Księga Serafina [fantasy]

1
PROLOG

Zachodzące słońce rzucało mdłe światło na Kryształowy Pałac, barwiąc szkarłatem każdą z jego komnat. Nieuchronnie zbliżał się zmierzch, ulubiona pora wszystkich sił nieczystych. Rezydenci Pałacu tłumnie podążali krętymi korytarzami do swoich komnat sypialnych z nadzieją, że nic się nie wydarzy i przeżyją również tę noc. Na razie wszystko wskazywało na to, że bogowie wysłuchają ich modłów i siły nieprzyjaciela nie wedrą się nieproszone do Pałacu.
Księżniczka Layla przerwała lekturę meridiańskich legend i zerknęła na stojący pomiędzy bibliotecznymi regałami stolik, na którym leżała Księga Serafina. Był to jedyny autentyczny egzemplarz, który został spisany specjalnie dla króla Meridianu przez dawno już zmarłego proroka o tymże imieniu. Serafin opisał w niej całe dzieje krainy, od jej powstania, poprzez obecne czasy, aż po wizję jej upadku. Księga ta była obita w czarną skórę, miała złocone rogi, a na jej środku lśnił rubin wielkości ludzkiej pięści. To właśnie tej Księgi mieszkańcy Kryształowego Pałacu pilnowali jak oczka w głowie, zawierała ona bowiem najskrytsze sekrety Meridianu. Mieszkańcy innych krain nie mieli do niej dostępu.
Layla westchnęła i wróciła do przerwanej lektury. Dokończy jeszcze tylko legendę o Czarnym Aniele i również uda się na spoczynek. Czarnym Aniołem nazywano tajemniczego wojownika, który zjawiał się w krainie raz na kilka stuleci i zwalczał panoszące się w niej zło. Podobno był nieśmiertelny i zawsze miał przy sobie miecz zwany Destruktorem Cienia. Lecz nikt nigdy nie widział jego twarzy, gdyż zawsze ukryta była w ciemnościach. Imię jego również pozostawało nieznane. Layla uśmiechnęła się pod nosem. Ciekawe, jak by to było go spotkać i odkryć jego tożsamość.
W pewnej chwili za drzwiami biblioteki rozległ się odgłos kroków, lecz księżniczka nie zwracała na to uwagi. Pewnie służący wciąż krzątali się po korytarzach. Jednak gwałtownie poderwała się z miejsca, gdy usłyszała głośne i nachalne pukanie do drzwi. Nie wyglądało na to, aby któraś z niewolnic chciała z nią pomówić. Layla ze ściśniętym strachem sercem podeszła szybkim krokiem do stolika, na którym leżała Księga Serafina. Na szczęście pomiędzy regałami siedziała Eileen, trzynastoletnia córka siostry króla. Layla przywołała ją więc do siebie.
– Posłuchaj uważnie, Eileen. Wyniesiesz to poza mury Pałacu i ukryjesz gdzieś, gdzie źli ludzie nie będą mogli tego znaleźć, dobrze? To bardzo ważne – powiedziała, wręczając małej Księgę Serafina.
Dziewczynka energicznie pokiwała usianą rudymi lokami głową i zniknęła między regałami. Tymczasem Layla sięgnęła pod fałdy swojej jasnej sukni i wyciągnęła długi sztylet, który zawsze nosiła ze sobą dla obrony. Bała się tego, kto czaił się za drzwiami, lecz jednocześnie chciała stawić mu czoła.
Nagle potężne, dwuskrzydłowe drzwi zostały wyważone i do biblioteki wkroczyło kilkunastu umięśnionych wojowników, a za nimi najgroźniejszy człowiek, jaki miał czelność kroczyć po tej ziemi – lord Andre. Layla aż się cofnęła, ujrzawszy jego twarz wykrzywioną w grymasie triumfalnego uśmiechu, który bardziej przypominał uśmiech diabła. Mimo odległości dzielącej ją od drzwi, księżniczka zdołała zauważyć, że po korytarzu biegali również inni żołnierze tego łotra, a po chwili usłyszała krzyki mieszkańców Pałacu i nogi się pod nią ugięły, a oczy zaszły jej łzami. Zrozumiała bowiem, że byli mordowani. Jednak starała się zachować zimną krew, gdyż rozpacz i panika mogły ją w obecnej chwili doprowadzić do zguby. Spojrzała więc hardo w oczy lorda i odezwała się lodowato:
– Andre… Jak się tutaj dostaliście? Czego chcecie?
Mężczyzna, wciąż patrząc na nią i się uśmiechając, pstryknął palcami i zaczął się do niej zbliżać, podczas gdy jego towarzysze zaczęli przeszukiwać każdy zakątek biblioteki.
– Witaj, księżniczko. Pytasz, jak tu weszliśmy? Och, całkiem zwyczajnie. Porozmawialiśmy sobie kulturalnie ze strażnikami, którzy nas wpuścili. Pytasz również, czego chcemy? – Chwycił ją pod brodę i przybliżył twarz tak, że czuła na sobie jego cuchnący oddech. – Doskonale wiesz, czego pragnę… – Bezczelnie pozwolił sobie na chwilę dotknąć jej kształtnych piersi, po czym szybkim, sprawnym ruchem wyciągnął z pochwy swój miecz i przyłożył jej ostrze do gardła. – Gdzie jest Księga Serafina? Gadaj!
– Tu jej nie ma – syknęła Layla. – Na próżno szukacie! Ukryłam ją poza Pałacem!
Lord Andre zacisnął usta w wąską kreskę, a na jego czole zaczęła pulsować żyłka. Księżniczka zamknęła oczy, czekając na rychłą śmierć, lecz nagle rozległ się nieznajomy głos:
– Panie, jeden z żołnierzy patrolujących okolicę widział przed chwilą rudowłosą dziewczynkę. Uciekła w głąb lasu, ściskając w rękach Księgę.
– No to na co czekacie, kretyni? Gonić ją! Przeszukajcie cały las, jeśli będzie trzeba!
– Tak jest!
Wszyscy wojownicy wybiegli z biblioteki. Andre ponownie spojrzał Layli prosto w oczy. W jego własnych odbijała się ślepa furia i nienawiść. Znów się uśmiechnął, co tylko spotęgowało strach księżniczki.
– Ale z ciebie suka, wiesz? Prawdziwa wiedźma. Cóż, na mnie już czas. Zabawiłbym się z tobą, ale muszę podbić Meridian. Do zobaczenia nigdy, ślicznotko.
Layla nawet nie krzyknęła, gdy miecz lorda przebił na wylot jej ciało. Po prostu osunęła się bezwładnie na ziemię niczym drewniana marionetka. Andre wytarł krew z miecza krańcem swojej peleryny, po czym brutalnie kopnął zwłoki, splunął gniewnie na ziemię i wyszedł.

Eileen biegła przez las tak szybko, jak tylko mogła, co chwilę potykając się na nierównym gruncie o wystające korzenie drzew albo kamienie. Kilka razy niefortunnie się przewróciła, ponieważ w lesie panowały kompletne ciemności, jednak wciąż kurczowo ściskała powierzoną jej Księgę Serafina i szukała miejsca, w którym mogłaby ją ukryć. Coraz wyraźniej słyszała ludzi, którzy ją ścigali. W oddali dostrzegła zarys jakiejś jaskini, na którą padało delikatne światło księżyca. Jednak dziewczynka nie była taka głupia. Dobrze wiedziała, że nie zdąży dobiec do jaskini, a jeśli nawet, to ci ludzie mogą ją tam dopaść. Niewiele więc myśląc, uklękła i zaczęła pospiesznie kopać rękami dziurę w ziemi.
– Ej, ty tam! Oddaj Księgę, dziewczynko!
Odziani w zbroje mężczyźni otoczyli ją ze wszystkich stron i wycelowali w nią swoją broń na wypadek, gdyby chciała stawić opór. Eileen mocno przycisnęła do siebie Księgę i wpatrywała się z trwogą w ostrza mieczy. Nie zamierzała łamać danej kuzynce obietnicy.
I nagle napastnicy zaczęli jeden po drugim padać jak muchy. Dziewczynce serce podchodziło do gardła ze strachu. Ziemia, na której klęczała, stała się mokra i śliska od krwi. Jednak po chwili było już po wszystkim i usłyszała łagodny męski głos:
– Nie lękaj się, Eileen Darnell. Jesteś już bezpieczna, tak samo jak Meridian. Chodź ze mną.
Eileen poczuła, jak czyjaś dłoń ściska jej rękę. Jednak bez wahania poszła za tajemniczym wybawcą, chociaż w tym mroku nie dostrzegała jego sylwetki.
– Kim jesteś? – spytała nieśmiało.
– Nazywają mnie Czarnym Aniołem. Lecz mów mi po prostu Jasper.
Razem zniknęli między drzewami.

Lord Andre szedł przez las, wytężając uważnie wzrok. W pewnym momencie potknął się o coś dużego i przewrócił. Zaklął siarczyście pod nosem i zdenerwował się jeszcze bardziej, gdy odkrył, że tą przeszkodą był jego wojownik. Rozejrzał się. Cała chmara trupów żołnierzy i ani śladu dziewczynki. Gdzie ona była? Przecież nie mogła rozpłynąć się w powietrzu! I co się stało? Kto pozabijał tych gamoni? Czyżby ta mała była jakąś przeklętą czarownicą?
I nagle w głowie lorda zrodziła się inna niepokojąca myśl: a jeśli to sprawka Czarnego Anioła? Co jeśli ta legenda o nim była prawdziwa? Może to on ocalił tę smarkulę i zabrał Księgę?
Andre nie wiedział tego na pewno, ale był stuprocentowo pewny jednego – nie spocznie, dopóki nie zdobędzie Księgi Serafina i władzy nad Meridianem. Odnajdzie Księgę, gdziekolwiek ona będzie. I już niebawem podporządkuje swej woli Meridian, a może i nawet cały świat…
Każdego ranka, każdej nocy
Dla męki ktoś na świat przychodzi.
Jedni się rodzą dla radości,
Inni dla nocy i ciemności.

Wieczność kocha dzieła czasu.


– William Blake

2
Serena pisze:Zachodzące słońce rzucało mdłe światło na Kryształowy Pałac, barwiąc szkarłatem każdą z jego komnat.
- w życiu bym nie powiedziała, że szkarłat jest mdły (blady, nikły, pozbawiony wyrazu, ekspresji, niewyrazisty). Dla mnie to sprzeczność. Mdły może być, np. blask świec.
Serena pisze:Był to jedyny autentyczny egzemplarz, który został spisany specjalnie dla króla Meridianu przez dawno już zmarłego proroka o tymże imieniu.
- podkreśloną część można sobie darować. Nawet trzeba.
Serena pisze:To właśnie tej Księgi mieszkańcy Kryształowego Pałacu pilnowali jak oczka w głowie, zawierała ona bowiem najskrytsze sekrety Meridianu.
- zdrobnienie tu nie pasuje. Rozważ zamianę na: "pilnowali jak oka w głowie".
Serena pisze:trzynastoletnia córka siostry króla.
- unikaj takich sformułowań jak ognia. Napisz po prostu „siostrzenica króla”. Znaczy dokładnie to samo i nie trzeba się za długo zastanawiać nad rodzinnymi powiązaniami.
Serena pisze:Layla aż się cofnęła, ujrzawszy jego twarz wykrzywioną w grymasie triumfalnego uśmiechu, który bardziej przypominał uśmiech diabła.
- podkreślone wyrzucić. Przydałoby się pozbyć powtórzenia.
Serena pisze:Chwycił ją pod brodę i przybliżył twarz tak, że czuła na sobie jego cuchnący oddech. – Doskonale wiesz, czego pragnę… – Bezczelnie pozwolił sobie na chwilę dotknąć jej kształtnych piersi, po czym szybkim, sprawnym ruchem wyciągnął z pochwy swój miecz i przyłożył jej ostrze do gardła.
- ekspertem od broni białej nie jestem, ale miecz mi tutaj nie pasuje. Już lepszy byłby jakiś krótki sztylet. Wyobraź sobie tą sytuację. Chwytasz kogoś za brodę lewą ręką. Stoisz bardzo blisko tego kogoś. Prawą chcesz wyciągnąć długi, nieporęczny miecz. Sięgasz więc do prawego boku i… przeszkadza Ci lewa ręka, którą trzymasz swoją ofiarę. Wiem - w świecie fantasy bardziej trendy jest noszenie miecza na plecach. Ok. Trzymasz tą swoją nieszczęsną ofiarę pod brodę. Przypominam, że stoisz bardzo blisko tego kogoś. Sięgasz więc za plecy, wyciągasz miecz i próbujesz przyłożyć komuś do gardła. Upss, obawiam się, że stoisz tak blisko, że możesz oprzeć jedynie rękojeść miecza o szyję wroga.
Serena pisze:Po prostu osunęła się bezwładnie na ziemię niczym drewniana marionetka.
- osunąć się bezwładnie to pleonazm. „Bezwładnie”- do wyrzucenia.
Serena pisze:Jednak dziewczynka nie była taka głupia. Dobrze wiedziała, że nie zdąży dobiec do jaskini, a jeśli nawet, to ci ludzie mogą ją tam dopaść. Niewiele więc myśląc, uklękła i zaczęła pospiesznie kopać rękami dziurę w ziemi.
- czegoś tu nie rozumiem. Nie powiedziałabym, że trzynastoletnia dziewczynka jest głupia, bo próbowała ukryć się w jaskini przed pościgiem. Ale klękanie i kopanie gołymi rękami w ziemi jest dla mnie co najmniej niezrozumiałe. Chciała się dokopać do Chin? Ukryć księgę? Była na tyle mądra, żeby wiedzieć, że jaskinia to pułapka, ale zbyt głupia, żeby nie orientować się, że nie zdąży zakopać opasłego tomiska?

W tekście pojawiają się też powtórzenia. Szczególnie "księga" rzuca się w oczy.

Podsumowując: mnie ten prolog pozytywnie zaskoczył. Wprawdzie motywy uciekających z pałaców księżniczek i wojowników- opiekunów jest już mi znany, ale jedno trzeba Ci przyznać- nie zanudzasz. Udało Ci się zainteresować swoją opowieścią kogoś, kto krzywi się z niechęcią na samo słowo "fantasy". Do okrzyków zachwytu jeszcze mi daleko, ale tekst czytałam z zaciekawieniem.

Pozdrawiam. :)

3
Dziękuję za opinię. Poprawiłam w swoim tekście wskazane przez ciebie błędy. Miło, że ci się podobało :) Przyznam szczerze, że odrobinę zainspirował mnie do tej powieści dwudziesty odcinek serialu "Miecz Prawdy" (szkoda, że dzisiaj leci ostatni;/), jednak nie miałam żadnego konkretnego planu. Po prostu zaczęłam od przypadkowego zdania i tak sobie bezmyślnie pisałam i tak wyszło, o :P Wiem, że to może się wydać głupie, ale tak właśnie było. Za tydzień dodam rozdział 1. :)

[ Dodano: Wto 16 Lut, 2010 ]
1

– Skąd właściwie znasz moje nazwisko?
Nie odpowiadał jej. Przez chwilę Eileen myślała, że zniknął, a przez las prowadzi ją jakaś tajemnicza siła. Jednak niebawem nieznany wybawca puścił jej rękę i się zatrzymał.
– Oddaj mi Księgę. Zaniosę ją tam, gdzie będzie bezpieczna.
Dziewczynka przycisnęła do siebie magiczny przedmiot i spojrzała wielkimi, przerażonymi oczami na mężczyznę, którego miała nazywać Jasperem. Co on sobie myśli?
– Nie. Obiecałam Layli, że ją ukryję. Nie zamierzam łamać danego jej słowa.
– Ona już nie żyje. Cała twoja rodzina nie żyje. – Głos mężczyzny był cichy i wyzuty z jakichkolwiek emocji. – Poza tym posiadanie Księgi Serafina oznacza spore ryzyko. Narażasz swoje dopiero co rozpoczęte życie. Dla własnego dobra lepiej mi ją oddaj i tu się rozstaniemy.
W nikłym blasku księżyca Eileen dostrzegła zarys bladej, szczupłej dłoni. Może i racja. Może powinna uczynić tak, jak mówił jej Jasper. No bo w końcu co ona, zwyczajna trzynastolatka, mogłaby zrobić z najważniejszą księgą w Meridianie? Do czego mogłaby ją wykorzystać? Eileen z lekkim wahaniem podała Księgę swojemu wybawcy. Przyjął ją, po czym odwrócił się i ruszył dalej na północ. Dziewczynka westchnęła tęsknie i obejrzała się za siebie na górujący ponad koronami drzew Kryształowy Pałac. Nazywano go tak, ponieważ wiele jego elementów wykonano z najlepszej jakości kryształu, specjalnie sprowadzanego z innych krain. Ozdobiono nim między innymi okna, drzwi i ściany, lecz największe wrażenie robiła gigantyczna kryształowa kopuła zasłaniająca królewskie ogrody. Eileen bardzo chętnie by tam wróciła, gdyby miała do kogo… i gdyby nie obawiała się o swoje życie.
I nagle w jej głowie zaświtała pewna myśl. Odwróciła się i zawołała Jaspera. Zatrzymał się, ale nie wykonał żadnego konkretnego ruchu. Dziewczynka podbiegła do niego.
– Chcę iść z tobą. Zgódź się, proszę. Nie mam już po co wracać do Pałacu. Poza tym boję się, że ktoś jeszcze może mnie szukać. A z tobą przynajmniej czuję się bezpieczna. Proszę…
W odpowiedzi usłyszała prychnięcie.
– Nie potrzebuję pasażerki na gapę. Zresztą tam, dokąd zmierzam, jest bardzo niebezpiecznie. – Mężczyzna zamilkł na chwilę. – Chyba że zaprowadzę cię do miasteczka i zostawię w sierocińcu…
– Jak śmiesz! Jestem jedną z meridiańskich księżniczek i żądam szacunku!
– No, teraz jesteś już jedyną księżniczką. Ale skoro sprawy tak się mają, to jestem zmuszony zabrać cię ze sobą. Zostawię cię u swojego przyjaciela. Hmmm… Tak, myślę, że tak będzie dobrze. Ale do jego domu daleka droga. Wytrzymasz?
– Wolę długo wędrować niż zostać złapana przez złych ludzi – odparła żarliwie Eileen.
– Doskonale. Zatem ruszajmy. Trzymaj się blisko mnie, to nic ci się nie stanie.
Dziewczynka ponownie poczuła mocny, pewny uścisk na swojej ręce i już po chwili maszerowała dalej, w ślad za Jasperem, coraz rzadziej się potykając. Cieszyła się, że ten mężczyzna uległ jej namowom, lecz jednocześnie nie chciała, żeby zostawiał ją u swojego „przyjaciela” na nieokreślony czas. Nie wiadomo, kim mógł się okazać owy „przyjaciel” i jaki mógł być. Wolała, aby to Jasper się nią opiekował.
Powiedział, że nazywają go Czarnym Aniołem. Czy to ten legendarny wojownik? Nie, to raczej niemożliwe. Eileen świetnie znała każdą legendę Meridianu, ale nigdy w żadną nie wierzyła. Jednak Jasper ją intrygował i zamierzała dowiedzieć się o nim czegoś więcej…
Pokonywali meridiańskie lasy przez długie godzin, a kiedy w końcu wyszli na większą przestrzeń, zaczęło świtać. Eileen była tak zmęczona, że ledwo już stawiała kolejne kroki. Nogi potwornie ją bolały i czuła, jak na jej stopach tworzą się pęcherze. Gdy Jasper się zatrzymał i zarządził postój, upadła zdyszana na trawę i leżała tak przez długie minuty, które zdawały się ciągnąć w nieskończoność. W tym czasie jej wybawca zdążył zebrać chrust, rozpalić ognisko i przygotować nieco nędzny posiłek, na który składało się parę zebranych wcześniej leśnych owoców, czerstwy chleb i źródlana woda. Eileen usiadła przy ognisku i zabrała się za jedzenie. Była niesamowicie głodna.
W pewnym momencie zerknęła ukradkiem na siedzącego naprzeciwko Jaspera i oniemiała. Jeśli naprawdę był Czarnym Aniołem, tym słynnym obrońcą Meridianu, to ona była pierwszą osobą, która ujrzała jego twarz. Miała ostre rysy, co tylko dodawało jej uroku i męskości. Prosty nos, idealnie wykrojone usta, silna, nieco kwadratowa szczęka i duże, głęboko osadzone oczy, których barwa kojarzyła się dziewczynce z ziemią. Całości dodawały uroku czarne, splecione w długi warkocz włosy. Jednak Jasper – jeżeli oczywiście był legendarnym bohaterem – nie miał aż tak bladej skóry, jak pisało w legendzie. Miała ona normalny, lekko zaróżowiony kolor. Ponadto mężczyzna ten ubrany był w długi, czarny płaszcz, a na plecach nosił schowany w pochwie miecz zwany Destruktorem Cienia, który w każdej chwili mógł z łatwością wyciągnąć…
– Jesteś jakaś nieobecna.
Eileen zamrugała i gwałtownie potrząsnęła głową, uświadomiwszy sobie, że się na niego gapi. Rude loki delikatnie zafalowały, tworząc wokół jej głowy ognistą aureolę.
– Przepraszam, po prostu tak sobie myślę… – Zmrużyła swoje zielone oczy. – Skoro jesteś Czarnym Aniołem, to czy twoja twarz nie powinna być ukryta w cieniu?
Kącik jego ust wygiął się ku górze, tworząc kpiący półuśmieszek.
– Tylko w nocy. Za dnia każdy może ją widzieć, jednak wtedy naciągam na głowę kaptur. Ludzie myślą wtedy, że jestem zwykłym obywatelem, przybyszem z innej krainy lub jakimś szukającym guza zbirem, i nie zwracają na mnie szczególnej uwagi, bo takich opryszków w mieście jest pełno. Ale dziś jakoś nie mam ochoty się chować… Prawdę mówiąc, ta cała anonimowość trochę mnie już nudzi i męczy. Postawiłem na zmiany.
Zafascynowana Eileen odgryzła spory kawałek chleba.
– Naprawdę jesteś nieśmiertelny?
– Owszem. Chociaż urodziłem się śmiertelnikiem takim jak ty. Kiedyś spotkałem pewnego czarodzieja, który wyjawił mi tajemnicę nieśmiertelności.
– Jak brzmi owa tajemnica?
– Tego nie mogę powiedzieć. Tylko osoby godne tej tajemnicy mogą ją poznać. Tak czy siak, chodzę po tym świecie znacznie dłużej niż ty. Może z zewnątrz wyglądam młodo, ale w rzeczywistości jestem starszy niż przypuszczasz.
Eileen pokręciła ze zdumieniem głową. Minęło tak niewiele czasu, a już tyle dowiedziała się o tym mężczyźnie. Nie wiedziała, dlaczego tak chętnie jej o sobie opowiadał, ale nagle coś sobie przypomniała.
– Nie odpowiedziałeś na pytanie, które zadałam ci w lesie. Skąd znasz moje nazwisko?
– Wiem o tobie bardzo dużo, Eileen Darnell. Od dawna obserwuję całą rodzinę królewską i wiem wszystko o każdym jej członku. – Jasper roześmiał się, widząc jej zdziwioną minę. – Nie, nie jestem psychopatą. Po prostu staram się was chronić. Wiesz, król i jego rodzina to najważniejsze persony w krainie i bez nich Meridian praktycznie nie istnieje. A tym, których zabijam, zależy na zdobyciu Księgi Serafina i zniszczeniu całej krainy. Ale muszę przyznać, że tym razem nawaliłem…
Eileen smutno pokiwała głową, wspominając swoich krewnych. Musiała bardzo się wysilić, aby się nie rozpłakać. Łzy oznaczają słabość i bezradność, a ona nigdy nie była słaba i bezradna.
– Teraz bronisz mnie przed lordem Andre…
Jasper bezwiednie zacisnął dłoń w pięść.
– To najgorsza kreatura, jaką znam. Nie cofnie się przed niczym, żeby osiągnąć swój cel. – Nagle wstał, zgasił ognisko i zaczął zbierać rzeczy. – Pora ruszać dalej.
– Nogi mnie bolą, nie dam rady – wyjęczała Eileen.
Jasper westchnął ciężko. Wiedział, że tak będzie. Wyprawa na drugi koniec Meridianu to nie przelewki. Jednak zlitował się nad swoją nową towarzyszką i głośno zagwizdał w niebo.
– W takim razie nieco przyspieszymy podróż.
Każdego ranka, każdej nocy
Dla męki ktoś na świat przychodzi.
Jedni się rodzą dla radości,
Inni dla nocy i ciemności.

Wieczność kocha dzieła czasu.


– William Blake

4
Serena pisze:Księga ta była obita w czarną skórę
obić czymś - opawić w coś. Czyli obita czarną skórą.
Serena pisze:oczka w głowie
Oka w głowie.
Serena pisze:W pewnej chwili za drzwiami biblioteki rozległ się odgłos kroków, lecz księżniczka nie zwracała na to uwagi. Pewnie służący wciąż krzątali się po korytarzach.
Pisząc to ostatnie zdanie sugerujesz, że jednak zwróciła uwagę.
Serena pisze:W oddali dostrzegła zarys jakiejś jaskini, na którą padało delikatne światło księżyca. Jednak dziewczynka nie była taka głupia. Dobrze wiedziała, że nie zdąży dobiec do jaskini,
Powtórzenie.
Serena pisze:ale był stuprocentowo pewny jednego
wytnij te procenty.

Przeczytałem prolog i mam mieszane uczucia. Jakoś tak szybko się wszystko dzieje. Nie do końca przekonałaś mnie o tym, jak ważna jest ta księga, co musi zawierać, że bez niej nie da się podbić królestwa. Nie czytało się tego bardzo źle, ale troszkę się wynudziłem. Zobaczymy, co przyniesie ciąg dalszy...
Serena pisze: i się zatrzymał
i zatrzymał się
Serena pisze:Dziewczynka westchnęła tęsknie i obejrzała się za siebie na górujący ponad koronami drzew Kryształowy Pałac. Nazywano go tak, ponieważ wiele jego elementów wykonano z najlepszej jakości kryształu, specjalnie sprowadzanego z innych krain.
To spokojnie mogłaś umieścić w prologu. Brakowało mi właśnie budowania atmosfery. Rzuciłaś kilka nazw, zabiłaś parę osób i już. Wciągnij mnie w historię. Pokaż troszkę emocji bohaterów. Daj mi choć trochę zżyć się z zabitą księżniczką, wówczas jej śmierć zaboli mnie, a tak to zginęła i nie było mi żal. Ot trup.
Serena pisze:– Nie potrzebuję pasażerki na gapę.
Sformułowanie raczej z naszych czasów.
Serena pisze:Eileen świetnie znała każdą legendę Meridianu, ale nigdy w żadną nie wierzyła.
Strasznie racjonalne dziecko.
Serena pisze:jak pisało w legendzie.
było napisane.

Nie porwało mnie. Na pewno robisz mniej błędów merytorycznych, niż w Kochankach śmierci, ale nadal nie ma w tym polotu. Wiem, że pisząc wiemy o co nam chodzi. Znamy bohaterów, ale należy czasem spojrzeć z perspektywy czytelnika. On chce się dowiedzieć wszytskiego od autora. Napisz w prologu oólnie co to za kraina, kto chce ją napaść i po co? Co zawiera Ksiega Serafina tak istotnego, że jest kluczem do zdobycia krainy? Bardzo to wszystko suche. Skończyłem właśnie czytać trylogię Czarnego Maga Canavan. Też nie jest to dzieło najwyższych lotów, ale chociaż zżyłem się z bohaterami. Rozumiałem ich, znałem. Chciałem się dowiedzieć, jak potoczą się ich losy w kolejnym rozdziale. U Ciebie dostaję jakieś papierowe postaci, których los zupełnie mnie nie obchodzi. Popracuj nad tym elementem. Zaintryguj mnie czymś na początku, wyeksponuj Księgę Serafina, niech będzie tajemnicza, ale napisz czemu.

Na razie miernie. Nuda i bez emocji. A z tego pomysłu można zrobić coś fajnego.

Pozdrawiam.
Dariusz S. Jasiński
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”