Zdjęcia kotów [fantastyka]

1
Wiedziałam, że czegoś zapomniałam tu wrzucić! Tekst odleżał swoje, zapomniany. Krótka "wrażeniówka" czy też wizja obleczona w szczątki fabuły. Jak ktoś się zechce wyżyć i co nieco skrytykować, to będę bardzo wdzięczna, bo na pewno usterek nie brakuje (chociaż nad tekstem ten czas dłuższy temu porządnie pracowałam).
Miłej lektury!

Zdjęcia kotów
WWWŻałuję pobytu w tamtym miejscu. Chociaż wmawiam sobie, że to był sen albo jakieś inne wariactwo, to niepokój wciąż mnie dręczy. Na karcie pamięci nie został żaden ślad, znajomi wspominają tylko te krótkie przesłuchania przez policję. A ja? A ja ciągle myślę, dlaczego to wszystko widziałam?

WWWZ zewnątrz pensjonat nie zachęcał. Cóż, od środka jeszcze mniej, ale dla grupy licealistów najważniejsze były koszty. Hotelik był tani, a z powodu remontu na piętrze cena jeszcze spadła. Postanowiliśmy skorzystać z okazji. Robotnicy hałasowali, korytarz nieustannie zasnuwały chmury pyłu, ale w końcu nie zamierzaliśmy tam ciągle siedzieć! Brak uciążliwego sąsiedztwa też nieco rekompensował niewygody. Piętro dzieliliśmy jedynie z sympatyczną staruszką, zajmującą pokój na samym końcu korytarza. Przedstawiła nam się jako Miła i to określenie stanowczo do niej pasowało.

WWWDrugiego dnia, w drodze powrotnej z Czerwonych Wierchów, dopadła nas potworna ulewa. Przemoczeni i zziębnięci dotarliśmy w końcu do pensjonatu. Następnego ranka obudziłam się z bólem głowy i stanem podgorączkowym. Ot, zwykłe przeziębienie – nic poważnego, ale wyprawa z przyjaciółmi na pizzę jakoś mnie nie korciła.

WWWNie wiem, kiedy zasnęłam. I nie wiem, czy tak naprawdę się obudziłam. Od pierwszej chwili, gdy świadomość powróciła, ogarnął mnie niepokój. Coś mi mówiło, że lepiej nie otwierać oczu, spać dalej.

WWWKot... Wielki, opasły, czarno-biały kocur siedział na łóżku, wpatrując się we mnie zielonymi ślepiami. Poczułam bezsensowny, dziecięcy lęk. Dlaczego? Przecież sama mam kota – pamiętałam o tym w tamtej chwili. Wyciągnęłam rękę, próbując go pogłaskać, ale zwierzak tylko na mnie prychnął i odskoczył. Przysiadł na samym skraju łóżka.
WWWWe wspomnieniach widzę siebie jakby z lotu ptaka. Mimo że pamiętam swoje odczucia, to nie wiem, co widziały moje oczy – jakbym obserwowała obcą dziewczynę.
WWWPodniosłam się z łóżka i szturchnęłam lekko czworonożnego intruza. Odpowiedział mi agresywny syk. Dopiero za trzecim razem kot ruszył się leniwie z koca. Przeciągnął się, znów prychnął na mnie i zaczął drapać w drzwi. Wstałam i otworzyłam mu je. Tak, pamiętam to dokładnie, były zamknięte od środka na klucz. Jak wszedł? Czemu mnie to wtedy zupełnie nie zdziwiło?

WWWMoże po prostu nie miałam czasu pomyśleć, nim kolejny widok dosłownie wmurował mnie w ziemię. Na korytarzu kłębiło się kilkadziesiąt kotów. Zwierzęta zajmowały niemalże całą podłogę, krążąc chaotycznie, prychając i sycząc. Gdzieś z tyłu głowy pozostawał lęk, ale górowała nad nim dziwna obojętność, pomieszana z zaciekawieniem czy raczej rozpaczliwym pragnieniem, by czegoś się dowiedzieć.

WWWNa końcu korytarza stała Miła, w szlafroku narzuconym na starą, brązową sukienkę. Wiedziałam, że to ona, chociaż raczej na zasadzie irracjonalnego przeczucia. Jej twarzy nigdy bym nie poznała. Wąska, chuda, z wystającymi kośćmi policzkowymi, drobnym, można rzec, trójkątnym nosem i wąskimi wargami. Przymrużone oczy o pionowych źrenicach i żółto-zielonych tęczówkach dopełniały wizerunku. To była kocia twarz, wprawiona w ludzką postać...
WWWKobieta stała spokojnie, uważnie śledząc moje ruchy. Nawet, gdy odwróciłam wzrok, czułam na sobie to natarczywe, niemalże bolesne spojrzenie.
WWWRęce lekko mi drżały, a spocone dłonie kurczowo zaciskały się na plastikowej obudowie. Czy aparat zabrałam z pokoju? Chcę wierzyć, że to był sen, więc sprzęt mógł się pojawić w chwili, gdy umysł tego potrzebował. Wtedy o tym nie myślałam. Uczucie, które w tamtej chwili dominowało, to żal. Rozczarowanie, że ilekroć spoglądałam na ekranik, widziałam najwyżej kilka kotów; reszta pierzchała tak, że nie mogłam objąć ich zadziwiającej liczby. Mimo wszystko zaczęłam fotografować.

WWWPierwszy kot... Na wyświetlaczu mojej cyfrówki pojawił się brzydki, wyniszczony mężczyzna, oparty o brudną ścianę, z butelką wódki w ręku. Oniemiałam. Machinalnie nacisnęłam ponownie spust migawki, kierując obiektyw w inną stronę. Grupa burych dachowców – liczna rodzina, skupiona w małym pomieszczeniu, wokół lichego obiadu. Ruda, smukła koteczka – młoda, piękna kobieta z potwornie wykrzywionymi nogami, uchwycona jakby w karykaturalnym tańcu. Fotografowałam jak szalona, a po ekraniku przewijały się kolejne obrazy. Żaden jednak nie przypominał tego, co widziały moje oczy. Wszystkie zdjęcia były ponure, na swój sposób niepokojące, a nawet wstrząsające. Niektóre wyglądały, jakby rozentuzjazmowany turysta w pośpiechu próbował uwiecznić jakiś ciekawy widok czy scenę – nieskadrowane, źle naświetlone, rozmazane. Jedynie emanujące smutkiem ludzkie twarze wyróżniały się nienaturalnie.
WWWZ transu wyrwała mnie Miła. Poczułam niepewny dotyk starczych, opuchniętych palców, a w uszach zadźwięczały słowa:
- Nie fotografuj. Robisz zdjęcia ludzkim tragediom. Każdy kiedyś będzie czymś takim. To wszystko, co po nas zostaje.
Spojrzałam w jej kocie oczy. Poczułam, jakbym odlatywała, wabiona gdzieś przez czarne jak smoła źrenice. Strach zupełnie mnie obezwładnił. Chciałam krzyknąć, ale nie mogłam wydobyć głosu. Świat zawirował, a potem stał się jednolitą ciemnością.

WWWOcknęłam się w łóżku, poklepywana delikatnie po policzku przez Arka.
- O, obudziła się nasza śpiąca królewna – zażartował, widząc, że otwieram oczy.
Hanka wsunęła mi termometr do ust z krótkim rozkazem – „Trzymaj!”.
- Co sę stao? – wysepleniłam.
- Zemdlałaś na korytarzu – wyjaśnił Arek. – Nieźle nas wystraszyłaś. Wracamy sobie z pizzy, a ty tu leżysz blada jak trup!
- Eee tam! – dobiegł mnie kpiący głos Michała. – Grunt, że aparat przeżył! Po cholerę go brałaś?
- O rany! Zostaw! – Zaczęłam się miotać, gubiąc termometr. – Znaczy, daj! Podaj go.
- Uspokój się! Kurde, termometr! Uważaj, bo stłuczesz! Michał, daj jej ten aparat, bo zaraz będziemy tu rtęć zbierać! – wrzasnęła Hania.
Drżącymi ze strachu rękoma, próbując jakoś nad sobą zapanować, włączyłam wyświetlanie zdjęć. Nie było... Odetchnęłam z ulgą. Nie było żadnej z tamtych fotografii. Sen albo majaki... Nieważne, wszystko dobrze.
- Uff... Nie zepsuł się – mruknęłam, by uspokoić przyjaciół.
Patrzyli na mnie w osłupieniu. Michał, jak zwykle z kpiącym uśmiechem na twarzy, rzucił:
- To co, może kaftanik?
- Trzydzieści osiem. - Hanka obracała nerwowo w palcach termometr. - A trzymała go spokojnie może z pół minuty. Cholera, Arek, skocz do właścicielki. Niech zawoła tu jakiegoś lekarza.
- Nie, nie trzeba – zaprotestowałam.
Nie podzielali mojej opinii. Cóż, chwilę wcześniej miotałam się wokół aparatu, jakby chodziło o moje życie.
- Powaga, prześpię się i wszystko będzie okej. Obiecuję.

WWWW nocy umarła pani Miła.

WWWDrzwi do pokoju stały otworem. Nad zmarłą, jak się dowiedzieliśmy w końcu, Dobromiłą Jańczyk, pochylał się jeszcze lekarz. Sterczeliśmy wszyscy, nieco zgłupiali, na korytarzu, obserwując jak właścicielka pensjonatu tłumaczy się policji.
- Próbowałam już dodzwonić się na ten numer, który jej córka zostawiła, ale nikt nie odbiera.
- Jak się nazywa córka?
- Karolina Leska.
- Dobrze, będzie nam pani musiała dać ten numer.
- Oczywiście.
- I proszę jeszcze powiedzieć, jak długo zmarła tutaj mieszkała?
- Od półtora miesiąca. Pokój miała wynajęty na trzy. Podobno miała mieć tu jakieś zabiegi, leczenia, ale nie wiem... Mało wychodziła z pokoju. Tylko z tym kotem, biedna, siedziała. Taka dobra kobieta, takie to smutne...
- Z tym?
Gruby policjant wskazał na drobną, szarą koteczkę, prześlizgującą się właśnie między nogami drugiego funkcjonariusza.
- Nie, to jakiś inny. Psik! Tamten był taki duży, czarny... Właściwie czarno-biały.

WWWOdruchowo chwyciłam aparat i nakierowałam obiektyw na kota.

WWWPstryk.

WWW- Proszę nie robić zdjęć!
Komenda policjanta dotarła do mnie jak przez grubą zasłonę. Chyba odruchowo skinęłam głową, ale wszystkie myśli skupiły się już na czymś innym. Zdjęcie na moment pojawiło się na wyświetlaczu i zaraz zniknęło, lecz na zawsze zapadło mi w pamięć. Postać staruszki, siedzącej na tapczanie i kryjącej twarz w dłoniach. W drzwiach pokoju, plecami do niej, para wychodzących ludzi. Dojrzała, atrakcyjna kobieta i mężczyzna w drogim garniturze.
WWWSpojrzałam do wnętrza pokoju na końcu korytarza. Ten sam wystrój, to samo łóżko...
Ostatnio zmieniony wt 13 maja 2014, 18:45 przez Adrianna, łącznie zmieniany 3 razy.
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

2
Ha! Teraz pora na zemstę! Giń!

Muszę powiedzieć, że zdołowałaś mnie tym tekstem (nie jego jakością na szczęście ;)). Zrobiło mi się smutno, przykro i w ogóle źle. No, ale to chyba miał być zamierzony efekt. Mam nadzieję. Ciekawe ujęcie tematu porzucania? (bo chyba tak mniej więcej można to nazwać) starszych ludzi przez ich dzieci.
Na początku, jak czytałam, oczekiwałam jakiegoś mhrocznego zakończenia rodem z horroru czy suspensu, a doczekałam się smutnego, bardziej życiowego, bez kotów-mutantów z innego wymiaru. A w ogóle tytuł naprowadzał mnie na coś bardziej romantyczno-obyczajowego. Także plus za zaskoczenie czytelnika.

Nie będę się tu zajmować ewentualnymi błędami stylistyczno-interpunkcyjno-składniowymi, bo, raz, że ich jakoś specjalnie nie widzę, dwa, że po prostu nie chce mi się w to bawić i trzy, że wiem, iż potrafisz poprawnie pisać. ;) A jak komuś innemu chce się bawić w takie rzeczy, to proszę bardzo.

Zaczyna się banalnie. Oto mamy wycieczkę licealistów, tani hotelik, góry, wakacje(?), gorączkę... no i wkrada się kot i sieje niepokój. Narracja trochę przypomina mi opowiadania Lovecrafta, gdzie wszystko nieśpiesznie się toczy, ale jednak ma swój dynamizm i ponury klimat. Jak zaczyna się fragment, w którym pojawiają się dialogi i przyjaciele, ta atmosfera tajemnicy, czegoś transcendentnego umyka. Bach, znów banalnie. Potem z grubej rury. Miła nie żyje, policja. Tutaj pojawia mi się mała nieścisłość. Narratorka twierdzi, że będzie spać, w nocy umiera pani, nagle przyjeżdża policja. Powinnaś chyba bardziej dookreślić co się kiedy dzieje, bo czytelnik może być trochę niepewny tego, kiedy np. narratorka robi zdjęcia szarej kotce. O, tutaj mały nie nachalny motyw z kotką, która jest tą panią.

Jak się tak teraz zastanawiam, to nie do końca wiem, co miało być motywem przewodnim. Koty będące odzwierciedleniem ludzkich tragedii czy może sama tragedia tej pani?... A może po prostu wycieczka w góry i mała niespodzianka w jej trakcie? Da się interpretować na wiele sposobów.
To teraz podsumowanie. Dobrze mi się czytało, narracja prowadzona w ciekawy sposób (jak pisałam, trochę mi przypominała Lovecrafta). Trochę przeszkadzał mi fragment z przyjaciółmi i termometrem, bo cały klimat mroczności znikł i czułam się tak, jakbyś rzuciła mi tą pizzą w twarz. Zakończenie wg mnie dobre - nic w nim nie spaprałaś. ;) I gdzieś w środku opowiadania coś mi się rozmywało. I jak dla mnie opisy tylko dwóch kotów to za mało (to o pijaku i rodzinie). Można byłoby opisać kilka innych. Podobało mi się i czekam na więcej, choć mam przez Ciebie doła.

No dobra, to tyle ode mnie. Idę się odstresować obiadem.

Zdawim,
P.

3
Nie wiem czy taki drobny pyłek jak ja jest godny komentować tekst Weryfikatora, no ale cóż... ]:->
Adrianna pisze:Na karcie pamięci nie został żaden ślad, znajomi wspominają tylko te krótkie przesłuchania przez policję.
Wydaje mi się, że lepiej brzmi jako dwa zdania.
Adrianna pisze:Poczułam bezsensowny, dziecięcy lęk.
A jaki to jest dziecięcy lęk? Zawsze myślałem, że dzieci raczej niewielu rzeczy się boją, bo nie wiedzą, czym mogą grozić. Ale głowy za to nie dam...
Adrianna pisze:Nawet, gdy odwróciłam wzrok
Mam wrażenie, że tu jest niekonsekwencja. Z tego co zrozumiałem, było to jakby wyjście poza ciało i tak jak zostało opisane - bohaterka nie wie co widziały jej oczy. Bohaterka opisuje wrażenia i to co widzi jako duch. Rozumiem, że później Miła patrzyła na to ciało, a nie ducha gdzieś "nad". W takim wypadku, co mogło dać odwrócenie wzroku przez ducha?
I tu dalej pojawia się właśnie taki przeskok między tym co widzi duch, a tym co widzi ciało i to trochę nie daje mi spokoju.

I to chyba tyle moich uwag. Generalnie tekst bardzo MOCNY! Taki jak być powinien. Zapewne na długi czas zostanie mi w pamięci, bo bardzo podobała mi się ta historia. I do tego jest opisana bardzo obrazowym językiem. Kiedy go czytałem, bez problemu i dość szczegółowo mogłem wyobrazić sobie każdą scenę, a jeśli nie to robiła to już moja wyobraźnia, nasycona klimatem. Taki horror, ale bez fajerwerków, bez zombi, wampirów czy lejącej się krwi. Taki prawdziwy horror dotykający naszych wewnętrznych lęków.

Jak zostało wspomniane przez Chii, mnie też trochę kojarzy się to z Lovecraftem i u niego też najbardziej lubię te teksty, w których nie ma bezpośredniego opisu jakiegoś starego boga czy też bestii, ale gra na emocjach... lękach, które nie trzeba specjalnie tworzyć, a siedzą już w środku. To samo tyczy się narracji.

Natomiast nie przeszkadzało mi zwolnienie i powrót przyjaciół. Wydaje mi się, że to dobry zabieg. Na chwilę rozładowanie emocji. Niby już normalnie. Taki suspens. I śmierć i mocne zakończenie.

Podsumowując, kawał porządnej roboty. Czekam na więcej!

Chciałem powiedzieć, że nie jestem w weryfikowaniu zbyt dobry, ale sam się sporo dzięki temu nauczyłem. Kilka razy myślałem, że coś jest źle, ale zanim napisałem, sprawdziłem i okazało się, że jest ok. W ten sposób upewniłem się np. jak jest z przecinkami przy "mimo że".
I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!
B.A. = Bad Attitude

4
Kiedy czytałam Twoje opowiadanie, przypomniało mi się, jak kolega powiedział kiedyś, że w następnym wcieleniu chciałby być kotem u mnie w domu. Kolega, na szczęście, ciągle pozostaje w tym samym wcieleniu, ale tajemnicza więź między kotami i ludźmi jest jednak intrygująca :).

Ładne opowiadanie. Tu i ówdzie coś mi nie pasuje, ale raczej w warstwie logicznej, niż językowej:
Adrianna pisze:Brak uciążliwego sąsiedztwa też nieco rekompensował niewygody.
Jak znam życie, to właśnie licealiści są uciążliwym sąsiedztwem. Brak innych gości raczej pozwala im na nieskrępowaną ekspresję osobowości.
Adrianna pisze:Następnego ranka obudziłam się z bólem głowy i stanem podgorączkowym.
Może raczej z dreszczami? Albo po prostu gorączką? Stan podgorączkowy to pojęcie umowne, miejsce na skali temperatury, więc trudno się z nim obudzić.
Adrianna pisze:Od pierwszej chwili, gdy świadomość powróciła, ogarnął mnie niepokój.
Już w pierwszej chwili [...] ogarnął mnie albo Od pierwszej chwili [...] czułam.
Od pierwszej chwili sugeruje ciągłość, trwanie. Ogarnął mnie to działanie jednorazowe, dokonane. Warto więc ujednolicić.
Adrianna pisze:Patrzyli na mnie w osłupieniu. Michał, jak zwykle z kpiącym uśmiechem na twarzy, rzucił:
- To co, może kaftanik?
Przesada z tym osłupieniem. Może aparat był drogi, może bohaterce bardzo zależało na zdjęciach, które w nim miała? Jej zachowanie powinno być zrozumiałe dla postronnych, nawet jeśli nie wiedzą nic o tych tajemniczych wydarzeniach.

Trochę przycięłabym te dialogi między kumplami. Opowiadanie jest krótkie, więc nie warto go rozmywać.

Podoba mi się takie łagodne przechodzenie pomiędzy realiami codzienności i tą inną rzeczywistością, trochę snu, trochę zwidów w gorączce. Zakończenie też jest dobre - wyraziste, a przy tym bez natrętnego dydaktyzmu. I tylko taka myśl mi się snuje w związku z tymi relacjami ludzko-kocimi: a jeśli ktoś miał udane życie, to co wtedy? Czy koty reprezentują wyłącznie społeczność pokrzywdzonych? Również te dumne i zarozumiałe? Podobnie jak Chii, chętnie zobaczyłabym ich więcej...
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

5
Fajny klimat. Dobrze i raczej sprawnie napisane z paroma błędami technicznymi.
Adrianna pisze:Wąska, chuda, z wystającymi kośćmi policzkowymi, drobnym, można rzec, trójkątnym nosem i wąskimi wargami.
powtórzenie

Na początku trudno zorientować się o co chodzi. Grupka licealistów idzie do pensjonatu - po co? Są wakacje, wycieczka klasowa, ucieczka z domu? Taki brak wprowadzenia utrudnia wejście w tekst.

Scena, kiedy bohaterka niby wychodzi z ciała też nie do końca czytelna. Nie zrozumiałem wyszła czy nie?


Bezsensowny, dziecięcy lęk... tu ktoś zarzucił, że niby jaki to lęk? To akurat świetnie oddało obawy bohaterki. Dziecko często boi się czegoś, czego wcale nie powinno. Moje dzieci boją się wiertarki. Inne hałasujące rzeczy ich nie przerażają, a wiertarka sprawia, że chowają się po kontach i wyją spazmatycznie...
Adrianna pisze:Ręce lekko mi drżały, a spocone dłonie kurczowo zaciskały się na plastikowej obudowie. Czy aparat zabrałam z pokoju? Chcę wierzyć, że to był sen, więc sprzęt mógł się pojawić w chwili, gdy umysł tego potrzebował.
Tu znów stosujesz skrót myślowy niezbyt czytelny dla mnie. "Dłonie zaciskają się na plastikowej obudowie" - tu kończysz zdanie, a mnie się od razu ciśnie na usta pytanie "czego obudowa?" Przerywam czytanie i zastanawiam się, czego nie zauważyłem. Dopiero po chwili uświadamiam sobie, że odpowiedź jest w następnym zdaniu. Miało być tajemniczo, ale taka konstrukcja zaburza lekturę. Spokojnie ten aparat mogłabyś wrzucić do wcześniejszego zdania. Zaskoczyłabyś czytelnika samym pojawieniem się przedmiotu w ręku.
Adrianna pisze:Drżącymi ze strachu rękoma, próbując jakoś nad sobą zapanować, włączyłam wyświetlanie zdjęć. Nie było... Odetchnęłam z ulgą. Nie było żadnej z tamtych fotografii. Sen albo majaki... Nieważne, wszystko dobrze.
To "nie było..." zupełnie niepotrzebne. Gryzie się z tekstem, a poza tym odrobinkę za wcześnie wszystko zdradzasz. Zresztą za chwilkę powtarzasz, że nie było fotografii.

Teraz o dialogach. Znów się nie zgodzę z przedpiszącą, dialog miedzy kolegami sprawny i wiarygodny. Prosto sformułowane zdania bez upiększeń, naturalne - bardzo dobre. Gorzej z dialogiem policjanta z gospodynią. Czytałem go sobie głośno i nie brzmiał realistycznie.

Jeszcze o policji. Na początku piszesz o przesłuchaniach. Co takiego się wydarzyło, że doszło do przesłuchań? Ot staruszka umarła i w sumie nie do końca wiem, po co policja miałaby kogokolwiek męczyć pytaniami? Jeśli był jakiś powód, to o nim nie wspomniałaś.

I jeszcze tylko "komenda policjanta" wiem, że prawidłowo i nie powinienem się czepiać, ale zbitka tych dwóch słów jakoś zabawnie brzmi w kontekście wypowiedzi. "Komenda" i "policjant" od razu przynoszą na myśl komisariat. Niby nic, a znów troszkę wybiło mnie z rytmu.

Generalnie fajny pomysł i bardzo dobry klimat. Może teks mało porywający, ale całkiem przyzwoity. Błędy drobne, techniczne - kilka wymieniłem, jak widzisz czepiam się drobiazgów, co świadczy, że warsztat masz niezły.

Pozdrawiam.
Dariusz S. Jasiński

6
Pieknie to ujęłaś. Przypomina mi liryczny, choć zawsze smutny klimat Bunina i spokojną, wyważona obserwację Borgesa. No i lubię koty. Ale mój aparat widzi w nich tylko koty. Szkoda.

7
Rany, ale opinii się namnożyło. :D Dziękuję wszystkim naprawdę bardzo za poświęcony czas i uwagę.

Jestem mocno zaskoczona opiniami, bo wrzucałam tekst z poczuciem, ze zostanę zjechana, no ewentualnie, że mój twór zostanie "zaakceptowany", ale nie spodziewałam się tylu pozytywów.

Co do zarzutów. Dużo jest trafnych - jeszcze raz dziękuję.
B.A.Urbański pisze:Adrianna napisał/a:
Nawet, gdy odwróciłam wzrok

Mam wrażenie, że tu jest niekonsekwencja. Z tego co zrozumiałem, było to jakby wyjście poza ciało i tak jak zostało opisane - bohaterka nie wie co widziały jej oczy. Bohaterka opisuje wrażenia i to co widzi jako duch. Rozumiem, że później Miła patrzyła na to ciało, a nie ducha gdzieś "nad". W takim wypadku, co mogło dać odwrócenie wzroku przez ducha?
I tu dalej pojawia się właśnie taki przeskok między tym co widzi duch, a tym co widzi ciało i to trochę nie daje mi spokoju.
To na przykład bardzo celne, bo mimo oczywistej niekonsekwencji ja jakoś zupełnie tego nie odczuwałam. Jak teraz o tym myślę, to pewnie dlatego, że w opisanym śnie (znaczy tym, na którym tekst bazuje) bardzo naturalne były "przeskoki" między ciałem a tym na zewnątrz i między widokiem "z kamery", a bardzo intensywnym odczuwaniem własnych emocji.
Niemniej to żadna obrona, tylko wytłumaczenie przyczyn. A niekonsekwencja jak najbardziej powinna być jakoś zlikwidowana albo zrozumialej wprowadzona.

Inne uwagi też sobie oczywiście do serca biorę.

Cieszę się, że lekturą nie zamęczyłam.

Pozdrawiam wszystkich,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

8
A mi się nie podobało :(
1. Nawiązanie do realizmu magicznego jest i owszem, ale bardzo powierzchowne. Własciwie jakby była to tylko wariacja na zadany temat. Brakuje tutaj tej podskórnej tajemnicy, czegoś nieuchwytnego, czegoś, co powoduje, że tekst staje się potrzebny, konieczny. Tutaj jest tylko pusta konwencja, dekoracja wzięta z widzianego gdzieś spektaklu.
2. Pisanie jest zbyt pospieszne, nieprecyzyjne. Pojawia się na przykład niczemu niepotrzebna wstawka z Czerwonymi Wierchami, a opisy samego pensjonatu - w końcu dość istotnego - skurczone są do minimum. Także banda przyjaciół nie służy niczemu - to wspomnienie z wycieczki klasowej czy opowiadanie. Ich rolę równie dobrze spełniłaby właścicielka pensjonatu na przykład. A opowiadanie zyskałoby na wyrazie - samotny pensjonat - samotna staruszka - samotna narratorka...

Podsumowując - mam nadzieję, że to tylko wprawka ;)
http://ryszardrychlicki.art.pl

9
smtk69 pisze:A mi się nie podobało :(
Ojej, no chociaż nie rób takiej smutnej miny... [rolę mi kradniesz! ;) ]

Również dzięki wielkie za opinię - trochę szczerej krytyki dobrze mi zrobi.

Słówko wytłumaczenia:
smtk69 pisze:Podsumowując - mam nadzieję, że to tylko wprawka
Tak, dokładnie tak (przynajmniej w założeniu, co zresztą starałam się zasugerować na początku).
Tekst nie aspirował do bycia realizmem magicznym - bo do tego trzeba no chociażby czegoś głębszego (jak sam zauważyłeś). Tutaj jak coś się zaplątało (coś, co chce się interpretować), to fajnie, jak nie, to trudno, przyznaję że w tej warstwie tekst nie był dopracowywany.
A dekoracja... wzięta właśnie ze snu o kotach i z pewnego konkretnego pensjonatu (brrr...) :P

Co do drugiego punktu, to nie ze wszystkim bym się zgodziła, ale przemyślę, na pewno. I mam nadzieję, że z tych przemyśleń wyniknie coś dobrego dla następnych tekstów.

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

10
Adrianna pisze:Co do drugiego punktu, to nie ze wszystkim bym się zgodziła
Może nieco skrótowo napisałem ten punkt - chodzi mi o to, że w krótkiej formie trzeba bardzo zwracać uwagę na to gdzie się kładzie akcenty - bo łatwo zburzyć równowagę opowiastki i skierować czytelnika w kolczaste krzaczory. W tym przypadku konkretnie - przejście od zamysłu opowieści do jej formy ostatecznej powinno odbywać się przez eliminację zbędnych elementów. Dzięki temu uzyskasz więcej miejsca na rozbudowę klimatu i skoncentrujesz uwagę czytelnika na głównym pomyśle. Sam pomysł może potem nabrać głębi i rozbudowywać się kolejnymi warstwami w interpretacji - ale sama opowieść pozostaje zamkniętą fabularnie całością.
Nie są to oczywiście jakieś prawdy objawione - tylko takie sobie niezobowiązujące rozmyślania w trakcie lektury ;)
http://ryszardrychlicki.art.pl

11
Adrianna, cieszę się, że moje biadolenie na coś się przydało :)

A mnie się podobały te wstawki opisujące. To wprowadzało w klimat. Zwięźle, ale opis pozwalał uruchomić wyobraźnię. Jednocześnie sprawiły, że miałem wrażenie takiej "normalności". Tak jakby mogło się to zdarzyć każdemu z nas, bo przecież dużo osób było kiedyś na takiej wycieczce.
I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!
B.A. = Bad Attitude

12
Adrianna!

Powaliłaś mnie tym opowiadaniem. Na kolana. Błędów Ci nie pokażę, bo sam się kiepsko, zwłaszcza na interpunkcji, wyznaję, a jak coś mnie wciąga bez reszty, to baboli nie dostrzegam :)

Zarzuty? Za krótko (jak zwykle). Biorąc pod uwagę tematykę i klimat zwłaszcza, wszystko powinno się dziać trochę wolniej. Brakowało mi bardziej wyrazistego przeciwstawienia tego stanu ducha jaki daje Zakopiec, Czerwone Wierchy (ech, co roku tam łażę), knajpy zakopiańskie i "wszystkiego innego", stanowi ducha pani Dobromiły.

No i coś więcej o kotach by się na wstępie przydało.

Parę miesięcy temu siedziałem sobie w takim pensjonacie. Nastrój mój był bardzo umiarkowany, bo połamało mnie i nie wiedziałem czy dam radę połazić jeszcze po górach, czy już nie. Stare kocisko przeszło koło mnie, otarło się o nogę, a potem wskoczyło na niewysoki murek, który odgradzał ganek od ogrodu. Spojrzał tak, jak czasami potrafią spoglądać koty i... kobiety (nie umiem wytłumaczyć dokładniej o co mi chodzi).

Kręgosłup bolał, ale cały dzień robiłem to, co w takich sytuacjach kazał robić ortopeda. Odpuszczało powoli, jednak odpuszczało. Następnego dnia ruszyłem kontrolnie na Grzesia, a potem już... samo poszło. Dzisiaj siedzę, piję kawę i myślę sobie, że pani, która wówczas spoglądała na mnie kocimi oczami, też ceniła sobie spojrzenie ponad chmurami tylko... ona chyba nie została sama, kiedy już ruszyć na szlak nie dała rady.

13
Po ponad dwóch latach przeczytałem ten wskrzeszony tekst. Jest tak samo piękny i przejmujący. A mój czarno - biały kot śpi w starym fotelu; jego alter ego spogląda na Ciebie z lewej strony.

14
Widzę, szczepantrzeszc, że bawisz się w wykopaliska ;) Nie powiem, dla mnie to bardzo miłe, gdy pojawiają się komentarze pod moimi starymi tekstami (no, zwłaszcza, że nowych brak).
Dziękuję Wam obu za przychylne komentarze.
szczepantrzeszc pisze:Brakowało mi bardziej wyrazistego przeciwstawienia tego stanu ducha jaki daje Zakopiec, Czerwone Wierchy (ech, co roku tam łażę), knajpy zakopiańskie i "wszystkiego innego", stanowi ducha pani Dobromiły.
Tu masz na pewno rację... Przydałoby się coś więcej z magii gór. Ale tak na poważnie mogłam sobie ją przypomnieć dopiero w ostatnie wakacje.
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”