Marcin nie był przystojny i nie potrafił rozmiękczać kobiecych serc pięknym śpiewem, miał za to wielkie marzenie, które zaprzątało mu głowę od dwóch lat. Niby normalna rzecz u młodego chłopaka, a jednak dość często wywoływała zakłopotanie u koleżanek z klasy i pogardliwe uśmiechy kolegów.
Chciał mieć dziewczynę. Miała być piękna i mądra, a Marcin kochałby ją mocno, zastępując niedoskonałości wyglądu i pustawy portfel swoim bezgranicznym uczuciem. Nie było to proste do zrealizowania i siedemnstolatek po nieudanych próbach z Anią, Klarą i dwoma Agnieszkami kontynuował poszukiwania.
Kolejnym obiektem westchnięć chłopaka była Ola. O rok starsza, z włosami do pasa i figurą modelki z kolorowych magazynów, od kilku tygodni powodowała przyśpieszone bicie serca, gdy tylko mijali się na szkolnym korytarzu. Kilka prób zaproszenia Oli na randkę skończyło się niepowodzeniem. Chłopak się jednak nie poddawał i kiedy pewnego razu upuściła swój telefon biegnąc po dzwonku do klasy wykorzystał sprzyjający moment. Dziewczyna spóźniona na lekcję i uradowana ocaleniem aparatu zgodziła się na spotkanie. Zrobiła to, co prawda w dość oschły sposób i godzina spotkania też była podejrzanie wczesna, ale Marcin nie zwrócił na to uwagi i szczęśliwy do granic możliwości, pobiegł do domu, zapominając o ostatniej lekcji.
Szybki prysznic, a potem kilka minut zastanawiania się nad wyborem odpowiedniej garderoby. Kiedy spodnie, koszula i buty zgrały się ze sobą przyszedł czas na finase. Na najwyższej półce biblioteczki z książkami za „ Zbrodnia i Kara” leżała skarpetka z sumiennie odkładanymi oszczędnościami na taką właśnie okazję. Było tego około osiemdziesiąt złotych i jak przekalkulował sobie w głowie Marcin, to powinno wystarczyć. Z filmów i opowiadań kolegów wiedział, że pierwsze wrażenie, jakie zrobi na dziewczynie na takiej randce ma ogromne znaczenie. Nie należy więc skąpić grosza i pokazać pannie jak bardzo ci na niej zależy.
Schował pieniądze do kieszeni i wybiegł z domu w stronę przystanku autobusowego. Patrząc na wystawę kwiaciarni po drugiej stronie ulicy doznał olśnienia. Kilka róż wręczonych dziewczynie, musiało już całkiem zmiękczyć jej serce i zmusić do pokochania Marcina.
Jak pomyślał tak zrobił i już po pięciu minutach siedział w autobusie linii 9, mającym zawieść go na miejsce spotkania.
Wysiadł na przystanku przy szpitalu i z szybko bijącym sercem dostrzegł wejście do kawiarni, w której miało się zacząć nowe życie z ukochaną u swego boku. Liczył na pusty lokal, zważając na wczesną porę, bo przecież pora lunchu już się skończyła, a ludzie pracujący w biurach w centrum byli jeszcze w pracy. Wszedł do środka i od razu zauważył jak bardzo się pomylił.
Grupa młodych ludzi, tak mniej więcej w jego wieku okupowała spokojny zwykle lokal w najlepsze. Dość mocno już pijani piwem, krzyczeli, kłócili między soba, by po chwili śmiać się z tego w najlepsze. Marcin trzymając w dłoni pięć czerwonych róż patrzył na to wszystko i nie bardzo wiedział co ma zrobić. Spojrzał na zegarek. Dochodziła trzecia i musiał się na coś zdecydować.
Podszedł do baru i zamówił u mocno zdegustowanej barmanki napój pomarańczowy. Kiedy kobieta zauważyła kwiaty, wskazała ręką na drzwi wyjściowe i uśmiechnęła się życzliwie.
- Na zewnątrz jest kilka stolików. - Puściła mu oczko. - Tam będzie ci łatwiej porozmawiać... - zauważyła, że jeden z pijanych klientów zaczął kopać w maszynę do gry w pokera i pobiegła w jego stronę.
Marcin wziął szklankę z sokiem i wyszedł na zewnątrz lokalu. Był słoneczny dzień i chłopak wybrał stolik w cieniu drzewa. Usiadł na metalowym krzesełku, zerkając znów na zegarek. Była równo trzecia.
- Po co ci te kwiaty? - Natarczywy głos wyrwał Marcina z wymyślania wariantów, jak powinna przebiegać rozmowa z Olą.
Odwrócił głowę do tyłu, zauważając, siedzącego przy takim samym stoliku bezdomnego. Tak przynajmniej nazwał go w myślach, sądząc po zniszczonych, starych spodniach, dziwnie wyglądającym kapeluszu i butach tak dziurawych, że nie miały prawa nadawać się do noszenia.
- Słucham? - Spytał grzecznie, nigdy nie oceniając ludzi po wyglądzie. Prawie nigdy, bo przecież jego dziewczyna musiała być ładna.
- Co słuchasz?! - Karłowaty staruszek splunał z dezaprobatą, wesoło kołysząc nogami nie sięgającymi chodnika. - Ty nie słuchaj, tylko na pytania odpowiadaj. - Po cholerę ci te kwiaty?
- Noo, z dziewczyną się umówiłem. - Odparł prawie nie słysząc własnego głosu.
- Aaa, z dziewczyną... - Staruszek kiwął głową ze zrozumieniem. Wyciągnął z kieszeni kamizelki, coś, co kiedyś było wykałaczką i zaczął dłubać w zębie. - A po co się z nią umówiłeś? - Wbił wzrok w twarz chłopaka. - Chcesz ją tylko zaliczyć czy może wielka miłość chodzi ci po głowie.
Marcin oburzony odwrócił głowę. Nie miał zamiaru z nikim dyskutować, o swoich prywatnych sprawach, poza tym było już cztery po trzeciej, a dziewczyny wciąż nie było.
- Chuchro z ciebie i za ładny też nie jesteś. - Staruszek pojawił się niespodziewanie przy stoliku Marcina. Spoglądał chwilę krytycznie na jego twarz, aż w końcu usiadł na drugim krześle.
- To miejsce jest zajęte! - Chłopak miał już dosyć towarzystwa bezdomnego dziadka.
- Tak, a przez kogo? - Tamten zaśmiał się ironicznie, sięgając po szklankę z sokiem Marcina. Upił trochę i splunął z niesmakiem. - To ma być sok! To jakiś chemicznie po koloryzowany koszmar.
Marcin zerwał się na równe nogi i spojrzał groźnie na staruszka.
- Zaczyna mi pan działać na nerwy. - Cały się trząsł, mając prawdziwą ochotę dać starcowi w zęby, choć nigdy w życiu nikogo nie uderzył.
Dziadek skulił się przerażony, lecz zaraz się wyprostował i patrząc z politowaniem na chłopaka, wybuchnął śmiechem.
- Z takimi wątłymi bicepsami, to możesz tylko ogródek plewić. - Staruszek zaczął grzebać w kieszeni spodni i po chwili wyjął kanapkę zawiniętą w brudny papier.
- Młody, lepiej coś zjedz, bo faktycznie licho wyglądasz. - Odwinął papier, przełamując kanapkę na pół. Wyciągnął rękę z jedną częścią w stronę chłopaka, ale ten odsunął się zgorszony.
Dziadek spojrzał zdziwiony na chłopaka i powąchał chleb.
- Czego wybrzydzasz. Jest całkiem świeża.
Marcin miał dość. Usiadł zrezygnowany, patrząc przed siebie. Dotarło w końcu do jego świadomości, że cała ta randka to jeden wielki żart ze strony Oli. Opuścił głowę w dół myśląc co teraz powinien zrobić. Pójść samotnie do kina? A może dobrze byłoby się upić z żalu? Ma prawie siedemnaście lat a nigdy wcześniej nie był pijany.
- Ty młody, a to nie ta twoja laska?
Głos starca przywrócił go do życia. Powiódł wzrokiem w kierunku, który wskazywała ręką dziadka.
Serce stanęło mu w miejscu, stracił oddech i wpatrywał się jak zahipnotyzowany w idącą w jego kierunku Olę. Ubrana w krótką spódniczkę i bluzkę z mocnym dekoltem powodowała, że żaden z mijających ją mężczyzn nie mógł na nią nie spojrzeć. Dziewczyna nie szła, lecz płynęła, a oku Marcina pojawiła się łza szczęścia.
- Akt pierwszy. Jest jednak szansa na miłość. - Starzec naśladując dyrygenta w filharmonii machał rękami i mruczał pod nosem wesołą, skoczną melodię.
Wciąż mocno podekscytowany chłopak chwycił róże i próbując wyrównać oddech, zrobił krok w kierunku nadchodzącej dziewczyny. Najważniejszy w życiu moment właśnie nadchodził.
Za Olą w odległości dziesięciu kroków pojawił się inny chłopak. Przeciwieństwo Marcina. Wysoki i dobrze zbudowany z twarzą młodego Leonardo DiCaprio, podbiegł do dziewczyny i klepnął ją w pośladek.
W pierwszym odruchu chciała go zbesztać za takie okazywanie uczuć w centrum miasta, ale widok znajomego dziwoląga ze szkoły powstrzymał jej wybuch. Patrzyła ze śmiechem na Marcina trzymającego kwiaty.
- Z tą randką, to był taki żart. - Podeszła do Marcina, bezradnie rozkładając ręce. Przez chwilę troska pojawiła się na jej twarzy, ale zaraz zniknęła i ironia z zażenowaniem dominowały w jej oczach. - Takie dziewczyny jak ja, nie umawiają się z takimi nieudacznikami jak ty. - Wzięła głęboki oddech, spoglądając na przystojnego blondyna spytała. - Wyobrażasz mnie sobie w towarzystwie takiego ćwoka?
Blondyn wzruszył ramionami i wskazał na tarczę zegarka.
- Idziemy, bo zaraz zaczyna się film. - Złapał Olę z rękę, ciągnąc w swoją stronę.
- Zaraz! - burknęła. - Wezmę kwiaty, bo są śliczne.
Marcin odprowadzał wzrokiem odchodzącą parę. Nie poczuł nawet jak łzy upokorzenia spływają mu po policzkach.
Staruszek podszedł do chłopaka i pomógł usiąść mu na krześle.
Patrzył rozbawiony na Marcina. Zacisnął obie dłonie w pięści i wcierając je w oczy też udawał, że płacze. W końcu znudziło mu się, a że chłopak wciąż pociągał nosem, wyrżnął go mocno w ramię.
- Naprawdę z ciebie mazgaj i oferma! - Złapał się pod boki, przybierając groźną minę.- Zaczynam się poważnie zastanawiać czy to dobry pomysł obdarzyć cię takim podarunkiem.
Marcin wytarł nos w mankiet koszuli. Wziął do ręki szklankę z sokiem stojącą przy staruszku, wypijając wszystko jednym haustem.
- Czym obdarzyć? - Spytał, nie będąc pewnym czy się nie przesłyszał.
Staruszek mruknął coś niezrozumiałego pod nosem, a potem długo patrzył w niebo. Usta mu się poruszały, ale do uszu Marcina nie dochodziły żadne dźwięki. W końcu starzec skinął kilka razy głową i spojrzał poważnie na chłopaka.
- Przebolałeś już tę wychudzoną laskę?
Marcin próbował się uśmiechnąć, ale wyszedł z tego tylko koślawy grymas na twarzy.
- Zazwyczaj zajmuje mi to od miesiąca do trzech.
Starzec pukał niecierpliwie palcem w blat stołu.
- Pytam poważnie.
Chłopak wzruszył ramionami i dotknął lewej strony klatki piersiowej.
- To siedzi tutaj mocno i nie tak łatwo się tego pozbyć. Mówię o uczuciu do drugiej osoby.
Dziadek westchnął znudzony, wstał od stolika i podszedł do dwóch mężczyzn w garniturach siedzących obok. Wziął do ręki oba drinki stojące na blacie. Obaj głośno zaprotestowali, a jeden z nich oburzony złapał dziadka za ramię. Staruszek uśmiechnął się pobłażliwie i stuknął paznokciem małego palca w stolik.
Ku zdumieniu Marcina, spodziewającego się awantury, obaj mężczyźni jak gdyby nic wrócili do rozmowy, nie zwracając kompletnie uwagi na staruszka, a ten trzymając w dłoniach dwie wódki z kolą wrócił do Marcina.
- Pij! - Odezwał się władczym tonem.
- Ale ja nie piję alkoholu.
- Czas, żebyś zaczął, bo będziesz takim ofermą do końca życia. - Podał mu jeden z drinków. Poczekał aż chłopak wypił trochę i usiadł na krześle.
- Pewnie, że wóda nie zrobi z ciebie faceta, ale chciałem, żebyś się trochę zrelaksował, zanim coś ci powiem.
Marcin patrzył na rozmówcę podejrzliwie, a nawet robił wrażenie lekko wystraszonego.
- Mam zaszczyt ci oznajmić, że zostałeś wybrany przez naszą radę najwyższą do otrzymania daru niewidzialności.
Marcin odsunął zadkiem krzesło do tyłu, mając zamiar uciec jak najszybciej potrafi ale starzec był szybszy. Znów zrobił coś z palcami i chłopak został unieruchomiony. Siedział, spoglądając na rozmówcę, ale nie mógł ruszyć nawet koniuszkiem palców.
- Wiem, że brzmi to niedorzecznie dla was ludzi, którzy nie posiadacie żadnych imponujących zdolności poza zabijaniem się nawzajem i doprowadzaniem tej planety do kompletnej zagłady, ale to prawda.
Wsunął dłoń pod kamizelkę, chwilę tam pogrzebał i w końcu wyjął czapkę bejsbolówkę z logo Boston Red Sox, którą podsunął na część stołu Marcina.
- Zakładając te czapkę stajesz się niewidzialny dla reszty ludzi. - Oznajmił uroczyście, choć głupkowata mina chłopaka przeczyła, że docenia powagę sytuacji.
- Noo, nie wstydź się i załóż czapkę. - Starzec zachęcił go ruchem dłoni.
Chłopak wsunął bejsbolówkę na głowę, spoglądając jednocześnie w szybę wystawową lokalu. Ku swemu przerażenie dostrzegł, że faktycznie nic nie dostrzega w miejsceu gdzie powinno byc jego odbicie. Zerwał czapkę szybkim ruchem i znów zobaczył siebie.
- Ja pierdole...! - Zaklął tak głośno, że odgłoś wulgaryzmu spowodował ból bębenków. - I co ja teraz mam z tym zrobić?
Patrzył długo w twarz starca, aż ten w końcu wzruszył ramionami i odezwał się zniecierpliwionym głosem.
- A rób co chcesz. To twoja nagroda za cnotliwe życie prawiczka, abstynenta i wyznawcy innych nudnych rzeczy, które twoi rówieśnicy robią od dawna. Nie moja decyzja, nie mój problem, ja tylko dostarczam przesyłkę.
Chłopak długo patrzył w niebo, zastanawiając się jak wykorzystać dany mu dar. Im dłużej o tym myślał, tym częściej przed jego oczami pojawiała się Ola.
Bejsbolówka.
2Jest w tym tekście niespójność: bohater to młody, niedoświadczony chłopak kierujący się emocjami, tymczasem narrator to stary incel (spójrz na kreację dziewczyny - czysty incelski schemat). I kiedy ten narrator opowiada historię chłopaka, to wychodzi jeden wielki fałsz.
Bardzo dobra (choć z trochę matczynej perspektywy) kreacja młodego chłopaka jest w tekście Nataszy, zerknij, może Cię zainspiruje: http://weryfikatorium.pl/forum/viewtopic.php?t=12327
Język jest bardzo słaby. Zobacz, jak nienaturalnie to brzmi:
Bardzo dobra (choć z trochę matczynej perspektywy) kreacja młodego chłopaka jest w tekście Nataszy, zerknij, może Cię zainspiruje: http://weryfikatorium.pl/forum/viewtopic.php?t=12327
Język jest bardzo słaby. Zobacz, jak nienaturalnie to brzmi:
Czy w ten sposób opowiedziałbyś coś kumplowi przy piwie? Moja rada: kiedy piszesz, nie myśl o tym, że piszesz. Po prostu mów w myślach do kogoś i zapisz to, dokładnie tak, jak to brzmi w Twojej głowie. Możliwe, że w pierwszej wersji wyjdzie dziwacznie, ale nie przejmuj się - taka opowieść zyska po poprawkach. Natomiast ze sztucznego, fałszywego języka, jakim operujesz w tym tekście, trudno zrobić coś dobrego, więc nie podejmę się szczegółowej weryfikacji.tomek3000xxl pisze: Kilka prób zaproszenia Oli na randkę skończyło się niepowodzeniem. Chłopak się jednak nie poddawał i kiedy pewnego razu upuściła swój telefon biegnąc po dzwonku do klasy wykorzystał sprzyjający moment. Dziewczyna spóźniona na lekcję i uradowana ocaleniem aparatu zgodziła się na spotkanie.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium
Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium
Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka
Bejsbolówka.
3Jest w tym tekście niespójność: bohater to młody, niedoświadczony chłopak kierujący się emocjami, tymczasem narrator to stary incel (spójrz na kreację dziewczyny - czysty incelski schemat). I kiedy ten narrator opowiada historię chłopaka, to wychodzi jeden wielki fałsz.
Możesz to wyjasnić na przykładzie, bo słabo to zrozumiałem.
Za to pomysł z piwem i opowiadaniem kumplowi bardzo dobry i spróbuje w ten sposób.
Możesz to wyjasnić na przykładzie, bo słabo to zrozumiałem.
Za to pomysł z piwem i opowiadaniem kumplowi bardzo dobry i spróbuje w ten sposób.
Bejsbolówka.
4To, jak wygląda i zachowuje się postać (tu: Ola) zależy od tego, kto na nią patrzy, jak się temu komuś wygląd i zachowanie kojarzy. Narrator interpretuje opisywaną rzeczywistość na swój sposób. Na przykład: ktoś pije i awanturuje się. Jak opisze jego zachowanie kochająca kobieta? Terapeuta? Policjant? On sam? Każdy z tych narratorów użyje innych słów.
U Ciebie Ola została opisana tak, jakby patrzył na nią ktoś stary, niezadowolony z życia i kontaktów z kobietami, no, taki typowy incel. Masz narrację trzecioosobową, więc jest to narrator. Nie mamy tu za to punktu widzenia młodego, pełnego nadziei Marcina, który jest bohaterem. Brakuje jego uczuć, skojarzeń, sposobu, w jaki on widzi Olę. Ja zauważyłam tylko jedną taką rzecz i to bym w tekście zachowała, bo wydaje się prawdziwe: on nie jest zainteresowany konkretnie tą dziewczyną, tylko po prostu jakąkolwiek, byle jej zainteresowanie dało mu kilka punktów do zajeb***ości. U młodego chłopaka - prawdopodobne. A co poza tym?
Tylko uważaj: jeżeli narratorem jest rzeczywiście stary zgorzkniały incel, to on Marcina też opisze ze swojego punktu widzenia. Chyba że chcesz zmienić narratora, ale wtedy do zastanowienia: jak mogą widzieć Olę i całą tę historię inne osoby?
U Ciebie Ola została opisana tak, jakby patrzył na nią ktoś stary, niezadowolony z życia i kontaktów z kobietami, no, taki typowy incel. Masz narrację trzecioosobową, więc jest to narrator. Nie mamy tu za to punktu widzenia młodego, pełnego nadziei Marcina, który jest bohaterem. Brakuje jego uczuć, skojarzeń, sposobu, w jaki on widzi Olę. Ja zauważyłam tylko jedną taką rzecz i to bym w tekście zachowała, bo wydaje się prawdziwe: on nie jest zainteresowany konkretnie tą dziewczyną, tylko po prostu jakąkolwiek, byle jej zainteresowanie dało mu kilka punktów do zajeb***ości. U młodego chłopaka - prawdopodobne. A co poza tym?
Tylko uważaj: jeżeli narratorem jest rzeczywiście stary zgorzkniały incel, to on Marcina też opisze ze swojego punktu widzenia. Chyba że chcesz zmienić narratora, ale wtedy do zastanowienia: jak mogą widzieć Olę i całą tę historię inne osoby?
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium
Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium
Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka