Adalbert z okowów niewiedzy wyjęty

1
(Myślę iż przyszła pora, by na chwilę znów spotkać się z panem Johnem i Adalbertem. Dawnom tego nie robił i, szczerze mówiąc nie wiem, czy trzymam formę tych shortów, czy też jest gorzej? Ocena oczywiście należy do Was, jeśli znajdziecie chwilę, bo to przeczytać. Miałem z tym opowiadaniem dość spory problem. Musiałem pierwszy raz połączyć normalny dialog, trochę opisów i napisane myśli jednego z bohaterów. Próbowałem trzymać się pewnych zasad, ale bardziej wynikających z moich przemyśleń, niż z jakiejś konkretnej wiedzy. Dobra... Namieszałem ze wstępem, ale proszę, napiszcie mi przy swojej ocenie, czy wszystkie te połączone składniki były, kurcze, czytelne? Mam nadzieję, że Wam się spodoba.)







- Ostaw Adalbercie sprawy swe dzisiejsze i pójdźże ze mną na cotygodniowy udział w amatorskich działaniach teatrzyku „Świt” – oświadczył pan John spojrzawszy na wielki, ścienny zegar, a następnie odwróciwszy głowę do okna. – Pogoda sprzyja. Pójdziem piechotą.

- Ożesz… - mruknął służący zdejmowawszy przemoczony deszczem beret i zastanawiawszy się, cóż to takiego ten „teatrzyk”?

- Uznałem, iż kultura, choć przez mała „k”, to jednak może zasiać ziarenko nowego i chyba jedynego hobby w twoim życiu. Poza tym to świetna okazja, byś poznał moich wspaniałych przyjaciół i byś wreszcie zaczął „bywać”, Adalbercie.

Lokaj popatrzył na swojego pana z narastającą kolejny raz nienawiścią.

- Toć „bywam”, tego… no… miły…

Pan John westchnął.

- Hmmm… Wybacz, ale twe liczne osadzenia, ja „bywaniem” bym nie nazwał.

- Dobra. Pójdziem zara…

- Ach! – Pan John uderzył się lekko w czoło.

- Przynieśże z bardaszki egzemplarz scenariusza mojej nowej sztuki. – Ćwiczył żem tam ostatnio deklamowanie mej jakże ważkiej kwestii.

Adalbert odwrócił się, splunął ze złością do siebie jako takiego i wychodząc z salonu, pomyślał: „Kwestię twojo, to ja mogie rozwiązać szybko. Oj szybko…”

I sprawdził, czy w kieszeni marynarki ma jeszcze prawie pełną butelkę jałowcówki.

Punktualnie o osiemnastej zjawili się w małej salce teatralnej klubu kombatanta „Odrodzenie” i skierowali się do szatni.

- Odwieś nasze wierzchnie odzienie, przyjacielu i czym prędzej zasiadaj na widowni – powiedział podnieconym głosem pan John. – Dziś będziesz mym pierwszym krytykiem i widzem, drogi bracie w kulturze! Zasię spodoba ci się może?

Adalbert usiadł, jak tylko mógł najszybciej, w najciemniejszym kącie malutkiej widowni i łyknął piekący w gardziel jego anarchistyczną napój.

- Bede żył – powiedział cicho, ale działanie alkoholu i nagła praca strun głosowych tudzież krtani, spowodowała nagły przypływ kaszlu. – Ożesz, jebu twoju mać!

- Cisza! – usłyszał donośny głos i gwałtownie zaszył się za oparciem fotela. Dochodziły go dziwne słowa i zdania, których nie do końca rozumiał. Powoli w głowie Adalberta rodziło się zainteresowanie, by wreszcie nieśmiało wyjrzał zza oparcia. Zobaczył swojego pana, odzianego w szlafmycę i długą koszulę nocną. Pan John miał także podmalowane lekko oczy i zaróżowione równie niemocno policzki. W ręku trzymał świecznik. Naprzeciw niego stała również wieczornie odziana młoda, przecudnej urody niewiasta, płacząca i trzymająca dłonie na sercu.

- Córeczko?! Czyżby sen niedobry? Czemuż balkon na oścież otwarty? Ach... Kwiaty wiosenne... Ktoś zerwał je tej nocy! Te bratki rosną tylko kole młyna... Ten grajek... Czy Olgierd nawiedził cię dzisiaj?! Odpowiadaj, niewdzięczna! – wykrzykiwał pan John do dziewczęcia.

„Nosz jebu twoju mać…” – Adalbert nie mógł wyjść ze zdziwienia – „ Córke ma, świnia kapitalistyczna! Chowa w jakiejś, cholera jedna… Okno jej na ścianie nawet namalował. Ożesz… I jaki zły na nio!”

- Papo... Dziś serce mi pękło. Zawołam Stanisława. Niech szykuje mi automobil i rzeczy me zniesie. Wyjeżdżam za chwilę do Sióstr, do Józefowa. Wolę już habit przywdziać pokutny, niźli spełniać ambicje twe. Kuuoochałam go, Papo. I on umarł był... – wykrzyczało w kierunku namalowanego okna dziewczę. Po czym wyszło i schowało się za ścianę.

„Hmmm” – zaczynał rozumieć Adalbert. Pokiwał głową do siebie jako takiego. – „Temu chował, cholernik jeden! I nie wydawać nio za byle kogo chciał. Ty świnio kapitalistyczna… Ten Olgierd pewnież z prostego ludu… Swój chłop, pewnie! I grajek. A ten tu… Zaraz…”

Zastanowił się.

„Zara… Po co wołać jakiegoś Stanisława, jak można Adalberta przecie! Mnie! Może on drugie życie prowadzi, kom…kem… kambetant jeden?”

- O ja nieszczęsny... Jakże mogłem tak córce tragedię taką zgotować? Nie miałem racji... Stanisław! – wykrzyczał szlochając pan John. Adalbert mimowolnie podniósł się z fotela. Szybko jednak usiadł, gdyż do tego dziwnego pokoju wszedł jakiś zasuszony dziadek w białych rękawiczkach.

- Tak, jaśnie panie? – wykrzyknął.

„A mnie to od przyjaciół każe nazywać, cholera jedna. I od braci…”

Adalbert zacisnął pięści. Słuchał dalej.

- Wyślij Jędrka do miasta! Niech lekarza przywiezie, choćby pod groźbą broni! A żywo! ów nieszczęśnik rusza się jeszcze. Tam, wśród ostrokrzewu. Znieście go z koniuszym i ułóżcie w salonie. Córkę mą trzeba ratować! I jego... I ich uczucie – wykrzyczał pan John, po czym chwycił się za głowę i schował się za ścianą.



Jedno było pewne. „Nic nigdy nie jest takie samo, jak byśmy myśleli” – pomyślał Adalbert, kiedy w ciszy wracali do domu. Po powrocie, zrobił jeszcze swojemu panu kolację, położył się spać wylawszy resztę jałowcówki za okno i przestał odzywać się do pana Johna przez następne kilka lat.
"Ostatecznie mamy do opowiedzenia tylko jedną historię." - Jonathan Carroll

2
Stylistycznie bardzo słabe. Na tle Przychodzi karp i Psyyt wręcz tragiczne. Nie spodziewałem się, choć domyślam się dlaczego tak się stało. Stylizacja. Powiedzieć kuleje to trochę za mało. Leży.



Nie czytałem wcześniejszych opowiadań z cyklu więc mogę się tylko domyślać, że p.John to egzaltowany pan z wyższych sfer, a służący to prostak i zabijaka. Dwa charaktery,dwa odrębne "języki" oraz narracja. Wydawać by się mogło, że proste do napisania. Nic bardziej mylnego.



1. Miesza się stylizacja dialogów z narracją.

2. Miesza się styl wypowiedzi bohaterów.



Przejdźmy zatem do przykładów.


1Ostaw Adalbercie sprawy swe dzisiejsze i 2pójdźże ze mną na cotygodniowy 3udział w amatorskich 3działaniach teatrzyku „Świt”


To zdanie jest koszmarkiem, mieszaniną, amalgamatem nieznośnym.

1. Archaizm

2. To znam z różnych źródeł:

- jako cracovianum - choć wymawiane bardziej jako pój-dże, to zapis ten sam - współcześni użytkownicy tej formy językowej nie zostaną, bez dwóch zdań przypisani do sfer wyższych.

- popularne w regionach wiejskich małopolski i części podkarpacia

3. Wyrazy całkiem współczesne, ujęte w dziwnej i nieprawidłowej formie - p. John proponuje: pójść na udział w działaniach. Bardzo brzydkie.


oświadczył pan John 1spojrzawszy na wielki, ścienny zegar, a następnie 2odwróciwszy głowę do okna.


Czy napisawszy to zdanie zerknąwszy na nie później?

Używamy imiesłowu przysłówkowego uprzedniego w celu wyrażenia uprzedniości jakiejś czynności w stosunku do innej. A więc spojrzawszy - odwrócił


Pójdziem piechotą.
Jest stylizacja. Ciekawe, czy będzie w następnej wypowiedzi p.Johna?


Uznałem, iż kultura, choć przez mała „k”, to jednak może zasiać ziarenko nowego i chyba jedynego hobby w twoim życiu. Poza tym to świetna okazja, byś poznał moich wspaniałych przyjaciół i byś wreszcie zaczął „bywać”, Adalbercie.
Nie. Nie dotrwała. Całkiem współczesne zdania. No cóż - idziemy dalej.


- Ożesz… - mruknął służący zdejmowawszy przemoczony deszczem beret i zastanawiawszy się, cóż to takiego ten „teatrzyk”?


To już było. Jak doczytałem do tego momentu, to uświadomiłem sobie, że mogłeś tę konstrukcję uznać za archaiczną i stosować w celu stylizacyjnym. Więc jest tak:

Faktycznie, we współczesnym języku polskim użycie imiesłowów przysłówkowych uprzednich powoli wychodzi z użycia - nie mówimy "poszedłszy do domu zmyłem naczynia", tylko "poszedłem i zmyłem". Natomiast jeżeli podejmujesz się używania jakiejś formy gramatycznej, musisz stosować ją zgodnie z zasadami. O ile w przypadku poprzednim, użycie takiego imiesłowu w pierwszej części zdania było uzasadnione, o tyle

w zdaniu powyższym nie. Dlaczego? Ponieważ sąto czynności dziejące się jednocześnie i należy użyć imiesłowu przysłówkowego współczesnego: "mruknął zdejmując [...] beret i zastanawiając się [...]"


Dobra. Pójdziem zara…
O! Lokaj też mówi "pójdziem". Tak samo jak p. John


Lokaj popatrzył na swojego pana z narastającą kolejny raz nienawiścią.
A wcześniej kiedy mu narastała?

Może spojrzał kolejny raz z narastającą nienawiścią?


Przynieśże z bardaszki egzemplarz scenariusza mojej nowej sztuki. – Ćwiczył żem tam ostatnio deklamowanie mej jakże ważkiej kwestii.
Używając stylizacji weź pod uwagę, że pewne archaizmy nadal funkcjonują w niektórych grupach społecznych. Jeśli użyjesz takiego słowa nie osiągniesz zamierzonego efektu. Uczyłem się w podstawówce w Olsztynie i miałem tam kilku kolegów, którzy mówili "żem". To dla mnie nie jest elegancki archaizm, tylko żywy język kolegów z PGR-u w Klewkach. Od tej pory, jak pisałem stylizowane na archaiczne dialogi, nigdy żem tego słowa nie użył. Bo żem się bał, że mnie pani od polskiego skrzyczy. :) Ale to subiektywna opinia, więc nie musisz się zgadzać.



Nie udało Ci się stworzyć spójnych językowo dialogów i tekst - w dużej mierze na nich oparty - padł. Jest pomysł, są wyraziste postaci, jest warsztat (choć w tym opowiadaniu go nie widać). Ale w takiej formie nie jestem w stanie trawić Twojego tekstu. Dobre zakończenie nie jest w stanie nadrobić za słaby styl, a w Twoim wypadku, nawet trochę wstyd,że pozwoliłeś sobie na publikacje czegoś tak bardzo odstającego od poprzednich opowiadań.



Pozdrawiam

5
Żartuję. :)

Faktycznie. jakos mnie też ta część jakoś "nie leży". Może pora zaczekać dłużej z panem Dżonem i Adalbertem, aż przyjdzie coś świeżego?

Jednego zmieniać nie będe. Składni i archaizmów. Dlatego, że nie zakładałem i zakładać nie będę w jakich czasach żyją, w jakim mieście, regionie, państwie. I jest chyba moim własnym pomysłem ten zlepek wielu naleciałości.

"a w Twoim wypadku, nawet trochę wstyd,że pozwoliłeś sobie na publikacje czegoś tak bardzo odstającego od poprzednich opowiadań." - eee tam. "Wstyd to kraść i z baby spaść. " - jak mawiają takze chłopy z Klewek, choć PGR'ów już nie ma.

:)
"Ostatecznie mamy do opowiedzenia tylko jedną historię." - Jonathan Carroll

6
:) Jak ja lubię twojego Adalberta! Swój chłop! Pomysł bardzo mi się spodobał - skojarzył z taką rozbudowaną wersją dowcipów o Janie i hrabim - wiesz, co mam na myśli?

Jeszcze popraw wymienione wcześniej błędy, a naprawdę może być super.

Jak mi jeszcze coś przyjdzie na myśl, to się rozwinę w komentarzu. Teraz tylko chcę, żebyś wiedział, że mi się podobało.



Pozdrawiam,

Sabriel
Allouette, gentile allouette,

Allouette, je te plumerais.

Je te plumerais la tete... et la tete...

7
Ja też uważam ze tekst ma "to coś" - jest pomysł, jest zakończenie, są mocno kontrastujące postaci. Gorzej jest natomist w warstwie stylistycznej. Myślę, że nie warto stawiać kreski na opowiadanku, tylko szlifierka w dłoń i do roboty :)

8
- Przynieśże z bardaszki egzemplarz scenariusza mojej nowej sztuki. – Ćwiczył żem tam ostatnio deklamowanie mej jakże ważkiej kwestii.
Nie rozumiem tego podziału. Przecież (z tego, co widzę) to ten sam dialog.
kącie malutkiej widowni i łyknął piekący w gardziel jego anarchistyczną napój
skąd ten przestawny szyk w zdaniu?
powiedział cicho, ale działanie alkoholu i nagła praca strun głosowych tudzież krtani, spowodowała nagły przypływ kaszlu.
za blisko siebie...
A żywo! ów nieszczęśnik rusza się jeszcze.
O, tak to zapisujemy:
A żywo!... ów nieszczęśnik rusza się jeszcze.
do pana Johna przez następne kilka lat
następnych kilka lat - bo tych lat, tamtych lat.

O ile tekst jest pod względem treści ciekawy i plastyczny, to technicznie leży. Leży to małe słowo, bo przede wszystkim jest bardzo niekonsekwentny. Maladrill to dobrze ujął, ja powtarzać nie będę, jednak mieszanina narracji z mową pana jest szpilą w oczy. Jeżeli dodać do tego użycie archaizmów w formie czasu przeszłego jeszcze rozumiem, to tworzenie z nich czasu teraźniejszego jest błędem. Ponieważ
wyrazy takie jak: zdejmowawszy oraz zastanawiawszy nie istnieją w słowniku. Słowotwórstwo jest dobre tylko wtedy, gdy wprowadza coś, czego inaczej nazwać się nie da, lub odpowiada konwencji tekstu. Tutaj poruszasz się na granicy języka polskiego, wszystkim znanego i próbujesz modyfikować go w sobie tylko znany sposób. Prawidłowa forma, zdjąwszy, zastanowiwszy jest archaizmem, ale opiera się na konstrukcji wstecznej - przeszłej i zaprzeszłej.

Czytałem wiele twoich tekstów, i zawsze zastanawiam się, czym tym razem zaskoczysz - myślę, że nachalna wybujałość twórcza w tym wypadku przesądziła o losie tekstu, a to, co chciałeś przekazać, czyli zabawną historię, skryłeś za słowami z betonu... Niestety, ale poza treścią nic mi tutaj się nie podobało.

9
Fakt. Macie rację. Myślę, że największą siłą w panach dżonach była ich prostota. Ta, którą uzyskałem w jego pierwszych częściach.
myślę, że pora na chwilę pozostawic jego i jego sługę.
Dzięki za posty pod tym tekstem. Sam teraz widzę gros błędów technicznych. Ale też chciałem zmierzyć się z tak skomplikowaną narracją. Tym razem nie wyszło.
Nadal chcę bronić swojej formy. Tych archaizmów i udziwnień. Może to i jeszcze niedoskonałe i nieprzemyślane? Może to i czasem nawet odpychające od czytania? Ale też na tyle egzotyczne, że aż mnie samemu się podoba (sic!)

[ Dodano: Pon 13 Lip, 2009 ]
Jeszcze tylko dodam, że eksperymentuję. Ciągle. Nie pracuję nad swoim stylem, bo byłoby to w moim wypadku sztuczne. Ale naprawdę lubię taką formę pisania i chcę mnie się dalej ją pisać.
Pozdrawiam i jeszcze raz dzięki za posty!
"Ostatecznie mamy do opowiedzenia tylko jedną historię." - Jonathan Carroll
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”