Dwa krótkie opowiadanka

1
Witam. Chciałbym podzielić się z jakże szanowną społecznością dwoma krótkimi opowiadaniami. Proszę o opinie co i nich sądzicie i jak je oceniacie.

PS: Proszę oczywiście o wyrozumiałość, bowiem dopiero rozpoczynam mą podróż z piórem :)

1.

Dźwięk syreny(policyjnej bądź pogotowia – nigdy ich nie potrafię rozróżnić) wyrwał mnie z głębokiej zadumy, w jakiej byłem pogrążony.
Dzień był parny i słoneczny, a niebo jarzyło się zdrowym błękitem. Typowe popołudnie spotykane w tych rejonach pod koniec maja. Wszyscy pod wpływem niepohamowanej euforii faktu, iż wreszcie można zrzucić trochę ubrań, wylewają się na ulice, zapełniając je w oka mgnieniu.
Siedziałem na marmurowych schodach prowadzących przed pomnik „Zwierząt i Roślin Zapomnianych”. Światło słoneczne odbijało się od niego, delikatnie muskając twarze przechodniów nieopodal.
Dźwięk syreny zbliżał się coraz bardziej, co mogłem jednoznacznie stwierdzić, pomimo mojego niedosłuchu. Ciągłe, nieprzerwane zawodzenie, dobiegające z pobliskiego rynku. Wżerało się w uszy, niemal jak wkręt przybijany do ściany za pomocą ciężkiego młotka.
Wstałem powoli, a w kolanach mocno mi coś chrupnęło. Wyraźne skrzywienie wykwitło na mych ustach, a w głowie pojawiła się myśl, iż muszę definitywnie popracować nad kondycją. Stojąc tak, czekałem na jakiś jednoznaczny rozwój sytuacji, a inne osoby odwracały również głowy.
No i jest nasz wrzeszczący przyjaciel, pomyślałem widząc wyłaniającą się zza rogu karetkę(racja, to jednak karetka). Żółte światła połyskiwały pomimo blasku słońca, a syreny migotały jednostajnie niebiesko-czerwonymi kolorami. Wóz wyglądał jakoś surrealistycznie, chociaż nie mogłem stwierdzić, czemu sprawiał takie wrażenie. Może to przez te światła… kolory…
Wpadłem w głęboką fascynację wydarzeniami i obrazami, jakie miałem przed oczami, jak gdyby było to nadmiar ważne.
Pojazd wyraźnie zwalnia, a ja stoję i obserwuję jak „gapie” w amerykańskich produkcjach filmowych. Inne osoby, znajdujące się w pobliżu, też sprawiają takie wrażenie. Jakież to zaskakujące, że z pozoru banalne filmy znajdują odzwierciedlenie w życiu codziennym.
Mrużę oczy, zasłaniając je zewnętrzną stroną dłoni przed bezlitosnymi promieniami słonecznymi.
Karetka definitywnie zatrzymała się w miejscu, nieopodal latarni miejskiej, z której schodziły już płatami warstwy chromu. Z pojazdu wybiegli dwaj sanitariusze, a jednemu z nich, w tym maratonie, podskakiwała torba ze sprzętem medycznym, spoczywającym na ramieniu. Dziwne, lecz biegli w stronę pomnika.
- Tam jest! – krzyknęła jakaś starsza kobieta, wskazując palcem w stronę „Zwierząt i Roślin Zapomnianych”.
Sanitariusze byli niezmordowani i ukazywali swój potencjał na miarę zawodowych sprinterów, lecąc na łeb i szyję. Starsza kobieta również zaczęła biec, jednakże z pewnością nie w tym samym tempie, co jej „konkurenci”.
Przesunąłem się na skraj schodów, by nikomu nie utrudnić, już i tak wymagającej pracy, obserwując rozwój wydarzeń i zastanawiając się jednocześnie, gdzie też znajduje się owa osoba potrzebująca pomocy.
- Potrzymaj mu głowę – usłyszałem tuż obok.
Odwróciłem się w tamtym kierunku i zamarłem w bezruchu. Jakiś chłopak leżał na nagrzanych marmurowych schodach, a okoliczni ludzie udzielali mu jakiejś racjonalnej pomocy, w stylu trzymania za rękę bądź głowę. Patrząc w zadumie na tego chłopaka uświadczyłem uczucia deja vu. Myślałem… czując już za sobą biegnących sanitariuszy, gdy w momencie zdałem sobie sprawę, iż ten chłopak ma taką samą koszulkę, co ja… zaraz… i spodnie… buty…
- Boże… to ja – powiedziałem do siebie, nie potrafiąc znaleźć racjonalnego wytłumaczenia. Zbliżyłem się, by więcej widzieć, jednocześnie bojąc się tego, co ujrzą moje oczy.
- Odsunąć się! – krzyczeli sanitariusze wbiegając po schodach.
Niektórzy posłusznie odchodzili od chłopaka, inni niewzruszeni nawoływaniem dalej klęczeli obok niego. Ja sam umknąłem na bok, jednakże sanitariusz, jak gdyby mnie nie dostrzegając wbiegł we mnie… a raczej przeze mnie, bo jak się po chwili okazało, przepłynął przez moje ciało niczym statek opuszczający białe odmęty mgły.
Stałem sparaliżowany, kompletnie nie wiedząc co się dzieje… i jak to wszystko możliwe. Rozdzieliłem się na dwie części, a w dodatku jedna z nich lada moment wyzionie ducha, a poza tym fizycznie można mnie zakwalifikować do gatunku „duchów pospolitych”. Myślałem intensywnie, gdy sanitariusze przeprowadzali masaż serca mojemu pierwszemu kawałkowi.
- Tracimy go! – krzyknął sanitariusz, ociekając potem. Gapie wpatrywali się tępo w to, co się dzieje, a ja miałem ochotę podejść i każdego z osobna chlasnąć w twarz. W głowie ciągle łomotało mi jedno zdanie: „tracimy go”. Kotłowało się, jak gdyby z prośbą o wypuszczenie. Czułem się coraz słabiej, a ostatnie siły uchodziły ze mnie, niczym z przebitego balona.
Tracimy go, tracimy go, tracimy…
Ostatnia myśl, jaka przyszła mi do głowy to to, iż jeden kawałem bez drugiego nie ma prawa egzystować. Potem nastała ciemność.


2.

Muzyka grała przeraźliwie głośno, trzęsąc niemalże pobliskimi ścianami. Ludzie skąpani w pocie, jednakże szczęśliwi, często w splątanych uściskach.
Podążam w odmętach tłumu, przebijając się przez kolejne grupki, niczym lodołamacz na Antarktydzie.
Szukam najważniejszej osoby w mojej w mojej krętej egzystencji – mojej siostry. Nie bez powodu wyrażam swoje obawy, co do jej osoby – ostatnio wpadła w naprawdę złe towarzystwo, ciągle pijące i zażywające dziwne substancje. Nie chce, by pogrążyła się w sobie, topiąc swe problemy w alkoholu czy narkotykach.
- Uważaj… - powiedział jakiś nastolatek z piwem w ręku i papierosem w ustach, gdy bezprecedensowo go potrąciłem, pochłonięty moimi poszukiwaniami.
Spojrzałem tylko na niego chłodnym wzrokiem, pełnym wyrzutu twierdzącym, iż nie powinien tu być.
Spostrzegłem grupkę osób, tak „zajaranych”, że ledwo stali na nogach. Modliłem się w duchu, bym nie spotkał w ich towarzystwie mojej siostry, jednocześnie odwracając wzrok we wszystkich kierunkach.
- Gdzie ona do cholery jest? – pytałem sam siebie w myślach, odwiedzając już chyba wszystkie potencjalne zakamarki w tym pomieszczeniu.
W głowie zaczęły rodzić się myśli, czy Susan, aby na pewno tu jest. Szybko się ich pozbyłem, szukając oparcia w fakcie, iż moja siostra nie może być pozostawiona samej sobie.
Wreszcie dostrzegłem małą komórkę, pełniącą funkcje schowka na ubrania, co okazało się istnym strzałem w dziesiątkę.
Jakiś chłopak napastował moją siostrę, próbując zdjąć jej oliwkową koszulkę, jednakże ona stanowczo się opierała. Wokół stało jeszcze kilku „oprychów”, czerpiących swoistą radość z tego wydarzenia.
Wdarłem się do komórki, łapiąc Susan za rękę i ciągnąc ją za sobą.
Sprawiała niewątpliwie wrażenie zdenerwowanej moją obecnością i zachowaniem, jednocześnie odczuwając sporą dozę ulgi.
Szybko opuściłem komórkę, targając(brutalnie, ale co na to poradzić) siostrę za dłoń, gdy na drodze stanął mi oprych, który miał czelność obmacywać Susan.
- Zejdź mi z drogi – warknąłem, patrząc mu wściekle w oczy.
- Nie skończyłem jeszcze zabawy – uśmiechnął się głupkowato, ukazując swe pożółkłe zęby.
- Moja siostra to nie zabawka – ciągle te spojrzenie
Oprych zrobił krok w moja stronę, a ja niemalże nieświadomie, wykonałem serie ruchów. Puściłem moją siostrę, i biorąc potężny zamach, ugodziłem przeciwnika w krtań. Gdy ten odruchowo złapał się za nią, próbując zaczerpnąć oddechu, ja błyskawicznie wystrzeliłem prawą ręką, łapiąc go za gardło i podnosząc na dobre pół metra.
-Zrób jeszcze pół kroku, a rozszarpie Cię gołymi rękoma – patrzyłem już nie w niego, bowiem brzydził mnie jego widok – teraz moje oczy spoczywały na podłodze.
Stałem tak w bezruchu jeszcze przez moment, gdy mój przeciwnik prawie tracił kontakt z otaczającym go światem.
Wreszcie puściłem go na ziemię, a ten upadł z głuchym łoskotem.
Chwyciłem ponownie rękę siostry, która była wyraźnie przerażona tym co ujrzała.
Jej brat nigdy nie zachowywał się w tego typu sposób, a jego postura wcale nie wskazywała tego co przed chwilą zrobił. Miała mętlik w głowie, ale wiedziała jednocześnie, że jej brat ma niewątpliwie większy.
Osoby w pobliżu odsuwały się znacznie, gdy on z Susan za rękę opuszczał pomieszczenie.
Ostatnio zmieniony sob 07 lip 2012, 12:12 przez Crossman, łącznie zmieniany 2 razy.
Nie będę celował ręką, gdyż kto celuje ręką, ten zapomniał oblicze swego ojca. |Będę celował okiem.| Nie będę strzelał ręką, gdyż kto strzela ręką, ten zapomniał oblicze swego ojca. |Będę strzelał umysłem.| Nie będę zabijał bronią, gdyż kto zabija bronią, ten zapomniał oblicze swego ojca. |Będę zabijał sercem|

2
Dźwięk syreny(policyjnej bądź pogotowia – nigdy ich nie potrafię rozróżnić) wyrwał mnie z głębokiej zadumy, w jakiej byłem pogrążony.
Zbędne. Wiadomo, że chodzi o zadumę, w jakiej był pogrążony, bo niby co innego miał robić z tą zadumą? Poza tym wstawka w nawiasie trochę średnio brzmi. No i spacja przed nawiasem.
Wszyscy pod wpływem niepohamowanej euforii faktu, iż wreszcie można zrzucić trochę ubrań
Co to jest euforia faktu?
wylewają się na ulice, zapełniając je w oka mgnieniu.
Zdecyduj się, czy piszesz w czasie przeszłym czy teraźniejszym, a nie każde zdanie w innym czasie.
Światło słoneczne odbijało się od niego, delikatnie muskając twarze przechodniów nieopodal
„Nieopodal” można wywalić.
Wyraźne skrzywienie wykwitło na mych ustach
Przekombinowane. Spokojnie można by napisać „skrzywiłem się” i tyle.
Stojąc tak, czekałem na jakiś jednoznaczny rozwój sytuacji, a inne osoby odwracały również głowy.
To znaczy co? Czemu „również”? Bohater przecież nie odwrócił głowy.
Wpadłem w głęboką fascynację wydarzeniami i obrazami, jakie miałem przed oczami, jak gdyby było to nadmiar ważne.
Nadmiar = zbyt wiele czegoś. Co ma niby oznaczać w tym zdaniu? Chyba chodziło Ci o „niezwykle ważne”. W ogóle to całe zdanie jest do poprawienia, bo brzmi strasznie.
ja stoję i obserwuję jak „gapie” w amerykańskich produkcjach filmowych
Cudzysłów niepotrzebny. Tym bardziej, że dalej piszesz „gapie” już bez cudzysłowu.
Karetka definitywnie zatrzymała się w miejscu
A mogła zatrzymać się tylko trochę?
Jakiś chłopak leżał na nagrzanych marmurowych schodach, a okoliczni ludzie udzielali mu jakiejś racjonalnej pomocy, w stylu trzymania za rękę bądź głowę.
Powtórzenie. Poza tym co miałeś na myśli, pisząc, że robili coś w stylu trzymania za rękę? Albo trzymali za rękę, albo nie.
Patrząc w zadumie na tego chłopaka uświadczyłem uczucia deja vu
Doświadczyłem


Ludzie skąpani w pocie, jednakże szczęśliwi, często w splątanych uściskach.
Ludzie skąpani w pocie co? Co robili? Brak tu orzeczenia.
Szukam najważniejszej osoby w mojej w mojej krętej egzystencji – mojej siostry.
Zdublowało Ci się. Poza tym powtórzenie „mojej”. To drugie „mojej” można spokojnie wyrzuć, przecież wiadomo, że chodzi o siostrę bohatera.
Nie bez powodu wyrażam swoje obawy
A czyje obawy ma wyrażać, jak nie swoje? Poza tym nie łatwiej napisać „bałem się o siostrę” zamiast „wyrażałem obawy co do osoby mojej siostry”? Co brzmi bardziej naturalnie?
- Uważaj… - powiedział jakiś nastolatek z piwem w ręku
Wydaje mi się, że pijany nastolatek powiedziałby raczej „patrz, jak leziesz, k…”, a nie „uważaj”.
Spojrzałem tylko na niego chłodnym wzrokiem, pełnym wyrzutu twierdzącym, iż nie powinien tu być.
To zdanie brzmi bardzo kiepsko.
Modliłem się w duchu, bym nie spotkał w ich towarzystwie mojej siostry, jednocześnie odwracając wzrok we wszystkich kierunkach.
Miał zeza rozbieżnego?
Wdarłem się do komórki, łapiąc Susan za rękę i ciągnąc ją za sobą.
Sprawiała niewątpliwie wrażenie zdenerwowanej
Ręka sprawiała wrażenie zdenerwowanej?
- Moja siostra to nie zabawka – ciągle te spojrzenie
To spojrzenie. Ale lepiej by brzmiało „powiedziałem, nie spuszczając z niego wzroku” czy coś w tym stylu.
patrzyłem już nie w niego
Na niego
teraz moje oczy spoczywały na podłodze
Znaczy ktoś mu je wydłubał i rzucił na podłogę?
Chwyciłem ponownie rękę siostry, która była wyraźnie przerażona tym co ujrzała.
No i znowuż ręka była przerażona.
Osoby w pobliżu odsuwały się znacznie, gdy on z Susan za rękę opuszczał pomieszczenie.
Dlaczego w ostatnim akapicie nagle przeskoczyłeś na narrację trzecioosobową?


Oj, kolego, mnóstwo pracy przed Tobą.
Po pierwsze, styl – tworzysz zdania potworki, próbujesz ubarwiać je na siłę, ale na razie brak Ci umiejętności i wychodzą kwiatuszki w stylu leżących na podłodze oczu. Wstawiasz mnóstwo niepotrzebnych wyrazów, „mój, swoje, jej”, a także typu „niewątpliwie” czy „definitywnie” (przykład z karetką). Nie staraj się kombinować, niepotrzebnie upiększać i wymyślać. Jeśli Twój bohater bał się o siostrę, to bał się o siostrę, a nie wyrażał obawy co do jej osoby, jeśli się skrzywił, to się skrzywił, a nie wyraźne skrzywienia wykwitały mu na ustach. Na pewno pomoże Ci to uniknąć kwiatuszków, których tu pełno nawsadzałeś. Naucz się najpierw tworzyć poprawne, płynne i dobrze brzmiące zdania, a dopiero potem będziesz mógł zacząć upiększać swój styl, skoro Ci na tym zależy.

Po drugie, fabuła. Twoje pierwsze opowiadanie można streścić zdaniem: chłopak umarł, choć na początku o tym nie wiedział, koniec. A drugi tekst: chłopak pobił faceta, który dobierał się do jego siostry, koniec. To nawet nie jest fabuła, to są pojedyncze scenki, bez przesłania, morału, puenty. Postaraj się wymyślić bardziej skomplikowaną historię.

Jak mówiłam, duuużo pracy przed Tobą. Ale się nie poddawaj.

[ Dodano: Czw 27 Maj, 2010 ]
Aha, jeszcze interpunkcja. Nie było aż tak źle, ale popracuj trochę nad nią. I poprawny zapis dialogów - koniecznie się z nim zapoznaj.

3
Dwa, dwa, dwa. Nie jedno. Nie trzy, a dwa.

To ja sobie wybiorę jedno. Dwóch nie chcę. Regulamin mi mówi, że dwóch nie mogę.
Dźwięk syreny(policyjnej bądź pogotowia – nigdy ich nie potrafię rozróżnić) wyrwał mnie z głębokiej zadumy, w jakiej byłem pogrążony.
Tekst przegadany. Już w pierwszym zdaniu można pozbyć się pogrubionych fragmentów i nie zmieni to nic dla fabuły.

W sumie to nie będę cytował gdyż zajęła się tym Obywatelka.

Próbujesz pisać zdania, które w ogóle ci nie leżą. Widać, że nie mówisz w taki sposób codziennie przez co pisanie nie wychodzi ci płynnie. Nie znasz języka, którym starasz się posługiwać.
Opowiadanie pierwsze jest raczej z tych, które niby mają poruszyć, wywołać chwilę zadumy, ale nic z tego nie wychodzi. Ciężko się przebić przez pokrętne myśli autora.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

4
Dźwięk syreny(policyjnej bądź pogotowia – nigdy ich nie potrafię rozróżnić) wyrwał mnie z głębokiej zadumy, w jakiej byłem pogrążony.
Bez nawiasu: Dźwięk syreny policyjnej - bądź pogotowia, nigdy ich nie potrafię rozróżnić - wyrwał mnie...
Dzień był parny i słoneczny, a niebo (*)jarzyło się zdrowym błękitem.
(*) Słońce może się jarzyć, ale niebo już nie.
Typowe popołudnie (*)spotykane w tych rejonach pod koniec maja.
Popołudnia nie można spotkać.
Wszyscy pod wpływem niepohamowanej euforii faktu, iż wreszcie można zrzucić trochę ubrań, (*)wylewają się na ulice, zapełniając je w oka mgnieniu.
Sugerujesz tutaj, że jednak to gorące popołudnie nie było zbyt typowe, skoro wzbudziło we wszystkich euforię.
(*) Ludzie to nie woda wylana do miski. Nie mogą wylać się zapełniając ulicę.
Siedziałem na marmurowych schodach prowadzących przed pomnik „Zwierząt i Roślin Zapomnianych
Siedziałem na marmurowych schodach pomnika Zwierząt i Roślin Zapomnianych.
Światło słoneczne odbijało się od niego, delikatnie muskając twarze przechodniów nieopodal.
Słońce padało na twarze przechodniów. I tyle. Bez żadnego odbijania się od pomnika.
Dźwięk syreny zbliżał się coraz bardziej, co mogłem jednoznacznie stwierdzić, pomimo mojego niedosłuchu.
Dźwięk syreny zbliżał się coraz bardziej. Co ma do tego niedosłuch? Karetka nadjeżdżała.
...niemal jak wkręt przybijany do ściany za pomocą ciężkiego młotka.
Wkrętów się nie przybija.
Wyraźne skrzywienie wykwitło na mych ustach, a w głowie pojawiła się myśl, iż muszę definitywnie popracować nad kondycją
"W kolanach mi chrupnęło. Oj, chyba muszę popracować nad kondycją."
Stojąc tak, czekałem na jakiś jednoznaczny rozwój sytuacji, a inne osoby odwracały również głowy.
Jakiej sytuacji? Ot, nadjeżdża karetka.
No i jest nasz wrzeszczący przyjaciel, pomyślałem widząc wyłaniającą się zza rogu karetkę(racja, to jednak karetka).
Skoro widzi karetkę, to już nie musi stwierdzać jednak, że to karetka.
Żółte światła połyskiwały pomimo blasku słońca, a syreny migotały jednostajnie niebiesko-czerwonymi kolorami.
Nie za dużo tu kolorów? Jakie żółte światła?
Wpadłem w głęboką fascynację wydarzeniami i obrazami, jakie miałem przed oczami, jak gdyby było to nadmiar ważne.
Przejaskrawiasz. Jakie to wydarzenia? Karetka nadjechała? Jakież to obrazy? Zbyt poetycko piszesz...
Pojazd wyraźnie zwalnia, a ja stoję i obserwuję jak „gapie” w amerykańskich produkcjach filmowych. Inne osoby, znajdujące się w pobliżu, też sprawiają takie wrażenie. Jakież to zaskakujące, że z pozoru banalne filmy znajdują odzwierciedlenie w życiu codziennym.
Albo jest się gapiem, albo nie. Nie można sprawiać wrażenia bycia gapiem. Filmy amerykańskie lub innej produkcji nie mają też nic z tym wspólnego. Małoż to gapiów na ulicach?
Mrużę oczy, zasłaniając je zewnętrzną stroną dłoni przed bezlitosnymi promieniami słonecznymi.
Zbyt dużo szczegółów.
Karetka definitywnie zatrzymała się w miejscu, nieopodal latarni miejskiej, z której schodziły już płatami warstwy chromu.
Karetka zatrzymała się w miejscu.
Przechodzisz tu od ogólnego widoku do szczegółu - od karetki do rdzy na latarni. Po pierwsze - o wiele lepiej wychodzą opisy od szczegółu do ogółu. Po drugie - to karetka tutaj jest ważna, nie obdrapana latarnia.
...a jednemu z nich, w tym maratonie, podskakiwała torba ze sprzętem medycznym, spoczywającym na ramieniu.
Bardzo niezręcznie opisane. Maraton z pewnością to nie był, a torba nie może spoczywać na ramieniu.
Dziwne, lecz biegli w stronę pomnika.
Dziwne, że bohater do tej pory nie zauważył osoby, do której karetka przyjechała.
...a (1)okoliczni ludzie udzielali mu (2)jakiejś racjonalnej pomocy, (3)w stylu trzymania za rękę bądź głowę. Patrząc (4)w zadumie na tego chłopaka uświadczyłem uczucia deja vu.
(1) Bez "okoliczni".
(2) Udzielali mu pomocy.
(3) Ilu tych ludzi trzymało go za rękę lub trzymało jego głowę?
(4) Mógł patrzeć ze zdziwieniem, ale nie w zadumie.
Myślałem… czując już za sobą biegnących sanitariuszy, gdy (1)w momencie zdałem sobie sprawę, iż ten chłopak (2)ma taką samą koszulkę, co ja… zaraz… i spodnie… buty…
Myślał czując za sobą sanitariuszy?
(1) ... gdy w pewnym momencie zdałem sobie sprawę.
(2) ma taką samą koszulkę co ja. Zaraz... i spodnie? i buty?
Zbliżyłem się, by więcej widzieć, jednocześnie bojąc się tego, co ujrzą moje oczy.
Bardzo patetyczne. Zbliżyłem się, by przyjrzeć się mu bliżej, jednocześnie bojąc się tego, co zobaczę.
...bo jak się po chwili okazało, przepłynął przez moje ciało niczym statek opuszczający białe odmęty mgły.
Przepłynąć to mógł duch. Sanitariusz przebiegł.
Rozdzieliłem się na dwie części, a w dodatku jedna z nich lada moment wyzionie ducha, a poza tym fizycznie można mnie zakwalifikować do gatunku „duchów pospolitych”.
(*) Wyciąć.
Myślałem intensywnie, gdy sanitariusze przeprowadzali masaż serca mojemu pierwszemu kawałkowi.
Mojemu ciału.
Muzyka grała przeraźliwie głośno, trzęsąc niemalże pobliskimi ścianami.
Trzęsąc lub nie.
Podążam w odmętach tłumu, przebijając się przez kolejne grupki, niczym lodołamacz na Antarktydzie.
Antarktyda jest kontynentem. Co tam robi lodołamacz?
Szukam najważniejszej osoby w mojej w mojej krętej egzystencji – mojej siostry.
POkrętnej egzystencji.
Szukam najważniejszej osoby w mojej pokrętnej egzystencji - siostry.
Nie bez powodu wyrażam swoje obawy, co do jej osoby...
Jak na razie nie wyraził żadnych obaw co do niej.
...gdy bezprecedensowo go potrąciłem, pochłonięty moimi poszukiwaniami.
Po prostu go potrącił, gdy szukał siostry.
...jednocześnie odwracając wzrok we wszystkich kierunkach.
Rozglądając się na wszystkie strony.
W głowie zaczęły rodzić się myśli, czy Susan, aby na pewno tu jest.
Zaczęło rodzić się podejrzenie.
Wreszcie dostrzegłem małą komórkę, pełniącą funkcje schowka na ubrania, co okazało się istnym strzałem w dziesiątkę.
Szafa? Ale z dalszego opisu wynika, że ta mała komórka wcale taka mała nie była, skoro zmieściła się tam spora ilość osób.
Sprawiała niewątpliwie wrażenie zdenerwowanej moją obecnością i zachowaniem, jednocześnie odczuwając sporą dozę ulgi.
Dziewczyna jest napastowana a mimo to bardziej denerwuje ją obecność brata przybyłego z odsieczą?
teraz moje oczy spoczywały na podłodze.
Że co???
...a jego postura wcale nie wskazywała tego co przed chwilą zrobił.
A jego postura wcale nie wskazywała na to, że jest zdolny do takich wyczynów.
Miała mętlik w głowie, ale wiedziała jednocześnie, że jej brat ma niewątpliwie większy.
A skąd to wie?

Nie podobało mi się. Dwie historyjki napisane z patosem, niewprawnym językiem, bez żadnego głębszego przesłania.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron