"Król królów" (fantasy - fragment większej całości

1
Poniżej zamieszczam fragment większej całości, która się wciąż pisze :) Na razie zrobiłam bardzo wstępną korektę, więc zapewne jest tam sporo błędów. Zwykle pisząc "wyrzucam" z siebie jakąś historię, a mniej zwracam uwagę na formę gramatyczną itd. Liczę na to, że z Waszą pomocą "doszlifuję" tekst, dlatego czekam na wszelkie uwagi.

Powiem też, że pierwotnie chciałam umieścić akcję gdzieś w naszym kraju, ale wydaje mi się, że nieśmiertelna i potężna istota, będąca, nazwijmy to, egipskim bogiem Thotem, raczej nie wybrałaby na swoją siedzibę Polski. Jeśli się mylę i uważacie, że można umieścić akcję u nas, napiszcie.

Pozdrawiam i zapraszam do lektury tej mojej grafomanii :)









Arni Smith wrócił do domu później niż zwykle. Towarzyszyła mu młoda dziewczyna, którą poderwał w barze. Oboje całowali się od progu, mrucząc do siebie namiętnie. Arni nie wypuszczając jej z objęć sięgnął dłonią do kontaktu. Gdy salon zalała fala światła, dziewczyna krzyknęła przestraszona i odskoczyła od Arniego.

- Długo każesz na siebie czekać, Ami. - powiedział Dżechutti, który siedział w fotelu.

- Co pan tu robi?! Jakim prawem... Kto pana wpuścił?! - krzyknął nie mniej zdumiony od swej towarzyszki.

- To nie istotne.

- Kochanie, wezwij policję. – Arni lekko pchnął towarzyszkę w stronę telefonu.

- Nikogo nie wezwiesz. - Dżechutti błyskawicznie znalazł się przy dziewczynie. - Idź na górę skarbie i poczekaj na swego przyjaciela. Musze z nim porozmawiać, a to nie potrwa długo.

Przestraszona przytaknęła głową i pobiegła do sypialni.

- Arni, chciałbyś znaleźć Księgę Thota?

Smith przyjrzał się uważnie swemu nieproszonemu gościowi.

- A ty nie?

- Szczerze mówiąc nie jestem zainteresowany, by znalazł ją ktokolwiek.

- Oprócz ciebie, dodaj.

- To ty tak uważasz.

Pchnął lekko Arniego na kanapę. Sam stanął na wprost niego.

- Jak dużo wiesz o księdze? - Spytał groźnie.

- Wystarczająco, aby wiedzieć, że ty jej nie posiadasz.

- Skąd ta pewność? - zakpił.

- Gdyby było inaczej, nie potrzebowałbyś tej dziwki...

- Mówisz o Any? Nie ładnie, Arni. Wierzysz w to, co mówią o księdze? - Spytał nagle.

- Dżehuti, czego ty chcesz? Jeśli obraziłem twoją panienkę, to wybacz. Przepraszam. A teraz bądź łaskaw i opuść mój dom, zanim naprawdę wezwę policję.

- Arni, słyszałeś, co stało się z tymi, którzy twierdzili, że byli w posiadaniu księgi? - kontynuował niewzruszenie.

- Słyszałem. Wynoś się z mojego domu! –

Wstał gwałtownie jednak Dżechutti znów go pchnął na wersalkę.

- Jak śmiesz?!

- Mam swoje powody. - mruknął. - Powiedz mi, co byś wolał śmierć, czy szaleństwo?

- Słucham?!

- Co byś wybrał, śmierć, czy obłąkanie? Pytam z ciekawości, gdyż zazwyczaj daję wybór. Nie denerwuj się, Arni. Ty go nie dostaniesz. On dotyczy tylko tych, którym dane było czytać z Księgi Thota. Swoją drogą zdziwiłbyś się, co wybierano najczęściej. Wy ludzie zawsze potrafiliście mnie zaskoczyć. Przyznam, że byłem zdziwiony, iż to właśnie wam udało się przetrwać zagładę. Osobiście stawiałem na ludy żywiołów, lecz niestety. Ich już nie ma, a wy wciąż istniejecie. Nie dobiła was woda, ogień, ziemia ani powietrze. Przeżyliście każdy mój kataklizm. Gratuluję. Niestety niczego was to nie nauczyło. Wiesz, Arni, to zastanawiające. Jesteście śmiertelni, wasz pobyt na ziemi to zaledwie jedno moje westchnienie, a jednak nie potraficie uszanować życia. Istoty mojej rasy, którym jest dana wieczność dbają o nie bardziej, niż wy, którzy macie tak mało czasu. Doprawdy, nie jestem w stanie tego pojąć.

To jaka jest twoja odpowiedź? Śmierć, czy szaleństwo?

- Sam powinieneś się leczyć, Dżehuti...

- Tak naprawdę nazywam się Thot*

- Jesteś...

Arni nie dokończył. Poczuł nagle jak ciarki przeszły mu po plecach, a na jego spodniach pojawiła się mokra plama. Thot ukazał mu swe prawdziwe oblicze. Płonące zielone oczy z pionową źrenicą spoglądały na niego z pogardą. Jego ciało emanowało dziwnym blaskiem.

- Tak, Arni. Jestem nim. Nieśmiertelnym panem świata. Tym, który stoi ponad dobrem i złem... Nie, nie jestem bogiem, jedynie najpotężniejszym z żyjących. Wiecznym, niezniszczalnym... Jak moja księga. Ale tobie nie będzie dane z niej czytać.

-Ja... Panie... Błagam... Oszczędź mnie... Nie będę jej więcej szukał...

- Nie będziesz Arni, zresztą i tak byś nie znalazł.

- Panie, wybacz, wybacz mi każde zło, każdy grzech, kłamstwo... Każdą nieczystą myśl, pokusę odszukania twej księgi...

- Arni, mówiłem ci, że nie jestem bogiem. Nie musisz się do mnie modlić.

- Muszę panie, błagam o łaskę i litość, nigdy więcej nie wypowiem twego świętego imienia, oddam ci wszystko, co mam o twym doskonałym dziele...

- Arni, obraziłeś moją kobietę, dlatego umrzesz. To jest jedyny powód.

Dregs spojrzał na Dżechuttiego ni to zdumiony, ni wystraszony. Zdawał się nie rozumieć jego słów..

- Panie...

- Ośmieliłeś się spiskować przeciw niej, nazwałeś ją dziwką chciałeś wykorzystać do własnych celów. W rzeczywistości ona miała was doprowadzić do księgi, potem mieliście się jej pozbyć. Przypomnij sobie, swe brudne myśli, dokładnie wiedziałeś, co się stanie. Jej śmierć, ból... Any zawsze ci się podobała, ale była zbyt mądra. A ty się boisz inteligentnych kobiet.

- Panie... Litości... Tak, prawda, obraziłem ją, spiskowałem...

- To już ustaliliśmy. I nie proś. Ja nie znam litości. Ale raduj się. Pozwolę ci umrzeć stosunkowo szybko. Niestety dawna świetność Het Nete** przeminęła... Mój ojciec zapewne katowałby cię kilka godzin.

Dżehutti najwyraźniej bawił się strachem Arniego. Nagle w jego ręku coś błysnęło. Wzniósł w górę diamentowe berło.

Arni nie mógł się poruszyć, ani nawet wydobyć z siebie jednego dźwięku. Mógł tylko biernie patrzeć, jak Jaśniejący blaskiem Dzechutti kieruje berło w jego stronę.

- Będziesz czuł, że umierasz. - Syknął.

W tym samym momencie Arni poczuł potworny ból, jakiego nigdy nie doświadczył, jednak nie wydobył z siebie jednego krzyku. Tylko oczy zdradzały, jak bardzo cierpi.

Dżechutti przyglądał mu się z pogardliwym uśmiechem. Nie wykonywał już żadnego ruchu, jednak ciałem Smitha, co chwilę wstrząsały spazmatyczne dreszcze. Wciąż jeszcze żył i był w pełni świadom tego, co się wokół niego dzieje.

- Czasem myślę, że jesteś gorszy od swego ojca. - Do salonu wszedł nagle ciemnoskóry mężczyzna o jasnych włosach.

- To prawda. Seth miewał wyrzuty sumienia. Ja ich nie mam. Co z dziewczyną?

- Równie martwa, jak ten tutaj.

- Ten jeszcze żyje. Nie kazałem jej zabijać.

- Wybacz boski... Tak wyszło. - Uśmiechnął się złośliwie.

- Dżechud, na przyszłość trzymaj swoje żądze na wodzy.

- Będę pamiętał.

- Czemu ja ci nie wierzę. Dobra zrób tu, co masz zrobić. Jadę odebrać Ramisa z lotniska.

Uniósł do góry dłoń i diamentowe berło zniknęło tak nagle, jak się pojawiło. Nieśmiertelny znów przybrał zwyczajny wyraz oczu. Zgasła też otaczająca go poświata.

- Żegnaj Ami. - powiedział wychodząc.

Gdy zniknął za drzwiami Dżechud pochylił się nad wciąż żywym mężczyzną.

- Masz szczęście chłopie. Jego ojciec stosował bardziej wyrafinowane metody.

Podniósł sparaliżowanego Smitha i zaciągnął blisko telefonu. Wsunął w jego dłoń słuchawkę. - Tak, bracie śmiertelniku. Seth miewał bardzo makabryczne pomysły.

Mówiąc to Nieśmiertelny wyjął długi nóż kuchenny i podciął Arniemu gardło. Chwilę później, zaczął wynosić z jego domu wszystkie cenne dzieła sztuki.







* w zapisach hieroglificznych imię Egipskiego boga Thota brzmi Dżechutti.

** Het Nete - Biały Pałac, nazwa zaczerpnięta z tłumaczeń hieroglificznych, we wcześniejszej opowieści mieszkał tam Seth i Neitha - Rodzice Dżechuttiego.



I jeszcze coś o Księdze Thota, dla tych co nie wiedzą, jest ona podobnie jak graal, arka czy szmaragdowa tablica, legendarnym artefaktem, podobnie daje potęgę, wiedzę i władzę. Teksty źródłowe mówią, że kto poznał jej tajemnice stawał się szalony lub umierał.

Re: "Król królów" (fantasy - fragment większej cał

2
Agnieszka Cupak pisze:


Oboje całowali się od progu, mrucząc do siebie namiętnie.



Wystarczyłoby samo całowali się. Ale mrucząc? Brrr ...







Arni nie wypuszczając jej z objęć sięgnął dłonią do kontaktu. Gdy salon zalała fala światła, dziewczyna krzyknęła przestraszona i odskoczyła od Arniego.



Jakże łatwe do uniknięcia powtórzenie ["odskoczyła od niego"].





- Długo każesz na siebie czekać, Ami. - powiedział Dżechutti, który siedział w fotelu.



Arni czy Ami? Zdanie ciut łopatologiczne, bo raz, że nie mamy żadnego pojęcia o tajemniczym jegomościu [a Dżechutii na myśl przywodzi coś nadludzkiego], to jeszcze po prostu siedział w fotelu. Jak mniemam czuł pewność siebie oraz pogardę do bohatera, toteż możnaby to dosadnie wyrazić w sposobie jaki siedział na tym fotelu.







- Arni, chciałbyś znaleźć Księgę Thota?

Smith przyjrzał się uważnie swemu nieproszonemu gościowi.

- A ty nie?

- Szczerze mówiąc nie jestem zainteresowany, by znalazł ją ktokolwiek.

- Oprócz ciebie, dodaj.

- To ty tak uważasz.






Huh, a jeszcze przed chwilą byli na pan :P Ale jak mniemam, to była gra aktorska przed wyrwaną z baru dziewczyną [jak oryginalnie ^^]. Poza tym suchy dialog, jeśli można to tak wyrazić, w miarę możliwości dorzucaj opis zachowania, myśli w międzyczasie.





Mój ojciec zapewne katowałby cię kilka godzin.



Trochę śmiesznie to zabrzmiało, jeśli brać pod uwagę fakt, że większość w tym momencie posłużyłaby się zapewne wiecznymi katuszami, czy coś w ten deseń.





Dżehutti najwyraźniej bawił się strachem Arniego.



Dżehuttiego najwyraźniej bawił strach śmiertelnika. W twoim coś mi zgrzytało.





- Czemu ja ci nie wierzę. Dobra zrób tu, co masz zrobić.



Gdzie znak zapytania oraz silne zaakcentowanie na zwątpienie?







Uniósł do góry dłoń i diamentowe berło zniknęło tak nagle, jak się pojawiło. Nieśmiertelny znów przybrał zwyczajny wyraz oczu. Zgasła też otaczająca go poświata.

- Żegnaj Ami. - powiedział wychodząc.

Gdy zniknął za drzwiami,Dżechud pochylił się nad wciąż żywym mężczyzną.

- Masz szczęście chłopie. Jego ojciec stosował bardziej wyrafinowane metody.

Podniósł sparaliżowanego Smitha i zaciągnął blisko telefonu. Wsunął w jego dłoń słuchawkę. - Tak, bracie śmiertelniku. Seth miewał bardzo makabryczne pomysły.

Mówiąc to Nieśmiertelny wyjął długi nóż kuchenny i podciął Arniemu gardło. Chwilę później, zaczął wynosić z jego domu wszystkie cenne dzieła sztuki.






Przecinek mój [bo brakowało, ot co!] i poczucie, że całość się nie komponuje. Po co dał mu ten telefon, dlaczego nie użył boskiej mocy do zabicia go i dlaczego bogowie zniżaliby się do kradzieży? Może to tylko fragment i wyjaśniłoby się to później, ale takie to już moje osobiste odczucia :P





Podsumowując - sam pisarzem nie jestem, toteż oceniam to z punktu widzenia laika. Nie miałem większych problemów z dobrnęciem do końca, ale nijak mnie to nie zauroczyło. Postacie niezbyt wyraziste [z wyjątkiem Setha, który zapowiada się na prawdziwego bad ass'a] i generalnie szybko dochodzimy do faktu, że tekst ma potencjał, ale wymaga solidnego doszlifowania. Moja rada - napisz co napisać miałaś, zrób sobie długą przerwę od tekstu, czytaj dużo książek i wtedy sama zobaczysz ile zechcesz zmienić.



Zresztą bądźmy obiektywni - łatwiej krytykować niż tworzyć, a już w szczególności tworzyć na poziomie. Ciekawe ile sam popełniłem błędów, których nijak nie byłem w stanie dostrzec :D


3
Bardzo Ci dziękuję za rady i uwagi. Korekty na pewno to wymaga, parę rzeczy mi umknęło, ale tak jest z własnym tekstem, czasem pewnych rzeczy się po prostu nie widzi.



W dialogach wiem, że powinnam wyrażać myśli i nastroje, tu trochę to ograniczyłam.



Poza tym to fragment trochę wyrwany z kontekstu całości. Owszem Dżechutti jest osobą potężną i nadprzyrodzoną ale to wychodzi w trakcie. Arni to kolekcjoner dzieł sztuki i poszukiwacz Księgi Thota. Akcję umieściłam we współczesnym świecie gdzieś tam, stąd wymyśliłam sobie (może błędnie), że cała ta śmierć Arniego będzie upozorowana na napad rabunkowy, o czym jest w dalszej części tekstu. Dżechuttiemu jego kolekcja nie jest potrzebna :)

Seth faktycznie należy do złych chłopców, a w jego pałacu działy się czasem sceny dantejskie, ale Seth i Neitha (rodzice Dżechuttiego, to bohaterowie poprzedniej części, tu jest tylko do niej nawiązanie).

Wiem, że może błędem było publikowanie fragmentu wyrwanego z kontekstu ale wydawało mi się, że taka próbka pisaniny ujawni moje błędy i niedociągnięcia, a tym samym pozwoli mi doszlifować całość. Może to był błąd, ale i tak już wiele wskazałeś mi błędów, jako potencjalny czytelnik. I za to serdeczne dzięki.

Całość tej opowieści bardzo wiele dla mnie znaczy, wciąż coś dopisuję, coś tam zmieniam itd, ale chciałabym aby ostateczna wersja była jak to mówią "cacy" :)

Raz jeszcze dziękuję.

4
Agnieszka Cupak pisze:(...) parę rzeczy mi umknęło, ale tak jest z własnym tekstem, czasem pewnych rzeczy się po prostu nie widzi.


Prawda ;)




Agnieszka Cupak pisze:Poza tym to fragment trochę wyrwany z kontekstu całości. Owszem Dżechutti jest osobą potężną i nadprzyrodzoną ale to wychodzi w trakcie.


Stąd też nie warto wrzucać tylko najlepszych naszym zdaniem fragmentów, by wywrzeć jak najlepsze wrażenie, tylko początek. Wszak służy to w końcu nam, a nie jego czytelnikom, którzy zresztą czują się zakłopotani nie wiedząc co i jak.



Swoją drogą co do postaci Dżechuttiego - wyszło w trakcie i to jeszcze w tym fragmencie, toteż tłumaczyć nie musisz :P


Agnieszka Cupak pisze:I za to serdeczne dzięki.


Masz moje błogosławieństwo. Idź i czyń krzywdę innym punktując błędy. Człowiek może sporo się nauczyć w ten sposób, a przy okazji nabrać tak potrzebnej w zawodzie pokory.


Agnieszka Cupak pisze:Raz jeszcze dziękuję.


Jeszcze daleko nie odchodź, bo weryfikatorem nie jestem. Wtenczas zażyj coś na uspokojenie, wykup ubezpieczenie i załóż parę porządnych ochraniaczy.

5
:)



Święta racja :)



Co do Dżechuttiego to w zasadzie w tym właśnie fragmencie pokazuje swe oblicze, wczęśniej raczej można się domyślać, ale też nie do końca.



Następnym razem wezmę fragment samego początku i już :)

6
Przeczytałem już jakiś czas temu i do tej pory nie wiem, co mam senswnego napisać. Właściwie miałem się nie wypowiadać, ale skoro przeczytałem, to wypada choćby ten fakt zaznaczyć.

Ogólnie to mnie ten tekst nie zainteresował. Nie chodzi o błędy, czy styl, raczej o pomysł. Czy to Księga Thota, Święty Graal, czy inna Bursztynowa Komnata, mnie po prostu nie ciekawi obracanie fabuły wokół jakiegoś tajnego, mistycznego przedmiotu, który każdy chce zdobyć. Mam nadzieję, że nigdzie w tę opowieść nie wplączesz nazistow. Chociaż parodia z wykorzystaniem powyższych motywów mogłaby być przednia.



Co do Twojego pytania o miejsce akcji - może być w Polsce, bo czemu nie, ale ja bym urozmaicił. Akcja zaczyna się za granicą, główny bohater nie jest Polakiem, ale potem fabuła przenosi się do Polski. Myślę, że wymagałoby to wprowadzenia jeszcze jednego głównego bohatera, który z kolei bylby Polakiem. Ale to tylko moje propozycje, żeby nie powiedziec widzimisie.

7
Arni nie wypuszczając jej z objęć sięgnął dłonią do kontaktu.
I tutaj kończy się opowieść, bowiem Arni w zetknięciu z kontaktem został porażony prądem i akcja jego serca zatrzymała się, a nachlana lalunia nie potrafiła go zreanimować. Nawet dzieci wiedzą, że nie pcha się paluchów do kontaktu! Ale mógł na przykład dotknąć włącznika...


- Co pan tu robi?! Jakim prawem... Kto pana wpuścił?! - krzyknął nie mniej zdumiony od swej towarzyszki.
A kiedo ona była zdziwiona? Nie ma tego w tekście.


- Kochanie, wezwij policję. – Arni lekko pchnął towarzyszkę w stronę telefonu.


Poderwał ją w barze, i już mówi do niej per Kochanie? Brzmi to co najmniej śmiesznie...


Przestraszona przytaknęła głową i pobiegła do sypialni.
Przytaknęła skinięciem głowy, albo przytaknęła - co by oznaczało, że wypowiedziała "Tak"


- Gdyby było inaczej, nie potrzebowałbyś tej dziwki...
Tutaj zaczyna być sztampowo - w fragmencie, który czytam kobieta z Baru jest "nikim", ale nagle urasta do rangi "ważnej"... Być może jest coś wcześniej, co sugeruje, że jest ona ważna, ale wobec tego, fragmenty które zapodałaś zdecydowanie ujmują jej randze (ważności)...


- Mam swoje powody. - mruknął.
bez kropki po powody



Nie wiem, jak to dobrze ująć, ale coś odczuwam, że zły fragment wybrałaś: niby dużo się dzieje, niby jest akcja i mnogość bohaterów, tylko co z tego? Jak w żaden sposób to nie przemawia do mnie, nie wciąga, nie interesuje?



O stylu: ponieważ początek narracji zawierał błędy logiczne, a w dalszej części jest praktycznie sam dialog, to nie mam co tutaj się rozpisywać, bo próbka jest za mała.



O tekście: Mimo akcji, to wieje nudą. Dialogi są dziwnie sztywne, a z tego fragmentu nie wiele jestem wstanie wywnioskować, czemu tak jest. Być może jest po temu powód, ale tutaj go po prostu nie widać.



Nie podobało mi się.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

8
Alan pisze:Przeczytałem już jakiś czas temu i do tej pory nie wiem, co mam senswnego napisać. Właściwie miałem się nie wypowiadać, ale skoro przeczytałem, to wypada choćby ten fakt zaznaczyć.

Ogólnie to mnie ten tekst nie zainteresował. Nie chodzi o błędy, czy styl, raczej o pomysł. Czy to Księga Thota, Święty Graal, czy inna Bursztynowa Komnata, mnie po prostu nie ciekawi obracanie fabuły wokół jakiegoś tajnego, mistycznego przedmiotu, który każdy chce zdobyć. Mam nadzieję, że nigdzie w tę opowieść nie wplączesz nazistow. Chociaż parodia z wykorzystaniem powyższych motywów mogłaby być przednia.






Obiecuję, że nie będzie tu nazistów ani nawet templariuszy :) Księga Thota owszem pojawia się, podobnie jak motyw jej poszukiwania, ale całość w zasadzie nie dotyczy Księgi Thota, albo raczej nie w stopniu w jakim można się spodziewać. Na pewno to nie ma być kolejna wersja Indiany Jonesa czy coś podobnego.



Jak wspomniałam ten tekst jest wyrwany z kontekstu, w zasadzie sam dialog, jeszcze przed korektą, zapewne był to błąd. :) Następnym razem dam coś mam nadzieję bardziej interesującego i lepiej poprawionego.

[ Dodano: Nie 19 Kwi, 2009 ]
Do Martiniusa:



Dzięki za wskazanie błędów i krytyczne uwagi, na pewno wezmę je sobie do serca. Dziewczyna z baru i ta, którą nazwano dziwką nie są tą samą osobą. Co nawet widać z tych dialogów. Ale fakt, że fragment wyrwany z kontekstu nie był najlepszym pomysłem.

Tak czy inaczej dziękuję i po poprawieniu i korekcie mam nadzieję, że wyjdzie to lepiej.

9
Agnieszka Cupak pisze: Oprócz ciebie, dodaj


To mnie zatrzymało. Czytałam to i czytałam i w żaden sposób nie mogłam sobie odpowiedzieć na pytanie, o co chodzi z "dodaj". Nie może być bez niego?


Agnieszka Cupak pisze: Słyszałem. Wynoś się z mojego domu! –


Myślnik do usunięcia. Po drugie - za szybko. Najpierw odpowiada spokojnie - no przynajmniej tak się wydaje - a po tym krzyczy, rozkazuje. W takim momentach dobrze dać jakąś wstawkę narratorską.


Agnieszka Cupak pisze:ani nawet wydobyć z siebie jednego dźwięku


"żadnego" powinno lepiej brzmieć.





Przydałoby się też popracować nad zapisem dialogów.



Sam tekst... nudzi. I śmieszy. A zapewne nie miało to być jego celem. Moment, w którym Dżehutti odkrywa prawdziwą twarz jest tak do kitu - szczególnie jego odezwania - że aż chce się skończyć czytać. Niczym w marnej, fantastycznej opowiastce jakich wielu. Niestety, na razie tak twój tekst wygląda. Lecisz z nim, byle skończyć. No, oczywiście, czyta się szybko, ale co z tego, jeżeli po pięciu minutach od skończenia ma się pustkę w głowie? Bo tekst nie trafia/nie zaciekawia.



Pozdrawiam

Patka

10
Cóż mogę powiedzieć? Przeczytałem. A to chyba najważniejsze. Przedstawiony fragment mnie nie odstraszył i mógłbym przeczytać resztę.

Parę uwag, jednak mam.

Przede wszystkim liczne błędy logiczne. Wspominał już o nich Martinius, więc nie będę już powtarzał jego zastrzeżeń, z którymi całkowicie się zgadzam.

Druga sprawa to „didaskalia”, a właściwie ich brak. Wiem co bohaterowie mówią, ale nie wiem jak ta scena się rozgrywa. Informacje o emocjach, okolicznościach rozmowy są szczątkowe i powiedziałbym, że „sztywne”.
powiedział Dżechutti, który siedział w fotelu
Wiemy, że Dżichutti jest nieśmiertelny, obdarzony potężną mocą. Wszedł do domu bohatera (prawdopodobnie, bo tego z przytoczonego fragmentu nie wiem) dzięki nadprzyrodzonym zdolnością, nie boi się gospodarza. Poza suchą informacją, że „siedzi w fotelu” można by tak opisać zaistniałą sytuację, tak żeby pokazać jego świadomość wyższości nad innymi poprzez swobodę w zachowaniu. Nie tylko, że siedział, ale robił coś i w taki sposób, jakby czuł się jak u siebie i nie czuł respektu przed nikim i niczym. Mam nadzieję, że wyraziłem się w miarę jasno? ;)


Dżechutti błyskawicznie znalazł się przy dziewczynie.
Ze szczątkowej informacji nie wiem, czy znalazł się obok dziewczyny dzięki nadprzyrodzonym zdolnością („wyrósł jej spod ziemi’), czy po prostu szybko wstał z fotela i jednym susem skoczył w jej stronę.



Dodatkową trudnością w odbiorze tekstu jest to, że dałaś fragment wyrwany z kontekstu. Przyznam, że kiedy doszedłem do fragmentu, w którym Arni mówi, że Dżechutti „nie potrzebowałby tej dziwki”, zwątpiłem. Jedyną kobietą, która pojawiła się w tekście była podrywka Arniego, która wydawała się marginalną postacią, a tu nagle bohaterowie zaczynają o niej rozmawiać. Dopiero po pewnym czasie zorientowałem się, że to dwie różne osoby.



Jeżeli chodzi o pomysł na powieść, to jestem na tak. Co prawda, przedmiot o cudownej mocy i wykorzystanie motywów z kultury staroegipskiej nie są niczym oryginalnym, ale ubrane w ciekawą historię są zawsze na czasie i na pewno znajdą swoich amatorów. Owszem, literackiej nagrody Nobla za taką powieść nie dostaniesz i nie będą o niej dyskutować w TVP Kultura, ale takiego celu raczej sobie nie postawiłaś ;) No, chyba że się mylę ;)



Co do miejsca akcji. Fakt. Myślę, że potężna istota o nadprzyrodzonych zdolnościach nie zamieszkałaby w domku na Mazurach, czy bloku na warszawskim Ursynowie, co nie znaczy, że nie można wpleść naszej Ojczyzny w akcję powieści ;)

Z powyższego fragmentu trudno to wywnioskować, ale po personaliach bohatera mogę się domyślać, że na miejsce akcji wybrałaś USA? Ech… Czy wszyscy poszukiwacze skarbów, ekscentryczni miłośnicy antyków i awanturnicy muszą być Amerykanami? To chyba wynika z tego, że takie postaci są nam głównie znane, właśnie z amerykańskich filmów. Ale nie traktuj tej uwagi jako zarzut pod adresem twojej opowieści, bo to tylko taka ogólna uwaga na marginesie ;)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron