1
Były wtedy wakacje. Dni długie i ciepłe, jaskółki z piskiem przecinające błękitną wstęgę nieba – cała ta trywialność lata z jego lenistwem, bezruchem, względnym poczuciem bezpieczeństwa. Słowem – lato nabrzmiało banałem.

Pojechałyśmy za miasto.

Rzeka. Las jak szereg zielonych bierek wetkniętych w wilgotną ściółkę. Piaszczyste drogi.

Mieszkałyśmy w starej, zbudowanej z czerwonej cegły, szkole, na poddaszu, gdzie jaskółki wiły gniazda.

Pierwszego dnia kąpałyśmy się w rzece, nie zdejmując ubrań. Woda przemoczyła mi bieliznę i długo potem stałam boso, w słońcu, które ścigało zenit, zanim wyschłam.

Potem przyszedł czas na ognisko i na zupę, na zapach dymu i pieczonego mięsa, na rozmowy w sali wyłożonej kamieniami, gdzie nad kominkiem wisiały poroża. Noc spadła na nas niespodziewanie. Szybko. Ciemność pokryła nieliczne budynki, rozpłaszczyła się tuż przy ziemi, wypełniła przestrzenie miedzy drzewami. Nie spałyśmy jednak. Bawiłyśmy się z całą gromadą obcych, młodych ludzi. Zasłanialiśmy dłonią oczy, to ukrywaliśmy się w ciasnych pomieszczeniach, gdzie wokół ściennych lamp gromadziły się ćmy, albo wbiegaliśmy w wieś, której splątane drogi wiodły prosto w noc.

Gdzieś koło drugiej, po stromych, nieoświetlonych schodach weszłyśmy na poddasze. Pod skosami stały, proste jak więzienne prycze, dwa tapczany. Położyłam się w ubraniu, przytulając twarz do poduszki. Przez uchylone okno wpadały urywane dźwięki muzyki z radia ustawionego na trawie dwa piętra niżej.

Pamiętam, był tam człowiek, którego nie poznałam nigdy.

- Boisz się mnie? – zapytał.

Nie odpowiedziałam. On miał jasne włosy. Długie jasne włosy okalające szczupłą twarz. Długie włosy opadające na ramiona opięte czarną koszulą.

W nocy sen ściął mnie tak szybko, jak kosa ścina głowy kwiatów. Zapadłam się w miękką poduszkę. Zdawało mi się wtedy, że on przyszedł, że drzwi skrzypnęły, poczułam jego ciężar na sobie i tapczan delikatnie ugiął się na sprężynach. W radiu leciało: „…nie ważne co będzie dalej, bo kocham cię jak Irlandię…”

Tak mi się właśnie zdawało.

Chwilę potem samochód trząsł na wybojach. Moja przyjaciółka spała na tylnym siedzeniu. Spojrzałam na nią. Coś było nie tak. Obrazowi zabrakło płynności. Wspomnienia to fragmenty życia, układanka, w której pewne części nie pasują, inne zgubiły się, a jeszcze inne są zdeformowane, dlatego zastąpiono je nowymi, prostszymi.

- Boję się – odparłam, ale nie usłyszał mnie.

Słowa stłumiła zielona gąbka lasów, pogrążonych w nieustannym patrzeniu.

Dodane po 1 minutach:

hmm... a akapity pożarł wół :cry:
Książki to drogi do innych światów.

3
Na dobrą sprawę to powiedziałabym, że tu nie ma puenty :) Ot, mam taki zwyczaj uwieczniać, w krótkich formach swoje wspomnienia. :)
Książki to drogi do innych światów.

4
Powinno być raz "Nieważne", ale mniejsza z tym.



Opisy są całkiem zgrabne, nie nudzą, niezły klimat, chociaż mnie też odrobinę uwierał brak puenty.



Ot, i tyle.



Nie wiem, cóż więcej możnaby rzecz.



Pozdrawiam.

5
Zdecydowanie popieram Eitai - brak puenty w tym tekście sprawia iż (przepraszam za wyrażenie) nie ma on sensu.

Teraz podsumowanie, jako zapis twoich wspomnień, na twój użytek tekst może być (tzn. interesujący). Jako "coś" literackie nie ma motywacji, nie ma po co istnieć, nic nie mówi.



Przechodząc do samego tekstu, płynna narracja, dużo metafor ale tak wplecionych w opisy iż nie uwierały. Ogólnie jest dobrze.

...i również nie wiem, co więcej mogłabym napisać.



pozdrawiam
"Rada dla pisarzy: w pewnej chwili trzeba przestać pisać. Nawet przed zaczęciem".

"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".

- Nieśmiertelny S.J. Lec
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”