Jest tam kto?
WWWOtworzyłem nagle oczy i spojrzałem w wielkie okno. Kiedy czarne jak smoła niebo przecięła błyskawica, zrozumiałem, że zbudził mnie grzmot poprzedniej. Pod wpływem nagłego światła zmrużyłem oczy, a kiedy potem równie nagle rozpłynęło się po niebie, otworzyłem je szeroko, wstrzymałem oddech i z zamarłym w piersi sercem zacząłem nasłuchiwać.
WWWRaz, dwa, trzy... zacząłem liczyć w ciemności.
WWWWokół nie działo się nic. Ciężkie bordowe zasłony, których kładąc się spać zapomniałem zaciągnąć, wisiały w oknie zupełnie nieruchomo. Okiennice nie stukały popychane lodowatym wiatrem. Żadnego ruchu. Żadnego dźwięku. I choć wypatrywałem i nasłuchiwałem, tylko przeraźliwa ciemność odpowiadała mi milczącym spojrzeniem.
WWW...Dziewięć, dziesięć i zrezygnowałem. Przejdzie bokiem, pomyślałem pozwalając sobie na głębszy oddech.
WWWA potem szyby zadrżały nagle, dom zatrząsł się w posadach i już wiedziałem, że za chwilę za oknem rozpęta się piekło. Naciągnąłem kołdrę na głowę, zacisnąłem oczy i z jakiegoś powodu wyobraziłem sobie, że zasnę.
WWW- Nic z tego - powiedziałem na głos w ciemności. - Nie zarwę przez ciebie nocy, ani mi się marzy o tym.
WWWA jednak za oknem nie było wiatru, deszcz nie padał jeszcze i przez chwilę znów otaczała mnie cisza. Gdzieś pośród niej niestrudzenie tykał zegarek. Nie chciało mi się zapalać lampki, pozostawiłem więc siebie w kompletnej nieświadomości co do tego, która jest godzina. Wiedziałem, że jest noc i że nadciąga burza i to mi wystarczyło. Nie miałem nic przeciwko burzom, przynajmniej jeśli nie budziły mnie w środku nocy. Lubiłem usiąść przy oknie i szczelnie zawinięty w koc, wsłuchiwać się w huk bębniącego o ziemię deszczu. Był jednak środek zimnej październikowej nocy, a ja byłem zmęczony i jakoś nie miałem ochoty na żadne tego rodzaju kontakty z naturą.
WWWZa oknem znów zagrzmiało.
WWW- Nic z tego - powtórzyłem. - Idź sobie. Nie będę wychodził z łóżka przez mały niewinny jesienny deszczyk. No idź.
WWWI wtedy zaczęło lać. Deszcz był nagły i tak silny, że przez chwilę wydawało mi się, że ogłuchnę. Jednocześnie pojawił się wiatr. Zadął w szyby i zatrząsł nimi tak gwałtownie, iż zacząłem obawiać się o ich najbliższą przyszłość, w ciężkich drewnianych ramach. Dotarło mnie przeraźliwe brzęczenie, widać jednak dom przetrwał już nie jedną taką burzę i nie jedną taką noc, bo, choć niemal byłem na to przygotowany, nie usłyszałem ani huku, ani brzęku pękającego szkła. Tylko wiatr, deszcz i zrywane przez nie gałęzie drzew otaczającego mnie lasu.
WWWGwałtownym ruchem zrzuciłem z ramion koc.
WWW- Niech to szlag - zakląłem głośno, bo przyszło mi do głowy, że tej nocy jednak już nie zasnę. Usiadłem na łóżku, wymacałem przełącznik lampki i wcisnąłem go, z popełnionego błędu zdając sobie sprawę dopiero, kiedy światło poraziło mi oczy. Skrzywiłem się, zaciskając powieki, a kiedy po żółtym powidokiem, jaki mi po tym wyczynie pozostał, cokolwiek zacząłem już widzieć, wykręciłem szyję, by dojrzeć tarczę staroświeckiego zegara wiszącą na ścianie.
WWWBomba, pomyślałem. Była trzecia czterdzieści dwie zimnej październikowej nocy, a ja nie nie mogłem spać!
WWWSiedziałem jakiś czas na łóżku, kompletnie nie wiedząc, co ze sobą począć. Przeraźliwie chciało mi się pić, a ponieważ przez cały miniony dzień w sumie też niewiele jadłem, byłem troszeczkę głodny. Przypomniałem sobie o leżących w lodówce jajkach i przez chwilę próbowałem wyobrazić sobie, jak smakuje jajecznica w porze, w której wszystkie kury w okolicy jeszcze śpią. Przez ostatnią dekadę stałem się prawdziwym królem przyrządzanych w prosty sposób potraw i gotowych dań z puszek. Lubiłem też bardzo pizzę, ale pizzy nie dowozili aż tutaj. Nie, nawet gdybyś zadzwonił, że umierasz z głodu, nie przywieźliby ci jej do lasu.
WWWWygramoliłem się z łóżka, drżąc z dojmującego zimna. Podniosłem z podłogi sweter i ruszyłem w kierunku drzwi wiodących na korytarz, niedbale przeciągając go przez głowę, przez co omal nie zderzyłem się z framugą. Jakimś sposobem bez większej katastrofy udało mi się dotrzeć do schodów. Światło kolejnej błyskawicy wdarło się przez okna. Na wielkiej ścianie przede mną zafalowały niepokojące cienie. Ale to wcale nie było najgorsze...
WWWPuk. Puk. Puk.
WWWPoderwałem głowę i spojrzałem na frontowe drzwi. Ktoś pukał? Czy tylko mi się zdawało?
WWWZmarszczyłem brwi i nasłuchiwałem przez chwilę, dźwięk się jednak nie powtórzył. Nic, tylko wiatr za oknem.
WWWZdawało mi się. Dlaczego ktoś miałby pukać do moich drzwi o trzeciej czterdzieści coś nad ranem?
WWWPuk. Puk. Puk. Cichutkie, ale wystarczająco wyraźne. Dreszcz przebiegł mi wzdłuż kręgosłupa i nagle poczułem się dziwnie.
WWW- Daj spokój, Leszek - powiedziałem na głos w ciemności. - Zachowujesz się, jakbyś nigdy nikomu nie otwierał drzwi w środku nocy. - Zacisnąłem dłoń na poręczy, bo prawda była taka, że rzeczywiście nigdy w nocy nikomu ich nie otwierałem. W dzień zresztą też nie.
WWWWokół rozbrzmiał przeraźliwy grzmot, a potem nagle zapadła cisza.
WWW- To tylko wiatr - uspakajałem sam siebie. - Wiatr! Mały niewinny jesienny wietrzyk, sam go tak nazwałeś.
WWWTak, pomyślałem, puszczając poręcz i ruszając wolno w dół schodów. I będę się upierał przy swoim. Nit do mnie pukał. Dlaczego ktoś miałby to robić? I nagle zrozumiałem, dlaczego poczułem się dziwnie. Ktoś, kto puka do drzwi, najpierw musi do nich podejść; ktoś musi wejść po schodach, mijając po drodze fotokomórkę, która natychmiast zapala na werandzie światło. Uniosłem głowę i popatrzyłem na niewielkie okienko nad drzwiami. Na werandzie panowały ciemności. A jednak...
WWWPuk. Puk. Puk.
WWWOstrożnie pokonałem resztę schodów i cicho minąłem hol. Za oknami powrócił wiatr. Paskudne cienie zatańczyły na ścianach. Przyłożyłem ucho do drzwi i słuchałem przez chwilę. Tylko wiatr na zewnątrz. Tylko deszcz, pojedyncze grzmoty i szum otaczającego mnie lasu. Odsunąłem się od drzwi i popatrzyłem na nie w ciemności.
WWW- Kto tam! - zawołałem.
WWWOdpowiedział mi grzmot. A potem, nieśmiało:
WWWPuk. Puk. Puk.
WWWOtarłem usta wierzchem dłoni, potem dłoń otarłem w ubranie. Wyrwany ze snu w środku nocy chyba nie myślałem zbyt trzeźwo. W przeciwnym razie nigdy nawet nie pomyślałbym o tym, co właśnie zamierzałem zrobić.
WWWWyciągnąłem dłoń do klamki, drugą powolutku przekręciłem klucz. Drzwi uchyliły się przy wtórze żałosnego skrzypienia. Zamarłem, w duchu przygotowując się na...
Za drzwiami nie było nikogo. Tylko kałuże deszczu na schodach. Otworzyłem oczy i ogarnąłem wzrokiem podjazd... a potem westchnąłem ze starannie udawaną ulgą.
WWW- No tak. Stary głupi Leszek. Myślałeś, że ktoś za nimi będzie? Że ktoś przylazł tu do ciebie do lasu, w środku burzliwej nocy, jakimś cudem wszedł po schodach nie zapalając przy tym światła i... nieważne. - Zamknąłem drzwi i przekręciłem klucz. Nie wiadomo dlaczego byłem zły. Odwróciłem się na pięcie i przy wtórze cichego skrzypienia desek starej drewnianej podłogi, ruszyłem w ciemnościach w stronę kuchennych drzwi.
WWW- Kogo próbujesz oszukać? - Zamachałem rękoma. - Ktoś pukał do tych drzwi. Słyszałeś przecież wyraźnie. Głuche, uparte "Puk. Puk. Puk".
WWWPotrząsnąłem głową.
WWW- To tylko wichura. Złamana gałąź upadła na schody. Niesiona wiatrem puszka uderzyła o drzwi.
WWW- Przestań zwalać wszystko na wiatr!
WWWWzruszyłem ramionami.
WWW- Jakie to ma znaczenie. Otworzyłem te cholerne drzwi i nikogo za nimi nie było. To wszystko.
WWWPuk. Puk. Puk.
WWWZamarłem bez ruchu pośrodku holu. Nie miałem jeszcze odwagi, żeby się odwrócić. Niemożliwe... Byłem tam, otworzyłem te drzwi i... Podniosłem wzrok i zerknąłem, tym razem, na kuchenne okno. Na werandzie panowała ciemność. Co tu się dzieje?
WWWPuk. Puk. Puk.
WWW- Idź i sprawdź - rozkazałem.
WWW- Sprawdziłem!
WWW- No więc zrób to jeszcze raz.
WWWOdwróciłem się i przez chwilę, w napięciu, znowu patrzyłem na drzwi. Wysokie, rzeźbione, zamknięte.
WWW- No dalej, Leszek, czego się boisz? Złamanej gałązki? Pustej puszki po piwie?
WWWBo to była gałązka, albo pusta puszka po piwie, prawda?
WWWNie miałem pojęcia, ile pustych puszek po piwie, może znajdować się na moim podwórku. Nie byłem też pewien, czy mam ochotę to sprawdzać.
WWW- No bo i po co miałbym to robić? - zapytałem oburzony. - Dlaczego miałbym otwierać te drzwi, kiedy na zewnątrz jest zimno i kiedy szaleje wichura?
WWW- Dlatego, że ktoś do nich pukał?
WWW- Nikt tego nie robił - prychnąłem.
WWW- Daj spokój, słyszałeś przecież! To samo miarowe "Puk. Puk. Puk".
WWW- Nie zrobię tego. Nie wrócę do tych drzwi i nie otworzę ich po raz kolejny.
WWWZachichotałem.
WWW- Przyznaj, że się boisz, Leszek. Przyznaj, że trzęsiesz portkami, tylko dlatego, że jakiś pijak, zabawia się przed twoimi drzwiami po nocy.
WWW- Nie boję się - mruknąłem. - Kto powiedział, że się boję? Na zewnątrz jest zimno i pada deszcz. Nie mam ochoty nabawić się zapalenia płuc. To wszystko.
WWW- No więc stój na bosaka na zimnej podłodze holu i przekonaj się, czy uda ci się nie przeziębić.
WWW- Niech to szlag! - Szybkim krokiem ruszyłem do drzwi. Chwyciłem klamkę, przekręciłem klucz i szarpnąłem.
WWWPusto. Tylko ciemność, deszcz i wiatr.
WWW- Kto tam! - wrzasnąłem. Wyszedłem na werandę nie zważając na zimno. Na werandzie natychmiast zapaliło się światło. Lodowaty deszcz zmoczył mi koszulę. - Jest tam kto?!
WWWRozejrzałem się uważnie po lesie. Nie zauważyłem w ciemności nikogo. Kolejny podmuch wiatru chlusnął mi wodą w twarz. Wystraszony i zły zarazem odwróciłem się, żeby wrócić do domu i po raz kolejny tej nocy na wszystkie spusty zamknąć drzwi. W następnej chwili coś trzasnęło mi pod nogami. Przystanąłem i spojrzałem w dół. Niedaleko od drzwi leżała gruba gałąź. Ostrożnie podniosłem ją i przez chwilę przyglądałem się jej w świetle werandowej lampki.
WWWCzy to było to? To, co tak mocno tej nocy mnie przeraziło?
WWWStałem na werandzie przez całą minutę, nie mając pojęcia, co sobie o tym myśleć. Wiele razy czułem się w życiu zupełnie sam. Wiele razy czułem się zagubiony, wystraszony i nieszczęśliwy. Ale tamtej późnej październikowej nocy, gdy stałem na pustej werandzie własnego domu, czułem się bardziej samotny, niż kiedykolwiek przedtem.
WWW- Dlaczego jestem sam? Dlaczego nikt nie martwi się o mnie, ani o mnie nie dba?
WWWPierwszy piorun uderzył w dach, drugi w zachodnią ścianę domu. Ogień rozprzestrzeniał się szybko, połykając stare drewno, tak, jak dzieciaki połykają zbożowe płatki na śniadanie - z lubością i przy wtórze głośnego chrupotu a czasem nawet i trzasków. Deszcz przestał padać i niedługo potem dwie drewniane kondygnacje budynku na moich oczach zamieniły się w popiół.
WWWJako pierwsza zaś przestała istnieć sypialnia.