
No i jeśli już ktoś przez to przebrnie, to ciekawi mnie, czy zauważy pewne odniesienie do "Autostopem przez Galaktykę" D. Adamsa, ot, taki mój mały ukłon w stronę mistrza

No i po raz pierwszy rozdzielam akapity, yeah!
Przestrzeń kosmiczną przemierzał średniej klasy pojazd czyszczący. Jego kapitan siedział w fotelu i, obserwując ciemną otchłań wszechświata, spokojnie ćmił cygaro - smak dobrego, suszonego tytoniu zawsze pozwalał mu zapanować nad nerwami. Trzydzieści siedem cykli, pomyślał, spoglądając na kalendarz i nagle poczuł, jak po karku przechodzi mu dreszcz zdenerwowania, a z przygryzionej wargi cieknie słodka krew, najchętniej wyskoczyłby z kabiny i pchnął statek, by nadać mu większej prędkości. Czuł, że jest na skraju wytrzymałości, czuł, jak każda komórka w ciele odlicza dzielące go od żony metry, a umysł zagłębia się w kompletnym zatraceniu z tęsknoty. Jednakże był kapitanem i musiał zapanować nad emocjami.
I nagle, w tym samym momencie, ciszę w kokpicie rozdarło przerażające pikanie, a kontrolka połączenia z bazą zamigała. Kapitan mruknął coś pod nosem, po czym chwycił słuchawkę.
- Gwiezdny Wojownik T-34. Odbiór bazo.
- Tu Główny Dyspozytor Ruchu. Gwiezdny Wojowniku T-34, masz pilne zadanie do wykonania.
Kapitan zaklął - tylko tego mu trzeba było, nowa misja tuż przed powrotem do domu. Wiedział jednak, że nawet płacz nie robił na Dyspozytorze wrażenia, z nim nie było dyskusji.
- Z jednostki transportowej Xavius 20 wydostała się niewielka część ładunku i zmierza wprost na zamieszkałą planetę. Zajmij się tym.
- Jak niewielka?
- Wystarczająco niewielka, byś mógł się nią zająć. Zaraz prześlę ci dane. Koniec rozmowy.
Kapitan poczuł, jak żołądek podchodzi mu do gardła, a skronie rozsadza wściekłość. Sapał nad pulpitem i już chciał wykrzyczeć cały swój gniew, gdy nagle ktoś wszedł i stanął za jego fotelem.
- Widzisz Młody, tak to wygląda – powiedział Kapitan, głośno wciągając powietrze nosem. Kolejne cygaro było niezbędne. - Trzydzieści siedem cykli w trasie, wracasz do domu szczęśliwy z wykonanych zadań, a tu bam! – Uderzył środkową ręką w szybę osłaniającą pulpit i dokładnie w tym momencie na jednym z ekranów wykwitł żółty trójkącik, oznajmiający otrzymaną wiadomość. – Czytaj, Młody.
Młody skrzeczącym głosem zaczął deklamować założenia misji. Z każdym następnym punktem na twarzy jego przełożonego coraz bardziej uwidaczniała się mieszanka niechęci i rezygnacji, aż końcu ten opuścił bezwładnie głowę, jęcząc coś niezrozumiale. Młody stał i patrzył na niego, nie mogąc właściwie zrozumieć, dlaczego tak się załamał. Oczywiście zdawał sobie sprawę, że to przedłuży podróż, ale żeby było przyczyną aż takiego przygnębienia?
- Nie Młody, tu nie chodzi o to, że później wrócimy, ale ten obszar to pieprzone granice cywilizacji… zadupie jakich mało – wyjaśnił Kapitan, nie podnosząc głowy z pulpitu. - Tam nawet piraci się nie zapuszczają.
Młody stał i nic nie mówił. To był jego pierwszy kurs w roli pomocnika kapitana. To była w ogóle jego pierwsza praca. Swoje dotychczasowe doświadczenie zawodowe opierał jedynie na rejestracji w bezrobociu i otrzymaniu kilku nierealnych do zdobycia propozycji z Urzędu Pracy. Staż u Gwiezdnego Wojownika T-34 załatwił mu wujek, chcąc rozbudzić w nim krew podróżnika. Młody nie rozumiał, dlaczego wujek tak wychwalał Kapitana, on sam widział w nim głównie trzydzieści kilo nadwagi oraz zdecydowanie za dużo włosów na barkach i piersi.
- Dobra Młody, dawaj dokładne namiary. Im szybciej się z tym uwiniemy, tym szybciej będziemy w domu.
Młody podał współrzędne, a Kapitan zareagował kolejnym uderzeniem głową w pulpit.
- Po co? Pytam się, po co oni nas tam wysyłają? Dla uratowania jakiejś pieprzonej lepianki? Do jasnej cholery, jaki jest sens ratowania cywilizacji, która uważa zegarki elektroniczne za niezły wynalazek? Zegarki, Młody, rozumiesz? Zegarki! Jak można być dumnym z zegarków?! – Młody wzruszył ramionami i usiadł na fotelu obok Kapitana, który jeszcze parę sekund ciężko dyszał, aż w końcu wyprostował się. – Dobra, koniec jęczenia, włączaj dyfuzor! Wkraczamy do akcji! – Klasnął lewą dłonią o prawą, a środkową uruchomił mapę kosmosu, która w postaci trójwymiarowego obrazu zawisła w specjalnej wnęce obok sterów. Wprowadził współrzędne do bazy danych. - Żenujące. Zerknij Młody, oni ciągle posiadają tylko jeden księżyc. I to naturalny! Rozumiesz? Naturalny księżyc. Widziałeś kiedyś coś takiego? – Młody zaprzeczył. – No to zobaczysz. – Kapitan usadowił się wygodniej, chwycił ster i wcisnął czerwony guzik.
W kabinie coś brzdęknęło, coś się przewróciło, coś wydało przeszywający wizg i nieoczekiwanie ucichło. Kapitana na moment ogarnęła lekka konsternacja - takich dźwięków się nie spodziewał, ale już nie miał odwrotu, dyfuzor został uruchomiony, pozostało tylko zręcznie wymijać kolejne grupy asteroidów, uciekać przed śmiertelną siłą czarnych dziur i unikać wykrycia przez radary kosmicznych piratów.
W końcu dolecieli bezpiecznie do celu, ale Kapitan, zamiast uśmiechnąć się stęknął.
- Cholera. Spójrz Młody, ładunek przekroczył linię pomarańczową i teraz… Nie wiesz, co to jest linia pomarańczowa, tak? No właśnie. Jesteś taki sam, jak twój wujek – zero przygotowania teoretycznego. Linia pomarańczowa, oznacza początek „Strefy zagrożenia życia”. Dla tej planety „Strefa” zaczyna się za księżycem, a kończy… cóż, kończy na samej planecie. Teraz rozumiesz? „Strefa zagrożenia” zaczyna się tam, gdzie orbituje pierwszy satelita, sztuczny, naturalny, bez znaczenia, ale im dalej orbituje, tym strefa większa, im strefa większa, tym większa szansa na uratowanie planety. A teraz powiedz mi, jak cywilizacja, która uważa zegarki elektroniczne za niezłe osiągnięcie myśli technologicznej może zbudować sztucznego satelitę? Otóż nie może, co za tym idzie, nie może się również sama obronić przed zagrożeniem z kosmosu. I w tym momencie wkraczamy my.
Młody uważnie przyglądał się potężnej skale cennego kruszcu zmierzającej wprost ku niebieskiej planecie. Z zamyślenia wyrwało go dopiero uderzenie w ramię.
- Przestań się gapić, tylko słuchaj! Wyrównaj ciśnienie w hangarze pierwszym i drugim. Sprawdź, ile mamy miejsca w sektorze odpadów organicznych. – Kapitan wszedł w trans, był jak zaprogramowana maszyna, wydawał polecenia i jednocześnie samemu skupiał się na własnych działaniach. Młody po chwili odczytał raport. - Hm, powinno się wszystko zmieścić w głównym hangarze, ale jeśli silniki ciśnieniowe zaczną szaleć, bądź gotowy do fragmentacji ładunku i przerzucenia części do odpadów organicznych, rozumiesz? – Młody kiwnął, że na razie daje radę. - A teraz patrz i ucz się. – Kapitan chwycił każdą z trzech rąk drążki sterujące i zaczął nimi odpowiednio poruszać.
Statek ustawił się odrobinę z tyłu ponad celem, dzięki czemu Kapitan mógł zassać wszystkie odłamki lecące wokół obiektu, a które tylko by przeszkadzały w późniejszej akcji. Po oczyszczeniu przestrzeni ze śmieci, otworzył właz głównego hangaru i włączył silniki zasysające na pełną moc. I w tym samym momencie rozległo się krótkie wzium!, a wszystko, co było widać zniknęło.
- No tego jeszcze nie grali – mruknął Kapitan.
Szczęściem, sytuacja trwała jedynie parę sekund, po czym wróciła do normy. Aczkolwiek obraz, który Kapitan zobaczył, wcale go nie satysfakcjonował. Przeciwnie. Z ust wyskoczyła mu seria przekleństw.
- Ty też to widzisz? – spytał Młodego, a ten przytaknął.
Skała wcale nie została wessana przez statek, ciągle zmierzała w kierunku niebieskiej planety.
- Dobra, więc powiedz mi, co zassaliśmy? Bo na pewno coś zassaliśmy! Przecież widzę, że w hangarze z odpadami or… ganicznymi – dokończył niepewnie. – Młody, który guzik wcisnąłeś? Który, kurwa, guzik wcisnąłeś?!
Obaj spojrzeli na pulpit po prawej stronie, na którym migała zielona dioda.
- Ile razy mówiłem, że zielony guzik jest od odpadów organicznych, a czerwony od hangaru z materiałem nie poddającym się utylizacji. Młody, ile razy mówiłem?! Miałeś wcisnąć czerwony guzik. Czerwony! – Kapitan zaczął walić pięścią w tenże guzik. – Teraz już pozamiatane. Nie dam rady zrobić drugiego podejścia. To znaczy... Nie, nie dam rady. Jednym słowem, żegnajcie frajerzy! – Zasalutował w kierunku niebieskiej planety. – Widzisz Młody? Gdyby tylko mieli większą „Strefę zagrożenia” można by spokojnie się pokusić o jeszcze jedno podejście, a tak? Dupa zbita.
Młody po raz pierwszy w życiu pożałował swej ułomności. Zawsze, odkąd uzyskał świadomość istnienia, rodzice, ciotki, wujkowie wmawiali mu, że daltonizm, to nic złego, że da się z tym żyć. Młody w to uwierzył, ale teraz okazało się, że przez niemoc w rozróżnieniu kolorów skazał planetę na zagładę.
- A to co? – zdziwił się Kapitan, widząc że czujnik odpowiadający za klasyfikację zebranego materiału mruga krótkimi piknięciami, sugerując, że w hangarze pojawił się odpad, który nigdy wcześniej nie został zassany przez ten statek. – To jest… ciekawe. Młody, przełącz obraz, trzeba zobaczyć, co tam siedzi.
Młody wykonał polecenie i na środkowym monitorze pojawił się obraz hangaru. Kapitan zaczął szukać obiektów, a gdy je namierzył wraz z Młodym przybliżyli się do ekranu i westchnęli zaskoczeni.
- Młody, to stworzenie nazywa się Człowiekiem, mówi się również na nich Ludzie. A wiesz, co jest najśmieszniejsze? Wydaje im się, że są sami we Wszechświecie. Co więcej, wydaje im się, że są inteligentni! Młody, zegarki elektroniczne i inteligencja, dobre – zadrwił Kapitan i uniósł wzrok znad pulpitu na przestrzeń kosmiczną. - Zresztą nie musisz sobie nimi już zaprzątać głowy. – Daleko przed statkiem rozbłysło jasne światło. - Nasz ładunek właśnie walnął w planetę Ludzi, a jej jądro eksplodowało. Trzymaj się! Zaraz mocno zatrzęsie!
Chwilę później fala uderzeniowa, w postaci świetlnego promienia dotarła do statku, odrobinę nim potelepała i poleciała dalej w przestrzeń.
- Dobra, sprawdźmy jeszcze tylko, czy ktoś… Nie, nie sądzę, by ktokolwiek to przeżył – stwierdził Kapitan, obserwując lewitujący po okolicy gruz. - Hm, czyli jedynymi przedstawicielami ludzkiej rasy są ci, których trzymamy w hangarze odpadów? – Młody przytaknął, a Kapitan na moment zamilkł. – Ok, Młody, w takim razie osuszamy sektor!
Młody w pierwszej chwili chciał wykonać polecenie, ale zawahał się i spojrzał na Kapitana, prosząc o wyjaśnienia.
- Chcesz się tłumaczyć, dlaczego mamy tych pasażerów? Chcesz wypełniać setki stron formularzy, tylko dlatego, że jakimś cudem ci trzej się u nas znaleźli? Usuniemy ich i po sprawie. Młody, jesteś jeszcze młody, ale dam ci teraz najważniejszą lekcję w życiu – nie ma świadków, nie ma sprawy. Jak znikną ci trzej nie będziemy musieli się tłumaczyć dlaczego nie daliśmy rady uratować planety. Jeśli będą oni, będą i problemy. - Kapitan wzdrygnął się na samą myśl o bieganiu z pokoju do pokoju i składaniu wyjaśnień. – Nie, ja się na to nie piszę. Wciskaj osuszanie. – Młody wahał się jeszcze przez moment, ale w końcu podjął decyzję.
Niestety, trzej przedstawiciele rasy ludzkiej zdołali uniknąć unicestwienia. Młody zmarszczył brwi, a na policzki wyskoczyły mu rumieńce zdenerwowania, nie chciał mieć problemów przez swój daltonizm, nie chciał tłumaczyć, dlaczego wcisnął zły guzik, jednym słowem Kapitan go przekonał – nie ma świadków, nie ma sprawy – położył palec na kolejnym przycisku, a słupy buchnęły ogniem.
Młody, gdy zobaczył dwa spopielone ciała, doznał wyrzutów sumienia. Był winien unicestwienia całej planety, a teraz jeszcze dorzucił dwa kolejne zgony do swojego CV.
- Młody, a gdzie trzeci? Ich było trzech!
W tym momencie właz do kabiny uniósł się, a do środka weszła istota w skafandrze bez hełmu.
- Kim ty, kurwa jesteś? – zdziwił się Kapitan.
- Jestem, kurwa, Bruce. I wychodzi na to, że jestem nieśmiertelny. A wy… ręce do góry, wszystkie trzy!