To nie wszystko

1
Wstawiłam ten tekst z nadzieją, że czegoś się nauczę, bardzo trudno wyszukać w swoim tekście błędy, a z doświadczenia wiem, że opinie innych z reguły mi pomagają. To początek opowiadania, więc niektóre rzeczy nie będą wyjaśnione.

Dzień, w którym miałam skończyć 16 miał być udany. Magiczny, niezapomniany, niepowtarzalny...
Kiedyś – gdy byłam małą dziewczynką- wyobrażałam sobie, że ubrana w różową, usianą małymi brylancikami suknie i w pantofelki Kopciuszka, które były idealnie dopasowane do mnie stanę się najpiękniejszą dziewczyną na balu. Koleżanki w fantazjach dotykały moich włosów, zachwycone ich miękkością i blaskiem, a chłopcy otaczali chcąc zatańczyć ze mną choć jeden taniec. Reszta gości uśmiechałaby się i bawiła w najlepsze. Jedni z nich wirowaliby na parkiecie, inni kołysaliby się w takt muzyki, a jeszcze inni jedząc przy suto zastawionych stołach rozmawiali i żartowali. Nikt by się nie nudził; nawet ciocia Greta znana z ciągłego narzekania. Dokonałoby się nawet niemożliwe- ciotka z uśmiechem łagodzącym jej surowe rysy podeszłaby do mnie i powiedziała;
-Cudowny bal! Nie mogę uwierzyć, że wszystko sama zorganizowałaś! - omiotłaby błyszczącymi oczami salę. Kiedy wróciła spojrzeniem do mnie zgarbiłaby się lekko i dodała ze skuchą; - Przepraszam, że gdy przyjeżdżałaś do mnie za każdym razem musiałaś wysłuchiwać różnych bzdur. Jesteś naprawdę wspaniałą dziewczyną i do tego piękną...- spojrzałaby znacząco na chłopaków i promieniejąc uśmiechem odeszła w stronę swojego stolika.
Ja, stałabym, otępiała z wrażenia nie mogąc wykrztusić, ani jednego słowa. Kiedy zamknęłabym otwarte usta i zdobyła się na odpowiedź ciotka siedziałaby już wygodnie na krześle pogrążona z mężem w niezwykle, jak na to małżeństwo ożywionej rozmowie. Dalej w nią wpatrzona( a raczej na punkt między jej oczami, gdzie zwykle pojawiała się zmarszczka, a teraz o dziwo wygładzony) złapałabym się za głowę i głośno roześmiała. Śmiech zwróciłby uwagę mamy, która poklepałaby mnie delikatnie po ramieniu odwracając skutecznie uwagę. Zapytałaby mnie czemu się śmieje, a ja pokrótce zrelacjonowałabym przebieg rozmowy z ciocią Gretą. Wtedy wzięłaby mnie w ramiona i powiedziała, że stałam się odpowiedzialną, zaradną, młodą kobietą.
I właśnie te słowa, zapach jej lawendowych perfum i czuły uścisk miałby dopełnić wspaniałości dnia.
Tyle, że dnia wyobrażonego przez małą dziewczynkę.
Teraz myślałam o tym zupełnie inaczej...
Nie potrzebowałam różowej sukienki, wielkiej udekorowanej sali i cioci Grety. Zresztą umarła na zawał kilka lat temu. Nic dziwnego – kiedy wciąż się mówi o chorych kościach i o nieodpowiedzialności, jej zdaniem głupiej młodzieży....
Chociaż potrzebowałabym, gdyby dzięki takim słowom(choć wątpię by je wypowiedziała, ale mniejsza z tym, nie można źle mówić o zmarłych...) mama mnie przytuliła i w tak szczególny sposób pochwaliła. Odkąd pamiętam wciąż mnie negowała. Że mogłam lepiej napisać sprawdzian, uzyskać lepszy wynik w biegach, choć byłam w tej dziedzinie sportu najlepsza w klasie. Raz nawet przyczepiła się o źle zawiązaną sznurówkę. Starałam się jak mogłam, ale wciąż coś jej nie pasowało. Miałam wrażenie, iż chce w ten sposób powiedzieć, że zrobiła mi łaskę wydając mnie na świat. W końcu uzmysłowiłam sobie, że moje starania nie sprawią, że zacznie mnie kochać, więc wzięłam przykład z taty, który zawsze zaszywał się w czasie naszych rutynowych kłótni w swoim gabinecie – odizolowałam się od rodziny. Skupiłam się na sobie ignorując zachcianki i coraz częstsze narzekania matki.
A myślałam, że gorzej już być nie może... Teraz pouczała mnie, kiedy tylko pojawiałam się w zasięgu jej wzroku. Nie przyjmowała do wiadomości, że nie mam zamiaru być dalej jej idealną córeczką. Mnie samej, co dziwne przyniosła wielką satysfakcje przemiana w kogoś zupełnie innego.
A raczej w prawdziwe, dotąd schowane ja. Skróciłam szkolną spódniczkę powyżej kolan, rozpuściłam czarne lśniące włosy schowane w poważnym upiętym na czubku głowy koku, przejechałam mascarą rzęsy i nareszcie zdjęłam okulary zerówki, które mimo że nie narzekałam na wzrok mama kazała mi nosić. Sądziła, że dzięki nim nauczyciele będą poważniej do mnie podchodzić... nie wiadomo nawet dlaczego, i tak miałam najlepsze w klasie oceny. Przez mój wygląd i zachowanie( bo w tamtym czasie ciągle chodziłam z nosem w książce) nie miałam przyjaciół. Zresztą wtedy nie starałam się ich znaleźć; odstraszały mnie pogardliwe spojrzenia koleżanek i szepty za moimi plecami. ,,Znowu się podlizuje, myśli, że jest od nas lepsza, czy co?'', usłyszałam kiedyś w czasie lekcji. Za każdym razem kiedy słyszałam, jak mnie obgadują czułam pustkę w sercu, a pod powiekami łzy, ale nie dałam się złamać. Z wyprostowaną głową szłam po szkolnym korytarzu – tylko nieznaczne drżenie podbródka świadczyło o tym, że coś w środku czuje. Często zerkałam ukradkiem znad książki na koleżanki. Z zazdrością obserwowałam jak się śmieją, rozmawiają, wymieniają najświeższymi wiadomościami.
Chciałam do nich dołączyć, ale gdy nachodziła mnie taka myśl zaciskałam jedynie dłonie w pieść i odwracałam wzrok. Nie mogłam rozczarować rodziców; byli przecież szanowanymi, bogatymi ludźmi. Zniszczyłabym im reputacje. Dla matki byłoby niewyobrażalnym upokorzeniem, by córka źle się uczyła. Przyjaźń jej zdaniem odciągnęłaby mnie od nauki. Miałam być najlepsza, z najlepszych. Miałam jeździć na konkursy i je wygrywać, ściskać ręce sławnych ludzi – po prostu błyszczeć.
I rzeczywiście tak było. Dzięki moim sukcesom mama ze mną rozmawiała, czasem uśmiechała i raz; gdy otrzymałam prestiżową nagrodę pogłaskała mnie po policzku.
To był najpiękniejszy dzień w moim życiu. Jednak wkrótce potem przestałam dbać, o to co pomyśli matka.
Każde dziecko spragnione czułości matki, która nigdy nie okazywała jemu miłości na moim miejscu jeszcze więcej by się uczyło i starało się.
Jestem pewna, że też bym tak zrobiła, gdyby nie jedno, ale odmieniające całe moje dotychczasowe życie wydarzenie.
Tamtego dnia wyjątkowo dopisywał mi humor. W szkole nie denerwował mnie hałas na lekcji, a gdy zwykle robiło mi się smutno na widok roześmianych rówieśników, ja pozostałam wówczas radosna. Przed oczami dalej miałam pamiętny dzień.
Nic więc dziwnego, że lekcje minęły mi jak z bicza strzelił. Nim się obejrzałam wychodziłam ze szkoły i kierowałam się w stronę domu. Już miałam się oddalić od budynku kiedy nagle zauważyłam, że mam otwarty plecak. Odwróciłam się, żeby go zdjąć i zasunąć zamek, ale powstrzymał mnie widok dwóch postaci majaczących w oddali.
Zobaczyłam bowiem kobietę w średnim wieku, ubraną w trochę przykrótkie dżinsy i tanią prostą czarną kurtkę. Jej górę przykrywały jasne włosy. Okalały promiennie uśmiechnięta twarz kobiety. Tworzyło to dziwny kontrast z ubraniem, a w szczególności z wyblakłą torebką, którą mimo że trzymała pod pachą i byłam od niej stosunkowo daleko widziałam – kolor zdecydowanie rzucał się w oczy. Drugą ręką energicznie machała. Nietrudno było się domyślić, że do właścicielki równie jasnych włosów co ona. Dziewczyna biegła w stronę kobiety, także się uśmiechając. Kiedy przybliżyła się do niej zobaczyłam wyraźniej jej twarz – poznałam Lizzy Black. Chodziłam z nią do klasy już od podstawówki i w ciągu tych lat, chociaż zamieniłam z nią zaledwie kilka słów dowiedziałam, się o niej wiele rzeczy. Pochodziła z ubogiej rodziny; nauka nie szła jej za dobrze, ale miała kilka przyjaciółek. Byłam pewna, że ceniły ją za optymistyczne podejście do życia i piękny uśmiech.
Nigdy jednak nie widziałam, by tak jak w tej chwili rozświetlał jej twarz. W jej oczach była prawdziwa czułość i miłość. To wrażenie przypieczętował długi uścisk.
Ogarnęła mnie zazdrość i poczucie beznadziejności. Musiałam spojrzeć prawdzie w oczy – inne rodziny niż moja zachowywały się tak jakby, po prostu byli rodziną.
Nie liczyły się pieniądze, dobry wizerunek tylko to, że są razem. Co z tego, że mieszkaliśmy w luksusie, cieszyliśmy się powszechnym uznaniem.
To nie wszystko, myślałam siedząc już po po powrocie do domu w swoim pokoju. To właśnie wtedy podjęłam decyzje, by wreszcie uwolnić się spod wpływu rodziców.

Re: To nie wszystko

2
gochex7 pisze:Dzień, w którym miałam skończyć 16 miał być udany. Magiczny, niezapomniany, niepowtarzalny...
Szesnaście lat.
Poza tym niepotrzebna wyliczanka, która wygląda tak, jakbyś przepisała część słownika wyrazów bliskoznacznych. Wystarczyłoby napisać, że "miał być udany i niepowtarzalny".

Kiedyś – gdy byłam małą dziewczynką- wyobrażałam sobie, że ubrana w różową, usianą małymi brylancikami suknie i w pantofelki Kopciuszka, które były idealnie dopasowane do mnie stanę się najpiękniejszą dziewczyną na balu.


Suknię.
Pomiędzy podkreślonymi wyrazami powinien znaleźć się przecinek.
Koleżanki w fantazjach dotykały moich włosów, zachwycone ich miękkością i blaskiem, a chłopcy otaczali chcąc zatańczyć ze mną choć jeden taniec.
Przecinek.
Reszta gości uśmiechałaby się i bawiła w najlepsze. Jedni z nich wirowaliby na parkiecie, inni kołysaliby się w takt muzyki, a jeszcze inni jedząc przy suto zastawionych stołach rozmawiali i żartowali.
Brakuje mi tu konsekwencji. Najpierw, we wcześniej zacytowanym fragmencie, napisałaś, że Koleżanki w fantazjach dotykały moich włosów..., a potem Reszta gości uśmiechałaby się... i tak dalej. Później wciąż powtarzasz ten błąd.

Nie potrzebowałam różowej sukienki, wielkiej udekorowanej sali i cioci Grety. Zresztą umarła na zawał kilka lat temu. Nic dziwnego – kiedy wciąż się mówi o chorych kościach i o nieodpowiedzialności, jej zdaniem głupiej młodzieży....
Chociaż potrzebowałabym, gdyby dzięki takim słowom(choć wątpię by je wypowiedziała, ale mniejsza z tym, nie można źle mówić o zmarłych...) mama mnie przytuliła i w tak szczególny sposób pochwaliła.
W tym fragmencie czuć zgrzyt. Przekombinowany. Wypadałoby napisać to samo, ale jakoś krócej, zwinniej, bez wtrąceń w stylu: "ale mniejsza z tym", żeby czytelnik mógł przez tekst przepłynąć i żeby nie musiał przedzierać się przez niego, jak turysta z maczetą przez dżunglę.

Starałam się jak mogłam, ale wciąż coś jej nie pasowało.

Tu powinien znaleźć się przecinek.



P.S. Ale nie jest źle! Dopiero teraz zauważyłem, że masz trzynaście lat! Naprawdę jest bardzo dobrze, jak na 13 lat! Warto dalej pisać i nie zniechęcać się. Jeśli to prawda, to za niedługo powinnaś coś wydać!

Weryfikacja zatwierdzona przez Caroll.
Ostatnio zmieniony pn 11 cze 2012, 15:24 przez FDF, łącznie zmieniany 1 raz.

3
gochex7 pisze:Kiedyś – gdy byłam małą dziewczynką- wyobrażałam sobie, że ubrana w różową, usianą małymi brylancikami 1 suknie 2 i w pantofelki Kopciuszka, które były idealnie dopasowane do mnie stanę się najpiękniejszą dziewczyną na balu.
1. suknię
2.(...) i idealnie dopasowane pantofelki Kopciuszka, stanę się ...
Zdanie za długie, można prościej, a sens ten sam.
gochex7 pisze: Koleżanki w fantazjach dotykały moich włosów, zachwycone ich miękkością i blaskiem, a chłopcy otaczali chcąc zatańczyć ze mną choć jeden taniec
Tu trochę przemeblowałabym:
W fantazjach, koleżanki byłyby zachwycone miękkością i blaskiem moich włosów, a chłopcy otaczaliby mnie, pragnąc zatańczyć choć jeden taniec.
gochex7 pisze: Reszta gości uśmiechałaby się i bawiła w najlepsze.
gochex7 pisze:Jedni z nich wirowaliby na parkiecie, inni kołysaliby się w takt muzyki, a jeszcze inni jedząc przy suto zastawionych stołach rozmawiali i żartowali.
Pozostali goście bawiliby się roześmiani, wirując na parkiecie, kołysząc w takt muzyki czy jedząc...
Znów poskracać trzeba, żeby takie długaśne zdania nie wychodziły. Źle się je czyta.
gochex7 pisze:-Cudowny bal! Nie mogę uwierzyć, że wszystko sama zorganizowałaś! - omiotłaby błyszczącymi oczami salę.
Zapis dialogu niepoprawny. Poprzestawiałabym też:
- Cudowny bal - powiedziałaby, omiatając salę wzrokiem. - Nie mogę (...)
gochex7 pisze:Ja, stałabym, otępiała z wrażenia nie mogąc wykrztusić, ani jednego słowa.
oniemiała z wrażenia
Z przecinkami tu się nieźle poplątało.
gochex7 pisze:Kiedy zamknęłabym otwarte usta i zdobyła się na odpowiedź [przecinek] ciotka siedziałaby już wygodnie na krześle [przecinek] pogrążona z mężem w niezwykle, jak na to małżeństwo [przecinek] ożywionej rozmowie.
Już piszesz, że z mężem, więc powt. że małżeństwo jest niepotrzebne. Wystarczy: jak na nich
gochex7 pisze:Zresztą [przecinek] umarła na zawał kilka lat temu.
int.
gochex7 pisze:Nic dziwnego – kiedy wciąż się mówi o chorych kościach i o nieodpowiedzialności, jej zdaniem głupiej młodzieży....
Nie bardzo rozumiem związek z zawałem. Co ma mówienie o czymś z chorobą serca? Raczej jej nie wywoła, chyba, że chodzi o to, że nadmiernie się tym emocjonowała, ale nadal to przerysowanie.
gochex7 pisze:Odkąd pamiętam wciąż mnie negowała.
Chyba: krytykowała
gochex7 pisze: Że mogłam lepiej napisać sprawdzian, uzyskać lepszy wynik w biegach, choć byłam w tej dziedzinie sportu najlepsza w klasie.
Powtórzenia.
gochex7 pisze:Starałam się jak mogłam, ale wciąż coś jej nie pasowało.
szyk: ale jej wciąż coś nie pasowało.
gochex7 pisze: Skupiłam się na sobie [przecinek] ignorując zachcianki i coraz częstsze narzekania matki.
Mam wrażenie, że jest to duże uproszczenie relacji bohaterki z matką. Może można by to rozwinąć.
gochex7 pisze: Skróciłam szkolną spódniczkę powyżej kolan, rozpuściłam czarne lśniące włosy schowane w poważnym upiętym na czubku głowy koku, przejechałam mascarą rzęsy i nareszcie zdjęłam okulary zerówki, które mimo że nie narzekałam na wzrok mama kazała mi nosić.
Znów za długie zdanie. Dodatkowo, przemiana dotyczy praktycznie tylko wyglądu zewnętrznego. Można by podkreślić, że to dodało bohaterce pewności siebie, inaczej nazywanie tego wydobywaniem prawdziwego ja jest trochę na wyrost.
Trochę zbyt szczegółowo rozpisujesz się nad wyglądem, a za mało nad uczuciami bohaterki. Jest to niezły wstęp do dalszej pracy. Zwróć uwagę na interpunkcję i staraj się nie rozwlekać zdań. Trochę brakuje akcji - w całym fragmencie w sumie niewiele się dzieje, a najważniejsza scena, wydarzenie, jest opisana dość skrótowo.
Ćwicz dalej! Powodzenia.
Czarna Gwardia
Potęga słowa - II tekst
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”