
WWW - Nie mógł Patrus do mnie przyjechać? – mruknął pod nosem Mezuwiusz, przygotowując
się do teleportacji. – Dlaczego zawsze ja mam robić tak, jak mu wygodnie? Ech... Nie ma co już gadać.
WWWGdy dokończył krąg, wziął w ręce rubin i szafir.
WWW- Jeszcze takie cenne kamyki muszę zużywać. - powiedział z żalem. - Później mi to wynagrodzi.
WWWW chwili kończenia inkantacji na ziemi pojawiło się bladoniebieskie przejście. Wszedł w nie i sekundę później patrzył już na łąkę. Woń polnych kwiatów uderzyła w jego nozdrza, a ćwierk ptaków w uszy. Schował drogocenne kamienie i zaczerpnął powietrza pełną piersią.
WWW„Ach… Jak ja lubię naturę! Gdyby tylko to słońce tak nie świeciło po oczach. Szczęście, że już zachodzi.”
WWWStrzepnął ze swojej koszuli niewidzialne pyłki i zaczął kroczyć po dróżce wprost do miasta.
WWW- Hej, hej, dziewka mała, chciałbym by się rozebrała – zanucił znaną melodię. – Co do… - przerwał nagle. Spojrzał w górę. Jakiś ptak najwyraźniej chciał mu posłać prezent. – Kurde…Wiem, że w Kernie nie lubią magów, ale żeby zwierzęta były przeciwko mnie? Ładnie to tak – kupą na ludzi?
WWWNie przejmując się zbytnio, zaczął śpiewać kolejną piosenkę ludową.
WWW„Jakoś niewygodnie mi w tym stroju. Czego to się dla bezpieczeństwa nie robi…”
WWWMezuwiusz już przeszedł łąkę, zręcznie omijając krowie placki i kroczył teraz brukowaną drogą.
WWW„No i skąd ci kernijczycy biorą swoje zabobony? Te wszystkie pakty z diabłami, oddawanie się nieczystym siłom… Pewnie ze strachu i niewiedzy. Ech... Ktoś musi w końcu ich oświecić.”
WWWZamyślił się na chwilę.
WWW„Nie dziwię się, że Patrus skrywa zdolności do magii. Chociaż… Jest cyrulikiem, a tych mało na wschodzie, więc miałby większe szanse na przeżycie. Ciekawe, jak się tu urządził?... Pewnie codziennie inna dzieweczka, dom z ogrodami… Mógł mnie zaprosić do siebie, a nie do karczmy. Przynajmniej by było cicho i czysto”
WWWPodszedł już pod bramę miasta. Luna świeciła wysoko na szafirowym niebie. Na straży stało dwóch potężnie zbudowanych mężczyzn, w pełnej zbroi w kolorach srebra i zieleni, z halabardami w rękach, a z mieczami przy pasie. Chociaż określenie „stali” nie jest raczej zbyt trafnym. Obaj bowiem podpierali się na broni, wyraźnie podchmieleni, patrząc tępo gdzieś w jakiś punkt na horyzoncie. Najwidoczniej czekali na zmianę warty, która miała nastąpić lada moment.
WWWMezuwiusz uśmiechnął się. Sytuacja była lepsza niż przypuszczał: nie będzie musiał wydawać wszystkiego na przekupienie strażników. Po zmierzchu nie wolno było wpuszczać tu przybyszów, chyba że się miało pozwolenie od kogoś z władz. Mag takiego nie posiadał, ale był przygotowany na taką okazję. Kieszenie jego spodni wypełniały złote walory, szmaragdy, rubiny i inne świecidełka, za które można było sporo kupić i na które oczy i ręce strażników były łache.
WWW- Oni se mogą pić na robocie i jeszcze z tego kasę mieć, a ja muszę misje wykonywać… - mruknął. - No i gdzie ta sprawiedliwość…
WWWStrażnicy ocknęli się, słysząc kroki nadchodzącego mężczyzny. Jeden z nich nawet spróbował coś powiedzieć.
WWW- Staaać! Hep... – czknął, patrząc błędnym wzrokiem na Mezuwiusza – Przejść, hep!, nie wolno!
WWW- Ależ mili panowie – Mezuwiusz uśmiechnął się, błyszcząc bielą zębów – Wieczór gorący, w gardle suszy, a niebezpiecznie jest ostać teraz w nocy w lesie. Myślę, że się jakoś dogadamy – mrugnął do strażnika.
WWW- Dogadać, hep!, to ty się możesz z żoną po tym, jak się dowiedziała, że spałeś z jakąś młodą panną... Nieee, panie... Z nami możesz się tylko patarrrgować.
WWW- No to... – pogrzebał chwilę w kieszeniach. – Myślę, że pięć złotych walorów wystarczy na wasz wieczór.
WWW- Hep! No, nooo... Wreszcie trafił się ktoś hojniejszy – spojrzał chciwie na wyciągnięte monety, wziął je, a potem zwrócił się do swojego towarzysza. – Pork, wpuść szlachetnego, jego mać, pana, który zapewnił nam dzisiaj rozrywkę.
WWWDrugi strażnik z wyraźną niechęcią odstawił broń i otworzył bramę. Gdy Mezuwiusz już przeszedł, odszedł znudzonym krokiem i zamknął za sobą przejście.
WWWGdyby nie strażnicy patrolujący miasto, wszędzie byłoby pusto. Mieszkańcy siedzieli teraz w karczmach, pili piwo, zabawiali się grą w karty, kości i innymi igraszkami. Tylko nieliczni siedzieli w swoich chatach, wypoczywając po ciężkim dniu pracy. Mezuwiusz umówił się z Patrusem w karczmie „Pod Przepełnionym Kuflem”, najpopularniejszej w tym mieście.
WWW- Jedyny plus jest taki, że nikt nas nie zdoła podsłuchać… Bo i po co? Kogo w sumie obchodzi rozmowa dwóch zwyczajnych facetów.
WWWStek przekleństw utknął mu w ustach, słysząc:
WWW- Uwaga, szczyny!
WWWSzczęście, że miał już wyćwiczony refleks i zawartość nocnika nawet go nie tknęła. Kroczył dalej, przeklinając w duchu zapach moczu i odchodów na ulicy. W końcu stanął przed wysłużonymi drzwiami, które prowadziły wprost do karczmy. Już przy wejściu było czuć zapach wszystkich trunków świata, smrodu tytoniu i potu oraz parę innych, niezidentyfikowanych. Wszedł do środka. Ujrzał karczmarza, rozmawiającego z jakimś jegomościem, który miał skłonności do nadmiernego gestykulowania. Wszystkie stoły były zajęte przez różne rasy i płcie, niemal każdy zostały zalany przez alkohole. Mezuwiusz prawie też nic nie mógł zobaczyć: mgła pochodząca od fajek i cygar skutecznie zasłaniała pole widzenia. Zaczął się rozglądać za Patrusem.
WWW- Panie, daj srebrniaka – zwrócił się do niego jakiś niski, gruby typ. – Daj, proszę, urodziny mam.
WWW Mezuwiusz nie zwrócił na niego uwagi. Drogę zagrodziła mu kobieta z na wpół odsłoniętym biustem
WWW - Mrr... Jakie ciałeczko – zamruczała, przytulając się do maga – Nie masz ochoty na małe co nieco? Noc taka piękna! No chodź... – I zaczęła go gdzieś ciągnąć.
WWW- Na wszystkie Żywioły – nie! Ja tu w interesach jestem. – Zaczął delikatnie odpychać kobietę.
WWW - Hmm... – Mezuwiusz poczuł, że jej ręka zmierza wzdłuż jego uda. – Taaak... Interes jest na miejscu...
WWW - Mezuwiusz! – zwrócił się ktoś do niego tenorem – Tutaj!
WWW - Proszę o wybaczenie... – Szybko podążył za wołającym go głosem. Ujrzał blondyna siedzącego z jakąś młodą kobietą.
WWW„No tak… Mogłem się tego spodziewać”
WWW – Patrus! Nareszcie! – Uścisnął druha.
WWW- Kurde... - powiedział cyrulik, patrząc na Mezuwiusza z uśmiechem. - Jeszcze nie widziałem cię bez szat.
WWW - Dla niepoznaki.
WWW- Aha. Nie masz nic przeciwko towarzystwu tej pięknej damy? – skinął na pannę siedzącą obok. – Na imię jej Alie. Jest świetna w pracach ręcznych każdego pokroju...
WWW- Nie, nie mam, jeśli nie będzie się wtrącać do naszych spraw. Zużyłem trochę na teleport, żeby się tu dostać i nie chce, by mój trud się zmarnował, więc...
WWW- Więc zanim przejdziemy do interesów, najpierw się trochę rozweselimy! – Zaśmiał się elf. - Zaczekaj... Karczmarz! Wina driad daj, prędziutko!
WWWPatrus podszedł do karczmarza, wręczył parę monet i wrócił z długą, czerwoną butelką i trzema kieliszkami.
WWW- Twoje zdrowie, Mezo! – Mezuwiusz poruszył się lekko, rzadko kto używał tego skrótu.
WWW- Wzajemnie, Patrusie – i wypił do dna – Ożeż, w mordę... Dawno już nie piłem... Niezły trunek, nie powiem, niezły... A teraz, skoro już zaliczyliśmy pierwszą turę, możemy... Patrusie! Cholera jasna! – krzyknął, gdy zobaczył, że jego kompan zaczął zajmować się krągłościami dziewczyny - Nieczęsto masz okazję, by poświęcić uwagę mnie, a ją widzisz przez cały czas.
WWW- Wybacz, przyjacielu – zachichotał – Jakoś nie mogłem się powstrzymać... Dobrze, już słucham. Albo i nie - znowu się zaśmiał. - Lepiej opowiedz, co tam u ciebie. Dalej jesteś w Gildii? Ja bym już dawno odpuścił. Magowie wszędzie są potrzebni, robotę łatwo znaleźć.
WWW- Może trochę ciszej, co? – syknął Mezo. – Wiesz, co mi zrobią, jak się dowiedzą, że jestem magiem?
WWW- E tam. – Patrus machnął ręką. – Nikt nas nie słyszy. Wiesz, ostatnio przydarzył mi się bardzo śmieszny wypadek, mianowicie…
WWW- Później, Patrusie! Są teraz ważniejsze sprawy.
WWW- Dobrze, już dobrze. Mów.
WWW- Ech... – westchnął Mezuwiusz, trochę zawiedziony, że minęło tyle czasu, zanim zdołał zabrać głos – Sprawa ma się następująco: potrzebuję drużyny. I to cholernie dobrej. Leśnik, cyrulik, jakiś rębacz... Tak, trzy osoby mi wystarczą...
WWW- A po co ci oni? Na co chcesz ich nająć?
WWW- Potrzebuję składników... Rzadkich, trudnych do zdobycia... Mój klient zachorował na smoszczyznę.
WWWPatrus opuścił wzrok. Ręka trzymająca kieliszek zaczęła podrygiwać. Odstawił go i schował twarz w dłoniach. Po chwili uniósł głowę. Wyglądał na zrozpaczonego.
WWW- Nie, nie... nie smoszczyzna, nie - mamrotał, patrząc tępo w jakiś punkt – Ty wiesz, że lekarstwa nigdzie nie ma... Ty wiesz, że prawie niemożliwe jest do zrobienia... Ty wiesz, ty już wszystko wiesz...
WWW- Tak i dlatego zwracam się do ciebie – spojrzał uważnie na przyjaciela, a ten unikał jego wzroku.
WWWNastała cisza. W między czasie Patrus zdążył już wypić parę kolejek.
WWW- Skąd wiesz, czy ci w ogóle pomogę? – spytał opryskliwie cyrulik. – Jak dla mnie może zdechnąć ten ktoś…
WWW- Posłuchaj, Patrusie – powiedział spokojnie, ale z nutką groźby. – Zużyłem nieco rubin i szafir na teleport, przekupiłem strażników, nawet zgodziłem się na karczmę, choć wiesz, że nie lubię takich miejsc. I chcesz mi teraz powiedzieć, że nie możesz wskazać tych ludzi? Nie proszę cię, abyś szedł ze mną.
WWW- Ja... ja nie wiem, czy znajdę chętnych... – mówił cicho, ale wyraźnie. Mezuwiusz domyślił się, że stara się opanować drżenie głosu. - To znaczy znajdę, ale nie wiem, czy będzie Cię na nich stać, a ...
WWW- O pieniądze się nie martw, to już moje zmartwienie. A i sam dostaniesz pokaźną sumkę. Jak szybko zajmie ci znalezienie tych osób?
Patrus zamilkł na chwilę.
WWW- Od dwóch do czterech dni, może trochę szybciej. Powiedz mi tylko: kiedy smo… ta choroba się zaczęła?
WWW- Dzisiaj minie trzecia noc.
WWW- Masz bardzo mało czasu – Mezo dostrzegł, że Patrus nabiera kolorów. Podsunął mu napełniony kieliszek. Ten wypił i zdobył się nawet na słaby uśmiech
WWW- Wiem... Właśnie dlatego tu teraz siedzę.
WWW- Ja pomogę, oczywiście... Ale nie wiem, czy jeszcze... – Wstał. - Wybacz, stary druhu, ja już chyba skończyłem na dzisiaj. Alie, bądź tak dobra, potowarzysz mi w drodze powrotnej. W domu też. Dzisiaj szczególnie nie mam ochoty być sam.
WWW- Nie zaproponujesz mi noclegu u siebie? – spytał z udawanym niedowierzaniem. Wiedział doskonale, że Patrus go teraz nie zaprosi. Przecież Mezuwiusz mógłby znowu zacząć temat tej.. tfu! smoszczyzny!
WWW- Musisz mi wybaczyć... Ja... ja po prostu … Chcę przemyśleć parę spraw, to wszystko... Jutro przyjdź do mnie, wiesz gdzie mieszkam.
WWW- Bywaj zdrów. – Pożegnał go skinieniem głowy, odprowadził wzrokiem aż do drzwi. Następnie wstał i podszedł do karczmarza.
WWW- Pokój na noc się znajdzie?
WWW- Dwa srebrniaki i masz zwykłe łóżko. Dasz dwa i trzy miedziaki, dostaniesz pościel czystą. Za trzy otrzymasz taki, że ci gały z orbit wyjdą – odpowiedział lekko charczącym głosem.
WWW- A daj pan za trzy.
WWWMezuwiusz wyciągnął monety i po chwili otrzymał mosiężny klucz.
WWW- Pierwsze piętro, drugi pokój po prawej.
WWW- Dziękuję. – Poszedł we wskazanym przez karczmarza kierunku. Gdy był do drzwi, usłyszał jakieś bliżej mieszankę stęknięć, jęków i krzyków, na przemian męskich i żeńskich. Mag nie stał tracić czasu na rozmyślanie nad przyczyną ich powstania i po prostu przekręcił klucz. Pokój przeszedł jego oczekiwania. Spodziewał się bowiem zwykłego łóżka z baldachimem i to wszystko. Zobaczył jednak drewniany stół, na którym stał dzbanek z czystą wodą i kubek, bochenek chleba, szafę na ubrania, zasłane łóżko. Najbardziej zdziwiło go to, że wszędzie było schludnie. Nie przejmując się zdejmowaniem ubrań, położył się na łóżko i po chwili zasnął.
WWWNoc była ciepła i jasna.