam, nie zapłacę – oznajmił triumfalnie Mistrz.
- To przyjdzie do ciebie Mistrzuniu komornik – wrogo oznajmił pracownik kurortu.
- On taka samo jak ty może sobie wsadzić palec w dupę, a potem oblizać jak loda – zripostował Mistrz. Mistrz nie lubił gróźb kierowanych pod jego adresem, a szczególności gróźb mających na celu wymuszenie zapłaty nienależnych należności, więc chociaż z natury unikał plugawienia mowy ojczystej, spontanicznie dodał - Spierdalaj.
Misiowaty usłuchał i opuścił pomieszczenie.
- No i masz babo kolorowe drinki – pomyślał Mistrz - Po Pysznym Piwie takie rzeczy mi się nie na ogół nie zdarzają.
Wykorzystując niedomknięcie drzwi przez wzburzonego misiowatego, Mistrz wymknął się z pokoju i skierował kroki ku wyjściu z budynku. Chwilę później Mistrz stojąc na na ulicy zastanawiał się co zrobić dalej z tak miło rozpoczętym dniem…
*
Mistrz, jak każdy prawdziwy mężczyzna znał tylko dwa uczucia, orgazm i kaca.Kaca o dziwo tym razem Mistrz nie miał, orgazmu zwyczajowo też nie.
Niemniej, Mistrz Stefan jak sam później wspominał, był zadowolony, przynajmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, nie wytrzeźwiał po wczorajszym meetingu degustatorów trunków
alternatywnych, na który trafił przypadkiem po kilku kolorowych drinkach , po drugie zaoszczędził 200 zł za nocleg. Może trochę wirtualnie zaoszczędził, bo tych 200 zł nigdy nie miał, ale w każdym razie ich nie wydał. Mistrz cieszył się jak zbieracz złomu po „zdobyciu' kratki kanalizacyjnej z osiedlowego parkingu. Swoją drogą Mistrz często miewał okazje sypiać „gdzie nie gdzie” oraz tam i ówdzie, niemniej akceptował jako jedyny sposób płatności za nocleg, wspólne spożycie
kilku „leśnych dzbanów” lub ich wyrażonego w etylowej satysfakcji ekwiwalentu.
W każdym razie Mistrz był zadowolony, a słońce świeciło. Mistrz rzadko nucił, ale tym razem, naprawdę był zadowolony. Mistrz ruszył przed siebie podśpiewując po cichu piosenkę o dziewczynce co jadła ziemniaki , ale wolała jeść kaszę. Nucenie mistrza było na miarę wielkich protest songów. Od nucenia o dziewczynce jedzącej kaszę Mistrz poczuł się spragniony, a to przypomniało mu ohydne kolorowe drinki, oraz to, że ma kobietę, taka personalna, nakłaniającą go do picia kolorowych drinków.
- Kolorowe drinki to zło – pomyślał i starał się szybko zapomnieć o złym wspomnieniu. Mistrz potrząsnął głową na boki jakby starał się odpędzić sforę owadów, po czym splunął i skierował swe kroki ku przygodzie.
*
Przygoda Mistrza była całkiem materialna, był to sklep o wdzięcznej nazwie Jutrzenka, czynny całą dobę oferując przy tym trunki wszelakie, dla klientów zamożnych mniej jak i bardziej.
Przed „Jutrzenką” stał osobnik spożywający wino metodą jednego długiego łyka.
Górna, nieprzysłonięta dnem zielonej butelki część twarzy tegoż osobnika, odpowiadała zapamiętanej przez Mistrza fizjonomii Romana, z którym 2 dni i dzień wcześniej Mistrz spożywał kolorowe drinki. Mistrz zatem wywnioskował, że osobą stojąca przed Jutrzenką jest faktycznie Roman pijący niedrogie, ale bez wątpienia pyszne wino. Wszyscy pili to wino, a ogół miał rację i mylić się nie mógł. Ogół potwierdzał pyszność wina pitego przez Romana stojąc cała dobę na rogu „Jutrzenki” i prosząc o skromne datki pozwalające na nabycie wina takiego, jakie pije Roman.
Roman, kojarzony przez większość znajomych z wcielenia w życie zasady, że przewrócenie bielizny na drugą stronę, zastępuje jej pranie, pochłonięty spożywaniem wina nie zauważył Mistrza.
- Dobry, Roman – zagaił Mistrz - ile ci brakuje ?
- Prawie dziesięć miesięcy temu zmarła mi matka, potrzebuję dwa złoty – odpowiedział odruchowo Roman. - O kuźwa, witaj Mistrzu, nie poznałem. To co robimy ? Wino, czy Pyszne ?
Pyszne- odparł Mistrz.
- To kupię – zaproponował Roman i nieco chwiejnym krokiem wszedł do sklepu.
Sprzedawczyni w Jutrzence była nieugięta jakby zależało od tego jej życie i nie sprzedała Romanowi dwóch Pysznych z powodu brakujących 6 groszy,. Mistrz zeźlił się odrobinę, a Roman ciężko sapał przeklinając w myślach nieuprzejmą i nastawioną całkowicie nieżyciowo sprzedawczynię mającą na lewej, jednej z dwóch ogromnych piersi z plakietkę z napisem „Helena”. Zdesperowani przyjaciele postanowili pójść oddać krew licząc na otrzymanie jakichś pieniędzy za pełen poświęcenia czyn .
*
Mistrz starał się przełknąć ostatnie kęsy źródło protein jakim była bułki z szynką, którą dostał poza sześcioma czekoladami, po oddaniu cieczy życia ludzkości. Roman marzył, żeby zamiast sześciu czekolad mieć sześć groszy brakujących do dwóch Pysznych Piw. Mistrz nie myślał o niczym, bo mu się nie chciało.Na chodniku lśniło leżące w oddali 10 groszy. Blask monety ucieszył Romana jak promocja na welurowe materace w Lidlu amatorów nieskrępowanej żeglugi po zamkniętych akwenach kąpielisk.
Roman wyrwał do przodu. Teraz mieli gotówkę na dwa pyszne i cztery grosze na nową drogę życia.
Mistrz nie chciał wejść do Jutrzenki tak bardzo, jak nie chciał powiedzieć dlaczego nie ma na to ochoty..
- Roman, kuźwa, - argumentował – jesteś pełnoletni, Helena sprzeda ci Pyszne, nawet dwa ci sprzeda.
-Trzeźwy prawie też jesteś – dodał – wytrącając ostatnie argument Romanowi- Dajesz chłopie – dopingował Romana Mistrz. Roman dał się ostatecznie przekonać po czym wszedł do Jutrzenki.
Wewnątrz jak zwykle panował półmrok i dominował bliżej nieokreślony zapach , taki jak tylko może panować w miejscach podobnych do Jutrzenki. Półmrok podkreślał biel fartucha Heleny, a zapach unoszący się w Jutrzence miał w sobie coś z słodkiego aromatu oranżady z lat osiemdziesiątych wymieszanego z aromatem lekko gnijącego linoleum przemytego naprędce wodą z tanim środkiem myjącym. Na to wszystko nakładał się delikatnie zapach szamba, które wylało zaledwie wczoraj z dodatkową nutką woni gnijących ziemniaków.
Biel fartucha Heleny bijąca w półmroku czeluści Jutrzenki podkreślała ważność stanowiska Heleny.
Od Heleny zależało wszystko. Muchy smętnie latały nad łakociami wystawionymi na szklanej ladzie lodówki, w której zalegała „kiełbasa ogrodowa” i mortadela.
- Całuję rączki pani kierowniczki – zagaił uprzejmie Roman- Dwa Pyszne poproszę – dokończył treściwie i wysypał garść monet na ladę. Helena, mimo iż była nieżyciowa i rzeczowo nieuprzejma, znała preferencje swoich stałych klientów. W zasięgu ręki Heleny piętrzył się ogromny stos zgrzewek Pysznego Piwa tuż obok równie sporego stosu skrzynek z winem w zielonych butelkach, które lubił Roman. Helena nie badała trzeźwości klientów, zatem sięgnęła szybkim ruchem po dwa Pyszne, oceniając jednym rzutem oka, czy gotówka dostarczona przez Romana jest wystarczająca.
Masując się mimochodem po młodej prawej piersi równie ogromnej jak lewa, wydała resztę w postaci czterech groszy.
Tajemnicą Poliszynela jest, że niektórzy klienci Jutrzenki świadomi tego, że będące w ich posiadaniu zasoby finansowe są niewystarczające do zakupu upragnionych dóbr, stali w kolejce tylko po to , żeby zobaczyć jak Helena nieświadomie dotyka swoich ogromnych piersi podczas obsługiwania innych duszyczek spragnionych dóbr doczesnych.
Tak, Helena była lokalnym symbolem seksu. Niestety jej wspaniałe duże piersi zawsze były skryte
niczym pancerzem, białym fartuszkiem sprzedawczyni Jutrzenki.
Po dokonaniu powyższych czynności Helena przeszła w stan spoczynku, który objawiał się patrzeniem nieobecnym wzrokiem w nicość i na ogólnym braku ruchów ciała przy jednocześnie wyprostowanej sylwetce. Helena już była gotowa na obsłużenie kolejnego klienta.
Postronny obserwator mógłby powiedzieć, że Helena, w tych krótkich chwilach wytchnienia, które daje oczekiwanie na kolejnego klienta, myślami jest w innym lepszym świecie, a przynajmniej na wakacjach na Kajmanach. Jednakże, postronny obserwator myliłby się.
Helena w myślach była ciągle w tych wspaniałych momentach swojego życia, które poprzedzały dzień, w którym poprosiła Mistrza, żeby był Europejczykiem, to znaczy nie pił tylko Pysznego piwa. Mistrz jak to Mistrz, przez szacunek i zrozumienie dla swojej kobiety zaczął pijać kolorowe drinki.
Helena miała dopiero 18 lat, ale domyślała się, jak to tylko kobiety potrafią się domyślać, że Roman sam nie wypije kupionych przed chwilą Pysznych Piw. Helenie ciążyła świadomość sprowadzenia nieszczęścia w postaci nieszczerości na swój związek z Mistrzem Stefanem.
- I co mi przeszkadzało Pyszne. Po co się odzywałam? - pytała sama siebie Helena - Mamy nie posłuchałam, a mama przecież mówiła „ Helena, niech się chłop napije, przecież zmęczony jest i wypocząć chce”.
Dodatkowo samopoczucie Helenie psuła świadomość, że penis Mistrza był kompatybilny z każdą kobietą, Mistrz nigdy tego nie ukrywał, a nawet szczycił się tą kompatybilnością.
Helena nie wytrzymała, podniosła ladę i wybiegła przed Jutrzenkę w poszukiwaniu ukochanego.
W tym czasie Mistrz oddawał się za rogiem Jutrzenki igraszkom fekalnym. Był to jeden z tych momentów kiedy Mistrz chciał chociaż raz w życiu zobaczyć przez noktowizor obraz wydobywającej się z niego strugi moczu.
Mistrz zgadywał, że widok byłby fantastyczny, a film nakręcony za pomocą współczesnego sprzętu do filmowania w podczerwieni, po wystawieniu na youtube pobiłby rekordy odsłon. Taka tam tęcza w podczerwieni.
Zapinając rozporek Mistrz usłyszał nawoływanie Heleny.
- To się nazywa przygoda - westchnął. Postanowił sprostać wyzwaniu i wyszedł zza rogu Jutrzenki.
- Tak Heleno ?
- Mistrzu, przepraszam, wybaczysz mi ? Kochanie proszę... - szlochała Helena - Życie bez ciebie nie ma sensu. Samotność nocą w łóżku jest nieznośna. Wróć Mistrzu Stefanie – kontynuowała klęcząc już przed Mistrzem.
Mistrz lubił uległe kobiety z dużymi piersiami.
- No dobra – westchnął – Wrócę do ciebie Helenko.
Mistrz poczuł, że zarazem coś traci, ale też zarazem coś zyskuje.
[ Dodano: Sob 17 Gru, 2011 ]
Jest tak żle, czy tak dobrze ?
[ Dodano: Sob 17 Gru, 2011 ]
Jest tak żle, czy tak dobrze, że nikt nie komentuje ?