Jest to początek niewielkiego objętościowo opowiadania, a właściwie rzecz ujmując - zaledwie szkic; tekst nie został bowiem poddany jeszcze generalnej korekcie. Zamieszczam go na forum ponieważ chcę się dowiedzieć, czy Waszym zdaniem mam zadatki na pisarza. Dalszą część być może również tutaj opublikuję, jak tylko przeniosę treść z zeszytu na dysk twardy. Miłej lektury.
Jak długo może trwać jedna doba?
Sen się urwał; wizje zbladły, powieki drgnęły, biel sufitu zajaśniała bezlitośnie w oczach Pawła Maciupeńkiego, dwudziestotrzylatka z miejscowości o mało wdzięcznej nazwie, aczkolwiek całkowicie oddającej jej istotę: Pustka.
Budzik zamilkł za dotknięciem palców.
Zbudzony rozprostował członki, jęknął, „strzelił” z knykci, powykręcał kręgosłup, powiódł dłonią po włosach i westchnął ciężko.
― O Boże! ― powitał dzień głos przypominający zgniataną kartkę papieru.
Zwlekłszy się z łóżka, co nie trwało ułamka sekundy ani nawet trzech sekund, Maciupeńki naciągnął skarpetki i popełzał nimi na parter, do kuchni.
Na śniadanie przygotował sobie płatki z mlekiem. Przy posiłku dolna jego szczęka przywodziła na myśl żuchwę staruszki przeżuwającej w gębie gorycz swego wieku, mina zaś i spojrzenie ― oblicza zasobów prosektorium. Okna zasłonięte roletami stawiały opór kroplom. Świat za szybą wyglądał jakby niedawno jakiś pies uniósł nad nim jedną tylnią łapę i oznaczył go jako swoje terytorium: szaro, mokro, smętnie. Mimo tak opłakanego stanu wszechrzeczy w Pustce, rynny nadal dźwięczały, a nieliczni przechodnie w centrum miasteczka chronili swe głowy parasolami ― opady deszczu nie ustawały; to słabły, to znów się wzmagały, i tak w kółko, bez przerwy.
Dwudziestotrzyletni żołądek napełnił się Chocapicami i ucichł. Właściciel jego, korzystając z samotności, czyli nie troszcząc się o kulturę czy grzeczność, nieskrępowany absolutnie niczym, dał upust nasyceniu ― nie powściągnął gazów. Po mieszkaniu rozległy się charakterystyczne dla tej czynności odgłosy; jadalnię spowiła woń bynajmniej nie dodająca apetytu.
Nie ma to jak obfite śniadanko, pomyślał Paweł drapiąc się po narządach płciowych. Wystawały one ze zbyt luźnej bielizny jak łby kotów z worka; kotów o wyjątkowo bujnej sierści. Palec pieszczący genitalia powędrował następnie do nosa, stamtąd do ucha, a na samym końcu zniknął w ustach. Widocznie Maciupeńki nie mógł obejść się bez deseru.
Dalej był prysznic, czesanie i ubieranie się. Po owych zabiegach z lustra spoglądał na młodzieńca elegancki jegomość w dżinsach i czarnej koszuli; o rysach twarzy ożywionych i uśmiechniętych oczach. „No ― rzucił w przestrzeń ― z takim wizerunkiem mogę iść na panny”. Zaraz jednak czoło skrzywiła zmarszczka, ramiona opadły, plecy wygięły się w łuk; tęczówki poszarzały. Umysł wywlekł na wierzch, z trzewii pamięci, wszystkie dotychczasowe niepowodzenia związane z kobietami.
― Kogo ja chcę oszukać? ― mamrotał elegant pod nosem. ― Nikt nigdy się mną nie zainteresuje, powinienem sobie to raz na zawsze uzmysłowić.
Mimo skrajnego pesymizmu w sprawach damsko-męskich nie odstręczał pryszczami ani trądzikiem, waga jego nie przekraczała normy, ..... ― nie był brzydki, wzniecał zainteresowanie wielu kobiet; niejednokrotnie myślał, iż ludzie o gorszej od niego powierzchowności mają kogoś, kto darzy ich uczuciem; tłumaczył sobie wtedy swą samotność jako rezultat nerwicy, na którą cierpiał. „Jestem zbyt popaprany, by wzbudzić czyjąś miłość” ― zwykł mawiać. Podejrzewał, że do nieszczęść w życiu miłosnym przyczyniały się również zbyt wygórowane wymagania, stawiane przezeń płci przeciwnej. Dziewczyny interesujące się nim zbywał opryskliwością, natomiast do tych obojętnych wobec jego zalet ― wzdychał, listy pisał, wysyłał kwiaty; zawsze jednakże usiłowania poruszenia ich serc kończyły się fiaskiem. Po którejś porażce z rzędu wygasła w nim wiara w miłość ― uznał ją za bajkę podobną do legend o Świętym Mikołaju; „tak samo jak dziecko wyrasta z mitów o białobrodym brzuchatym dobroczyńcy, tak i ja spojrzeć muszę wreszcie prawdzie w oczy ― pora pogrzebać złudzenia, dla osobników mojego pokroju miłości nie ma!”
Nie pozostawał głuchym ani ślepym na zaloty ze strony „dziewczyn gorszego sortu”, jak nazywał je w myślach (a w jego mniemaniu tylko takie pałały doń sympatią), ale uważał, że nie będzie zawężał kryteriów jedynie po to, by nie być samotnym; nie zamierzał iść z życiem na kompromis. W wyniku: gnuśniał więc, czezł, światopogląd przyodział w cynizm. Matka jego, z którą mieszkał, nie omieszkiwała dzielić się z nim niepokojem względem niego, szczerze martwiła się o przyszłość syna.
― Pawle ― perswadowała ― musisz coś zmienić w swoim życiu. W wolnym czasie nie robisz nic, siedzisz na górze i czytasz książki albo oglądasz ze mną telewizję, tu, na dole. Życie towarzyskie to dla ciebie pojęcie abstrakcyjne. Od czasów gimnazjum nie byłeś na randce ani razu. Za miesiąc stuknie ci dwadzieścia trzy lata...
― Mamo, daj mi spokój ― odpowiadał chłopak. ― Rzeczą, której potrzebuję najmniej, są twoje pouczenia i rady. Jestem dorosły, potrafię się o siebie zatroszczyć.
― Tak? Więc jak długo zamierzasz pracować jako kierowca w firmie ciotki? Do starości?
― Mamo...
― Gdzie twoje ambicje?Studia porzuciłeś z powodów do dzisiaj mi nieznanych, przestałeś pisać... a zapowiadałeś się tak obiecująco. Twoja literatura...